- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Zaginięcie Megan Crow

Zaginięcie Megan Crow

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Zaginięcie Megan Crow

­Gdybym nie skorzystał z możliwości zaciągnięcia się do akademii kadetów, to z pewnością zostałbym kolejnym mało zarabiającym frajerem. System Fomalhaut był miejscem moich narodzin – układ doskonały i olbrzymi – pod każdym względem idealnie dobierany przez handlarzy, z umiejętnościami zarabiania wyraźnie powyżej przeciętnej. W związku z tym nie odwiedzano nas tutaj zbyt nadmiernie. Większość czasu poświęcałem na ćwiczenia manewrów załadunkowych albo na szkolenie związane z nauką przetrwania. Moja rodzina szybko opuściła to miejsce, a ja spędzałem czas pozostawiony samemu sobie. Z biegiem minionych lat domyślałem się, że noszenie jej nazwiska, nie miało dla niej większego znaczenia.

Przeminęło wiele nudnych chwil, a wybór dalszej drogi życia pozostawał wyłącznie w moich rękach. Zastanawiałem się, czemu coś nieustannie pchało mnie do podróży w nieznany, niezbadany świat, który jest bardziej odmienny od stacji orbitalnych czy niekończących się rywalizacji o prestiż.

– Porozmawiajmy szczerze. Według mnie są tylko dwie możliwości. – powiedział jeden z oficerów. – Będzie pan służył jako żołnierz, a po osiągnięciu odpowiedniego wieku zostanie przeniesiony w stan spoczynku lub opuści obwód „Federacji militarnej" teraz.

– Nie otrzymałem nawet minimalnego wynagrodzenia za przepracowane lata. Jestem bez środków do życia, a całe moje doświadczenie wyniosłem z morderczych treningów, które organizowała wasza domena. Posiadam pewne specjalne umiejętności, takie jak na przykład pilotowanie statków.

– Pana osiągnięcia nie są tak wysokie, jak początkowo zakładali nasi analitycy. Jest dużo słabiej, niż myśleliśmy.

– Co pan sugeruje? Mam sporo samozaparcia, nigdy nie byłem nazbyt ambitny, ale znam swoją wartość.

– Niestety… ale dla nas, to zbyt mało.

– Bardzo dziękuję za pomoc. – powiedziałem sarkastycznie, będąc wściekły na cały świat.

– To my dziękujemy za pana poświęcenie. Każdy żołnierz traktowany jest równorzędnie.

– Do widzenia. Wypiszcie mnie z waszej dżentelmeńskiej loży!

Musiałem coś zrobić, aby rozpocząć realizację swoich planów. Moje początkowe zamysły, nadzieje dotyczące tych dusigroszów były zbyt wygórowane. Nie miałem tutaj czego szukać, więc postanowiłem znaleźć statek transportowy zmierzający do innych, gwiezdnych systemów. Kontrakt podpisany z przedstawicielem koncernu wydobywczego, opierał się na dziesięcioletniej służbie jako operator magazynowania złóż w ładowni statku. Miejscem docelowym został układ o nazwie Wolf-B532, oddalony od najbardziej znanych i skolonizowanych obiektów. Jedyną zamieszkaną planetą okazała się Aurora, której typowo ziemska zasobność złóż – porównywalne wydobycie zasobów – pozwalała na utworzenie licznych kolonii górniczych; fakt dość specyficzny dla tego systemu, dziwnym zbiegiem okoliczności dokonywano tutaj terraformowania powierzchni planety. Proces został zakończony na drugiej fazie, co również budziło sporo wątpliwości wśród zaangażowanych elit naukowych. Nad całym przebiegiem operacji sprawował pieczę doktor John Harley, który zginął podczas odlotu promem kosmicznym na planetę Ziemia.

Osoba zdeterminowana i lubiąca stawiać swój los na szczęśliwą kartę, mogła nawet nieco zarobić, w tym zapomnianym przez wszystkich, dalekim obiekcie astronomicznym. Szybko zdołałem wywnioskować, że praca na transportowcu złóż o nazwie "Admirał Rud i Staliwa", to wyłącznie walka szczurów oraz krwawe gierki załogowe. Zmieniałem swoje nastawienie do ludzi, którzy prawie przez cały czas byli pogrążeni w marazmie oraz depresji. Zamawiając jak zwykle coś do jedzenia w mesie transportowca, starałem się odnaleźć dobre miejsce na samotny posiłek. Wszystko wydawało się toczyć normalnym torem, kiedy szczupła i elegancko ubrana kobieta podeszła do mojego stolika.

– Nazywam się Sara Wróblewska. Czy można wiedzieć jak cię wołają, bo chyba nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiać? – zapytała, siadając na przeciwko mnie.

– Jestem Todd Brooks – pilot oraz operator drugiego stopnia. Bardzo mi miło ze spotkania.

– Ja należę do grupy programistów systemu obsługi rdzenia atomowego. Postanowiłam zostać tutaj trochę dłużej, niż planowałam na początku. Nie wiem, czy dobrze wybrałam.

Nie wierzyłem, że w końcu przyszedł do mnie ktoś cieszący się, aż tak wysoką rangą. Jeszcze nigdy nie spotkało mnie nic podobnego, w moim krótkim i dynamicznym życiu. Była dość ładna, krótko przycięte włosy, gładka skóra i malutki srebrny medalion, noszony pod szyją.

– Masz kłopoty? Gdybyś potrzebowała pomocy, to lepiej zgłoś się do odpowiedniej osoby na statku – z twoją rangą, im szybciej to zrobisz, tym bezpieczniej dla ciebie.

– Lubię rozmawiać z ludźmi, zwłaszcza z tymi, których jeszcze nigdy nie spotkałam. Jeśli chcesz możemy pospacerować po awaryjnych częściach pokładu. Mam swobodny dostęp, do każdego obszaru.

Za wykroczenie tego typu, można było trochę posiedzieć albo zostać od razu wydalonym z pracy. Nie byłem święty, jednak miałem swoje plany na przyszłość, o których wcześniej wspomniałem.

– Posłuchaj Sara… jesteś ładna i wykształcona, ale muszę ci podziękować za twoją propozycję.

– Może jednak spróbujemy?

– Dzięki, ale mam jeszcze sporo do zrobienia.

– Bardzo dobrze się składa…. "Kontrola Bezpieczeństwa Statku" poziom pierwszy. Oficer Sara Wróblewska. Chciałam zakomunikować, że jest pan wolny. Bez obaw, to rutynowa procedura, a więc proszę wracać do swoich zajęć.

– Chyba nie muszę się nikomu tłumaczyć, co takiego robię podczas swojej przerwy. – powiedziałem zdenerwowany.

Sara Wróblewska spojrzała stanowczym wzrokiem na rozmówcę, zastanawiając się przez ułamek sekundy dłużej, niż zwykle.

– Dzisiaj wieczorem… przyjdź na poziom A-trzynaście.

– Mówisz oficjalnie czy może prywatnie?

– Sam dobrze wiesz, jak. – uśmiechnęła się pani oficer.

– Zaryzykuję.

Znajomość z Sarą Wróblewską trwała przez bardzo długi okres. W trakcie kolejnych spotkań przychodzili różni głupcy, byli też specyficzni ludzie tacy jak Stacy Patche, mający poważną manie samobójczą na tle samotności. Po prostu tęskniła za domem, w którym przebywała do osiemnastego roku życia. Nazywano go "Światem Doshimy", a charakteryzował się pięknie ukwieconymi łąkami, bystrymi strumieniami oraz dziką przyrodą zajmującą sporą część planety.

– Jeśli zerwę dzisiaj umowę z kompanią, to będę o dziesięć lat młodsza od was. – powiedziała Stacy, biorąc do ust nasączony narkotykiem kartonik.

– Stara śpiewka. Znowu nasza impreza skończy się na oglądaniu projekcji filmów z twojej rodzinnej planety.

– Masz z tym jakiś problem Toddie?

– Raczej nie, ale są chwilę, kiedy lubię porządnie wypić… Mocny alkohol działa jak lekarstwo, tylko nie każdy ma uwrażliwiony organizm.

Na wpół rozebrana Sara, z pytającym spojrzeniem patrzyła w moim kierunku, próbując powiedzieć coś, czego akurat w tym momencie nie potrafiła wyrazić słowami. Brała ostatnio bardzo mocne środki przeciwbólowe, ale jeszcze nie była od nich uzależniona.

– Co masz na myśli kapitanie?

Starałem się poprawić nastrój swojej nowej znajomej, mówiąc coś zabawnego.

– Będziemy mieli dziecko Saro… – powiedziałem, wcielając się w jej rolę. – Podobne do naszej Stacy, która będzie miała dzieci podobne do ciebie.

Powolutku kończyłem smakować drogą Whisky i zaczynałem popadać w lekką megalomanię, jak zwykle kiedy butelka osiągała dno.

– Ja… będę miała dziecko? – zapytała nieźle „nagrzana" przyjaciółka, zaczynając ogarniać projekcję.

Przez moment, wszyscy zwrócili uwagę na przepiękne kwiaty pojawiające się na każdej ze ścian pokoju. Stacy powoli zniżała tonację głosu, wpadając z zachwytu, w tradycyjny stan cyklofrenicznej depresji.

– Właśnie tam, mieszkałam z moją matką… piękna dolina pełna kwiatów i starożytne kaplice… obcej cywilizacji.

Sara Wróblewska, przybliżając się powoli w moim kierunku dotykała lekko mojej głowy.

– Lubię uprawiać sex, jednak nigdy nie robię tego, po akcji z lekarstwami… Na imprezie, często przychodzą do głowy różne historie, stare wspomnienia podpowiadające kto jest kim, i jak należy się zachowywać.

Miałem jej trochę dosyć, ale z drugiej strony, mogło być dużo gorzej. Rozumiesz? Próby zmuszania tej przebiegłej kobiety do czegokolwiek, nie miały najmniejszego sensu. Lubiła się rozbierać i przeciągać na swoją stronę każdego, na kogo miała ochotę. Ostatnio ufała wyłącznie mojej osobie. Dociekanie prawdy było jej służbowym obowiązkiem, ale również darem, z którego często korzystała w miarę nabierania doświadczenia.

– Nic od ciebie nie wymagam Sara. Jestem z tobą i lubię przebywać we wspólnym gronie znajomych.

– To podobnie, jak ja… uwielbiam sypiać z silnymi mężczyznami! Idź do siebie kochanie, a jutro pomożemy Stacy powrócić do normalności. Komuś trzeba pomagać…

Momentami wracałem do pytania, które brzmiało "dlaczego moja rodzina zostawiła mnie samemu sobie". Nikt, nigdy nie powiedział nic więcej, oprócz zwyczajnego słowa, które brzmiało "służba". Byłem normalnym żołnierzem, pilotem i być może zwykłym najemnikiem, coś jednak mówiło mi, że planeta o nazwie Aurora, będzie tym, na co czekałem. Wpływ zachowania Sary pozostawił we mnie swoje piętno, ale także piękno. Niekiedy powracała do mnie myśl, czy aby nie zostać razem na stałe, z tym śmiesznym towarzystwem. Szanowali właśnie to, co ich otaczało i robili w większości przypadków to, na co mieli ochotę. Jednocześnie, miałem bardziej materialistyczne nastawienie do życia… rzeczywiście potrzebowałem sprawdzać siebie samego, bez niczyjej ingerencji. Byłem najprościej mówiąc, zwyczajnym indywidualistą. Dziesięć lat, to szmat czasu, a nawał codziennych zajęć oraz ciężkiej pracy w magazynie, był sporym akceleratorem. Gdy statek transportowy osiągał orbitę planety spoglądałem z mesy statku na stację orbitalną o nazwie "Aurora Hope-2". Aspekt posiadania tego typu obiektu, wyjątkowo dobrze świadczył o zarządcach kolonii, którzy prawie w całości należeli do "Kompanii wydobywczej". Z megafonów zamontowanych na statku co piętnaście minut podawano komunikat przeznaczony dla całej załogi.

"Statek transportowy o numerze HX-CI23, przygotowuje się do lądowania na planecie Aurora. Proszę załogę o dotarcie do swoich kwater aklimatyzacyjnych.

Dziękuję."

Po dłuższej przerwie poczułem delikatny dotyk kobiecej dłoni. Obok mnie stała Sara wraz ze Stacy oraz jednym z jej nowych facetów.

– Jak na razie, wszystko idzie zgodnie z twoim planem. Naprawdę chcesz zostać tutaj na stałe? – zapytała.

– Myślę, że będzie to najlepsze rozwiązanie.

Obydwie przyjaciółki, kolejno jedna po drugiej pocałowały cię w policzek na pożegnanie.

– Trzymaj się, Toddzie Brooks! Skop tyłki tym frajerom, bo na pewno jest tam sporo wariatów. – powiedział krzepiąco młody mężczyzna.

– Może się jeszcze kiedyś spotkamy…

Brnąc samotnie po oświetlonych schodach wyładunkowych, które nazywane były przez załogę transportowca halogen-trapem spoglądałem na olbrzymich rozmiarów port kosmiczny, należący do centrum planety. Mężczyzna stojący przy oszklonym punkcie kontrolnym, łagodnym głosem zapytał o cel mojej wizyty.

– Witamy Brooks. Jaki jest cel pana podróży na Aurorę?

– Postanowiłem przez dłuższy czas pozostać na planecie.

– Proszę podać miejsce poprzedniego pobytu.

– Statek transportowy o nazwie "Admirał rud i Staliwa" przewożący złoża do skolonizowanych planet.

– Czy miał pan kiedykolwiek konflikty z prawem?

– Żadnych konfliktów.

– Jaka jest pana przynależność do znanych frakcji "Unii planetarnej"?

– Należałem do "Federacji Militarnej" układu Fomalhaut.

– Dziękuję… powinno wystarczyć. Po kilkudniowej aklimatyzacji, proszę odwiedzić centrum planety oraz zarządcę kolonii diuka Larry`ego Crowa.

Podstawowe przystosowanie do otoczenia panującego na obcej planecie trwało nie więcej, jak dwie godziny. Jednak dłuższa aklimatyzacja była konieczna ze względów praktycznych – osiągnięcie odpowiedniego stopnia fizyczności jest wymagana u większości astronautów. Rzeczywiste wyniki ich sprawności, nie zawsze zgadzały się z prawdą. Podczas zabiegów przywracano do życia większość najważniejszych zdolności organizmu. Wielkość otrzymanej zapłaty za służbę na statku, była dość znacząca… mogłem bez najmniejszych problemów starać się o lokal mieszkalny oscylujący w grupie średnich standardów. Wszystko obijało się o decyzję ważnego człowieka, którym był zarządca Larry Crow. Jak przez mgłę przypominałem sobie jego tożsamość. Niegdyś, był naprawdę ważną osobą w świecie nauki. Brał udział w licznych eksperymentach nad napędem gwiezdnym, pozwalającym na dotarcie do daleko oddalonych systemów. Trzeba zaznaczyć, że eksploracja tamtych obiektów, była jak najbardziej pożądana przez większość frakcji w tym również "Imperium kolonialnego" układu Syriusz. Zarządca był ubrany w obcisłe fatałaszki przypominające frak – szczupłej budowy ciała i ciągle wyprostowany – co podwajało wrażenie jego i tak wysokiego wzrostu.

– Witamy na Aurorze! Słyszałem, że jest pan osobą, która ukończyła akademię kadetów… – powiedział, pocierając nerwowo nadgarstek. – Potrzeba nam tutaj, takich ludzi jak pan. Przyznam od razu, że należę do grona technokracji, mającej duży wpływ na ogólny charakter porządku panującego na planecie. Postaram się w skrócie opisać, w jaki sposób kształtują się społeczności na naszej, daleko oddalonej od macierzystego układu kolonii.

Larry Crow przerwał na moment swoje przemówienie, patrząc na reakcję nowo przybyłej osoby.

– Największe obozy, które zostały tutaj sklasyfikowane to górnicy. Mieszkają głównie na południowych terenach wydobywczych, jednak przebywają również w centrum naszej planety. W nowej stolicy znajduje się pięć dzielnic, z których trzy są wyjątkowo niebezpieczne. Mieszkają tam zasadniczo osoby o wysokim stopniu wrogości wobec "Unii planetarnej" oraz każdego systemu społecznego. Powiem panu w tajemnicy, że osoby chodzące po tych obszarach, są narażone na bardzo szybką egzekucję. Przemytnicy, narkomani, zabójcy do wynajęcia, a nawet zbieracze ciał.

– Czy mam to traktować jako prawdziwe ostrzeżenie?

– Definitywnie. Pewnie zdaje pan sobie sprawę, iż kiedy większość korporacji opanowała układ Fomalhaut okazało się, że szybko przybyli najbogatsi i najsilniejsi przedstawiciele skolonizowanych systemów. Ludzie nie zdają sobie sprawy z niebezpieczeństw, które im bezpośrednio zagrażają. Czy chce pan poznać również inne, mniej ważne miejsca na Aurorze?

– Oczywiście, panie Crow…

– …otóż posiadamy tutaj wyjątkowo unikatowe podziemne korytarze, powstałe podczas licznych eksperymentów entomologicznych. Poruszanie się wewnątrz nich, może być równie niebezpieczne, gdyż są one zasiedlone przez liczne gniazda, zmutowanych robali z gatunku pajęczaków. Zmutowane dlatego, bo ich obupłciowość, została zmieniona na jajorodność, niektórych ich przedstawicielek. Postawiono w stan gotowości ogromne siły militarne, mające dostęp do wszystkich zasobów, zarówno informacyjnych, czy typowo materialnych. Reszty dowie się pan, od bardziej kompetentnych osób.

– Dziękuję za okazaną pomoc. Interesuje mnie wszystko, co ma związek wyłącznie z uczciwą pracą i pomyślałem, że moje długo zdobywane umiejętności, mogłyby przydać się w magazynach korporacji. Jest ich tu bardzo wiele, a więc chętnie przystąpię do swoich obowiązków.

– Nadrzędnym organem wykonawczym, ciągle pozostaje "Unia planetarna" rządząca od zarania podróży, pomiędzy najbardziej ważnymi częściami kosmosu. Jak wspomniałem wcześniej, wiele frakcji pozwala sobie na nielegalny wywóz złóż w kierunkach, gdzie najbardziej brakuje odpowiednich surowców. Szmuglują narkotyki, transportują broń czy samych niewolników – aż z najdalej oddalonych miejsc we wszechświecie.

– Na szczęście, ja do nich nie należę.

– Bardzo słusznie, panie Brooks ale na razie, musimy się nieco bliżej poznać. Na początek dostanie pan służbowe mieszkanie i rozpocznie pracę w moratorium, niedaleko terenów wydobywczych. Głównym brygadzistą jest tam człowiek o imieniu Heinz Steinberg – bardzo powolny i zarazem spokojny człowiek. Mam jeszcze do pana małą prośbę. Proszę uważać na krążący po kolonii narkotyk o nazwie SKEY-Pit33. Prawie dziewięćdziesiąt procent pracujących w kopalniach osób jest od niego uzależniona. Życzę miłego pobytu w kolonii i proszę trzymać się z daleka od problemów.

Dzielnica mieszkalna była dość spokojna, dojazd z centrum planety zajmował około dwudziestu minut. Dawno temu, ktoś bardzo bogaty zainwestował sporo kredytów w tunel poduszkowy, łączący te dwa miejsca. Podróż była wygodna, jednak krajobraz, widziany oczami turysty, był nieco bardziej księżycowy. Niestety pierwsze wrażenie, dotyczące mojego nowego domu nie było zbyt pozytywne.

Mieszkanie typowo obskurne – stare podniszczone meble, wyłamane drzwi czy nadpalone materace świadczyły o tym, że ktoś nieźle tutaj balangował. Miałem sporo zarobionych kredytów, które pomimo wciąż przestrzegających mnie przed remontem tego miejsca myśli, postanowiłem śmiało wydać. W pracy było jeszcze gorzej. Moratorium okazało się być przechowalnią ciał zmarłych górników, nad wyraz często tam sprowadzanych. Poprosiłem o wyjaśnienie tych okoliczności mojemu nowemu szefowi.

– Heinz, zaraz wszystko tobie wytłumaczy. Sprawa z ciałami jest dość istotna, z co najmniej kilku powodów. Wydobycie na Aurorze jest dosyć znaczne, dzięki olbrzymim zasobom, które co tydzień opuszczają regularnie nasz port. Praca w kopalniach nie należy do łatwych… wielu górników decyduje się na swobodne przemieszczanie po dawnych korytarzach, wydrążonych do dzisiaj przez robale. Kopce są w największym stopniu przyczyną ich śmierci. Kolejnym powodem zgonów są przestępstwa z ich udziałem, pomijając już silne uzależnienie od sprzedawanych narkotyków.

– Czy długotrwałe przechowywanie ciał zmarłych jest zgodne z prawem? – spytałem zaszokowany ilością zajętych kapsuł.

– Generalnie jest to zabronione, jednakże "Korporacja wydobywcza" podpisała pewien układ z władzami centrum planety. Dzięki niemu, wtajemniczono w interesy pewną instytucję o nazwie "Statut wierności".

– Kurwa mać… wiem sporo o "Statucie wierności", bo większość osób z "Federacji militarnej" układu Fomalhout jest z nią ściśle powiązana…

– … ich organizacja ustaliła, że każda osoba podróżująca po kosmosie – przez co najmniej dwa lata – może ubiegać się o darmową ceremonię pogrzebową. Nie przeklinaj synu.

– A co z majątkiem?

– Jeśli nikt się nie zgłasza, to wszystko przechodzi na rzecz statutu.

Zastanawiało mnie, co z tym wszystkim mają wspólnego zbieracze ciał, wychodzący po nocach i szukający swojego łupu. Heinz Steinberg był bardzo wymagający, sprawiał wrażenie osoby zdyscyplinowanej, posiadał dwójkę dzieci oraz wygodne mieszkanie, na które pracował całe życie. W każde piątkowe popołudnie zwalniał się wcześniej z pracy, tłumacząc to wszystkim wizytą u lekarza. Ludzie mówili, że siedział w tym czasie u swojej stałej, czarnoskórej kochanki, nazywanej w dzielnicy przemytników "Rogata Jamboula". Pomimo pogaduszek na jego temat podziwiałem w nim talent przywódczy.

W wolnych chwilach, odnowienie swojego domu – o czym wspominałem wcześniej – zajmowało mi większość wolnego czasu. Gdy włożyłem w ten interes znaczne zasoby kredytów postanowiłem, że będzie trzeba znaleźć osobę sprzedającą broń. Byłem pewien, że w przyszłości, będzie mi bardzo potrzebna. Moja "mała meta" była gotowa i wypadało sprowadzić chłopaków oraz koleżanki z pracy. Problem w tym, że większość ludzi mieszkających blisko, była bardzo nieufna. Bali się swojego cienia, męczeni cały czas nieopłaconym czynszem, a koledzy niechętnie spotykali się ze "świeżymi" sąsiadami. Poprosiłem Heinza, żeby wpadał częściej, ale wykręcał się znowu wizytą u lekarza. Pozostało spędzić trochę wolnego czasu, w nieco bardziej eleganckim towarzystwie.

 

* * *

 

– Jak pan widzi jest to lokal dla bardziej bogatych mieszkańców Aurory. Czasami stołuje się tutaj sam zarządca Larry Crow. – powiedział elegancko ubrany recepcjonista.

– Spróbuję naciągnąć barmana na małego drinka. – powiedziałem do niego ironicznie.

– Czy na pewno, nie będzie trzeba wołać ochrony?

– Zdecydowanie. Jestem osobą bardzo zrównoważoną i bezkonfliktową.

– Nie zapłacenie rachunku może grozić przykrymi czynnościami służb ochrony, o których na razie lepiej nie wspominać.

– Świetnie. Czy ma pan coś jeszcze do przekazania?

– Jeśli życzy pan sobie wynająć odpowiedni apartament, to proszę o okazanie odpowiedniej zdolności kredytowej.

Nudziarz ostatecznie dał za wygraną, przepuszczając mnie do głównej sali barowej. W środku było niewielu gości, ale z opowiadań wiedziałem, że po południu zbierała się tutaj całkiem spora gromadka, bogatych hazardzistów i elit alkoholików. Cały lokal obejmował trzy duże pomieszczenia – od wspomnianej sali barowej po obiekty, takie jak salon czy lokal rozrywkowy. Pozwoliłem sobie na kupno drinka, którego cena przyprawiała mnie o mętlik w głowie. Czekając na występ znanej czarnoskórej piosenkarki, przyglądałem się siedzącym w pobliżu ludziom. Młoda dziewczyna, oparta łokciami o wąski blat stolika i siedząca na wysokim foteliku wydawała się być wyraźnie zamyślona. Pomyślałem, że warto chwilę porozmawiać z taką filigranową laleczką.

– Oczekujesz kogoś, mała?

– Co tam u ciebie, kapitanie? Przystojny przystawiaczek-olewaczek…

– Pragnienie… po długiej podróży w kosmosie wymyśliłem, że ostatecznie muszę coś w sobie odnaleźć.

– I na swojej drodze spotkałeś pewną samotną i bezbronną dziewczynę, którą bez wątpienia jestem ja. Czyli miałam rację?

Jej ironia stawała się drażniąca, więc postanowiłem sobie, że nie będę jej zbyt długo zadręczał rozmową.

– Świetnie to określiłaś. Widać jesteś naprawdę miłą osobą i masz dar kobiecej intuicji. – Przez moment opuściła spojrzenie, wyraźnie zastanawiając się nad swoją odpowiedzią.

– Byłeś kiedyś w trudnej sytuacji finansowej?

– Znam wiele sposobów na tego typu kłopoty. Chodź ze mną do stolika, to porozmawiamy.

– Spierdalaj ochlapusie.

Na scenie pojawili się muzycy, rozpoczynając swój koncert. Tym samym, przyciągnęli blisko siebie większość osób przebywających i bawiących się w lokalu. Łagodne dźwięki oraz delikatny kobiecy głos, wyraźnie umilał czas towarzystwu, wywołując wrażenie głębokiego transu.

– Chętnie…

– Jesteś nowym nabytkiem tatka Larry`go?

– A ty pewnie kimś z jego rodziny… czy może słowa w twoich ustach, to tylko zbieg okoliczności? – zapytałem zaciekawiony.

– Nazywam się Maggie Crow. Od dziecka bawiłam się robotami ojca i wszystkim, co miało związek z jego "stalowymi lalkami". Jeśli popatrzysz nieco w prawo to zauważysz, że blisko nas siedzą wynajęci ochroniarze. Pochodzą od pewnego człowieka z dzielnicy przemytniczej. Mógłbyś mi pomóc… byłeś żołnierzem.

– Naprawdę, aż tak bardzo rzucam się w oczy? Przyznaj się, czemu jesteś tak cholernie smutna Maggie?

– Zaciągnęłam spory dług. Ojciec będzie wściekły, bo myśli że trzyma rękę na pulsie. Jeśli czegoś nie zrobimy to dostanę znowu niezłe lanie.

Spróbowałem oszacować swoje siły i doszedłem do wniosku, że mogę szybko wylądować w szpitalu. Podjąłem decyzję, okazując to lekkim drżeniem rąk.

– Wiesz dlaczego prawie cały czas jestem zdenerwowany?

– Wytłumaczysz mi?

– Wszystko dlatego, że ciągle brakuje wolnego czasu. Non stop pracuję, od rana do wieczora, próbując zapewnić sobie jakiś malutki kąt do życia. Gdy to znajduję, pojawia się mała Maggie. Wtedy myślę o sobie, jak o starym, nudnym kawalerze.

– Jesteś nieźle popieprzony… pomożesz mi?

– Pomogę Ci, ale musisz obiecać, że wpadniesz kiedyś do mojego nowego mieszkania – od kilku tygodni, nikt tam nie przychodził.

– Nie mam zamiaru. Nie jestem prostytutką, tylko córką diuka Crowa.

– Kiedy podejdę bliżej tych frajerów, bierz swój tyłek i uciekaj.

Powoli ruszyłem z foteliku, podchodząc do dwóch mężczyzn łypiących okiem na moją nową znajomą. Byli mocno zbudowani i nie ulegało wątpliwości, że posiadają spore umiejętności walki wręcz. Szybkim kopnięciem przewróciłem mężczyznę na podłogę, uderzając pięścią w malutki stolik, przy którym siedział. Próbowałem stanąć na przeciw drugiej osoby, lecz silny cios w kark przewrócił mnie na ziemię.

 

* * *

"Centrala dowodzenia Imperium kolonialnego"

Układ planetarny Delta PawiaPlaneta "Procion B-14"

 

Nikt nie przypuszczał, że na zniszczonej bombami planecie Procion, mogła istnieć główna siedziba frakcji o nazwie "Imperium kolonialne". Liczne wojny o dominację z „Federacją militarną”, doprowadziły do wyniszczenia wielu systemów gwiezdnych, a także zabicia milionów niewinnych istnień. W podziemnej bazie, która zajmowała się głównie szkoleniem tajnych agentów, często przeprowadzano przesłuchania wysokich rangą oficerów należących do przeciwstawnej frakcji.

– Charlie… nic nie widzę. Proszę, odezwij się przyjacielu. – powiedział silnie zbudowany mężczyzna.

Więzień przebywał w zaciemnionej celi śmierci, czekając na swoją kolej. W pokoju obok, dyskutowało ze sobą dwóch oficerów dyżurnych, próbując wyszczególnić nową kartę podejrzanego.

– Szpieg o nazwisku Issaac Zarvebi. Wysoki rangą oficer, złapany na przeszukiwaniu północnej części miasta. Twoja obecna wiedza zostanie za moment gruntownie przebadana przez naszych specjalistów.

Kilku wysokich osiłków wleciało do celi osadzonego, łapiąc go silnymi dłońmi, a następnie prowadząc do sali przesłuchań. Mężczyźni w białych kitlach przypinali go do fotela dentystycznego firmy M2-Medi Camp.

– Nic nie pamiętam.

– Niestety, przyjacielu. Twoja misja jeszcze się nie skończyła, a my chcemy wiedzieć, czego szuka wysłannik federacji na całkiem zdewastowanej planecie, takiej jak Procion B-14. Proszę wykonywać procedurę.

Dwanaście godzin tortur nie przyniosło większego postępu w sprawie. Stosowano głównie prymitywne metody przesłuchań, takie jak bicie po twarzy, gołych stopach, lecz nie obyło się również bez męczarni prądem. Generał Issaac Zarvebi trafił tutaj przypadkowo, odbierając silne fale elektromagnetyczne, w jednej ze stacji radarowych. Przechadzanie się samemu po zniszczonej i napromieniowanej części miasta, nie należało do przyjemności. Patrol imperium wypatrzył go w momencie odkrycia jednego z podziemnych włazów bezpieczeństwa. Wszystkie informacje, które udało się zebrać generałowi, były zabezpieczone w specjalnym bio-magazynie danych cyfrowych, chronionym kodem dostępu. Władza "Imperium kolonialnego" była zbyt prymitywna, aby sprawdzać aż tak dogłębnie własnych więźniów.

– Ten człowiek niczego nie wie albo rzeczywiście stracił pamięć.

– Zwiększ moc generatora do punktu 203. Musi coś wiedzieć, bo inaczej nie węszyłby przy zabezpieczeniach, kretynie!

Z głośników ulokowanych w każdym pokoju przesłuchań rozległ się głośny i chrapliwy warkot krzyku starszego oficera wywiadu.

– Majorze, kurwa mać… czy chcesz całkiem przypalić mu dupsko?! Wywalić mi tę padlinę na zewnątrz bazy i to już. Wykonać rozkaz.

Po dłuższej chwili, ciało wymęczonego człowieka wylądowało na zachlapanej rozrzedzonym kwasem, brudnej i zniszczonej ulicy – daleko od pierwotnej lokalizacji wrót bezpieczeństwa. Issaac jak przez mgłę spoglądał na otaczający go świat. Myślał o swojej rodzinie, informacjach odczytanych z czytnika kart magnetycznych, chroniących właz oraz o ciekawej notatce przeczytanej w pustej stacji radarowej. Spalone włosy, krwawe blizny na twarzy i głowie, cały czas wywoływały ogromny ból, którego nie potrafił już dłużej powstrzymywać. Obolałe mięśnie nóg nie pozwalały na wykonanie żadnego ruchu, a rozbite doszczętnie oko, cyklicznie drgało w takt jakiegoś nieznanego chronometru.

"Dwanaście minut. Oddział Delta opuścić sta.. radarową. Podać błędne koordynaty na obszarze wroga. W razie problemów eliminować generała Isaaca Zarvebi.

Centrum "Federacji militarnej" – Układu słonecznego."

Wydawało się, że ktoś w centrali sił federacji, pilnie domagał się jego śmierci. Zdrada, jeszcze raz zdrada… nasi bracia opuścili człowieka, który służył przez całe życie jednej stronie konfliktu. Jako młody porucznik walczył w bitwie o system Andromeda, zdobywał nowe złoża w Gwieździe Bernarda i zabijał każdego, kto należał do "Imperium kolonialnego". Starał się nie myśleć o swoim minionym życiu, wiedząc że nadchodzi jego rychły koniec. Nagle z podziemnych kanałów, które znajdowały się pod zniszczonym miastem, zaczęły powoli wychodzić krzaczaste cienie.

– Zbieracze ciał… – pomyślał smutno Issaac. – Szkoda, że nie zabili mnie dawni wrogowie… teraz obedrą mnie ze skóry.

Kilka brudnych i obdartych osób przypominających nadgniłe zombie podeszło bliżej, spoglądając na moje ciało.

– Hej… umarlaku? Jeśli wiesz o czymś ważnym, lepiej wyjaw to teraz, bo twój czas dobiega końca.

– Zbieracze ciał?

– Nie jesteśmy żadnymi zbieraczami. Należymy do przemytników i przeszukujemy te obszary, starając się odnaleźć przedwojenne technologie.

Przez moment pojawiła się malutka szansa, aby zemścić się na ludziach, odpowiedzialnych za swoje zbrodnie.

– Mam ważne dane, które pomogą waszej frakcji!

– Kim jesteś?

– Nieważne. Ty albo twój przywódca, będziecie zadowoleni.

Mężczyzna szybkim ruchem ręki rozkazał zabrać ciało swojej grupie towarzyszy. Wracając na statek, który miał dokować na orbicie pomyślał, że słowo jest czasem dużo cenniejsze od pieniędzy, a co za tym idzie zaufanie. Obecny „czas wojen” sprzyja wiernym, jednak ryzyko oddala ich od boga – właśnie tak, mawiał jego dowódca. Nie potrafił odnaleźć sensu w jego głębokich przemyśleniach.

 

* * *

Cela więzienna na Planecie Aurora

 

Nadzieja na lepsze jutro czy walka w restauracji? Obudziłem się w celi, mając okropny ból głowy i powoli przypominając sobie miniony dzień. Wszystko wokół mnie, wyglądało na bardzo czyste lub niemal całkowicie sterylne. Z oddali korytarza usłyszałem czyjeś powolne stąpanie, a chwilę potem, znajomy głos zarządcy Larry`ego Crowa.

– Minęły zaledwie dwa miesiące od pana przylotu, a już siedzimy sobie w celi… Kochany, panie Brooks. Zyskał pan kilkanaście mandatów m.in. zniszczone mienie, skarga ochroniarzy lokalu i jeszcze czyjaś rozbita głowa. Pokładałem w panu spore nadzieje, jednak dla pana wynikły pewne specjalne okoliczności, które prawdopodobnie wpłyną na długość pańskiego przebywania w naszym więzieniu. Postaram się jasno i wyraźnie, nakreślić moje osobiste przemyślenia w sprawie, która miała związek z moją córką.

– Narobiła sobie sporo kłopotów i obawiała się pańskiej reakcji. – powiedziałem zachrypniętym głosem.

– Maggie to dobre dziecko, ale ma bardzo skomplikowany charakter. Będąc ojcem starałem się najlepiej, jak tylko umiałem, zwłaszcza po śmierci jej matki.

– Przepraszam za wszystkie wyrządzone szkody… spłacę dług najszybciej, jak to możliwe.

– Gdyby chodziło wyłącznie o pieniądze, nie byłoby żadnych problemów. Moja ukochana córka zniknęła i jak do teraz nie zdołałem określić miejsca jej pobytu. Włożyłem sporo wysiłku, aby mogła zdobyć wykształcenie, przyjaciół czy prestiż, wśród elit naukowych. Na początku wszystko szło dobrze, ale potem z niewiadomych przyczyn postanowiła coraz częściej wracać na Aurorę. Jest mi bardzo bliska, wbrew temu, co pewnie zdążyła panu opowiedzieć na mój temat. Kto o zdrowych zmysłach zwłaszcza z karierą światowego eksperta od robotyki, chciałby odwiedzać taki odległy ląd, którym jest Aurora? Moja intuicja podpowiadała mi, że nie chodziło tutaj o uzależnienia, takie jaj hazard czy twarde narkotyki. Miała spore długi, więc musiała jakoś wydawać moje pożyczone pieniądze, realizując swoje własne cele. Zadam panu proste pytanie. Czy można cokolwiek zrobić w jej sprawie Brooks? – Po krótkim namyśle postanowiłem pomóc nadzorcy, jednakże wszystko miało swoją cenę.

– Spróbuję do tego podejść bardziej profesjonalnie. Będę potrzebował kilku drobiazgów. Przede wszystkim, muszę mieć darmowe przeloty, pomiędzy układem Wolf-B532, a większością ważniejszych systemów. Przepustka dyplomatyczna, powinna zapewnić spokój w wypadku kontroli ze strony wyższych urzędów. Druga sprawa to przyznanie pozwolenia na broń. Po zakończeniu misji zgłoszę się do pana, o wypłacenie skromnej nagrody za poświęcony czas. Każdy szczegół, będzie przesyłany do centrali, a pan dowie się wszystkiego o swoim dziecku.

– Sporo jak na zwykłego żołnierza pochodzącego z układu Fomalhaut.

– Ryzykuję własnym życiem. Niech pana nie zmylą informacje o mojej przeszłości, zawarte w karcie pobytu. Wiele lat temu, tylko niektórzy towarzysze przechodzili treningi przetrwania na pustynnych planetach. Ojciec wraz z matką i młodszą siostrą zostawili mnie, kiedy byłem jeszcze dzieckiem. Smutna historia. Do dzisiaj nie wiem, dlaczego zwierzchnicy zrezygnowali z moich umiejętności – właśnie wtedy, wszystko zaczęło się na poważnie. Jeśli zdecyduje się pan na wynajęcie moich usług, to obiecuję że dokończę tę sprawę, przyprowadzając Maggie w jednym kawałku.

Nadzorca zastanowił się przez chwilę, spuszczając wzrok na gładką i wyjątkowo czystą podłogę więzienia. Aktualne miejsce pobytu, musiało wyglądać właśnie tak jak życzył sobie tego właściciel, czyli czysto i schludnie. Nie miał sporego wyboru, jeśli chodzi o wynajmowanie najemników. Wiedział o tym, od momentu mojego przylotu na planetę. Informatorzy z "Federacji militarnej", posiadali większość ważniejszych danych. Todd Brooks i tak postarał się dla jego rodziny, pomagając Maggie w restauracji, a skądinąd wiedział, że ludzie z którymi zadarła nie należeli do zwyczajnych przyjemniaczków. Zarządca potrzebował teraz, takiego człowieka jak ja.

– Zgadzam się, na pana warunki. Opuści pan celę, w dwie godziny po moim odejściu. Po załatwieniu formalności związanych ze sprawą napaści na ochroniarzy rozpocznie pan dochodzenie. Muszę przestrzegać przepisów, dlatego proszę o jeszcze chwilę cierpliwości. Aha… Niech pan uważa na rozbitą głowę. – uśmiechnął się Larry Crow.

– Będę uważał, zarządco. – Głęboko w myślach, dodając określenie „tatku”…

Najważniejsza osoba pracująca w centrali planetarnej Aurory opuściła więzienie, idąc w tylko sobie znanym kierunku. Wypadało rozpocząć poszukiwania w dzielnicy magazynów, skąd pochodzili dwaj szpiegujący ochroniarze. Heinz Steinberg od wielu lat dysponował dużą wiedzą na temat dzielnicy magazynów. Jego liczna rodzina mieszkała w tamtym miejscu, zajmując się prowadzeniem drobnych interesów. W swoim posiadaniu, mieli sklepy z częściami zamiennymi do licznych maszyn wydobywczych, kilka barów samoobsługi, w których stołowali się głównie górnicy. Dysponowali także kilkoma kioskami z tanią żywnością. Następnego dnia, udałem się do pracy, biorąc urlop. Od razu napotkałem na swojej drodze mojego szefa.

– Jeśli nie jesteś samobójcą, to lepiej nie zbliżaj się zbytnio do silosów, które zawierają wydobyte surowce. Prawie każdy kanał, czy zaułek obok nich, zamieszkiwany jest przez różnej maści dewiantów. Nie mogę powiedzieć więcej od innych, ale gdybym był tobą, to odwiedziłbym lokal o nazwie "Lazurowe Ostrze". Jest to w miarę bezpieczne miejsce skupiające przestępców, dziwki oraz całą, negatywnie nastawioną do władzy społeczność.

– Dzięki Heinz…

– Nie ma sprawy. Przyznaj się, od kogo dostałeś zwolnienie na cały miesiąc?

– To tajemnica służbowa.

– Niech już będzie, ale zapamiętaj sobie, że mamy tutaj sporo roboty do wykonania. Górnicy odnaleźli jakieś zawalone korytarze i wysłali prośbę o zbadanie odnalezionych zwłok. Podobno, niektóre z nich, nie należą do ludzkiej rasy. Potrzebujemy do pomocy każdego, zatrudnionego pracownika. Jeśli zmienisz zdanie, to daj mi znać, abym zapisał cię na listę poszukiwaczy.

Dwanaście godzin później, odebrałem od kuriera swoją nową broń. Był to pistolet laserowy typu Ben Boom-23 z kilkoma zapasowymi ładunkami w postaci magazynków. Starszy model całkowicie wystarczał do tego, aby przenieść na tamten świat kilku złych kolesi. Skorzystanie z kolejki poduszkowej, przyspieszyło moje dotarcie do celu. Po opuszczeniu stacji, moim oczom ukazało się nieco szarawe otoczenie, wypełnione olbrzymią ilością poruszających się ludzi. Długa ulica ciągnąca się w nieskończoność, wypełniona była licznymi podświetlonymi szyldami, z których największą uwagę zwracał napis:

"Adam D. Steinberg – Części do maszyn wydobywczych".

– Potrzebuje pan przewodnika? – zapytał jeden ze stojących nieopodal najemników.

Był to bardzo szczupły człowiek o wyglądzie wyniszczonego alkoholem i narkotykami ćpuna.

– Jestem bardzo tani i mogę pracować przez dwa dni bez jedzenia. Może potrzebuje pan informacji, dziwki?

– Powiesz mi jak dotrzeć do lokalu o nazwie "Lazurowe Ostrze"?

– To niedaleko stąd… poprowadzę pana.

Dotarliście do olbrzymiej hali, otoczonej ludźmi oczekującymi na wejście. Nad drzwiami widniał szeroki, różowy neon mieniący się promieniście ułożonymi nożami. Ochrona lokalu – mocno zbudowani mężczyźni – paradoksalnie dość łagodnie obchodziła się z wyrzucanymi na zewnątrz osobami.

– Jak najszybciej dostać się do środka?

– Większość ze stojących tutaj ludzi potrzebuje kupić narkotyki i od razu przenosi się do swoich melin. Spróbuję porozmawiać ze stojącym po lewej stronie człowiekiem, ale potrzebuję drobną sumkę na otrzeźwienie.

Prawie wszystkie wolne, siedzące miejsca wewnątrz głównej sali były już zajęte. Nad ogromną sceną, cały czas migały laserowe światła, które w przyjemny sposób umilały taniec kilku rozebranym tancerką.

W zaciemnionym kącie sali siedziało paru bogatych alfonsów zajmujących się prowadzeniem swojego interesu. Oprócz zwykłych atrakcji, takich jak używki, był również całkiem solidnie działający burdel. Biały mężczyzna odpoczywał sobie wygodnie, obłapiony przez dwie czarne kurwy. Obserwował coraz bardziej napływający tłum ludzi. Był ubrany w jasny garnitur, na którym widniały siwe, pionowe paski. Czarne buty, a także kapelusz z szerokim rondem. Na jednym z palców prawej dłoni lśnił złoty sygnet świadczący o jego pozycji wśród innych alfonsów.

Spojrzałem na swojego chudego przyjaciela i gdzieś głęboko w myślach porównałem z siedzącym nieopodal mężczyzną.

– Będzie mógł mi pomóc?

– To zwykły dealer, ale na ogół są bardzo podejrzliwi i niebezpieczni. Odradzam panu kontakt z tym człowiekiem, jeśli wyczuje złe zamiary albo pułapkę, to od razu przejdzie do ataku.

– W porządku kolego. Pomogłeś w bardzo ważnej sprawie, należy ci się parę groszy.

– Pozostanę tutaj przez chwilę, gdyby miał pan jeszcze jakieś życzenia.

Wycieńczony życiem człowiek, był bardzo sumienny i życzliwy. Postanowiłem, że wypłacę mu nieco więcej pieniędzy, niż planowałem na początku. Po chwili, nie patrząc na konsekwencje usiadłem koło wspomnianego wcześniej ważniaka, kładąc na stole grubszy plik banknotów – w taki sposób, aby były wyraźnie widoczne. Mężczyzna siedzący naprzeciw mnie, dokładnie obserwował każde, moje posunięcie.

– Nie widziałem cię jeszcze w "Lazurowym Ostrzu". Nie wyglądasz na górnika, więc po co taki typ odwiedza taki sracz?

– Z tego co wiem, przychodzi tutaj cała masa ludzi.

– To prawda. Na twojej twarzy widzę pogardę.

– Nie czuję żadnej pogardy przyjacielu. Przychodzę w sprawie zaginięcia pewnej dziewczyny, a jak widzisz nie mam czasu na robienie sobie wrogów. Zdradzisz mi miejsce jej pobytu, a ja wypłacam ci dodatkowy szmal.

Ruch jego ręki spowodował, że siedzące obok dziewczyny odeszły wolnym krokiem na parkiet sali.

– Nie biorę forsy od ludzi, których nie znam.

Powoli wyciągnąłem z kieszeni marynarki dodatkowy plik banknotów.

– Mogę je tak układać jeszcze przez kilka minut.

– Tracisz tylko swój cenny czas.

Informator nie chciała zdradzić nic więcej i po paru sekundach wstał, odchodząc od stolika. Rozglądając się po sali, próbowałem wymyślić, co w takiej sytuacji powinienem robić dalej. W pobliżu ciebie, kręcił się twój chudy przyjaciel, ale jakby bardziej uspokojony, zadowolony.

– Możesz do mnie mówić Todd. – powiedział uśmiechnięty narkoman.

– Zaprowadź mnie do swojego domu, to porozmawiamy poważnie.

– Jesteś pewien, że chcesz tam iść? – zapytał, uśmiechnięty pełną gębą.

– Od zawsze wierzyłem w szczęśliwy traf… miałem sporo szczęścia, znajdując ciebie. Nieważne. Macie tu jakieś sklepy z tanią żywnością?

– W dzielnicy magazynów jest kilka mniejszych obiektów handlowych.

– Czy ich właścicielami są Steinbergowie?

– Skąd wiesz… ? – zapytał wyraźnie zdziwiony George.

Po kupieniu zapasów, wynajęty kierowca wysadził nas na słabo oświetlonej ulicy, przy której oprócz silosów znajdowały się również budynki mieszkalne.

– Nie umiem cię rozgryźć człowieku… Nie znam nawet twojego imienia. Tylko nie przestrasz się tego co zobaczysz. Może myślisz, że jestem zwyczajnym draniem, ale wynajmuje mały lokal mieszkalny i płacę miesięczny czynsz.

– Nazywam się Todd Brooks i pochodzę z systemu Fomalhaut. Przyleciałem parę tygodni temu, na jednym ze statków transportujących surowce. Do przed wczoraj, wszystko układało się średnio, trafiłem twardych kolesi, którzy zrobili mi mały kawał.

Na parterze większość przedmiotów była porozbijana. Jedynym mocnym elementem wydawały się schody prowadzące na pierwsze piętro. Z kilku pokoi dochodziły odgłosy świadczące o innych mieszkańcach rezydujących wewnątrz domu.

– Posłuchaj, Todd. Dziękuję za wszystko, ale nie jestem Ci w stanie pomóc.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo możesz mi się teraz przydać.

W pokoju Georga panował delikatny półmrok, a stęchłe powietrze świadczyło o dużej wilgoci. Na ziemi walały się krzesła oraz zużyte opakowania po narkotykach.

– Kurwa… Nie miałem gości od jakiś pięciu tygodni! Usiądź wygodnie, a ja przygotuję coś do picia. – Siarczyście zaklął, podnosząc równocześnie przewrócone krzesło.

Przez moment, był wyraźnie zdenerwowany przebywaniem kogoś nowego na swoim podwórku, ale podczas układania jedzenia, stał się jakby bardziej potulny.

– Nie przejmuj się zbytnio moim wyglądem… Od jakiegoś czasu, biorę bezpieczne dawki. Kiedyś pracowałem przez trzy lata, wydobywając surowce – to były zdecydowanie najlepsze lata mojego zasranego życia. Obserwowałem, jak wielu znajomych kolegów odlatuje, szukając szczęścia w innych układach. Niektórzy z torbami wypchanymi forsą, a inni z dziurami w kieszeniach. Pierdolony świat, same dziwaczne frakcje dla nadludzi, z ponad przeciętnym IQ. Nie zrozum mnie źle, byłem zwykłym górnikiem, a nikt nie podawał mi mleczka pod nos, mówiąc „wygrałeś” forsę…

– Widzę, że aktualnie żyjecie sobie, w taki sposób…

– Żeby tylko tak… Wszystko coraz bardziej schodzi na psy. Najsłabsi odchodzą do piachu, a na ich miejsce przychodzą kolejni, coraz bardziej popierdoleni. Narkotyk rozwiązał we mnie sporo problemów z psychiką, niestety mój organizm bardzo na tym ucierpiał. Praca, w takich warunkach to generalnie kanał. O czym chciałeś ze mną rozmawiać? – zapytał George, podając mi szklankę napoju.

– Mam do ciebie sprawę o specyficznej naturze. Załóżmy, że znam młodą dziewczynę, która oprócz ukończonej szkoły i naprawdę wysokiej inteligencji, lubi od czasu do czasu pożyczać od innych pieniądze.

– W sprawach sercowych rozmawiaj z wróżką bracie.

– Pozwól, że dokończę… Paru drani próbuje odebrać pożyczoną forsę, ale ona nagle znika. Nie jest zakochaną hazardzistką, bo nie posiada nałogów lub ukrytych fobii. Chcę wiedzieć, na co może wydawać duże pieniądze, osoba wykształcona, mająca za sobą ważnych ludzi na planecie Aurora. Masz jakieś pomysły?

– Według mnie, posiada sterowaną osobowość. „Plastyczna” manipulacja genami, rozbudowa implantów… albo buduje własne imperium.

– Ryzykując życiem? Według mnie, kogoś odnalazła. Intuicja podpowiada mi, że chodzi o przyjaciela-naukowca, może przełomowe wydarzenie, związane z planetą.

– Cóż, w naszym „sraczu” nie ma nazbyt wiele przyjemności. Mamy tutaj przerwaną terraformacje, statek obcych albo kilkanaście artefaktów, których pochodzenie jest dość enigmatyczne. Sporo porozrzucanych korytarzy, przy eksploatowanych terenach eksperymentalnych. Są również mutacje wśród królowych robali oraz ich gniazd.

– Myślisz, że może się ukrywać, gdzieś w tamtym obszarze?

– Właśnie. Znam pewną osobę, która wie wszystko na temat labiryntów. Nazywali ją „chciwa” Waleria, bo kiedyś zarabiała duże pieniądze jako prostytutka-mamusia. Od dwóch lat, zajmuje się sprzedażą tamtych znalezisk, nawet poza nasz układ.

– Spróbuję spotkać się z twoją znajomą.

– Samotnie nie znajdziesz sklepu. Jest sprytnie ukryty w gmatwaninie uliczek i magazynów na obrzeżach wydobycia. Pomogę ci skontaktować się z Benem Diore, który jest jej sprzedawcą i mechanikiem. Prowadzą razem ten interes, już od bardzo dawna. Gdzieś tutaj, powinienem mieć ich zdjęcie.

Pożegnanie między mężczyznami odbyło się przez podanie sobie dłoni. Jutrzejszy dzień, miał być jednym z bardziej pracowitych dni. Po przybyciu do swojego mieszkania i solidnej kąpieli, próbowałem odpocząć od spraw, które spędzały mi sen z powiek. Najpierw Maggie, a teraz ktoś odsunięty w odmęt starych wspomnień.

Poznałem ją po rysach twarzy, miała o wiele więcej zmarszczek, niż mógłbym przypuszczać. Sławetna Waleria, o której wspominał George okazała się być moją młodszą siostrą. Chciałem wiedzieć, dlaczego rodzice pozostawili mnie samemu sobie i co było powodem odwiedzenia przez nich systemu Wolf-B532. Czyżby był to zwykły zbieg okoliczności, a może jakaś nieznana siła zagubiła nasze ścieżki.

Niespodziewanie uruchomił się wektorowy projektor holo-telefonu, a za nim obraz symbolizujący oczekujące połączenie.

– Witaj Heinz, masz do mnie jakąś sprawę? – powiedziałem, marszcząc brwi ze zmęczenia.

Szef moratorium, które pracowało na obrzeżach wydobycia, jak zwykle nie spieszył się z nazywaniem rzeczy po imieniu.

– Przyczyna zgonu odnalezionych osób, „śmierć, spowodowana zasypaniem się tunelu na terenach eksperymentalnych”. Rozpoznane DNA… „Doktor John D. Harley, mający kluczowe znaczenie w historii tworzenia koloni na Aurorze, wraz z grupą pozostałych naukowców” – wszyscy razem to czterdzieści trzy osoby. Oprócz nich odnaleziono zwłoki obcej istoty, należącej do rasy Lunarian. Jego braci można znaleźć w kilku obszarach kosmosu.

– Z tego co mówisz, wnioskuję że Harley, nie zginął wpadając w chmarę meteorów, a fakty historyczne, to fikcja.

– To tylko kropla w morzu kłamstw, które zdołaliśmy odkryć. Najlepsze jest to, że ludzie z kompani wydobywczej, próbowali włamać się do sieci naszej firmy i usunąć informacje dotyczące grupy naukowców. Larry zadbał o dobrą ochronę swoich najistotniejszych obiektów, ale… Od kilku dni, ktoś usilnie stara się przedostać do komory z ciałem obcego. Jeśli szybko nie uporamy się z porządkowaniem informacji dotyczących tej śmierdzącej sprawy, będziemy mieć na głowie wywiad kilku dominujących półgłówków.

– Zastanawiam się, jakie znaczenie może mieć ta sprawa dla wielkich tego świata i frakcji.

– John D. Harley był szeroko znany w gronie elit naukowych, zajmujących się przystosowywaniem planet do tworzenia kolonii górniczych. Prawdopodobieństwo zasypania całej ekipy razem jest praktycznie zerowe… A do tego wszystkiego, jest jeszcze ten obcy.

– Uważasz, że był to sabotaż ze strony władzy?

Heinz Steinberg powoli przetarł czoło, wypowiadając się o wiele ciszej, niż na samym początku rozmowy.

– Ja tego nie powiedziałem. Przesyłam ci dokumenty, które znaleźliśmy na zaszyfrowanym dysku. Jeśli dobiorą się do mojego tyłka, to będzie moje zabezpieczenie na starość. Muszę już kończyć, żegnam i przyjemnej lektury.

Projektor automatycznie wyłączył obraz, kończąc jednocześnie wykonane połączenie. Obwody odpowiedzialne za treści cyfrowe, uruchomiły czytnik, przesyłając skopiowaną zawartość tekstową.

 

"Przesyłam uszanowanie komisji nadzoru projektu “Królowa”, jak również Kompani Wydobywczej odpowiedzialnej za drugą fazę terraformacji.

 

Po dwudziesto-miesięcznej analizie, jesteśmy wyraźnie zaniepokojeni wynikami, które otrzymujemy. Zmutowane pajęczaki rozpoczęły masową eksterminację własnych kopców, a także wszystkich organizmów, napotkanych podczas przygotowania bio-katalizatorów. Są one odpowiedzialne za przyspieszenie przeobrażenia środowiska naturalnego planety. Z pośród dwustu pracowników, wysłanych do pracy w koloni na terenach eksperymentalnych, pozostało jedynie czterdziestu górników. Jest to już kolejna wiadomość, na którą nie otrzymałem żadnej wiążącej odpowiedzi. Jeśli ten precedens, będzie trwał nadal, będę zmuszony do zamknięcia koloni i postawienia sprawy przed obliczem „Uni planetarnej Ziemi”. Wniosek, będzie dotyczył rozwiązania obecnej sytuacji stawiającej nas wszystkich w obliczu zagrożenia…

PS. Joanna Harley powinna zostać powiadomiona o moim położeniu. Utraciliśmy bezpośrednie połączenie z resztą koloni, poza układem Wolf B-532, a budowa stacji orbitalnej „Hope-2” jest opóźniona z powodu braku wyspecjalizowanej kadry. To awaryjne pasmo może być ostatnią szansą, na jakąkolwiek pomoc. Wierzymy w waszą praworządność i szlachetne zamiary.

Z poważaniem,

Ekipa naukowa doktora Johna D. Harleya."

Krótka wiadomość znaleziona w zasypanym tunelu mówiła o wiele więcej, niż można się było spodziewać. Zatuszowano sprawę zniknięcia robotników, ponadto spreparowano fałszywą informację o wypadku statku przewożącego ekipę naukową do systemu Słonecznego. Prawie wszystkie elementy ich działań zawiodły, a ostatnia wiadomość trafiła prosto w ręce kompani wydobywczej. Nie zrobiono nic, aby pomóc ludziom zagrożonym eksterminacją, przy czym na planecie, ktoś zaplanował ich całkowite zniknięcie. Joanna Harley to córką głównego naukowca i wszystko wskazywało, że do końca swojego życia wierzyła w kłamstwa kompanii wydobywczej. Po dziesięciu minutach medytacji postanowiłem ponownie połączyć się z Heinzem.

– Przeczytałem wiadomość… To wyrok śmierci dla zarządu konsorcjum wydobycia. – powiedziałem pilnie, spoglądając na zaspaną twarz szefa.

– Od tygodnia powtarzam sobie, że nie powinienem wysyłać tego dokumentu jego córce, ale coraz bardziej gryzą mnie wyrzuty sumienia.

– Czy ona nadal żyje?

– Jest głównym ambasadorem „Imperium kolonialnego”. To jedyna osoba posiadająca immunitet w wypadku konfrontacji z „Federacją militarną”. Ma prawie osiemdziesiąt lat, przy czym nadal klarowny i jasny umysł – fenomenalna kobieta.

– Widzę, że znasz jej życiorys na pamięć. – uśmiechnąłem się do niego, szczerząc zęby.

– Tutaj się urodziłem, a na niczym nie zależy mi bardziej, jak na szczęściu. Być może są bardziej zasobne obszary kosmosu, w których istnieją równie bogate złoża, jak na Aurorze. Nigdy nie zamieniłbym się miejscami.

– Dzisiaj wszelka unikatowość jest cechą progresywności, Heinz. Pamiętaj o tym.

– A ty zapamiętaj, że odwaga to najpiękniejsza z cech ludzkiego charakteru. – Na twarzy Heinza Steinberga pierwszy raz pojawił się prawdziwy uśmiech zadowolenia.

– Daj mi trochę czasu, żeby odpocząć.

– Trzymaj się Brooks.

Przygasiłem światło mojego pokoju, chcąc jeszcze przez krótką chwilę pomyśleć o mojej siostrze. Wydawało się, że pierwsze kroki w stawianiu na szczęśliwą kartę miałem już za sobą. Zdobyte znajomości będą owocować w dalszej przyszłości. Wczesnym rankiem opuściłem mój lokal, udając się do dzielnicy magazynów w celu znalezienia osoby o imieniu George. Pomimo wielu wad, była to dość solidna „firma”, jeśli można określić, w taki sposób człowieka uzależnionego od narkotyków. W jego mieszkaniu nie znalazłem żywej duszy, a wszystkie próby komunikacji z bliskimi sąsiadami spełzły na niczym. Pomyślałem, że warto ponownie udać się do "Lazurowego Ostrza", gdzie przebywaliśmy razem wczorajszego dnia.

Pora była jeszcze nazbyt wczesna, aby można było spotkać ważniejszych mieszkańców dzielnicy. Przed wejściem do klubu stało kilkanaście osób, które patrzyły na ludzi wynoszących martwe ciało jakiegoś mężczyzny. Spróbowałem prześlizgnąć się do środka, co nie stanowiło w tej chwili większego problemu. W środku jak zwykle siedzieli ci sami alfonsi, wśród których rozpoznałem niechętnego do udzielania informacji cwaniaka.

– Kurwa… Znowu ty?! Za chwilę dostaniesz kosę, jak twój ćpun!

– Co mu zrobiłeś? – chłodno zapytałem siedzącego, po drugiej stronie mężczyznę.

– Wysłałem ludzi, żeby trochę spiłowali mu zęby i „skrócili” język… Za wiele brał, i za dużo gadał. Stawał się coraz bardziej uciążliwy. Jeden z alfonsów za bardzo wczuł się w swoją rolę… skończyło się na trupie.

Pomimo wszystko, polubiłem „szczupłego” Georga, a emocje spowodowały, że wyciągnąłem pistolet, celując w czoło dealera narkotyków.

– Jeśli za pięć sekund nie odpowiesz mi jak dotrzeć do sklepu "Chciwej” Walerii, to rozpierdolę twój łeb w drobny mak.

– Chcesz mieć na głowie całą dzielnicę magazynów, żołnierzyku?

– Mam za plecami o wiele potężniejszych sojuszników, aniżeli ten burdel, a twój czas właśnie dobiega końca.

– Nie strzelaj, kurwa! Wiem o kim mowa… Znam prawie wszystkie mysie dziury w tej cholernej koloni. Dziwka sprzedaje jakieś pieprzone robaki i całkiem nieźle prosperuje. Wyślę człowieka, ażeby zaprowadził cię w tamto miejsce.

– I jeszcze jedno palancie… nie nazywaj jej dziwką, bo będziesz szukał swoich klejnotów, po zakamarkach tego lokalu. Ruszysz mój tyłek to za moment przyjedzie po ciebie ekipa komandosów pilnujących porządku w centrum. Zrozumiałeś przybłędo?

– Jasno i wyraźnie…

Po chwili wyszedłem na zewnątrz, czując na twarzy chłodny powiew poranku. Gruby i cholernie szkaradny facet skinął ręką, aby wynająć dla mnie transport, zdradzając kierowcy adres. Przejazd przez wyjątkowo zrujnowaną okolicę, nie sprawiał już takiego wrażenia, jak za pierwszym razem. Kilka ciekawszych pomników postawionych korporacji wydobywczej, opanowane było przez leżących biedaków albo bezdomnych ćpunów. Doskonale dawali sobie radę w tym obszarze. Władza nie mogła rozwiązać tego problemu, będącego jakby nie patrzeć, jednym z najbardziej gorących konfliktów na Aurorze. Przez moment poczułem się jak zagubiony w labiryncie uliczek obcy podróżnik – posiadający magiczną nić Ariadny.

Trudno było ogarnąć wszystkie boczne ulice, a trafienie na pożądany obiekt graniczyło z cudem.

– Jesteśmy na miejscu, proszę pana. – powiedział sepleniący kierowca. – Cy mam zaczekać na pana powrót?

– Zostań przez piętnaście minut… Jeśli nie wrócę, możesz odjechać w swoją stronę. Ile bierzesz za kurs?

– Wsystko zapłacono przez Charliego Foxa, który przesyła pozdrowienia i prosi, aby podcas następnej wizyty w "Lazurowym Ostzu" nie dosło do kolejnych konfliktów.

Wysiadając z samochodu, natychmiast zauważyłem olbrzymi szyld z napisem "Świat Tuneli – Waleria i Ben Diore-Brooks". Mała siostrzyczka nie zapomniała swojego prawdziwego nazwiska, a ja opanowując silne drżenie powiek, przekroczyłem próg sklepu z robalami. Rzucając okiem na leżące blisko siebie eksponaty zdałem sobie sprawę, że prawie wszystkie organizmy, będące w tym miejscu są już martwe. Tylko kilka z nich, kłębiło się w olbrzymich klatkach, otoczonych pancernym szkłem, natomiast reszta położona była w specjalnych i wypełnionych formaliną tubach. Przy sklepowej ladzie siedział nieco podstarzały mężczyzna, bacznym wzrokiem, spoglądając na przybyłych klientów.

– Jesteś bratem Walerii o imieniu Todd… Nieprawdaż? Od wczoraj stałeś się najbardziej znanym człowiekiem w naszej dzielnicy – powiedział od frontu sprzedawca.

– A ty pewnie masz na imię Ben.

– Owszem, prawie piętnaście lat temu, zostałem jej mężem i pomagam w naprawie akceleratorów formaliny. Używamy ich do sprzedaży naszych trofeów.

Czy mogę z nią porozmawiać na osobności?

Do głównego pomieszczenia weszła osoba, będąca dawno temu częścią twojego nastoletniego świata.

– Nie ma potrzeby Todd. Wiedziałam, że w końcu przybędziesz na Aurorę. Mam dopiero trzydzieści trzy lata, a już przypominam skarłowaciałą staruchę. Wszystko przez narkotyki i wyuzdane życie, które doprowadziło mnie do tego stanu. Dzięki Benowi stałam się bardziej niezależna i przede wszystkim wolna…

– Gdzie „do cholery” podziali się nasi rodzice?!

– Nie wiem. Zostawili mnie, tak samo jak ciebie, tylko ty miałeś więcej szczęścia, trafiając do wojska. Czasami mam wrażenie, że jestem jasnowidząca, ponieważ zobaczyłam w swoich snach jak odnajdujesz mój sklep.

– O tym, porozmawiamy nieco później. Potrzebuję twojej pomocy w odnalezieniu pewnej osoby. Nazywa się Maggie Crow i prawdopodobnie ukrywa się gdzieś na terenach eksperymentalnych. Słyszałem od pewnych ludzi, że potrafisz poruszać się po wydrążonych tunelach.

– Wiem o nich prawie wszystko. Nic nie jest za darmo bracie… Moja wiedza i umiejętności kosztują.

– Cena nie gra roli. Kupuję twój czas i wszystko, na czym tylko świat stoi. – powiedziałem wesoło.

– Przygotuj sprzęt kochanie i naucz mojego brata, w jaki sposób używać krótkofalówek. Obyś nie był zdziwiony tym, co może nas spotkać w czasie podróży.

– Miejmy to już za sobą. Co takiego masz na myśli, mówiąc "zdziwiony", po drugie chce wiedzieć, po co używacie takiego starego sprzętu do komunikacji.

– Odpowiem ci krótko i zwięźle, ponieważ to co możesz zauważyć, przemierzając podziemne tunele jest dostępne dla kilku wtajemniczonych osób. Jeśli chodzi o sprzęt to uważamy, że jest o wiele bardziej wytrzymały, niż nowoczesny elektroniczny złom.

– To ciekawa teoria, jednak w praktyce mało interesująca. Wątpię, aby były w ogóle przydatne do działania.

– Pod ziemiom występuje silna interferencja energii, która przyczynia się do zmiany częstotliwości nowoczesnych urządzeń. Jest to spowodowane wywoływaniem zakłóceń pasm transmisyjnych. Powoduje dłuższe dostrajanie oddalonych od siebie cyfrowych analizatorów sygnału. Starszy sprzęt nie posiada nowoczesnego sterownika, dzięki czemu nie aktualizuje na bieżąco każdego przerwania w połączeniu. Są jeszcze pewne fluktuacje PSI, odkryte przez jednego z naukowców, należącego do grupy doktora Johna D. Harleya. Niektóre urządzenia lubią czasami nieźle narozrabiać w momencie, gdy są naprawdę potrzebne. Czy zadowala cię takie tłumaczenie Todd?

– Zastanawia mnie wspomniana interferencja PSI.

– To typowa mutacja układu nerwowego u królowych kopca, spowodowana silnym napromieniowaniem, niektórych obszarów Aurory. Powstała prawdopodobnie po trzeciej fazie terraformowania powierzchni planety. Rozrost funkcji układu rozmnażania, doprowadził do zdecydowanie zbieżnych „tropizmów” w zachowaniu obiektów poddanych eksperymentom. Samice nie potrzebowały obydwu płci, aby składać jaja. Nowy, jajorodny gatunek pajęczaków wykluczył możliwość zewnętrznego zapłodnienia, natomiast samce zostały zastąpione ulepszonym gatunkiem robotnic. Niestety nie wiemy, w jaki sposób dochodzi do komunikacji królowych. Przypuszczamy, iż interferencja odbierana jako zakłócenia, może być jakimś pierwotnym sposobem ich rozmowy.

– Pasjonujące.

– Zwykle co pięćsetny osobnik posiada cechy dawnego, dwupłciowego gatunku sprowadzonego z planety Ziemia. Po tym zdarzeniu pojawia się typowa królowa kopca albo typowy samiec. Ten drugi jest natychmiast uśmiercany przez robotnice, natomiast samica znajduje się pod ścisłą ochroną kopca, aż do momentu rozpoczęcia składania jaj.

– Czy poziom zagrożenia ze strony pilnujących robali jest wysoki?

– Zdecydowanie tak, jednak zwykle przebywają w miejscach, które mają stanowić przyszłe magazyny dla najmniejszych przedstawicieli gatunku. Reszta walczy o wpływy swoich kopców na terenach eksperymentalnych lub poszerza powstałe tunele.

– Czy tunelowanie, pomogło w większy sposób przygotować powierzchnię planety pod farmy produkujące żywność?

– Na początku projekt odbywał się zgodnie z planem, ale później ustalono, że długość życia mutowanego gatunku, została trzykrotnie przedłużona. Zmieniło to całkowicie plany związane z wyżywieniem koloni, jak również rozmieszczeniem plantacji. To tylko moja własna hipoteza.

– Mamy wszystko czego potrzebujemy, aby zejść w dół tuneli Walerio. – powiedział nieco głośniej Ben.

– Zamknij sklep i uruchom windę… Będzie szybciej, niż podróż wynajętym pojazdem. Proponuję, żeby udać się do odgrzebanego tunelu, w którym znaleziono zwłoki naukowców.

– Świetny pomysł.

Chodzenie po ogromnych, kulistych korytarzach przypominało mi dawne zabawy w tunelach aerodynamicznych, występujących na stacjach orbitalnych. Wszędzie panował bardzo silny wiatr, który nie pozwalał na jakikolwiek ruch, poza obrębem grupy. Piętnaście minut później, obrzydliwy klimat wrócił do normalności. W punkcie przeznaczenia, nie mogliśmy odnaleźć praktycznie żadnego śladu, gdyż większość dowodów została skrupulatnie przewieziona do moratorium albo poddana analizie łupkowej.

– Znalazłam jakiś przedmiot. Otoczony jest skamielinom o grubości kilku centymetrów – powiedziała Waleria, używając krótkofalówki.

Mąż twojej siostry nie potrafił zbyt długo przebywać pod ziemiom bez wspomagania, dlatego korzystał ze specjalnie przygotowanego aparatu do oddychania.

– Spróbuj użyć środka do usuwania nanosów QD-3. Przy okazji zaświeć swoją latarkę, abyśmy mogli podejść nieco bliżej w twoim kierunku.

– Działa. To zwyczajny kawałek złomu pochodzący prawdopodobnie z przenośnego komputera osobistego. – powiedział chropowaty głos.

– Czy w pobliżu tuneli są jakieś miejsca przejęte przez przemytników?

– Być może. Chcesz szukać tych frajerów?

– Mam wrażenie, że nie odnajdziemy naszej "księżniczki" bez wsparcia.

Po chwili zauważyliście kilkanaście osób, które powoli zaczęły zbliżać się w waszym kierunku.

– Wypowiedziałeś to zdanie w złej chwili.

– Kim są ci ludzie? – zapytałem lekko przestraszonym głosem.

– Anarchiści i najwięksi wrogowie „Korporacji wydobywczej”. Wiedziałam, że coś pójdzie źle.

– Ciekawe skąd?

-Jestem jasnowidząca… zresztą nieważne.

Największy z mężczyzn podszedł nieco bliżej, ściągając z pleców długi karabin plazmowy. Na jego twarzy, ciasno założona maska, dobrze chroniła płuca przed jakimkolwiek trującym otoczeniem.

– Oddajcie znaleziony przedmiot. – powiedział twardy i metaliczny głos.

– Po co wam taki kawałek złomu?

– Nie twoja sprawa dziwko. Oddawaj albo rozwalimy wszystko wokół.

– …ktokolwiek wynajął was do odzyskania tego przedmiotu, nie zapłacił wam wystarczająco dużo. Jeśli zdradzicie jego nazwisko, wypłacę wam trzy razy więcej, niż on.

– Blefujesz. Powtarzam, po raz ostatni. Oddaj magazyn danych.

– Moim zwierzchnikiem nie jest „Korporacja wydobywcza”. Zostałem wynajęty w celu znalezienia pewnych ludzi…

Waleria postanowiła na nowo przejąć prym w toczących się negocjacjach.

– Poczekaj Todd. Spróbuję przedstawić wam alternatywę, która może uratować wam życie. Za kilkanaście sekund przybędzie tu chmara zmutowanych robotnic. Głodne i spragnione wszystkiego, co ma powiązanie z ludzkim gatunkiem. Jeśli zdradzisz nam waszego pracodawcę to może sprawię, abyście wyszli cało z tej sytuacji. Jeśli nie to razem zginiemy, będąc w tym tunelu.

Z tyłu jednego z bocznych korytarzy, coś wyjątkowo dużego robiło sporo hałasu. Pomimo świetnego wyszkolenia, mężczyzna nie potrafił podjąć jakiejkolwiek decyzji.

– W porządku… przyjmujemy twoją propozycje. A teraz kieruj nas do wyjścia ślicznotko. – powiedział z drwiną w głosie najemnik.

Przebywali w ogromnej grocie, położonej dość głęboko pod ziemią, nawet jeśli brać pod uwagę niezwykłe warunki panujące na terenach eksperymentalnych.

– Musimy tutaj pozostać, co najmniej przez pięć godzin, aż najstarsze i najbardziej doświadczone robotnice, utracą nasz ślad. Zachowujcie się cicho i nie róbcie żadnych gwałtownych ruchów.

Spojrzałem na twarze naszych nowych przyjaciół i doszedłem do wniosku, że zostali wynajęci przez kogoś bogatego i to za całkiem spore pieniądze. Ci ludzie zostali dokładnie przeszkoleni, brali udział w opłacanych zleceniach już nie pierwszy raz. Wyglądało na to, że mieli wiedzę o elektronice, jednak zupełnie nie zdawałem sobie sprawy, po jakie licho ryzykowali życiem dla kawałka podniszczonego złomu.

– Przyznajcie się do jasnej cholery, dla kogo jest ta cała szopka?!

Najważniejszy z najemników spojrzał na ciebie przez przyciemnione szkła swojego hełmu, a następnie ściskając go oburącz odłożył powoli na kolana. Twoim oczom ukazała się twarz dojrzałego mężczyzny, pokryta wieloma bliznami i grubym ziarnistym zarostem.

– Znajdujemy się w specyficznej sytuacji. Za naszymi głowami przechodzą masy robactwa, a nad nami wolno płynie spokojne życie kolonistów. Zwykle nie mamy skrupułów, jeżeli wykonujemy proste zlecenia, ale osobiście nie lubię zaciągać długów. – powiedział, przecierając na chwilę oczy ze zmęczenia najemnik.

– Czy zleceniodawcą była młoda dziewczyna?

– Istotnie, tak. Nie podała nam swojego nazwiska, ale cały czas mówiła o obcej technologii, która miała znajdować się w odkrytych kilka tygodni temu korytarzach.

Zdrętwiałą ręką przetarłem pot, gęsto pojawiający się na moim czole. Wypadało jeszcze zapytać, gdzie przesiaduje córka pana Larry`ego Crowa.

– Czy możesz zdradzić, gdzie doszło do transakcji? Kilku nagrzanych kolesi szuka jej z powodu długów – przy okazji sama jest znanym naukowcem i kochaną córeczką swojego ojca.

– Niestety, nic więcej nie mogę ci powiedzieć.

Waleria delikatnie przysłuchiwała się szeptom, które ulatywały w trakcie naszej rozmowy.

– Ci ludzie nie pochodzą z Aurory, braciszku… Twarde sukinsyny z odległej planety Morph-4 w systemie Arcturusa. Jest to główna siedziba przemytników oraz wszelkiej opozycji w odniesieniu do władzy, a także samych anarchistów.

– Zamknij „jadaczkę” stara kobieto.

– Muszę za wszelką cenę sprowadzić ją do domu, aby nie stanowiła zagrożenia szczególnie dla siebie.

– Moje zadanie jest już prawie wykonane. Nie interesuje mnie współpraca z byle napotkanymi wieśniakami, a zwłaszcza typami takimi jak wy!

– Bądźcie ciszej… Za moment wszyscy odejdziemy w swoim kierunku. – powiedziała, odciągając mnie Waleria.

Delikatne muśnięcie mocno pomarszczonej dłoni, skupiło moją całą uwagę na jej gestach, gęstych brwiach oraz twarzy.

– Powolutku… Po cichutku… Mój braciszku… pobiegniesz za mną tym uskokiem. Trochę dalej, znajdziesz średnich rozmiarów szpaler, pod którym musisz przejść na drugą stronę – wąskim korytarzem pójdziesz samotnie. Nie obawiaj się o mnie, jestem bezpieczna.

Waleria koniuszkiem palców dotknęła swojego czoła, po czym cicho ruszyła biegiem do przodu. Nie minęła nawet minuta, jak przed oczami pojawiło się tajemnicze rozwidlenie. Siostra wskazała palcem wąski otwór w ścianie, szybko znikając w ciemnościach podziemnego labiryntu.

– Strzelać do skurwysynów! – Z bliska dało się słyszeć głośne odgłosy wystrzałów, broniących się najemników.

 

* * *

 

Dwadzieścia cztery godziny później, siedziałem przed drzwiami biura Larry`ego Crowa, czekając na moment audiencji i opowiedzenia mu nowych, zdobytych informacji. Z reguły nie musiałem przebywać w kolejce, aby zdać relację z własnego zadania czy prostych obserwacji, ale nawet ja musiałem zrozumieć jak wiele obowiązków dotyczyło nadzorcę, normalnej koloni górniczej.

– Jak pan się dzisiaj czuje panie Brooks? Moi chirurdzy donieśli mi o pięciu zwłokach znalezionych na terenach eksperymentalnych, oczywiście pan nic o niczym nie wie?

– Nie wiem… Jak mam to ująć proszę pana. – powiedziałem nieco ciszej, patrząc na zadbaną i bogato zdobioną podłogę biura.

– Heinz Steinberg wychodzi z siebie. Kim oni byli?

– Prawdopodobnie pochodzili z głównej siedziby frakcji przemytników. Ostre typki.

– Nie za dobrze… Będą próbowali odzyskać ciała swoich towarzyszy. Co z moim dzieckiem?

– Na razie jest bezpieczna. Znajduje się poza układem Wolf-B532, jednakże nie jestem pewien, jak zareagują tamtejsze siły, gdy dowiedzą się o śmierci swoich przyjaciół.

– Dlaczego mam na głowie ambasadorkę „Imperium kolonialnego”… twierdzi, że nie jaki Todd Brooks wysłał jej zakodowaną informację na temat Johna D. Harleya.

– To dość skomplikowane. Joanna Harley, czyli ambasadorka Imperium jest córką zmarłego w wypadku znanego naukowca Johna D. Harleya.

Szczupła, ale umięśniona postać nadzorcy poprawiła nieco swój wąski i elegancki ubiór.

– Wiedziałem… miałeś za zadanie odnaleźć moją córkę, a nie rozpracowywać legendarnych bohaterów naszej szarej i popierdolonej rzeczywistości! Ta planeta to klatka wypełniona trupami, a mimo wszystko, ktoś kurwa taki jak my, zarabia na tym gównie sporo kredytów. Za tydzień, będziemy mieć na głowie cały sztab frakcji z „Korporacją wydobywczą” na czele! Twoim nowym zadaniem, będzie sprowadzenie Maggie na Aurorę w przeciągu kilkunastu dni. Czy chcesz coś jeszcze dodać?

– Po długotrwałych poszukiwaniach, odnalazłem swoją siostrę.

– Wspaniale Brooks, a teraz daj mi pogłówkować, jak wybrnąć z nadchodzącej apokalipsy.

Pomimo zdenerwowania, postanowiłem spróbować dowiedzieć się więcej od nadzorcy w sprawie pobytu swoich rodziców na planecie i rozstaniu z córką.

– Przepraszam ale chcę, aby przedstawił pan dokumentację w sprawie obecności naszych rodziców.

– W wolnej chwili…

– Nie ruszę małym palcem, jeśli nie udostępni pan tych wiadomości.

Spojrzenie nadzorcy przez krótką chwilę zawierało coś więcej niż tylko gniew, jednak szybko powróciło do normalności.

– Oczywiście. Rozumiem twoje pobudki i obiecuję, że w przeciągu czterdziestu ośmiu godzin, dostaniesz wszystkie, potrzebne formularze. Czy coś jeszcze?

– Dziękuję… trzymam pana za słowo.

Wychodząc z biur centralnej części koloni, zauważyłem ogromne zbiegowisko tworzące się przy szklanych drzwiach wejściowych. Ładna i zadbana sekretarka o imieniu Miriam, poprawiała w pośpiechu włosy, szybko mrugając ciemnymi powiekami.

– Dla kogo się dzisiaj stroisz Miriam?

– Ambasadorka Joanna Harley… przyleciała dwadzieścia godzin temu na Aurorę. Od razu dostała miejsce w hotelu o podwyższonym standardzie. Za parę sekund, będzie wewnątrz budynku.

Kilku dziennikarzy lokalnej prasy, a także tych z poza układu Wolf-B532, przybyło specjalnie tylko po to, aby zdać relację z wizyty ważnej osobistości. Joanna Harley ze względu na swój wiek, rzadko opuszczała rodzimą planetę o nazwie Eta Orellion Sześć w układzie Syriusz.

– Witamy, panno Harley. Nadzorca Crow czeka w swojej siedzibie na piętrze centrali.

– Pani Harley… jestem mężatką od piętnastu lat.

Miriam, będąc pod dużym napięciem, prawie zgięła się w pasie, otwierając drzwi specjalnej windy, przeznaczonej dla dystyngowanych gości. Szybkim ruchem nacisnęła przycisk znajdujący się blisko ukrytej skrzynki kontrolującej jej aktywację.

– Macie tutaj dobre restauracje. Pewnie jesteście zaskoczeni moją wizytą?

– To zaszczyt przyjmować panią w naszej, skromnej koloni. Bardzo dziękujemy za pochwały. – powiedziała zasadniczo sekretarka.

Stojąc w odległym koncie pomieszczenia, próbowałem przypomnieć sobie wszystkie informacje, które posiadałem na temat „Imperium kolonialnego”. Odwieczni wrogowie „Unii planetarnej”, pomimo olbrzymiej potęgi, rzadko odwoływali się do globalnych konfliktów zbrojnych. W momencie ich powstania, nikt nie zdawał sobie sprawy, jakie konsekwencje może spowodować podzielenie władzy i odwrócenie się plecami do „Federacji militarnej”. Wszystko wiązało się ze zdobyciem odpowiedniej ilości sił zbrojnych, potrafiących stawić czoło buńczucznym zapędom ówczesnej władzy absolutnej. Technologie o charakterze ekologicznym, wytworzone poprzez sektę o nazwie „Słońca Sionizmu”, były w największym stopniu punktem spornym, który decydował o potędze Imperium. Natomiast sama Kompania, nie mogąc im dorównać lub wykraść nowego projektu, została postawiona przed faktem dokonanym, płacąc czterdzieści pięć procent swoich zysków przy rozbudowie koloni. Bankructwo Kompanii dopełniło reszty. Odwet ze strony Imperium stawał się coraz bardziej brutalny, a naczelna rada „Unii planetarnej” zrozumiała, że nie ma innej drogi poza pokonaniem przeciwnika i pozyskaniem planów ulepszonej metody terraformacji. Nikt z elity osób, mających wpływ na dzisiejszy stan polityczny, nie próbował zmieniać trwającej od wieków sytuacji. Szanowano majestat ludzi odpowiedzialnych za pokojowy wkład w historię aktualnych wydarzeń.

Co do planety Eta Orellion Sześć, gnieżdżącej się w systemie Syriusz jej historia zahaczała o złotą erę kolonizacji. Małe złoża surowców naturalnych, dosyć szybko zostały wykorzystane, doprowadzając do zaprzestania ich dalszej eksploatacji. Wiele miast posiadających olbrzymi kapitał ludzki, zamieniło się w martwe i puste „grobowce". Ludzie opuszczali planetę, szukając nowych miejsc do osiedlenia. Dawna architektura oraz artefakty obcej rasy Lunarian przyciągały sporo turystów, jednak brak zainteresowania ze strony Imperium, doprowadził do masowej destrukcji większość wartościowych obiektów.

Podczas krótkiej inwazji z użyciem głowic atomowych i broni biologicznej, wiele innych aglomeracji nie zdołało pozostać w swojej dawnej formule. Na powierzchni planety zaczęli pojawiać się różni handlarze szukający pozostałych po wojnie przedmiotów czy szabrownicy sprzedający środki pierwszej pomocy. Prawie pięćdziesiąt lat temu, osoba o nazwisku Joanna Harley wymogła na frakcji Imperium pomoc dla mieszkańców planety. Przez trzydzieści lat wspierała ludzkość, zarządzając większymi skupiskami, a także starożytną aglomeracją. Za swoje zasługi, została mianowana honorową ambasadorką „Imperium kolonialnego”.

Odzyskanie Maggie stanowiło aktualnie priorytetowy cel. Musiałem bardziej zastanowić się nad swoim obecnym położeniem i porozmawiać ze swoim szefem, na temat możliwości przelotu na planetę Morph-4 w układzie Arcturusa. Jej aktualny wygląd czy próg zniszczeń nie odbiegały od planety Eta Orellion Sześć. Okazało się, że znajomość z Larrym Crowem, otwierała większość nawet najbardziej zatrzaśniętych drzwi.

W kilka godzin później, znalazłem się na promie kosmicznym, gdzie znajomi zarządcy, przekazali notatkę zawierającą miejsce przebywania zleceniodawcy zabitych najemników. Samo lądowanie na planecie nie należało do nazbyt przyjemnych doświadczeń. Liczne turbulencje czy stany alarmowe potwierdzały informacje dostępne w globalnej sieci. Znajdowałem się w ponurym i postapokaliptycznym, zniszczonym przez człowieka środowisku. Przy wyjściu z portu, każdy pasażer otrzymywał środki zapobiegające chorobie popromiennej.

W małym mieście, które przetrwało wojnę, przed drzwiami do pokoju hotelowego stało dwóch silnie zbudowanych mężczyzn.

– Czy Maggie Crow zamieszkuje ten hotel? – powiedziałem nieco głośniej, zwracając uwagę stojących mężczyzn. Wszystkie dane pasowały do opisu.

– Kogo mam zaanonsować?

– Jestem przyjacielem waszej pani… powiedz, że Todd Brooks prosi o chwilę rozmowy.

– Prosimy dalej… – powiedział mocno zbudowany cyborg.

W środku pomieszczenia, zebrani posiadali nowoczesną broń, jak również mocne kamizelki ochraniające ich ciało.

– Dlaczego mam przyjemność oglądać osobę, o której dawno temu zapomniałam?

– Jak zwykle jesteś uszczypliwa, aż do bólu. Czy wiesz ile trudu musiałem włożyć, aby znaleźć cię tutaj w jednym kawałku? Masz ciągle wrogów i coraz mniej przyjaciół.

– A kogo to interesuje? Głównym celem było odnalezienie trzeciej części magazynu danych Lunarian. Skoro jesteś z nami… odnoszę wrażenie, że masz coś wspólnego z naszymi danymi.

– Może mam, a może właśnie nie mam.

Delikatnym gestem dłoni wskazała dwie osoby, będące jej osobistą ochroną.

Po mojej lewej stronie siedzi pani Kimberly Jones. Uważaj, bo potrafi przefasonować gębę, najbardziej twardym zawodnikom. Z kolei ten muskularny typ to Aroon Xaryer… Zmodyfikowany „fiksant”, czyli mówiąc naszym językiem cyborg. Ma więcej wszczepów neuronowych, niż ty komórek w mózgu. Oczywiście dzięki temu, jest wyjątkowo inteligentny i dobry w łóżku.

-Pewnie masz rację. Nie jesteś zbyt uprzejma. Twój ojciec chce, abyś wytłumaczyła się ze swoich posunięć. Moim zadaniem jest sprowadzenie cię na planetę Aurora, najszybciej jak tylko można.

– Niestety, takie kiepskie posunięcie, nie wchodzi w rachubę. Co z wynajętymi ludźmi?

– Wszyscy nie żyją. Pomimo tego, będziesz miała dużo szczęścia, gdyby twój ojciec przebaczył takie zachowanie…

Maggie, nie wiedziała jak zareagować na wiadomość o śmierci wspólników. Wszystko było zaplanowane do najmniejszego szczegółu.

– To niemożliwe… Jak do tego doszło?

– Wpadli w zasadzkę, przeszukując labirynty gniazda robali. Chmara robotnic pokiereszowała ich ciała w drobny mak.

– Wszystkie odnalezione mapy artefaktów prowadziły do tego układu. Brakowało tylko trzeciego elementu, który był zasypany na Aurorze. W pobliżu postumentów, odnalazłam sporej wielkości wnękę, ślepy zaułek. Wewnątrz leżały zwłoki obcego, należącego do rasy Lunarian. Na plecach miał przyczepiony skamieniały pojemnik, a w ręce znajdował się przedmiot przypominający nasze urządzenia do zapisu informacji. Po użyciu specjalnych substancji rozpuszczających kamienne skorupy, wyłuskałam dwa przedmioty. Czasami przy trzaśnięciu, lekko poruszał się wskaźnik ich sprawności. Niestety, bez brakującej części, rozkodowanie danych nie było możliwe. Ich język porozumiewania się czy technologia, znane były naukowcom kilka wieków wcześniej. Dzięki znalezionym artefaktom.

– Jeśli dostaniesz brakujący kawałek to obiecujesz, że powrócisz do swojego ojca.

– Nie. Mam tam kilku poważnych przeciwników, a zaciągnięte długi przypalają moje stopy, bardziej niż myślisz. Właśnie tak, określamy sytuację finansową, która jest gorsza od dożywotniego wyroku więzienia.

– Problem spłaty długów, może zostać rozwiązany.

– Miliony? Mam nadzieję, że bierzesz je pod uwagę. W takim wypadku… zgadzam się na twoje warunki, ale najpierw powiedz mi dokładnie, wszystko co wiesz.

Powolnym ruchem ręki, podałem jej znaleziony element, należący do obcej rasy.

– Wspaniale Todd! Trzecia część magazynu danych…

Po krótkiej chwili milczenia, Aroon szybko podłączył urządzenie do wielkiego mobilnego komputera. Wydawało się, że proces ładowania danych o nieznanym charakterze działania, zakończył się pozytywnie.

 

"Tłumaczenie – Odczytana legenda rasy Lunarian.”

 

„Główne struktury umieściliśmy na sferach… Za pomocą transporterów. Sfery są to zwyczajne skorupy, z których pobieramy potrzebne minerały oraz surowce. Nie interesuje nas podbijanie, a jedynie konstruowanie urządzeń oraz wydobycie. Aktualna komunikacja ze sferami nie jest możliwa. Nasza praca i potęga konstrukcji to sens naszego istnienia… Naszym „Bogiem Wojny” jest ognisty ptak „Lunak” – przez tysiące wieków, był dla naszej rasy tajemnicą. Obcy wrogowie przybyli, aby zabijać. Stało się to długo przed tym, jak rasa ludzka weszła w fazę „ery kosmicznej”. Po półrocznej wymianie handlowej, zażądaliśmy opuszczenia naszej planety, poprzez wrogie statki. Lunak opuścił nas w potrzebie… Wszyscy zginęli.

Niech ta opowieść będzie świadectwem naszej przegranej, pożegnaniem – najeźdźcy przybędą również do was, a to tylko kwestia czasu…"

Poniżej, znajdujemy ostatnie położenie wrogiego statku obcych oraz skopiowaną mapę przelotu, aż do układu Słonecznego.

– Musieli zajmować się górnictwem… wydobyciem złóż, dlatego ich poziom rozwoju nie był nadzwyczajny.

– Tylko tyle? Jestem cholernie zawiedziona, chociaż z drugiej strony przez moment było naprawdę ciekawie. – powiedziała rozpalona Maggie.– Wracajmy do domu. Będziesz wolna od przymusu chowania się w odległych krańcach kosmosu, a ja wreszcie poświęcę czas swojej rodzinie. Pozostaje pytanie co porabia „Lunak”?

– Tego dowiemy się dopiero, po zwołaniu „Rady Bezpieczeństwa”. Zgoda.

Pomyślałem, że jest możliwe, aby pomóc Walerii oraz Benowi przy rozbudowie ich firmy – ostatecznie, zarobiłem na tym zleceniu o wiele więcej, niż mógłbym przypuszczać.

Koniec

Komentarze

Prokrastynacja? Moi? No, sir-ee. Na wstępie – drogi Autorze, to:

Opowiadanie zmienione na nieco lepszą wersję niż poprzednio tj interpunkcja oraz liczne błędy. Polecam!

nie zachęca do lektury. Choćby dlatego, że sugeruje liczne błędy w opowiadaniu. I, niestety, obietnicy dotrzymujesz już w otwarciu:

Zainteresowanie związane z wojskiem, wiedzę o wschodnich wodzach czy produkcji broni białej, najlepiej przyswajałem, wstając o świcie

Jak, u licha, przyswaja się zainteresowanie? Jak ono się wiąże z czymkolwiek? I jak się uczyć, wstając? O co chodzi?

W pewnym wieku robiłem to regularnie oraz w pełni świadomy swojej wartości.

Co ma świadomość swojej wartości do… choroba, nawet nie wiem, do czego.

kolejnym, mało zarabiającym frajerem

Bez przecinka, bo "kolejny" określa całą frazę "mało zarabiający frajer".

pod każdym względem idealnie dobierany przez handlarzy z umiejętnościami wyraźnie powyżej przeciętnej

What the f… does this mean?

W związku z tym, nie odwiedzano nas tutaj zbyt nadmiernie

Bez przecinka. "Zbyt" i "nadmiernie" to to samo.

szkolenie, związane

Nie oddzielaj rzeczownika od jego określenia.

zostałem pozostawiony

Really.

Z biegiem lat domyślałem się, że noszenie ich nazwiska, nie miało dla niej większego znaczenia.

Dla kogo? Kto tu jest podmiotem? O co chodzi?

który jest bardziej odmienny od stacji orbitalnych czy niekończących się rywalizacji o prestiż.

Chaos semantyczny i gramatyczny. Zdecyduj, co jest podmiotem w zdaniu, i trzymaj się tego.

Będzie pan służył jako żołnierz, a po osiągnięciu odpowiedniego wieku zostanie przeniesiony w stan spoczynku lub opuści obwód „Federacji militarnej" teraz.

To dwie możliwości. I po co cudzysłów?

Nie otrzymałem chociaż minimalnego wynagrodzenia

"Nawet", nie "chociaż". Cały dialog jest sztywny, nienaturalnie formalny – nie znam się na wojsku, ale dziwacznie to wygląda.

stwierdziłem sarkastycznie, będąc wściekły na cały świat.

Powiedziałem. "Stwierdziłem" oznacza asercję lub ustalenie faktu – mam wrażenie, że nie znasz kolokacji swojego ojczystego języka. To źle. Dopisek po przecinku jest łopatologiczny.

my, dziękujemy

Bez przecinka między podmiotem, a orzeczeniem.

traktowany jest równorzędnie.

Z kim?

rozpocząć realizacje

Realizację.

zamysły i nadzieje, dotyczące tych dusigroszów były zbyt wysokie

Dusigroszy. Bez przecinka. "Wysokie" zamysły? What?

innych, gwiezdnych systemów.

Znaczy się, do systemów, które byłyby gwiezdne? Hmm?

Kontrakt podpisany z przedstawicielem koncernu wydobywczego, opierał się na dziesięcioletniej służbie jako operator magazynowania złóż w ładowni statku.

To już w ogóle nie po polsku. Pomijając przecinek między podmiotem, a orzeczeniem – kontrakt mógł faceta zobowiązywać do służby, ale nie opierać się na niej.

oddalony dość daleko

… seriously?

daleko, od najbardziej znanych i skolonizowanych obiektów

Bez przecinka. Najbardziej skolonizowanych?

typowo ziemska zasobność złóż

Co to znaczy?

licznych koloni

Kolonii.

fakt dość specyficzny dla tego systemu, dziwnym zbiegiem okoliczności dokonywano tutaj terraformowania powierzchni planety.

Że co? Terraformator im upadł, czy jak? I co to jest "specyficzny fakt"?

 

Dobra. Wolę nie myśleć, jaki ten tekst był przed korektą… tak czy siak, mętność językowa i przegadanie nie zachęcają mnie do dalszej lektury. Rzut oka na dalszy ciąg sugeruje, że jakaś fabuła tu jest, może nawet niezła, ale nie będę brnęła przez blisko osiemdziesiąt tysięcy słów poukładanych nieporadnie, niestarannie i bez pomyślunku. Przykro mi.

Dziękuję za przeczytanie, wink w wolnej chwili spróbuję wejść na swój tekst ponownie.

Początek słaby? Na początku było sto razy gorzej, ale dziękuję za miłe słowa,

na końcu…

Bardzo dziękuję za korektę i zainteresowanie.

 

Właściwie podpisuję się pod komentarzem Tarniny. Problemem w pierwszym rzędzie jest język. Mocno zawiły, nie zawsze trafny, a niekiedy wręcz niewiarygodny. Rozmowy między postaciami bywają mocno sztywne, w tekście są fragmenty, bez których ten może się obyć (da się je skwitować kilkoma zdaniami bez straty dla całości).

Tak więc koncert fajerwerków raczej szybko uleci mi z pamięci.

Generalnie wybił Cię z rytmu prymitywizm bohaterów czy raczej, ogólnie całkiem pozbawione sensu…

Anonimie, zupełnie nie pojmuję, dlaczego Twoje opowiadanie zostało zmienione na wersję tylko trochę lepszą? Dlaczego nie pokusiłeś o zamieszczenie opowiadania przynajmniej dobrego, napisanego poprawnie, bez błędów? Opowiadania, którego lektura mogłaby być przyjemnością.

Przykro mi to pisać, ale obawiam się czytanie Zaginięcia Megan Crow, w obecnym kształcie, przyjemności nikomu nie sprawi.

Nowa Fantastyka