- Opowiadanie: gostow - Wizyta

Wizyta

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wizyta

 

 

Nadlatywał od północy. Jakieś dwadzieścia kilometrów od lądu namierzyły go wojskowe radary. Gdy dolatywał do Gdańska na tyłku siadły mu dwa myśliwce F16. Zamruczał do siebie pod nosem że ta robota zaczyna być coraz trudniejsza. Coś za łatwo go wykryli, musieli zainstalować lepszy sprzęt.

Rok wcześniej bez przeszkód wleciał na obszar Polski. W sumie kombinował czy nie lepiej było przelecieć przez obwód Kalingracki. Co prawda tam jest jeszcze więcej wojska i samolotów, ale jak pamiętał ze starych czasów rosyjscy żołnierze woleli popijać bimber o tej porze roku niż obserwować radar. Zresztą on sam miał ochotę przyłączyć się do nich i zaśpiewać parę świńskich piosenek. Przecież nikt do końca nie jest całkiem święty. Ostatecznie jednak z tego zrezygnował ze względu na tego zawistnego dziada z konkurencji mającego duże wpływy w obszarze Rosyjskim.

 

Ostro pikując przebił się przez grube chmury by znaleźć się w mocnej śnieżycy. W takich warunkach pogodowych On był górą. Śmigając tuż nad ziemią przy bardzo ograniczonej widoczność zdołał umknąć myśliwcom.

 

Około 23 doleciał do celu. Ostrożnie wylądował, następnie wziął ze sobą duży pakunek. Spojrzał na spory otoczony iglakami dom, oceniając możliwość dostania się do środka.

 

Z niesmakiem spoglądał na stalowy komin od pieca gazowego. W dawnych czasach złodzieje nie mieli problemów by dostać się środka przez komin. A teraz nawet wróbel by miał problemy żeby się przedostać przez takie małe kominy. Cichutko więc podbiegł do ściany a następnie skupił umysł. Zakres jak i moc zakłóceń elektromagnetycznych wytwarzanych przez urządzenia domowe wykluczały skuteczną teleportację. Przeklął technikę.

 

Postanowił wejść normalnie przez główne drzwi. Otworzenie wytrychem patentowego zamka antywłamaniowego zajęło naprawdę dużo czasu. Ale już ominięcie czujnika podczerwieni było banałem.

 

Za to za diabła nie mógł otworzyć wewnętrznych drzwi wiatrołapu które nawet nie miały zamka. Ledwie udało mu się je na tyle odchylić by zobaczyć stos zabawek blokujących drzwi. Po nieudanych próbach ich sforsowania postanowił się jednak teleportować. Nastawił koordynaty na salon a następnie dokonał skoku.

 

Przeraźliwy krzyk pani domu utwierdził go w przekonaniu ze nie całkiem mu się udało.

 

– Januuusz tu ktoś jest – wrzeszczała dalej kobieta dopiero co wyrwana z miłosnego baraszkowania z mężem.

 

– co, gdzie, jak – mąż nie całkiem załapał o co chodzi

 

– z tyłu on tam stoi

 

Nim facet zdołał się obrócić, zdenerwowany intruz ponownie dokonał teleportacji, całkiem niedalekiej bo tylko na środkowy hol. Udało się.

 

Zza drzwi było słychać uspokajający głos Janusza

 

– Ewka patrz nikogo nie ma, musiało ci się przewidzieć.

 

– przecież widziałam

 

Dalszą konwersacje małżeństwa zakłóciło jazgotliwe szczekanie jakiegoś niewielkiego psa który szarżował w jego kierunku. Po chwil czuł jak jego nogawki trzeszczą od ataku małych ząbków.

 

Zdenerwowany zasunął takiego kopa dla kundla że ten lecąc przez hol pobił rekord pierwszego lotu samolotem braci Wright.

 

Nim Pan domu zdołał wyskoczyć na hol, On zdołał wskoczyć do jakiegoś pomieszczenia. Że to był błąd przekonał się gdy na głowę po za wiadrem odkurzaczem i mopem spadła mu na głowę jakaś puszka robiąc hałas na cały dom. Mimo zakłóceń elektromagnetycznych musiał się teleportować ponieważ była to jedyna metoda by uciec ze schowka bez wykrycia.

 

Dostał chyba z 20 pocisków pistoletu na kulki nim zdołał zrobić się niewidzialnym.

 

– tato, tato – strzelałem do złodzieja – krzyczał rozwrzeszczany dziesięcioletni bachor.

 

Do pokoju wpadł ojciec uzbrojony w mopa a za nim jego współmałżonka z jakaś doniczka w ręku. Na końcu zaś złośliwy kundel.

 

– gdzie złodziej – spytał bojowo gospodarz rozglądając się wkoło.

 

– tam był – wskazał gówniarz w kierunku szafy na której tle stał niewidzialny intruz.

 

Ostrożnie lawirował po pokoju omijając gospodarzy, zaś w odległości paru metrów kundel węsząc podążał jego tropem.

 

– Nikogo tu nie ma – rzekł uspokojony ojciec -mówiłem synu nie graj te w te głupie gry.

 

-Ale ja tez coś widziałam – odrzekła żona.

 

– To pewnie z przejedzenia ,mówiłem że ten bigos mamy coś podejrzany. Jakoś mi śmierdział dziwnie.

 

– Zawsze jak coś ci nie pasuje czepiasz się mojej mamusi– rzekła rozeźlona żona. – A po co się tak obżerasz jak są święta.

 

Dalszego dialogu nie słuchał. Pod osłoną niewidzialności udał się w kierunku celu a jego śladem podążał nadal węsząc kundel z pianą w pysku i z morderczymi zamiarami.

 

Doszedł do następnych drzwi które o dziwo otworzyły się bez przeszkód. Znalazł się w rozświetlonym światłami choinki salonie. Zobaczył swój cel i ruszył w jego kierunku. Co za błąd, podstępnie pewnie zostawiony na schodach samochodzik dziecięcy spowodował że z wielkim hukiem spadł z nich. Turlając się dotarł do celu jednocześnie jednak tracąc niewidzialność. Na to tylko czekała psina. Z głośnym wyciem niby Indianin rzuciła się na intruza z zamiarem oskalpowania. Kundel złapał za jego czapkę i zaczął ją szarpać, jednocześnie z góry z holu było słychać jak biegną gospodarze. Nocny gość błyskawicznie zostawił pakunek przy celu i skoczył do psa by odzyskać nakrycie głowy . Udało się je mu złapać. Natychmiast dokonał teleportacji wraz z czapką i kundlem. No i oczywiście przyrżnął zaraz w wielkiego śnieżnego bałwana. Piesek z triumfem oraz z czapką w paszczy pobiegł na ganek domu i zaczął jazgotliwie szczekać.

 

Intruz machnął ręką na stratę, bądź co bądź udało się wykonać zadanie. Przesyłka została dostarczona dokładnie na czas i do celu. Z resztą jak zwykle, przecież na tym polegała jego praca.

 

Strząsnął z siebie śnieg i wsiadł do sani. Renifery natychmiast ruszyły w górę unosząc Świętego Mikołaja wraz z prezentami , do następnego domu.

Koniec

Komentarze

Ok, początek jest ciekawy, robi się interesująco... a potem tylko przewidywalnie... Szybko idzie się zorientować, co to za intruz. Dlaczego piszesz "On" o Mikołaju?
Brak przecinków, to daje się odczuć i trochę przeszkadza (oczywiste spójniki, zdania podrzędne etc.).
I nie wiem skąd maniera rozpoczynania dialogów z małej litery. To początek zdania przecież.
Co za błąd, podstępnie pewnie zostawiony na schodach samochodzik dziecięcy spowodował że z wielkim hukiem spadł z nich. - To jedno ze zdań, które jakoś źle mi brzmią. Przy okazji przykład braku przecinka.

Ale nie jest tragicznie ;)

Nie jest:) początek nawet wciągający.

No, nie jest tragicznie. Ale trzeba popracować trochę nad stylem i nieco przebudować zdania. Ponieważ niektóre z nich brzmią trochę dziwnie np.:
„Piesek z triumfem oraz z czapką w paszczy pobiegł na ganek domu i zaczął jazgotliwie szczekać.”

"do SAŃ"!!!
Heh, ponieważ mam plastyczną wyobraźnię, ta seria wypadków a la bracia Marx nawet mnie rozśmieszyła. Ale chyba nie zdecyduję się stawiać oceny.

Nowa Fantastyka