Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
– Karaktern, Michleveldt, Protabury – zostać. Reszta wyjść.
W sali tronowej zadudniło od odgłosów stawianych kroków kiedy w stronę drzwi zaczęli się kierować dygnitarze, nadworni mędrcy oraz dowódcy wojskowi. Poszli w milczeniu i pokorze. Sprawiali wrażenie bezwolnych marionetek, zdanych na pociągnięcia niewidzialnych sznurków. W pewnym sensie byli kukiełkami, a od zwykłego teatrzyku lalek odróżniała ich postać samego lalkarza, który nie ukrywał swojej osoby za kurtyną i również brał udział w wydarzeniach mających miejsce na scenie.
Kiedy ostatni z wyproszonych dostojników zniknął w ciemnościach zalegających w wielkim holu, zatrzasnęły się ciężkie, odlane z brązu drzwi. Sala tronowa wydawała się wtedy niebywale przestronna, a osoba która w niej przebywała mogła odnieść wrażenie, że znajduje się na dnie gigantycznej jaskini.
– Panowie. – Powiedział król drżącym głosem. – Chciałem omówić z wami pewną poufną kwestię, która nie jest przeznaczona dla uszu pospolitego dworu.
Trójka wywołanych wcześniej prominentów spojrzała po sobie z wymalowaną na twarzach niepewnością i czającym się w oczach strachem. Król złożył w niewielki prostokąt mapę, którą dotychczas się zajmował i zdjął okrągłe binokle ze swojego pulchnego nosa.
– To niedopuszczalne! – Ryknął podnosząc się z tronu. – Absolutnie naganne! Totalnie beznadziejne! Kurewsko łajdackie! Niekompetencja, głupota, idiotyzm, cios w plecy, nieposłuszeństwo! Pierdolone warcholstwo! Moja armia, moi poddani… Wszyscy skretyniali albo skaptowani! Nie będzie podbojów, nie będzie wojny, nie będzie królestwa gór! W tym miejscu rzucam koronę i przeklinam ten parszywy naród, który jest zbyt głupi, lub zbyt skorumpowany, aby wykonywać proste polecenia!
– Mój wodzu… – Podjął zachrypniętym głosem Muno Karaktern. – Oddziały Denzberka spotkały się ze znaczącą przewagą wroga i jedynie dzięki temu, że wycofały się w odpowiednim momencie, uniknęły całkowitego okrążenia!
– Denzberk to jebany zdrajca! – Wybuchł monarcha, ciskając swoją bogato zdobioną koronę o ziemię. – Rozkazałem mu przeprowadzić atak! Atak, a nie odwrót! To niepojęte, jakim cudem dowódca głównych sił inwazyjnych królestwa nie potrafi odróżnić tak prostych komend!
– Mój wodzu, szturm oznaczałby całkowitą klęskę naszych wojsk…
– W rękach krasnoluda, który potrafi przeprowadzić jedynie odwrót, każdy manewr jest skazany na niepowodzenie! Od tego posunięcia zależały losy dalszej kampanii! Piętnaście lat wysiłku wojennego poszło się jebać przez jego pierdoloną niesubordynację!
– Mój wodzu! – Odezwał się Klaris Michleveldt. – Siły przymierza zajęły brody na Zinnrze, Mavace i szturmują nasze posterunki przy Akllenie. Główne linie zaopatrzenia zostały odcięte, nasi żołnierze nie mogą dalej prowadzić walki.
– Gdyby kontratak został przeprowadzony wedle planów, właśnie odbijalibyśmy spływy na Zinnrze. Gdybyśmy przełamali natarcie elfów, nasze zaopatrzenie mogłoby bezpiecznie dotrzeć do oddziałów walczących na froncie. Gdyby Denzberk nie wpieprzył, siły skupione na obronie Górnego Akllenu zostałyby odciążone i mogłyby przeć na przód, z powrotem do lasów. Moglibyśmy połączyć obie armie, i przeprowadzić globalne kontrnatarcie!
Słowa rozchodziły się po sali tronowej jeszcze przez chwilę, podczas której zaczerwieniony i spocony monarcha ponownie opadł na swój tron.
– Nie mamy wyboru. – Ciągnął przyciszonym głosem. – Musimy się okopać. I czekać. Denzberk jest skończony, ale jego wojsko wciąż stoi w polu. Naszym głównym celem jest teraz przejęcie inicjatywy. Elfy zaszły w głąb naszego terytorium i stoją teraz zbyt daleko od potencjalnego wsparcia. To szansa dla ciebie Protabury.
– Mój wodzu! – Mithun Protabury wyprężył się, czekając na polecenia.
– Niniejszym wydaje rozkaz stracenia Akrena Denzberka, pod zarzutem zdrady. Wykonać wedle uznania, mam do ciebie pełne zaufanie. Jak już uporasz się z tym błaznem, obejmiesz dowództwo nad jego armią. Wtedy przyjdziesz królestwu z odsieczą i zaatakujesz nieprzyjaciela od tyłu. Kiedy twoje oddziały zetrą się z elfami, będzie to sygnał dla nas, aby wyjść zza murów obronnych. Wróg nie wytrzyma takiego uderzenia i zostanie zmiażdżony, jakby znalazł się pomiędzy młotem, a kowadłem.
Protabury zgiął się w niskim ukłonie aby najskuteczniej ukryć zmieszanie, które pojawiło się na jego twarzy.
Nie padło „jak?" ani „kiedy?". Uznali, że i tak nie usłyszą pomocnej odpowiedzi. Tymczasem władca krasnoludów skinął, aby podać mu potłuczoną koronę. Kiedy znalazła się z powrotem na jego głowie, rozpostarł na kolanach swoją mapę i nałożył binokle. Od tamtej pory przestał się interesować obecnością trójki swoich najwyższych wielmożów.
Wielka szkoda, że tak ładnie zawiązana akcja tak szybko się urwała. Jako minus zaliczyłbym fakt, że dopiero na końcu dowiadujemy się, że rozmowa ta miała miejsce w sztabie krasnoludów. No chyba, że nie czytałem wystarcząjco uważnie.
Uważam, że to bardzo przyzwoity tekst, choć jak wspomniał poprzednik - może odrobinkę za krótki, w każdym razie ja chciałbym więcej, gdyż czytało się dobrze. Całe zdarzenie przypomina mi scenę z filmu "Upadek", w którym Hitler w podobny sposób wyładowuje swoją złość (scena wielkokrotnie parodiowana na YT) i do tego - "Mój wodzu". Dlatego tekst również bawi:) Ciekawy jest też wstęp - fajnie, że się o coś takiego pokusiłeś.
Daję 4. Pozdrawiam.
Hmm Draquo, ja osobiście nie zwróciłem na to uwagi, dopóki nie przeczytałem twojego komentarza, po tym wstępie nie mogłem spodziewać się niczego innego niż królestwa krasnoludów :P Mi się właściwie podobało, czyta się łatwo, szczególnie dialogi. Gdy przeczytałem pierwsze dwa zdania tekstu przeszło mi przez myśl, że całe opowiadanie będzie w tym stylu i nawet chciałem napisać w komentarzu, że zdania są zbyt skomplikowane, ale jako fragment tekstu historyka jak najbardziej pasuje i dobrze spełnia swoją rolę. I nie podpasował mi trochę ten pierwszy akapit już prawidłowego opowiadania "Sala zadudniła od odgłosów stawianych kroków" i to "zdany na pociągnięcia niewidzialnych sznurków" jakoś tak na początku zrobiło na mnie negatywne wrażenie, może dlatego, że spodziewałem się dalszego tekstu w stylu takim jak ten wstęp i przestraszyłem się, że rzeczywiście jest podobnie. Ciężko powiedzieć :P
Na ile się orientuję, to dialogi są niepoprawnie napisane (chodzi mi o kropki w wypowiedzi, zamiast po pauzie), ale głowy nie dam, bo nigdy nie jestem tego pewien... Dałbym mocne 4, bo czytałem z przyjemnością i wzbudziłeś moją ciekawość ;) pozdrawiam.
krasnoludy pozostały zdan e na zgromadzone przez siebie zapasy. (...) – mogły się zdać tylko na zgromadzone przez siebie zpasy
Sala tronowa wydawała się wtedy niebywale przestrzenna, - a nie przestronna?
mam w tobie pełne zaufanie. – może mam do ciebie?
Ja tyle wynalazłem. Też mi się skojarzyło z Hitlerem i jego manią parcia wciąż na przód.
Szkoda, że władca tak szybko zamilkł. Podobały mi się jego teksty :p
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
@Miczi
Stawianie kropek zostało mi podyktowane przez moją wersję Office'a, z którym zawsze ciężko się dogadywałem. Tzn, kiedy ich tam nie stawiam, to zaczyna mi się robić bałagan. Niektóre myślniki się wtedy "wydłużają", przez co ciężko się połapać w tym, co jest dialogiem, a co wtrąceniem narratora.
@Redil
Kiedy przystępowałem do pisania tego czytadła (a było to w sumie szmat czasu temu), to nie miałem za bardzo pomysłu jak właściwie ruszyć z koksem. Zrządzeniem losu, oglądałem właśnie jedną z parodii wymienionej przez Ciebie sceny. Reszta sama jakoś poszła ;).
Ogólnie jest to fragment dłuższego tekstu, którego ciągnąłem jeszcze przed wakacjami. Urwał mi się po napisaniu matury, bo wtedy tak się rozleniwiłem, że nie byłem w stanie zrobić czegokolwiek ;D. Wrzuciłem początek, żeby zobaczyć jak się spodoba. Dzięki za ocenę i pozytywne komentarze ;D. Niedługo powinienem wrzucić resztę.
@Fasoletti
Dzięki, już poprawione ;).
Proponuję dogadać się z wordem, bo ten błąd ci pewnie wielu jeszcze wypomni :P
Przypomniało mi się jeszcze coś ważnego. Ten tytuł naprawdę mnie na początku odstraszył. Spodziewałem się opowiadania 9-latka, który wpadł na pomysł na książkę i postanowił z miejsca wrzucić ją na neta :) Naprawdę, mi tytuł kojarzy się źle i byłem bardzo pozytywnie zaskoczony zawartością.
Aj tam ;D. Nie traktuje tego pisadła na tyle poważnie, żeby ściągać do siebie każdego potencjalnego czytelnika jakimś głębokim tytułem. Swoją drogą, nigdy nie miałem do nich głowy.