Rozdział 1. Zagubiony w lesie
Niebo iskrzyło się groźnie, jednoznacznie wskazywało na nadchodzącą burzę. Granatowe przestworza spowiły szare kłęby chmur, z których wystrzeliły pioruny; białe łańcuchy łączyły się ze sobą, tworząc błyskawice, które później z impetem uderzały w ziemię, manifestując swoją potęgę w postaci podpalonych drzew. Wkrótce ogień zaczął rozprzestrzeniać się po całej powierzchni lasu.
Wiatr przybierał na sile, gwiżdżąc w puste wyschnięte pnie, następnie spadł silny deszcz, mocząc płócienną koszulę, sznurowaną u szyi i spodnie ze skóry niedźwiedzia.
Chłopak szedł wolnym krokiem, mijał gęste skupiska zarośli. Nazywał się Yuki i pochodził z wioski położonej blisko lasu, lecz tego dnia zgubił się w nim. Zakazany Gaj był niebezpieczny i wynikających z niego zagrożeń nie należało bagatelizować. Wiedział o tym najlepiej, jednak z roztargnienia zapomniał wziąć tarczy. Zamiast tego posiadał łuk, wykonany z młodego dębu, oraz stalowy miecz schowany na plecach, tuż obok kołczana.
Yuki wyciągnął jednoręczne ostrze ze skórzanej pochwy i zacisnął dłoń wokół chwytu. Na metalowej powierzchni o jasnym, ciemnoniebieskim wzorze pojawiały się kolejne krople wody, mieniące się tęczową barwą. Idąc coraz dalej, zobaczył chwasty blokujące ścieżkę, więc bez trudu przeciął je mieczem. Droga się powtórzyła.
Po jakimś czasie Yukiemu udało się natrafić na konstrukcję, przypominającą grzędę dla ptaków[1]. Yuki przystanął na chwilę w miejscu, przypatrując się budowli. Jej kształt tworzyły dwa słupy złączone u góry poprzecznymi belkami.
Nie namyślając się długo, przeszedł przez nią. Ukazał mu się widok dawnej świątyni, niegdyś należącej do mnichów z zakonu Dzikiej Róży, o której do tej pory nie miał pojęcia, że istniała.
Wrony i kruki o sklejonych piórach siedziały przed gankiem przypominającego część mieszkalną miejsca, z której został tylko poczerniały, drewniany szkielet, wypełniony ciemnością. Wszystko porastała dziwna roślinność o fantazyjnych kształtach, utrzymując całość dzięki korzeniom drzew, które wpełzły do środka, zapobiegając zawaleniu się.
Nagle jedna z ceramicznych płytek dachu spadła z brzękiem, roztrzaskując się na ziemi.
Yuki cofnął się, przypadkiem potykając o kamień i przewrócił się, uderzając w czoło. Od razu wstał, otrzepując z kurzu kolana. Gdy dotknął bolącego miejsca, gdzie powstał siniak, po jego policzkach poleciały łzy.
Na samym środku niewielkiego placyku widniał złoty posąg, przedstawiający małpy. Chłopak ostrożnie podszedł bliżej, żeby mu się przyjrzeć.
Każda z figur była ustawiona w innej pozycji – Pierwsza miała zatkane uszy, Druga zamknięte oczy, Trzecia zasłonięte usta. Zastanawiało go, co to mogło oznaczać, ale przekonał się, że nie było mu dane tego się dowiedzieć.
Głośny, przeraźliwy krzyk, przechodzący w mysi pisk, przeszył powietrze. Przypomniał sobie, że ojciec wielokrotnie ostrzegał go, aby nie zapuszczał się w te dzikie tereny, będące domem dla wielu tajemniczych stworzeń. Nie zważając na niebezpieczeństwo, Yuki pognał co sił w nogach i w mgnieniu oka znalazł się w innej części Gaju.
Dwójka nieznanych mężczyzn ze strzelbami trzymała lisa, uwięzionego w metalowej klatce. Najprawdopodobniej byli to kłusownicy, należący do jednej z rozsianych po królestwie gildii, zajmującej się nielegalnym zbieraniem rzadkich okazów zwierząt. Różni handlarze płacili krocie złotych monet za złapane trofea, które później trafiały do prywatnych kolekcji bogaczy i szlachciców.
Chłopak stanął jak wryty, usiłując wymyślić dobrą taktykę na walkę z dwoma bandytami, jednak obawiał się, że cokolwiek by nie zrobił to i tak nie miałby z nimi najmniejszych szans.
Yuki szybkim ruchem dobył strzały z kołczanu i mocno naciągnął cięciwę swojego łuku. Miał wątpliwości, jak powinien wystrzelić, aby nikogo nie zranić i jednocześnie uwolnić dużego lisa. Jego wybór padł na grubego osiłka z toporem w ręku a bronią palną w drugiej. Yuki chciał go przestraszyć, odciągając uwagę od klatki, w której było trzymane zwierzę.
Powietrze przeszyła strzała wystrzelona z łuku, lecz grot trafił w pobliskie drzewo, zwracając uwagę jego towarzysza.
Niewysoki mężczyzna był mocno wychudzony, z tego powodu cały ubiór, jaki miał na sobie, po prostu na nim wisiał, podkreślając brak solidnej krzepy. Dodatkowo nosił trofeum z kappy[2] w postaci łuskowatego pasa, który znacznie go obciążał.
Bez żadnego oporu naciągnął linę jak strunę harfy, po czym wystrzelił, trafiając w ziemię blisko stóp Yukiego. Nie wiadomo, czy było to specjalnie, żeby wystraszyć chłopca, czy może po prostu w niego nie trafił.
Te domniemania przerwał gwałtowny wiatr, który pojawił się znikąd i zmusił obu mężczyzn do odwrotu razem z lisem. Gdy zagrożenie minęło, Yuki podszedł do tego miejsca, by dowiedzieć się, czego tak naprawdę chcieli kłusownicy.
Średniej wielkości lis o złotej sierści, takiej samej jak uprowadzony wcześniej, wyraźnie się go bał. Nie znając zamiarów człowieka, opuścił swoją bogatą kitę i schował się w starej kłodzie.
Chłopak musiał się wykazać sprytem, jeśli chciał pomóc stworzeniu. Przykucnął i wyciągnął dłoń w przyjaznym geście. Nie minęło dużo czasu, aż lis opuścił kryjówkę. Wyglądało na to, że bardzo cierpiał, kulejąc na jedną z łap. Yuki dostrzegł swoim spojrzeniem dziwny przedmiot przypominający drzazgę, lecz w środku wypełnioną dziwnym płynem.
Yuki sprawnym ruchem dłoni wyciągnął groźny wynalazek z łapy zwierzaka i kolejny raz dokładnie go obejrzał. Oczy Yukiego zaświeciły się na niebiesko, co było dowodem nieznanych wcześniej umiejętności tropicielskich. Po chwili nie miał wątpliwości, że w środku pływała trucizna i gdyby dostała się do organizmu stworzenia, mogłoby ono nie mieć tyle szczęścia.
Uradowane stworzenie zaczęło skakać wokół niego i piszczeć, co bardzo przypominało wesołe szczekanie psa. Lisek wszedł mu na ramię, otulając szyję puchatymi kitami. Yuki rozpromienił się, ale natychmiast powrócił myślami do swojej obecnej misji, jaką było odnalezienie bezpiecznej drogi domu, która nieco się skomplikowała.
vvv
Szalejąca wichura na nowo powróciła do Zakazanego Gaju, a deszcz moczył i tak już głęboko przesiąknięte wodą ubranie. Yuki błądził kilka długich godzin po lesie i kolejne nie napawały go sporym optymizmem. Miał już dość gęstych zarośli i drzew, które wydawały się niekończącym labiryntem. Wtedy w głowie Yukiego pojawiła się malutka iskierka nadziei, że w ślad za nim zostali posłani tropiciele.
Yuki postanowił się nie poddawać, mimo że krążył bez celu w poszukiwaniu bezpiecznego wyjścia, którego nie potrafił odnaleźć.
W tak niebezpiecznym miejscu, jakim jest las, nie obawiał się potworów, ponieważ posiadał swój łuk i miecz. Bardziej martwił się innymi ludźmi, którzy mogli być od niego lepiej wyszkoleni w posługiwaniu się przeróżnymi technikami i stylami, a także magią – szczególnie tych umiejętności bał się najbardziej. Od małego słyszał przeróżne opowieści o najemnikach, porywających ludzi i wywożących ich daleko stąd, aż do mroźnych krain na dalekiej północy, zamieszkiwanych przez dzikie ludy.
Yuki szybko otrząsnął się z tych myśli. Postanowił znaleźć w sobie wewnętrzną siłę, dzięki której nie przegra z żadnym szermierzem ani kłusownikiem, który mógłby mu zrobić krzywdę. Rozmyślając dalej, zastanawiał się, jak mógłby to uczynić.
Podczas szukania w pamięci magicznych inkantacji, które gdzieś usłyszał, chłopak zorientował się, że nie przebywa już w Zakazanym Gaju, ale w innej strefie zwanej Białą Puszczą, w której rosły śnieżnobiałe brzozy o niezwykłych owocach, dojrzewających na wiosnę; dla śmiertelnika zjedzenie jakiegokolwiek z nich oznaczało ciężkie zatrucie, z kolei zwierzęta upodobały go sobie jako smakołyk.
Noc zwiastował srebrny księżyc w pełni, otoczony gwiazdami, mieniącymi się przeróżnymi kolorami. Niewielkie obłoki krążyły po niebieskofioletowym horyzoncie.
Ależ tu ciemno, powiedział w myślach Yuki. Niestety nie posiadał niczego, co mogłoby rozjaśnić przestrzeń wokół niego. Pojawiło się u niego pragnienie nauczenia jakiegoś przydatnego zaklęcia. Idąc przed siebie, Yuki czuł, że liczne bestie zamieszkujące tę część lasu, wpatrywały się w niego. Wtedy po zejściu ze ścieżki dostrzegł kogoś, zbierającego drewno na opał.
Gdy przestało padać, zrobiło się znacznie chłodniej. Chłopak zatrząsnął się i kichnął z zimna.
Podszedł bliżej do tajemniczej postaci, którą okazał się nią, podobny do niego, młodzieniec. Na pierwszy rzut oka nie wyróżniał się niczym szczególnym, z wyjątkiem ogona, z fragmentem bieli na końcu, który machał radośnie z tyłu, wilczych uszu stojących na głowie i kłów przypominających psie. W dłoniach trzymał zgromadzony chrust, lecz widząc nieznajomego, zaprzestał zbierania.
– Hej! Kim jesteś? – zawołał głośno.
– Nazywam się Yuki – powiedział przybysz. – I… chyba się zgubiłem – stwierdził niepewnie.
– O! To dobrze się składa. – Uśmiechnął się radośnie, eksponując swoje pokaźne uzębienie, po czym dodał dumnie: – Znam ten las jak własną jaskinię.
– Jaskinię? – Yuki uniósł brwi do góry, nie dając wiary jego słowom.
– Tak – rzekł nieznajomy. – Mieszkam niedaleko, w jaskini. Tam mam swoją norę. – Wskazał palcem gdzieś w oddali. – A, możesz mi mówić Kito.
– Jasne, Kito. Naprawdę jest stąd jakieś wyjście? – zapytał.
– Oczywiście, ale… Może najpierw pójdziesz do mnie? – odpowiedział mu onieśmielony. – Wyglądasz na przemarzniętego, pewnie nic nie jadłeś od dłuższego czasu.
– Dziękuję, chętnie skorzystam z zaproszenia.
– Proszę bardzo. Tak rzadko mam okazję z kimś porozmawiać, zazwyczaj siedzę tutaj samotny jak palec.
Yuki cofnął się, ponownie wyciągnął swój miecz ze skórzanej pochwy. Wówczas stal zaczęła emanować dziwnym światłem, co znaczyło, że broń była zaklęta i pokryta potężną, pradawną magią, która pozwalała ukazywać prawdę w mroku, a przynajmniej wierzyli w to mieszkańcy wioski.
Coś poruszyło się w zaroślach. Chłopak zbliżył się wraz ze swoim mieczem, rozjaśnił je i pozwolił, by wkrótce z nich wyłoniła się obrzydliwa zjawa Panna Bai.
Widmo kobiety nosiło suknię ślubną, potarganą i przyozdobioną roślinnością. W kościstej dłoni trzymała lampę, z której wydobywała się złowroga, zielona aura. Unosiła się niedużo nad ziemią, owinięta łańcuchami, które krępowały jej ruchy.
Kito zerknął na Yukiego, który trzymał wyciągnięty w górze miecz, lśniący przepiękną lazurową barwą. Miał nadzieję, że ten blask przepędzi zjawę na dobre, zamiast tego Panna Bai zaczęła się zbliżać w ich kierunku.
Yuki był odważny, ale do tej pory nigdy nie walczył z duchami. Biegiem rzucił się do ucieczki zaraz za wilczkiem.
Sporo nauczył się od swojego ojca, który był leśnikiem, ale także utalentowanym szermierzem i podróżnikiem. Czasami zabierał go ze sobą na lekcje walki mieczem do specjalnego miejsca w lesie, jakim była polana, gdzie znajdowały się ustawione manekiny, a także tarcze do trenowania strzelania z łuku. Pokazywał, jak należało obchodzić się z bronią, ale chyba nawet taki doświadczony znawca lasu i jego skarbów, jak on, nie wiedziałby jak pokonać zjawę.
Yuki skarcił się w myślach za to, że nie próbował zawalczyć z upiorzycą. Przypomniał sobie o specjalnej zdolności swojego miecza, która mogłaby mu w tym pomóc, lecz uświadomił sobie również, że nie wiedział jak, się ją aktywowało.
Biegnąc zboczem, Yuki poślizgnął się na kamieniu i wpadł w głąb niedużego jeziora. Natychmiast wypłynął na powierzchnię i złapał oddech. Po dopłynięciu do brzegu zauważył swoje odbicie w jednej z kałuż.
Mieszkańcy wioski Mizuro czasami nazywali Yukiego śnieżnym chłopcem z powodu bardzo bladej cery. Rodzice mówili mu, że jest wyjątkowy i faktycznie tak było. Każdy mógł przekonać się o jego uprzejmości i serdeczności, jaką okazywał nie tylko starszym wioski, ale również miejscowemu kapłanowi Patki, który nie cieszył się zbyt dobrą sławą z powodu swojej gburowatości.
Niebieskie oczy wyglądały jak dwa małe paciorki, przesłaniane chwilami przez opadającą grzywkę, spowodowaną kłębiąca się na głowie krótką czupryną. Nagle przerażony zauważył, że na jego ramieniu nie było liska. Musiał go jak najszybciej odnaleźć.
Yuki wstał i ruszył dalej, przeszukując każdy możliwy kąt ciemnej doliny. Nie odnalazł lisa, ale zauważył, że wszystkie mniejsze stworzenia i zwierzęta chowały się do dziupli i innych kryjówek. Przyczyna tego tkwiła w niepokojącej aurze Panny Bai.
Chłopak ukrył się w najbliższych krzewach, dostatecznie gęstych, aby nie odkryła go zjawa. Duch młodej dziewczyny o trupim wyglądzie, przemierzał tę okolicę w poszukiwaniu swoich ofiar. Brak jakiejkolwiek skóry czy ciała wzbudzał powszechny strach i odrazę wśród wszystkich istot żywych w lesie. Po chwili odsłonił spory fragment liści i zobaczył lewitującego nad ziemią upiora. W tym samym momencie poczuł na swoim ramieniu jakiś ruch. Spojrzał w bok.
Wilcza łapa pokryta grubym futrem i z pazurami wbijała się w skórę.
„Aaa…!”
Yuki chciał krzyknąć, ale z ust uniósł się jedynie cichy szept. Wtedy na twarzy ponownie pojawiła się ta sama łapa, która przed chwilą była na jego ramieniu. Yuki obrócił się za siebie i wypluł resztki sierści, które pozostały mu w ustach. Przyglądał się wilkowi.
Dwoje okrągłych, żółtych ślepi dało mu do zrozumienia, że nie musiał się bać. Ich właściciel wydał się znajomy chłopcu, w pewnym sensie przypominał Kito, którego spotkał niedawno. Na jego grzbiecie spokojnie spał lis uratowany z łap kłusowników. Yukiemu ulżyło, gdy uświadomił sobie, że jest bezpieczny.
Bestia zniżyła się trochę i pozwoliła wsiąść człowiekowi na siebie. Yuki ostrożnie chwycił się sierści na karku. Razem czekali na moment, gdy zjawa odeszła gdzie indziej. Błyskawicznie ruszyli przed siebie, nie znając dokładnego kierunku ucieczki. Dopiero po którymś zrywie zrozumieli swój błąd.
Znaleźli się przy Orlej Skale, gdzie wielu nieszczęśników ginęło podczas walki z potworami. Wszyscy z nich kończyli swój żywot na dole, gdzie z dna rzeki wyrastały kamienne szpikulce. Miejsce to swą nazwę zawdzięczało pewnemu kartografowi, który dostrzegł podobieństwo skał do dziobów orłów, a zaraz po udokumentowaniu tego miejsca, po prostu zniknął.
Kito cofnął tylną łapę, o mało nie ześlizgując się w ciemną otchłań. Panna Bai powoli zmierzała w ich kierunku.
Yuki zmartwił się całkiem na dobre: Sądził, że uciekną już Pannie Bai, a on być może znów za parę godzin znajdzie się w ciepłym łóżku, rodzice wyciągną wobec niego konsekwencje, ale przynajmniej będzie bezpieczny. Nawet Kito nie wiedział, jak wyjść z tej opresji.
Chłopak zsiadł z grzbietu wilczka i chwycił mocno obiema dłońmi za rękojeść, mierząc zjawę wzrokiem. Nie czuł wobec niej strachu, zależało mu, żeby uratować nowo poznanego przyjaciela.
Brakowało mu znajomości jakichkolwiek zaklęć, jednakże w kołczanie jeszcze tkwiły cztery strzały. Spostrzegł, że na niewiele mogłoby się to zdać. Zjawa bez problemu przechodziła przez wszystkie naturalne przeszkody, w tym skały. To przypominało rąbanie kamienia toporem, czyli coś kompletnie niewykonalnego. Zaczarowana klinga milczała z kolei, choć wciąż jarzyła się niebieskim światłem, prawdopodobnie wykrywając niebezpieczeństwo.
Młodzian przyjął odpowiednią pozę. Jego prawa stopa znajdowała się z przodu, druga nieznacznie wycofana do boku, jakby chciał uderzyć od flanki, ale było to fałszywe przekonanie. W rzeczywistości był gotów uderzyć od dołu prostym cięciem, takim, jakiego nauczył go ojciec. Ciało było nieznacznie pochylone do tyłu, zupełnie jakby niewidzialny ciężar próbował go przeciągnąć na drugą stronę. Miecz trzymał mocno za oskórowaną rękojeść.
Panna Bai zatrzymała się, ale z daleka wyczuwała intencje, jakie kryły się w młodym umyśle. Światło księżyca odbijało się od ostrza.
W tym momencie złoty lis przebudził się i wyskoczył majestatycznie do góry. Yuki w zdziwieniu obserwował, jak swobodnie szybuje w powietrzu, by po chwili zatrzymać się na ziemi. Stworzenie rozłożyło na kształt wachlarza swoje dziewięć puchatych ogonów, z których wystrzeliły jasne, niebieskie ogniki w stronę widma. Upiorzyca zawyła wniebogłosy i odsunęła się, jednak tylko na małą odległość, póki lisiątko nie wystrzeliło kolejnej salwy, przeganiając zjawę.
Yuki wsiadł z powrotem na grzbiet Kito i wspólnie uciekli z tego miejsca, kierując się do jaskini, gdzie mieszkał wilczek. Poczuł zmęczenie i senność. Gdy już dotarli na miejsce, nowy przyjaciel chłopaka zaczął oprowadzać go po swoim domu.
Kamienna grota była niezwykła i wyróżniała się od wielu innych, podobnych naturalnych obiektów tego typu. Przede wszystkim w oczy rzucała się ogromna wielkość, w której można by ukryć wiele rzeczy w postaci żywności, z łatwością mogącej posłużyć do wykarmienia całej wioski albo stworzenia tutaj zbrojowni przydatnej dla rycerzy.
Od dołu wyrastały skalne formacje w postaci stalagmitów, wokół których mnożyły się dzikie grzyby o rdzawych kapeluszach z białymi kropkami. Yuki nie wiedział, czy są jadalne, choć miał ochotę zjeść cokolwiek, by uśpić głód na chwilę. Wnet jego oczom ukazało się coś niezwykłego.
Jedna z kamiennych ścian pokryła się obrazem, odzwierciedlającym nocne niebo z na przemian połyskującymi gwiazdami. Nie umiał znaleźć odpowiednich słów, aby wyrazić swój podziw, a w duchu zadawał sobie pytanie: „Jak to możliwe?”. Kito natychmiast pośpieszył z wyjaśnieniem:
– To Moliki.
– Słucham? – zapytał zaskoczony Yuki.
– Moliki. To drobne owady podobne do świetlików, a przynajmniej ja je tak nazywam. Są nieco większe, ale lubię się z nimi bawić, poza tym fajnie świecą.
– Aha.
– Wybacz, że zapytam… Gdzie znalazłeś tego lisa? – Wskazał na puchatą kulkę na ramieniu chłopca.
– Ee… Gdy się zgubiłem, usłyszałem krzyk i pobiegłem, ile sił w nogach do tamtego miejsca, gdzie go znalazłem. Dwójka kłusowników próbowała go porwać.
– To interesujące. – rzucił Kito. – Kłusownicy bywają tutaj rzadkością, nawet oni nie zapuszczają się tak daleko.
– Mnie to jakoś nie dziwi – odparł. – Im głębiej w Zakazanym Gaju, tym na lepsze gatunki trafiają. Chciwość jest tym, czym kierują się naprawdę.
– Pewnie masz rację… – Wzruszył ramionami.
– A… Kim jest twój tato?
Kito zarumienił się.
– KIIIIITOOOO!
Ściany jaskini wibrowały, niosącym się przez nie echem o ciemnej barwie głosu. Chłopak spojrzał na zdenerwowanego Kito.
– Kto to? – spytał.
– To właśnie mój… ee… tato – zawahał się przez chwilę. Wilczek zupełnie nie wiedział, co robić, ponieważ rodzice zakazali mu sprowadzać tutaj ludzi. – Posłuchaj, Yuki, musisz się gdzieś schować, dobra?
– Co? Czemu?
– To skomplikowane. Zapomniałem o czymś powiedzieć rodzicom i mogą być źli, gdyby dowiedzieli się, że przyprowadziłem gościa na kolację.
– W porządku. Gdzie mam się ukryć?
– Za następnym korytarzem jest piwniczka. – Kito zasugerował przejście w prawo. – Trzymamy tam przetwory.
– Skoro tak trzeba.
Yuki mocno zaniepokoił się zachowaniem Kity. Niemniej postanowił on spełnić jego prośbę i ukryć się w piwniczce pełnej przetworów, mimo iż obawiał się, czy rzeczywiście była tak przestronna, jak zaczął mu opowiadać.
Kito chwycił za właz i podniósł go do góry, odsłaniając drabinę prowadzącą na dół. Chłopak zszedł dzięki niej i będąc już na dnie, usiadł na czymś twardym. Nagle z góry spadła lampa, która nie zdążyła się rozbić, dzięki jego zaradności i refleksowi. Wnętrze rozjaśniło jasne światło. Yuki zorientował się, że siedział na drewnianej ławce.
Przeróżne wędliny o znakomitym zapachu, wobec których żaden śmiertelnik nie przeszedłby obojętnie, sterczały tu, zawieszone u stropu niskiego sufitu. Marynowane kiełbasy, szynki… ustawione na jednej z licznych drewnianych półek, były jednymi z nielicznych przysmaków, zauważonych przez niego. Na sam ich widok przypomniał mu się smak ulubionej potrawy – pieczonej gęsi w sosie cytrynowym, gotowanym przez mamę. Przetwory zapieczętowane w skromnych słoikach, zrobione zarówno z warzyw, jak i owoców, stały w nieskończonym labiryncie prowizorycznego korytarza, zamkniętego na cztery spusty, pomiędzy meblami. Przez kratę zobaczył, że było ich dość sporo.
Rodzina wilczka musiała być ogromna, co tylko wzbudzało jego ciekawość na temat tego, kim rzeczywiście byli.
Światło błysnęło bez uprzedzenia. Było ono jaśniejsze niż to, które dostał od Kity. Blask tamtego oślepił go. Zamknął na chwilę oczy, a gdy znów je otworzył, ujrzał piękne zjawisko.
Mała twarz była piękna i zadbana, otoczona długimi, prostymi bursztynowymi włosami, które opadały powoli na ramiona, sprawiając, że czuły się bardziej żywe i zmęczone, a jej dwa błyszczące zielonkawe oczy były niemal zadziwiające, odbijając refleks świetlny, padający od lampy w rogu. Dziewczyna nosiła złotą sukienkę, zdobioną drobnymi brylantami.
– Cześć, jestem Anni. – Grzecznie uśmiechnęła się do niego. Jej głos był dźwięczny i czysty niczym u skowronka.
– Yy… Yuki – odpowiedział lekko zmieszany, nie potrafiąc przez chwilę wydusić z siebie więcej ponad swoje imię. – Przepraszam, że zapytam Anni, ale… ee… Gdzie jest ten lis?
– Hm? Jaki lis? – Anni zdziwiła się.
– No ten, który siedział tutaj obok mnie przed chwilą.
– A, ten! – zachichotała głośno. – To ja, głuptasie!
– T-to ty?! – Oczy chłopaka zrobiły się większe. – Niemożliwe.
– Mhm. Gdzie jest moja mama?
– Kto?
– Kłusownicy schwytali ją do klatki. To był taki wielki lis, a w zasadzie lisica – wyjaśniła ku ogromnemu szokowi chłopca.
Yuki pochylił głowę w dół i sposępniał.
– Przykro mi. Nie uratowałem jej.
Anni początkowo nie chciała wierzyć jego słowom, sądząc, że może kłamać, lecz po chwili zrozumiała, że mówi prawdę. Usiadła w niewielkiej odległości od niego i skryła twarz w dłoniach, cicho łkając. Po zaróżowionych policzkach spłynęły dwie ledwo widoczne strużki łez, co bardzo go zasmuciło. Nie wiedział, że tą wiadomością, mógł sprawić jej przykrość.
Nieoczekiwanie pomieszczenie, w którym się znajdowali, wypełniało się wodą. Chłopak próbował się wydostać, ale w chwili, gdy chwycił się pierwszego szczebla, porwał go silny prąd. O mało nie utonął, próbując w niej pływać.
W ostatnim momencie chwycił się drabiny i chwilę później zaczął się wspinać. Po jakimś czasie obejrzał się za siebie i zobaczył tonącą Anni. Zeskoczył ponownie na dół.
Komorę pełną wody oświetliła lampa pełna molików, dzięki czemu bez problemu uratował dziewczynę. Gdy byli już blisko włazu, drewniana klapa otworzyła się, ujawniając wielką owłosioną łapę, która ich stamtąd wydostała.
Yuki usiłował złapać oddech, cały czas wypluwając resztki słonej wody. Po jakimś czasie podniósł wzrok znad podłogi i ujrzał najeżone wilcze kły oraz żółte, jaskrawe ślepia drapieżnika. Bestia wyglądała na większą od Kity i znacznie groźniejszą.
Wilk prychnął głośno, wypuszczając biały obłok pary z nozdrzy i obrócił się szybko, machając długim ogonem. Potem powrócił do swojej dawnej, człowieczej formy.
Wyglądał bardzo młodo, trudno było określić jego wiek, ale zdawało się, że tak naprawdę mógł być o wiele starszy.
Jego twarde, surowe rysy upodabniały go do górala; brwi nad oczyma były grube, posiadał nieznaczny zarost na twarzy i masywny nos, nie przypominający takiego, jakim charakteryzowali się mieszkańcy wsi. Przez dwie, duże dziurki wlatywało powietrze.
Od stóp w górę nie nosił butów, jednak miał na sobie skórzane spodnie, kończące się w pasie, przepasanym mocnym materiałowym paskiem ze złotą sprzączką, w kształcie głowy wilka, z wyszczerzonymi kłami. Górę okrywało starannie wykonane owcze futro, pod którym posiadał prostą, lnianą koszulę.
– Wybaczcie za zachowanie Kito – powiedział. Ton jego głosu pobrzmiewał matową barwą, brzmiącą dość groźnie dla słuchającego. – Nieczęsto mamy okazję spotkać ludzi i tak… specjalnego gościa. – dodał, zwracając uwagę na stojącą obok Yukiego Anni.
– Dziękuję.
– Nie dziękujcie mnie, chłopcze. – Mężczyzna uniósł ręce w obronnym geście. – To zasługa Kito. Gdyby nie on, nic nie wiedziałbym o waszym istnieniu i pewnie byście się tam potopili, na dole.
– Nie wiem, co powiedzieć… Ja…
– Ty nazywasz się Yuki, prawda? Tak masz na imię?
– Zgadza się… Skąd pan to wie?
– Ha, ha. Możesz mi mówić Kerto, jestem ojcem tego nicponia.
– Ogromnie panu dziękuję, Kerto-san[3]. I tobie też, Kito. – Chłopak obdarzył spojrzeniem wilczka i ukłonił się krótko.
– Podobno się zgubiłeś. To trochę nierozsądne w tak młodym wieku, szwendać się po lesie.
– Wiem – przyznał rację Yuki. – Ale pomagałem mojemu tacie i w pewnym momencie zgubiłem ścieżkę.
– Spokojnie. Tutaj jesteś bezpieczny – oznajmił Kerto. – Pomożemy ci, ale najpierw powinieneś coś zjeść… Ups! Przepraszam… Powinniście coś zjeść. Wybacz, Anni, kompletnie o tobie zapomniałem.
– Nic nie szkodzi. – Złotowłosa ukłoniła się lekko, splatając ze sobą dłonie i łącząc je na wysokości bioder. Ręce miała zgięte, głowę spuszczoną w dół, a twarz i wzrok wbity w skalną podłogę. Pomyślała o mamie.[4]
vvv
Pomieszczenie przypominało ludzką izbę, ale oczywiście nią nie było. Kamienne ściany idealnie maskowały drewniane boki, wyściełane w środku owczą wełną. Wyposażenie tego pomieszczenia stanowiło pięć drewnianych krzeseł i stojący na środku duży stół, gdzie podano pyszne potrawy w glinianych misach. Wnętrze było dość przestronne i wielkości przynajmniej sześciu belek drewna.
Kuszący zapach unosił się w powietrzu. Ich aromat wodził za nos Yukiego, zachęcając do spróbowania ich wszystkich. Niestety jego myśli skupiały się wokół mamy Anni, której nie potrafił uratować, czego bardzo żałował.
Nie uszło to uwadze Kerty, który uważnie obserwował chłopca. Domyślił się, że przyczyna jego braku apetytu miała związek z porwaniem. Współczuł mu, ponieważ widział jego zaangażowanie w całą misję, jaką na siebie przyjął.
– Yuki? Wszystko w porządku? – zaniepokoił się Kito.
– Spokojnie, Kito – wtrącił wilk. – Twojego przyjaciela musi coś trapić, prawda?
– Przepraszam – odezwał się chłopak. – Trochę ciężko mi jeść to wszystko, myśląc jednocześnie o tym wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło.
– Rozumiem.
– Wszystko jest pyszne i w ogóle, ale…
– W porządku, chłopcze, nie gniewam się. Rzadko u którego człowieka można się spotkać z podobną troską o dobro innych – Kerto przerwał jego wypowiedź, uspokajając obronną postawą.
– Dziękuję.
– Mimo to wolałbym, żebyś coś zjadł. Nie darowałbym sobie, gdyby przytrafiłaby ci się jakaś krzywda. Poza tym… to niezdrowe.
– Wolałbym podążać dalej za porywaczami – oznajmił pewny siebie Yuki.
– W tym momencie najważniejsze jest twoje bezpieczeństwo. Wierzę, że to, o czym mówisz, pewnie by miało miejsce, ale powiedz… Czy fakt, że posiadasz łuk oraz miecz, czyni cię wybitnym wojownikiem? Czy wiesz, jak należy się nimi posługiwać? – zapytał Kerto, wskazując na położone w rogu jego sprzęt.
– Nie do końca.
– Właśnie. Może zdołałbyś dogonić kłusowników, ale czy byłbyś w stanie ich pokonać?
– N-nie wiem…
– Proszę, Yuki, zjedz kolację, nim wystygnie. Moja żona bardzo się napracowała, zważywszy na to, że pierwszy raz gościmy człowieka.
Zupa ze skalnych grzybów była gęsta i miała piękny brązowy kolor. W środku pływały również kawałki, drobno pokrojonych części, jadalnych fragmentów kapeluszy. Chłopak spojrzał na danie, po czym usłyszał głośny, dobiegający z jego brzucha odgłos:
„BBBUUUURRRRR”
Jednym ruchem zabrał się za jedzenie, jednak poczuł, że nie był to wystarczający posiłek i chwycił talerz, na którym był podany makaron w sosie jabłkowym.
Kerto uśmiechnął się szeroko do swojej ukochanej, która odwzajemniła uśmiech. W odróżnieniu od męża miała chudsze uszy, pokryte rudą sierścią i krótkie włosy.
Po kolacji mężczyzna odprowadził przyjaciół syna do pokoju gościnnego, ukrytego za głazem.
Yukiemu i Anni ukazało się przyjazne wnętrze pokoju, zabudowane podobnie jak w kuchni drewnem, aby zapewnić ciepło. Wewnątrz były dwa łóżka, oddzielone od siebie w równej odległości oraz niewielka komódka.
Wilk życzył obojgu miłej nocy i odszedł, zamykając wejście, przed tym zostawiając lampę z molikami, aby jeszcze przez chwilę rozjaśniały pomieszczenie.
Yuki położył się, ale nie potrafił zasnąć. Nazajutrz wszyscy mieli ruszyć tropem porwanej lisicy.
– Dziękuję – wypowiedziała na głos Anni, gapiąc się na ciemny sufit, rozjaśniony przez owady.
– Za co?
– Uratowałeś mnie. To nie było proste.
– Kim jest twoja mama?
– Wielu nazywa ją Panią Wschodniego Wiatru, ale to tak naprawdę zwykła kobieta, o imieniu Fenna.
– Fenna… Ładne imię.
– Twoje też jest urocze. Yuki to znaczy śnieg, prawda?
– Zgadza się. Rodzice dali mi tak na imię, ponieważ urodziłem się biały jak puch. Niektórzy ze mnie żartowali, że musiałem się czegoś porządnie wystraszyć.
Zapanowała cisza, po czym oboje wybuchli krótkim śmiechem.
– Często nosisz łuk? I miecz? – zaciekawiła się Anni.
– Nie, ale tata mi mówi, że muszę się jakoś bronić. Nie jestem zbyt dobrym szermierzem ani nie znam też żadnych zaklęć. Chętnie też bym się jakichś nauczył.
– Mogłabym ci pomóc, oczywiście, jeśli chcesz – zaproponowała.
– To trudne?
– Nie wszyscy posiadają predyspozycje. Czasami niektórzy potrzebują więcej czasu, żeby opanować niektóre zaklęcia, na przykład… ee… Pokażę ci!
Dziewczyna zastanawiała się, które ze znanych jej zaklęć pokazać Yukiemu. W końcu doszła do wniosku, że kula ognia może być najbardziej odpowiednim z nich. Zeskoczyła z łóżka, wyciągnęła ręce przed siebie i wymamrotała powoli:
– Kula ognia.
Potężny, pomarańczowoczerwony ładunek uderzył z łoskotem o kamienie, sprawiając, że ciepło rozeszło się po wszystkim, przez przypadek nie wywołując pożaru. Z drugiej strony była to inkantacja stopnia pierwszego, która nie mogła wyrządzić komukolwiek większej krzywdy.
– Oo… – Chłopak wydął usta z podziwu.
Chciał pogratulować Anni zdolności, ale nie zauważył, kiedy zasnęła, zmęczona zarówno rzuceniem zaklęcia, jak i przeżyciami. Postanowił zrobić podobnie i również zasnął.
-------
[1] Chodzi o Torii, bramę o charakterystycznym kształcie, prowadzącą do miejsc kultu (chramów) i miejsc świętych shintoizmu.
[2] Kappa – japoński demon wodny z głową wypełnioną na czubku wodą, słynący ze swojego zamiłowania do ogórków.
[3] W kulturze japońskiej, w stosunku do osób starszych albo tych, które nie są bliskimi znajomymi, stosuje się zwyczaj dodawania przyrostków grzecznościowych do nazwiska, będących odpowiednikami polskiego „Pan/Pani”. W stosunku do młodych dziewcząt i chłopców stosuje się przyrostek „Chan/Kun”.
[4] Ukłon w Japonii jest ogólnie przyjętym gestem na przywitanie, zastępuje on tradycyjny w Europie i na zachodzie uścisk dłoni. W zależności od celu i okazji takiego ukłonu, może on też służyć temu, aby za coś podziękować lub przeprosić.