- Opowiadanie: Fasoletti - Zawodowiec

Zawodowiec

Tekst to krótka humoreska na temat tego, jak może się skończyć nadmierne spożycie. Miłego.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Zawodowiec

 

Kazik był zawodowym alkoholikiem i kochał tę robotę. Chlał wszystko, co wpadło mu w ręce i zawierało choćby minimalną ilość procentów. Lał w gardło nawet tak egzotyczne trunki jak płyny do spryskiwaczy, perfumy, czy spirytus drzewny, po kryjomu wynoszony przez jednego z jego kumpli z pobliskiej fabryki.

Kazik przez znajomych nazywany był „karaluchem”. Przezwisko to przylgnęło do niego, gdy jako jedyny wyszedł żywy z wypadku samochodowego, którego był oczywiście sprawcą. Pobił tym samym kilka rekordów. Najwyższa prędkość w terenie zabudowanym w skali województwa, największe stężenie alkoholu we krwi w skali kraju oraz przewożący największą liczbę pasażerów w maluchu. Ostatni wyczyn zapewnił mu miejsce w księdze rekordów Guinessa.

Kazik zawsze twierdził, że jak wypije, staje się nie tym kierowcą. W pozytywnym sensie. Policja była innego zdania, dlatego mężczyzna dostał zakaz wsiadania nawet na rower, o czymkolwiek co posiada silnik nie wspominając. Odsiedział też swoje. W więzieniu poddano go przymusowej terapii odwykowej.

Po wyjściu z paki wrócił do nałogu. Chlał jeszcze więcej, jeszcze podlejszych trunków. Oprócz ksywki „karaluch”, koledzy nadali mu nową – „cysterna”. Wlewał w siebie hektolitry alkoholu, do tego potrafił grzać bez przerwy nawet przez miesiąc.

Po jednym z takich maratonów, będąc na granicy utraty przytomności, postanowił przypomnieć sobie jak to jest za kółkiem. Wywlókł się z meliny i wsiadł do starej Skody należącej do już dawno śpiącego we własnych wymiocinach Ignaca. Odpalił silnik i ruszył w siną dal. Podróż zakończył na starym dębie, rosnącym przy jedynym skrzyżowaniu dróg we wsi.

I tym razem okazało się, że słusznie nazywano go „karaluchem”. Przybyli na miejsce strażacy byli w szoku, że choć z auta nie zostało prawie nic, on wyszedł z wypadku bez szwanku. Co prawda zaraz po tym, jak wydobyto go z wraku, padł bez przytomności na ziemię, jednak to nie obrażenia były tego przyczyną.

Policjanci, którzy przybyli do szpitala za wiozącą Kazika karetką, z niecierpliwością przestępowali z nogi na nogę, nie mogąc doczekać się wyników badań krwi delikwenta. Zrobili zakłady, a stawką był litr czystej. Roman obstawiał ponad dziesięć promili, Janek upierał się, że dziesiątka może być co najwyżej górną granicą.

Lekarz, który w końcu przyszedł do stróżów prawa, minę miał nietęgą.

– No co jest, mów że pan wreszcie, ile? – dopytywał się Roman.

– No, ile, ile? – wtórował Janek.

– Ciężko mi powiedzieć, jest problem z próbką – odparł doktor.

– Co, żył mu nie widać? Pobrać się nie da? – drążył Roman.

– Nie, nie. Pobrać, pobraliśmy…

– No to? – wtrącił się Janek.

Doktor podrapał się po czuprynie i uśmiechnął krzywo, po czym podał mężczyznom kartkę z wynikami badań. Obaj wybałuszyli oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co laboranci napisali.

– Kurwa… – mruknął Roman.

– Ja pierdzielę… – dodał Janek.

W opisie stało czarno na białym, dużymi literami:

„W ALKOHOLU KRWI NIE STWIERDZONO”

 

 

Koniec

Komentarze

Stary to żart, ale dałeś mu nowe życie, fajnie dopisując stosowną historię. ;)

 

Wy­wlókł się z me­li­ny i wsiadł do sta­rej Skody… –> Wy­wlókł się z me­li­ny i wsiadł do sta­rej skody

 

– No co jest, mów że pan wresz­cie, ile? –> – No co jest, mówże pan wresz­cie, ile?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

“W opisie stało” → coś mi tu zgrzyta.

 

Trochę czarny ten humor. Znam takiego jednego Karalucha osobiście, a na studiach przewinęło się ich tuziny (reso), więc najbardziej się przejęłam losem ekipy ratunkowej. Żart na koniec sprytny.

OK, jest jakiś żarcik.

No to drugi rekord Guinessa, i to w całkiem innej dziedzinie. Niezłe osiągnięcie. ;-)

A samochody pisze się na ogół małymi literami.

Babska logika rządzi!

Dobrze, że na drzewie się zawinął. Są tacy co zatrzymują się na przystanku pełnym ludzi.

Czyli że mógł od tej pory zostać honorowym dawcą alkoholu. Bardzo chwalebne poświęcenie.

No, nie wiem, czy prawdziwy alkoholik mógłby (w sensie: zdołałby) zostać dawcą i rozstać się z likworem. ;-)

Babska logika rządzi!

Kawał może nie rzuca na kolana, ale ma niezłe opakowanie :) Uśmiechnęło się na koniec :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Kilku już takich ,,karaluchów’’ poznałem i zastanawiałem się nad możliwym wynikiem. Fajnie napisany tekst. Do malucha udało nam się zmieścić chyba 11 osób, tyle, że trzeba było otwierać drzwi pasażera podczas zmiany biegów

Dowcipy nienowe, ale opisane bardzo sprawnie i dzięki temu lektura sprawiła sporo przyjemności.

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Jako facet, który przed wiekami popełnił "Interwencję", powinienem milczeć. Ale się wypowiem ;). Otóż, nie rozumiem tendencji do ubierania żartów (zazwyczaj nieświeżych) w formę shorta czy opowiadania. Nie piję tu szczególnie do Fasolettiego, on wykazał się nawet sporą inwencją, lecz do grupy autorów, którzy publikowali na portalu nieswoje dowcipy obudowane w pozorne fabuły. Jak ma mnie taki żart rozbawić skoro jest starszy ode mnie? Jak ma mnie wciągnąć fabuła i świat przedstawiony lub przejąć los bohaterów, skoro są tylko bawełną, w którą owinięto jakiś dowcip z brodą lub znany powszechnie gryps?

Po przeczytaniu spalić monitor.

mr.maras, tendencja, tendencją, nie wiem, jak dużo tego typu tekstów się tu pojawia, bo rzadziej ostatnio zaglądam. Co do sensu takiego przerabiania na shorty starych sucharów, jest sens jak najbardziej. Dla mnie przynajmniej. Tym sensem jest ćwiczenie warsztatu. Regulatorzy wyłapała błędy, wiem, czego w kolejnym tekście unikać i oto moim zdaniem chodzi. Dla tekstów głębokich, z przesłaniem, jest Biblioteka. Jeśli kogoś męczą tego typu wprawki, niech tam zagląda od razu, omijając szeroko poczekalnię. Nie piję tu oczywiście centralnie do Ciebie, takie jest moje zdanie odnośnie ogółu. Niemniej dziękuję za przeczytanie i opinię w komentarzu. 

Miłego ;)

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nie no, nie wprowadzajmy segregacji rasowej do biblioteki. Lekkie humoreski tam też mogą się znaleźć. Byle fajne.

Babska logika rządzi!

 

Nie kupuje tego tłumaczenia, Fasoletti. Nie sądzę, żeby ktoś wrzucał na portal swoje wprawki warsztatowe, które są tylko ćwiczeniem, czy jakąś próbą. Wątpię, żeby ktoś publikował tutaj tekściki napisane specjalnie w celu odstrzelenia ich, niezakwalifikowania do biblioteki i zgarnięcia krytyki i nauki.

Myślę, że portalowicze wrzucają to, co napiszą z nadzieją, że się spodoba. Wrzucają to, co właśnie napisali i chcą się tym podzielić, pochwalić, zainteresować tym czytelnika. I owszem, jest to proces uczenia się rzemiosła, ale na takiej zasadzie, że publikujemy i zbieramy uwagi przy okazji, ktoś zwraca naszą uwagę na rzeczy, o których nie wiedzieliśmy lub ich zauważyliśmy. Okazuje się wtedy, że nasze dzieło nie jest takie super, jak się nam wydawało, nie jest takie zabawne jak myśleliśmy i próbujemy z kolejnym tekstem, nauczeni doświadczeniem i z większą świadomością warsztatu i lepszym piórem.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Opowieść typowa dla Fasolettiego, ale, jak zwykle, sprawnie napisana, a puenta reż jak zwykle zaskakująca. Byłem ciekawy, jak autor zakończy miniaturę, no i zakończył niespodzianką. 

Niezły tekst, a miniatury to trzeba umieć pisać, i nie każdy to potrafi… A Fasoletti tak.

Pozdrówka.

Mogę tylko powtórzyć za poprzednikami: stare, znane, fantastyczne dość umownie (no chyba że uznamy, że facet jest rodzajem alkoholowego aliena :D), ale zabawne i sprawnie napisane.

ninedin.home.blog

Tym razem nie bizzaro, a fabularyzowany żart. Dobrze napisane, odrobinę zaskakujące i przede wszystkim z humorem. Najs :)

Nowa Fantastyka