- Opowiadanie: Finkla - Czerwone buty

Czerwone buty

Hasło nie za bardzo przypadło mi do gustu. Pojawia się w tekście, więc nie powinno być problemów z odgadnięciem.

Zapraszam do lektury mojej palcówki. ;-)

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Czerwone buty

Prolog

 

– Dowiedzieliście się, co zrobili Kciukowi?

– Zablokowali mu moc…

– Na jak długo?

– Na pięć lat.

– Co?! Jak przez pięć lat nie będzie ćwiczył, to równie dobrze będzie mógł zaczynać naukę od początku. I następne sześć lat chowańcowi pod ogon!

– Jak nie gorzej! Magia może mu całkiem arofo… atorf… no, zniknąć.

– I wszystko za jeden głupi wybryk.

– Woźny się utopił…

– To nie słyszeliście, że to wcale nie Kciuk rzucił zaklęcie ogłupiające? Folmay go wrobił.

– A kolegium skazało Kciuka? To niesprawiedliwe!

– Nie mieli pewności, tylko dlatego nie odebrali mu mocy całkowicie.

– Musimy go uwolnić!

– A przynajmniej odblokować magię!

– Ba! Założyli mu zaklęcie wiążące piątego stopnia i zesłali do twierdzy karnej.

– Eee… Jak działa piąty stopień? Wyleciało mi z głowy…

– Żeby zdjąć, musisz wyrecytować kontrzaklęcie, a jednocześnie Kciuk ma patrzeć na pieczęć.

– A pieczęć Gderak trzyma w gabinecie.

– Żaden problem! Jak coś przeskrobię, konfiskuje mi różdżkę i każe tam sprzątać.

– Kontrzaklęcie?

– Jest w bibliotece, w zakazanych księgach.

– Mulleina pozwoli mi zerknąć…

– Ty w ogóle wiesz, jak są chronieni skazańcy w twierdzy karnej?

– Nie mam pojęcia. Jak?

– Mój starszy kuzyn spędził tam rok za… Nieważne. Więźniowie są zamknięci w wieży. Nikomu nie wolno wwozić papieru, pergaminu ani malowideł. Do całego kompleksu jest tylko jedno wejście. Stoją przy nim strażnicy i zaglądają do każdego kufra. Do tego wchodzących kontroluje dwóch czarodziejów. Jeden szuka magicznych artefaktów. Każda pieczęć nim jest, kopia też. Kiedyś syn skazańca próbował wejść ze wzorem namalowanym na plecach, od razu go znaleźli. Drugi mag sonduje umysł. Malarza, który zapamiętał pieczęć i zamierzał ją odtworzyć na ścianie, też złapali.

– Nie brzmi to dobrze…

– Ale coś wymyślimy. W końcu jesteśmy?

– Niepokonaną Piątką!

– Pięć palców…

– Jedna pięść!!!

 

1. Świątynia Jednorożca

 

Pomimo szczebiotu dzieci, przy świątyni Jednorożca nigdy nie było naprawdę wesoło. W żadnym sierocińcu nie jest. Odśpiewawszy popołudniowe hymny na zakończenie prac, podopieczni wymknęli się na dziedziniec. W rogu pod murem oddali się ulubionej rozrywce – grze w ciupy. Chuda ośmiolatka z rozczochranymi jasnymi włosami była na najlepszej drodze do wygrania drugiej kolacji, kiedy na ulicy zaryczał osioł i rozległo się bardzo wiele słów, za które kapłanki karały długim klęczeniem. Verissie drgnęła dłoń i wszystkie kamyki spadły na ziemię. Jeszcze przed wykonaniem rzutu!

O dziwo, nieoczekiwany zwycięzca, zamiast okazać radość, pobladł.

– A żebyś przez miesiąc w nic nie wygrał! – warknęła rozzłoszczona dziewczynka.

Chłopiec cisnął swoje kamyki na płyty dziedzińca i odszedł. Skoro Verissa go przeklęła, gra nie miała sensu.

– Dzisiaj na kolację ma być zapiekanka z groszkiem – oznajmiła ośmiolatka. – Bardzo ją lubię. Kto chce zagrać? Stawiam jutrzejsze śniadanie.

Dzieci zaczęły dyskretnie się odsuwać.

– Nikt? Chcecie, żebym się rozgniewała?

W końcu złamał się najmłodszy chłopiec, może pięcioletni:

– Ja nie lubię gloszku, mogę ci oddać mój kawałek. Jak ktoś da mi chleb – dodał szybko.

 

Po drugiej stronie muru Serdeczny przestał udawać, że drzemie. Podniósł się z ławki i czym prędzej odszedł. Jako przyszły mag emocji silnie reagował na uczucia innych, a dzieci za ogrodzeniem nie były szczęśliwe. Ale nie miał wątpliwości, że w grupce maluchów znajdował się ktoś obdarzony iskrą talentu – tego niekontrolowanego błysku mocy nie dało się przegapić.

Pierwszy element planu odhaczony. A Wskazujący tworzył świetne plany. To im, oraz chęci rozkazywania, zawdzięczał przezwisko. Wszystkie palce wykonywały jego polecenia, nie tylko dzieciuch Mały, który jeszcze nie skończył piętnastu lat.

 

2. Gabinet Gderaka

 

– Pst! – Rodger, zwany Małym, siedział ze skrzyżowanymi nogami na podłodze korytarza, przed gabinetem profesora Gideralta, na którego wszyscy uczniowie mówili Gderak. Z daleka mogło się wydawać, że chłopak czyta księgę rozłożoną na kolanach. – Środkowy, jesteś tam?

– Jestem – dobiegło zza dębowych drzwi. – Co tak długo?

– Ciągle ktoś się kręcił… Rozbroił wszystkie zaklęcia ochronne?

– Czysto, możesz wchodzić.

Mały wślizgnął się do gabinetu. Po dezaktywacji zaklęć zabezpieczających mógł to zrobić każdy po trzecim roku nauki. O ile nie skonfiskowano mu różdżki. Widok Środkowego ze szmatami i wiadrem brudnej wody był przekomiczny.

Kiedy już przestali się bić, Rodger rzucił zaklęcie poszukujące artefaktów. Najwyższa półka z książkami i szafka biurka rozjarzyły się bladozielonym światłem.

W księgach znaleźli mnóstwo interesujących rzeczy, ale żadna nie dotyczyła zaklęć wiążących. Mały zabrał się do forsowania drzwiczek szafki. Niestety, standardowe zaklęcia nie działały. Po szeptanej naradzie chłopak wymknął się z gabinetu.

Szczęście sprzyjało spiskowcom – Wskazujący spędzał wieczór z Mulleiną i przyjaciele dali radę przekonać dziewczynę, aby pozwoliła Małemu zerknąć do księgi z zaklęciami zamykającymi, niedostępnej dla uczniów niespecjalizujących się w magii ochronnej. Mały garbił się i płaczliwym głosem przekonywał, że z jego posturą i nieimponującym wiekiem potrzebuje dobrych ocen z tego przedmiotu, aby mógł sprostać wymaganiom profesora Defeborusa. Wreszcie Mulleina uwierzyła, że księga jest niezbędna do celującego odrobienia pracy domowej.

Uzbrojony w nową wiedzę, Mały pognał z powrotem do gabinetu. Drzwiczki nie opierały się długo.

– Na włochate jaja Merlina! Ile tego jest! – zaklął Środkowy.

Rzeczywiście, szafka mieściła więcej pergaminów z pieczęciami, niż sugerowały jej zewnętrzne rozmiary. Dopiero po godzinie grzebania w przykurzonych szpargałach znaleźli kartę z właściwą datą.

– Żebym tak nigdy młodych cycuszków nie oglądał! Tego się nie da zapamiętać!

Arkusz przedstawiał plątaninę różnokolorowych linii. Najwidoczniej każdy z dwunastu magów kolegium zostawił na pieczęci swój pełen zawijasów ślad.

– Nie biadol – odparł Mały. – Jest szansa, mam niezłą pamięć.

Nikomu o tym nie powiedział, nawet przyjaciołom, ale na trzecim roku opracował czar pozwalający na zapamiętanie całych stron. Gdyby nie on, chłopak nigdy nie zaliczyłby śmiertelnie nudnej historii magii ani zielarstwa. Wprawdzie wiedza znikała o wschodzie słońca, ale na egzaminy to w zupełności wystarczało. Rozprostował pergamin na biurku profesora, przycisnął krawędzie księgami i wymamrotał zaklęcie. Kolorowy labirynt natychmiast pojawił się w głowie.

– Załatwione! No, to lecę malować.

– Hej! Myślałem, że pomożesz mi sprzątać bałagan Gderaka, a ty jeszcze narozrzucałeś szpargałów! – poskarżył się Środkowy. – Przy pomocy magii to tylko parę minut…

– Trzeba było nie marnować czasu i mnie nie bić. Już po północy – odpowiedział Mały i umknął przed lecącą ścierką.

W dziennym pokoju szóstorocznych chłopców nikogo już nie było. Rodger rozłożył na stole przygotowane wcześniej farby i płachtę pruneli. Kiedy zakończył malowanie skomplikowanego obrazu, niebo na wschodzie już jaśniało. Rzucił czar poszukujący artefaktów. Tkanina zaświeciła na zielonkawo. Mały z satysfakcją pokiwał głową, po czym rozciął materiał na połówki, gasząc blask.

 

3. Podróż

 

Z realizacją ostatniego etapu planu trzeba było poczekać do lata.

Ale ten czas wreszcie nadszedł. Pierwszego dnia wakacji skacowany Wskazujący pojawił się w świątyni Jednorożca.

– Mistrz Hunterhead co roku odwiedza nasz sierociniec pod koniec żniw i wyszukuje utalentowane dzieci – perorowała arcykapłanka. – Nie rozumiem, dlaczego nagle przysłano pana, panie… – Zerknęła na pergamin z podpisem rektora akademii. – Panie Arnolssob.

Wskazujący skrzywił się jeszcze bardziej. Kobieta miała niezwykle donośny i piskliwy głos. Za każdym otwarciem ust wbijała kolejne szpile bólu w czaszkę ucznia, który poprzedniego wieczoru z oddaniem świętował ostatni egzamin.

– Jak niewątpliwie przeczytała pani w okazanym dokumencie, znalezienie dziecia… dziecka obdarzonego magią to moje zadanie wakacyjne. Zamożne rodziny same zgłaszają się do akademii, jeśli tylko syn czy córka trzy razy z rzędu wygra w kości z rodzeństwem. Ja postanowiłem poszukać wśród dzieci, którymi nikt inny się nie interesuje.

Twarz kapłanki odrobinę złagodniała, ale smród przetrawionego piwska buchający od około dwudziestoletniego młodzieńca nadal wydawał się jej obrzydliwy.

– Chyba nie zamierza pan w takim stanie wziąć na siebie obowiązku opieki nad dzieckiem? Nasi podopieczni są bardzo żywi, miewają okropne pomysły. Trzeba mieć oczy dookoła głowy, a nie…

– Oczywiście, że nie! W ogóle to proszę wybaczyć, wczoraj mieliśmy ostatni egzamin, zazwyczaj tyle nie piję. Dzisiaj chciałem tylko sprawdzić, czy znajdę iskrę talentu w waszej placówce. Jeśli tak się stanie, popatrzę na dziecko, jego wiek, wzrost, poczynię odpowiednie przygotowania do podróży, wynajmę kuca lub osła i zjawię się jutro…

– A czy pomyślał pan, że pozostałe dzieci z zazdrości mogą w nocy zrobić wybranemu chłopcu lub dziewczynce krzywdę w nadziei, że wówczas one dostaną szansę na lepsze życie?

To nie wpadło Wskazującemu do głowy. Ostatecznie stanęło na tym, że chłopak szukał magicznego daru przez okno, niewidoczny dla gromadki rozwrzeszczanych brzdąców. Serdeczny się nie mylił, wśród sierot znalazło się utalentowane dziecko – kilkuletnia blondyneczka, Verissa, jak twierdziła kapłanka.

 

Nazajutrz Wskazujący ponownie zjawił się w świątyni. Tym razem zetknął się bezpośrednio z grupką bachorów i oznajmił Verissie, że pojedzie z nim, aby uczyć się na magiczkę. Gdyby to nie był jego pierwszy kontakt z sierotami i w ogóle ze znacznie młodszymi od siebie dziećmi, pewnie zastanowiłby się, dlaczego na buziach maluje się raczej ulga niż zazdrość.

Po załatwieniu formalności wyszli przed świątynię, gdzie czekał wierzchowiec Wskazującego, objuczony luzak i kuc dla dziewczynki.

– Och, będziemy jechać konno? Wspaniale!

– Tak, a do podróży będziesz potrzebowała tego.

Zdjął jedną sakwę, wydostał z niej czerwone buty z cholewami i podał Verissie.

– Ojej! To dla mnie? Naprawdę? – Wskazujący dobrotliwie pokiwał głową. – Jakie piękne! Bardzo panu dziękuję, panie Arnolssob! Niech panu los sprzyja!

Mała jedną ręką przycisnęła podarunek do piersi, drugą niezdarnie objęła udo młodzieńca. Policzki jej płonęły, oczy lśniły… Klapnęła w pyle drogi i z pietyzmem wcisnęła gołe stopy w buty. Nowiutkie cholewy z błyszczącej skóry nijak nie pasowały do znoszonych szmatek dzieciaka, ale Wskazujący dawno nie widział tak szczęśliwego człowieka.

 

– Gdzie się urodziłaś?

– Na wsi, panie.

Wskazujący przewrócił oczyma, ale wykrzesał z siebie odrobinę cierpliwości.

– A jak ta wieś się nazywała? Gdzie leżała?

– Nie pamiętam, panie. To źle? – Dziewczynka spojrzała z niepokojem w twarz młodzieńca.

– To bez znaczenia. Gdyby ktoś pytał, mów, że to była wieś niedaleko Fortu Invere. Zapamiętasz?

– Tak, panie. – Verissa kilka razy powtórzyła „Fort Inwer” i dopiero po dłuższym czasie ośmieliła się spytać: – A dlaczego?

– Wtedy przyjmą cię do tamtejszej akademii magicznej. Ona słynie z wysokiego poziomu.

– Aha…

 

Dni mijały bez żadnych przygód, tylko szczęście niezmiernie sprzyjało wędrowcom. Ani razu nie musieli czekać na prom, kiedy dojeżdżali wieczorem do zatłoczonej karczmy, akurat zwalniały się miejsca, nikt ich nie zaczepiał… Aż nudno. Wbrew ostrzeżeniom kapłanki, dziewczynka zachowywała się bardzo grzecznie. Słuchała Wskazującego we wszystkim, nie oddalała się bez pozwolenia… W miarę jak coraz bardziej się ośmielała, zasypywała opiekuna gęstniejącym gradem pytań. Młodzieniec musiał ciągle opowiadać o magicznych akademiach: że przyjmują uczniów w różnym wieku, niekiedy nawet całkiem dorosłych, że ze wszystkich stanów, chłopców i dziewczynki, bogatych i biednych… Tak, z całą pewnością sieroty też. Ten problem wydawał się najbardziej gnębić Verissę.

Nawet nie skarżyła się na niedogodności podróży. Chociaż chłopak aż zaklął, kiedy zobaczył jej stopy pierwszego wieczoru. Podleczył poobcierane do krwi nogi tymi marnymi resztkami zaklęć, które zapamiętał z lekcji uzdrawiania, a potem sprezentował parę onuc oraz wyjaśnił, do czego służą i jak ich używać.

Mimo bólu, Verissa hołubiła swoje czerwone buty, a za darczyńcą wodziła rozmarzonym wzrokiem, kubek w kubek jak bałamucone po wsiach durne dziewuchy, gotowe uwierzyć w każde kłamstwo i oddać za nie wianuszek. Ech, gdyby mała była odrobinę starsza, Wskazujący nie zmarnowałby takiej okazji… Ale z ośmiolatką… Musiał kontentować się uwielbieniem.

 

4. Uwolnienie mocy

 

Po dwóch tygodniach niezbyt uciążliwej podróży dotarli do twierdzy karnej.

Środki bezpieczeństwa chyba trochę się zmieniły, odkąd przetrzymywano tu kuzyna Małego. Wskazującego zaprowadzono do niewielkiej izby i poproszono o rozebranie się aż do gaci. Pachołek oglądał każdą sztukę przyodziewku, szczególnie baczną uwagę poświęcając haftom, a siedzący za stołem siwowłosy mag rzucił zaklęcie poszukujące artefaktów. Rozjarzyły się uczniowskie amulety, ale staruszek nawet na nie nie spojrzał.

Potem Wskazujący poczuł falę gorąca uderzającego do głowy – niechybny znak, że ktoś sonduje mu umysł. Obawiał się tego badania, celowo nie oglądał sporządzonej przez Małego kopii, zawczasu postanowił, że nie będzie w tej chwili dumać o planie przywrócenia mocy Kciuka. Ale trudno jest wypchnąć z głowy myśli o zakazanej rzeczy! Zamiast tego, z całych sił skoncentrował się na wspominaniu treningowych pieczęci. Podczas zajęć wszyscy zaczarowali własne sakiewki przy pomocy stosunkowo prostych wzorów. Przypomniał sobie własną kompozycję, opartą na herbie wuja – na błękitnym tle złoty pas w skos, a na nim pięć czerwonych lilii.

Badanie przerwał rejwach wybuchający w sąsiednim pomieszczeniu. Wszyscy trzej rzucili się tam, Wskazujący porwał z ławy pas z kordem.

Pod ścianą izdebki siedziała młoda magiczka, która najwyraźniej nie wiedziała, co ma począć. Na środku stała Verissa w samej zgrzebnej koszulinie i, wymachując piąstkami, krzyczała do dziewki służebnej:

– Nie waż się dotykać moich butów! Są moje i tylko moje! Rozumiesz?! Dostałam je od pana Arnolssoba!

– Verisso, pozwól jej sprawdzić te buty. Przecież nic im się nie stanie – łagodził Wskazujący. Mówił spokojnie, chociaż serce biło mu jak szalone. Jednak przydało się doświadczenie z całych lat uczniowskich psot i łgania profesorom w żywe oczy. – To moja podopieczna – wyjaśnił szeptem siwemu magowi. – Uboga sierota, ale z iskrą talentu. Wiozę ją do akademii w For…

– Dobrze już – burknął starzec. – Zaiste, dziewka ma dar, i to mocny. Ubierajcie się i wchodźcie. A te dwie księgi, które miałeś w bagażu, odbierzesz przy wyjeździe.

 

– Panie Arnolssob, to jest ta akademia? – spytała pobladła Verissa, ledwie wkroczyli na dziedziniec.

– Nie, to twierdza karna.

– Dlaczego tu przyjechaliśmy? Okropne miejsce…

– Muszę odwiedzić przyjaciela, którego tu niesłusznie przetrzymują.

– To niech pan do niego idzie i wyjedźmy stąd jak najprędzej!

– Już prawie wieczór, zostaniemy tu na noc.

– W celi? – Dziewczynka przysunęła się tak blisko Wskazującego, że aż prowadzony przez nią kuc otarł się o luzaka i zrzucił juki byle jak załadowane po kontroli. – Ojej! Przepraszam, panie Arnolssob! Ja naprawdę nie chciałam!

– Nic się nie stało, zaraz to pozbieramy. Nie, nie w celi. Mają tu mnóstwo pokojów dla gości. Prawda, droższych niż w karczmie, ale trudno…

– A kto w nich nocuje?

– Odwiedzający, tak jak my. Albo rodziny więźniów, które nieraz przybywają z daleka. Albo medycy. Czasami nawet zwycięski mag po pojedynku wymaga pomocy. A że pojedynki są zakazane, ląduje tutaj…

 

Wskazujący odczekał, aż Verissa uśnie. Złapał czerwone buty podopiecznej, jak co wieczór starannie wyczyszczone i ustawione tuż obok łóżka, zawinął je w kilka koszul i poszedł w kierunku wieży skazańców.

Wprawdzie po zachodzie słońca nie wolno było odwiedzać więźniów, ale srebrna monetka wsunięta w łapę mrukliwego dowódcy straży osłabiła jego poszanowanie dla regulaminu, a druga – zesłała atak niepamięci, który uniemożliwił mierzenie czasu wizyty.

Gdy strażnik otworzył ciężkie drzwi do celi, wpuszczając gościa, zaskoczony więzień siadał na pryczy.

– Czy to pałac pana Kciuka?

– A niech mnie! Wskazujący! Jak się cieszę, że cię widzę!

Chłopcy zaczęli się serdecznie ściskać i poklepywać po plecach. Gość nie mógł nie zauważyć, że Kciuk bardzo schudł przez te kilka miesięcy – pod ubraniem wyraźnie wyczuwało się żebra. Po dłuższej chwili oderwali się od siebie i Wskazujący podał więźniowi węzełek.

– Mamy tu coś dla ciebie.

– Koszule? Świetnie, bardzo się przydadzą… Eeee… Buty? Wiem, że jesteś ode mnie trochę wyższy i o dwa lata starszy, ale ten rozmiar nosiłem, kiedy jeszcze trzymałem się matczynej spódnicy…

Wskazujący wyjął z pochew na nadgarstkach dwa malutkie sztylety, które umknęły uwadze strażnika. Jeden podał rękojeścią do przodu Kciukowi, instruując:

– Pruj ostrożnie, po szwach…

Sam zajął się lewym butem. Po wielu przekleństwach, sapnięciach i jednym zadraśniętym palcu, Wskazujący rozłożył na wyrku dwie delikatnie oddzielone od cholew części prunelowej podszewki.

– Na kostur Garmagela! Przecież to… – Gość pośpiesznie zatkał przyjacielowi usta. Kiedy zobaczył zrozumienie w jego oczach, cofnął dłoń. – Wskazujący, jesteś geniuszem – szeptał uroczyście Kciuk. – Jeśli jeszcze znasz kontrzaklęcie, nigdy więcej nie będę się z ciebie nabijał.

– No ba!

Wskazujący najpierw rzucił czar doskonale znany każdemu uczniowi, który nocami wymykał się z akademii. Mur nie był trudny do sforsowania, ale szerokie rękawy modnych kaftanów lubiły się na nim drzeć. Posłuszne zaklęciu nitki tkaniny zrastały się tam, gdzie dotknęła ich różdżka.

Potem przyszła kolej na kontrzaklęcie. Kciuk nie odrywał oczu od pieczęci, a jego przyjaciel szeptał inkantacje.

Udało się!

Skazaniec westchnął ze szczęścia, a potem wyrwał Wskazującemu różdżkę i zaczął czarować: oświetlił celę, wyczyścił ubrania, zaleczył skaleczony palec, stworzył iluzję chłodnego powiewu od wąziutkiego okna (to akurat gość uznał za najlepszy pomysł – w tej duchocie iluzja była równie dobra jak prawdziwy wietrzyk), potem miraże obrazów na ścianach i złudny stół zastawiony wieczerzą… Paplał przy tym bez przerwy:

– Nawet nie masz pojęcia, jakie to uczucie, kiedy magia wzbiera w tobie, buzuje jak młode wino, ale nie może znaleźć ujścia. Masz wrażenie, że pękniesz na tysiąc kawałków, jak zatkany gąsior. Gdybym chociaż rzucił to cholerne zaklęcie… Ale to Folmay mnie wrobił! A wszyscy uwierzyli tej mendzie! Albo jego ojciec kupił sobie kolegium…

– Sam wiesz, jaką masz reputację, Kciuk. Zawsze przeciwstawny! – zaśmiał się Wskazujący, a po chwili dodał: – Ale wiesz, że nie mogę ci zostawić różdżki? Ciesz się, póki tu jestem… I większość iluzji będziesz musiał usunąć, żeby nikt się nie zorientował.

– Jasne. Dzięki, stary, i tak wiele dla mnie zrobiłeś. Ojciec się nie zgodzi, ale ubłagam matkę, żeby przemyciła mi tu jakiś patyk. Ona jedna wierzy w moją niewinność… Pousuwam wszystko, zanim wyjdziesz. Zostań jak najdłużej, proszę.

– Zostanę, ale muszę wrócić przed świtem, żeby nikt nie zauważył. Tak się zastanawialiśmy z chłopakami… Z uwolnioną mocą mógłbyś stąd uciec. Co im powiedzieć? Zwiejesz?

– Nie wiem, pomyślę… Zostałbym banitą, nigdy nie wróciłbym ani do szkoły, ani do domu.

 

Epilog

 

Ledwie Wskazujący przytknął głowę do poduszki, poczuł, że ktoś go szarpie.

– Paaanie… Arnol… ssob… Zbuuudźcie się – szlochała Verissa.

Młodzieniec natychmiast oprzytomniał.

– Co się stało?!

– Moooje buuty! – Dziewczynka wskazała na szczątki, które Wskazujący nad ranem rzucił obok jej łóżka.

– Ach, to! Widzisz, ci magowie przy wejściu jednak doszli do wniosku, że możesz tam coś przemycać i rozpruli buty. Ale nie martw się, to się da zszyć. Poszukamy jakiegoś szewca i będą jak nowe. Pilnowałem, żeby nie pocięli skóry.

– Ale one były moooje! – Verissa powoli się uspokajała, za to w jej oczach rozgorzał ogień gniewu. – Niech ten, kto zniszczył moje buty, udławi się śniadaniem!

Koniec

Komentarze

Pomysł bardzo przypadł mi do gustu. Imiona po palcach – rewelacyjne. Pieczęcie tak samo. Wiatr świeżości zawiał i pozostawił po sobie naprawdę dobre wrażenie. Historia ciekawa, dialog w prologu przykuwa uwagę, choć wydawał mi się odrobinę nienaturalny. Ale tylko odrobinę.

Ostatnie zdanie wywołało u mnie reakcję “Ajajaj”. Sam nie wiem, co to znaczy. Domyślam się, że Wskazujący był mi trochę obojętny, ale może to nie ten dzień.

Kciukowi, instruując;

 Dwukropek, nie średnik.

Tak scrollując w górę, zobaczyłem “Ale z ośmiolatką…” i przypomniałem sobie, że trochę mnie to zniesmaczyło, choć pewnie miało rozbawić. Ale skoro tego nie zapamiętałem do teraz, to na ogólnym wrażeniu wpływu raczej nie wywarło.

Nie jestem jeszcze pewny, czy plan wydarcia Kciuka z więzienia nie jest troszkę zbyt skomplikowany, ale nawet nie chce mi się nad tym głębiej zastanawiać.

 

Ogólne odczucie – świetne. Klikałbym bibliotekę, ale ręce mam związane.

 

PS Konkurs w tym roku to “Polski Język Obcy”, a nie “Obcy Język Polski”.

Dziękuję, Kordylianie. :-)

Miło, że pomysł przypadł do gustu.

To właściwie nie imiona, tylko ksywy – kumple sobie takie powymyślali, jakoś tam odwołując się do charakterystycznych cech.

A co w prologu wydawało się nienaturalne?

Wskazujący obojętny? Hmmm, może dlatego, że sama nie wiem, co o nim myśleć. Chłopak ma swoje zalety, ale i wad mu nie brakuje.

Zaiste, dwukropek. Zaraz poprawię.

Ośmiolatka. Chodziło mi o to, że zasadniczo Wskazujący nie omieszkałby wykorzystać takiego spojrzenia u kobiety. Ale nie u ośmiolatki. Miałam nadzieję, że ten fragment mówi i coś o chłopaku, i o dziewczynce.

Problem uwolnienia zablokowanej mocy nie jest prosty, to i plan musi być skomplikowany. ;-) Ale nie chodzi o uwolnienie z więzienia, tylko o zdjęcie blokady na używanie magii. Poza tym udajemy, że nic się nie zmieniło. Żeby Kciuk nie stracił kilku lat nauki z braku treningów.

A konkurs też poprawię. Dzięki. :-)

Babska logika rządzi!

Po dezaktywacji zajęć zabezpieczających, mógł to zrobić każdy po trzecim roku nauki. – poważnie? ;) 

 

W księgach znaleźli mnóstwo interesujących rzeczy, ale żadna nie dotyczyłazaklęć wiążących.

 

Ubawiło :) I to jest właśnie typowe dla Ciebie – lekki humor, dowcip i przednia zabawa. Do tego wciągająca fabuła i świetne postaci. Verissa jest genialna, a od Wskazującego, jako młodzieńca, co miewa fiu-bździu w głowie, trudno wymagać, by pewne rzeczy zauważał. I dobrze mu tak ;)

Czyta się z czystą przyjemnością.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dzięki, Śniąca. :-)

Oj, narobiłam literówek. A przecież czytałam po leżakowaniu… Zaraz poprawię.

Tak, poważnie – bez pułapek nie było trudno otworzyć te drzwi.

Tak, tutaj jest więcej zamierzonego humoru. W końcu to o wesołych żakach, którzy jeszcze nie zetknęli się (przeważnie) z prawdziwymi problemami.

Ale zakończenie nie jest wesołe. Trochę się boję reakcji, że nie pasuje do wydźwięku reszty tekstu.

No właśnie, chciałam żeby Wskazujący wyglądał na ogólnie przyzwoitego chłopaka, ale jeszcze po młodemu głupiego.

Babska logika rządzi!

I w moich oczach właśnie taki wyszedł. 

Wiem, że zakończenie to nie happy end, ale pasuje jak ulał. Gdybyś przy takiej a nie innej osobowości Verissy zaserwowała na koniec coś innego, byłoby to fałszywe.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

No to cieszę się, że tak chłopaka odbierasz.

Tak, Verissa nie mogła postąpić inaczej. Co nie oznacza, że nie będzie miała przerąbane pod względem emocjonalnym.

Babska logika rządzi!

Tekst bardzo finklowy – lekko, zawadiacko, z jajem, plus trafnie rozegrani dziecięcy bohaterowie. Nawiasem mówiąc, z dziećmi czasami lepiej nie zadzierać – kiedyś przytaczałem wypowiedź mojego czterolatka (wtedy trzylatka) pod drabblem Empatii:

Reakcja na ochrzan:

 – Tato przestań, bo zrobię pyk i twój świat zniknie! 

 

A dialog z dzisiejszego poranka:

 – No ubierz się wreszcie, bo zaraz trafi mnie szlag! 

 – Oooo, ja chcę to zobaczyć! 

 

Wracając do tekstu, to czytało się niezmiernie przyjemnie, choć przez ledwie tylko zarysowany świat i bohaterów o skomplikowanych, acz raczej pobieżnie przedstawionych relacjach, miałem wrażenie, że to jeno wycinek czegoś większego. Nie da się ukryć, że takie "coś większego", napisane Twoim piórem, chętnie bym przeczytał! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dzięki, Thargone. :-)

No, jestem Finklą, jakbym się nie odwracała. ;-)

Tak, dzieci mogą być straszne. Pewnie nie bez kozery co podlejsze wojska rekrutują gówniarzy.

Reakcje Twojego brzdąca cudne. :-) Faktycznie, strach ryzykować taki “pyk”. I nie ma to jak ciekawość. :-)

Moja chrześnica kiedyś zastrzeliła mnie czymś innym. Miała wtedy gdzieś między 1,5 a 2 latka. Po wspólnym odliczaniu łyżeczek kaszki, po wspólnym potrząsaniu butelką itd., gdy śniadanko już było gotowe, ogłosiła: “Casami Zosia nie chce kaski”.

Miło, że było przyjemnie.

Nie, to nie jest wycinek czegoś większego, a przynajmniej niczego, co by istniało wcześniej. Wydawało mi się, że to standardowy świat fantasy, quasiśredniowieczny, z magią i czarodziejami, bez innych ras. Odrobinkę nawiązywałam do Anglii i Hogwartu. Ale to chyba dobrze, że świat bogaty?

Babska logika rządzi!

Finklowe jak w pysk strzelił! 

Czyli bardzo dobre! A Palce oraz Verissa – genialne! Jak nie lubię czytać z komputera, tak tu się jakoś samo skrolowało.

Ale, ale… Coś tam czepić się muszę:

– “zaglądają do każdego kufra” – kufry? do twierdzy karnej? na wakacje tam jeżdżą? no właśnie, co to za więzienie, co za hotel robi? a zamiast kufrów lepsze byłyby sakwy imho;

– “Kiedy już przestali się bić” – no dobra, gość się czepił wiadra i ścier, a drugi mu przydzwonił; ale to niemal skok stulecia, a oni się piorą? coś mi tu logika zgrzyta;

– “ale staruszek nawet na nie spojrzał” – a tu chyba zabrakło jednego “nie”.

 

W każdym razie – zaczarowało :). Tylko hasło jakoś tak boczkiem, chyłkiem ;P.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dziękuję, Staruchu. :-)

Cieszę się, że Niepokonana Piątka i chuda ośmiolatka przypadły Ci do gustu.

Kufry vs sakwy. A jeśli bogata mamusia odwiedza synka, albo kochanka gacha, to myślisz, że wierzchem tam jedzie? I nie potrzebuje kilku zmian ubrań na drogę? Ogólnie idea jest taka, że strażnicy sprawdzają każdą sztukę bagażu, a mówiący użył pierwszego słowa, które mu przyszło do głowy. Czy to zgrzyta, czy może zostać?

Bójka w gabinecie. Ale to dzieci są, i mają jeszcze mnóstwo czasu do właściwej akcji. Nie tym razem, to następnym… No i jeden tam wściekły sprząta, ze szmatą w ręku, a kumpel zaczyna się z niego śmiać. Który nastolatek zdzierży taką zniewagę? ;-)

A tak, jedno nie gdzieś sobie poszło.

Oj, przecież hasło się pojawia. No, nie mogło tak być, żeby kontrabandę na samym wierzchu trzymać. ;-)

Babska logika rządzi!

No dobra, kufry przeboleję.

Ale bójka… Jakie to dzieci, jak studenci? Dzieci się chyba piwskiem nie uchlewają? A skoro nie dzieci, to od kuksańców mieli ważniejsze sprawy na głowie, czyż nie?

A hasło przemyka, ale zmyślnie użyte. Czyli – też na plus :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No, takie nastolatki. Do tego chłopcy, więc testosteronu im nie brakuje.

Piwsko. Ale drzewiej picie wody mogło bardzo zaszkodzić, alkohol trochę dezynfekował i wszyscy pili piwo lub wino. Dzieci też. A w karczmach nikt nie pytał o dowód osobisty. ;-)

Aha, jeszcze pytałeś o hotel w więzieniu. No, potrzebowałam tego fabularnie – żeby Verissa poszła spać, a Wskazujący mógł capnąć jej kamasze i wymknąć się do Kciuka. Przynajmniej staram się to uzasadnić i po to dodałam dialog głównych bohaterów po wjeździe na teren placówki. W domyśle, że to się więzieniu opłaca, bo zdzierają za pokoje więcej niż normalna karczma.

Babska logika rządzi!

Trochę naginasz, ale że czytało się wybornie – kręcił nosem nie będę :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No, trochę muszę. Gdyby Verissa nie spała, nie pozwoliłaby zabrać swoich ukochanych butów.

Ale dobrze, że jakoś przekonałam do własnej wersji. ;-)

Babska logika rządzi!

Bardzo dobry tekst, przeczytałam jak to zwykle u Ciebie z przyjemnością. Fajny pomysl z “palcami”. I podoba mi sie wydźwięk opowiadania, taki humorystyczno-gorzki.

Klilam i życzę powodzenia w konkursie :)

Fajna Verissa i Niepokonana Piątka.

Dziewczynka wyszła bardzo przekonująco. W ogóle, podobał mi się motyw jej magiczności. Skuteczne przekleństwa kojarzą się bardziej ze starymi czarownicami, a tu brzmiały wiarygodnie w ustach małej dziewczynki.

Dobrze napisane, a świat bogaty i ciekawy. Zgłaszam do biblioteki. :)

Dziękuję, Dziewczyny. :-)

Katiu, miło mi, że zabawa z palcami przypadła Ci do gustu. Wydźwięk wyszedł sam z siebie.

 

Rosso, fajnie, że bohaterowie się spodobali. Verissa ma moc, ale jeszcze nie została wyszkolona. Jak poniosą ją emocje, to spełnia się, co powie… Przyjemnie, że świat się spodobał.

Babska logika rządzi!

Nie będę pewnie oryginalna, jak napiszę, że bardzo Finklowe to to. :) Jest humor, świetne postaci i akcja. Tylko według mnie jakoś za łatwo to wszystko się układa. Na wszystko znajdzie się zaklęcie, a nawet, jak coś jest niemożliwe, to zaraz jest możliwe. Ta świątynia Jednorożca, to jakoś od razu mi się z muminem skojarzyła. XD

Wciąż zastanawiam się, jakie to było hasło, choć mam pewne podejrzenie. 

– Sam wiesz, jaką masz reputację, Kciuk. Zawsze przeciwstawny! 

to moje ulubione zdanie. :D

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Dzięki, AQQ. :-)

No, po tych mechach i wilkołakach musiało być lżej. Żeby pisarstwo miało smaczek. ;-)

Nie miałam znaków na przeszkody i ich pokonywanie, już i tak dużo mi nie zostało. Wiem, że tłumaczenie wszystkiego magią jest wygodne.

Tak, patron świątyni był lekko inspirowany uwagami Thargone’a. :-)

Hasło pada w tekście i to chyba ze dwa razy. Bierz listę i wykreślaj. ;-)

No, starałam się w miarę możliwości uzasadnić ksywki chłopaków. Tylko dla Środkowego zabrakło miejsca.

Babska logika rządzi!

Tak właśnie myślałam, że ten limit znaków Cię ograniczał.

Doszłam jednak do wniosku, że trzeba to opowiadanie traktować jak bajkę, w której na wszystko znajdzie się sposób, a na końcu będą żyli długo i szczęśliwie. :)

Jeśli to z uwag Thargon’a, to powinna być Świątynia Wewnętrznego Jednorożca. :P

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

A i owszem… Hmmm, może powinno być tak, że znaki zaoszczędzone w jednym portalowym konkursie można wykorzystać w innym? ;-)

No, z tym szczęśliwym życiem to zdania są podzielone. ;-)

Inspirowane, nie przekopiowane… W czasach opowiadania jednorożec nie miał takich konotacji, jak tu i teraz. ;-p

Babska logika rządzi!

No, z tym szczęśliwym życiem to zdania są podzielone. ;-)

Ja myślę, że u Ciebie nie ma innej opcji. :)

Znalazłam hasło. :)

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Oj, nie mów. Czasem jakiegoś bohatera zabijam…

Gratuluję odnalezienia hasła. :-)

Babska logika rządzi!

Ta świątynia Jednorożca to jakoś z Muminem mi się skojarzyła

Hahahaha! Cóż, technicznie rzecz biorąc, zawsze można powiedzieć, że jestem nieco naiwny, trochę infantylny, oraz mam wzorcową gospodarkę serotoninową :-)

Ale ja wolę twierdzić, że to mój wewnętrzny jednorożec. Metaforyczny. Prawdziwemu w środku by się nie podobało. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

No i pewnie róg by mu wystawał. Ciekawam, którędy… ;-)

Babska logika rządzi!

No właśnie. Byłoby niepolitycznie, gdyby wystawał. A i nadmiar wystających końcówek nikomu nie potrzebny. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Jak to nie? A jeżowi ;)?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

O! Jeż to musi mieć bogate (i rogate) życie wewnętrzne! ;-)

Babska logika rządzi!

Nie, no jeż ich potrzebuje do hodowania pcheł. Ale co ja mógłbym zrobić z wystającym, jednorożcowym rogiem? Kolnąć kogoś? :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Pewnie byś znalazł jakieś zastosowanie ;)

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

To jeże hodują pchły?

To jeszcze zależy, jaką pozycję wewnętrzny jednorożec przyjmuje i gdzie dokładnie się lokuje.

Babska logika rządzi!

Podobno jeże są okropnie zapchlone i nie jest dobrze, gdy wchodzą w interakcje z domowymi zwierzątkami. Ale może to tylko mit, nie jestem pewien. 

A jednorożec? Oczywiście przyjmuje pozycję "na jednorożca stojącego dęba". Z czystym i niewinnym rogiem utkwionym w sercu, efektownym, tęczowym ogonem, znaczącym lekkością drogę przez życie oraz twardymi, rączymi kopytami, nadającymi niezrównaną moc… mniejsza o to czemu nadającymi ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

A, to faktycznie, nikomu się nie przyda róg wystający w okolicy klatki piersiowej. Gdyby bydlątko było mniejsze… Ale dobrze chociaż, że kopyta Ci się przydają… ;-)

Babska logika rządzi!

A myślałem, że główną bronią jednorożców jest rzyganie tęczą ;)?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Czekaj, czekaj… Ale to one rzygają czy tylko doprowadzają innych do wymiotów?

Babska logika rządzi!

Może to działa w obie strony?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Podobno rzyganie jest zaraźliwe, więc możesz mieć rację… ;-)

Babska logika rządzi!

One jedzą tęczę i wydalają motylki. Albo odwrotnie, nie pamiętam. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Nieeee. Na jakiejś reklamie widziałam, że wydalają lody…

Babska logika rządzi!

A mnie brakowało trochę ciężkości. 

Bardzo przyjemne, lekko się czytało ;)

 

Dopiero na koniec sobie przypomniałam, że tam miałam jakiegoś hasła szukać…

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Dziękuję, Dalekopatrzący. :-)

OK, bywa i tak. Znaczy, końcówka nie wystarczyła, czy za bardzo odstaje od reszty?

Babska logika rządzi!

Fuj – lodów już do ust nie wezmę…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dziękuję, Wybranietz. :-)

Miło, że lekko poszło.

I jak, znalazłaś hasło poniewczasie?

Babska logika rządzi!

Staruchu, a na tęczę możesz patrzeć?

Może lepiej nie wspominajmy o miodzie… ;-)

Babska logika rządzi!

e, nie xD

chyba poproszę o jakąś ściągę dla debili na koniec, bo przez łopatologię którą zaserwowałam, wszystkie co subtelniejsze przelatują mi nad głową.

 

a jak jednorożec, to tylko jeden:

https://i.imgflip.com/8b56j.jpg?a424944

 

 

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Nie ma ściąg! Bierz listę i kombinuj! Słowo występuje w tekście. Cosik ze dwa razy.

Chyba że ktoś z innych Czytelników się zlituje i podpowie.

Faktycznie, można rzygnąć tęczą. :-/

Babska logika rządzi!

Dobra, już mam ;D

Nawet mi przez myśl przeszło, że słowo od czapy.

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Wspomniałam w przedmowie, że szału nie ma… No, ale Tobie też się łatwe nie trafiło. :-)

Babska logika rządzi!

Ło Boże, Wybranietz, będziesz mnie mieć na sumieniu…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Oj tam, oj tam. Staruchu, od rzygania tęczą jeszcze nikt nie umarł. ;-)

Babska logika rządzi!

Być może Staruchowi chodziło o "umrę, jeśli go nie zdobędę!" ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

A, chyba że tak. W takim razie: Staruchu, powodzenia! Na pewno nie będę Ci tego chłopaka odbijać. ;-)

Babska logika rządzi!

Apage satanas!

Po takim widoku zwrot “rzyganie tęczą” nabiera nowego znaczenia ;).

A do tego – jak świadczy mój nick, jestem zatwardziałym konserwatystą. Nowomodnym, postępowo-feministycznym wynalazkom mówię – “ten gumiś nie jest w moim typie” ;P!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ale jak definiujesz konserwatyzm? W starożytnej Grecji bardzo sobie ceniono pięknych efebów. Właściwie, kopytka ma jak faun… ;-p

Babska logika rządzi!

Prawdziwy konserwatysta – lubi kobiety, alkohol i mięso. Tak to widzę ;)!

A nie jakieś różowe paskudztwa, brrr…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Podobno wszystkożerne świnie upijają się, kiedy mają okazję, czyli jeszcze tylko lubienia kobiet im brakuje. ;-)

Za to z owiec nigdy nie wyjdą prawdziwe konserwy! ;-)

Babska logika rządzi!

Czyli najbliżej mi do knura…

No cóż, skoro to pada spod palców Finkli, to muszę się głęboko zastanowić (i broń Boże nic nie zmieniać :P)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nie jest tak źle – coś powątpiewam w miłość w miłość knurów do kobiet. Maciory to co innego! Chyba żeby taką babę podać knurowi w korycie. Wtedy – podobno chętnie. ;-)

Babska logika rządzi!

Czyli konserwatysta to miłośnik kobiecego mięsa w winnej marynacie? 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Hmmm. Kto wie? ;-)

Babska logika rządzi!

Ale tylko zakonserwowanego odpowiednio ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

A alkohol źle konserwuje? ;-)

Babska logika rządzi!

Kobiety? No raczej…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Widać za mało pijesz. ;-)

Babska logika rządzi!

Teraz już tak :P

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Jest jeszcze opcja, że tyle to się nie da wypić… ;-)

Babska logika rządzi!

No to ja Ci odpowiem dowcipem.

Pijak złapał złotą rybkę. Po rytualnym przekomarzaniu się, pijak wypowiada pierwsze życzenie:

– Chciałbym, aby we wszystkich morzach i oceanach woda zmieniła się w wódkę.

– Dobra, teraz drugie?

– Chciałbym, żeby we wszystkich rzekach, rzeczułkach, strumykach, potokach i jeziorach – płynęła wódka.

– No to ostatnie?

Pijak głęboko się zastanawia, po czym rzuca:

– A teraz daj jeszcze pół litra i sp…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Łeee, znałam. Tylko w wersji bez wulgaryzmów; na końcu było “i będziemy kwita”. ;-)

Ten klasyk, stylizowany na rosyjski, pewnie też kojarzysz, ale może gimby nie znajo…

 

– Gdzie spirt?

– Prodali!

– A dziengi gdzie?

– Propili!

Babska logika rządzi!

To z tych “rosyjskojęzycznych”.

Dwóch Amerykanów spotyka w lesie dwóch Rosjan, taszczących martwego niedźwiedzia.

– Grizzly?

– Niet, strielali.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Znowu znałam…

 

– Nu, powtorim! [coś zbliżonego do “na drugą nóżkę] – powiedział Sidorow, rozlewając szesnastą kolejkę.

Babska logika rządzi!

Coś jak toast?

 

– Alkohol zabija powoli…

 

…ale nam się nigdzie nie śpieszy!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Z toastów to najbardziej lubię jeden gruziński: “Piję za twoją śmierć! Obyś zginął w wieku stu dwudziestu pięciu lat, zastrzelony przez zazdrosnego męża swojej kochanki. I żeby on miał rację!” :-)

Babska logika rządzi!

To z tych paskudnych:

 

– Zdrowie pięknych kobiet… i tych, które są teraz z nami!

 

Dobra, idę spać, jutro możemy wrócić do dowcipów :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

To na dobranoc:

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Też znałam. I to w dwóch wersjach, z puentą “I tu obecnych” albo “Może jeszcze przyjdą”.

A o umieraniu też był jeszcze jeden: “Wypijmy za drzewa, z których zrobią nasze trumny. Oby jeszcze długo rosły!”

Babska logika rządzi!

Thargone, no to matrony ze zdjęcia chyba skazały się na celibat… ;-)

Babska logika rządzi!

Ponoć to z autentycznej, antyalkoholowej kampanii z końca XIX / początku XX wieku. Chyba niezbyt skutecznej, bo potem była prohibicja ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Albo właśnie skutecznej, bo doprowadziła do wprowadzenia tej poprawki… Wyjątkowo durny pomysł, uważam. Przysłużył się rozwojowi przestępczości jak mało co w historii.

Babska logika rządzi!

Folmay potwierdził moje skojarzenia z Hogwartem. Przeglądałem komentarze i też miałem trochę problem z ustaleniem wieku palców (pięści!). Określenie chłopcy i ich nieco dziecinne zachowanie było mylące, a potem te piwsko i odbieranie Verissy. Może pominąłem, a może warto byłoby gdzieś zaznaczyć w tekście ile ma się lat na pierwszym roku? Wtedy łatwo skojarzyć po ile mniej więcej mają bohaterowie.

Trochę nie zrozumiałem planu. Czytałem za szybko lub nieuważnie i coś mi umknęło? Myślałem, że go uwolnią, a Wskazujący tylko odblokował moc Kciuka, który zostaje w więzieniu i liczy, że mama przemyci mu jakąś różdżkę. W oczekiwaniu na proces? Nie załapałem. :/

Poza tym czyta się miło, bohaterowie są sympatyczni, z pomysłem. Bardzo sprawnie napisane, lubię takie historie. :)

O, ktoś się odważył przerwać jednorożcowo-alkoholowy offtop.

Dziękuję, AC. :-)

Tak, moja chrześnica przechodzi ostatnio okres fascynacji Harrym, więc Folmay jest oczywistą inspiracją.

Wiek palców. Widzisz, to nie takie proste. To może być szkoła wzorowana na Hogwarcie, ale w wersji średniowiecznej, typowej dla fantasy. Mogę się mylić, ale wtedy chyba nie było ustalonego wieku studentów. Żak mógł być dzieciakiem, ale i całkiem dorosłym facetem dochodzącym do trzydziestki. Kciuk wspomina, że Wskazujący jest od niego starszy. Na samym początku mówią, że być może Kciuk będzie musiał powtarzać naukę, po pięciu latach nieużywania magii. Verissa ma osiem lat i Wskazujący prowadzi ją do akademii. Nigdzie nie nazywam go mężczyzną, tylko właśnie chłopakiem albo młodzieńcem. W mojej wizji to nastolatki, w wieku mniej więcej naszych licealistów. I nie są z jednego rocznika.

Piwo. Kiedyś unikano picia wody, bo można się było nieźle pochorować, jeśli człowiek nie był przyzwyczajony do lokalnej mikroflory. Przyjęłam, że sprzedawanie/ dawanie dzieciom do picia słabego piwa lub wina to żadne dziwo. Podobno we Francji dzieci nadal piją wino do obiadu.

Uwolnienie. Hmm. Podkreślę, że ważniejsze dla nich jest uwolnienie magii. I można to zrobić, żeby się władze nie kapnęły. Proces już był.

Babska logika rządzi!

Twoja argumentacja jest zrozumiała, logiczna, ma sens i przekłada się w opowiadaniu, ale niestety nie pomaga w zorientowaniu się w wieku bohaterów. :) Zgadzam się z Tobą i zdaję sobie sprawę, że może to wyglądać dokładnie tak, jak to opisujesz, ale dalej mam problem z wyobrażeniem ich sobie, a to lekko przeszkadza mi się i z nimi utożsamić i poczuć ich emocje/problemy/przygody, gdy muszę myślami wracać do opisu i wziąć korektę, że ani piwo, ani rok nauki nie jest w sumie żadną podpowiedzią. :)

Także nie obraziłbym się na jakąś wskazówkę na początku opowiadania. :)

Dodatkowo: dzisiaj grupa kolegów z jednego roku kojarzy się i sugeruje podobny wiek, ale może inni nie mieli takiego problemu.

Uwolnienie. Hmm. Podkreślę, że ważniejsze dla nich jest uwolnienie magii. I można to zrobić, żeby się władze nie kapnęły. Proces już był.

I tu zapytam: czy skoro mogli go uwolnić od magii, to nie mogli uwolnić całkiem? I czemu? A jak mogli, to czemu tego nie zrobili itp? Czy po prostu zrobili tyle, ile mogli? Zakończenie budzi we mnie sporo pytań, ale może czegoś nie zrozumiałem. :)

 

I Twoje argumenty do mnie trafiają, dopiszę coś o wieku chłopaków.

Tak, dzisiaj w klasach i grupach studenckich są głównie rówieśnicy lub ludzie w bardzo zbliżonym wieku. Się porobiło… ;-)

Widzisz, mag z zablokowaną magią wygląda dokładnie tak samo, jak mag z odblokowaną. Dopóki nie zacznie czarować przy strażnikach, nikt się nie skapnie. Może to też podkreślę. A wyciągnięcie kogoś z więzienia jest trudniejsze niż przemycenie tam obrazka. No i chłopak stałby się poszukiwanym zbiegiem, a nie o to chodzi.

 

Edytka: Dodałam do tekstu informacje, że Mały (w swojej scenie) jeszcze nie skończył piętnastu lat, a Wskazujący wygląda na mniej więcej dwadzieścia i jest o dwa lata starszy od Kciuka.

I dziękuję tajemniczej piątej sile za klika. :-)

Babska logika rządzi!

Bardzo lekko i przyjemnie mi się czytało. Młodzieżowy przygodowo-hogwartowy heist, paczka dających się lubić postaci, zabawna puenta – wszystko, czego potrzeba. Nie mam chyba do dodania nic, czego nie pochwalili już przedpiścy, więc po prostu powiem, że dobrze się bawiłem :)

Dziękuję, Masterze. :-)

Czyżbyś to Ty kliknął?

Miło, że przyjemnie się czytało. Tak miało być.

Ale poczucia humoru Czytelników to ja nigdy nie ogarnę. Ośmioletnia dziewczynka nieświadomie zabija człowieka, którego bardzo lubi (i jego przyjaciela na dodatek), a ludzi to śmieszy…

Ale grunt, że się dobrze bawiłeś. :-)

Babska logika rządzi!

No i sporo się wyjaśniło. ;)

 

Uff!

Babska logika rządzi!

Finkla, tak, przyznaję się, to byłem ja. Akurat znalazłem się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie, aby "dokliknąć" tekst do biblioteki :)

A w puencie rozbawiła mnie ta ironia losu ocieplona lekkim klimatem tekstu – na tej samej zasadzie, na jakiej niektórych śmieszy kreskówkowa makabra Happy Tree Friends :)

To jeszcze raz dziękuję. :-)

OK, może być ironia losu. Ja tam widziałam inne rzeczy, ale przecież nie będę narzucać własnej interpretacji.

Kreskówki nie znam, więc nie wiem, czy mnie śmieszy.

Babska logika rządzi!

Opowiadanie niezbyt do mnie trafiło. Jakoś im ten plan za łatwo poszedł. Nie kupuję też tego, że przy wejściu nie sprawdzono tych butów. Skoro była to kwestia tylko zaklęcia wykrywającego artefakty, to powinni je rzucić choćby dla świętego spokoju. Zastanawia mnie też, czy w takim więzieniu na czarodziejów nie było jakiegoś czujnika magii w celach? Przecież raczej bohaterowie nie byli pierwszymi, którzy wpadli na taki sposób ratowania przyjaciela.

Co do piwa, w średniowieczu pijano na co dzień właściwie, mówiąc współcześnie, bezalkoholowe, bo zawierało maksymalnie 4% alkoholu, tak więc rzeczywiście chłopcy mogli je pić. Pijano jednak także np. kwas chlebowy i podpiwek (przynajmniej w Polsce). Aż do jakiejś zarazy (bodajże czarnej śmierci, ale nie jestem pewien) strach przed wodą nie był aż tak powszechny, wodę źródlaną pił przecież Jagiełło ;)

Światowider, niech mnie w razie czego Finkla poprawi, ale “kwestia zaklęcia wykrywającego artefakty” była chyba rozwiązana w ten sposób, że po przecięciu na pół ta pieczęć nie uruchamiała “magicznego alarmu” (był chyba opisany moment, kiedy poświata gasła).

Dziękuję, Światowiderze. :-)

Szkoda, że nie trafiło.

Buty sprawdzono, w pokoju z Verissą też była magiczka, też szukała artefaktów i sondowała umysł. Rzuciła je, ale – jak pisze MOO – pieczęć została rozcięta na dwie części i w takim stanie nie uruchamiała alarmu. Fakt, że to wszystko działo się po łebkach – stary mag widział, jaką moc ma dziewczynka, i nie chciał jej wkurzać.

Czujnik magii w celach – nie sprawdziłby się. Więźniów odwiedzały rodziny, dbali o nich medycy (nierzadko też magiczni)… Jeśli mamusia władała magią, to wyobrażasz sobie, że nie wyczyściłaby synkowi ubranka, nie pozbyłaby się szczurów i karaluchów z celi? Co chwila mieliby fałszywy alarm.

Piwo. 4% to bezalkoholowe? To ile ma zwyczajne? Powiadasz, że dopiero pod koniec zaczęto unikać wody? Mogło tak być… Ale nie zdarzało się, że przyjezdnych nieprzegotowana woda z wiejskiej studni nieźle czyściła (acz bez większych szkód w organizmie)?

 

Tak, Masterze, właśnie po to przeciągnęłam scenę aż do skończenia kopii – żeby pokazać, że zostaje przecięta.

 

Edytka: Dopisałam zdanie, żeby mocniej zasugerować, że kontrola butów miała miejsce.

Babska logika rządzi!

Ok, w takim razie czytałem nie dość uważnie. A jeśli chodzi o czujnik, to może mógł być spersonalizowany? Po prostu czuję pewny dysonans, z jednej strony mamy całą organizację magów, do której więzienia mogą się dostać zwykłe nastolatki, z drugiej początkującą dziewczynkę, która jest w stanie jednym zdaniem kogoś zamordować. Skoro zabijanie z pomocą magii było tak proste, to ktoś w niej wyszkolony powinien umieć upilnować więźnia. Ale może się czepiam, generalnie po prostu niezbyt lubię takiej konwencji a la Heniek Garncarz, więc oceniam mocno subiektywnie ;)

Napisałem maksymalnie 4%. Zwykle miało koło jednego, czyli już prawie nasze bezalkoholowe ;) Do tego dochodził brak chemii i naturalny chmiel, więc trudno je porównywać do współczesnego piwa, a przynajmniej tak czytałem (bo nie jestem Staruchem i nie miałem możliwości porównać w praktyce). Jeżeli chodzi o wodę, zapewne mogła kogoś przeczyścić, aczkolwiek od wiejskich studni bardziej bałbym się miejskich. Te wszystkie odpady wywalane na ulice pewnie potem lądowały w studni, więc woda w niej rzeczywiście nie mogła być przyjemna. Pomijając już to, że studnie często sytuowano w pobliżu dołów kloacznych, a nawet cmentarzy. Jednak powiedzenie "woda tylko do chrztu i do śmierci" odnosiłbym bardziej do nowożytności niż średniowiecza.

Ja tam nie do końca wierzę w to zabijanie – przy tekście utrzymanym w tym tonie raczej spodziewałabym się, że chłopak się zadławi owsianką, będzie panika, połamią mu łopatki i żebra przy klepaniu w plecy, ale na tym się skończy.

No, jeszcze dziewczę zorientuje się, kto jej buty popsuł i ‘proszę jaśnie pana’ zmienia się na ‘proszę jaśnie panienki’ i będzie nadgarstek do pięści, jak szyja do głowy. ;)

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

No, ale po co wstawiać w celach czujniki, skoro więźniowie są pozbawieni magii i największy nacisk kładzie się na uniemożliwienie wwiezienia pieczęci?

Magia u dzieci. Tu wzorowałam się na tym uniwersum, którego nie lubisz. Dzieci używają magii spontanicznie, później uczą się kontrolować jej przepływ za pomocą różdżek. I efekt jest taki, że potem już nie potrafią czarować bez różdżek. To nie wynika bezpośrednio z tekstu, ale klątwy Verissy działają tylko wtedy, kiedy ona odczuwa silne emocje (potem nauczy się czarować sine ira i za pomocą zaklęć). No i dziewczynka nie została wysłana do akademii zaraz po przejawieniu się talentu, jak stałoby się to w normalnej rodzinie. Dzieci w sierocińcu wiedzą, że nie można jej podpaść, ale do dorosłych ta informacja nie dotarła.

Piwo. Aha, 1% to faktycznie niewiele więcej niż ma jogurt. :-)

Masz rację, że woda w miastach mogła być naprawdę fatalna. Tak sądzę. Ale na wsi też chyba gnojówki nigdy nie brakowało? I ona sobie powolutku przesiąkała… A powiedzenia nie znałam.

Babska logika rządzi!

Tak sądzisz, Wybranietz?

No, nie wiem… Dotychczas jej klątwy się spełniały. Ale może, jeśli ktoś przytomny będzie przy śniadaniu, zdąży Wskazującego odratować. A może Verissa rzuci kontrklątwę… Ale w przypadku Kciuka, to chyba by się nawet zbytnio nikt nie starał.

Ja tu romansu nie widzę. Nawet jeśli chłopak przeżyje, to obydwoje będą mieli straszliwe wyrzuty sumienia. To chyba nie jest dobry początek związku…

Babska logika rządzi!

No dobra, o Kciuku zapomniałam. Może odległość go uratuje?

 

Chodziło mi raczej o to, że mała będzie mówić paczce co mają robić, bo jak nie, to na nich nakapuje (to w wersji optymistycznej, gdzie nikt nie umiera). Taki wstęp do młodzieżowej przygodówki ;)

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Ależ Ty próbujesz uratować życie tym młodzikom! Wątpię, żeby odległość miała znaczenie – Verissa rzucała klątwę z myślą o magach, którzy siedzieli przy wejściu, a teraz mogą być wszędzie w twierdzy. Albo i poza nią.

Szantażowanie magów to niezbyt rozsądna zabawa. ;-) No i Wskazujący wiózł ją do całkiem innej akademii. Tak wybrał, żeby karną twierdzę mieć po drodze. Tygodnie drogi od szkoły chłopaków…

Babska logika rządzi!

;(

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Nie będzie romansu!

Buahahahaha! ;-)

Babska logika rządzi!

Romansu to ja do szczęści nie potrzebuję, ale chłopaków szkoda – zgrani, kreatywni, kumpla odblokowali, żeby mógł się pouczyć i taki kiepski koniec. Taki brutalny reality check.

No i gdzie te wszystkie jednorożce teraz?

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Gdybym była krytykiem literackim, to bym odpisała, że od samego początku w świątyni Jednorożca nie było tak wesoło, jak by się mogło wydawać postronnemu obserwatorowi. ;-)

Tak, chłopcy mieli różne zalety. Ale Wskazujący potraktował dziewczynkę cholernie przedmiotowo. Przecież gdyby się chwilę zastanowił, połączył kropki, to bez problemu mogliby z Kciukiem jej te buciki magicznie naprawić. Nawet niekoniecznie ze strachu przed klątwą, tylko z uprzejmości.

Słyszałaś o menedżerach, którzy ani przez moment nie zastanawiają się, ile wyrzeczeń wymaga zrealizowanie ich planu sprzedaży? Zabić gada, póki młody! ;-)

Babska logika rządzi!

Dobrze Finkla gada! Polać jej!

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

A tu znowu o piciu? No ja przepraszam, co za menelski wątek ;P.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dzięki, Śniąca. :-) Wybierz sobie któryś z wcześniej wznoszonych toastów. ;-)

Staruchu, to mleko jednorożców tak jakoś działa. Kumys+ czy cóś…

Babska logika rządzi!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Aaaa, łzy, nie mleko. OK, nie wiedziałam..

Babska logika rządzi!

Najpierw trzeba jednorożca zmusić do płaczu, na przykład opowiadając antybaśń o dalszych losach Kopciuszka, wykiwanej przez matkę chrzestną i otrutej przez znudzonego nią księcia…. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Wydaje mi się, że ten etap mam już za sobą. No, chyba nie została otruta…

Ale Twój przepis zapowiada się nieźle. Co dalej? ;-)

Babska logika rządzi!

Jak zawsze sprawnie napisane. Temat ciekawy, świat fajnie stworzony.

Niestety nie spodobało mi się tak bardzo, jakby mogło, gdyż stawki nie były wysokie. Jest też takie prawo, które mówi, że plan zaprezentowany czytelnikowi nie może się powieść. Chłopcom cały czas wszystko wychodzi zgodnie z planem, przez co opowiadanie mnie nie porwało. Po prostu nie czułem żadnego napięcia.

I tak, wiem, że wszystko się psuje w ostatnim zdaniu, bardzo mi się ono spodobało, ale jedno zdanie wprowadzające jakieś napięcie to za mało.

Poniżej parę uwag (część to zwykłe czepialstwo): 

 

Po dezaktywacji zaklęć zabezpieczających, mógł to zrobić każdy po trzecim roku nauki.

Tu raczej niepotrzebny przecinek.

Rzeczywiście, szafka mieściła więcej pergaminów z pieczęciami niż sugerowały jej zewnętrzne rozmiary.

Tu z kolei potrzebny przecinek przed “niż”.

Kiedy skończył kopiować skomplikowany obraz

Nieprzyjemnie się to czyta :)

Nowiutkie, z błyszczącej skóry nijak nie pasowały do znoszonych szmatek dzieciaka,

Tu przecinek przed “nijak”.

Droga mijała

Nie jestem pewien, czy droga może mijać. Jeśli mamy się trzymać definicji PWN-owskiej, to w tym znaczeniu mogą mijać tylko “czas lub zjawiska trwające w czasie” – na przykład podróż. Droga takim zjawiskiem nie jest. Ale frazeoloia jest zawsze trochę na wyczucie :)

 W miarę jak coraz bardziej się ośmielała, zasypywała opiekuna coraz gęstszym gradem pytań.

Gdy strażnik otworzył ciężkie drzwi do celi, wpuszczając gościa, zaskoczony więzień siadał na pryczy.

Usiadł. Czynność była wykonana raz, a z kolei siadanie nie trwa dłużej od otwarcia drzwi i wpuszczenia gościa, to są obie czynności niemal momentalne, więc ciężko, żeby jedna przerwała drugą.

, które umknęły uwadze strażnika, podał jeden, rękojeścią do przodu, Kciukowi, instruując:

Kolejne zdanie, które się ciężko czyta, przez nadmiar przecinków. “Rękojeścią do przodu” potraktowałaś jako wtrącenie, a nie musisz – wystarczy zmienić szyk zdania – i już ilość przecinków spadnie do normalnej.

– Pruj, ostrożnie, po szwach…

Podobie jak wyżej. Potraktowałaś “ostrożnie” jako wtrącenie, a pierwszy przecinek możnaby dla płynności tekstu usunąć.

ironiczny podpis

Heh, dawno czytałem, wydawało mi się, ze ją na końcu otruli. Cóż, nie kłócę się, sama lepiej pamiętasz swoje teksty :-) 

Edit:

Dobra, sprawdziłem. Wrobili w magiczną antykoncepcję i ucięli głowę. Ale byłem blisko ;-) 

Edit 2:

Przepraszam Issandera, że wcinam się z pierdołami obok jego merytorycznego komentarza.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Issanderze, dziękuję. :-)

Rozumiem, że mogło nie porwać. Chociaż starałam się nie pokazywać planu zawczasu, tylko określić ograniczenia, a potem dawać kolejne etapy realizacji.

IMO, w drugim zdaniu jednak przecinek jest potrzebny – to zdanie złożone, ma dwa czasowniki. A przed “nijak” go nie widzę – tu nie ma dwóch orzeczeń. Ale przebuduję, żeby wyglądało zgrabniej.

Siadanie – ja to widziałam jako czynność trwającą wystarczająco długo. Więzień już spał, otwieranie drzwi go obudziło i nie skoczył na równe nogi, tylko witał się z rozumem.

Resztę zaraz poprawię. Dzięki. :-)

 

Thargone, sama już nie pamiętam. Muszę sprawdzić.

Edytka: No, tak mi się wydawało, że ciotuchna w przypływie dobrej woli zamieniła stos na ścięcie.

Babska logika rządzi!

O które zdanie z brakującym przecinkiem ci chodzi? Przez przypadek źle mi się skopiowało, przed chwilą poprawiłem.

ironiczny podpis

No, właśnie o to źle skopiowane. :-)

Babska logika rządzi!

Z tym przecinkiem przed “nijak”, może zrobiłem błąd wklejając tylko pojedyncze zdanie. Spójrz:

Klapnęła w pyle drogi i z pietyzmem wcisnęła gołe stopy w buty. Nowiutkie, z błyszczącej skóry nijak nie pasowały do znoszonych szmatek dzieciaka,

Dla mnie “nowiutkie, z błyszczącej skóry” to wtrącenie. Zwłaszcza sugeruje to brak orzeczenia w drugim zdaniu. Gdyby zamiast kropką połączyć te dwa zdania spójnikiem, dostałabyś coś takiego:

Klapnęła w pyle drogi i z pietyzmem wcisnęła gołe stopy w buty, które (nowiutkie, z błyszczącej skóry) nijak nie pasowały do znoszonych szmatek dzieciaka,

Dlatego widzę tam przecinek. Oczywiście to już jest mega czepialstwo :)

ironiczny podpis

Dla mnie to były kolejne określenia domyślnego podmiotu – z przecinkami wewnątrz wyliczanki, ale nie po jej zakończeniu. Nieistotne, już zmieniłam to zdanie, teraz nie powinno budzić wątpliwości.

I za takie rozdzielanie włosa na czworo nad głupim przecinkiem lubię ten portal. :-)

Babska logika rządzi!

Zastanawiałem się od jakiegoś czasu, czy to opowiadanie mi się podoba, czy nie. I nie mam do końca zdania. Z jednej strony realizacja pomysłu całkiem fajna. Podobał mi się plan spiskowców, w ogóle pomysł na piątkę.

– Niepokonaną Piątką!

– Pięć palców…

– Jedna pięść!!!

Brzmi to dziecinnie, ale jakoś urokliwie. Finał też jest ok, włącznie z malutką klątwą Verissy. Ale całościowo opowiadanie nie specjalnie mnie wciągnęło, gdzieś tam nawet przeskanowałem wzrokiem. I początek mi się nie podobał. Kurcze, drętwo wyszedł ten dialog, choć dalej już się rozpędziłaś.

Podsumowując, rzadko bo rzadko, ale jak widać zdarza mi się czytać opowiadanie, które w jednych fragmentach nudzi, a w innych się podoba. Raczej oceniam opka całościowo. Nie z założenia. Tak wychodzi. Tym razem nie wyszło. :) Mogę więc tylko napisać, że jest nieźle. :) Cokolwiek miałoby to znaczyć.

Dziękuję, Darconie. :-)

Zdaję sobie sprawę, że to tekst nie bardzo w Twoim typie. Mam nadzieję, że z tym na słuchowisko przyceluję lepiej. ;-)

Że wskazany fragment brzmi dziecinnie – nie uznaję za wadę. Oni już jakiś czas razem się uczą, tworzą tę swoją piątkę. W tej chwili mają między piętnaście a dziewiętnaście wiosen. Kilka lat wcześniej, kiedy zawołanie grupy powstawało, byli naprawdę dzieciakami. To i co mieli wymyślić? Chciałam, żeby fragment kończący prolog lokował się gdzieś między zawołaniem muszkieterów (”Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!”) a rytuałem jednoczącym, który wykonują siatkarze przed wejściem na boisko.

Czy jeszcze jakieś fragmenty zabrzmiały drętwo? Jeśli tak, to które?

Babska logika rządzi!

Nie, dalej już nie. Początkowy dialog to taka rozmowa informacyjna, żeby wprowadzić czytelnika w historię i sprzedać mu parę ważnych faktów. Dlatego mnie nie przekonał. Dalej czyta się ok, ale zabrakło mi (chyba) poważnego przeciwnika. To taki bardziej tor przeszkód, niż prawdziwe problemy, ale fakt, nie każde opko musi być solidnym dramatem. Chociaż wolałbym aby bohaterowie mieli większe trudności na swej drodze.

Pozdrawiam.

OK, dzięki.

Zgadza się – prolog ma przede wszystkim nakreślić ramy akcji. Hmmm. System, który niesłusznie zapakował do więzienia chłopaka, bo ten miał złą opinię w szkole, to nie jest poważny przeciwnik?

Fajnie byłoby rzucić im jeszcze parę kłód pod nogi, ale zostało mi jakieś pół tysiąca znaków…

Babska logika rządzi!

Lekkie to, wesołe, z przewrotną (acz konsekwentną z punktu widzenia konstrukcji postaci Verissy) pointą – i bardzo przyjemnie się czytało. Podobał mi się pomysł na pięć palców.

 

Nie do końca jednak złapałem, po jaką cholerę Kciukowi uwalniać moc, jeśli nie uwalniają go z twierdzy karnej? Narażają się na spore ryzyko bo… No właśnie, bo co?

 

Miałem małe zamieszanie z wiekiem bohaterów i musiałem sobie wrócić tu i ówdzie, żeby mi się w głowie poukładało. Może warto poprawić ekspozycję tej informacji?

 

Największą moją sympatię wzbudziła Verissa. Wyszedł ci bohater drugoplanowy, który ukradł przedstawienie ;-D Czasem tak się dzieje, wbrew wszelkim wysiłkom…

 

Przyjemna lektura. Dziękuję ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dzięki, Psycho. :-)

Chyba większości podoba się Verissa i Niepokonana Piątka.

Dlaczego uwalniają mu moc, jest wyjaśnione w pierwszym dialogu – bez ćwiczenia strasznie się uwsteczni, będzie musiał powtarzać naukę. Miałam również koncepcję, żeby to był jakiś przywódca powstania i został uwolniony całkowicie, ale takie tło nie zmieściłoby mi się w limicie.

Wiek. No przecież już otwartym tekstem stwierdzam, że Mały jeszcze nie ma piętnastu lat, a Wskazujący wygląda na dwie dychy. Mam te zdania wyboldować? ;-) Ewentualnie mogłabym dorzucić jakiś króciutki dialog Verissy ze Wskazującym, jak jej opowiada, że w akademii będą uczniowie w różnym wieku, ale to już byłby czysty infodump…

Drugoplanowość Verissy. No, dobrze wyszła. Wyraziście. Chłopaków pięciu, a ona sama jedna… Trudno, może być Oscar za drugoplanową rolę kobiecą. ;-)

Babska logika rządzi!

Mały i Wskazujący byli jasno określeni – z resztą miałem kłopot.

Uwalnianie mocy, by odblokować naukę brzmi mi mało przekonująco jak na podjęcie sporego ryzyka. Przecież w przypadku wtopy cała Niepokonana Piątka trafiłaby do twierdzy karnej, zgadza się? Łamanie prawomocnego wyroku, itepe itede?

Poza tym – jak Kciuk miałby się szkolić sam w twierdzy, bez dostępu do materiałów edukacyjnych lub tutorów?

Bardziej przekonała mnie euforia Kciuka po ‘odzyskaniu magii’ – może na tym (i podeprzeć przyjaźnią, tak jak to jest teraz) oprzeć motywację pozostałych Palców? Bez magii czarodziej wysycha, w głowie plącze się często, rzadko kiedy po tak długim odwyku wraca do starej formy? To jak amputacja niemalże. Tylko doświadczeni czarodzieje potrafią przetrwać lata bez magii, inni, na podobieństwo roślin, usychają na zawsze lub karleją magicznie… Myślę teraz głośno, gdybam sobie. :-)

 

Wrzucenie w któreś zdanie informacji, że w akademii są żacy w bardzo różnym wieku imo nie zaszkodzi.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

OK, zobaczę, co jeszcze uda mi się wcisnąć w pięciuset znakach…

Zgadza się – gdyby sprawa się wydała, mieliby poważne kłopoty. Nie wiem, czy też wylądowaliby w twierdzy, ale nie wykluczam. W końcu Kciuk siedzi za nieumyślne zabójstwo, nieodpowiedzialne stosowanie magii i takie tam… Próba złagodzenia warunków kary przyjacielowi może być uznana za mniej naganną moralnie. Gdyby jeszcze zdołali przekonać sędziego, że pierwotny wyrok był niesłuszny, może by się rozeszło po kościach. A poza tym od kiedy straszliwe konsekwencje mogą powstrzymać nastolatków przed zrobieniem czegoś głupiego? I to jeszcze w grupie, dla kumpla? Mało to gówniarzy ćpa i przyłącza się do gangów?

Euforia Kciuka. Niby tak, ale skąd oni mają o tym wiedzieć? Jeden Mały coś tam słyszał, ale IMO kuzyn raczej opowiadał mu anegdotki o synu więźnia, niż o cierpieniach związanych z zablokowaniem magii. Spytaj dzisiejszego licealistę, co jest najgorsze, kiedy się siedzi w kiciu. Kurczę, sama mam słabe pojęcie.

Babska logika rządzi!

Czytało się dobrze. Zastanawia mnie tylko, czemu – skoro ukarano Kciuka za niewłaściwe używanie zaklęć – nie ma jakiegoś analogicznego do twierdzy karnej ośrodka, przeznaczonego dla dzieci mających kłopoty z panowaniem nad swoimi magicznymi zdolnościami?

Dziękuję, Marcinie Robercie. :-)

Kciuka ukarano, bo uważano, że przez niego zginął woźny szkolny. Nie wykluczam, że karna twierdza to właśnie taki “poprawczak” dla młodych magów. Stąd kwatery wynajmowane rodzicom. Ale w tekście nic o tym nie wspominam – ani że regularne więzienie, ani że dla szczeniaków. Wyobrażaj sobie, co Ci wygodniej. ;-)

Panowania nad magicznymi zdolnościami uczy się w szkole właśnie. Żeby magię mieć na zawołanie, jak wodę w kranie, a nie jak gejzer. Początkowo każdy ma z tym problem – jak z pisaniem, pierwsze literki nigdy nie wychodzą kształtne. ;-) Z Verissą jest ten kłopot, że jej talent stosunkowo długo nie został dostrzeżony przez żadnego dorosłego i rozwijał się na dziko. Ale Wskazujący nie ma o takich niuansach zielonego pojęcia.

 

Psycho, odrobinę dopisałam. Może teraz będzie jaśniej.

Babska logika rządzi!

Finklo,

Jeżeli akademia daje życie, jest marzeniem dzieciaków – to jej utrata stanowi silny bodziec, nawet dla nastolatków. A wilczy bilet już zwłaszcza… Najboleśniej spada się z wysokiego konia. Może nie chcą wrócić pod kuratelę staruszków, może uciekają – jak Verissa – z rodzinnych stron? Tak, nastolatki robią durne rzeczy, bo ich widzenie świata jest proste, emocjonalne. Mnie po prostu nie przekonuje podejmowanie aż takiego ryzyka li tylko by ‘odblokować magię’ – bo z jej odblokowania nic sensownego dla Kciuka nie wynika, no może poza tym, że nie straci kilku lat nauki.

Próba złagodzenia kary łagodniej osądzana – ale tej informacji nie ma w tekście. Raczej odniosłem wrażenie, że właśnie odebranie możliwości korzystania z magii jest tej kary kluczowym elementem, niepodważalnym i najważniejszym.

 

Euforia Kciuka – a pomyśl, masz taki środek dyscyplinujący w akademii, w której wybryki są różne. Sądzisz, że nikt nie założyłby karnie pieczęci na tydzień, dwa za szczególnie nietenteges łobuzerkę? Prawo o użyciu magi restrykcyjne jak prawo o użyciu broni i bezwzględnie p[rzestrzegane? Tak tylko pdosuwam wątpliwości. I wystarczy, że jeden z drugim zaliczą taki karny odwyk na krótszy okres, by wiedzieć, co się z człowiekiem dzieje… (”Środkowy zamyślił się. Przegiął raz, oj przegiął, tak mocno, że Gderak nie tylko odebrał mu różdżkę, ale i zapieczętował na caluśki tydzień. Pamiętał tylko, że przez ten czas chodził otępiały, jakby ciągle spragniony, mimo, że pił i pił, raz nawet na umór. Pamiętał też, że gdy Gderak zdjął pieczęć, to wraz z magią jakby życie wstąpiło w niego na nowo.”)

 

To są tylko moje luźne przemyślenia, Finklo, coś, czego mi brakuje lub uwiera w bardzo miłym skądinąd opowiadaniu ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Psycho, nie domagaj się szczegółowego opisu świata w tekście z limitem 20k. Jeśli zacznę roztrząsać, dlaczego koledzy chcą pomóc Kciukowi, a dlaczego niektórzy z nich uważają, że to kiepski pomysł, a jak boli taka kara, a jak tamta… To skończy się na tych rozważaniach. Opowiadanie jest o tym, że nastolatki próbują nielegalnie pomóc koledze, przemycając obrazek do twierdzy. I jak się ta pomoc kończy, i dlaczego tak.

Pozbawienie magii jako doraźna kara w szkole. Nie – za dużo mocy, za skomplikowany czar. Zwróć uwagę, że do wykonania pieczęci przyłożyło się dwunastu członków kolegium. To trochę tak, jakby wzywać czołgi, bo dzieciaki popalają szlugi za szkołą. W zupełności wystarcza zabranie różdżki i że się mag musi zniżać do fizycznej roboty.

Babska logika rządzi!

Nie domagam się. Ale dobrze skonstruowaną motywację przecież potem umiesz zasugerować w góra kilku zdaniach :-) A to mi zazgrzytało od początku. Używając twojej paraleli z czołgami => Piątka (pardon, czwórka) używa czołgu, by podrapać po plecach kolegę…

 

A z czołgiem i szlugami – rozumiem, czuję się przekonany.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Co do motywacji, to wydawało mi się, że wystarczy “nauczyciele niesłusznie ukarali naszego kumpla. Musimy go ratować/ to odkręcić!”. Gorąca sprawa, są pełni emocji i gniewu. Dawno nie byłam małym chłopcem, ale wydaje mi się, że w tym środowisku bardzo trudno powiedzieć: “nie, to idiotyczny pomysł, będziemy mieli z tego powodu kłopoty”.

Przetrzebiona piątka używa takich zaklęć i narzędzi, jakie są potrzebne do odblokowania mocy Kciukowi. I to jest dla nich ważne. No i takich, żebym mogła wykorzystać hasło konkursowe. ;-)

Ewentualnie mogę dopisać, że z uwolnioną mocą, to Kciuk sam będzie mógł uciec, jeśli uzna to za stosowne.

Babska logika rządzi!

Ewentualnie mogę dopisać, że z uwolnioną mocą, to Kciuk sam będzie mógł uciec, jeśli uzna to za stosowne.

A to już ma głęboki sens!

Nadal, Verissy nic nie przebija, ale co poradzić… ;-D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

No to dopiszę.

 

Edytka: Dopisałam, tuż przed epilogiem. Ale teraz wypadałoby coś wyciąć…

Babska logika rządzi!

W końcu dotarłem. :)

Ogólnie podobało mi się, ciekawe, intrygujące, dobrze napisane. Świetna postać Verissy.

Mógłbym się trochę czepić fabuły – trochę za łatwo to wszystko poszło. Przydałoby się więcej emocji.

Zakończenie nie do końca satysfakcjonujące, bo w sumie cała operacja żaków pomogła tylko tyle, że więzień odzyskał moc, z którą i tak niewiele może zrobić (choć może uciec, fakt, ale i to nie do końca, bo wtedy będzie banitą). Brakło mi tu jakiegoś mocniejszego uderzenia, żeby poczuć, że cała ta akcja miała swój sens).

“Drugie” zakończenie, z Verissą, jest fajne i pomysłowe, choć nie za bardzo pasuje do reszty tekstu, tak treścią jak i wydźwiękiem. 

Jak już wspominał Psycho – może nie do końca było jasne kto jest kto, ale nie przeszkadzało to w odbiorze.

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Dziękuję, El Lobo. :-)

Miło, że ogólnie się podobało.

Gdzie mogłam, tam im jakieś patyki pod nogi rzuciłam – szafka nie chce się otworzyć, kapłanka kręci nosem na skacowanego Wskazującego… Chłopaki mieli dobry plan, to i udało się go zrealizować.

Tak, palce tylko odblokowują moc Kciuka. Ale co jeszcze mogliby dla niego zrobić? Co Ty zrobiłbyś dla szkolnego kumpla w więzieniu? Nie wystarczy Ci, że Kciuk cieszył się jak dziecko z odzyskania magii? ;-)

A dlaczego uważasz, że końcówka z Verissą nie pasuje do reszty? Znaczy, wiem, że wcześniejszy tekst jest odbierany jako lekki i zabawny, ale staram się sylwetkę Verissy budować konsekwentnie. I wydaje mi się, że jej reakcja jest łatwa do przewidzenia.

W których momentach nie jest jasne, kto jest kto?

Babska logika rządzi!

Nie wystarczy Ci, że Kciuk cieszył się jak dziecko z odzyskania magii?

Niestety, dla mnie to mało. :) Czytając o tym poczułem rozczarowanie, że gra nie warta była świeczki.

 

Końcówka z Verissą nie pasuje do reszty, bo nie łączy się z fabułą tekstu, nic do niej nie wnosi. Jest to dodatkowy wątek, który nie wiadomo skąd pojawia się na końcu. Brzmi to tak, jakbyś tym fragmentem rozpoczynała zupełnie nową opowieść.

Po drugie – właśnie tak, wcześniejszy tekst odbierany jest jako lekki i zabawny, a końcówka taka “horrorowata” (choć może to za mocne określenie). Trochę trudno mi to ująć, ale myślę, że zgrzytała mi ta agresja w relacji Verissy i bohatera, nawet jeśli była nieświadoma. 

 

Kto jest kto – może źle się wyraziłem. Chodziło mi o to, że wszystkie postacie, w przebiegu opowieści, zlewają się ze sobą, a odróżniają je tylko ksywki. O wszelkich indywidualnych cechach dowiaduję się tylko w komentarzach narratora, nie są one widoczne w działaniu. W zasadzie nie miałoby znaczenia, która z postaci wykonuje daną czynność w fabule. Nie wiem, może za bardzo się tutaj czepiam, ale cóż, takie odczucie mi zostało po lekturze. Uprzedzając pytanie – zdaję sobie sprawę, że pokazanie cech pięciu postaci w 20 tys. znaków jest mało realne. :)

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Dzięki za dodatkowe wyjaśnienia. Chociaż się z nimi nie zgadzam. :-)

Verissę buduję od pierwszej części. Ma być impulsywna i bez wahania przeklinać każdego, kto jej podpadnie. A czerwone buty to wszystko, co posiada. Nie mogła zareagować inaczej.

Masz rację, że większości palców nie pokazuję porządnie. Tylko Wskazujący dostaje szansę. I o Małym coś tam można wywnioskować – że nielojalny cwaniaczek (zna zaklęcie ułatwiające zdawanie egzaminów, ale nawet kumplom go nie zdradził) i pochodzi z szemranej rodziny (kuzyn siedział i to za coś, czym nie wypada się chwalić). Za to Wskazujący pochodzi z arystokracji (wujek ma herb, więc ojciec pewnie też. A jak nie, to raczej ma pieniądze), nawykł do rozkazywania i jest straszliwie egocentryczny – w ogóle nie myśli o uczuciach Verissy, o tym, że dzieci w sierocińcu mogą skrzywdzić wybrańca…

Babska logika rządzi!

Wszystko fajnie, tylko tekst jest za krótki, żeby sobie te wszystkie informacje przyswoić. Pojawiają się chyba tylko raz i bez przypomnienia znikają z pamięci. Przynajmniej ja miałem z tym problem. :)

Inna sprawa, że, jak pisałem, nie przeszkadza to w odbiorze tekstu i zdaję sobie sprawę, że limit cisnął.

 

A Środkowego to pewnie na samym końcu pokazali temu kolegium. ;)

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

No, limit za bardzo ciśnie, żeby rozrzutnie powtarzać.

Nie wiem, czy ówczesne kolegium zrozumiałoby taki przekaz. ;-) Ale w pewnym sensie pokazali.

Babska logika rządzi!

Fajne, lekkie, przyjemne, hasło elegancko schowane (o ile dobrze zgadłem). Muszę się tylko zgodzić ze Staruchem w sprawie bójki, podczas czytania też mi w tym momencie lekko zgrzytnęło. Z tekstu wynikałoby, że Mały śmieje się ze Środkowego, a ten przechodzi do rękoczynów. A przecież sprząta w gabinecie dyrektora, a bójka grozi większym bałaganem. Bardziej pasowałaby mi w tym miejscu jakaś słowna przepychanka, okraszona najwyżej palnięciem w ucho.

“Kciuk, zawsze przeciwstawny”. Za to zdanie nie zapłacisz kartą Visa MasterCard.

Dziękuję, Wojtasie. :-)

Hasło pojawia się w tekście. Jeśli to obstawiałeś, to dobrze zgadłeś. :-)

Bójka. To są dzieciaki – Mały jeszcze nie ma piętnastu lat, środkowy jest niewiele starszy. No, jeden jest wściekły, bo musi jeździć na szmacie, a to nie przystoi magowi. Do tego zniecierpliwiony, bo długo czekał na kumpla. A drugi się z tego śmieje. Jeden rzucił ścierą, drugi mu oddał… Ale to nic poważnego.

Miło, że zdanie z Kciukiem się spodobało. Nie Tobie pierwszemu. :-)

Babska logika rządzi!

Zacny pomysł, realizacja bez zarzutu, humor przedni, wykonanie świetne, hasło wplecione nader umiejętnie, czytało się doskonale – no cóż, Finklo, to chyba wszystko, co chciałam powiedzieć. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, Reg. :-)

Twoja wypowiedź w pełni mnie satysfakcjonuje. ;-)

Babska logika rządzi!

Przeczytałam. Komentarz po zakończeniu konkursu :)

Dziękuję, Jurorko Iluzjo. :-)

Trzymam za słowo i czekam na rozstrzygnięcie.

Babska logika rządzi!

A ja tu jestem przez cały czas! ;-)

Dzięki, Jurorko Lolu.

Babska logika rządzi!

.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

!

;-)

Babska logika rządzi!

.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

?

;-)

Babska logika rządzi!

three goblins in a trench coat pretending to be a human

.:.

Babska logika rządzi!

<3

three goblins in a trench coat pretending to be a human

^^

Babska logika rządzi!

Fantastyka – jest

Sposób wykorzystania hasła – na piątkę ;)

 

Finko – rozwaliłaś mnie już w przedmowie :D

 

Zapraszam do lektury mojej palcówki. ;-)

 

Na początku sądziłam, że chodzi o to, że kiedy się pisze, to palcami stuka się w klawiaturę… A potem zaczęłam czytać :D

Hasło może nie jest wykorzystane jako główna oś opowiadania, ale wydaje mi się, że wystarczająco dobrze poradziłaś sobie z tematem. Świetny pomysł na grupę, zazdroszczę, naprawdę. Chociaż (wina limitu zapewne) trochę mało charakterystycznie wyszły poszczególne palce, czasem się gubiłam który jest którym. Niezbyt jasny jest też dla mnie motyw włamania do gabinetu z zaklęciami i rola Mulleiny w tym wszystkim. W sensie co do czego było potrzebne i w ogóle o co chodzi.

Za to motyw Verissy niezwykle udany – wyszła Ci pełnokrwista dziewczynka, dokładnie taka, jaka powinna być. Generalnie nie pogniewałabym się wcale, gdyby było jej w opowiadaniu trochę więcej, na przykład kosztem przygotowań do „skoku”.

Bardzo mocno nastawiłam się na to, że bohaterowie będą próbować wydostać Kciuka z więzienia, więc nieco się zawiodłam, gdy okazało się, że chodzi „tylko” o „uwolnienie” magii. W dodatku nawet patyka nie mogli mu jakiegoś wnieść, a różdżkę Wskazującego przemycili. No ale mniejsza ;)

Końcówka super :) Szkoda chłopaków, no ale trudno. George R.R. Martin też uśmiercił 90% swoich bohaterów :D

 

Technicznie bardzo sprawnie, nic nie rzuciło mi się w oczy.

 

I na koniec perełki, które bardzo mi się podobały:

 

– Pięć palców…

– Jedna pięść!!!

 

– Sam wiesz, jaką masz reputację, Kciuk. Zawsze przeciwstawny!

 

Na kostur Garmagela!

(czy skojarzenie z Gargamelem jest celowe?)

 

Dobra robota!

Dziękuję, Jurorko Iluzjo. :-)

Dwuznaczność przedmowy zamierzona. :-)

Wykorzystanie hasła. No, nie ukrywam, że nie podobało mi się zbytnio. Nie dosyć, że nikomu nieznane i muszę napomykać w tekście, to jeszcze mało spektakularne – no, co ja z tym mogłam zrobić? Tylko w buty wsadzić – a na domiar złego w stawce był jeszcze inny rodzaj tkaniny i musiałam dość mocno się trzymać definicji, żeby uniknąć dwuznaczności. To było najlepsze, co mi przyszło do głowy.

Palce. Starałam się nadać im cechy związane z ksywkami i chociaż zasugerować je w tekście. I tak:

Mały – najmłodszy, a zatem i najmniejszy z chłopców.

Serdeczny – mag emocji, lubi, kiedy otoczenie jest szczęśliwe.

Środkowy – przeciętniak.

Wskazujący – arystokratyczne pochodzenie, skłonność do rozkazywania.

Kciuk – wiadomo, zawsze przeciwstawny buntownik. ;-)

Włamali się do gabinetu, bo tam profesor trzymał pieczęcie. Musieli poznać wzór, żeby móc go skopiować i odblokować Kciuka. Mulleina pracuje w bibliotece i romansuje ze Wskazującym. Pozwoliła Małemu zerknąć na zaklęcia zwykle niedostępne dla uczniów. Bez tego nie mógłby się włamać do szafki, profesor jednak ją porządnie zamknął. No, musiałam chłopakom rzucić jakieś kłody pod nogi. I tak były głosy, że za łatwo im idzie.

Więcej Verissy. Dalibyście mi hasło dotyczące rzucania przekleństw, dostalibyście więcej dziewczynki. ;-p IMO, tu jest głównie hasło i Verissa, na resztę mi brakło znaków.

Uwolnienie czy tylko odblokowanie. Wydawało mi się, że w prologu wyjaśniam, dlaczego odblokowanie magii jest ważniejsze. Ale chyba tylko mi się wydawało. Czy mogli przemycić różdżkę? Oczywiście, że mogli. Wskazującemu nikt nawet nie próbował jej odebrać. Tylko nikt o tym nie pomyślał, że Kciuk będzie czegoś potrzebował. Chłopcy skoncentrowali się na jednym.

Garmagel. Tak, celowe. Chciałam, żeby każdy domyślił się, że chodzi o czarownika. Merlina już wcześniej wykorzystałam, Gandalfa i innych popkulturowych nie chciałam podkradać, znani alchemicy właśnie byli alchemikami, a nie czarownikami… Stanęło na leciutkim anagramie Gargamela, który sam w sobie stanowi (jak sądzę) przeróbkę kogoś z rodziny Gargantui.

Babska logika rządzi!

Bardzo fajna Verissa, jeszcze narobi zamieszania, jeśli kiedyś wrócisz do świata z tego tekstu. W ogóle wyczuwam tu materiał na jakieś bardziej obszerne wesołe fantasy :-) dobrze mi się czytało, pięć palców-jedna pięść dały radę, zaśmiałam się przy "zawsze przeciwstawnym", i dobrze. Językowo, wiadomo, wszystko gra. Zabrakło mi tylko lepszej realizacji hasła – gdyby zastąpić je czymś innym, tekst wcale by na tym nie stracił. A z uwag na marginesie, jest baśń o czerwonych butach, które zmuszały właściciela do tańczenia na śmierć. Myślałam, że gdzieś pojawi się nawiązanie… no, ale wcale nie musiało.

Dziękuję, Jurorko BGL. :-)

Zastanawiam się nad powrotem do uniwersum. Ale chyba nad prequelem, skoro wszyscy polubili chłopaków. Albo nad historią alternatywną…

Realizacja hasła. To najlepsze, co wpadło mi do głowy na ten temat. Musiałam użyć cholerstwa, więc napisałam tekst o przemycaniu obrazka właśnie na takim dziwnym materiale.

A co Ty byś zrobiła z takim hasłem?

Tak, jest baśń o czerwonych butach. I piosenka “czarne buty do roboty, czerwone do tańca”. I całe multum seksualnych skojarzeń. A oprócz tego czerwony rzuca się w oczy i tworzy wyrazisty obraz.

Babska logika rządzi!

Aj, trudne pytanie. Może bym poszła w warsztat szewski i tam poszukała czegoś. Definicja z innego słownika mówi tak: tkanina jedwabna o splocie atłasowym z silnie skręconej przędzy – więc może coś o tkaninie zdarzeń. I chodzenie w butach (zużywanie ich, paćkanie błotem, mycie, pożyczanie komuś) coś by zmieniało w świecie. Nie wiem. Dlatego bardzo dobrze mi w jury niepiszącym na wściekle trudne tematy ;-)

Warsztat szewski to mógłby być obiecujący kierunek… Ale to tylko miejsce akcji. Nadal trudno zrobić oś akcji z jednego z mnóstwa przydatnych (nawet nie niezbędnych) materiałów.

Tkanina zdarzeń odpada – wśród haseł była jeszcze jakaś inna i nikt by nie zgadł, o którą chodzi. :-(

No, przynajmniej doprowadziłam do tego, że namalowanie obrazu na tkaninie bardzo zmieniło świat kilku chłopców i jednej dziewczynki. :-)

Ech, jurkom to dobrze. ;-)

Babska logika rządzi!

To co, zorganizujesz jakiś konkurs w najbliższym czasie? Finkla po drugiej stronie jurkowego lustra? ;-)

Chciałam, zgodnie z niepisaną tradycją, ogłosić konkurs, jak coś wygram. Ale nie idzie! Dawno temu zajęłam dobre miejsce w anonimowym czarno-białym i od tego czasu posucha.

Babska logika rządzi!

Reguły są po to, żeby je łamać ;) Tradycje też :P

Dawaj, dawaj :)

Eeee, jeszcze poczekam. Piszę coś na konkurs o UFO, może się uda… :-)

Babska logika rządzi!

 Hmmm… Z jednej strony fajna, lekka, zupełnie sympatyczna parafraza Harrego Pottera – skojarzeń, jakkolwiek pewnie u Ciebie niewielki wzbudzających entuzjazm, uniknąć się nie da – z całkiem niezłym pomysłem i miłym oku, fifinym wykonaniem, z drugiej jednak strony… Hmmm.

 

Ogólnie rzecz ujmując, mam wrażenie jakiejś takiej “płaskości” całego opowiadania. A pisząc “całego”, mam na myśli właśnie: całego.

Bohaterowie – w sensie “pięści” – zasadniczo są zupełnie nienakreśleni. Owszem, większość ma jakieś tam swoje cechy, ale o tyle tylko charakterystyczne, że zgrane z umiejscowieniem w metaforycznej dłoni, brak im natomiast jakiejś prawdziwej głębi. Może poza Wskazującym, ale on – w przeciwieństwie do reszty ekipy – faktycznie coś do opowiadania wnosi. Pozostali, mam wrażenie, są tu wepchnięci i obarczeni jakimiś zadaniami niemal na siłę, byle odciski były w komplecie. Mały – wiadomo, najmniejszy i najmłodszy, Serdeczny – empata. Środkowy – hym, hym. Ale rzekłbym, że ani oni, ani nawet Kciuk jako kciuk, wcale nie są tutaj potrzebni. Wskazujący, mogący się zresztą nazywać jakkolwiek, w zupełności byłby wystarczył, by ratować jakkolwiek nazywającego się kumpla.

Natomiast niemal odwrotnie rzecz ma się z tą małą, co – nota bene – też postrzegam jako swoistą wadę opowiadania. Tak naprawdę bowiem Wskazujący nie potrzebował utalentowanej sieroty – on potrzebował tej konkretnej utalentowanej sieroty: dziecka charakternego, zadziornego i posiadającego inne w tym guście przymiotniki. Gdyby bowiem była to jakaś zahukana dziołszka (tudzież chłopczyk), która zwyczajnie bałaby się oddychać bez pozwolenia klawiszy, albo po prostu miała te buty tam, gdzie przeciętny zjadacz chleba ma… no cóż, chleb właśnie, tyle że w ostatniej fazie trawienia, sprawa by się zwyczajnie rypła.

Wiem, wiem – to nie jest tekst oparty na misternie budowanej, zwięzłej fabule, a lekka, pocieszna opowiastka bez żadnych pretensji w stronę literatury poważnej, niemniej takie uproszczenia trochę jednak drażnią, szczególnie, że kontrastują z bądź co bądź zacnym konceptem na całe uniwersum.

A skoro już i tutaj dotarliśmy, to napomknę, że fabuła również łapie się pod wzmiankowaną już „płaskość”. Chciałoby się, przede wszystkim, więcej o tym, kto, w co, jak i dlaczego wrobił Kciuka, ale też chciałoby się więcej o tym, co się stało zarówno z więźniem, jak i jego wybawicielami. Zamiast tego – niestety – dostałem kolejny dosyć „płaski” element opowiadania, czyli końcowy twiścik – taki do rozwarcia mordy, ale w sumie, to niekoniecznie w uśmiechu (choć no dobra: trochę – ale niewiele ponad to trochę – na pewno i owszem, jak najbardziej zdecydowanie tak). Bardziej, rzekłbym, takie trochę westchnienie ciut zawodu, ale mocniej jeszcze, to konsternacji i zadumy: no bo czy niemal w pełni wykwalifikowany czarodziej, w dodatku raczej zorientowany w specjalizacji swojej podopiecznej, rzeczywiście ma przefajdane, czy może raczej z łatwością uniknie kłopotów, czy to zwyczajnie nie jedząc śniadania, czy, lepiej nawet – głównie ze względu na Kciuka, którego nie ma jak ostrzec – namawiając Verissę do zastąpienia klątwy czymś… milszym, niechby i za cenę przyznania, że to on zepsuł buty.

Generalnie taki scenariusz pod każdym względem wydaje się logiczniejszy i bardziej prawdopodobny, przez co twist wyraźnie traci na uroku i się – no cóż – spłaszcza.

Poza tym rozbroiło mnie – i to o wiele skuteczniej niż klawisze Wskazującego – że koleś, mimo iż rozebrał się do galotków i przeszedł dość szczegółowe przeszukanie, bez problemów zdołał przemycić na teren pierdla zarówno broń białą – sztylety – jak i (o zgrozo!) magiczną – różdżkę. Tutaj wpadłaś we własnoręcznie wykopany dół, powiem Ci, i paskudnie skręciłaś nóżkę.

 

Gdybym miał się poważyć na jakąś ogólnopodsumowującą tekst konkluzję, to brzmiałaby ona tak: jury zjebało limit, a limit – Twoje opowiadanie. Szkoda.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

O! Kogo i co widzą me oczęta! Dziękuję, Jurku Cieniu. :-)

No, skoro już ustaliliśmy, że wielu rzeczy nie mogłam, bo limit, to przejdźmy do szczegółów.

Powiadasz, że płaskie? Cóż, tkanina, która mi się trafiła (kurczę, już nawet nie pamiętam, co to było za słowo), też była dwuwymiarowa. Nie miałam lepszego pomysłu na fabułę, w której jakieś znaczenie ma to coś. I jeszcze żeby różniło się od innej tkaniny, też występującej w konkursie.

Środkowy jest średni i przeciętny pod prawie każdym względem. Taki miał być.

I uważam, że Wskazujący w pojedynkę nie dałby rady. Próbowałam pokazać, że to praca zespołowa i każdy chłopak dostał jakąś rólkę.

Dlaczego uważasz, że ze zwykłym (acz utalentowanym) dzieckiem sprawa by się rypła? Popłakałoby sobie trochę, Wskazujący być może spróbowałby zreperować kamaszki albo pojechał do szewca, i wszyscy żyliby długo i szczęśliwie.

no bo czy niemal w pełni wykwalifikowany czarodziej, w dodatku raczej zorientowany w specjalizacji swojej podopiecznej, rzeczywiście ma przefajdane, czy może raczej z łatwością uniknie kłopotów, czy to zwyczajnie nie jedząc śniadania, czy, lepiej nawet – głównie ze względu na Kciuka, którego nie ma jak ostrzec – namawiając Verissę do zastąpienia klątwy czymś… milszym, niechby i za cenę przyznania, że to on zepsuł buty.

Wychodzisz z założenia, że Wskazujący zdaje sobie sprawę i z mocy dziewuszki, i z tego, że właśnie rzuciła na niego klątwę. Na jakiej podstawie? A Kciuka ma jak ostrzec. Tylko musiałby wiedzieć, że powinien.

Przemycanie różdżki. Ale to nie jest tak, że na teren więzienia nie można wnosić różdżek. Hej, to świat czarodziejów. Równie dobrze mógłbyś próbować przekonać renesansowego arystokratę*, że do pewnych instytucji nie wolno wnosić miecza, szabli, szpady ani nawet sztyletu. Więzienie ma utrzymać zablokowanych – a to się sprowadza do nieznajomości zaklęcia zdejmującego blokadę (każdy specjalista je zna, więc niewiele można zrobić) i unikatowego obrazu, który jest niezbędny. Cały nacisk kładzie się na uniknięcie przemycenia tego obrazu. I chłopcom udało się znaleźć lukę.

 

  • A Wskazujący jest arystokratą, pozbawianie go broni nie przejdzie.

Babska logika rządzi!

Jak pisałem w wątku konkursowym, nie pamiętam już szczegółów. Pamiętam za to, że ten motyw z bronią i różdżką dość mocno mnie uderzył. Może dlatego, że całość mocno skojarzyła mi się z Harrym P., a więzienie z Askabanem. Przy czym chyba – chyba – nie zaznaczałaś, że szlachta się buja gdzie chce i z czym chce.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Nie zaznaczałam. Jak świat światem szlachta podkreśla swoją szlacheckość prawem/obowiązkiem do noszenia i używania broni – “jam nie z soli ani z roli, jeno z tego, co mnie boli”. Miecze, rapiery, szable… Pospólstwo miało prawo do używania tasaków, noży rzeźnickich i innych kozików. Nie bez kozery wkurzeni chłopi walczyli widłami tudzież kosami postawionymi na sztorc. Wydawało mi się, że to oczywiste.

Nie każda szkoła dla młodych czarowników to Hogwart. ;-) U mnie nie ma dementorów, za to jest zablokowanie magii.

Babska logika rządzi!

Czytało się i końcowy akord uśmiechnął. Kobieca perfidia rządzi :)

Dzięki, Koalo. :-)

Kobieca perfidia? Ja pisałam o wyrostku, który zniszczył dziecku jedyną rzecz, którą posiadało, nie zastanawiając się na skutkami.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka