- Opowiadanie: Adrianna - Anioły nie spadają z nieba

Anioły nie spadają z nieba

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Anioły nie spadają z nieba

„Mógłbyś przysiąc, że

Widziałeś wczoraj skrzydła jej,

Jak je chowała pod sukienkę…"

 

Wiatr szarpał drobną sylwetkę dziewczynki, ani na chwilę nie zaprzestając swych ataków. Uderzał, wyjąc dziko i ciskając w twarz śniegiem. Wydawało się, że zdoła ją złamać i pogrzebać pod jakąś zaspą, ale ona wciąż szła… Powoli, lecz niezmordowanie. Kroki stawiała machinalnie, nie myśląc o śniegu sięgającym niekiedy do pasa i kostniejących dłoniach. Zrozpaczone spojrzenie wbijała w ledwo majaczące wśród zamieci światła domu Dawira. W głowie odtwarzała wciąż ostatnie wydarzenia, jakby czegoś szukając. Co takiego zrobiła? Czym rozgniewała Idę? Dziewczynka wciąż nie mogła zrozumieć, dlaczego kobieta, którą traktowała jak matkę i kochała całym sercem, nagle wskazała jej drzwi i kazała się wynosić z Asten.

 

– Dziecko, co ty tu robisz?! W taką pogodę!

Dziewczynka zrzuciła kaptur i podniosła główkę, próbując zapanować nad drżeniem warg. Dawir bez wahania wpuścił ją do środka. Zatrzymał się jeszcze na chwilę w drzwiach. Światła odległego zaledwie o kilka kilometrów Asten ginęły zupełnie w zawiei… Cud, że nie zgubiła się po drodze, pomyślał z ulgą.

– Ida powiedziała, że mam sobie iść! Że już najwyższa pora, żebym się wyniosła! – załkała Tasza, siedząc zwinięta na fotelu, okryta dwoma kocami.

Wiedziałem, że w końcu to zrobi, pomyślał Dawir. Pochylił się nad dziewczynką i delikatnym ruchem zaczął gładzić jej czarne, mokre od śniegu włosy.

– Nie płacz już, spokojnie… Wszystko dobrze się skończy, zobaczysz.

 

 

 

Ida przeciągnęła się i sięgnęła po kolejny dokument. Umowy, zakazy, nakazy – to wszystko od dawna wypełniało jej życie. I intrygi… Nieustające intrygi, które w przeciągu ostatnich kilkunastu lat wydźwignęły ją na szczyt hierarchii w Asten.

Jeszcze dwanaście lat temu musiała uważać na każdy swój ruch. Z rozbawieniem myślała o sobie z tamtych czasów – trzydziestopięcioletniej, niepewnej kobiecie, obawiającej się opinii innych ludzi i nieśmiało usiłującej się wybić. Doskonale pamiętała tamtą zimową noc…

Zbudziło ją kwilenie gdzieś na progu domu. Najpierw niedowierzała własnym uszom, ale dźwięk nie ustawał i choć cichy, zdawał się być straszliwie natarczywy. Tuż przy jej drzwiach, owinięte w jakieś szmaty leżało niemowlę.

Wezwany medyk zajął się dzieckiem.

– Nie do wiary. Nie do wiary – powtarzał w kółko.

Rzeczywiście – cud sprawił, że maleństwo przeżyło. Było wyziębione i głodne, ale szybko wracało do zdrowia. Rano już całe miasteczko huczało od plotek i opowieści o szczęśliwym podrzutku. Oczy wszystkich skierowały się nagle na Idę. Nie chciała opiekować się dzieckiem, ale rozgłos i dobra opinia, którą mogła dzięki temu uzyskać przeważyły…

Przez dwanaście długich lat Tasza krążyła po jej domu, jak mały cień, z miłością i uwielbieniem w czarnych błyszczących oczkach śledząc każdy ruch Idy. Od chwili, gdy tylko stała się do tego zdolna, wykonywała wszystkie prace w domu – sprzątała, prała, paliła w piecu, nosiła drewno i wodę. Nigdy nie protestowała, słuchała się bezwzględnie, a gdy coś przeskrobała przyjmowała pokornie karę. Idzie wciąż stał przed oczyma obraz dziewczynki krzątającej się po izbie w kolorowej, przybrudzonej sukieneczce, co chwila obracającej się z uśmiechem na wymizerowanej twarzy.

 

Czasy się zmieniły. Ida pokonała swoich przeciwników i stanęła na czele społeczności. Nie musiała się już liczyć z niczyim zdaniem. Zresztą kogo mógł obchodzić los dwunastolatki? Była już za duża i zbyt samodzielna, by wzbudzać litość w twardych sercach mieszkańców Asten. Tego wieczora upływało dokładnie dwanaście lat od chwili pojawienia się Taszy w jej domu. To dobra, znacząca data, pomyślała Ida, podejmując bez wahania decyzję…

Teraz, siedząc w cichym, pustym domu ani przez chwilę nie pożałowała swego wyboru. Czuła, jakby ktoś zdjął jej z piersi ogromny ciężar – czuła się wolna.

 

Szła powoli ulicą, rozdając dumne spojrzenia. Słońce stało nisko i ledwie przeświecało przez chmury, jednak pora była już dość późna. Ida nigdy nie przychodziła na spotkania rady punktualnie. Odczuwała pewien rodzaj przyjemności, manifestując, że wszyscy muszą na nią czekać. Tuż przed ratuszem skręciła w uliczkę okrążającą budynek. Jeszcze chwilkę, moi państwo, pomyślała, a na jej twarz wypłynął złośliwy półuśmiech.

– Popełniłaś wczoraj wielki błąd. – Ida obróciła się gwałtownie.

Na progu kamienicy siedziała stara kobieta. Jej twarz znaczyły grube zmarszczki i mnóstwo śladów po przebytych chorobach. Mówiąc odsłaniała zepsute, połamane zęby. Ubiór nie różnił jej od żebraków, których pełno było na ulicach Asten, jednak nie wyciągała ręki po pieniądze.

– Jak śmiesz tak się do mnie zwracać?! – warknęła Ida.

Już zamierzała odejść, gdy kobieta schwyciła ją za skraj wełnianej spódnicy i wyszeptała:

– Uważaj, Ido. Wkrótce pożałujesz tego, co zrobiłaś. Zobaczysz… Wczoraj zniszczyłaś wszystko, co tak skrupulatnie budowałaś…

Ida z dreszczem obrzydzenia wyrwała się z brudnych rąk kobiety i niemalże biegiem zawróciła do ratusza.

Oniemiała, gdy służący, pomagając jej zdjąć kożuch, poinformował, że rada rozpoczęła już posiedzenie… Bez niej…

 

 

 

Szyba rozprysła się z głośnym brzdękiem. Kamień głucho uderzył o podłogę przykrytą niedźwiedzim futrem. Ida zerwała się z fotela i dopadła do okna. W porę uskoczyła przed drugim pociskiem.

– Wy łobuzy! – wrzasnęła w ciemność. – Chamidła jedne! Niech ja was tylko dopadnę! Popamiętacie jeszcze! Skurwysyny małe!

Odpowiedział jej tylko oddalający się śmiech. Bliska łez, z poczuciem zupełnej bezradności wbiegła do sypialni i zwinęła się w kłębek na łóżku. Ostatnie dwa miesiące przyniosły jej same upokorzenia i porażki, jakich nie zaznała od bardzo dawna. Najpierw nieoczekiwany opór rady i przeprowadzenie dwóch niekorzystnych dla niej projektów. Potem przyjazd wysokiego komisarza z Awierska, który natychmiast usunął ze stanowisk kilku dobrych znajomych Idy. Jej dawni wrogowie, dotąd zepchnięci przez energiczną kobietę gdzieś na margines, zaczęli podnosić głowy. Jednak z tym wszystkim byłaby sobie w stanie poradzić…

Gwoździem do trumny okazały się plotki, które rozeszły się po mieście wkrótce po wyjeździe komisarza. Ludność Asten – w większości żyjąca z kombinowania, jak ogołocić sąsiada z pieniędzy – doskonale wietrzyła intrygi, gdy tylko dostała po temu okazję. Po kilku niejasnych informacjach runęła lawina domysłów i oskarżeń. Machinacje Idy, które przy okazji wyszły na jaw, zraziły do niej prostą ludność. Z dnia na dzień stała się kozłem ofiarnym, na którym wyładowywano gniew za wszelkie niepowodzenia i krzywdy.

Odrzucała, uparcie powracające, wspomnienia słów żebraczki. Nawet, gdyby chciała, to nie umiała uwierzyć, że niepowodzenia mogły mieć związek z odejściem Taszy. To nie pasowało do jej logicznie skonstruowanej rzeczywistości pełnej jasnych związków przyczynowo-skutkowych. Mimo wszystko te myśli wciąż ją niepokoiły. Już nie pierwszy raz wahała się, czy nie odrzucić dumy i nie porozmawiać ze staruchą. Dźwięk kolejnej tłuczonej szyby przyniósł szybką decyzję.

 

Trzy razy musiała powtórzyć zaspanemu dozorcy domu, przy którym wtedy spotkała kobietę, jej opis. W końcu, zbierając myśli, podstarzały mężczyzna z wysiłkiem odpowiedział:

– Tak… Znam ją. Nazywa się Swierna. Trochę zdziwaczała staruszka. Biedna ale dobra kobiecina…

– Dobrze, dobrze, gdzie mieszka? – przerwała mu Ida.

– Żona mówiła, że gdzieś na Starym Bulwarze… Chodziła tam trochę, bo mówi, że ta stara to jakaś wieszczka jest. I żona radziła się jej.

– Dziękuję panu.

 

Pochylone budynki, niekiedy z pozapadanymi pod ciężarem śniegu dachami trudno było nazwać domami. Ida z odrazą brnęła wąskimi uliczkami, omijając biednych, apatycznych, schorowanych ludzi. Jeden z nich – młody chłopak o bladej twarzy z czerwonymi wypiekami gorączki – wskazał jej dom Swierny.

Na pukanie nikt nie odpowiadał, ale Ida wolała się upewnić. Delikatnie nacisnęła zardzewiałą klamkę i popchnęła drzwi. Otworzyły się z przeraźliwym zgrzytem. Ze środka dobiegł ją zrzędliwy głos:

– No wreszcie! Wchodź, wchodź szybko, ile można na ciebie czekać?!

Staruszka siedziała w małej izdebce cuchnącej zepsutą kiszoną kapustą i zjełczałym tłuszczem. W środku było niewiele cieplej niż na zewnątrz, a pomieszczenie wyglądało na straszliwie brudne i zagracone.

– Już pożałowałaś? – spytała Swierna

Nie przywitała się, nie podniosła nawet wzroku na Idę.

– Co się dzieje?! – wybuchnęła kobieta – Dlaczego tak się wszystko sypie?! Skąd wiedziałaś?!

– Och, to nie było trudne – zaśmiała się stara. – Nawet nie trzeba być wieszczką, żeby to przewidzieć. Wyrzuciłaś swojego anioła, to teraz masz…

– Co?! Mówisz o…? – Swierna pokiwała głową. – Ostrzegam, nie rób sobie ze mnie żartów. Pytam poważnie. Anioły to sobie siedzą w niebie, a nie leżą na progach domów porządnych ludzi!

Swierna spojrzała z rozbawieniem na Idę. Porządnych ludzi, powiadasz, pomyślała. Powoli pokręciła głową.

– Brakuje ci wielu rzeczy… Skromności, uczciwości, rozumu no i wiary… Anioły nie spadają z nieba… Tasza przynosiła ci całe dobro, które cię dotąd spotykało. Jest twoim aniołem.

– No nie! – Ida machnęła rękoma w teatralnym geście rezygnacji – Ta ciągle swoje. Nie zamierzam tracić czasu na takie rozmowy! Moje życie nie zależy od jakiegoś niechcianego dzieciaka!

Obróciła się na pięcie i po dwóch krokach stała już w progu sieni. Staruszka ziewnęła i zawołała za odchodzącą Idą.

– No oczywiście, że nie! Zależy od ciebie! A ty wybrałaś, że otaczać cię będzie samo zło. Nie wierzysz, to nie… Ile jeszcze okien ma twój dom? Za ile wybitych szyb znów przyjdziesz?!

– Nie próbuj mi grozić! Nie przyjdę!

 

Ale przyszła… Kolejny tydzień przyniósł wieść o zdradzie jednego z jej najważniejszych popleczników w Awiersku. Zdenerwowanie i rozkojarzenie Idy wykorzystała też nowoprzyjęta służąca, ulatniając się z, na szczęście niewielką, częścią oszczędności swej pracodawczyni. Kobieta miała dość. Każdy jej ruch wywoływał kolejną lawinę nieszczęść. Na biurku wciąż czekał zalakowany list od komisarza z Awierska. Nie miała odwagi go otworzyć.

– Wyjdź! – rozkazujący ton Swierny zbił Idę z tropu.

– Słucham? Co ty powiedziałaś?

– Nie. Raczej, co ty powiedziałaś! Powiedziałaś, że nie przyjdziesz, więc nie przychodź. Z resztą nie mam ci nic nowego do powiedzenia. Nic, co chciałabyś usłyszeć.

Ida westchnęła ciężko.

– Niech będzie. Nie wierzę, ale rzeczywiście wszystko zaczęło się walić po odejściu – Swierna odchrząknęła głośno. – Taszy. Gdzie ją znajdę?

– Po co?

– Powiedzmy, że sprawdzę twoją teorię – warknęła Ida. – Wróci do mnie i zobaczymy!

– Zobaczymy – powtórzyła w zamyśleniu staruszka. – Jest u Dawira, dawnego kartografa miejskiego. Taki domek za miastem…

– Wiem – przerwała szybko Ida

– Tylko uważaj. – Swierna pochyliła się w jej stronę, a w jej oczach pojawiło się coś groźnego. – Bogowie w końcu pokarają cię za brak serca…

Zza drzwi dobiegła jeszcze kpiąca odpowiedź:

– A co to ma do rzeczy?!

 

 

Tasza znieruchomiała na widok Idy stojącej w drzwiach. Spuściła wzrok i w milczeniu na coś czekała. Ida dopiero w tej chwili zdała sobie sprawę z absurdalności sytuacji. Jej również zabrakło słów. Na moment jakby czas się zatrzymał – Tasza i Ida trwały w zawieszeniu. Jedna – walcząc ze swoimi uczuciami – druga – szukając dobrych słów i przypominając sobie sposoby na zmanipulowanie człowieka. Ten dziwny stan przerwało wejście Dawira.

– Po co pani tu przyszła?

– Zamierza mnie pan przesłuchiwać na mrozie? – rzuciła zirytowana kobieta, jakby dopiero teraz przypominając sobie, że wciąż stoi na dworze.

Dawir przeczesał poplamionymi atramentem dłońmi resztki siwych włosów i gestem zaprosił Idę do środka. Tasza zamknęła za nią drzwi i powoli weszła za nimi do pokoju.

– Przyszłam po małą – oświadczyła bezceremonialnie Ida.

Dawir, jakby z lękiem, objął delikatnie dziewczynkę, ale nic nie odpowiedział.

– Dlaczego mnie wyrzuciłaś? – spytała nieśmiało Tasza.

– Kochanie, wiem, że mamy sobie sporo do wyjaśnienia.

Głos Idy stał się słodki i kojący.

– Popełniłam błąd. Wróć do domu. Tam twoje miejsce.

Mimo przyjemnego tonu, jakim przemawiała, Dawir wyczuwał w niej fałsz. Ze smutkiem przyjął ciche, ale radosne pytanie Taszy:

– Dawirze, mogę?

Westchnął ciężko, obejmując ją mocniej.

– Nie zabronię ci… Oczywiście, że możesz. Tylko, czy na pewno chcesz? Jesteś pewna?

Mała obróciła się nagle i silnie objęła starego człowieka.

– Kochany jesteś! – wykrzyknęła, zabawnie przeciągając słowa. – Chcę! Muszę być przy Idzie. Tam jest moje miejsce!

Widział łzy szczęścia w jej czarnych oczkach, słyszał entuzjazm w głosie. Ani on, ani Ida nie rozumieli do końca, co się dzieje w tym małym serduszku.

 

 

 

Albo był to fantastyczny zbieg okoliczności, albo Swierna miała rację. Przez kolejne pół roku życie Idy znów stało się pasmem zwycięstw i sukcesów. Z każdym dniem jednak kobieta coraz bardziej zapominała, komu to zawdzięcza. Tasza znów wypełniała gorliwie wszystkie obowiązki bez słowa sprzeciwu. Początkowo próbowała się zbliżyć do Idy, naiwnie licząc na to, że serce kobiety się odmieniło, lecz zawsze była odpychana. Krążyła więc po domu możliwie najciszej, starając się nie rzucać w oczy. Idzie było to na rękę – póki mogła, nie zauważała podopiecznej. Nie widziała zmian, jakie zachodziły w dziewczynce. Dawny pogodny uśmiech zniknął bez śladu, a czarne oczy nie lśniły już, jak szlachetne kamienie, lecz przypominały raczej dwa wystygłe węgielki. Tasza stopniowo przestała nawet śledzić wzrokiem swą opiekunkę.

Coraz częściej wyrywała się pod jej nieobecność z domu i biegła do Dawira. Stary uczył ją czytać, pisać, zawsze czymś częstował, a niekiedy nawet wręczał małe podarki. Lubiła mu pomagać w pracy, kiedy to kreślił coś na arkuszach pergaminu, poprawiając niedokładne mapy, czy uzupełniając je zgodnie z jakimiś księgami.

 

Pędziła do domu tak szybko, jak mogła, rozchlapując wszędzie naokoło błoto i nie zważając na jesienne kałuże. Zasiedziała się nad jakąś opowieścią… I niestety wróciła za późno. W domu zastała rozjuszoną Idę.

– No proszę… To ja cię trzymam pod swoim dachem, karmię, opiekuję się, a ty się całymi dniami gdzieś wałęsasz! – wrzasnęła, chwytając w dłoń wierzbowe witki.

– Ja nie… Ja przepraszam – wyszeptała Tasza.

Łzy buchnęły z jej oczu, gdy gałązki smagnęły ją po plecach.

– Ja ci pokażę! Skórę ci złoję, że popamiętasz! Darmozjadzie jeden!

– Ale ja wszystko zrobiłam, co mi kazałaś! – wykrzyknęła Tasza, próbując się osłonić przed kolejnymi razami.

– Tak?! I myślałaś, że już wszystko ci wolno?! Po mieście się włóczyć?! Lenić?! Po prośbie łazić?! Gadaj mi tu zaraz, co to za pomysły do tego pustego łba ci przychodzą?!

– U Dawira byłam! – zaskowyczała Tasza.

Ida nagle przestała bić, a jej twarz rozjaśnił jadowity uśmiech, na który wzdragali się nawet jej sojusznicy w intrygach.

– Widzę, że ten staruch źle wpływa na dzieci… No, no… Wręcz podjudza do ucieczek, do nieposłuszeństwa… No, no… – mówiła jakby do siebie – Cóż, trzeba będzie rozwiązać tę sprawę. Nie martw się, Taszeńka, jutro Dawir będzie już w połowie drogi do Awierska… – Spojrzała na witki w ręku – Tak, to wystarczy – mruknęła.

Tasza jęknęła cicho.

– On mnie tylko uczy czytać – wyszeptała, wpatrując się błagalnie w Idę. – Nie rób mu nic, on jest taki dobry…

– Czytać… Phi! A co ty sobie myślisz, głupia? Że tobie czytanie na coś się zda?! Zaufaj mi – pochyliła się tak, by ich twarze znalazły się na wprost siebie – pomywaczki, kucharki czy kurtyzany nie muszą umieć czytać… To trzeba być kimś, a ty zawsze będziesz nikim – podrzutkiem na mojej łasce – zasyczała.

W tym momencie Tasza zupełnie ucichła. Tylko dwie duże łzy stoczyły się po jej policzkach, kiedy w pośpiechu zamykała drzwi składziku, służącego jej za sypialnię.

 

 

– Ludzie! Ludzie! Pali się! Ludzie! Pali się!

Potężne huczące płomienie oświetlały straszliwym czerwonym blaskiem całą okolicę, wyzierając z okien, drzwi i poprzez przepalony dach. Tłum ludzi kłębił się wokoło, próbując gasić pożar i ochronić sąsiednie domostwa. Gdzieś wśród gapiów, zanosząc się szlochem klęczała Ida. Jeden nieopatrzny ruch i chwila nieuwagi – kotary i obrus zajęły się w oka mgnieniu. Razem z Taszą i najbliższymi sąsiadami próbowała gasić ogień, ale płomienie jakby nie poddawały się wodzie, pożerając wszystko z przerażającą zajadłością. Patrząc, jak jej dobytek przepada mogła tylko dziękować bogom, że sama wyszła z tego bez szwanku.

– Dlaczego?! – krzyknęła, widząc Swiernę, stojącą kilka kroków od niej – Dlaczego to się stało?!

Staruszka, kuśtykając, podeszła do kobiety.

– Udało Ci się coś niepojętego… Twoja nieczułość zdołała zniszczyć, zmiażdżyć prawdziwy brylant. Tasza to taki żywy skarb wśród kamiennych serc ludzi…

Mówiła to smutnym głosem, patrząc na Idę bez cienia litości.

– Sama jesteś sobie winna. Zniszczyłaś własnego anioła…

Nieopodal stała lekko poparzona Tasza, płacząc i tuląc się rozpaczliwie do Dawira. Spod rozczochranych, czarnych włosów raz po raz dobiegał słaby, żałosny głosik:

– Nie mogłam… Nie dałam rady… Już po prostu nie mogłam jej kochać…

Koniec

Komentarze

Bardzo kłopotliwa dla mnie sytuacja. Z powodu lokowania się Twojego tekstu poza "głównonurtowymi" opowieściami o wampirach, zbuntowanych aniołach i innych straszydłach. Napisałaś niemodną bajkę... --- więc zanim wielbiciele krwistokrwawych historyjek skrytykują bądź litościwie w swoim mniemaniu zignorują, ja pochwalę. Nie na przekór komukolwiek --- podoba mi się, i tyle. Bajki też są potrzebne. Napisane praktycznie bez poważnych błędów, forma prosta i lekka, przesłanie obecne i, moim przynajmniej zdaniem, prawie nie pchające się nachalnie przed oczy. Ode mnie masz pięć --- ale z tego pół punktu na kredyt do spłacenia następnymi tekstami.

Ja zgadzam się całkowicie z AdamemKB. Mnie też się spodobało, nie rozwlekłe, treściwe, sprawnie napisane, łyknąłem jednym tchem. Ode mnie mocna, zasłuzona piątka z plusem.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Przyjemnie i lekko się czyta, może i naiwna historyjka ale ma pewien urok. Spodobał mi się twój styl pisania.
Pozdrawiam

Dziękuję wszystkim za komentarze :)

Bardzo mi miło było przeczytać tak pozytywne opinie. Niewiele mam tekstów, które nadają się do wstawienia na forum (albo za długie, albo za słabe, albo wiążę z nimi jakieś nadzieje, więc wiadomo...), ale postaram się przy najbliższej okazji również nie "nawalić" i spłacić ten drobny dług u Ciebie, AdamieKB.

Oczywiste, umoralniające, napisane nieźle, miłe w odbiorze. I wszystko miłe i dobre. Więc postawię czwórkę.

Dziękuję za poświęcenie czasu mojej pracy i za miłą ;) opinię.

Nowa Fantastyka