- Opowiadanie: Dante - "Narodziny Razjela"

"Narodziny Razjela"

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

"Narodziny Razjela"

Nic nie zapowiadało tego,co miało się wydarzyć. Był ciepły poranek a ja jeszcze trochę zaspany spożywałem przed domem śniadanie. W oddali widziałem zbliżającą się postać co było dziwne, gdyż nikt nie wiedział, że tu mieszkam. Postać poruszała się bardzo szybko i po chwili zobaczyłem jej twarz. Widok ten wprawił mnie w osłupienie, gdyż twarz przybysza pokryta była złotymi wzorami a oczy były bielsze od najczystszej mąki. Poczułem wewnętrzny strach, lecz zanim zdążyłem cokolwiek zrobić spostrzegłem, że owa postać stoi przede mną.

-Witaj ! – orzekł nieznajomy a jego głos wbrew pozorom był łagodny i miły dla uszu.

-Witaj, co cię do mnie sprowadza ? – odpowiedziałem wciąż nie mogąc oderwać wzroku od jego twarzy.

-Dante, przysyła mnie tu ktoś, kto widzi że cierpisz przez czyny z przeszłości i nakazano mi bym przekazał ci zadanie, które będzie twoją pokuta – oznajmił mi przybysz.

-Skąd znasz moje imię ? – zapytałem – I kto powiedział ci o moich zbrodniach ?

-Teraz to nie ważne, wszystkie twoje pytania dostaną odpowiedź, lecz najpierw zbuduj to – nieznajomy mówiąc mi to wręczył mi jakiś kawałek pergaminu oraz książkę – a z niej wyczytasz wszystkie niezbędne informacje, lecz wystrzegaj się czytania stron zapisanych krwią.

Po tych sowach przybysz rozpostarł ogromne, karmazynowe skrzydła jednocześnie zrywając z siebie płaszcz podróżniczy i moim oczom ukazała się przepiękna zbroja i para ostrzy ukryta po bokach wojownika. Odleciał, nim zdążyłem o cokolwiek zapytać, lecz wiedziałem, że jest on wysłannikiem samego Boga. Spotkanie z ta istotą wprawiło mnie w trans i resztę dnia przesiedziałem na trawie zastanawiając się czemu akurat to ja mam to coś budować.

Następnego ranka postanowiłem przejrzeć to, co otrzymałem od Archanioła, bo tak go nazwałem. Ku mojemu zdumieniu na pergaminie widniały plany wieży ana odwrocie widniał napis : „Niech bramy Babilonu zostaną przekroczone ." . Wiedziałem, że mam pokierować pracami budowlanymi owej wieży, domyślałem się również że będę musiał po raz kolejny schodzić tam gdzie schodzenie jest zabronione ale ludzie potrzebowali znów ich pomocy, lecz to mnie nie przerażało, byłem tam nie raz ale teraz niepokój wzbudziła we mnie księga którą otrzymałem wraz z planami. Z pozoru wyglądała na zwykłą, bardzo grubą księgę lecz ktoś taki jak ja potrafił rozpoznać skórę demona w która była ona oprawiona. Sam fakt, iż dostałem tak potężny artefakt był dla mnie dziwny, lecz prawdziwa moc zawarta w księdze poczułem gdy przeczytałem pierwsze słowo. Poczułem ogromny ból a moje ręce zostały pokryte czarnym jak dno piekła wzorem, czułem jak wżera on się w strzępki duszy , której cześć oddałem niegdyś Mefistofelesowi. Zakryłem owe runy zdobiące cześć mojego ciała i wyruszyłem by zebrać ludzi do budowy. Błąkałem się po świecie przez wiele wieków a znaki pojawiały się zajmując całe moje ciało. Po długiej podroży w końcu mogłem rozpocząć budowę . Wybrałem setkę najbardziej szanowanych z tych ludzi i przekazałem im polecenie by podczas mojej nieobecności poprowadzili budowę. Zabrali się do pracy natychmiast a ja udałem się do mej samotni by znów przywdziać zbroje i wziąć na siebie ból istot które zostały zniszczone i wchłonięte przez ostrze mojego miecza. W tym przeklętym rynsztunku udałem się do miejsca w którym wieki temu oddałem swoją dusze. Od samych bram słyszałem wycie demonów i jęk torturowanych potępieńców, lecz nie robiło to na mnie większego wrażenia. Udałem się wprost do twierdzy, w której mieszkali ci, których imiona są zakazane. Powitały mnie skubby i zaczęły kusić, lecz nie miałem ochoty się nimi zajmować, bez słowa przeszedłem przez tłum tych wrednych demonów-kobiet i stanąłem przed Behemotem– strażnikiem Sali Potępionych Królów. Dobyłem miecza i po raz kolejny powaliłem demona zanim ten zdążył się obronić. W sali byli wszyscy których szukałem. Cała trójka wiedziała że przybędę i już na mnie czekali.

-To znowu ty ? Wiesz przecież , że nie oddam ci duszy. – z arogancja oznajmił Mefisto.

-Daj spokój Bracie, czego chcesz Dante ? – powiedział ze spokojem Lewiatan po czym pod postacią ogromnego węza przypełzną do mnie . – Czyżbyś potrzebował pomocy ?

-Tak – odpowiedziałem – musicie oddać mi armię demonów gdyż tylko one mogą zakończyć budowę Wieży Babel.

-Wieżą Babel ! – wykrzyknął Lucyfer – Ciebie tez w to wciągnęli ?!

-Czyżbyś coś o tym wiedział ? -zapytałem z niemałą ciekawością.

-Oczywiście, ale dowiesz się prawdy czytając Krwawe Strony – oznajmił ze spokojem Lucyfer – Bierz cienie i zejdź mi z oczu, chyba ze znów chcesz walczyć?

-Nie,mam dość walki z wami,żegnam – odpowiedziałem i zanim zdążyłem mrugnąć stałem w moim domu ze skrzynką w ręku.

 

Udałem się na plac budowy i zobaczyłem, ze ludzie są jednak zdolnym gatunkiem, bo pomimo mojej czterdziestoletniej nieobecności kontynuowano prace. Wieża była piękna, widziałem że nie żałowano diamentowych kloców i złotych sztab. Jej wysokość była jeszcze bardziej zdumiewająca, osiągnęła już chmur więc udałem się na jej szczyt i tam wypuściłem cienie, by kontynuowały budowę a ludziom zabroniłem zbliżania się tam, w zamian mogli zamieszkać w niższych partiach wieży. Budowa trwała, ludzie umierali i rodzili się a ja czytałem, gdyż chciałem dowiedzieć się prawdy. Wyczytałem już, jak naprawdę powstał świat, poznałem imię Boga oraz poznałem wiele innych tajemnic, które są niepojęte dla ludzi. Wieża po czterystu latach w końcu zaczęła dosięgać bram domu Boga , fakt ten oraz potęga księgi cieszyły mnie na tyle, że nie zauważyłem zmiany w czcionce oraz kolorze liter i dowiedziałem się, że Lucyfer był kiedyś Archaniołem i dostał takie samo zadanie jak ja lecz zrobił błąd, pozwolił ludziom i demonom pracować jednocześnie i właśnie przez to został stracony. Czytając to znów poczułem palący ból w miejscach, w których znajdowały się znaki na moim ciele i zaraz po tym usłyszałem huk walącej się wieży. Ostrzeżenie Archanioła sprawdziło się, przez moja głupotę ludzie zaczęli kraść diamenty i złoto ze ścian wieży, przyczyniając się do jej zawalenia. W tym momencie dojrzałem starca stojącego przed walącą się wieżą,wiedziałem że to On wiec szybko do niego pobiegłem.

-A więc i tobie się nie udało – powiedział z uśmiechem Bóg – może i dobrze się stało ? Ludzie nie są gotowi, by poznać prawdę. Nie mogą również rozpowiedzieć reszcie świata co tu zaszło, zrób dla mnie jeszcze jedna rzecz – mówił dalej a ja czułem jak jego słowa zmieniają mnie – spraw by nie mogli się porozumiewać i wymarz im pamięć.

W tym momencie poczułem niewyobrażalny ból i spostrzegłem, że moje ciało uległo zmianie. Moja skóra zrobiła się ciemno karmazynowa i pojawiły się skrzydła, lecz nie były one takie jak u tamtego Archanioła, złożone były jakby ze zbitego światła. Na plecach czułem ciężar i chłód, wiedziałem ze to miecz, nie musiałem go widzieć by wiedzieć jak on wygląda.

-Dante, od dziś twoje imię to Razjel. Odbyłeś swoja pokutę lecz pomagały ci demony teraz wiec musisz zostać na ziemi i pilnować, by wszystkie zadania jakie ludzkość dostanie ode mnie nie były wykonane z pomocą demonicznych mocy ani kreatur. – z jakby ojcowska troską na twarzy powiedział Bóg – Czy chcesz o coś zapytać ? – spytał z uśmiechem.

-Czy mógłbym kontynuować moją krwawa zemstę ? – zapytałem bezuczuciowo.

-A wiec chcesz wciąż niszczyć demony i ich dzieci ? Niech i tak będzie. – oznajmił i odszedł.

Mnie zostało jedynie wykonanie pierwszego polecenia jako Razjel – Mściciel i Strażnik Boży , co nie było kłopotem. Dobyłem swojego pięknego ostrza i jednym potężnym cięciem zniszczyłem prawie całą wieże. Wielu z ludzi zginęło, czego oczekiwałem, a reszta, która się uratowała nie potrafiła się porozumiewać a ich pamięć została skasowana. Użyłem na nich zaklęcia które widniało na planach.

 

Od tamtej pory powstały narody i rożne religie wielbiące fałszywych bogów, którzy w rzeczywistości są jedynie demonami, na które poluje czekając na narodziny Noego, człowieka który według Księgi ma uratować zwierzęta podczas wielkiego potopu, który to ja sprowadzę na ziemię.

 

 

Koniec

Komentarze

Opowiadanie pod względem techniczno-merytorycznym oscyluje między 1 a 2, przy czym 2 zaczyna powoli uciekać.

 

Nic nie zapowiadało tego,co miało się wydarzyć.
Oprócz tego zdania...
rozpostarł ogromne, karmazynowe skrzydła jednocześnie zrywając z siebie płaszcz podróżniczy i moim oczom ukazała się przepiękna zbroja
Przybył w płaszczu podróżniczym, ale żeby wrócić już go nie potrzebował, bo po prostu odleciał. O co chodzi? Nie mógł od razu przylecieć?

gdyż nikt nie wiedział, że tu mieszkam.
Czyli gdzie? Co to za dom? Jak wygląda?  

Wiedziałem, że mam pokierować pracami budowlanymi owej wieży, domyślałem się również że będę musiał po raz kolejny schodzić tam gdzie schodzenie jest zabronione ale ludzie potrzebowali znów ich pomocy, lecz to mnie nie przerażało, byłem tam nie raz ale teraz niepokój wzbudziła we mnie księga którą otrzymałem wraz z planami.
Ludzie potrzebują swojej pomocy, z jakichś powodów go to nie przeraża (a miało? czemu?), trzeba po raz kolejny "gdzieś" zejść, a księga z niewiadomych czytelnikowi powodów wzbudza niepokój w bohaterze. Potem, zupełnie mimochodem, jakby chodziło o niezapłacony rachunek za gaz, dowiadujemy się, że zaprzedał duszę diabłu...

lecz ktoś taki jak ja potrafił rozpoznać skórę demona w która była ona oprawiona
"Ktoś tacy jak ja", czyli jaki? Najpierw się boi archanioła i nie poznaje, że ten ktoś nim jest, a teraz się okazuje, że gość ma to wszystko obcykane, rozpoznaje skóry demonów i w ogóle jest jakimś bonzo mitologii chrześcijańskiej.

I tak jest przez cały czas. Kończę już, bo to kopanie leżącego.

Do tego mnóstwo literówek (nawet po kilka w jednym zdaniu...), braki polskich fontów, przecinków, powtórzenia itd... dla przykładu:

Po tych sowach
widniały palny wieży a ba odwrocie widniał

Wydaje mi się ten tekst jedynie szkicem roboczym sporządzanym w panicznym pospiechu. Tylko wtedy można tak pisać...
Poza tym: ile razy można przerabiać to samo?
Bez oceny.

 O jejku, uśmiałem się... Mortycjan i tak był oszczędny w wytykaniu błędów... Daje 2, bo na nic więcej toto nie zasługuje.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Hmmm... ale o co chodzi? Niektóre zdania czytałam po dwa razy wcale nie z powodu głębokich metafor, jakie niosły, tylko z powodu błędów, które nawet autokorekta w Wordzie powinna poprawić. Nawet gdyby tekst niósł głębokie przesłanie i był ciekawszy (chociaż aż tak nudny nie jest, jak już się przebrnie przez te sowy zamiast słów, no i w końcu doczytałam cały :P), to błędy go rujnują. Nie wiem, ile razy czytałeś go przed wklejeniem tutaj, ale na pewno za mało. Też 2.

Od gdyżów i rejestru nowomowy uchroń nas, Panie!
Bez oceny.

Dobra,widze że jednak pisanie to nie moja specjalność xD Trzeba poszukac czego innego do roboty.

A może jednak próbuj dalej? Ćwiczenie czyni mistrzem. Pierwszy raz --- klapa, to fakt, ale siódme może dostać brawka. Nie pomyślałeś o tym?

Jeżeli to lubisz, to zaciśnij zęby i walcz! Przecież, cholera, każdy człowiek, zanim nauczy się biegać, najpierw pozdziera skórę z kolan, ucząc się chodzić!

w sumie mial byc to 1 rozdzial ksiazki ;/

Nowa Fantastyka