- Opowiadanie: Yenfri - Jajko z niespodzianką (DRAGONEZA)

Jajko z niespodzianką (DRAGONEZA)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Jajko z niespodzianką (DRAGONEZA)

Kto by pomyślał, że smoka można otrzymać pocztą?

 

Odkąd go zamówiła, Melka chodziła podekscytowana. Trudno się temu dziwić, smoka chciała mieć od zawsze. Pierwszy raz myśl ta pojawiła się w jej głowie gdy jako mała dziewczynka oglądała „Niekończącą się opowieść".

Pragnienie rosło wraz z nią, by pewnego dnia dojrzeć do spełnienia. Bo czegóż więcej od życia może chcieć szczęśliwa dwudziestopięciolatka?

 

Tylko smoka.

 

Rynek w tym zakresie nieco ją rozczarował. Nie podejrzewała, że zdobycie go będzie tak trudne. W końcu to dwudziesty pierwszy wiek, prawda?

 

A jednak. Częściowo winą obarczyła swoje wymagania. Smok musiał spełniać pewne warunki. Miał być wielki, mądry, śliczny, mieć łuski – koniecznie czerwone – posiadać duży skarb i umiejętność czytania w myślach.

 

Niestety, jej plany i marzenia bardzo szybko zostały zweryfikowane przez życie. A raczej Internet.

Przeszukawszy go wzdłuż, wszerz i w głąb znalazła tylko jeden sklep sprzedający smoki. Wstyd i hańba.

Smok nie spełniał w zasadzie żadnego z jej kryteriów, nie licząc koloru, ale przynajmniej nadal był to smok. Zamówiła go natychmiast.

 

Na kwestię kosztów miłosiernie opuśćmy zasłonę milczenia…

 

Po długim oczekiwaniu, nareszcie nadszedł ten dzień. Gdy odbierała paczkę od pana Józka, listonosza, ręce trzęsły jej się jak w najgorszej delirce.

Otworzyła karton i wyjęła z niego markowe pudełko. Angielskie napisy krzyczały z niego: „DO IT YOURSELF: DRAGON BONSAI".

Na jej ustach zagościł szeroki uśmiech.

 

 

***

 

Przyjrzała się dokumentom dołączonym do Zbyszka, jak nazwała swoje maleństwo. Było wszystko: faktura, gwarancja, nawet instrukcja obsługi. Zwłaszcza to ostatnie ją zaintrygowało. Rozłożyła kartkę i zaczęła czytać.

Instrukcja obsługi Smoka Bonsai – wskazówki dla początkujących:

1. Umieść jajo swojego smoka w naczyniu z wodą. Dopilnuj, by miała temperaturę pokojową. To będzie środowisko jego życia aż do wyklucia.

2. Gdy smok całkowicie wykluje się z jaja, wyjmij skorupę i wyrzuć. Pozwól mu zostać w wodzie jeszcze kilka godzin. Obserwuj go uważnie.

3. Karmienie nie powinno stanowić problemu. Smokom nie szkodzi ludzkie jedzenie. Nie przejmuj się, jeśli będzie Ci je podkradał z talerza. Ponadto smoki piją wodę – ze względu na jej umiłowanie (patrz punkt szósty) proponujemy zakup poidełka dla ptaków w możliwie dużym rozmiarze.

4. Przez pierwsze pół roku życia smok będzie zmieniał łuski. Te, które zmiękną, należy raz w tygodniu usuwać. Na początku świetnie posłuży w tym celu pęseta, później warto zaopatrzyć się w obcęgi.

5. Gdy Twój smok skończy pół roku raz w tygodniu podawaj mu pastę odłuszczającą – dorosłe osobniki niepotrzebne łuski zjadają. Może to powodować problemy żołądkowe, dlatego zalecane jest regularne używanie pasty.

6. Powinieneś zacząć przyzwyczajać domowników do dokręcania kranów i zamykania klapy sedesu. Smoki kochają wodę i mogą próbować pływać w misce klozetowej. Postaraj się tego uniknąć.

7. Zaopatrz się w kuwetę. Większość smoków szybko uczy się jej używać. Sprzątaj dwa razy dziennie – smoki to bardzo czyste stworzenia.

8. Gdybyś zauważył jakieś niepokojące symptomy chorobowe, nie idź ze swoim smokiem do weterynarza. Nie umieją pomóc, za to zazwyczaj sieją panikę. Nie martw się. Twój smok ma lepsze zdrowie niż Ty – samo mu przejdzie.

9. Ciesz się swoim smokiem! W razie problemów zgłoś się do naszej bezpłatnej pomocy technicznej – doradzimy Ci!

 

 

Melka przeczytała instrukcję w całości dwa razy. Nie chciała przeoczyć czegoś ważnego. Zajrzała nawet do gwarancji – smoczy serwis mieścił się w Chinach, więc miała nadzieję, że nie będzie musiała z niego korzystać.

Popatrzyła na stół, na którym wciąż stało firmowe opakowanie Zbyszka.

– Kochanie, pora się urodzić – powiedziała do niego czule i poczłapała do kuchni. Wynalazła dawno zapomniany, emaliowy garnek i nalała letniej wody.

Ręce drżały jej tylko odrobinę gdy delikatnie umieściła wydobyte z opakowania jajko na dnie garnka. Garnek ze świętą zawartością zajął honorowe miejsce na środku stołu.

Zadowolona z siebie Amelia usiadła przy stole i zapatrzyła się w swój przyszły cud.

 

 

***

 

 

Jak powszechnie wiadomo, marzenia często mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. Niestety, Amelia nie zdawała sobie sprawy, jak wielka może to być różnica.

 

 

Pierwszy szok przeżyła, gdy Zbyszek się wykluł.

Wszystko szło dobrze. Jajo popękało i po dwóch dniach Zbyszek oficjalnie stał się obywatelem świata.

 

 

Stał się nim też jego brat bliźniak, bo z jaja wykluły się dwa smoki. Tego Melka się nie spodziewała.

– Jarek – szepnęła z przestrachem w słuchawkę. – Ich jest dwóch.

Miała nadzieję, że Jarek, jej wieloletni przyjaciel, coś jej doradzi. Srodze się zawiodła.

– Bajer! – krzyknął entuzjastycznie. – Kiedy mogę je zobaczyć?

– Czy ty nic nie rozumiesz? Miałam tremę przed kupieniem jednego, a mam dwa! Myślisz, że sobie poradzę? A może zadzwonić do nich z reklamacją?

– Oszalałaś? Dostałaś dwa smoki w cenie jednego! Powinnaś się cieszyć.

– Pewnie masz rację – westchnęła Melka.

– Wiem, że mam. Kiedy mogę wpaść je obejrzeć?

– Może za tydzień? Chcę, żeby się oswoiły z mieszkaniem i z ludźmi.

– Dobra, to jeszcze się odezwę.

Rozłączyli się. Melka patrzyła na dwie urocze istotki, niezdarnie pływające w garnku. Zgodnie z instrukcją wyjęła skorupę i zaczęła odliczać czas do wyjęcia smoczków z wody.

Nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie je przytuli.

 

 

***

 

 

Była godzina piąta rano, a Melka siedziała na kanapie w salonie, kiwając się w przód i w tył. Nie spała od godziny, choć była sobota i miała nadzieję się wyspać.

Zbyszek i Bartek właśnie skończyli trzy tygodnie i zaczęli dokazywać. Biegali po mieszkaniu od ściany do okna, rujnując wszystko, co znalazło się na ich drodze. Hałasu robili przy tym tyle, że sąsiedzi Melki zaczęli się skarżyć „na tego ogromnego psa".

A ona biedna siedziała i kiwała się, myśląc o ironii spełnionych marzeń.

 

 

Tak, jak przewidziano w instrukcji, smoczki pokochały ludzkie jedzenie. Najchętniej jadły żółty ser i szynkę. Mimo, że miały dopiero trzy tygodnie, nauczyły się wskakiwać na stół i ściągać ulubione kąski z kanapek Melki.

 

 

Polubiły też picie kawy z mlekiem wprost z jej kubka.

Początkowo uważała to za urocze. Do momentu, kiedy nie znalazła pływającej w kawie łuski. Próbowała parzyć im osobną kawę i dawać w misce na podłodze, ale nie dały się nabrać. Ta z jej kubka była najlepsza.

 

 

I tak je kocham, zdecydowała Melka i wróciła do sypialni, chcąc złapać jeszcze kilka godzin snu. Nie zdążyła zamknąć drzwi, więc zanim się obejrzała Zbyszek i Bartek leżeli już na środku jej łóżka.

 

 

Ich wzrok nie pozostawiał wątpliwości, kto dziś śpi w łóżku, a kto na kanapie w salonie.

 

 

***

 

 

Odkąd Amelia kupiła smoka i dostała drugiego gratis, jej poranki stały się zadziwiająco podobne do siebie. Wstawała, czyściła kuwetę i, nauczona doświadczeniem, robiła podwójne śniadanie. Pierwsze zjadały maluchy, w naprawdę imponującym tempie. Drugie niekiedy udawało się jej zjeść, o ile nie odstawiła go ani razu na stół. Inaczej mogła się z nim pożegnać na dobre.

 

 

Jarek, mimo wcześniejszych zapowiedzi, przyszedł dopiero kiedy smoki skończyły miesiąc.

Ledwie zdjął swoje wojskowe buty, maluchy się do nich wpakowały, całe podekscytowane tym nowym, nieznanym zapachem.

– One tak zawsze? – spytał z rezerwą, patrząc na ich poczynania.

– Nie, tylko czasami – uśmiechnęła się uspokajająco Amelia. – Zrobię ci herbatę, chcesz?

– Wolałbym kawę.

– Nie polecam. Chyba, że jesteś gotów walczyć o nią ze Zbyszkiem i Bartkiem.

– Mówisz serio?

– A wyglądam, jakbym żartowała?

Jarek westchnął.

– Dobra, niech będzie herbata. Dzięki.

Amelia weszła do kuchni i przygotowała herbatę. Smokom w tym czasie znudziły się buty Jarka i zaczęły się bić ze sobą na środku pokoju. Odgłosy, które wydawały, mogły zmrozić krew w żyłach.

– Jak ci idzie z nimi? – spytał Jarek, biorąc od Melki herbatę.

– Są kochane, ale rozrabiają nieziemsko. Ciągle chodzę niewyspana i podrapana – zaprezentowała imponujące blizny na przedramionach.

– Rany boskie, co ci się stało?

– A, nic – machnęła lekceważąco ręką. – Usuwałam im łuski. Jak widać nie przepadają za tym.

– Słuchaj – zaczął niepewnym tonem Jarek. – A ty pewna jesteś, że one są normalne?

– A skąd mam wiedzieć? Nie znam nikogo innego, kto miałby smoka. A co?

– Nic, tak patrzę na nie i się zastanawiam. W jednej chwili biegają jak małe szatany, a teraz śpią jak aniołki – wskazał ręką pod stół.

– Ta, wiem. Trochę mnie to wkurza, jak śpią w dzień i harcują w nocy, ale daję radę. Jeszcze – Melka roześmiała się głośno, z czułością patrząc na dwie łuskowate istotki, splątane ze sobą we śnie.

Pogadali jeszcze chwilę i Jarek poszedł do siebie. Gdzieś w głębi duszy podziwiał Amelię za upór. On by tak nie umiał.

 

 

***

 

 

– NIE WOLNO! – wydarła się na całe gardło Amelia. – NIE WOLNO!

Mały, uroczy smok spojrzał na nią wzrokiem skrzywdzonego bazyliszka. Właśnie przykucnął na parapecie i skrupulatnie wygrzebywał ziemię z doniczki z fiołkami.

Melka siedziała przy stole z groźną miną, a desperację i szaleństwo miała wypisane na twarzy. Próbowała opanować swoje rozbrykane dzieci, ale na razie bez większego skutku. Dopiero jak się je złapało i dało po ogonie, zaczynały reagować. Głównie obrażeniem.

Gwałtownie wstała od stołu i szczupakiem rzuciła się w stronę parapetu. Złapała małego winowajcę.

– Zbyszek, nie wolno! – smok pisnął, gdy jej ręka uderzyła go w ogon. – Nie wolno, rozumiesz?

 

 

Puściła malucha na podłogę i kontrolnie poszukała wzrokiem Bartka. Na szczęście był bardziej flegmatyczny niż brat, więc tylko siedział na półce z butami, przegryzając sznurowadła.

Amelia westchnęła z rezygnacją.

 

 

***

 

 

Melka nie wiedziała, że smoki są utalentowane muzycznie. Jej maleństwa skończyły właśnie cztery miesiące i w chwili obecnej, dawały popis rozdzierająco-piskliwej serenady pod zamkniętymi drzwiami łazienki. Miała nadzieję, że zaraz skończą, chciała wziąć relaksującą kąpiel z pianą i świecami. Smoczy zaśpiew nieco psuł ten miły nastrój.

 

 

Pogrążyła się w myślach.

 

 

Uwielbiała Zbyszka i Bartka. Ostatnio nieco się uspokoili i zaczęli nawet reagować na jej zakazy. Musiała je powtarzać po trzy razy, ale zawsze to jakiś postęp. Taką miała nadzieję.

 

 

Poza tym zbliżała się jesień i dwa ciepłe smocze ciałka były nie do przecenienia w nocy. Normalnie żywe termofory. Musiała tylko uważać przy zmianie pozycji, by się na którymś nie ułożyć. Ich łuski boleśnie kłuły w plecy.

 

 

Jej znajomi nadal pukali się w głowy z politowaniem. Smoki? W środku Warszawy? Nie bardzo mieściło im się to w głowach. Nawet jeśli z założenia były to smoki bonsai i nie miały być zbyt duże. Przecież to nadal smoki, prawda?

Ona sama miała poczucie, że ich zakup był jedną z najlepszych decyzji, jakie podjęła w całym swoim życiu. Nie żałowała. Nie spodziewała się tylko, że będą tak drogie w utrzymaniu. Pięć kilo żwirku tygodniowo, mnóstwo szynki, sera i piersi z kurczaka, do której w końcu się przekonały. Ale przecież były tego warte.

 

 

***

 

 

– Cześć! – Amelia była niebotycznie szczęśliwa widząc w drzwiach Jarka. – Co ty tu robisz?

– Gram dobrego wujka. Przyniosłem drzewo.

– Co? – dziewczyna złapała się za głowę widząc ogromny pniak przy nogach przyjaciela. Przesunęła się nieco i wpuściła go do środka. – Po co to?

– Dla Zbyszka i Bartka. I dla twoich mebli. Szkoda ich trochę, nie sądzisz?

Amelia nie odpowiedziała. Obrzuciła wzrokiem kanapę, regał i nogi od stołu, o które ocierały się smoki, gdy swędziały je łuski. Z pewnością nie wyszło to meblom na zdrowie.

– Dzięki – uśmiechnęła się z wdzięcznością. – Postaw pod oknem, może przestaną mi wskakiwać na parapet – dodała z nadzieją w głosie.

– Jak się czujesz? – w głosie chłopaka zabrzmiała troska.

– Jako tako. Nadal jestem zmęczona, choć szczęśliwa. I troszkę zaczynam się bać.

– Co się stało?

– Niby nic. Prawie już nie rozrabiają w nocy, co jest dużym plusem. Za to zaczęły troszkę zionąć ogniem, więc zdjęłam firanki – Amelia machnęła ręką w stronę okna. – Dobrze, że są i będą małe, bo inaczej bałabym się pożaru. Gaśnicę co prawda mam, ale nie miałabym serca jej na nich użyć. A poza tym chyba wiedzą, jak je kocham i próbują to wykorzystywać.

– Hm, cały czas mówimy o smokach, tak? – Jarek uśmiechnął się do Amelii. – Bo brzmi, jakbyś mówiła o dzieciach. Ziejących ogniem dzieciach, ściślej mówiąc.

– To moje dzieci, co poradzę? Mamy pewne problemy wychowawcze, ale i tak je kocham. Poza tym, dwie zawsze działające zapalniczki mogą się przydać – uśmiechnęła się szeroko, puszczając oko. – Przecież gorzej już nie będzie, prawda?

– Jasne – Jarek objął dziewczynę i przytulił mocno. – Chcesz iść na piwo?

-Ooo, tak, błagam – Melka błyskawicznie znalazła się w przedpokoju. Włożyła buty i zgarnęła z wieszaka płaszcz. – Ale na jednym na pewno się nie skończy.

– Masz to jak w banku – obiecał Jarek wychodząc wraz z nią z mieszkania.

 

 

***

 

 

Niektóre poranki bywają naprawdę ciężkie.

Te, w które człowiek budzi się z kacem gigantem z pewnością do takich należą. Świadomość konieczności zajęcia się rozbrykanymi smokami nie jest tym, co pomaga. Wręcz przeciwnie.

 

 

Amelia obudziła się ze zdartym gardłem. Po trzech piwach postanowili pójść z Jarkiem na karaoke, by tam kompletnie zarżnąć swoje głosy i wątroby. Fakt faktem, za swoje wykonanie „Narcyza" dostała owację na stojąco, ale teraz za to płaciła. Nie była w stanie powiedzieć ani pół słowa.

 

 

Wsłuchała się w ciszę. ZAniepokoiła ją ona do tego stopnia, że zwalczyła helikopter w głowie i wylazła z łóżka. Od czasu jak smoki nauczyły się chodzić, w jej mieszkaniu nie panowała cisza. Coś było nie tak.

Weszła do salonu w momencie, gdy usłyszała głuche walnięcie w ścianę. Nieco ją to uspokoiło – pewnie któryś z maluchów znów nie zdążył wyhamować.

Gdyby tylko…

Rozejrzała się dookoła. I zdębiała.

Nie będąc w stanie wypowiedzieć słowa, chwyciła telefon ze stołu i, przez łzy rozpaczy w oczach, wystukała SMS do Jarka:

Nigdy nie zgadniesz, co się stało. Tym skurczybykom wyrosły skrzydła!

Koniec

Komentarze

Zdumiałaś mnie zdumieniem Amelii. Nie wiedziała, że nie ma smoka bez skrzydeł?

Chwilami nazbyt szczegółowo opisujesz perypetie Amelii z tymi stworami --- nieco kondensacji, naprawdę nieco, wyszłoby opowiadaniu i czytelnikom na zdrowie.
Zapis dialogów...
Może być cztery?

Garnek z świętą zawartością
Ze świętą
, wydaje mi się, byłoby lepiej. Rzuciło mi się to w oczy.
Wsłuchała się w ciszę. To ją zaniepokoiło do tego stopnia
Zaniepokoiło ją to, że się w ciszę wsłuchała? :) Lepiej: zaniepokoiła ją ona
No i wspomniany zapis dialogów.

Opowiadanie z rodzaju tych lekkich i "domowych" jak ja to nazywam. No i prosta historia. Jednak pomysł na opowiadanie mi się spodobał. Zamawiany smok, hmm. Chińczycy wszystko nam wcisną.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Do konkursu.

Bardzo fajny pomysł.  Dobrze mi się czytało.

Dziękuję za oceny i komentarze. Na obronę swojego zapisu dialogów, pozwolę sobie zacytować polskich klasyków:

" - Źle zrobiłaś, pani - szepnął, gnąc się w ukłonie. - Bardzo źle. Ale to się da naprawić." - Andrzej Ziemiański, Achaja tom I, str. 14, wyd. I

"- Malinowski, ubezpieczenie - wydał rozkaz.
- Tak jest - potwierdził porucznik.
- Przestępstwo w toku. Interweniujemy - podał instrukcje. - Zaraz zarżną tam jakąś dziewczynkę. Rawicz!" - Andrzej Pilipiuk, Kuzynki, str. 7, wyd. II poprawione

" - Jesteś spostrzegawczy - odwróciła głowę, zacisnęła wargi, a jej twarz nagle skurczyła się i zbrzydła. - Tak, jesteś spostrzegawczy. Ale bardzo naiwny.
- Opowiedz mi twą historię. Proszę.
- Cóż - westchnęła. - Dobrze, jeśli chcesz... Opowiem." - Andrzej Sapkowski, Pani Jeziora, str. 13, wyd. "kolekcjonerskie"

Czytając książki m. in. tych autorów uczyłam się pisać dialogi. I zostaną w takiej formie, co, mam nadzieję, nie będzie już nikomu przeszkadzać.

Już klasycy? No proszę, proszę...
W trzecim przykładzie jest błąd.
Ale ja nic nie pisałem, w ogóle mnie tu nie ma...

Opowiadanie bardzo mi się podobało - fajnie się czyta, a i pomysł jest uroczy. Gdybym tylko mogła wystawiać oceny ;)

 

A tak z ciekawości gdzie jest ten błąd? Bo mam to samo wydanie i trzeci fragment wygląda na przepisany kropka w kropkę.

 

 

A tak z ciekawości gdzie jest ten błąd? Bo mam to samo wydanie i trzeci fragment wygląda na przepisany kropka w kropkę.

Przepisany jest dobrze. AdamKB miał na myśli, że w książce jest błąd. 

" - Jesteś spostrzegawczy - odwróciła głowę" - "odwróciła" powinno być z dużej litery, bo to czynność odnosząca się pośrednio, a nie bezpośrednio do słów postaci. Postać nie wydała dźwięków za pomocą odwrócenia głowy, tylko za pomocą ust (powiedziała, westchnęła, jęknęła, stęknęła itp.).

W poprzednich przykładach określenia 'szepnął, wydał rozkaz, potwierdził i podał instrukcje' są poprawne, bo to alternatywy do "powiedział". Jeśli macie problem z rozróżnianiem, to w przypadku wątpliwości stawiajcie sobie pytanie "Czy ta czynność oznacza wydanie dźwięku ustami?".

Korektorzy i wydawcy to też tylko ludzie, a nie nieomylni bogowie... Zasada "ktoś to wydał, więc jest na 100% poprawnie" nigdy się nie sprawdzała i nadal się nie sprawdza. Nawet w przypadku "wydania poprawionego" czy "wydania nr 32 843"...

Otóż to, moja Anielciu.
Żałuję, że wyrzuciłem, dosłownie wyrzuciłem przez okno*/ pewne wydanie "Człowieka w labiryncie" (jeśli nie mylę z innym tytułem). Zachowane, byłoby kopalnią przykładów na poparcie słów Mortycjana.

*/ co nigdy przedtem i jak na razie nigdy potem nie zdarzyło się, ale zawsze jest ten pierwszy raz...

Bardzo fajny pomysł, zwłaszcza ta  instrukcja mi się podobała :). I jakaś taka nieskromna myśl mi zaświtała, że może to mój miniaturowy smok był inspiracją :). Przyjemnie się czyta, ale troszkę zabrakło mi mocniejszego zakończenia, czegoś trochę bardziej zaskakującego.  Ale ogólnie wrażenia jak najbardziej pozytywne i chętnie bym jeszcze poczytała o sukcesach wychowawczych Amelii :)

Przyjemnie się czytało. Minusem jest zaskakujące zakończenie, które nie zaskakuje. Czytając odniosłem też wrażenie, że w sumie zamiast słowa "smok", możnaby wsadzić "kot", "pies" czy nawet "borostwór" i po kosmetycznych modyfikacjach też by wszystko grało - dowód na uniwersalność powyższego tekstu ;)

Mortycjan, AdamKB - nieustająco dziękuję za uwagi, niemniej pozostanę przy swoim zapisie. Wybaczcie. I Adam - Anielciu, serio? ;)

Inanka, Eferelin Rand - dzięki za komentarz i uwagi a propos zakończenia. Chodziło mi o to, że moje smoki miałby być bezskrzydłe :P Ale fakt, nie wspomniałam o tym w tekście, więc końcówka nie jest taka super "mocna". Co do innych stworzeń - może. Ale to nadal tylko małe, niewychowane smoki ;)

Cytat z jednej z ról niezapomnianego Opalińskiego.

Ktoś tu chyba wychowywał kocięta :P Zamień łuski na gęste, puszyste futerko i masz przestrogę dla ludzi, którzy chcą kupić kota i nie wiedzą jeszcze co ich czeka ;) Ale to nie zmienia faktu, że opowiadanie mi się podobało - te małe rozrabiaki wzbudziły we mnie pozytywne uczucia :)

A co do skrzydeł: nie dziwię się jej zdziwieniu, przecież to były smoki z Chin, a chińskie smoki skrzydeł nie mają!

Pomysł ciekawy, lekki i całkiem zgrabny. Technicznie można mieć parę zastrzeżeń, jak chociażby wspomniany już zapis dialogów czy zakończenie, które ani nic konkretnego do historii nie wnosi, nie zamyka opowieści. Ale ogólnie - z potencjałem.

Tylko zdziwiła mnie reakcje autorki na wskazanie błędu (mowa o zapisie dialogów, o którym pisali i Mortycjan, i AdamKB). Ach, widać jestem zbyt wielką idealistką, ale zawsze sądziłam, że autor chce, żby jego tekst był jak najlepszy - innymi słowy, że autor chce się uczyć i udoskonalać. A tu taka historia. ;)

Podsumowując: gdy przeczytałam tekst, stwierdziłam, że autorka ma potencjał - są jeszcze błędy i zgrzyty, czegoś brakuje, ale i "coś" jest, wystarczy popracować i w przyszłości może być całkiem ciekawie. Takie były moje wnioski. Potem przeczytałam komentarze i pomyślałam, no cóż, autorka nie zamierza iść na przód, szkoda, ale co poradzić...

Autorka nieustająco dziękuje za wiarę, komentarze i uwagi. Co do samorozwoju i iścia naprzód - jak najbardziej. Ale metodą małych kroczków ;)

Ależ proszę. I tak sobie myślę, że poprawienie błędnego zapisu dialogów jest naprawdę małym kroczkiem...

Podpisuję się pod wypowiedzią Sylwiena. Od podrapanych ramion, walk o śniadanie, ziemi z doniczek, po skrzydła (albo prawie). I niestety w związku z tym... Bo opowiadanie jest świetne. Lekko napisane, przyjemnie się je czyta... Tylko... No właśnie, gdyby "smok" zamienić na "kot" nie byłoby w nim nic nowatorskiego, a i to już (tzn. "kocie" smoki) nie jest takim znów najświeższym spojrzeniem. Dlatego postawię czwórkę, mimo, że wcześniej chciałam ocenić wyżej.

Nowa Fantastyka