- Opowiadanie: Sylwien - Eko-smok (DRAGONEZA)

Eko-smok (DRAGONEZA)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Eko-smok (DRAGONEZA)

– Jaruś, pójdziesz wyrzucisz śmieci? – głos mamy przedostał się przez zamknięte drzwi pokoju Jarka i zaburzył jego koncentracje. Postać na monitorze zamachnęła się mieczem w zupełnie inną stronę niż chciał i całe kombo poszło się chrzanić.

 

– Nie teraz, bossa pokonuję! – odkrzyknął tylko, skupiając się na walce z demonem. – Niech Jacek pójdzie!

 

– Ja byłem ostatnio! I jestem na huncie z kolegami! – z sąsiedniego pokoju dobiegł protest brata.

 

– Jarek, idź ze śmieciami! – głos mamy był coraz bliżej.

 

– Nie teraz! – Zdenerwowany walił w klawisze klawiatury.

 

– JAREK, w tej chwili idź wyrzucić te śmieci! – Mama wparowała do pokoju w tym samym momencie, gdy demon dosięgnął pazurami komputerowego rycerza.

 

– Za… Chwilę… Przecież… Nie… Uciekną…– Jarek rozpaczliwie próbował skupić się na przegrywanej walce.

 

– Nie za chwilę, tylko TERAZ – odparła mama stanowczym tonem i zrobiła najgorszą rzecz z możliwych – wyłączyła monitor.

 

– MAMO! – pełen oburzenia krzyk wyrwał się z piersi chłopca. Szybko włączył monitor z powrotem, ale było już za późno – na ekranie widniał napis: „YOU ARE DEAD"

 

– Mamo, widzisz co zrobiłaś? – tym razem jego głos był pełen wyrzutu, tak samo jak wzrok.

 

– To tylko gra – matka odpowiedziałą mu kamiennym spojrzeniem. – Jakbyś zrobił pause i poszedł, kiedy cię pierwszy raz o to poprosiłam, już byłbyś z powrotem. A teraz nie marudź i idź wreszcie wyrzucić te śmieci.

 

Jarek spojrzał na jej zaciśnięte usta i skrzyżowane na piersi ręce. Wiedział, że kiedy jest w takim humorze, lepiej z nią nie zadzierać.

 

– Dobra, już idę… – wymamrotał i wyszedł z pokoju.

 

Kiedy sznurował buty, mama przyniosła mu trzy worki i zaczęła wyjaśniać:

 

– W tym są zwykłe śmieci, w tym masz plastiki… Jacek! Ile razy mam powtarzać, że papierki po cukierkach to nie jest plastik! A ty Jarek mógłbyś wreszcie zapamiętać, że tu wrzucamy kubeczki po jogurtach BEZ aluminiowego wieczka.

 

– Tak, mamo…

 

– No, a w tym worku jest szkło, tylko uważaj, bo gdzieś tam jest stłuczona szklanka…

 

– Dobrze, mamo… – nie chciało mu się wkładać energii w odpowiadanie, z tego samego powodu też nie trzasnął drzwiami.

 

Był zły i zrezygnowany, więc przez całą drogę do śmietnika tylko mamrotał do siebie coś o bezcelowości segregacji śmieci i o tym, że mama to pewnie odreagowuje na nim złość wyniesioną z pracy, a w ogóle to dlaczego nie postawili tych eko-śmietników obok zwykłych osiedlowych tylko gdzieś na drugim końcu ulicy?

 

Wrzucił do kontenera pierwszy worek i popatrzył na pozostałe. Nie chciało mu się iść do tych specjalnych pojemników na plastik i szkło.

 

– Ehh, wyrzucę je tu, przecież mama się nie dowie… – powiedział do siebie i zdziwił się niepomiernie, gdy odpowiedział mu głos:

 

– Ja się dowiem.

 

Odwrócił się, ale nikt za nim nie stał. Rozejrzał się i wzruszył ramionami. Uniósł worek, żeby wrzucić go do kontenera.

 

– Ekhmm – głos odezwał się ponownie, tym razem z prawej i tak jakby z poziomu jego kolan. Spojrzał w dół… i nic.

 

– Tutaj…

 

– O ja pierdole! – wyrwało mu się i z wrażenia upuścił worki ze śmieciami.

 

W rogu śmietnikowej wiaty znajdowało się coś przypominającego skrzyżowanie jamnika z jaszczurką. Miało pokraczny pysk, duże, wyłupiaste oczy, zakrzywione rogi, dwa rzędy kolczastych wyrostków ciągnących się przez cały grzbiet oraz długi, gadzi ogon. Jarek zauważył też małe skrzydełka wyrastające tuż za krótkimi, przednimi łapami.

 

– W mordę jeża, SMOK, najprawdziwszy smok! – wykrzyknął uradowany.

 

Przykucnął, żeby lepiej przyjrzeć się stworzeniu. Ciało smoka pokryte było różnokolorowymi łuskami. Na niektórych dostrzegł litery. Niektóre układały się w znajome słowa: „Żubr", „Piłeś – nie jedź", „5,6% alkoholu"

 

– Eeeee… Puszki? – spytał zdziwiony.

 

– A co, makulatura lepsza? – parsknął kpiąco smok. – Wolałbyś nie widzieć tych papierowych biedaków po pierwszym lepszym deszczu… – Jarek zauważył, że głos stwora ma lekko metaliczne brzmienie.

 

– Naprawdę jesteś smokiem? – Chłopiec nie mógł uwierzyć w swoje szczęście.

 

– A nie widać? – Na potwierdzenie swoich słów wyprężył się dumnie, niczym pies gończy, który złapał trop.

 

Jarek nie odpowiedział. W jego wyobraźni smoki były wielkimi, potężnymi bestiami. Ale w grach często pojawiały się małe smoki – chowańce. Tylko żadne nie były zrobione z puszek.

 

– Co robisz na śmietniku? – spytał, chcąc zyskać na czasie. Miał już zalążek planu…

 

– Pilnuję, żeby tacy jak ty wyrzucali śmieci tam, gdzie jest ich miejsce. Tak więc bierz te worki i zanieś je grzecz…

 

– Pokazujesz się wszystkim? – Jarek nie zwracał uwagi na jego słowa. Ledwo zauważalnymi ruchami przybliżał się do smoka.

 

– Tylko wybranym. Tylko nie myśl, że to komplement! – Jarek i tak czuł się wspaniale. Został WYBRANY.

 

– Większości ludzi nie trzeba pilnować, sami dbają o środowisko – kontynuował smok. – Na niektórych wystarczy popatrzeć – czują się wtedy nieswojo i myślą, że to ich sumienie. No i nie mogę zbytnio rozgłaszać swojego istnienia, więc pokazuję się tylko tym, którzy nikomu o tym nie powiedzą albo tym, którym nikt nie uwierzy.

 

Jarek uśmiechnął się. Oczywiście, że nikt mu nie uwierzy. Ale jeśli będzie miał dowód…

 

– Jest was więcej? – Grał na zwłokę. Został mu niecały metr.

 

– Pewnie! – odparł smok. – Przy takiej produkcji odpadów codziennie powstają nas tysiące. Tylko wyrzucacie tak kosmiczne śmieci, że większość nie przeżywa… Spróbuj istnieć, będąc mieszanką tygodniowego obiadu, zepsutego klapka, butelki, starej gazety i opakowania po chipsach… – jego pysk wykrzywił się w pełnej zgorszenia minie. – Czy ty mnie w ogóle słuchasz?

 

– Oczywiście – Jarek skłamał gorliwie. – Masz jakieś imię? – to go ciekawiło dużo bardziej niż jakieś eko-brednie.

 

– Alugon – smok zaczął wiercić się niespokojnie. – Co ty kombinu… EJ! – wykrzyknął, gdy Jarek rzucił się na niego zaciskając ręce na jego ogonie, jednak łatwo mu się wyrwał.

 

– Auć! – Chłopak popatrzył na swoje krwawiące dłonie, pocięte przez ostre krawędzie puszkowych łusek.

 

– To było bezczelne, wiesz? – głos Alugona dobiegł gdzieś zza kontenera. Chłopak opadł na czworaka rozglądając się za smokiem.

 

– Złapię cię i pokażę kumplom. Będzie super. Zostaniesz moim zwierzątkiem – Jarek dostał wypieków z entuzjazmu. – Mama nie pozwoliła mi mieć psa, ale jak zobaczy ciebie, to będzie musiała się zgodzić… Będę Cię wyprowadzał na spacer, karmił… Hmmm, co jesz? Puszki? – snuł swoje wizje, gorączkowo szukając stwora. Nie mógł dopuścić, żeby taka okazja przeszła mu koło nosa.

 

– Ekhm, to wygląda dziwnie, szczególnie dla NIEJ – smok wydawał się być rozbawiony.

 

Jarek odwrócił się w jego stronę i zobaczył panią Spasińską. Mieszkała na parterze w sąsiednim bloku i w opinii chłopca miała ze sto lat. Trzymała w rękach worki na śmieci i przyglądała mu się podejrzliwie. Alugon siedział kilka kroków przed nim, więc staruszka musiała go widzieć, jednak nijak nie zareagowała na puszkowego stwora.

 

– Eee… Nie widzi pani tego smoka… znaczy się kota? – poprawił się szybko, widząc wyraz jej twarzy.

 

– Nie widzi mnie, ani nie słyszy – wytłumaczył mu Alugon. – Potrafię być bardzo wybiórczy w moich objawieniach.

 

Pani Spasińska dalej patrzyła na Jarka jak na wariata.

 

– Taki czarny… Z białym krawacikiem, dość spory… – ciągnął swoje kłamstwo z kotem.

 

– Kot? – głos miała wysoki i skrzeczący. Kojarzył się z Babą Jagą.

 

– Tak, taki czarny…

 

– Pewnie dawno uciekł – przerwała mu – i jego szczęście! Już ja was znam, chuligani, znęcacie się nad biednymi stworzeniami, podpalacie futro, rzucacie kamieniami! – Trzęsła się cała w przypływie nagłej złości. – Łobuzy jedne! Jak zobaczę Cię z jakimś kotem, to… – zawahała się szukając odpowiedniej groźby – to twój ojciec się o tym dowie!

 

Pogroziła mu wykrzywionym przez reumatyzm palcem, wyrzuciła jeden worek i poszła sobie, wciąż trzymając drugi worek.

 

– Widzisz? – odezwał się Alugon. – Nawet ona segreguje śmieci. Córka ją tego nauczyła… Czy ty nie odpuścisz? – Smok uskoczył zwinnie przed atakiem Jarka i przemknął pomiędzy jego nogami, gryząc go przy okazji w łydkę.

 

– Aaaaaa! – łzy stanęły chłopakowi w oczach. Spojrzał na nogę, z której cienką stróżką spływała krew.

 

– Wiesz, każdy na moim miejscu chciałby cię złapać. Własny smok, to dopiero! – popatrzył na Alugona z wyrzutem, że utrudnia mu spełnienie marzenia.

 

Smok w odpowiedzi wyszczerzył tylko zęby. Były brązowe, lekko przejrzyste i jakby szkliste. Jarkowi z czymś to się kojarzyło…

 

– Butelka po piwie – wyjaśnił Alugon. – Ktoś przez przypadek wrzucił ją do pojemnika na puszki. Ale ja nie narzekam.– Stwór machnął niedbale łapą i dopiero wtedy chłopiec zwrócił uwagę na pazury – były takie same jak zęby.

 

Przez następne dziesięć minut Jarek podejmował liczne próby złapania smoka, które nieodmiennie kończyły się fiaskiem. Za którymś razem otarł sobie nadgarstki i rozbił kolano, gdy potknął się, próbując nadążyć za niezwykle zwinnym stworzeniem. Zrozumiał, że smok się z nim bawi i powoli zaczął tracić nadzieję, że uda mu się go schwytać…

 

– Widzę, że nic do ciebie nie dociera – stwierdził Alugon, przysiadając na pokrywie śmietnika po kolejnej minucie bezsensownej gonitwy. – Co powiesz na mały układ?

 

– Układ? – spytał Jarek z nadzieją. Był już mocno zmęczony.

 

– Ehe – przytaknął smok. – Zrobimy tak: ty będziesz wyrzucał śmieci do tych pojemników, do których powinny trafiać, a ja będę ci się pokazywał. Porozmawiamy, z czasem może pozwolę ci się dotknąć – oczy chłopaka zabłysły na samą myśl – a potem się zobaczy. Co ty na to?

 

Jarek zamyślił się. Nie była to satysfakcjonująca umowa, ale zawsze coś. Dodatkowo stwarzała okazje – może uda mu się złapać puszkowego smoka, kiedy lepiej się do tego przygotuje.

 

– Zgoda. – Wyciągnął swoją pokiereszowaną rękę w kierunku Alugona.

 

Ten zniknął w jednej sekundzie. Jarek poczuł rozczarowanie, ale jednocześnie coś pacnęło go w dłoń, zostawiając na zakrwawionej skórze odcisk – ślad po smoczej łapie. Zaraz potem Alugon pojawił się w tym samym miejscu, z którego zniknął.

 

– Ostrożności nigdy nie za wiele – wyszczerzył się.

 

Jarek pokiwał głową z uznaniem. Schwytanie go będzie jeszcze trudniejsze, niż przypuszczał. Wziął worki i pomaszerował do eko-śmietników.

 

 

 

– No wreszcie wróciłeś – stwierdziła mama, otwierając drzwi. – Gdzieś ty był, na drugim końcu miasta… Dziecko drogie! Coś ty sobie zrobił?! – wykrzyknęła, patrząc na jego zakrwawione ręce.

 

Jarek przez jedną krótka chwilę miał ochotę powiedzieć całą prawdę, ale stwierdził tylko:

 

– Szkło…

 

– A mówiłam ci, żebyś uważał. – Matka załamała ręce w geście rozpaczy. – Jak tyś tego dokonał jedną szklanką?

 

– Przewróciłem się – odparł, pokazując rozbite kolano.

 

– Ohh, co ja z tobą mam! Do łazienki, zanim zakrwawisz mi dywan. Umyj to, a ja zaraz przyjdę sprawdzić czy nie zostały ci w ranach jakieś odłamki…

 

Jarek posłusznie wykonał jej polecenia. Udawał smutnego i zranionego – może dostanie na pocieszenie coś słodkiego. Ale w głębi duszy cieszył się – w końcu spotkał dziś SMOKA! W dodatku – nie dziś, nie jutro i pewnie nie w najbliższym czasie – złapie sobie tego smoka i będzie JEGO!

 

 

 

Alugon siedział na klapie kontenera wpatrując się bacznie w jego zawartość. Coś się tam ruszało. Po chwili czarny worek został rozerwany przez małe, metalowe pazurki. Alugon drgnął w nagłym przypływie nadziei – puszki zwykle dawały obiecujące rezultaty. Worek dygotał cały, gdy istotka próbowała wydostać się na zewnątrz. Rozcięcie powiększyło się i wyszła przez nie głowa smoczka. Kilka gwałtownych ruchów i reszta ciała także opuściła worek. Alugon westchnął zrezygnowany. Nowy był w znacznej mierze organiczny i w dodatku w niektórych miejscach nadgnity. Ciało było miękkie i drżące, koloru starego banana, miejscami tylko upstrzone metalowymi łuskami. Przez grzbiet przechodził rządek cieniutkich, białych kolców, przywodzących na myśl rybie ości. Mały smok trząsł się cały, próbując stanąć na słabych łapkach, po czym rozpadł się na czynniki pierwsze. Nie miał szans istnieć, za duży misz-masz, zbyt duża niestabilność.

 

Alugon pokręcił głową i przeniósł się na daszek wiaty osłaniającej śmietniki. Ogarnął go smutek i melancholia. Zwinął się w kłębek i naprostował łuski ogona, które ucierpiały w przygodzie z chłopcem.

 

„Ludzie to okrutne istoty" – stwierdził. – „Wszystko chcieliby posiadać, wszystko mieć, wszystko zawłaszczyć. Nie obchodzą ich uczucia innych. Myślą, że przeciwstawny kciuk i pofałdowany mózg stawiają ich wyżej od innych stworzeń. Że to daje im prawo zniewalania słabszych." – im dłużej nad tym rozmyślał, tym bardziej był rozgoryczony. Przed oczami stanął mu obraz śmietnikowego smoka istniejącego tylko kilka chwil. Warknął. Ludzie obdarli z magii wszystkie rzeczy piękne i niezwykłe – tęczę, zorzę, spadające gwiazdy, zaćmienie słońca, a nawet narodziny i miłość. Nie było już magii w lasach, jeziorach i szemrzących strumieniach, w bezkresnych przestworzach czy morskich odmętach. Teraz magia musiała szukać ujścia w rzeczach śmierdzących i odrażających, pojawiać się na śmietnikach, wysypiskach i w kanałach. Ta pierwotna siła próbowała się przystosować, ale na razie… no cóż… – Alugon westchnął głęboko. Nie bardzo wierzył w przyszłość śmietnikowej magii. Zaczynał wątpić również w powodzenie misji, którą sam sobie wyznaczył. Ludzie byli tacy oporni…

 

 

Koniec

Komentarze

Zanim spadną na mnie gromy krytyki, kilka słów wyjaśnienia ;)

Opowiadanie powstało (w zarysie) jakieś dziesięć lat temu na (jak można się domyślić) konkurs ekologiczny. W pewnym momencie wymknęło się spod kontroli, więc zostało wsadzone do szuflady i zapomniane. Odkopałam je i dopracowałam, tu poprawiłam, tam zmieniłam... I po ciężkiej walce z samą sobą wrzuciłam, bo opowiadania pisanego docelowo na konkurs chyba nie uda mi się skończyć... (jestem jak Grand z "Dżumy"). Niech więc będzie to, niech zbiera wskazówki, rady i słowa zachęty (byłoby miło). A jak zostanie zmieszane z błotem, to trudno. Jak mawiał mój dzidek: "Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz." :)

- Ehh, wyrzucę je tu, przecież mama się nie dowie... - powiedział do siebie i zdziwił się niepomiernie, gdy odpowiedział mu głos:

- Ja się dowiem.

Moje osobiste zdanie! Ja bym darowałą sobie  ... i zdziwił się niepomiernie... bo tracisz wtedy "niespodzanikę". Czytelnik już wie, że zdarzy sie coś, co powinno być zaskoczeniem. Ja bym zostawiła  ...powiedział sam do siebie. A potem Ja się dowiem - dobiegł go (przymiotnik) głos. Ale ja żadna wyrocznia i piszę, co według mnie byłoby lepsze. 

która sam sobie wyznaczył. - literówka

Wstęp mi się nie podobał. Mimo iż w pewnym sensie wiem, co czuł Jarek brutalnie odrywany od komputera podczas gry ;) Ale potem (od pojawienia się Alguna) było znacznie lepiej. Już sam pomysł narodzin smoków mnie ujął. Ciekawe spojrzenie na ekologię i segregowanie śmieci ;)

Gratuluję pomysłu na smoka! Zrodzony ze śmieci. Cudne.

Khm, khm, Rhei... Powiedział sam do siebie... Khm, khm...
Początek można by skondensować nieco, to fakt --- ale zbytnio nie razi. Trochę to dydaktyką jawną trąci, no, ale na konkurs eko, nie będę kręcił nosem.
- A mówiłam ci, żebyś uważał - matka załamała ręce w geście rozpaczy. -> kropka po uważał, matka dużą literą.
Ogólnie niexle moim zdaniem. Wrzucisz coś jeszcze?

AdamKB, przyznaję bez bicia, nie wiem, co to za stwór... ten sam do siebie. Przepraszam, obiecuję poprawę ;)

Się może każdemu zdarzyć...

Przyjemnie się czyta. A przesłanie ekologiczne jak najbardziej godne pochwały.

Literówki poprawione :) A co do komentarza Rhei: masz rację, uprzedza to czytelnika o "niespodziance", jednak pojawia się ona juz w następnej linijce, więc chyba nie ma to aż takiego znaczenia...
ad. AdamKB: Owszem, początek się trochę rozrósł. To taka moja przypadłość - coś co miało być kilkoma zdaniami wstępu rozrasta się na całą stronę ;P Następnym razem spróbuję się pohamować.
A czy wrzucę coś jeszcze? Się zobaczy :)

Chociaż na konkurs ekologiczny, to nie wkurza dydaktyzmem ;) Nie porywa, ale dobrze i bez błędów napisane. Rewolucji w literaturze nie będzie, ale na czwórkę wsam raz :)

Czasami warto wyciagnac opowiadania z szuflady;-) Bardzo mi sie pomysl podobal. Bledow brak, a co do stylu to znalazloby sie cos do przemyslenia, ale nic razacego. Rozbawil mnie smok z resztek.  

Opowiadanie sponsorowane przez Green Peace;) A przecież ekologia to też brudny biznes, może nawet najbrudniejszy.
Trochę dziwne. Na początku rozwlekasz się o Jarusiu, a potem na końcu w kilku zdaniach puenta, która jest oczywista i mocno skondensowana. Nie ma nic złego w przypominaniu ludziom o prawdach podstawowych, ale forma nie ta. Mnie to zniechęciło to segregacji śmieci, ale nie wyrzucaj sobie - i tak nie będę ekologiczny.

Nie pogardziłabym forsą od Green Peace'u, niestety nie dostałam od nich ani grosza... ;P A Jarek to był właśnie ten element, który "wymknał mi się spod kontroli". Jeszcze raz obiecuje większą kontrolę nad wyobraźnią, a przynajmniej próbę tegoż :) Wiem, że do tego nadawałby się osobny temat, ale czy wasi bohaterowie też zaczynają żyć własnym życiem? (Terry Pratchett przynał sie do tego - tak właśnie rozwinęła się postać Śmierci)

Przyjemnie napisane, oryginalny pomysł. Dobre opowiadanie. Na mocną czwórkę.

Do konkursu. :)

Choć na ekologię jestem wy-, przecz- i zniecz- i uczulony (szczególnie jak widzę panów "utylizatorów" wrzucających odpadki z pojemników segregacyjnych do tego samego otworu w śmieciarce co i resztę śmiecia), to opowiadanie przeczytałem bez zgrzytania zębami. Bardzo ciekawy pomysł względem narodzin ekosmoków. Tu i ówdzie coś by się przydało poprawić, ale ogólnie poprawnie. Również postawiłbym mocną czwórkę.

Podobało się. :) Może momentami za bardzo ekologiczno-łopatologiczne w przesłaniu - ale postać Alugona bardzo sympatyczna, a do tego z rysem tragicznym. Powodzenia w konkursie - i w dalszym pisaniu.

Sympatyczne. I mi też zrobiło się żal tego organicznego smoka z rybią ością na grzbiecie.
A tak przy okazji, bardzo przyjemnie czyta się Twoje wypociny. Chętnie dorwałabym się do jeszcze innych literek, które wyszły spod Twoich palców...


Hm, to chyba nie brzmi tak, jak powinno, ale wiemy o co chodzi ;d

Nowa Fantastyka