Za gwiazdami, za asteroidami na niewielkiej, nawet nienazwanej, planecie żyło sobie małżeństwo wynalazców – Pan Wynalazca i Pani Wynalazca. Oboje tworzyli skomplikowane maszyny, których wspaniałości nikt nie śmiał podważyć. Mieli jednak pewną żelazną zasadę: gdy jedno wpadało na pomysł, ono i tylko ono go realizowało. Nie oznaczało to jednak, że się wzajemnie nie wspierali, wręcz przeciwnie. Pan Wynalazca kochał i otaczał opieką Panią Wynalazcę, a Pani Wynalazca kochała i otaczała opieką Pana Wynalazcę. I mimo że na ich skromnej planecie nie istniały inne życia, czuli się szczęśliwi i spełnieni.
Pewnego ranka Pan Wynalazca, leżąc w łóżku, krzyknął „eureka!”, zbudziwszy tym samym panią Wynalazcę. Ta przetarła zaspane oczy i spytała męża:
– Co się stało?
– Wpadłem na genialny pomysł! – odrzekł i, pełen entuzjazmu, wyskoczył spod pierzyny, by od razu udać się do swej pracowni. Nie wychodził stamtąd ani na chwilę, póki nie nadszedł wieczór. Wówczas, cały zasapany i spocony, pojawił się w kuchni i poprosił Panią Wynalazcę o szklankę wody. Pomimo usilnych nalegań ze strony małżonki, Pan Wynalazca nie pisnął słówkiem na temat swojego tajemniczego projektu.
– Zobaczysz jutro – powiedział tylko, po czym znów zaszył się w warsztacie.
Następnego ranka Pani Wynalazca po przebudzeniu nie znalazła u swego boku Pana Wynalazcy. Kilka minut później usłyszała wołanie:
– Małżonko, wstałaś?! Jeśli tak, to zejdź do pracowni!
Pani Wynalazca nałożyła na siebie szlafrok, wsunęła bose stopy w kapcie i podreptała w kierunku największego pomieszczenia w całym domu.
Pan Wynalazca stał przy czymś nieco od niego niższym i schowanym pod białym nakryciem. Odchrząknął uroczyście i rzekł:
– Chciałbym zaprezentować jedno z moich najwspanialszych dzieł. Powiedz co o nim sądzisz, małżonko.
Pociągnął za nakrycie, odsłaniając znajomy Pani Wynalazcy kształt. Robot do złudzenia przypominał chłopca w wieku około dziesięciu lat. Widywała takich podczas wizyt na innych, większych planetach, tyle że żywych i prawdziwych. Zawsze marzyła o dziecku, lecz Pan Wynalazca usilnie twierdził, że potomek to jedynie zbędny balast.
– To nie koniec prezentacji. – Pan Wynalazca nacisnął niewielki guziczek na szyi androida. Robot zaczął funkcjonować. Wykonał parę kroków, zatrzepotał rzęsami i zwrócił się do Pana Wynalazcy:
– Czekam na polecenia, ojcze.
– Przygotuj nam śniadanie – rozkazał Pan Wynalazca.
– Przyjąłem polecenie.
Nie minął kwadrans, a robot-chłopiec przyniósł im dwie tace z perfekcyjnie usmażoną jajecznicą, soczystymi kiełbaskami, świeżymi pajdkami chleba i sokiem z dopiero co wyciśniętej pomarańczy. Przeszli do salonu, gdzie ze smakiem spożyli posiłek.
– Zrobi wszystko, co mu powiem – stwierdził Pan Wynalazca z uśmiechem. – Posprząta, skosi trawnik, pójdzie po zakupy. I jak ci się podoba, małżonko?
Pani Wynalazca pokręciła głową w zamyśleniu.
– Wcale.
– Co? – zdziwił się Pan Wynalazca. – Ale jak to? Przecież on jest idealny! Nic na świecie nie jest idealniejsze od mojego robota!
Pani Wynalazca jednak nie dała się przekonać.
– Nie podoba mi się, mężu.
– Ale dlaczego?
– Poczekajmy z tym do jutra – zaproponowała Pani Wynalazca, a Pan Wynalazca niechętnie na to przystał.
Następnego ranka Pana Wynalazcę obudził krzyk. Trochę czasu zajęło mu, zanim zorientował się w sytuacji. Robot-chłopiec skakał po sypialni, nucąc pod nosem jakąś dziecięcą piosnkę. Pani Wynalazca towarzyszyła mu w dziecięcych zabawach.
– Coś ty narobiła? – zwrócił się do Pani Wynalazcy Pan Wynalazca, przecierając oczy ze zdumienia. – Mój android już nie jest idealny!
Pani Wynalazca uśmiechnęła się.
– Nie?