- Opowiadanie: Bracken - Usłysz mój krzyk

Usłysz mój krzyk

Bardzo chciałbym podziękować Halmar za betowanie mojego tekstu i wszystkie poprawki. :)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Usłysz mój krzyk

Siedzę w małym pokoju w poniemieckiej kamienicy. Wypalam drugą paczkę papierosów, w mieszkaniu jest duszno, wokół pełno śmieci. Czas mija bardzo szybko.

Niewiele mi już go pozostało, a cała rodzina odsunęła się ode mnie. Mają mnie gdzieś. Chciałbym spędzić resztę życia z moimi bliskimi. Jednakże większość czasu marnuję na próżnych przyjemnościach. Jedynym wiernym przyjacielem jest kot Azor – tak, wiem, że to imię dla psa…

W jednej chwili wszystko przestaje mieć dla mnie znaczenie: praca, dom, rodzina…

Ręce zaczynają mi drętwieć, powieki stają się ciężkie, a oddech coraz płytszy. Nie mam siły poruszyć palcami. Oczy zachodzą mi mgłą…

Halo?! Słyszy mnie ktoś?! Niech mi ktoś pomoże! Kurwa, ja tu zdycham…  Czuję, jak łzy goryczy spływają mi po policzkach. I silny ból. Nie wiem, co robić, chwila wydaje się nieskończenie długa. Sen, na który tak czekam, nie nadchodzi.

Coś jest nie tak… Chwila! Czuję, że ktoś jest obok! Słyszę, jak mruczy. To kot.

Przynajmniej on trochę o mnie myśli.

“Kotku, gdy mnie już nie będzie, musisz radzić sobie sam, pewnie trafisz do jakiegoś schroniska, ale z pewnością ktoś się tobą zaopiekuje” – mówię w myślach, choć zdaje się mnie rozumieć.

Chyba podświadomość zaczyna płatać mi figle albo zwariowałem, zaczynam bełkotać.

Najgorsza jest suchość w gardle, jakby coś mnie dławiło od wewnątrz. Jeżeli nadal tkwię w ciele, to z jakiegoś powodu.

Jeszcze żyję! Chcę negocjować! Chcę się potargować o moje życie! Czy ktoś z tego pozaziemskiego świata mnie słyszy? Halo! Jestem sam? Czy nie ma nikogo, kto chce mi pomóc? Czy moje życie nic nie znaczy? – Moje krzyki zdają się nie robić na nikim wrażenia.

Kolejne godziny mijają i nic się nie dzieje, moje ciało leży bezwładnie na podłodze. Tracę nadzieję… Nie wiem, jak to możliwe, ale widzę całe swoje mieszkanie, jakbym wyszedł z ciała. W tej chwili stoję nad sobą, spoglądam, krzywiąc się na ciało zmęczonego życiem mężczyzny w średnim wieku.

Może mi się zdaje, ale Azor na mnie patrzy…

Zaczyna miauczeć, po kilku minutach jego miauczenie przemienia się w ludzką mowę:

– Słyszysz mnie w końcu? 

– Co? Jak… Ty gadasz? – pytam, całkowicie zdezorientowany.

– Posłuchaj, nie mam wiele czasu, więc powiedz, o co ci chodzi?

– Nie rozumiem… – odparłem, kręcąc głową.

– Wołałeś mnie, podobno chcesz potargować się o swoje życie, tak czy nie?

– Tak, ale jesteś tylko zwykłym kotem, więc jak możesz mi pomóc? – Po moich słowach, Azor lub to, co przez niego przemawiało, zirytował się. Zaczął nerwowo machać ogonem i jego oczy zmieniły się na całkowicie czarne.

– Nie marnuj mojego czasu, co masz mi do zaoferowania?! Więcej razy nie powtórzę.

– Zaraz! Poczekaj, chcę żyć… – odpowiedziałem.

– Każdy chce żyć – odparł bez śladu zainteresowania.

– Wiesz, kim jestem? – Nie wiedziałem, o co sensownie spytać.

– Oczywiście, że tak. Znam cię bardzo dobrze, tak jak wszystkich ludzi. Ale ty wydajesz mi się ciekawszy od wielu ludzi, których spotkałam. Wiem, że potrafisz świetnie grać w szachy.

– Raczej przeciętnie.

– Nie obrażaj mnie, jesteś jednym z najlepszych szachistów na świecie. Dlatego proponuję rozegrać jedną partię.

– Co? Chcesz teraz grać ze mną w szachy?

– A dlaczego nie? Śpieszysz się gdzieś?

– Nie, ale to raczej nie jest dobra chwila.

– Czemu?

– W szachach trzeba być wyluzowanym i gra się dla przyjemności.

– Och, zaczynasz działać mi na nerwy, ale dobrze. Zrobię to tylko dla ciebie.

Nagle znalazłem się na szczycie Śnieżki, w dolinach pode mną rozciągały się lasy, było cicho i spokojnie, wiał górski wiatr. Stałem na szczycie, widziałem dookoła doliny i szczyty gór pokryte warstwami śniegu. Niebo nade mną wyglądało pięknie. Błękit błyszczał się jak w szafirze. Kłęby chmur przyjmowały ciekawe kształty, przypominające zwierzęta lub zarysy ludzkich twarzy, które na mnie spoglądały.

 W miejscu, w którym jestem, powinno znajdować się obserwatorium meteorologiczne. Nie było tu nikogo. Po chwili pojawiła się kobieta w czarno-białej sukni. Jej kruczoczarne włosy są bardzo długie i sięgały pasa. Czerwona szminka kontrastowała z bielą jej twarzy i podkręconymi, czarnymi rzęsami. Podeszła do mnie i chwyciła za rękę. Poszliśmy kawałek dalej. Mógłbym przysiąc, że jeszcze przed chwilą w tym miejscu nie było żadnego stolika. Teraz leżały tam szachy z rozstawionymi figurami.

Usiedliśmy naprzeciwko siebie, nie mogłem oderwać od niej wzroku.

– Napijesz się może wina? – zapytała łagodnym głosem.

– Poproszę – odpowiedziałem lekko podniecony. Nigdy w życiu nie czułem się lepiej. Moje ciało było zdrowe, nic mnie nie bolało. A umysł czysty, różne myśli kotłowały mi się w głowie.

Na stole pojawiły się dwa kieliszki  i wino, z zielonego szkła. Otworzyłem butelkę i nalałem do obu kieliszków.

– Teraz czujesz się zrelaksowany? – zapytała i napiła się.

– Tak, tu jest pięknie, kiedyś już tutaj byłem. Zawsze to miejsce mi się podobało.

– Wiem. To jak, gramy?

– Tak. Tylko o co?

– O twoje życie. Zasady są proste: jeśli mnie pokonasz, wracasz do swojej nudnej i ponurej rzeczywistości, jeżeli przegrasz, zabieram cię z sobą na zawsze. Zrozumiałeś?

– Rozumiem… Gramy, pion ef cztery.

Gra się rozpoczęła, wybrałem bezpieczne otwarcie, czułem przeszywający mnie strach, ale nie mogłem mu się poddać… Walczyłem.

Minęło pół godziny gry i nadal żadne z nas nie straciło figury lub pionka. Twarz kobiety początkowo spokojna, nabierała rumieńców. Zaczęła nerwowo przygryzać wargi. W końcu wykrzyknęła:

– Dlaczego tak beznadziejnie grasz?!

– Nie rozumiem?

– W ogóle nie starasz się zaatakować, tylko grasz na remis! Widziałam wszystkie twoje partie, zawsze to ty pierwszy atakowałeś, starałeś się wywrzeć presję na swoich przeciwnikach. To twoja pierwsza partia, w której tylko się bronisz i grasz na remis! Dlaczego grasz tak beznamiętnie? Bez żadnego pomysłu, automatycznie odpowiadasz na moje ruchy, dlaczego! – Krzyknęła, niebo zachmurzyło się, mróz zapiekł mnie w policzki. Moje ciało wypełnił dziwny chłód. Zaczął padać śnieg, a temperatura spadła grubo poniżej zera. Zacząłem się trząść i szczękać zębami.

– Przestań… Proszę – wyszeptałem z trudem.

– Dlaczego grasz jak maszyna?! – Zacisnęła pięści, a oczy błyszczały niebezpiecznie.

– Nie wiem… Boję się i… – Nie mogłem skończyć.

– I co?!

– Gnębią mnie wspomnienia, odkąd się tutaj znalazłem mój umysł oczyścił się. Niestety przez to widzę moją przeszłość…

Kobieta przypatrzyła mi się i powoli pogoda zaczęła się zmieniać… Śnieg przestał padać, a chłód ustąpił. Niebo stało się czyste. Wnikliwe patrzyła mi w oczy, jakby chciała wyciągnąć prawdę i sprawdzić czy nie kłamię.

To dziwne, ale przez chwilę, przez ułamek sekundy, wczułem się w jej stan. W tej chwili wypełniał ją wielki smutek, żal i złość za to, kim jest. W głębi duszy dostrzegłem, że jest bardzo samotna i zmęczona swoją pracą.

Nie poznałem jej wspomnień, ale możliwe, że zaczynałem rozumieć cierpienia, z którymi musi się borykać. Współczułem jej, ona to natychmiast wyczuła, przybrała dumną pozę, nie dając nic po sobie poznać i spytała:

– Chcesz o tym porozmawiać?

– Jeżeli nie masz nic przeciwko, to tak.

– Nie mam – odpowiedziała normalnym tonem.

– Całe moje życie to pasmo nieszczęść; gdy byłem młody, zawsze chciałem zostać wielkim szachistą, grałem i ćwiczyłem non stop. Jednak moje dzieciństwo nie należało do najłatwiejszych. Mój ojciec był uzależniony od narkotyków, a matka cały czas wracała z pracy pijana. Nie zajmowali się mną ani moim wykształceniem. Sam musiałem się o wszystko troszczyć. Uwielbiałem za to grać w szachy.

– Wiem, dlatego tu jesteśmy, mógłbyś przejść do rzeczy. – Ponagliła mnie i postanowiłem skrócić całą historię, koncentrując się tylko na ważnych wydarzeniach.

– Gdy wygrałem swoje pierwsze zawody organizowane w mieście, zauważył mnie pewien trener i trafiłem do dobrego klubu szachowego. Poświęciłem się temu, udało mi się z tego utrzymywać i nie narzekałem na brak gotówki.

Następnie, gdy odnosiłem kolejne sukcesy, ogłosili mnie arcymistrzem i na jednych zawodach spotkałem Ewę, w której natychmiast zakochałem się bez pamięci. Po kilku miesiącach zaszła w ciążę i urodziła nam dwójkę wspaniałych dzieci.

Ja jednak byłem głupcem, przestraszyłem się odpowiedzialności i ją zostawiłem… – Zrobiłem przerwę, przypominając sobie twarz mojej ukochanej w dniu mojego odejścia. – Było jej ciężko, otrzymywała ode mnie alimenty, podczas gdy ja byłem zajęty karierą i trwonieniem pieniędzy na głupoty – sporo straciłem w różnych kasynach na ruletce, uzależniłem się od gier hazardowych…

Z dziećmi widywałem się raz w miesiącu i za każdym razem żałowałem swojej decyzji coraz bardziej. Po kilku latach bycia mistrzem nie dawałem sobie rady psychicznie, nie wiedziałem, co robić w moim życiu. Nie odczuwałem radości, miłości, niczego… Wiele kobiet przewinęło się przez moje życie.

Wpadłem w szpony narkotyków i alkoholu. Wszyscy się ode mnie odsunęli – przyjaciele, moi rodzice i nawet dzieci miały mnie dość, nie chciały się ze mną więcej widywać.

 Zostałem instruktorem szachowym i pewnego dnia w pracy straciłem przytomność, w szpitalu zrobili mi badania – okazało się, że jestem bardzo chory. Operacja nie wchodziła w grę. Chemioterapia nie przynosiła efektów, więc z niej zrezygnowałem – nie będę się truł i patrzył, jak włosy wylatują z głowy. Lekarze powiedzieli, że został mi może rok życia. Nie powiedziałem o tym Ewie, nie chcę, żeby wiedziała…

– Spotkałam wielu ludzi, którzy mieli bardzo podobne problemy jak twoje i nie robi to na mnie żadnego wrażenia – odparła oschle.

– Co się z nimi stało? – spytałem z ciekawością.

– Różnie, większość nie zamierzała powrócić do życia, wręcz błagali mnie, żebym zabrała ich ze sobą, więc za drobne przysługi skracałam ich cierpienia, tak jak w twoim przypadku – Nastała chwila ciszy, po czym spytała:

– Jaki będzie twój los?

– Mam wybór?

– Zawsze jest, wszystko zależy od ciebie.

– Zależy mi na mojej rodzinie. Jedyne, co pojąłem przez całe życie, to że rodzina jest najważniejsza, bez niej jesteśmy puści w środku. Dlatego miałbym prośbę, o ile mogę o coś prosić?

– Ech, robi się nudno, mów… – Klasnęła w dłonie ze zniecierpliwienia.

– Chcę, aby po mojej śmierci, moi bliscy byli szczęśliwi i zaczęło się im układać, możesz mi to obiecać?

– Nie mogę ingerować w czyjeś życie, to nie moja funkcja. Spójrz na tę szachownicę – ja jestem tylko pionkiem w tej grze, ode mnie wiele nie zależy.

– Jak to, przecież jesteś śmiercią! To od ciebie zależy, kto zostaje, a kto odchodzi! – wykrzyknąłem i nie mogłem powstrzymać nerwów.

– Możliwe, że mi nie uwierzysz, ale tak nie jest, mylisz się.

– Co? Nie rozumiem.

– Podobnie, jak pionek wypełniam rozkazy króla, czasami mogę szepnąć o kimś kilka słów, wstawić się za kimś, ale to wszystko… – odpowiedziała.

– W takim razie, o co toczy się gra, którą rozgrywamy? Oszukałaś mnie!

– Hmm… Tak, chciałam po prostu chwilę się zrelaksować od codzienności, a że przydarzyła się okazja to z niej skorzystałam.

– Brak mi słów, zawsze ktoś mnie oszukuje, jak nie w życiu, to po śmierci, kurwa, co to za los?!

– Uspokój się.

– Mam się uspokoić? Masz rację – Wstałem chwyciłem butelkę i rozbiłem ją o skały. Następnie podniosłem stół, podszedłem na krawędź góry i cisnąłem z całej siły, widząc jak znika w przepaści…

Następnie podszedłem do tej wrednej kobiety i nie mogłem się powstrzymać, zacisnąłem pięści, wycelowałem i z całej siły uderzyłem w jebaną niewidzialną ścianę, która pojawiła się kilka centymetrów od jej twarzy. 

– Aaa… Kurwa! – Czułem pulsujący ból w okolicach nadgarstka, dziwne, myślałem że po śmierci już nic się nie czuje…

– To kara za głupotę – odpowiedziała z lekkim uśmiechem.

– Jesteś potworem!

– W tej chwili ty nim jesteś, zachowujesz się jak zwierzę, ludzie zawsze reagują agresją, jeżeli coś nie idzie po ich myśli. – Zaczęła się zastanawiać, po czym kontynuowała: – A może to Stwórca was tak zaprogramował, albo sami nabyliście tę negatywną cechę. Nie potraficie trzymać nerwów na wodzy. Nic dziwnego, stąd tyle zawałów, różnych ataków, morderstw… To wszystko wasza wina, sami jesteście sobie winni. Ja tylko sprzątam i nikt nie docenia mojej pracy, ludzie tylko się mnie boją i uważają za zło wcielone. Zawsze byłam przedstawiana w waszej historii jako monstrum… Potwór, który uwielbia zabijać innych. Czy wy naprawdę myślicie, że zabijanie na przykład chorych dzieci, kobiet w ciąży, starszych ludzi, których czas nadszedł, lub ludzi którzy są dobrzy dla innych, daje mi przyjemność? Aczkolwiek z drugiej strony, gdy mam do czynienia z seryjnym zabójcą, sadystą, gwałcicielem, oszustem i wieloma innymi, to gdy wymierzam im karę, chcę się przyznać, że wtedy jestem usatysfakcjonowana. 

W czasie jej monologu wiłem się z bólu, trzymając złamany nadgarstek. Po kilku minutach ból lekko ustąpił, wstałem. Wróciłem na krzesło.

– To co w takim razie teraz będzie? – zapytałem, opanowując nerwy. Postanowiłem rozmawiać z nią tak jak ona ze mną – bez większych emocji.

– Jak mówiłam, wszystko zależy od ciebie.

– Jak to ode mnie? Mówiłaś, że nie masz na nic wpływu.

– Nie rozumiem, jesteś szachistą, więc powinieneś myśleć logicznie, a zachowujesz się jak rozwydrzone dziecko. Pomyśl chwilę.

– Wiesz co, już wszystko mi jedno. Możemy normalnie zagrać w szachy, bez tego wszystkiego, zapomnijmy, po co tu jesteśmy, kim jesteśmy, tylko szachy i dwoje graczy, w porządku?

– Zaczynasz w końcu myśleć. Dobrze. – Po kilku sekundach z powrotem stał pośrodku nas ten sam stolik z otwartą szachownicą, który jeszcze niedawno wyrzuciłem z urwiska.

Miałem białe, więc rozpoczynałem. Postanowiłem wszystko postawić na jedną kartę – zaatakować od drugiego ruchu, albo się uda, albo nie.

Atakowałem cały czas, wywierając presję na przeciwniku. Poświęciłem gońca za pionka królewskiego. Kobieta miała dylemat – pobić albo nie. Czekałem cierpliwie przez bodajże pół godziny na jej posunięcie.

W końcu, niepewnym ruchem pobiła moją przynętę – fałszywego laufra. Teraz mogłem przejść do mojego planu. Zaatakowałem skoczkiem, jednak w zręczny sposób odparła atak. Wieżą zająłem ważne środkowe miejsce na szachownicy, jej króla zasłaniał tylko jeden pionek. Zbiłem go, poświęcając kolejnego, ostatniego gońca. Jej królowa była w kiepskim położeniu, wykorzystałem to, skacząc zwinnie konikiem na środek, atakując jednocześnie damę i grożąc szachem. Była już moja. Kiedy straciła najsilniejszą figurę, postanowiłem szybko doprowadzić do końcówki. Miała przewagę lekkich figur, jednak ja miałem damę i więcej pionków. Szachowałem jej króla przez długi czas, mając nadzieję, że w końcu popełni ten jeden, jedyny błąd dający mi wygraną. Ona jednak była ostrożna. Również postanowiła mnie zaatakować, właściwie jej na to pozwoliłem, robiąc miejsce. Ucieszyła się, jej usta wykrzywiły się w zawadiacki uśmiech.

Czekałem tylko na moment, gdy przestanie mnie szachować… Ta chwila musiała nadejść. W końcu tryumfalnym ruchem dałem jej mata, za pomocą damy i wieży, która zatarasowała drogę ucieczki. Niczym mysz utkwiła w kącie, odcięta od drogi dającej wolność.

– Nie! To niemożliwe! Gramy jeszcze raz! – krzyczała desperackim cienkim głosem.

– Przykro mi, ale zasady trzeba szanować, sama na początku mówiłaś, że nie ma możliwości rewanżu, czyż nie? – Uśmiechnąłem się szelmowsko.

– Ty kanalio! – Wstała i jednym ruchem chwyciła mnie za gardło, podnosząc ponad ziemię i nie pozwalając nabrać powietrza. Morderczy uścisk zaciskał się i nie mogłem nawet krzyknąć. Ból był nie do zniesienia, jakby wąż boa, zaplątał się wokół mojej szyi.

 Nogi wisiały dobre dwa metry nad ziemią i trzymałem ją za rękę, próbując się wyrwać. Szamotałem się przez kilka minut. Zacząłem słabnąć, coraz mniej walczyłem. Nadgarstek płonął i rwał. Nie widząc większego sensu, przestałem się wyrywać, opuściłem ręce. Powieki zaczynały mi opadać. Proszę już wystarczy. Niech to się już skończy…

Poczułem, jak moje ciało upada i uderza o ziemię…

 

***

 

Powoli otwierałem oczy, gdy powieki się podniosły, uderzył mnie błysk światła zza okna. Leżałem na łóżku. Oczy po krótkiej chwili przyzwyczaiły się, ujrzałem że moja ręka tkwi w gipsie i jestem podłączony do kroplówki. Czułem się słabo, ale coś się zmieniło. Po raz pierwszy od dawna nie bolała mnie głowa. Po chwili znowu zapadłem w sen. Obudziła mnie rozmowa pielęgniarki z lekarzem. Gdy obrócili się w moją stronę, mieli zdziwione miny, jakby zobaczyli ducha.

– O… Zbudził się pan – powiedział twardy głos.

– Tak… Co mi się stało? Ile czasu tu leżę?

– Znaleźliśmy pana trzy dni temu w mieszkaniu. Przeżył pan poważny atak.

Poczułem się gorzej, wróciły myśli, że nie zostało mi wiele życia.

– Jak bardzo jest źle?  – spytałem słabym głosem.

– Mam też dobre wieści… Nie uwierzy mi pan, ale… Nie wiem jak to powiedzieć…

– Mów do cholery, o co chodzi?!

– Zrobiliśmy panu rezonans magnetyczny i jak zobaczyłem wyniki badań, to zaniemówiłem. Nie ma śladu nowotworu złośliwego, glejak zniknął.  Zdarzył się cud. Bóg nad panem czuwa.

– Co?

– Jest pan zdrowy. Za kilka dni wypiszemy pana do domu. Aha, ma pan złamany nadgarstek, to wygląda jakby uderzył pan w coś tak twardego jak ściana, ale wszystko jest w porządku. Kości są poprawnie złożone. Na razie podajemy panu morfinę, aby złagodzić ból. Dłoń wymaga rehabilitacji, żeby odzyskała sprawność. To wszystko z mojej strony. – Po tych słowach, doktor podał pielęgniarce moją kartę i wyszedł z pomieszczenia.

– To niemożliwe… – wypowiedziałem ledwie słyszalnym głosem.

– Niech pan dziękuję Bogu za ratunek. Bardzo rzadko spotykam ludzi, którzy pokonali raka. Ma pan teraz dużo czasu. Niech pan korzysta z życia i cieszy się nim – powiedziała z uśmiechem.

– Wszystko zależy ode mnie…

– Tak? Mówił pan coś?

– Nic, chce zobaczyć się z moją rodziną.

 

 

 

Koniec

Komentarze

Wiele razy zdarzyło mi się czytać o ludziach, którzy w obliczu śmierci nagle zaczynają zdawać sobie sprawę, jak źle pokierowali swoim życiem, skutkiem czego zaczynają żałować, że popełnili tyle błędów. Usłysz mój krzyk jest jednym z takich tekstów i przykro mi to mówić, ale nie opowiedziałeś niczego nowego i niczym nie zaskoczyłeś.

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia – w tekście jest sporo błędów i usterek. Najbardziej przeszkadzały mi powtórzenia, zaimkoza, nie zawsze poprawnie skonstruowane zdania; interpunkcja też mogłaby być lepsza.

 

Chciał­bym spę­dzić resz­tę życia z moimi bli­ski­mi. Jed­nak­że więk­szość czasu spę­dzam na… –> Czy to celowe powtórzenie?

 

Je­dy­nym moim wier­nym przy­ja­cie­lem jest mój kot… –> Czy oba zaimki są konieczne?

Może wystarczy: Je­dy­nym wier­nym przy­ja­cie­lem jest mój kot…

 

po­wie­ki stają się cięż­kie, od­dech staje się coraz płyt­szy. –> Powtórzenie.

Proponuję: …po­wie­ki stają się cięż­kie, a od­dech coraz płyt­szy.

 

Czuję, że ktoś jest obok mnie! Ocie­ra się o mnie. To mój kot.

Przy­naj­mniej on tro­chę o mnie myśli.

– Kotku, gdy mnie już nie bę­dzie… –> Przykład zaimkozy.

 

– Kotku, gdy mnie już nie bę­dzie, mu­sisz ra­dzić sobie sam, pew­nie tra­fisz do ja­kie­goś schro­ni­ska, ale z pew­no­ścią ktoś się tobą za­opie­ku­je. – Mówię w my­ślach, choć zdaje się mnie ro­zu­mieć… –> Myśli bohaterów zapisuje się inaczej niż dialogi. Pewnie przyda się poradnik: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

 

Sta­łem na grzbie­cie góry, wi­dzia­łem do­oko­ła do­li­ny i mniej­sze góry lekko po­kry­te war­stwa­mi śnie­gu. –> Powtórzenie.

Skoro góry były pokryte warstwami śniegu, to były pokryte raczej obficie, nie lekko.

 

Niebo nad mną wy­glą­da­ło pięk­nie. –> Niebo nade mną wy­glą­da­ło pięk­nie.

 

Chmu­ry przyj­mo­wa­ły różne cie­ka­we kształ­ty, przy­po­mi­na­ją­ce różne zwie­rzę­ta… –> Powtórzenie.

 

Po chwi­li po­ja­wi­ła się ko­bie­ta w czar­no–bia­łej sukni. –> Po chwi­li po­ja­wi­ła się ko­bie­ta w czar­no-bia­łej sukni.

W tego typu połączeniach używamy dywizu, nie półpauzy.

 

w któ­rym byłem, po­win­no znaj­do­wać się ob­ser­wa­to­rium me­te­oro­lo­gicz­ne. We­wnątrz było pusto. Po chwi­li po­ja­wi­ła się ko­bie­ta w czar­no–bia­łej sukni. Jej kru­czo­czar­ne włosy były bar­dzo dłu­gie i się­ga­ły pasa, a cera była biała jak mleko. –> Przykład byłozy.

 

Po­de­szła do mnie, chwy­ci­ła mnie za rękę. –> Czy oba zaimki sąkonieczne?

 

Na stole po­ja­wi­ły się dwa pół­okrą­głe kie­lisz­ki… –> Wydaje mi się, że kieliszki były chyba półkuliste.

 

– Ro­zu­miem… Gramy, pion f4. –> – Ro­zu­miem… Gramy, pion f cztery/ ef cztery.

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

 

Gra się roz­po­czę­ła, po­sta­no­wi­łem za­grać bez­piecz­nie… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

Z nieba za­czął padać śnieg… –> Czy istniała możliwość, by śnieg padał z innego miejsca, nie z nieba?

Wystarczy: Zaczął padać śnieg.

 

Jej złość sta­wa­ła się coraz więk­sza, błysz­cza­ły nie­bez­piecz­nie. –> Co błyszczało?

 

sami na­by­li­ście ne­ga­tyw­ną cechę. –> …sami na­by­li­ście ne­ga­tyw­ną cechę.

 

Nie po­tra­fi­cie za­cho­wać ner­wów na wodzy. Nic dziw­ne­go, skąd tyle za­wa­łów, róż­nych ata­ków, mor­derstw… –> Nie po­tra­fi­cie trzymać ner­wów na wodzy. Nic dziw­ne­go, stąd tyle za­wa­łów, róż­nych ata­ków, mor­derstw

 

star­szych ludzi na któ­rych nad­szedł czas… –>  Raczej: …star­szych ludzi, któ­rych czas nad­szedł

 

Wi­sia­łem no­ga­mi w po­wie­trzu na dobre dwa metry… –> Czy dobrze rozumiem, że było tam powietrza na dobre dwa metry?

Co to znaczy wisieć nogami?

Proponuję: Nogi wisiały dobre dwa metry nad ziemią/ nad podłogą.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, bardzo dziękuję za przeczytanie tekstu i znalezienie wielu błędów. Poprawiłem je. To opowiadania to pewnego rodzaju trening. Chciałem poćwiczyć prowadzenie narracji pierwszoosobowej, zarówno jak umiejętność wyrażenia emocji wewnętrznych bohatera. Dlatego fabuła tego opowiadania ucierpiała. Dziękuję za rady i postaram się napisać coś bardziej zaskakującego i nieliniowego ( w miarę możliwości bez dużej ilości błędów). :) 

Pozdrawiam

To ja też poproszę to coś bardziej zaskakującego.

Bo ten tekst… No, nie przypadł mi do gustu – dużo moralizatorstwa, opowiadania, co jest najważniejsze w życiu, blada śmierć jako element fantastyczny i koniec. Wątek kota był odrobinę ciekawszy.

Babska logika rządzi!

Brackenie, niezmiernie mi miło, że mogłam pomóc, a uwagi okazały się przydatne.

A skoro złożyłeś deklarację, że postarasz się napisać coś zaskakującego, pozostaję z nadzieją, że będzie to opowiadanie naprawdę zajmujące i lepiej napisane. ;)

 

 

Wątek kota był odrobinę ciekawszy.

Finklo, wątki z Kotami są zazwyczaj najciekawsze. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, coś w tym jest. Od Behemota z “Mistrza i Małgorzaty” związki kotów z piekłem są doskonale znane. A z trzech części “Boskiej komedii” ta pierwsza wydaje mi się najciekawsza. ;-)

Babska logika rządzi!

;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bracken. Ja ledwo przebrnąłem przez tekst i gdyby miał z tysiąc znaków więcej chyba bym nie dał rady. Rozumiem, że jako wprawka literacka fabuła i pomysł są raczej drugorzędne.

Jak widziałem regulatorzy naniosła już stosowne poprawki to ja dodam od siebie:

 

jakby wielki wąż dusiciel boa

trochę za dużo.

 

Niech się pan rozchmurzy.

Czy to właściwa emocja po informacji o ozdrowieniu i zaskoczeniu?

 

W tym momencie poczułem się gorzej, bo przypomniałem sobie, że nie zostało mi wiele życia.

 

Takie to dziwne. Zbyt oschłe i reporterskie. Może tak: Poczułem się gorzej. Wróciły myśli…..

 

 

Przeżył pan poważny atak i mam ważne informacje dotyczące przebiegu choroby.

Poważny, ważne. Powtórzenie. Napisał bym tak:

Przeżył pan poważny atak

Reakcja.

Mam tez dobre wieści….

Nihil novi sub sole. Czemu wysłannicy śmierci ciągle chcą grać w szachy, a nie np. w Tonga albo bierki…

Nic więc tutaj nowego nie ma, bohater pociągający nie jest, podobnie jak wizja śmierci, przejścia oraz szachów. Pod koniec nawet nużyło. Plusik za optymistyczne zakończenie, ale walisz tym morałem jak obuchem. No cóż, czasem trzeba ;)

Napisane średnio, ale znośnie.

Podsumowując: nic nowego w tym koncercie fajerwerków. Bywa.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dalekopatrzacy, dziękuję że się przemęczyłeś i przeczytałeś do końca. Wprowadziłem Twoje zmiany. W nagrodę postaram się napisać dobre opowiadanie z wciągającą nieprzeciętną fabułą. ;)

 

NoWhereman, wysłannicy śmierci mają taki kaprys, że lubią sobie od czasu do czasu zagrać z nami – śmiertelnikami w jakąś gierkę. ;)

Słyszę jak mruczy.

Słyszę, jak mruczy.

 wyszedł ze swojego ciała

Wystarczy "z ciała" – z cudzego by nie wyszedł.

 spoglądam z grymasem

Spoglądam, krzywiąc się – przecież grymas nie stoi obok.

 miauczenie przeobraża się

Chyba jednak się przemienia, bo w końcu nie jest widzialne.

 Jak udało ci się ze mną porozumieć?

Nienaturalne. Postaw się w sytuacji bohatera.

 powiedz o co ci chodzi

Powiedz, o co ci chodzi.

 potrząsając głową

Anglicyzm – u nas mówi się "kręcąc głową". I facet przed chwilą nie miał siły wstać?

 Po moich słowach, Azor lub to co przez niego przemawiało, zirytowało się.

Przecinki: Po moich słowach Azor, lub to, co przez niego przemawiało, zirytował się. Ale zdanie jest w sumie zbędne, bo zaraz to pokazujesz.

 zmieniły się z kocich na całkowicie czarne

Od kiedy "koci" to kolor?

 Więcej razy nie powtórzę

Trochę niezgrabne. Może: Masz jedną szansę?

 odparł z brakiem jakiegokolwiek zainteresowania

Bardziej niezgrabne: bez śladu zainteresowania.

od wielu ludzi jakich spotkałam

Od wielu ludzi, których spotkałam. I powtarzają się "ludzie".

 rozlewały się lasy

Nie wiem, czy to dobra metafora.

 było cicho i spokojnie wiał górski wiatr

Wiatr wiał spokojnie? Chyba umknął Ci przecinek.

 góry pokryte warstwami śniegu

Mało obrazowe. Opis nieba też.

Nie ma tu nikogo

Nie było – nie przeskakuj nagle z czasu na czas.

 włosy są bardzo długie i sięgały pasa

Jak wyżej. Możesz wykreślić, że miała cerę jak mleko, bo mówisz to w następnym zdaniu. I co ta Śmierć taka wypacykowana?

 Podeszła do i chwyciła

Do kogo?

 Udaliśmy się kawałek dalej

Sophisticated as hell, i zupełnie bez uzasadnienia. Poszliśmy po prostu.

 Teraz leżała tam otwarta szachownica

Stolik to nie szachownica, choć istnieją takie z szachownicami na blatach.

zapytała miękkim głosem.

Anglicyzm: zapytała cicho; albo łagodnym głosem.

z lekkim podnieceniem

Może zgrabniej byłoby: lekko podniecony; albo czując miły dreszczyk.

 niektóre były kreatywne i chciałem wejść w nie głębiej, jednak od tego powstrzymywały mnie urywki mojego życia.

Hę? Coś tu mącisz.

 półkuliste kieliszki

Znaczy się?

 wino, na którym nie było etykiety.

Opisałabym tę butelkę – może jest pękata, omszała, z zielonego szkła?

 Tak, tu jest pięknie, kiedyś już tutaj byłem i zawsze to miejsce mi się podobało.

Trochę to pospieszna wypowiedź, jakby facet mówił całe długie zdanie na jednym oddechu.

 Wiem, to jak, gramy?

To też bym podzieliła: Wiem. To jak, gramy?

 pokonasz wracasz (…) przegrasz zabieram

Przecinki między poprzednikiem, a następnikiem implikacji: pokonasz, wracasz (…) przegrasz, zabieram.

 Gra się rozpoczęła, postanowiłem rozpocząć bezpiecznie

Lepiej to skrócić: Wybrałem bezpieczne otwarcie.

 nadal nikt z nas nawet nie stracił

Jest ich tylko dwoje – dałabym raczej: żadne z nas nie straciło.

 Twarz kobiety początkowo spokojna, nabierała wyrazu złości i zawiedzenia.

Twarz kobiety, początkowo spokojna, nabierała wyrazu złości i zawodu. Może opisz ten wyraz? Rumieńce, zmarszczenie brwi, coś takiego?

starałeś wywrzeć presję

Starałeś się.

 Dlaczego tak beznamiętnie grasz?

Składnia: Dlaczego grasz tak beznamiętnie?

 Jej krzyk spowodował, że niebo zachmurzyło się,

Post hoc, ergo propter hoc. Nawet, jeśli to nie jest prawdziwy świat, tylko iluzja jej autorstwa, krzyk nie mógł tego spowodować.

 a temperatura spadła grubo poniżej zera.

Człowiek z termometrem w głowie. Opisz skutki – mróz zapiekł go w policzki, na przykład.

 Jej złość stawała się coraz większa

Opisz to. Pokaż, jak się trzęsie ze złości, zaciska pięści.

 Gnębią mnie wspomnienia, odkąd się tutaj znalazłem mój umysł oczyścił się. Niestety przez to widzę moją przeszłość…

Dobrze – primo, to trzeba było pokazać wcześniej. Nie tym jednym mętnym zdaniem, ale może króciutkimi retrospekcjami między ruchami? Secundo – wypowiedź jest nienaturalna. Znowu długie zdanie na jednym oddechu. Ja dałabym tak: Odkąd mnie tu sprowadziłaś, widzę jasno. Widzę moją przeszłość…

 przypatrzyła mi się

Czynność dokonana – ma być?

 powoli pogoda zaczęła się zmieniać

Składnia: pogoda powoli zaczęła się zmieniać.

i sprawdzić czy nie kłamię

Sprawdzić, czy – ale możesz to wyciąć, powtarza informację.

 złość za to, kim jest

Hmm?

 możliwe, że zaczynałem rozumieć

Nie wiem, czy tu powinna być forma niedokonana. Przemyśl to.

 Nie zajmowali się mną ani moim

Nie zajmowali się mną, ani moim.

 Uwielbiałem za to grać w szachy.

Ale już to powiedział.

 Ponagliła mnie

Tutaj "ponagliła" jest raczej czynnością pyskatą, wiec małą literą.

 zawody organizowane w mieście

A to ma znaczenie?

 Następnie, gdy odnosiłem

"Następnie" jest tu błędem – nie chodzi o pojedyncze zdarzenie.

 ogłosili mnie arcymistrzem

To o to nie trzeba się specjalnie starać? Nie wiem, więc pytam.

 Było jej ciężko, otrzymywała ode mnie alimenty

Coś tu nie ryksztosuje. "Otrzymywała" w każdym razie jest bardzo urzędnicze.

 co robić w moim życiu

W cudzym nic nie mógł robić.

 Zostałem instruktorem szachowym i pewnego dnia w pracy straciłem przytomność

Non sequitur. Rozdzieliłabym.

aby po mojej śmierci, moi bliscy

Zbędny przecinek. Za to "możesz mi to obiecać?" wydzieliłabym w osobne zdanie.

 ode mnie wiele nie zależy

Składnia: niewiele ode mnie zależy.

i nie mogłem powstrzymać nerwów.

W jakim sensie? Albo opisz, jak się wkurza, albo wytnij to.

 Podobnie, jak pionek wypełniam rozkazy króla

Podobnie jak pionek wypełniam rozkazy króla. Metafora Ci szwankuje – król szachowy nie wydaje rozkazów, jak już, to gracz.

 gra, którą rozgrywamy

Powtórzenie. Wystarczyłoby: ta gra.

 chwilę się zrelaksować od codzienności,

Bardzo kolokwialne. Może: trochę się odprężyć?

 a że przydarzyła się okazja to z niej skorzystałam.

Przecinki: a że przydarzyła się okazja, to z niej skorzystałam.

 zawsze ktoś mnie oszukuje

I przy takiej postawie nie dziwota, że skopał sobie życie.

Wstałem chwyciłem

Wstałem, chwyciłem – bo wyliczasz kolejne czynności.

 podszedłem na krawędź góry

Góra ma krawędź?

 cisnąłem z całej siły, widząc jak

Widząc, jak. Nie mógł jednocześnie rzucić i widzieć, jak spada, bo spadanie jest skutkiem rzucenia.

 Następnie podszedłem

"Następnie" spowalnia akcję – wycięłabym. W ogóle tutaj skróciłabym zdania.

 uderzyłem w jebaną niewidzialną ścianę, która pojawiła

Powoli z tymi wulgaryzmami. Poza tym – on nie wiedział, że ściana tam jest – musisz jakoś zaznaczyć, że chciał uderzyć Śmierć (widzę, że próbujesz, ale trochę Ci nie wyszło).

 Zaczęła się zastanawiać, po czym kontynuowała

Nadal się zastanawiając?

 Nic dziwnego

Że nie potrafimy trzymać nerwów na wodzy? Czy chodziło Ci o: Nic dziwnego, że tyle się wśród was zdarza zawałów?

 Zawsze byłam przedstawiana w waszej historii jako monstrum

No… zawsze, to nie. Lekka przesada, ale ona się żali, więc może być.

 lub ludzi którzy

"Lub" jest pretensjonalne. Lepiej: albo ludzi, którzy.

 Aczkolwiek

Jest jakiś powód, dla którego nie możesz tu użyć "chociaż"?

 z seryjnym zabójcą, sadystą, gwałcicielem, oszustem i wieloma innymi

Coś tu się sypie logicznie. Jest na świecie trochę więcej oszustów, niż tylko jeden. Ja dałabym: z seryjnym zabójcą, sadystą, gwałcicielem, oszustem i tym podobnymi.

 gdy wymierzam im karę

Halo, bo tracisz punkty. Przed chwilą to nie była kara, Śmierć była tylko psychopompem. A teraz nagle robi jednocześnie za sędziego i kata.

 chcę się przyznać, że wtedy jestem usatysfakcjonowana

Trochę nieporządne: wtedy, przyznaję, jestem usatysfakcjonowana.

 ból lekko ustąpił

Co to znaczy?

 wstałem

Z czego wstał? Przed chwilą stał?

Wróciłem na krzesło.

Nie wystarczy "usiadłem"?

 tak jak ona

Tak, jak ona.

z powrotem stał pośrodku nas ten sam stolik z otwartą szachownicą, który jeszcze niedawno wyrzuciłem z urwiska.

Nieporządne: stolik z szachownicą, ten sam, który właśnie zrzuciłem z góry, znów stał między nami.

 rozpoczynałem

Zaczynałem.

pobić albo nie

Nie powinno być "bić"? Czy to żargon? I przecinek przed "albo".

 Czekałem cierpliwie przez bodajże pół godziny na jej posunięcie.

Po co Ci "bodajże"? I czy czas ma tam znaczenie? Ja dałabym: Czekałem cierpliwie na jej ruch.

 W końcu, niepewnym ruchem pobiła moją przynętę – fałszywego laufra.

No, nie wiem.

 przejść do mojego planu

Przecież on już wykonuje plan.

jednak w zręczny sposób

Zbyt wymyślne: ale zręcznie.

błąd dający mi wygraną

Może lepiej: błąd, który da mi wygraną.

 właściwie jej na to pozwoliłem, robiąc miejsce.

Dlaczego "właściwie"? Oddzieliłabym to.

 Ucieszyła się, jej usta wykrzywiły się w zawadiacki uśmiech.

Powtarzasz informację i "się".

 odcięta od drogi dającej wolność.

Trochę zbyt purpurowe.

 desperackim cienkim głosem

Hej, ale teraz to ona zachowuje się dziecinnie.

 jakby wąż boa, zaplątał się wokół mojej szyi

Jakby wąż boa zaplątał mi się wokół szyi.

 Nogi wisiały dobre dwa metry nad ziemią

Jakie nogi? Jeśli ona ma postać kobiety, to nie podniesie go tak wysoko.

 i trzymałem ją za rękę, próbując się wyrwać.

To spowalnia akcję.

 coraz mniej walczyłem

Słabiej.

 Proszę już wystarczy

Proszę, już wystarczy.

 ujrzałem że

Ujrzałem, że. Źle to brzmi.

 moja ręka tkwi w gipsie

Naturalniej: mam rękę w gipsie.

 Znaleźliśmy pana trzy dni temu w mieszkaniu.

I oni tak tam po prostu poszli? Parę lat temu w Niemczech facet umarł i nikt tego nie zauważył, dopóki sąsiedzi nie postanowili zainstalować kablówki (w tym celu trzeba było wejść do jego mieszkania, a tam – mumia).

 Mów do cholery

Mów, do cholery. Niegrzecznie.

 wygląda jakby

Wygląda, jakby.

 coś tak twardego jak ściana

Coś twardego, może w ścianę.

 Kości są poprawnie złożone

No, chyba, skoro zrobili to profesjonaliści.

 Po tych słowach, doktor

Skasuj przecinek.

pokonali raka

To taka… słaba metafora. Przynajmniej w tym przypadku jest dość dosłowna.

 

Tekst jest młody i cokolwiek pospiesznie napisany – ale przyzwoity, mimo ogranego motywu szachów ze Śmiercią. Masz kłopoty z rytmem zdań – w paru miejscach są zbyt urywane, a innych – za długie i powolne. Po wszystkich poprawkach zostało jeszcze kilka powtórzeń. Ćwicz dalej.

 NoWhereman, wysłannicy śmierci mają taki kaprys, że lubią sobie od czasu do czasu zagrać z nami – śmiertelnikami w jakąś gierkę. ;)

Ale mogliby w tablut, tryktraka, warcaby albo Twistera, a nie tak ciągle w szachy :P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Mogę się tylko podpisać pod poprzedniczkami i poprzednikami – nihil novi sub sole. Od ogółu – koncept i forma, do szczegółu – jak, przykładowo, motyw gry w szachy ze śmiercią czy niemal obowiązkowy magicznie zachowujący się kot. (Szczerze – jak kiedyś lubiłam koty, to odkąd zainteresowałam się fantastyką, zaczęłam ich nie znosić).

Ale na pewno nie jest zupełnie do bani – istnieje baza, na której można pracować.

Dobrze mi się czytało :)

Przynoszę radość :)

Tarnina, naprawdę dziękuję za wszystkie poprawki, przepraszam że tak późno odpisuje, ale trochę wydarzyło się w moim życiu i dopiero wracam do żywych. :)

 

Ocha, dziękuję za konstruktywny komentarz, postaram się napisać coś nietuzinkowego! :)

 

Anet, dziękuję za komentarz! :)

O, nie, zombie XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka