- Opowiadanie: Mooncalled - MIECZ I MŁOT BOŻY. CZĘŚĆ I. Siostra Nathanaela i egzorcyzmy w klasztorze

MIECZ I MŁOT BOŻY. CZĘŚĆ I. Siostra Nathanaela i egzorcyzmy w klasztorze

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

MIECZ I MŁOT BOŻY. CZĘŚĆ I. Siostra Nathanaela i egzorcyzmy w klasztorze

W cichym i spokojnym zazwyczaj klasztorze pod wezwaniem św. Faustyny, tego ranka panowało niespotykane zamieszanie. Wszystkie siostry, a zwłaszcza te najmłodsze, lękliwym krokiem snuły się wewnątrz klasztornych murów, nie mogąc skupić się na modlitwach ani codziennych pracach. Tego dnia do klasztoru miała bowiem przybyć ONA.

Matka Przeorysza, w trosce o komfort psychiczny swoich podopiecznych, wiadomość o jej wizycie przekazała im dopiero dziś wczesnym świtem. Siostrzyczki przyjęły tę nowinę w miarę dobrze. Tylko sześć zasłabło, dwie dostały z nerwów wysypki, a jedna niestrawności. Mogło być gorzej, mogło być znacznie gorzej…

 

Siostra Nathanaela ucieszyła się niezmiernie, widząc już na horyzoncie klasztor św. Faustyny. Uczyniła znak krzyża i wniosła oczy ku górze, aby podziękować Panu, że podróż przebiegła szczęśliwie. Następnie chwyciła mocniej za uzdy, aby zmusić swojego osiołka do ostatniego, wzmożonego wysiłku. Chciała jak najszybciej znaleźć się na miejscu. Zwierzę charknęło boleśnie, potoczyło krwawą pianę z pyska, ale ruszyło dalej.

Na spotkanie wyszła jej Matka Przeorysza w towarzystwie dwóch zakonnic. Była to dwie najodważniejsze siostry z całego zakonu, specjalnie wybrane do misji powitania siostry Nathanaeli. Jednak nawet one nie zdołały w pełni wyzbyć się lęku. Zakonne habity ledwie skrywały drżenie ich nóg.

– Niech będą dzięki Panu, że możemy cię gościć w naszych skromnych progach, siostro Nathanaelo! – powiedziała Matka Przeorysza, kłaniając się przed wjeżdżającą na klasztorny dziedziniec siostrą.

Nathanaela odwzajemniła powitanie, po czym zeskoczyła z osła. Gdy tylko to zrobiła, osioł natychmiast przewrócił się na bok, anemicznie wierzgnął kopytami i zdechł z wyczerpania. Zrobiłby to znacznie wcześniej, ale za bardzo bał się gniewu siostry Nathanaeli.

– Drogie dzieci, dajcie mi chwilę, abym mogła odpocząć po trudach podróży i przygotować się do mojej posługi – poprosiła Nathanaela swoim dudniącym głosem. – Czy przygotowałyście dla mnie celę?

– Ależ oczywiście, droga siostro – odpowiedziała uprzejmie Matka Przeorysza. – Siostra Matylda zaprowadzi cię na miejsce.

Nathanaela wzięła tobołki, które przywiozła ze sobą i ruszyła za siostrą Matyldą. Matka Przeorysza odprowadzała je wzrokiem. Potężna sylwetka siostry Nathanaeli górowała wzrostem nad siostrą Matyldą o co najmniej dwie głowy, a szerokością dorównałaby zapewne dwóm stojącym obok siebie drwalom.

Bóg dał jej nie tylko niezłomną wiarę i nieziemski hart ducha, ale także ciało, w którym wszystkie te przymioty mogły się pomieścić.

Gdy Matylda z Nathanaelą zniknęły jej z oczu, Matka Przeorysza zaczęła wydawać polecenia pozostałym siostrzyczkom. Podczas gdy kilka z nich próbowało uprzątnąć z dziedzińca ośle truchło, reszta gromadziła się już w klasztornej jadalni, gdzie oczekiwały, aż siostra Nathanaela do nich dołączy. Napięcie narastało.

 

Cela była dość przestronna, ale zarazem skromna, a więc taka, jakie Nathanaela najbardziej lubiła. Po uszykowaniu wszystkich niezbędnych akcesoriów, oraz krótkiej, pięciogodzinnej modlitwie, była już gotowa na spotkanie z miejscowymi siostrami. Wzięła tobołki i ruszyła do klasztornej sali jadalnej.

Siostry już na nią czekały. Gdy weszła do środka, uważnie zlustrowała je wzrokiem. Było ich wszystkich kilkadziesiąt, a wśród nich wiele młodych dziewcząt, a więc takich, które są najbardziej podatne na pokusy diabła… Dobrze, że przybyła na miejsce. Jeśli jakiś demon grasuje w klasztorze, siostra Nathanaela odnajdzie go i wyrwie wszelkie zasiane przez niego zło wraz z korzeniami.

– Moje drogie – zaczęła. – Jestem siostra Nathanaela. Przypuszczam, że słyszałyście już o mnie.

Kiwnęły trwożnie głowami. Trudno było nie słyszeć o siostrze Nathanaeli.

Stanowiła żywą legendę całego zakonnego świata. Była najpobożniejszą z pobożnych, a zarazem Wojowniczką Pana, mieczem i młotem na niewiernych i heretyków, oraz pierwszą i jak dotąd jedyną w historii Kościoła egzorcystką. To, że taką funkcję ośmielono się powierzyć kobiecie, początkowo budziło duże niezadowolenie wielu hierarchów kościelnych, ale po pierwsze żaden z nich nie miał odwagi powiedzieć jej tego w twarz, a po drugie siostra Nathanaela szybko udowodniła, że swoimi zdolnościami w tym zakresie przerasta wszystkich męskich kolegów po fachu. Jej zapał i oddanie sprawie, a także ponura i zimna skuteczność, z jaką wykonywała swe powinności, siały postrach wśród wszystkich sług Szatana. Powiadano, że diabli w piekle trzęsą się na sam dźwięk jej imienia.

Jednak jeszcze większą bojaźń budziła wśród zwykłych mieszkańców ziemskiego padołu. Nigdy nie było przecież wiadomo, gdzie, kiedy i u kogo dopatrzy się śladów działania Złego… Gdy przejeżdżała przez jakąś wioskę, jej mieszkańcy zabijali swoje drzwi i okna deskami jeszcze mocniej, niż w dzień wizyty poborcy podatkowego. Niewierni natychmiast zmieniali wyznanie, a ateiści przeżywali objawienia. Wyprawy krzyżowe zawracały, gdy doszła do nich wiadomość, że w miejscu do którego zmierzają, była już siostra Nathanaela. Inkwizycja natomiast, na wieść, że siostra Nathanaela odwiedziła jakąś wioskę, natychmiast wykreślała ją ze swojego rejestru, była bowiem pewna, ze przez najbliższe sto lat nie pojawi się tam nawet najmniejszy cień grzechu.

– Drogie dzieci – kontynuowała Nathanaela. – Od zarania świata toczy się nieustanny bój pomiędzy Światłem a Ciemnością. Odkąd tylko Lucyfer, Pan Ciemności, został przez naszego Ojca strącony w Otchłań, knuje przeciw niemu podłe i niegodziwe intrygi. Jego niecne działania dosięgają także nas, sług Ojca! Szatan ciągle poddaje nas pokusom i próbuje przekabacić na swoją stronę, strącając z drogi cnoty. Nie ma miejsca, w które nie posłałby swoich diabelskich wysłanników. Bez wątpienia działają oni także w tym klasztorze i próbują, drogie siostry, zasiać w waszych czystych duszach grzech i zgorszenie – napotkała wzrokiem przerażone spojrzenia sióstr. – Nie trwóżcie się jednak! Przybyłam, aby wyplenić wszelkie zło, które mogło się tu zalęgnąć! Nie mnie doba, a miejsce to będzie czyste od wszystkich śladów działalności Złego i wszelkich występków, jakie mógł tu sprowadzić!

Zakończywszy tę płomienną przemowę, spoczęła na przygotowanym dla niej krześle. Matka Przeorysza podeszła do niej, podając zapisany pergamin. Nathanaela rozwinęła go i przejrzała uważnie, z powagą kiwając głową.

– Wasza Przeorysza na moje polecenie sporządziła spis wszystkich wydarzeń, które miały ostatnio miejsce w klasztorze i mogą świadczyć, że niektóre z was uległy podszeptom diabła – ogłosiła, wywołując jeszcze większy niepokój. – Siostry: Natalia, Paulina i Joanna, wystąpcie!

Trzy młode zakonnice niepewnie podniosły się ze swoich miejsc i bez cienia entuzjazmu ruszyły w kierunku Nathanaeli, idąc niczym skazańcy na ścięcie.

– Po kolei, moje drogie, po kolei – powiedziała Nathanaela, bezskutecznie próbując nadać swemu głosowi dobrotliwe brzmienie. – Nie bójcie się. Jestem tu po to, żeby wam pomóc.

Siostrzyczki posłusznie ustawiły się gęsiego, w kolejności, w jakiej zostały wezwane.

– Siostro Natalio – zwróciła się Nathanaela do pierwszej z młodych zakonnic. – Jesteś podejrzana o dopuszczenie się grzechu nieczystości. Siostry, z którymi dzielisz celę, zeznały, iż widziały, jak przedwczoraj nad ranem przez sen dotykałaś się palcem w okolicach swoich miejsc intymnych!

Siostra Natalia zamarła ze strachu, a wszystkie pozostały siostry z przejęcia wydały z siebie głębokie „och!”.

– Czy przyznajesz się do grzechu? – zapytała Nathanela coraz bardziej blednącą na twarzy Natalię.

– Ale ja… ja… ja tylko chciałam podrapać się po swędzącym udzie, siostro Nathanaelo…

– Milcz! – zagrzmiała Nathanaela. – Trwając w zakłamaniu tylko pogarszasz swoją sytuację! Lepiej wyjaw nam prawdę. Pytam po raz ostatni: czy przyznajesz się do grzechu?

– Tak! Przyznaję się, siostro Nathanaelo! Zbłądziłam! – wypaliła siostra Natalia, zbyt przerażona tym, co mogłoby się stać, gdyby się nie spełniła oczekiwań siostry Nathanaeli.

Nathanaela kiwnęła ze zrozumieniem głową.

– Dobrze, siostro Natalio. Postąpiłaś właściwie, wyrzekając się zła. Za chwilę wyznaczę ci pokutę, ale na razie usiądź tu na boku, a ja porozmawiam z dwoma pozostałymi – zerknęła na kolejną z młodych zakonnic. – Siostro Paulino. Twój grzech jest podobny. Siostry widziały, jak obierając w klasztornej kuchni marchewkę, przekładałaś ją i pieściłaś między palcami! To zachowanie godne jawnogrzesznicy! Przyznaj się: czy pod postacią marchewki wyobrażałaś sobie męski organ płciowy, będący siedliskiem nieczystości?

– Ja tylko chciałam dokładnie obrać…

– Ostrzegam cię! Szatan cieszy się i rośnie w siłę wraz z każdym twoim kłamstwem. Powiedz prawdę!

– No więc ja… tak! – zdecydowała się poddać siostra Paulina. – Wyobrażałam sobie… – następne słowa ledwie przeszły jej przez gardło – …męski organ płciowy! Bardzo tego żałuje, siostro Nathanaelo, naprawdę bardzo!

– Dobrze. Swoim żalem zadałaś cios Szatanowi. Usiądź obok siostry Natalii i poczekaj. Została jeszcze siostra Joanna – Nathanaela spojrzała na ostatnią z sióstr, z twarzy wyglądającą na najmłodszą. – Siostro Joanno, twój grzech jest najcięższy! Czy znasz może niejakiego Jasia, chłopaka z sąsiedniej wsi, który co jakiś czas przynosi do klasztoru świeże owoce?

– Tak, znam go – potwierdziła Joanna. – To bardzo miły chłopiec, który przebywa na piechotę taki kawał drogi, żeby przynieść nam…

– Cisza! Otóż widziano cię, jak przyjmując od niego owoce nawiązałaś z nim grzeszny kontakt cielesny, dotykając go! Co masz na swoją obronę?

– Grze… grzeszny kontakt cielesny? Ale on strasznie zmęczył się, dźwigając kosz z owocami, a ja tylko otarłam mu chustą pot z czoła…

– Milcz! Jak możesz się tak nieudolnie usprawiedliwiać? Ślubowałaś przecież żyć w całkowitej czystości! A mimo to zbłądziłaś… Czy przyznajesz się do grzechu?

– Nie.

To słowo zawisło w powietrzu. Co bardziej wrażliwe spośród zgromadzonych zakonnic omal nie zeszły na zawał, pozostałem zaś skryły twarz w dłoniach, nie chcąc widzieć tego, co może za chwilę nastąpić.

Siostra Nathanaela gwałtownie poczerwieniała i zmarszczyła brwi, gromiąc młodą Joannę druzgocącym spojrzeniem.

– SŁUCHAM?

Siostra Joanna pochodziła z ludu i była prostą, niepotrafiącą kłamać dziewczyną. Jednak te nieliczne iskierki inteligencji, które tliły się gdzieś w zakamarkach jej umysłu, podpowiedziały jej, ze w zaistniałej sytuacji lepiej będzie jednak przyjąć punkt widzenia siedzącej naprzeciwko potężnej kobiety,

– Ja… przyznaję się! Przepraszam za moje kłamstwa!

Krew powoli odpłynęła z twarzy Nathanaeli. Pozostałe siostry odetchnęły z ulgą.

– Tak lepiej, siostro Joanno. Cieszę się, że przejrzałaś na oczy. A więc… stańcie tu wszystkie trzy!

Natalia, Paulina i Joanna posłusznie ustawiły się przed siostrą Nathanaelą.

– Moje drogie, zbłąkane służebnice pańskie. Dobrze wiem, że ohydne czyny, których się dopuściłyście, nie narodziły się w waszych umysłach, lecz zostały wam podszepnięte przez diabła. Plugawy demon, który próbował sprowadzić was na zła drogę, jeszcze dzisiejszej nocy sczeźnie, obiecuje wam to. Na razie jednak musimy zająć się wyplenieniem z waszych ciał resztek grzechu. Tak się składa, że mam przy sobie rzeczy, które wam w tym pomogą.

Sięgnęła po spoczywające u jej stóp tobołki i wyjęła z nich podłużny przedmiot, przypominający wąską i krótką koszule.

– To, moje drogie, jest włosiennica – powiedziała, demonstrując ją siostrom. – Mam po jednej dla każdej z was. Uszyto ją ze śmierdzącej, szorstkiej koziej sierści. Jej noszenie przypomni waszym ciałom o ich nędzy i podległości względem duszy.

Siostra Nathanaela wręczyła je po kolei trzem młodym zakonnicom, po czym ponownie sięgnęła do tobołka.

– Czasami, gdy grzech zakorzeni się szczególnie głęboko, potrzeba czegoś więcej, żeby się go pozbyć. Dlatego mam też dla was po jednym małym biczu. Razy, które będziecie sobie nimi zadawać, oczyszczą was całkowicie i z powrotem doprowadzą do stanu, w którym będziecie godne, aby spoglądał na was Pan – tu zrobiła krótką pauzę. – Oczywiście wasze ciałka są jeszcze młode i brak im wytrzymałości, nie jest więc wskazane, żeby znosiły zbyt wiele bólu. Dlatego na początek zalecam wam… hmm… powiedzmy trzydzieści uderzeń dziennie. Ta złagodzona dawka na razie powinna wystarczyć. Gdy wasze ciała już się nieco zahartują, ustalicie z waszą Przeoryszą jej zwiększenie.

Trzy siostry w milczeniu przyjęły dary i ze spuszczonym wzrokiem oddaliły się do swoich cel. Nie podzielały optymizmu siostry Nathanaeli w kwestii skuteczności wymienionych przedmiotów, ale rozsądnie postanowiły tego nie okazywać.

Siostra Nathanaela rozprostowała się na krześle. Pierwsza część jej misji zakończyła się sukcesem. Zło i występek zostały wyplenione z klasztoru. To jednak nie był koniec.

W nocy przyjdzie bowiem czas, aby rozprawić się z tym, który je tu sprowadził.

 

Gdy zegar wybił północ, siostra Nathanaela zakasała rękawy swojej sutanny. W lewą rękę ujęła flakonik wody święconej, w prawą zaś pochwyciła wykonany z ciężkiego żelaza krucyfiks. Tak uzbrojona, wyszła ze swojej celi i ruszyła ciemnymi korytarzami klasztoru.

Poruszała się ostrożnie, wyczulając wszystkie zmysły. Wąskie klasztorne okna wpuszczały do środka niewiele księżycowego światła. Mrok opustoszałych korytarzy ogarniał ją ze wszystkich stron.

Była pewna, że jest tu któryś ze Złych. Podpowiadał jej to instynkt, który nie zawiódł jej jeszcze ani razu w ciągu jej długoletniej posługi.

Nie myliła się i tym razem. Niebawem usłyszała kroki, a wraz nimi wyczuła gryzący zapach siarki.

Przylgnęła do ściany i zaczęła uważnie nasłuchiwać. Do jej uszu doszły dwa głosy, z początku niewyraźne, ale z każdym kolejnym krokiem do przodu coraz bardziej zrozumiałe.

– Mówię ci, Belzebub, chromolę taką robotę! – żalił się jeden z głosów. – Staram się jak mogę, nawiedzam je w snach i na jawie, podsuwam najbardziej zbereźne myśli, ale te cholerne cnotki na nic nie reagują! Przez nie czuję się gorszy…

– Spokojnie, Tamaelu – odparł drugi głos. – Zostań tu i kontynuuj powierzone ci zadania. Pamiętaj, że w przeciwieństwie do tego co sądzą śmiertelnicy, cierpliwość nie jest cnotą. To nasz wynalazek.

– Łatwo ci mówić… W każdym razie dzięki, że do mnie wpadłeś.

W oddali rozległ się błysk i Nathanaela ujrzała płonący okrąg – znak, że otworzono wrota do Piekieł. Stały przy nich dwie smoliście czarne, przygarbione postacie, z których jedna wkroczyła do środka. Rozległo się ogniste syknięcie, a po nich oślepiający błysk, aż w końcu wrota zniknęły.

Druga z postaci, sądząc, ze jest tu już sama, ruszyła w jej kierunku, niczego nie podejrzewając.

Siostra Nathanaela ostrożnie się wycofała i skryła za rogiem korytarza, przygotowując się do ataku.

Gdy tylko postać wyłoniła się zza rogu, Nathanaela chlusnęła mu w oczy woda święconą.

– Aaaaaaaaaaa! – wrzasnął diabeł.

Nathanaela natychmiast zdzieliła go w gębę krucyfiksem,

– W imię Pana, rozkazuje ci, siło nieczysta, ukorz się przed Jego sługą i dobrowolnie poddaj karze!

– Nigdy! – ryknął wściekle jej przeciwnik i uskoczył na lewo.

Próbował dosięgnąć ją z boku, ale nie z siostrą Nathanaelą takie numery. Uchyliła się z łatwością, a a gdy ją mijał, przejechał po jego piersi ostrym końcem krucyfiksu, pozostawiając szeroką bruzdę. Diabeł wydał z siebie okrzyk bólu i wycofał się trwożnie.

– Już zbyt długo nawiedzałeś ten klasztor i usiłowałeś wodzić na pokuszenie jego cnotliwe mieszkanki! Przybyłam, aby ukrócić twą działalność i na zawsze cię unicestwić!

Kolejne potężne uderzenie żelaznym krzyżem zwaliło demona z nóg. Siostra Nathanaela stanęła nad nim i uniosła wysoko krucyfiks, szykując się do zadania decydującego ciosu.

Diabeł sądził, że już po nim, ale nagle pojawiła się nieoczekiwana nadzieja.

– Ojej, a co się tu dzieje? – zapytał gdzieś z korytarza nieśmiały, kobiecy głosik.

Siostra Nathanaela odruchowo obejrzała się w jego kierunku. Diabeł natychmiast to wykorzystał. Zerwał się na nogi i pomknął w stronę, z której dobiegał głos. Jeśli miał nad Nathanaelą jakąś przewagę, to tylko taką, że znacznie lepiej widział w ciemności.

– Ani kroku dalej! – wychrypiał niecałe dwa uderzenia serca później.

Nathanela zobaczyła, jak wyłania się z ciemności, trzymając przed sobą młodą kobietę w nocnej koszuli.

– Jeden fałszywy ruch, a rozerwę tej dziwce gardło! – zagroził, dla potwierdzenia przystawiając pazur do szyi dziewczyny.

– Puść ją! – odparła Nathanaela, która rozpoznała w dziewczynie siostrę Joannę, jedną z zakonnic, które wcześniej demon zwiódł na pokuszenie. – Co tu robisz, Joanno? – zwróciła się do niej.

– Poszłam napić się wody do klasztornej kuchni i usłyszałem jakieś hałasy…

– Zamknij się! – uciszył ją diabeł, gwałtownie ciągnąć za jej włosy. Siostra Joanna pisnęła z bólu.

Demon wyszczerzył zęby i zwrócił się do Nathanaeli:

– Podaj mi choć jeden powód, dla którego nie miałbym udusić tej małej, a potem zabawić się na jej ścierwie.

Siostra Nathanaela zastanowiła się. Nic nie przyszło jej do głowy.

– Jeśli pozwolisz otworzyć mi wrota i odejść stąd wolno, wtedy mogę się zastanowić – podpowiedział jej diabeł.

Nathanaela ponownie się zastanowiła.

– Zgoda – odparła.

Diabeł zachichotał.

– Nie myśl, głupia suko, że uwierzę ci ot tak! Żądam, byś padła na kolana i przysięgła na Boga, że pozwolisz mi to zrobić!

Nathanaela spojrzała na niego gniewnie, omal nie eksplodując ze złości. Potem jednak powoli się uspokoiła, mówiąc sobie, że chodzi przecież o życie niewinnej służki pańskiej.

Nie spuszczając wzroku z demona, przyklękła na kolana, położyła dłoń na sercu i wyrecytowała:

– Na Wszechmogącego Boga, Pana Mojego Jedynego, na Jezusa Chrystusa i na Wszystkich Świętych, przysięgam ci, demonie, że pozwolę ci otworzyć wrota do Piekieł i odejść stąd wolno, jeśli tylko puścisz tą młodą siostrę, nie czyniąc jej żadnej krzywdy.

– No widzisz? – zapytał uradowany diabeł. – To wcale nie było takie trudne. I tak rzygałem już tym miejscem. Z chęcią się stąd wyniosę!

Odepchnął siostrę Joannę, która upadła na posadzkę, a sam zaczął czynić gesty, które są potrzebne do wywołania wrót.

Gdy tylko Joanna znalazła się poza zasięgiem jego ramion, Nathanaela zamachnęła flakonikiem i chlusnęła w niego resztką wody święconej.

– Aaaaaaaaaaa! Ty kurwo! – wrzasnął. – Przecież przysięgałaś!

– Słowo dane stworzeniom, które są niemiłe Bogu, nie ma żadnej mocy wiążącej – oznajmiła z przekonaniem siostra Nathanaela.

Żelazny krucyfiks pomknął w kierunku jego gardła i przebił je na wylot. Ze śmiertelnej rany popłynęła gęsta, cuchnąca ciesz, przypominająca mocno nieświeży budyń czekoladowy.

Cielsko demona zachwiało się i padło na ziemię. Nathanaela odsunęła się, widząc, że ogarniają je płomienie. Niebawem zamieniło się w popiół, który po chwili rozpłynął się w powietrzu. Po Złym nie pozostał żaden ślad.

– Już dobrze, dziecko – wyszeptała Nathanaela, pomagając wstać siostrze Joannie. – Ty i twoje siostry jesteście już bezpieczne.

– Dziękuję… – wyjąkała wdzięcznie młoda siostra – … i przepraszam, że przeszkodziłam.

– Och, nie przejmuj się, dziecko. Wszystko zakończyło się dobrze. Jednak… zmuszona jestem prosić cię, abyś nigdy nie wspomniała nikomu o tym, co zobaczyłaś. Rozumiesz z pewnością, że jedno z wydarzeń, które zaszły tu przed chwilą, mogłoby postawić mnie w niekorzystnym świetle.

– Oczywiście, siostro Nathanaelo. Nigdy nikomu nie powiem, że złamałaś przysięgę daną demonowi!

– Drogie dziecko, nie o to mi chodzi! Cokolwiek przysięgłabym tej kreaturze, nie miałoby to znaczenia. Rzecz w tym, że w ogóle okazałam ci litość, zamiast od razu rzucić się na demona, nie zwracając uwagi, że wziął cie na zakładnika. Gdyby to dobiegło do uszu ludzi, zaszkodziłoby mojej reputacji. Rozumiesz?

Joanna skinęła potakująco głową.

– Doskonale. A więc będzie to nasza mała tajemnica, zgoda?

– Zgoda, siostro Nathanaelo.

Nathanaela odprowadziła siostrę Joanne do jej celi, a potem sama udała się do swojej, aby wreszcie zażyć trochę zasłużonego odpoczynku.

 

Następnego ranka siostra Joanna rozebrała się do naga i pieczołowicie chłostała biczem po plecach i pośladkach. Była pewna, że przez najbliższe dwa tygodnie nie będzie mogła siedzieć, ani o nic się oprzeć, ale w zamian zyskała niezłomne przekonanie, że już nigdy żaden demon nawet się do niej nie zbliży.

Ledwo zdążyła ubrać się i przyjść na pożegnanie siostry Nathanaeli. Zakonnice podarowały jej muła, na którym mogła odjechać, aby kontynuować swoją nieustającą misję walki ze złem wszędzie, gdzie tylko jest potrzebna.

Joanna odprowadzała ją wzrokiem. Była z siebie niemal dumna, że prawdopodobnie jako jedyna osoba na świcie znała sekret tej potężnej kobiety.

Siostra Nathanaela miała dobre serce.

No… prawie dobre.

 

*****

 

Gdzieś, daleko od wzroku wszystkich istot śmiertelnych, w miejscu, które znajduje się poza wszelkim zrozumieniem i czasem, Lucyfer, Pan Ciemności, jeszcze raz śledził swoim wszechwidzącym wzrokiem wydarzenia, do których doszło w klasztorze św. Faustyny, szczególną uwagę poświęcając sposobowi, w jaki Tanael próbował ocalić życie i skutkom, do jakich to doprowadziło.

– Interesujące – stwierdził. – Bardzo interesujące.

Koniec

Komentarze

Naprawdę świetne:) dobrze napisane, z sensem i pomysłem. 5+ ode mnie:)

Skąd ja znam tą siostrzyczkę? ;)
A tak serio: bardzo dobre. Pomysł fajny, a realizacja jeszcze lepsza.

Dobrze napisane i nic poza tym. Ani ciekawe, ani wciągające ("się było wydarzyło" i już), ani zabawne, a w dodatku znowu jakieś "anioły i demony". Główna bohaterka odpycha jak pługiem od zapoznania się z kolejnymi częściami. Na pewno stać Cię na coś dobrego, bo widać, że pisać umiesz. 

Częściowo zgodzę się z Mortycjanem. Napisane faktycznie fajnie, tyle że jesli o mnie chodzi, kompletnie nie mój styl poczucia humoru. Raz się zasmiałem, jak diabeł nazwał siostrę kurwą :P Ale do kolejnych częsci zajrze jeszcze później, może w nich mnie coś ruszy. I kurde nie wiem co Ci dać za ocenę, bo czytało się to przyjemnie, ale ten humor taki toporny... Ech, srednią masz na razie 5 i niech tak zostanie. Z mojej strony bez noty.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

"Toporny humor"?
Ale w jakim sensie? Tak ostry i cięty? A może powalający z siłą topora?
Sprecyzuj;)

@Mooncalled - każdy dostrzega to, co mu najbliższe, więc się nie przejmuj:) poza tym na krytykę trzeba tu być odpornym i tyle!

Ale w jakim sensie? Tak ostry i cięty? A może powalający z siłą topora?

Sprecyzuj;)

To znaczy - nieśmieszny. Lub śmieszny inaczej, jak Majewski, Drozda i Strasburger... 

Z pewnością masz rację, szoszoon. Pozdrawiam.

Mortycjan powiedział to co miałem na myśli.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

W takim razie również jesteś w błędzie. Niestety, Ty i drugi kolega macie wyraźne zaległości w zakresie teorii humoru. Pozwólcie, że prof. dr hab. Mooncalled udzieli Wam krótkich korepetycji:

Humor wspomnianych  trzech panów ma charakter przaśno-buraczany, opiera się na powtarzaniu starych dowcipów i gadaniu do kotleta,  nie posiada więc nic wspólnego z tym, który zawarto w powyższym opowiadaniu. Fakty są tu bezlitosne.

Przy okazji warto zrobić dygresje i zauważyć, że nawet żenujące dowcipy Drozdy i Strasburgera wielu ludzi chyba jednak bawiły, skoro ich programy tak długo utrzymywały się na antenie.
 
Wiąże się tą z tym, że poczucie humoru jest sprawą czysto subiektywną. Obojętnie jaki rodzaj humoru weźmiemy: abstrakcyjny w stylu Latajacego Cyrku Monty Pythona, dosadny jak w American Pie, czy prosty i przaśny jak u Majewskiego, potencjalna widownia tych produkcji zawsze podzieli się niemal równo po pół na takich, którzy będą nim zachwyceni i takich, którzy od razu przełączą na inny kanał.

To samo dotyczy słowa pisanego. Nie da się stworzyć takiego tekstu, który wszyscy uznają za zabawny. Obojętnie, w jakim stylu by go nie napisać, conajmniej część czytelników zawsze będzie niezadowolona, bo akurat w ich poczucie humoru nie utrafiono. Czy to sarkazm Chandlera lub MacLeana, czy parodystyczny styl Pratchetta, czy prosty i trafny żart Mendozy, zawsze znajdzie się spore grono osób, których będzie akurat odrzucał.

Daleko mi do wyżej wymienionych, dlatego całkowicie akceptuje fakt, że niektórym moje poczucie humoru może wydawać się całkowicie nieśmieszne, ale na pewno nie zgodzę się, że jest toporne. To zarzut tak chybiony, że aż zabawny.

Koniec wykładu, dziękuje za uwagę.



To ja tylko wtrące, że dziwnym trafem takie produkcje jak Shrek zna i lubi mnóstwo osób (śmię nawet stwierdzić, że lubi je je więcej, niż nie lubi) a Drozdę i Strasburgera to najwyżej pokolenie "A we wojnie to ja...".  Przy czym owe pokolenie lubi i rozumie również Shreka...

A mi się właśnie wydaje, że celem dzieł humorystycznych jest to, żeby śmieszyły jak największe grono osób.

Dobra, może użyłem złego słowa. Toporny faktycznie nie jest dobrym okresleniem. Pozostanę więc przy stwierdzeniu, że prezentowany w opowiadaniu humor mnie po prostu nie bawi.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nowa Fantastyka