- Opowiadanie: Diossos - KLON cz.I

KLON cz.I

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

KLON cz.I

wstęp

„Maks obudził się zlany potem, śniła mu się matka i ojciec, których nigdy przecież nie miał. Matka w jego śnie była łagodną, delikatną kobietą, stworzoną jakby z mgły, ojciec był silny, wszechmocny i potężny jak góra. We śnie tym zawsze był małym chłopcem, przychodził do nich i przytulał się tak z całej siły, że aż płakał z radości. Potem rodzice zamieniali się w coś jakby dom, piękny, ciepły dom, a on stał przed nim i wypełniało go przeczucie, że pewnego dnia on tam wejdzie i nie będzie już tęsknił. Przez lata chodził spać mając nadzieję, że tej nocy znowu mu się to przyśni, lecz od momentu tragicznego wypadku sen ten zamieniał się w koszmar. Od tamtej pory zawsze gdy stał szczęśliwy przed domem ze snu, przychodzili po niego ludzie w białych kitlach i zamykali go w lodówce na próbówki, a on był mały i coraz mniejszy i krzyczał z całych sił i szarpał się próbując się uwolnić. Wokół niego było miliony takich jak on, część już nie żyła, część była zdeformowana, wszyscy byli przerażeni, szarpali się i krzyczeli, a on krzyczał z nimi, krzyczał tak długo aż się budził się z krzykiem, zlany potem. „

 

 

cz. I

 

Zdania podobno nie zaczyna się od więc, więc zacznę od No.

No więc, było to tak.

 

Obok siebie stała para młodych ludzi.

Ona bardzo ładna kobieta o lśniących magnetycznych oczach do których przykleił się już niejeden mężczyzna i niejeden się sparzył.

On wysoki z pozoru niespecjalnie interesujący, jednak gdy się uśmiechał sprawa zaczynała wyglądać nieco inaczej, otóż uśmiec, ów młody człowiek miał czarujący, co w połączeniu z poczciwymi oczami dawało mieszankę, która potrafiła zakłuć w serce niejedną niewiastę.

Na jej twarzy malował się wyraz lekkiego zdenerwowania, który towarzyszy ludziom, którym w głowie szaleje gonitwa myśli. Ktoś z boku mógłby pomyśleć, że jest wściekła.

On to zupełnie co innego, całkowicie zrelaksowany, odcięty od otoczenia, z lekkim uśmiechem na twarzy, niemal bezmyślny.

„Pod nami zieje kilkuset metrowa dziura i nadal się powiększa "-myślała Miłka i przełknęła ślinę. Spojrzała na Filipa, gapił się w sufit jakby mógł go wzrokiem przeniknąć, lekki uśmiech nie schodził mu z twarzy.

„Co za pacan zaprojektował windę bez lustra" – kolejna myśl poirytowała Miłkę, nie mogła sprawdzić czy włosy jej się nie potargały, czy ma dobrze przypudrowaną twarz, no i czy nie wygląda za grubo, zawsze wkurzały ją toalety i windy bez luster.

-Wyglądasz ślicznie– przerwał jej rozważania Filip

-Czytasz w myślach?– uśmiechnęła się do niego.

-I wcale nie wyglądasz za grubo

-Więc jednak czytasz– westchnęła

Fili przytulił ją i pocałował

„No to teraz moja fryzura i makijaż poszły na spacer"-przeleciało jej przez głowę.

Winda zatrzymała się.

Przy wyjściu ochroniarz sprawdził zaproszenia i pokierował ich do sali na której odbywało się przyjęcie.

Miłka szybko się zrelaksowała. Przyćmione światło pozwalało podziwiać widok na panoramę miasta. Jedynymi lepiej oświetlonymi miejscami na sali były stoły z jedzeniem i trunkami, no i oczywiście stanowiska z produktami firmy w której pracował Filip i która sponsorowała całe przyjęcie.

„Przy takim świetle zawsze się dobrze wygląda," uśmiechnęła się w duchu do siebie.

Produkty firmy, to były prawdziwe cacka dla milionerów. Nieco irytowało ją, że ludzie wydają takie krocie na nieomal kompletnie nieprzydatne do życia sprzęty. Wszystkie najnowsze wynalazki i technologie produkowane przez firmę, zużywane były na sprzęt sportowy dla bogaczy, którzy na swoje hobby nigdy nie żałowali kasy. Nie zmieniało to jednak faktu, że oglądała te cacka zawsze z dużym zainteresowaniem.

Przystanęli na chwilę przy oknie by popijając drinka podziwiać widok na miasto nocą, gdy nagle poczuła, że ktoś łapie ją za łokieć.

-Choć pokażę ci coś– to była Marta, koleżanka Filipa z pracy i jedna z sympatyczniejszych osób w firmie. Marta była uderzająco podobna do Meryl Streep z czasów młodości aktorki. Miłka chętnie się zgodziła, tym bardziej, że Filipa akurat zaczepił jeden z szefów firmy.

Podeszły do kosmicznie wyglądającego pojazdu.

-To jest skuter śnieżny, pracowałam and nim ja i…– Marta nie zdążyła dokończyć, bo Miłka jej przerwała

-Zobacz, tam ktoś leży– wykrzyknęła przyduszonym głosem pochylając się jednocześnie. Wyciągnęła rękę w kierunku postaci, żeby sprawdzić czy to aby na pewno człowiek i nagle zrobiło jej się potwornie gorąco. Przez chwilę jej ciało i ciało leżące w pojeździe wydawało się być utkane ze świetlanej pajęczyny. Była to chwila krótka jak błysk popsutej żarówki, ale to wystarczyło żeby Miłka wpadła w panikę. Przerażona cofnęła rękę oglądając ją czy jest cała.

-Musimy stąd uciekać – wyszeptała w kierunku, w którym przed chwilą stała Marta i półprzytomna z przerażenie zaczęła przedzierać się przez ludzi zebranych na przyjęciu.

Wpadła do windy cała się trzęsąc, potem wybiegła przed budynek i wsiadła do pierwszego nadjeżdżającego autobusu. Cały czas w głowie kołatała jej jedna myśl „UCIEKAJ".

Przyjemne, chłodne, wieczorne powietrze zaczęło powoli przywracać jej spokój. Jadąc autobusem uświadomiła sobie, że Filip został na przyjęciu. Zaczęła rozglądać się wokoło, żeby się zorientować gdzie właściwie jedzie.

„Muszę wrócić po Filipa, Filip nie ma pojęcia gdzie ja jestem"– pomyślała i chociaż zrobiło jej się głupio, że spanikowała to dziwne uczucie niepokoju nadal jej nie opuszczało.

Postanowiła, że wysiądzie na następnym przystanku i wróci. Jak postanowiła tak zrobiła, wysiadła i stanęła oniemiała. Kompletnie nie rozpoznawała okolicy, już autobus wydawał jej się podejrzanie czysty i nowy, a teraz to. To miejsce które miało być rondem ONZ nie wyglądało bynajmniej jak pół godziny temu gdy jechała na przyjęcie.

Wszystko tu było podobne ale zupełnie inne, jak po liftingu. Strzeliste wieżowce poprzeplatane były starą, starannie odbudowaną przedwojenną zabudową, a na horyzoncie nie było widać ani zarysu pałacu kultury, ani szarych bloków szpecących panoramę miasta którą znała. Tak jakby nie było wojny lub odbudowa Warszawy po wojnie nie przypadła na szary komunizm, tylko wolną Polskę– „istny sen o Warszawie."– Przeleciało jej przez głowę. Ta urocza refleksja bynajmniej nie uspokoiła Miłki, która zaczęła zastanawiać się, czy nie zwariowała, gdzie jest i w którą stronę teraz powinna iść.

-Przepraszam , gdzie jest ulica Górczewska– podbiegła do przechadzającej się nieopodal pary z pieskiem

-Zaraz, musi pani mhhh– zaczęła się zastanawiać starsza pani.

-Czy w ogóle istnieje tu taka ulica?– przerwała nerwowo Miłaka, gdy nagle zza pleców usłyszała zdenerwowany głos młodej dziewczyny

-Przepraszam czy to jest rondo ONZ?

-Tak– rzeczowo wtrącił starszy pan

-Ale to wcale nie wygląda jak rondo ONZ– wykrzyczał ten sam głos.

Miłka obejrzała się. Za jej plecami stała smukła dziewczyna w bardzo ładnej żółtej sukience w towarzystwie młodego mężczyzny z długimi włosami spiętymi w kucyk. Miłka rozpoznała w nim kolegę Filipa z pracy, zdaje się, że miał na imię Irek. Panika jaka malowała się na twarzy dziewczyny wpłynęła zadziwiająco kojąco na Milkę.

-Jak to nie wygląda?! – oburzyła się starsza pani, po której widać było, że podejrzewa młodych ludzi o niestosowne żarty.

-Wy też byliście na tym przyjęciu, prawda?– Miłka skoncentrowała się na parze młodych, a starsza pani odeszła wyraźnie urażona pociągając za sobą męża.

-Tak. Chcieliśmy z Krysią obejrzeć skuter śnieżny, gdy zobaczyłem, że ktoś tam leży i wtedy stało się coś dziwnego, ty zdaje się stałaś wtedy po drugiej stronie pojazdu? -wypowiedź Irka przerwał sygnał nadjeżdżających radiowozów. Wozy zatrzymały się obok nich, wysiedli z nich mężczyźni w garniturach i podeszli do skonsternowanej trójki ludzi.

-Proszę się nie denerwować, zaraz wszystko pani wyjaśnię. Zapraszam do samochodu– powiedział jeden z nich i zanim Miłka zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, mężczyzna wziął ją pod łokieć, po czym delikatnie acz stanowczo podprowadził do jednego z samochodów i pomógł wsiąść. Kątem oka Miłka zobaczyła, że znajomy Filipa z dziewczyną wsiadają do sąsiedniego samochodu.

Nie mogła oderwać wzroku od twarzy funkcjonariusza, znała ją bardzo dobrze z dużego ekranu. Ten młody człowiek był uderzająco podobny do znanego hollywoodzkiego aktora starszego pokolenia, ale jego imienia za nic nie mogła sobie przypomnieć, fakt iż płynnie mówił po Polsku wyglądał w jej odczuciu dziwacznie. Mężczyzna spojrzał na nią.

-Tak tak wiem, wyglądam trochę jak jeden aktor sprzed lat , ale jestem od niego wyższy– zaznaczył podnosząc nieznacznie palec wskazujący do góry i zaśmiał się swobodnie, to nieco zbiło Miłkę z tropu,

-"nie trochę, a identycznie"– pomyślała, po czym odwróciła wzrok od jego twarzy.

-Mam na imię Maksymilian Szych, będę twoim opiekunem do momentu aż wszystko wyjaśnimy -przedstawił się mężczyzna

 

 

***

 

Starszy pan po powrocie ze spaceru z pieskiem długo grzebał w komputerze, coś drukował przepisywał, aż się jego żona zaczęła martwic tak wzmożoną aktywnością męża.

-Roman kochanie, zostaw ten komputer i choć spać, lekarz zabronił ci się przemęczać.

-Tak tak już idę – odpowiedział.

Pani Hania dobrze wiedziała, co ma na myśli jej ukochany „daj mi spokój, muszę to skończyć". Popatrzyła na niego zatroskana. Bardzo się posunął przez ostatni rok na emeryturze, jakby w raz z odejściem z pracy w instytucie stracił sens w życiu.

„Znikamy" pomyślała w duchu, miała 62 lata i odnosiła wrażenie, że wszyscy traktują ją jak powietrze. Obawiała się, że od przejścia na emeryturę jej mąż przeżywa to samo. Nie chciała, żeby tak było, dla niej był przecież bardzo ważny, był może ostatnią osobą dla której jej opinie miały jeszcze jakieś znaczenie. Do czasu przejścia na emeryturę on ciągle jeszcze żył swoim życiem, natomiast ona już od dawna żyła głównie życiem córek, syna i wnuków, ona znikała także dla siebie.

-Co ty właściwie robisz? A swoją drogą dziwni byli ci ludzie co ich spotkaliśmy przy rondzie ONZ, prawda? Co oni mogli mieć na myśli?– próbowała zagadnąć.

-Tak, tak dziwni, zaraz idę, tylko nie przeszkadzaj mi przez chwilę, zaraz skończę– odpowiedział, wyraźnie próbując ją spławić.

Na ekranie monitora zobaczyła twarz jednego z aktorów którego imienia nie pamiętała, obok zamieszczone były zdjęcia z jakiegoś wypadku.

-Eh– westchnęła zrezygnowana i poszła spać.

 

c.d.n.

Koniec

Komentarze

Diossos, przykro mi, ale tak się nie pisze... Jeden wielki blok tekstu, nie podzielony na akapity, nie wyodrębnione dialogi, które chyba tam są... Tego nie da się czytać.
Masz 24 godziny na edycję. Wykorzystaj ten czas.

wywalić w edycji wszystko grało

Nie tylko blok tekstu, gdyby nawet podzielić tekst na akapity, a dialogi poukładać tak, żeby każda wypowiedz zaczynała się od nowego wiersza, to wciąż są one błędnie zaznaczone.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Bez Worda życie jest brutalne.

Word jest tylko programem komputerowym i jak to programy mają w okrutnym zwyczaju, robi nie to, o czym tylko myśli użytkownik, ale to, co ów mu każe robić. Podpisano: użytkownik Worda od wielu lat.

No i już o wiele lepiej wygląda. Ale poczytam jutro --- w przeciwieństwie do wielu innych muszę wcześnie wstać.

Problemy z interpunkcją i dzieleniem zdań, poza tym bez większych błędów. Nie rozumiem natomiast po co dzielić jedno opowiadanie na 5 części? 
Osobiście mnie nie zaciekawiło, bo nie lubię takich klimatów, więc do następnych nie zajżę, ale - fabuła jest, intryga jest, pomysł jest, może innych wciągnie. 

Motycjan
Zasady interpuncji to dla mnie tajemnica nie do rozszyfrowania. Opowiadanko powstało, bo mi się przyśniło, a nie dlatego, że mnie talent męczył. Dzięki za komentarz.

Nowa Fantastyka