- Opowiadanie: BioHazard - Oddech przeszłości

Oddech przeszłości

Życzę przyjemnej lektury.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Oddech przeszłości

Atomowy okręt podwodny HMCS Alberta był w połowie rutynowego rejsu patrolowego, gdzieś na północnym Pacyfiku. Opływowy kadłub statku sunął przez mroczne odmęty w niemal zupełnej ciszy. Wśród załogi panowało rozluźnienie. Wyglądało na to, że Chińczycy zrobili sobie przerwę w testowaniu czujności kanadyjskiej marynarki. Od przeszło miesiąca nie zanotowano kontaktu. Porucznik Jim Wilde znudzonym wzrokiem wpatrywał się we wskazania sonaru dalekiego zasięgu. Powolne, rytmiczne pikanie wyznaczało kolejne impulsy fali dźwiękowej. Twarz marynarza była rozjaśniona bladozielonym światłem, reszta pomieszczenia tonęła w półmroku. Nagle monotonię przerwał ostry sygnał alarmowy. Na ekranie pojawił się czerwony punkcik. Jim aż podskoczył z wrażenia i szybko sięgnął po interkom.

– Uwaga załoga, alarm bojowy. To nie są ćwiczenia – wyrecytował lekko drżącym głosem. Rozbłysło oświetlenie ostrzegawcze, nie minęło piętnaście sekund i na mostek wbiegli zaspani marynarze, z dowódcą na czele. – Panie kapitanie mamy kontakt, piętnaście mil, północny zachód – zameldował porucznik.

– Piętnaście?! Jak u diabła mógł podejść tak blisko? – wściekł się kapitan. – Głębokość peryskopowa, nadać komunikat do dowództwa. – Marynarze rzucili się do swoich stanowisk. – Co wiemy o obiekcie?

– Mały, dziewięćdziesiąt stóp, nie możemy wykryć napędu… – posypały się meldunki.

– Nie słychać napędu?! – zdziwił się kapitan.

– Jest bardzo cichy, dlatego podszedł tak blisko. – W głosie marynarza słychać było wyraźne napięcie.

– Dron? – spytał kapitan.

– Nigdy czegoś takiego nie widziałem – stwierdził Wilde. – Za mały na okręt załogowy, za duży na drona…

– Połączyć mnie z Saskatoon – powiedział dowódca, zachowując kamienną twarz.

 

***

Na pokładzie lotniskowca HMCS Saskatoon zapanowało poruszenie. Podporucznik Robert Janetzki i sierżant Thomas Scott siedzieli już w kokpicie śmigłowca i czekali na rozkazy. Obaj byli doświadczonymi żołnierzami i już nie raz startowali w trybie pilnym, żeby zidentyfikować i odstraszyć chińskie łodzie podwodne. Tym razem było inaczej, dowództwo najwyraźniej czymś się bardzo zaniepokoiło, bo dostali zielone światło. Oznaczało to, że mają pozwolenie na otwarcie ognia.

– Co o tym myślisz, Tom? – spytał podporucznik, powoli zwiększając moc wirników.

– To co zawsze, Rob – odparł drugi pilot. – Dużo hałasu o nic. Polecimy, namierzymy Chińczyków i nawiążemy kontakt. Oni jak zwykle wytłumaczą się błędem w nawigacji i odpłyną.

– A zielone światło?

– Jeżeli to rzeczywiście jakiś nowy dron, to dowództwo z pewnością będzie chciało go przechwycić. Spróbujemy unieruchomić napęd, a jak się nie uda, to go rozpieprzymy. Chińczycy będą wściekli, ale nie przyznają się, że stracili łódź. Wszystko się jakoś rozejdzie…

– Uwielbiam twoje wnikliwe analizy strategiczne – powiedział Robert, uśmiechając się krzywo. W tym momencie stojący na płycie lotniskowca marshaller pokazał, że mają startować. Helikopter zaczął  powoli wznosić się nad pokład.

– Zawsze do usług. – Sierżant zasalutował. – Coś cię gryzie, Rob?

– Martwię się, że to wszystko skończy się kiedyś tak jak w tysiąc dziewięćset czternastym, tysiąc dziewięćset trzydziestym dziewiątym albo dwa tysiące czterdziestym siódmym…

– Powoli przyjacielu – wtrącił się sierżant. – Wiesz, że nie mam pamięci do dat, ale domyślam się, że wymieniasz wszystkie konflikty zbrojne…

– Nie wszystkie… tylko te większe.

– Nie ma co się martwić na zapas…

– Nurek I zgłoś się – rozległ się głos w radio.

– Nurek I zgłasza się – odpowiedział Scott.

– Dostaliśmy nowe współrzędne obiektu. Pięćdziesiąt trzy stopnie dwadzieścia jeden minut północ, sto czterdzieści dwa stopnie piętnaście minut zachód. Przesyłam koordynaty. Potwierdź.

– Nurek I, potwierdzam. Otrzymaliśmy dane, obieramy kurs przechwytujący – odpowiedział Tom. Na chwilę zapanowała cisza. Helikopter oddalał się od lotniskowca, wokół rozciągał się wielki błękit. Niebo było bezchmurne, jeśli nie liczyć kilku zabłąkanych cumulusów.

– Będziemy nad celem za jakieś dziesięć minut – odezwał się podporucznik.

– Jak wdepniesz gaz to nawet szybciej – odparł zaczepnie drugi pilot, ale nie doczekał się odpowiedzi. – Za tydzień idę na przepustkę… – kontynuował, żeby nieco rozluźnić atmosferę.

– Jakieś plany? – spytał krótko Janetzki, nie odrywając wzroku od przyrządów.

– Jadę zobaczyć park amazoński. Ponad milion kilometrów kwadratowych dziewiczej dżungli. Dasz wiarę?

– Mhm – mruknął Rob. – Byłem tam w zeszłym roku. Kiedyś obszar lasu był sześciokrotnie większy…

– Niesamowite, muszę się spieszyć, zanim zniknie reszta – Scott odpowiedział pół żartem, pół serio. Dalej lecieli już w milczeniu. Napięcie w kabinie stało się wyczuwalne.

– Dwie minuty – rzucił Janetzki. – Wyrzuć boję sonarową.

– Tak jest, boja poszła – odparł krótko Scott. – Nawiązuję połączenie, zaraz będziemy mieli obraz… Jest. Długość około dziewięćdziesiąt stóp, głębokość dwadzieścia pięć metrów. Płynie powoli i wynurza się. Nasłuch radiowy nie wykazuje żadnej aktywności, magnetometr niczego nie wykrył…

– Nadaj do Saskatoon, że przygotowujemy się na kontakt – rzucił Rob, a po jego czole spłynęła kropla potu. – Uzbrojenie w gotowości, namierzamy cel.

– Dwadzieścia metrów, dziewiętnaście, siedemnaście… – zaczął odliczać Scott – Zaraz powinniśmy go zobaczyć gołym okiem. – Piloci przenieśli wzrok z ekranu komputera na powierzchnię oceanu. – Pięć, cztery… – Pod lustrem wody zamajaczył duży ciemny kształt. Janetzki głośno wciągnął powietrze. – Trzy, dwa… o ja pierdolę! – Nie wytrzymał Tom. Z wody wynurzyło się olbrzymie zwierzę i wyrzuciło w powietrze fontannę wody.

– To wieloryb – wyszeptał Robert. – Coś wspaniałego…

– Nurek I zgłoś się – rozległ się głos w radio. – Co widzicie?

– Mamy tutaj wielkiego ssaka morskiego – odpowiedział podporucznik, wciąż wpatrując się z zachwytem w wieloryba, który pokazał się teraz w całej okazałości.

– Powtórz.

– To waleń, najprawdopodobniej uznany za wymarłego płetwal błękitny – powiedział Janetzki.

– Przyjąłem, Nurek I. Czekajcie na dalsze instrukcje – Radio zamilkło.

– Jest ogromny. – Scott wciąż nie mógł ochłonąć. – Widziałem je na filmach, ale na żywo to zupełnie co innego.

– Szczęściarze z nas – stwierdził Robert i obniżył lot, żeby lepiej przyjrzeć się zwierzęciu. – Ostatnio wieloryba widziano jakieś sześćdziesiąt lat temu.

– Jak myślisz, na co jeszcze każą nam czekać? – spytał Tom. – Nic tu po nas. Cyknijmy parę fotek i wracajmy.

– Pewnie będą chcieli wszczepić mu nadajnik – odparł kwaśno Robert.

– Skąd ten ponury ton?

– Nie wiesz co się stało z tym ostatnim waleniem?

– To ty jesteś chodzącą encyklopedią – odpowiedział Scott , spoglądając wymownie na przyjaciela.

– Amerykanie znaleźli go na Atlantyku podczas manewrów wojskowych. Jeśli dobrze pamiętam, to był wal grenlandzki. Gratka dla naukowców. Zwierzę zostało oznakowane w celach badawczych. Najprawdopodobniej doszło do jakiegoś wycieku danych, możliwe też, że hakerzy złamali zabezpieczenia nadajnika. W każdym razie efekt był taki, że wkrótce waleń zniknął. – Janetzki zamilkł.

– Chyba domyślam się w czym rzecz – Scott skrzywił się z obrzydzeniem.

– Wkrótce po tym na czarnym rynku można było za bajońskie sumy kupić olej z wieloryba, a w ekskluzywnych restauracjach pojawiły się wymyślne potrawy z „ostatniego walenia”.

– Nurek I, zgłoś się – ponownie zabrzęczało radio.

– Zgłaszam się – odpowiedział Scott.

– Na podstawie obrazów przesłanych przez waszą kamerę zidentyfikowaliśmy zwierzę jako Balaenoptera musculus musculus. Ostatnio widziano ten gatunek kilkadziesiąt lat temu. Dowództwo chce, żebyście wszczepili mu nadajnik. – Piloci spojrzeli na siebie znacząco.

– Przyjąłem, Saskatoon – powiedział Scott i westchnął. – Wygląda na to, ze nie mamy wyboru – dodał.

– Tak… – mruknął Janetzki. – Ustawię działko pneumatyczne i nadajnik – dodał, wybierając typ uzbrojenia na ekranie dotykowym.

– Tylko zredukuj moc, bo przedziurawimy naszą rybkę – Scott silił się na beztroski ton.

– To nie ryba – Robert odparł beznamiętnie.

– Wiem – Thomas skrzywił usta w grymasie niezadowolenia. – Prawdę mówiąc wolałbym, żeby to był chiński dron…

– Ja też – burknął Janetzki. Gdzieś od strony podwozia dobiegł dźwięk wysuwanego działka. Podporucznik spojrzał na ekran celowniczy. Czarny krzyż znajdował się nieco powyżej płetwy ogonowej wieloryba. – Tu chyba będzie dobrze – mruknął i ujął drążek sterujący. Jego palec zawisł tuż nad czerwonym przyciskiem spustowym. Przez chwilę słychać było tylko szum wirników.

– Rob?

– Pieprzyć to – Janetzki zaklął, wbrew swoim zwyczajom. – Wyłącz kamery. – Scott tylko wzruszył ramionami i spełnił polecenie. – Saskatoon, odbiór.

– Zgłasza się Saskatoon – rozbrzmiało radio.

– Straciliśmy kontakt wzrokowy, waleń się zanurzył – powiedział Robert, patrząc na wieloryba, który jakby w podziękowaniu wystawił nad wodę płetwę ogonową. – Kończy nam się paliwo, wracamy do bazy.

– Wiesz, że będziemy mieć przerąbane? – spytał obojętnie Scott.

– Tak, ale myślę, że było warto – odparł z wyraźną ulgą Janetzki. Zrobili jeszcze jeden przelot tuż nad płetwalem, który wyrzucił w niebo kolejną fontannę wody. Światło słoneczne rozszczepiło się w drobnych kropelkach, tworząc na chwilę delikatną tęczę. Śmigłowiec odleciał.

Koniec

Komentarze

Interesujący pomysł. Wprawdzie już po rozmowie o dżungli zgadłam, o co chodzi, ale końcówka mi się spodobała.

– Martwię się, że to wszystko skończy się kiedyś tak jak w 1914, 1939 albo 2047…

Liczby raczej zapisujemy słownie. A już w dialogach – obowiązkowo.

Babska logika rządzi!

Dobry pomysł i takież wykonanie – no, może za wyjątkiem zapisu liczebników.

Ostatnia decyzja obu panów niezwykle przypadła mi do gustu. ;)

 

Twarz ma­ry­na­rza była oświe­tlo­na bla­do-zie­lo­nym świa­tłem… – Nie brzmi to najlepiej.

Może: Twarz ma­ry­na­rza była rozjaśniona bla­dozie­lo­nym świa­tłem

 

Panie ka­pi­ta­nie mamy kon­takt, pięt­na­ście mil, pół­noc­ny-za­chód… – …pięt­na­ście mil, pół­noc­ny za­chód

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fajny pomysł,  ciekawie zawarta idea ekologiczna. Niezły short.

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Dobrze napisany szort w postaci scenki rodzajowej, choć raczej z takich, które nie przykuwają mojej uwagi na dłużej. Okej, ale bez fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Prosta sprawa, ale też bardzo wymowna. Bardzo przyjemne opowiadanie, choć tło mocno pochmurne – wojny, patrolowanie oceanu, wyginęły walenie. Mimo tła, udało Ci się, Autorze, przemycić pozytywny przekaz. Podobało mi się.

Ciao!

Opływowy kadłub

Czy kadłub może być nieopływowy?

 

 już nie raz startowali

Nieraz

 

Spodziewałem się jakiejś militarnej kliszy i nudy, ale to, czym okazało się zjawisko, wprowadziło spory powiew świeżości. Ostatnia decyzja przewidywalna, ale i tak mi się podobało. Bardzo sympatyczny tekst.

“Nie raz” też może być. Tylko jedno znaczy “nie jeden raz”, a drugie “często”.

Babska logika rządzi!

Wydaje mi się, że tutaj to drugie znaczenie ma większą rację bytu. Uczuliłem się na ten błąd, bo Bemik wytyka mi go pod co drugim tekstem. :D

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję za komentarze i cenne uwagi. Liczebniki poprawiłem, co do “nie raz” chyba w tym przypadku pasują obie wersje. Cieszą mnie pozytywne opinie :) 

Helikopter zaczął się powoli wznosić nad pokład.

Helikopter zaczął powoli wznosić się nad pokład. Chyba tak byłoby lepiej, ale jak chcesz :]

– Mhm – mruknął Rob. Byłem tam w zeszłym roku.

Zjedzony myślnik.

 

Przy fragmencie z rezerwatem amazońskim domyśliłem się, o co chodzi :] Bardzo dobrze napisany, krótki i treściwy tekst. Niektóre bardziej informacyjne fragmenty dialogu pilotów wypadły ciut sztucznie, ale zdaję sobie sprawę, że przy takiej długości tekstu ciężko byłoby wprowadzić tło w zręczniejszy sposób.

Lektura niedługa i satysfakcjonująca, fajne yes

No nieźle.

Zastanawiałem się, czy wstawiać ten dialog o dżungli, bo rzeczywiście może naprowadzić na temat i zepsuć niespodziankę ;) 

Dla mnie to, czym okazal sie podejrzany obiekt było dużym zaskoczeniem. :) Dobrze się czytało, dziękuję za miłą lekturę.

Pomysł prosty, ale dobrze zrealizowany. Brakowało może większego elementu zaskoczenia albo jakiegoś niespodziewanego zwrotu akcji, ale jak na tak skompresowany tekst poradziłeś sobie naprawdę nieźle. Domyśliłem się wieloryba w tym samym miejscu co pozostali, ale to nic nie szkodzi. Zakończenie sympatyczne.

Jedna rzecz zwróciła tylko moją uwagę.

Wśród załogi panowało rozluźnienie. Wyglądało na to, że Chińczycy zrobili sobie przerwę w testowaniu czujności kanadyjskiej marynarki. Od przeszło miesiąca nie zanotowano kontaktu. Porucznik Jim Wilde znudzonym wzrokiem wpatrywał się we wskazania sonaru dalekiego zasięgu. Powolne, rytmiczne pikanie wyznaczało kolejne impulsy fali dźwiękowej. Twarz marynarza była rozjaśniona bladozielonym światłem, reszta pomieszczenia tonęła w półmroku. Nagle monotonię przerwał ostry sygnał alarmowy. Na ekranie pojawił się czerwony punkcik. Jim aż podskoczył z wrażenia i szybko sięgnął po interkom.t

Fragment, który przytoczyłem nie do końca mi gra. Niektóre zdania wydają się być częścią wyliczanki. Stało się to. I to. I tamto. Potem jeszcze to. I znowu. Rytm przez to staje się szarpany i ciężko się wczuć. Poza tym nie mam uwag.

BioHazardzie, szczerze i gromnie się cieszę, że tym razem nadzieje Janka parającego się szkutnictwem, nie zostały zawiedzione. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Po ostatnich zmianach w regulaminie drzwi biblioteki otworzyły się szerzej ;)

Mam nadzieję, że teraz szybko dokomentujesz brakujące 38 opowiadań i zaczniesz zgłaszać do Biblioteki. Sam wiesz, jak trudno jest debiutantom…

Babska logika rządzi!

Ostatnio nie najlepiej mi idzie komentowanie, ale zrobię co w mojej mocy ;)

Ciekawy pomysł. Zakończenie zaskakujące i całkiem optymistyczne. Ogólnie tekst, Ok.

Napisane w porządku, pomysł też fajny. Plus za wieloryba i przesłanie. Ogólnie udana wprawka. 

– Piętnaście?! Jak u diabła mógł podejść tak blisko? – Wściekł się kapitan.

“Wściekł” z małej w tym przypadku. 

– To ty jesteś chodzącą encyklopedią – Scott odpowiedział, spoglądając wymownie na przyjaciela.

Zły szyk, powinno być: “odpowiedział Scott”. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Dziękuję za kolejne opinie. Poprawki wprowadzone :)

Może nie jest to nic odkrywczego, ale napisane sprawnie. Przeczytałem szybko i do końca, więc efekt czytelniczy osiągnięty. Żargon i środowisko wojskowe trochę mało przekonujące. Na sonarze widać tylko plamy, więc Wilde i tak nie mógł nic zobaczyć, a przynajmniej użyć takiego stwierdzenia. Żołnierze nie kwestionują rozkazów, ani na ich temat nie dyskutują. Mają zielone i rozkaz strzelać, strzelają. Mają rozkaz przejąć, przejmują. Meldują i wykonują. Choć finał był do przewidzenia, to i tak chętnie go przeczytałem.

Żołnierze nie kwestionują rozkazów, ani na ich temat nie dyskutują.

Nie każdy wojskowy to bezmyślna maszyna. W historii znaleźć można wiele przykładów niewykonania rozkazów przez żołnierza. Trzymając się marynarki wojennej, w 1797 podczas bitwy morskiej admirał Nelson nie wykonał rozkazu, co przesądziło o zwycięstwie Brytyjczyków nad Hiszpanami ;)

Ale on mógł złośliwie twierdzić, że nie widział rozkazu. ;-)

Babska logika rządzi!

Podobno jedno oko miał sprawne, więc tak łatwo by się nie wykręcił ;)

Słyszałam anegdotkę, że przyłożył lunetę do oka, którego nie miał, powiedział: “Nie widzę rozkazu odwrotu” i zaatakował. Ale gdyby nie wygrał, to pewnie by go ścięli…

Babska logika rządzi!

No tak, zwycięzców się nie sądzi ;)

Bez jaj, jakich wiele przykładów? A ilu mężczyzn służyło w wojsku od czasów nowożytnej historii? Miliony, setki milionów? Nawet jak znajdziesz setkę, to będzie ułamek ułamku, ale zawsze możesz się tego czepić ;)

 Darconie, nigdy nie twierdziłem, że niesubordynacja w wojsku to zjawisko powszechne. Pewnie masz rację, że nie zdarza się często, ale się zdarza. Traf chciał, że w moim opowiadaniu akurat się przydarzyła ;)

Nowa Fantastyka