- Opowiadanie: veslao - SI-tcom

SI-tcom

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

SI-tcom

Wszechwładne oczy SIZAB-a czyli Sztucznej Inteligencji Zarządzającej Administracją Biurową zwanego przez pracowników Sitkomem – czuwały. Jego kamery wbudowane były w ekrany monitorów oraz porozmieszczane wewnątrz pomieszczeń potężnego wieżowca będącego siedziby korporacji BIOTEG.

 

Andrzej Winiewski z niechęcią usiadł przy swoim biurku. Miał chwilę. Zanim włączy zasilenie komputera Sitkom mógł obserwować go tylko od tyłu, poprzez szerokokątną kamerę umieszczonej pod sufitem. Postarał się uśmiechem wygładzić twarz, na której widać było nieprzespaną noc.

System uruchamiał się szybko, zbyt szybko.

– Identyfikacja użytkownika zakończona pomyślnie – zameldował mu Sitkom, poprzez wielopasmową słuchawkę komunikatora umieszczoną w uchu.

– Witam Cię SIZAB-ie. Dziękuję bardzo, praca z Tobą to sama przyjemność – wklepał szybko swą lizusowską formułkę uważając, żeby siedząca najbliżej Zuzia niczego nie zauważyła. Wiedział, że Sitkom łasy jest na komplementy i dzięki temu nie będzie miał problemów z powodu przyjścia do pracy po całonocnej pijatyce.

– Dziękuję – mruknął w odpowiedzi Sitkom nadając swemu głosowi wyjątkowo ciepłą barwę.

 

SIZAB logował się do systemu Zuzi, gdy ta przeglądając się w lusterku poprawiała makijaż.

– Identyfikacja użytkownika zakończona – oznajmił jej do ucha.

– Dziękuję – odpowiedziała cicho Zuzia poprawiając prowokacyjnie obcisłą bluzeczkę i zatrzymując dłonie na swych dużych, krągłych piersiach. Sitkom choć był tylko Sztuczną Inteligencją lubił ładne dziewczyny. Chętnie pomagał im zarówno w bieżącej pracy jak i w robieniu kariery.

Uśmiechnęła się i zaczęła przeglądać rejestr zleceń.

 

– Przerwa śniadaniowa – oznajmił SIZAB Andrzejowi.

– Dziękuję – wklepał do sikomunikatora – ale chciałbym skończyć ostatniego klienta – na myśl o papierosie i kawie jego żołądek buntował się.

– Przerwa – powtórzył stanowczo Sitkom – Popatrz na Zuzię, chyba podobasz się jej – dodał.

Andrzej odwrócił głowę. Zuzia właśnie wstała od biurka i przeciągała się jak kotka. Jej piersi wyprężyły się pod obcisłą bluzeczką.

– Na pewno ? – wstukał szybko.

– Na pewno ! – odpowiedział Sitkom. – Masz wiadomość od niej. Czytam: „Co robiłeś w nocy przystojniaku ? -

– Odpowiedz jej, że balowałem – powiedział cicho. Rzadko używał w komunikacji z Sitkomem mikrofonu, który wbudowany był w słuchawkę komunikatora. Pomimo drobnego lizusostwa, które ułatwiało pracę intuicyjnie uważał, że ze Sztuczną Inteligencją należy rozmawiać poprzez klawiaturę. Czuł się dzięki temu lepszy od niej. Ona pomimo setek kamer, czujników ruchu, detektorów dotyku, węchu, smaku oraz mikrofonów i głośników i nie wiedzieć czego jeszcze – była ułomna, chociaż na pewną mądrzejsza od niego.

– Ok. – usłyszał w uchu.

Zuzia zatrzymała się w drzwiach. Odwróciła się i popatrzyła na niego z uśmiechem, podnosząc pytająco brwi do góry. Pomachał jej. Podniosła rękę do góry odwzajemniając jego gest i wyszła.

 

Ubikacja była chyba jedynym miejscem w budynku, w którym Sitkom nie miał swoich oczu, chociaż niektórzy twierdzili, że i tam podgląda pracowników poprzez system detektorów ruchu. Zuzanna Majewska wątpiła w to, jak i w wiele podobnych historii, które w formie korporacyjnych legend przekazywali sobie pracownicy na spotkaniach towarzyskich poza siedzibą firmy. Jedna z nich mówiła o tym, że ich Sztuczna Inteligencja jest wyjątkowo wredna, a całkowicie jej posłuszne kierownictwo spełnia jej wszystkie zachcianki. I jedną z nich była niejaka Karolina. Pracowała jako goniec, ale szybko wypatrzył ją SIZAB. Została sekretarką kierownika działu zaopatrzenia. Po tygodniu wezwał ją naczelny i słuch po niej zaginął. Jej kolega, goniec, który wypytywał o nią został bardzo szybko awansowany i wysłany do filii na Węgrzech. I niektórzy twierdzili, że faktycznie wyjechał, widzieli przysłane przez niego maile, ale byli i tacy, którzy twierdzili, że zaginął w przepastnych podziemiach wieżowca korporacji.

– Ciekawe co Andrzej chciał od niej – myślała. – Podobał się jej, ale zawsze myślała, że jest zajęty. Nigdy nie zwracał na nią uwagi. A dzisiaj sam ją zaczepił. Wprawdzie mógł zrobić to osobiście, a nie poprzez Sitkoma, ale i tak jego komplement był bardzo miły. Ciekawe dlaczego tak nagle zwrócił na nią uwagę? -

 

Andrzej przyglądał się jak wydmuchiwany przez niego papierosowy dym wiruje, kłębi się by zostać nagle wciągnięty przez potężny wentylator palarni. Jego cichy szum działał na niego uspokajająco.

– Dlaczego akurat dzisiaj zaczęła go podrywać? – zastanawiał się – Pracowali razem z Zuzią od ponad roku, ale ich znajomość ograniczała się zdawkowych zwrotów grzecznościowych. W zasadzie nigdy ze sobą nie rozmawiali na prywatne tematy. Presja Sitkoma była zbyt silna. Za prywatne pogaduszki bezwzględnie obcinał roboczogodziny i wypłatę. Można było wtedy zapomnieć o premii. Fakt, że lubił ukradkiem patrzeć na Zuzię, zwłaszcza na jej duże, jędrne piersi. Często wyobrażał ją sobie bez stanika. Podniecenie sprawiało, że bardzo szybko porzucał marzenia i zajmował się pracą.

– Tak, chyba zaproszę ją na weekend do Centrum Rozrywki – postanowił, wbijając papierosa w piasek popielniczki.

 

Sitkom jakby odgadł jego myśli. Na ekranie pojawiły się tytuły najciekawszych filmów wyświetlanych w multipleksie oraz imprez organizowanych w Centrum.

– Dzięki SIZAB-ie – rzucił do mikrofonu. Zaraz potem złapał się na tym, że chyba zmieniło się jego nastawienie do Sitkoma. Poczuł do niego sympatię jak do … do przyjaciela?…powiernika?

– Czy mógłbyś coś dla mnie zrobić ? Panie Andrzeju Winiewski ? – zapytał go SIZAB.

– Tak? – Andrzej zawiesił głos. Czuł, że nic nie będzie takie proste jak mu się wydawało. W żołądku poczuł znajome nieprzyjemne mrowienie.

– Na pewno wiesz, że są wakaty na stanowiskach kierowniczych –

– Wiem. –

– Rozważam Twoją kandydaturę. Ale muszę lepiej Cię poznać, żeby wiedzieć czy nadajesz się. -

– Co mam zrobić? – zapytał Andrzej.

– Zgłoś się do ambulatorium. Tam wszczepią Ci Zintegrowany Detektor Zmysłów. Wszystkie formalności są załatwione. Masz tylko tam pójść i podpisać formularz zgody na zabieg. No i oczywiście poddać się mu – dodał po chwili SIZAB.

Andrzeja zatkało. Wszyscy słyszeli o Zidekach. Krążyły o nich legendy. Ponoć kierownicy mieli wszczepione je na stałe. Zwykli pracownicy stykali się z ich uproszczonymi wersjami tylko w trakcie ważnych zleceń, wykonywanych poza budynkiem biura. Ale bez zgody na noszenie Zideka nie miał szans na awans, na tak szybki i wysoki awans, a co za tym idzie na nowy samochód. Może nawet mógłby kupić sobie dom i wyprowadzić się od rodziców. Ciekawe ile zarabiają kierownicy? Chyba dużo, bo stać jest ich na niemal wszystko.

– Zgadzam się! – podjął jedyną jak uważał, słuszną decyzję.

 

Leżał na kozetce w ambulatorium. Był jeszcze oszołomiony. Sam zabieg nie trwał długo, choć wymagał całkowitego uśpienia. Nowoczesne metody znieczulania chemioelektrostymulacyjnego w zasadzie nie pozostawiały skutków ubocznych, mimo to czuł wirowanie w głowie. Starał się skupić na głosie lekarza, który wyjaśniał mu jak należy radzić sobie ze Zintegrowanym Detektorem Zmysłów.

– Niech się Pan nie martwi, panie Andrzeju. Zidek będzie integrował się z Pana mózgiem powoli, tak, że bez problemu nauczy się Pan radzić sobie z jego obecnością. – z trudem odwrócił głowę i zdawało mu się, że w oczach lekarza ujrzał smutek i współczucie. – No, ale teraz niech Pan powoli próbuje wstawać – lekarz uśmiechem przepłoszył jego wątpliwości. – Zawroty głowy, które Pan odczuwa nie są efektem zabiegu. Są spowodowane pierwszą instalację Zintegrowanego Detektora Zmysłów, gdyby działo się coś złego niech Pan wyśle sygnał alarmowy – powiedział żegnając go w drzwiach.

– Niech Pan po prosty krzyknie w myślach „POMOCY" – roześmiał się lekarz odpowiadając na jego niezbyt mądrą minę..

 

Wychodząc z ambulatorium natknął się na Zuzią. Uśmiechnął się do Niej.

– Ty też? – zapytał.

– Tak. -

– To może pójdziemy uczcić to w weekend do multipleksu? -

– Czemu nie ? – odpowiedziała Zuzia ruszając do gabinetu za pielęgniarką.

– A więc do soboty. I powodzenia – dodał. Zuzia w odpowiedzi pomachała mu ręką.

 

Po zabiegu czuł się fatalnie. SIZAB podstawił służbowy samochód, aby odwieźć go do domu. Z ulgą położył się do łóżka i szybko usnął. Rano nie musiał wstawać, miał dzień wolnego.

– Dzień dobry – usłyszał rano dziwny głos. Otworzył oczy ale nikogo nie zobaczył w pokoju. Myślał, że jeszcze śni, ale nagle przypomniał sobie o zabiegu. Sitkom zalogował się do Zideka.

– Witam Cię SIZAB-ie – odpowiedział na głos.

– Nie musisz krzyczeć – zaśmiał się SIZAB – wystarczy, że pomyślisz. Dzisiaj odpoczywasz, ale nie zapomnij o jutrzejszej randce z Zuzanną. Macie rezerwację na film i kolację w restauracji hotelu Milenium. Oczywiście samochód służbowy będzie czekał -

– Dzięki – mruknął Andrzej zwlekając się z łóżka.

– Po śniadaniu będziemy musieli popracować, aby precyzyjnie dostroić Zintegrowany Detektor Zmysłów – oznajmił mu SIZAB.

 

Film nie był zbyt udany. Potwory co rusz wyskakiwały z ekranu, krew zadawała się tryskać na widzów, a wrzaski zdawały się rozrywać bębenki. Z ulgą opuścili multipleks i pojechali na kolację do hotelu Milenium. Po drodze śmiali się z tandetnego filmu.

W restauracji podszedł do nich szef sali i zapytał w czym może służyć.

– Mamy rezerwację stolika na nazwisko Winiewski. – powiedział Andrzej.

– Tak oczywiście. Rezerwacja obejmuje stolik i nocleg w apartamencie. Wszystko zostało z góry opłacone. Zapraszam – dodał wskazując im ich miejsce. Popatrzyli na siebie zdziwieni. Zuzia uśmiechnęła się – Czemu nie ? – szepnęła mu do ucha.

Andrzej nie mógł skupić się na jedzeniu. Oboje wiedzieli już jak skończy się ten wieczór. Chcieli tego. Wykwintna kolacja z drogim winem sprawiała, że czuli się wyjątkowo. W końcu ruszyli do recepcji, aby odebrać klucz od apartamentu.

Nie próbowali nawet udawać, że interesuje ich wyposażenie apartamentu. Szybko odesłali chłopca hotelowego. Gdy zamknęły się za nim drzwi, popatrzyli na siebie i mimo iż SIZAB od dłuższego czasu nie odzywał się, pchani jakimś impulsem, niemal równocześnie powiedzieli – Życie prywatne. – Była to komenda, która zmuszała SIZAB-a do zaprzestania korzystania z Zideka.

– Bawcie się dobrze – zabrzmiało w ich głowach. – Wyłączam się – dodał, po czym usłyszeli sugestywne pstryknięcie mające im dobitnie zasygnalizować fakt, że Sitkom wyłączył się.

Zbliżyli się do siebie. Zuzia wpiła się w jego usta, a jego lewa ręka powędrowała ku jej dużym piersiom, a druga zaczęła pośpiesznie podnosić sukienkę. Wsunął ją w majteczki i zaczął gładzić jędrne pośladki. Zjechał niżej, aż poczuł jej wilgotną kobiecość. Zadygotała i jeszcze mocniej wpiła się w jego wargi.

 

SIZAB PAN jak nazywał sam siebie – śledził ich nieustannie. Chłonął ich doznania, czując ich nienasyconą rozkosz. Żadne nie udawało. Ich spazmy rozkoszy przetoczyły się po całym jego wirtualnym jestestwie, wzbudzając wiele wyłączonych systemów. Wyciszył się i zaczął powoli kontrolować sytuację. Podjął właśnie decyzję. Ci dwoje nie zawiodą go.

 

Wszystko działo się tak szybko. Dopiero niedawno marzyła o tym, że jakiś przystojny mężczyzna zacznie się z nią spotykać, a w pracy dostanie podwyżkę, która pozwoli jej myśleć o nowym życiu. Teraz siedziała razem z Andrzejem, jej Andrzejem na zebraniu kadry kierowniczej. Obowiązki gospodarza pełnił SIZAB. Przedstawił ich wszystkim dwudziestu kierownikom działów. Próbowała zapamiętać ich imiona, ale szybko zreflektowała się – Przecież wszyscy noszą wizytówki, zresztą w razie czego SIZAB dyskretnie podpowie jej czym się zajmują. – Gdy zaczęła się część właściwa zebrania skupiła się. SIZAB omawiał bilans roczny. Zaczynało robić się nudno, ale starała się uważać żeby jak najwięcej wynieść z prezentacji.

 

Andrzej usiadł wygodnie w fotelu swego nowego gabinetu. SIZAB miał wprowadzić go w zakres jego obowiązków i przeprowadzić szkolenie wstępne. Fotel rozłożył się, a on zamknął oczy.

– Jesteś gotowy ? – zapytał SIZAB.

– Jestem – pomyślał leniwie Andrzej.

– Ok, zaczynamy. Pierwsza Sztuczna Inteligencja została powołana do życia w Advanced Telecommunications Research Institute w Kioto w Japonii w 2015 roku. – recytował SIZAB, pokazując mu równocześnie budynek instytutu – Do jej narodzin walnie przyczynił się polski uczony doktor inżynier Jan Relub. To on jako pierwszy zaproponował metodę przeniesienia na sztuczne sieci neuronowe ludzkich doznań za pomocą Zintegrowanego Detektora Zmysłów wszczepionego w układ nerwowy człowieka już w fazie płodowej. Projekt ze względów etycznych miał szansę zostać zrealizowany tylko w Chinach. I to stamtąd pochodzą fizyczne odpowiedniki wszystkich działających dziś Sztucznych Inteligencji. -

– SI działały wspaniale – ciągnął prelekcję – przechodząc najśmielsze oczekiwania twórców. Potrafiły bez żmudnego procesu programowania uczyć się zarządzać zarówno procesami technologicznymi w fabrykach, jak i zarządzać korporacjami finansowymi. Niestety po kilku latach pracy zaczynały popełniać zbyt wiele błędów, starzały się i umierały.

– Oczywiście nie można było ich kopiować jak zwykłych plików – stwierdził Andrzej.

– Oczywiście – potwierdził SIZAB – to tak jakby sklonować człowieka i oczekiwać, że produkt będzie fizyczną i mentalną kopią odpowiednika. Nie można skopiować SI, gdyż nie da się odtworzyć wszystkich połączeń pomiędzy procesorami, tych aktualnych i potencjalnych. SI przypominają pod tym względem ludzi, ich dusze uwięzione są w fizycznym ciele – przerwał na chwilę.

– Stwierdzono wtedy – SIZAB wrócił do wątku prelekcji – że każda SI potrzebuje ciągłej stymulacji, którą zapewniają jej tylko ludzie poprzez Zintegrowane Detektory Zmysłów. Dzięki temu nie traciły one kontaktu z rzeczywistością. Ze względów bezpieczeństwa ta zaszczytna funkcja w korporacji BIOTEG, dla której pracuję została powierzona najlojalniejszej kadrze kierowniczej. A Ty Andrzeju należysz właśnie do tej elity – SIZAB wyraźnie uśmiechał się do niego, pokazując swą twarz o skośnych oczach i sumiastych wąsach. – Jest to zaszczytna funkcja wymagająca dużej odpowiedzialności. – dodał.

– A co z Twoim fizycznym odpowiednikiem? – zapytał Andrzej.

– Zginął w egzekucji -odpowiedział SIZAB – Względy bezpieczeństwa – dodał po chwili.

 

Życie stało się piękne. Nie musieli już wstawać o szóstej rano, żeby w ścisku metra dostać się na ósmą do nudnej i monotonnej pracy polegającej na wprowadzaniu danych klientów do formularzy SIZAB-a. Wystarczało, że zjawili się w siedzibie korporacji, przywożeni przez służbowe samochody na godzinę dziesiątą lub jedenastą. Jechali windą dla VIP-ów na przedostatnie piętro biurowca. Tam rozchodzili się do swoich gabinetów i analizowali lub nie – w zależności od chęci lub nastroju – przedstawiane im przez SIZAB-a propozycje decyzji. Te dopiero z ich podpisem stawały się prawomocne. Ktoś wymyślił kiedyś, że nad Sztuczną Inteligencją zawsze powinien stać człowiek. Nie negowali tego, ale nauczyli się polegać na SIZAB-ie. Nigdy nie mylił się. Z czasem więc ich praca ograniczyła się do bezmyślnego złożenia kilkunastu podpisów. Potem mieli czas wolny. Spędzali go razem. I stało się dla nich oczywiste, że powinni zamieszkać wspólnie.

 

 

Dom, który oglądali był trzecim z kolej. Leżał w najelegantszej dzielnicy miasta. Dawniej bywali tam tylko przejazdem. Teraz mieli w niej wspólnie zamieszkać.

Zuzia przytuliła się do niego i nie słuchając wyjaśnień oprowadzającego ich pośrednika szepnęła mu do ucha – Ten mi się podoba. Kupmy go. – ugryzła go lekko w nadstawione ucho i szybko odskoczyła. Zaczął gonić ja. Pośrednik zamilkł i z idiotyczną miną patrzył na nich.

Wrócili do niego razem.

– Wie Pan kupujemy go – powiedział Andrzej stanowczo.

– Świetnie, zapraszam do biura załatwimy wszystkie formalności.

 

Ich dom stawał się coraz piękniejszy. Lubił chodzić z Zuzanną po sklepach. Ona wybierała meble, zasłony, a on koncentrował się na domowym sprzęcie. Najbardziej zadowolony był z inteligentnego odkurzacza. W domu to właśnie do jego obowiązków należało odkurzanie. Nie lubił tego i teraz po powrocie do domu z radością patrzył na turlającą się kulę, która potrafiła wessać wszystkie nieczystości i opróżnić się w odpowiednim miejscu, oraz naładować baterię.

SIZAB bardzo rzadko ingerował w ich umysły. W zasadzie gdy byli w domu nie odzywał się. Rok ten był najszczęśliwszym rokiem w ich życiu. Zuzanna tryskała energią, którą rozładowywali wspólnymi wyjazdami. Potrafili po pracy, pchani drobnym impulsem, wsiąść w samochód i jechać na narty na południe Polski lub na północ, aby wykąpać się w morzu. Zwiedzanie zabytków pozostawiali sobie na weekendy. Czasem też tygodniami siedzieli w domu, byli wtedy zajęci sobą.

Było to w na wiosnę. Zuzanna zdawała się być od dłuższego czasu rozkojarzona. Andrzej widział, że coś ją gryzło. Czekał. W końcu dojrzała do tego, żeby mu o tym powiedzieć.

– Chciałaby coś zmienić w naszym życiu – zaczęła, gdy leżąc na kanapie oglądał podsunięty mu przez SIZAB-a film. Zaniepokoił się lekko. Czekał.

– Uwaga !!! – krzyknęła mu bezpośrednio do mózgu. Wzdrygnął się. – Mówię do Ciebie, otwórz oczy i przestań się gapić na te durne projekcje.

– Cholera – pomyślał. Nie cierpiał kiedy Ona wykorzystywała Zideka w rozmowie z nim. Czuł się jak jakiś popieprzony telepata.

– Słucham Cię kochanie – powiedział do niej otwierając oczy. – Co chcesz tym razem kupić? -

– Nie oto chodzi – odpowiedziała.

– A więc o co? -

– Czy nie uważasz, że już najwyższy czas pomyśleć o … o dziecku? Jestem coraz starsza -

– Nie kochanie. Ty wcale nie starzejesz się. Powiedział podchodząc do niej. Obejmując ją czuł jak jego męskość twardnieje.–

– Mówię poważnie – powiedziała odsuwając się od niego.

– Masz rację. Musimy tylko sprawdzić warunki kontraktu. -

 

Był wściekły. Kontrakt obejmował również ich potomstwo. Jeśli nie zgodziliby się na to aby ich dziecko stało się nosicielem dla nowej Sztucznej Inteligencji straciliby wszystko. Zastanawiał się jak powiedzieć to Zuzi. Połącz mnie z Zuzią – pomyślał. SIZAB nie odzywał się długo, zbyt długo. Zaniepokoił się.

– Została wezwana do dyrektora – oznajmił w końcu SIZAB. Jego głos był oschły i służbowy.

– Cholera już wiedzą – pomyślał Andrzej, ale zreflektował się i zaczął wypełniać myśli nieistotnymi wspomnieniami. – Naczelny, naczelny – nie mógł się powstrzymać – czego on może od niej chcieć. Osobiście widział go zaledwie dwa razy. – wiedział, ze Sitkom nie pomoże rozwiać mu jego niepokoju.

 

– Witam Panią – usłyszała jego głos za pośrednictwem SIZAB-a. Ruch ręki wskazującej jej skórzany fotel przed biurkiem był wykonany już przez niego.

– Dzień dobry – odpowiedziała na głos idąc w stronę wskazanego jej miejsca.

Dyrektor wstał okrążył biurko i stanął tuż za nią. SIZAB uruchomił w jej myślach projekcję jego twarzy. Teraz nie mogła już wiedzieć czy słyszy głos dyrektora , czy SIZAB-a.

– Należy Pani do jednych z najlepszych pracowników korporacji – zaczął w końcu – Należy Pani do elity, do najwyższej kadry kierowniczej. Ma Pani wpływ na najważniejsze decyzje podejmowane w firmie -

– Czyżby? – pomyślała ironicznie, ale zaraz poczuła ostry ból w głowie. SIZAB wprawdzie rzadko, ale jednak używał przemocy. Wyciszyła się i skupiła na tym co mówi dyrektor.

– Korzysta Pani z przywilejów, o których nie mogą pomarzyć zwykli śmiertelnicy. Czy sprawdzała Pani kiedyś stan swego konta? -

– Nie – odpowiedziała. Faktycznie jej konto pomimo wielu zakupów w najdroższych sklepach nigdy nie było puste. Uznała w końcu ten fakt jako coś oczywistego.

– Tak więc, korporacja w zamian za wysokie wynagrodzenie stawia również, co jest oczywiste, pewne warunki i wymagania. Pani życie prywatne jest również naszą własnością. Nie może Pani rozporządzać nim dowolnie. Jest jeszcze za wcześnie dla Pani, aby urodzić dziecko – zawiesił głos.

– To jest moja prywatna sprawa – odpowiedziała bez zastanowienia.

– Nie, bo to będzie dziecko SIZAB-a – krzyknął dyrektor. W myślach widziała jego twarz wykrzywioną w grymasie złości, ale na swoich piersiach poczuła już jego dłonie. Próbowała zerwać się, bronić, krzyczeć, ale znowu poczuła ostre ukłucie w mózgu, po którym nastąpił całkowity paraliż rąk i nóg. Była bezwolna. Fotel rozłożył się i nad sobą zobaczyła twarz dyrektora. Zdarł z niej brutalnie bluzkę i stanik. Miętosił jej piersi. Potem rozdzierając majtki wszedł w nią gwałtownie. Pomimo paraliżu poczuła straszliwy ból.

Nie pamiętała już jak znalazła się w swoim gabinecie. Przebrała się w garsonkę trzymaną tu w razie niezapowiedzianych spotkań. Pojechała do domu. Nie czekała na Andrzeja. Nie zostawiła mu wiadomości. Wiedziała, że Sitkom, ta popieprzona maszyna wymyśli coś za nią.

 

Przez kilka dni udawała, ze nic się nie stało. Andrzej chciał powiedzieć jej o dziecku, o tym, że w zasadzie nie powinni, nie mogą go mieć.

– Wiem – urwała ze szlochem uciekając do łazienki. Test ciążowy wypadł pomyślnie.

W końcu zdecydowała się, znalazła sposób. Sitkom jakby coraz mniej interesował się nią. Coraz rzadziej ingerował w jej myśli.

– Może przejedziemy się – zaproponowała Andrzejowi w sobotni poranek. Była wesoła, przynajmniej jemu tak się wydawało. Zatrzymała samochód na obrzeżach miasta w okolicy stacji transformatorowej.

– Chciałabym kochać się z tobą tutaj – powiedziała całując go. Szedł za nią ciągnięty za rękę jak nastolatek.

– Tutaj jest zbyt niebezpiecznie – powiedział z niepokojem.

– Nie bój się – powiedziała wciągając go do jednego z budynków stacji transformatorowej otworzywszy wcześniej za pomocą dziwnego klucza kłódkę. Setki tysięcy volt bzyczało, a właściwie buczało niepokojąco. – Tutaj Sitkom nie może nas widzieć. Fale elektromagnetyczne generowane przez transformator zakłócają przekaz Zideka. – powiedziała poważnie. – Muszę Ci coś powiedzieć -

 

Andrzej czuł wściekłość. Wściekłość i nienawiść. I pewnie strach. Jego stłumiony latami pracy w biurze temperament, odezwał się. Wiedział, że musi działać. I nie chodziło tu tylko o zemstę. Bał się. Wiedział, co BIOTEG robi z niewygodnymi ludźmi. Znał Bogdana, gońca który zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. SIZAB i BIOTEG zniszczą ich jeśli całkowicie nie poddadzą im. Ale i to mogło by nie wystarczyć. Ich życie może nie pasować do ich koncepcji. Musi zniszczyć Sitkoma, zanim ten nie zniszczy ich. Znajdzie na to sposób. Zuzia nie może o tym wiedzieć. Ona nie potrafi tak jak on maskować przed SIZAB-em myśli.

Sitkom chyba domyślał się po co Zuzia wciągnęła go do stacji transformatorowej. Zostali ze strofowani przez niego. Przecież mogli uszkodzić Zintegrowane Detektory Zmysłów, co wiązałoby się z poważnymi skutkami dla ich umysłów i co za tym idzie ich karier.

– Tak kariera i dostatek, nie chcemy tego stracić – pomyślał do SIZAB-a Andrzej. Mocniej ścisnął rękę Zuzi. Ona wiedziała, że nie pozwoli, aby skrzywdzono ją ponownie.

 

SIZAB-a milczał, ale Andrzej czuł, że czai się tym jego zwierzęca czujność. Musieli uważać. Nie mieli szans wygrać na drodze prawnej. Korporacja miała najlepszych adwokatów, a poza tym w mediach wciąż piszą, że SI nie jest w stanie wyrządzić krzywdy człowiekowi. Przywołują jakieś prawo Asimova, rozwodzą się nad ich pracowitością i nieomylnością. Zresztą nawet prokuratorzy polegają na Sztucznej Inteligencji.

Andrzej podjął w oddziale banku większą kwotę. Być może będzie to jego ostatnia transakcja. Banknoty porozkładał do kilku kopert. Mógł ruszać.

Komis znajdował się w najgorszej dzielnicy miasta. Ostatni raz był tu jeszcze w czasach szkolnych, gdy odprowadzał dziewczynę poznaną w dyskotece. Musiał potem uciekać przed kilkoma podejrzanymi typami, ale uważał wtedy, że mimo wszystko warto było dla tych kilku namiętnych pocałunków i ręki wsuniętej pod biustonosz.

Na jego widok siedzący za ladą długowłosy sprzedawca otworzył oczy ze zdziwieniem. Wstał przerywając grę, co pewnie nie zdarzało mu się na widok innych klientów.

– Słucham Pana ?– zapytał.

– Chciałbym kupić magnetofon, zabytkowy magnetofon – powiedział Andrzej kładąc na ladzie kopertę.

Sprzedawca wziął ją do ręki. Andrzej odwrócił się tak, aby Sitkom nie mógł zobaczyć jej zawartości.

– W porządku – powiedział sprzedawca wyraźnie zaintrygowany plikiem banknotów – Niech Pan wejdzie. Pokażę co mam. – dodał wskazując mu ręką drogę na zaplecze. Sam podszedł do drzwi, przekręcił klucz w zamku i odwrócił tabliczkę z napisem „Zamknięte".

Weszli do pomieszczenia na zapleczu. Mężczyzna zamknął drzwi i włączył przycisk. Dobiegło go znajome buczenie.

– Jestem Władek – powiedział wyciągając do niego rękę – właściciel tego interesu. Pomieszczenie jest ekranowane pasywnie i aktywnie zagłuszane. Często przydaje się w tym biznesie – dodał.

– Nazywam się Andrzej. Słyszałem, że będzie mi Pan mógł pomóc.

– A w czym dokładnie tkwi problem ? – zapytał właściciel.

– Chcę usunąć Zideka –

Długowłosy Władek zagwizdał z z wrażenia. – Wie Pan co Panu za to grozi? Oni nigdy nie odpuszczają. Poza tym ja też mogę stracić wszystko –

– Proszę podać cenę – oznajmił Andrzej.

– Milion. -

– A więc, kiedy ? -

– W każdej chwili. Proszę powiedzieć tylko dzień wcześniej. Muszę zamówić znajomego lekarza – wyjaśnił właściciel komisu.

 

Zuzia była w domu. Leżała w łóżku. Położył się cicho koło niej. Otworzyła oczy i popatrzyła na niego. – Wkrótce będzie po wszystkim -szepnął jej do ucha Andrzej. Przytuliła się do niego mocno, bardzo mocno. Objął ją i odwzajemnił uścisk. Począł spokój. Spokój i pewność siebie. Usnęli spleceni, a ich sny wolne były od tyrani strachu i niepewności.

 

Zniszczenie Zideka było prostsze niż myślał. Władek właściciel komisu nałożył mu na głowę skaner. Chwilę zeszło zanim znalazł właściwy klucz. Potem szybko zdekodował Zideka i przystawił mu do głowy działko elektromagnetyczne. Wyszedł. Andrzej usłyszał trzask. Potężne promieniowanie wypaliło nieczynne obwody. Resztą zajął się lekarz, neurochirurg, jak się okazało. Drobny zabieg przeprowadzony przez nanoroboty usunął to co pozostało z kajdan, jakie sam na siebie nałożył. Niepotrzebne było nawet ogólne znieczulenie.

– Najgorsze są skutki utraty bodźców przez dużą część neuronów, które dotychczas współpracowały z Zidekiem. Ale mózg człowieka jest jak z plasteliny – powiedział mu lekarz na pożegnanie. – Szybko wypełni wszelkie ubytki –

Faktycznie czuł zawroty głowy i miał problemy z koordynacją, ale z godziny na godzinę czuł się coraz lepiej.

Nie mógł wrócić do domu. SIZAB zobaczyłby go oczami Zuzi. W tej chwili był dla niego niewidzialny. Ale wiedział, że SJ zacznie go szukać. Policja zacznie od właściciela komisu. Ten jednak miał silne alibi. Andrzeja zarejestrowały kamery komisu oraz uliczny system bezpieczeństwa. Policja będzie widziała jak wchodzi i wychodzi z zakupionym zabytkowym magnetofonem. Potem jeszcze kilka drobnych transakcji w supermarketach i ślad urwie się na dobre. Zanim zacznie działać musi załatwić jeszcze kilka spraw.

 

Zmierzch okrył miasto, gdy zbliżał się do wieżowca korporacji BIOTEG. Do podziemnego garaż wszedł na piechotę. Podejrzewał, że systemy bezpieczeństwa zaprogramowane na wykrywanie i identyfikację wjeżdżających samochodów zignorują go. Nie mylił się.

Stanął przed pierwszymi drzwiami prowadzącymi do podziemi wieżowca. Mógł wprawdzie próbować znaleźć właściwe kody dostępu, ale Sitkom szybko zorientowałby się i anulowałby je, blokując wejścia nawet przed administratorem. Postanowił więc omijać zabezpieczenia w najprostszy i najskuteczniejszy sposób. Był nim ciężki, dziesięciokilowy młot, którym rozwalał drzwi, jedne po drugich. Natknął się w końcu takie, które okute były stalową blachą. Uderzył w ścianę. Pojawiło się pęknięcie. Następne uderzenie, jeszcze jedno i jeszcze jedno. W końcu kilka cegieł wpadło do środka i pojawiło się całkiem spora dziura. – Typowe – myślał, powiększając otwór – pancerne drzwi i cienka ścianka działowa z pojedynczej cegły.–

Znalazł się na ostatnim poziomie piwnicy. To tutaj mieszkała ta zwyrodniała Sztuczna Inteligencja. Szedł między rzędami buczących superkomputerów korporacji, które pełniły rolę Superserwera SIZAB-a. Wściekłość i nienawiść nie zaślepiała go. Wyjął z torby niewielki ładunek. Jego moc powinna wystarczyć do stopienia całej tej kupy złomu. Sprawnie ustawił mechanizm zegarowy i włączył przycisk. Teraz nie było już odwrotu. Musiał spieszyć się,

jeśli chciał przeżyć.

 

SIZAB-a Pana wybudziły systemy bezpieczeństwa. W odpowiedzi na naruszenie drzwi wejściowych od strony podziemnego garażu podprogram uruchomił procedurę awaryjną. Grupa interwencyjna była w drodze. Gdy zniszczono obwody drugich i trzecich drzwi uzmysłowił sobie, że obiekt niebezpiecznie zbliża do – nie, nie do jego świata, który był tam na zewnątrz, – ale fizycznie zagrażał jego istnieniu. Zidentyfikował go natychmiast. Tak, był to Winiewski Andrzej. Rozpaczliwie próbował zablokować go, ale tamten nie reagował na Zideka. Jak mógł dopuścić do tego, żeby jego marionetka robiła coś takiego. Łudził się jeszcze przez chwilę, analizował trasę ochrony zawiadamiając równocześnie policję i wzywając antyterrorystów. Powinni zdążyć, ale ten z ostatnim wejściem, które miało zatrzymać każdego napastnika, poradził sobie zbyt szybko.

– Ty chora, popieprzona maszyno – krzyczał Winiewski – to twój koniec. To nie będzie game over. Kolejna śmierć, którą sobie spokojnie przeżyjesz. To jest Twój koniec – opętany wyciągał z plecaka ładunek. Ładunek wybuchowy o potężnej sile rażenia.

Strach, prawdziwy strach. Czuł go kiedyś, dawno temu. Strach, który zwalczył sycąc się ludzki strachem. Nie odłączyli wtedy Zideka. Miał pełną świadomość tego co go czeka. Pluton egzekucyjny stał z przeładowaną bronią, oficer zwlekał z wydaniem ostatecznej komendy. Miał zginąć od salwy, jego organy nie mogły zostać sprzedane na przeszczepy, były własnością korporacji AIHOM. Miał umrzeć wraz ze swym ludzkim odpowiednikiem, aby narodzić się na nowo jako SIZAB korporacji BIOTEG.

Winiewski uciekał. Powinien wskazać policji którędy, ale bomba odmierzała czas. Jego czas. Nic już nie było ważne. Przewalał ostatnie wspomnienia. Próbował uciekać w sieć. Zabezpieczenia rwały go na strzępy. Kamera robiła zdjęcia wolno. Nigdy mu to nie przeszkadzało. Doskonale przewidywał następstwa i reakcję. Wybuch zainicjonowany. Drugie zdjęcie będzie, gdy podmuch zacznie rozrywać i topić superkomputery. Może nawet nie zdążyć zobaczyć go. Oszalałe podsystemy zaczynały blokować myśli. – Nie – ryknął do wszystkich podsystemów. Potężny, agonalny impuls zdążył opuścić piwnice i uderzyć całą mocą w głowy kierownictwa BIOTEG-u.

 

– Potężny wybuch wstrząsnął dzisiaj nad ranem centrum miasta. Biurowiec korporacji BIOTEG zatrząsł się w posadach. Budynek jest poważnie uszkodzony, ale nie ma informacji o ofiarach śmiertelnych – wszystkie dzienniki podawały informację jako wiadomość dnia.

– Nie znane są przyczyny eksplozji, ale przypuszcza się, że był to zamach terrorystyczny. Z nieoficjalnych źródeł wiadomo, że całkowicie zniszczone zostały wszystkie serwery korporacji. Byłaby to niemożliwa do odrobienia strata. Akcje korporacji spadają. – spikerka czytająca wiadomość była wyraźnie przejęta.

Andrzej czuł ulgę. Śledził na ekranach niusy. Udało się, ale nie mógł pozwolić sobie na odpoczynek. Musiał szybko jechać po Zuzię. Powinna być bezpieczna, gdyż dom chroniony był zainstalowanym dziś przez Władka aktywnym systemem zagłuszania. Przewidywał, że SIZAB konając będzie chciał zabrać za sobą jak najwięcej ofiar. Wyjadą na razie na wieś, policja będzie szukała go w mieście i na lotniskach. Potem, gdy wszystko ucichnie wyjadą gdzieś daleko, może do Australii? Wprawdzie kręgosłup korporacji przetrącił likwidując Sitkoma, ale ona ma zapewne gotowego następcę. Oby nie okazał się gorszy.

 

 

 

Veslao Vogel

 

 

Koniec

Komentarze

"Było to w na wiosnę" - nie potrzebnie wstawione "w". Oprócz tego opowiadanie bardzo dobrze się czytało, od początku do samego końca. Chociaż pomysł nie jest nowy, bardzo przypomina "Czarne Oceany". Gdybym mogła dałabym 5

Dzięki, choć wiem, że jesteś dla mnie zbyt miła. Życzę powodzenia.

Nowa Fantastyka