- Opowiadanie: Isenna - Wrony i smoki (Dragoneza)

Wrony i smoki (Dragoneza)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wrony i smoki (Dragoneza)

– Weronika Zawicka?

– We własnej osobie.

– Pani jest Weroniką Zawicką?

– To właśnie powiedziałam.

– Na pewno się pani nie myli?

Wronka nie przeklinała. Uważała, że inteligentny człowiek potrafi wyrazić swoje uczucia nie uciekając się do rzucania cholerami na prawo i lewo. Niemniej w tej chwili miała ochotę kląć albo jeszcze lepiej rozbić nos urzędnikowi, którego w myślach zdążyła ochrzcić Szczurkiem. Nie przestała się jednak przyjaźnie uśmiechać, choć wydawało się jej, że jeszcze chwila, a mięśnie twarzy odmówią posłuszeństwa.

– Tak, proszę pana, sądzę, że wiem, jak się nazywam.

– Ale ta Weronika Zawicka? – upewnił się Szczurek, a Wronka zacisnęła zęby, co w połączeniu z próbami utrzymania uśmiechu wyglądało tak, jakby coś ją rozbolało. Wiedziała, że musi znieść Szczurka – czasy były ciężkie, nie tak łatwo o zlecenie.

– Weronika Zawicka, lat dwadzieścia siedem, dyplomowany łowca potworów i miss marca Kalendarza Łowczyń 2010 – wyrecytowała. – Chyba, że chodzi panu o jakąś inną Weronikę Zawicką?

– Nie widziałem tego kalendarza – wyznał Szczurek, chyba jeszcze nie do końca wyzbywszy się wątpliwości. Drobna kobieta siedząca przed nim miała może metr pięćdziesiąt pięć wzrostu, krótkie, jasne włosy i bladą twarz. W dodatku była ubrana w białą spódnicę i bluzkę na ramiączkach, co, zdaniem Szczurka, nie pasowało do wizerunku łowcy. Nie to, żeby widział ich zbyt wielu w swoim życiu. Właściwie to dotąd nie spotkał żadnego.

To wszystko przez lateksy, pomyślała Wronka ze smutkiem. Zawsze wszyscy oczekiwali, że łowca będzie nosić skóry, a w przypadku łowczyni lateksowy, obcisły kostiumik, oczekiwali też kolczyków i tatuaży. Nikomu nie przychodziło do głowy, że gdy temperatura sięga trzydziestu pięciu stopni w cieniu, nie da się wytrzymać w skórzanych spodniach, a lateksowy kostium przyciągałby uwagę nawet w takim mieście, jak Kraków.

– Można je wciąż kupić przez Internet. Miss lipca to wyjątkowo atrakcyjna kobieta. A teraz moglibyśmy przejść do interesów?

Szczurek zmierzył ją uważnym spojrzeniem, jakby tylko czekał aż za drzwi wyskoczy ekipa filmowców z okrzykiem: "Mamy cię!", a później do pomieszczenia wkroczy dwumetrowa brunetka z ogromnym biustem, cała w czerni, z mieczem przy boku. Gdy nic takiego się nie stało, westchnął z rozczarowaniem i otarł pot z czoła.

– Pani kwalifikacje wydają się bez zarzutu – oznajmił w końcu. – Bazyliszki, mantikory, znalazł się nawet ptak rok…

– Schwytany żywcem – przerwała mu szybko Wronka. – Zgodnie z ustawą numer pięćdziesiąt dwa, artykuł trzeci, ptaki roki są pod ochroną i zabicie ich usprawiedliwione jest jedynie w szczególnych okolicznościach.

Kiedyś życie łowcy było proste. Ktoś wzywał go i mówił: słuchaj, stary, w jaskini pod miastem wykluł się potwór, idź go ubij. Łowca szedł, ubijał, zgarniał nagrodę, a potem mógł sprzedać truchło alchemikom albo kolekcjonerom. W XXI wieku nic nie wyglądało tak pięknie. Do głosu doszli ekolodzy. Co z tego, pytali, że bazyliszek zaatakował troje dzieci, to przecież nie znaczy, że nie ma prawa do życia! W dzisiejszych czasach nie tak łatwo było o potwora do zabicia, a należało postarać się jeszcze o licencję i załatwić tuzin formalności oraz, oczywiście, odprowadzić podatki. Największą gażę w ciągu ostatnich lat Wronka zgarnęła za – o zgrozo! – pozowanie do Kalendarza Łowczyń 2010, który to okazał się hitem i rozszedł w tysiącach egzemplarzy.

– Tak, tak, tak… Interesuje nas… czy ma pani doświadczenie ze smokami?

Wronka zamrugała, uśmiech spełzł jej z twarzy.

– O nie. Nie wrobicie mnie w to. Każdemu łowcy w tym kraju przynajmniej raz proponowano zlecenie na Smoka Wawelskiego. Żaden się nie zgodził i wie pan dlaczego? Jest chroniony. Nietykalny. Kogoś, kto by na niego zapolował, obdarliby ze skóry, a ja jestem do swojej przywiązana. Jasne?

– Niech się pani wstrzyma! – krzyknął Szczurek, widząc, że Wronka podnosi się z miejsca. Zamachał rękoma jak ryba wyjęta z wody, patrząc na nią z wyraźną paniką. – Nie chcemy zabijać Smoka Wawelskiego! To zadanie wymaga znajomości zwyczajów smoków… No niechże pani usiądzie.

Zawahała się, w końcu jednak znowu opadła na krzesło. Ciekawość zawodowa oraz widmo pustki na koncie zwyciężyły.

– Niech będzie jasne: nie zabijam smoków – zastrzegła, zakładając nogę na nogę. – Smokobójcy to rodzaj wymarły.

– Zrozumiałe – przytaknął Szczurek. – Smok Wawelski to szanowany obywatel i przy tym ostatni przedstawiciel tego gatunku w Polsce. On nie jest przedmiotem zlecenia!

Czasy, w których smoki domagały się ofiary z dziewicy w każdy poniedziałek, przeminęły wieki temu. Obecnie nieliczne pozostałe smoki zbijały majątek jako atrakcje turystyczne i mogły sobie pozwolić na zakup największych przysmaków.

– W takim razie, po co mi znajomość smoczych zwyczajów? – spytała Wronka podejrzliwie.

– Coś zagnieździło się pod Wawelem – wyjaśnił Szczurek. – Smok jest oczywiście niezadowolony i próbował pozbyć się intruza na własną… łapę, ten wydaje się jednak sprytny. Sama pani rozumie, nie możemy pozwolić, żeby pałętały się tam jakieś niecywilizowane potwory, zaczną znikać turyści, gazety roztrąbią o tym na całą Polskę, będą przeszukiwać tunele… Czary ochronne mają setki lat, mogły gdzieś się przetrzeć, zobaczą Smoka Wawelskiego i tragedia murowana! Musieliśmy nawet odwołać czwartkowe "obiadki ze Smokiem!" Jak to tak, potwór się włóczy, a Smok Wawelski poirytowany…

Wronka pokiwała głową ze zrozumieniem. Firma Magiczny Kraków dbała o czarodziejskie atrakcje miasta, a czwartkowe obiadki, które organizowała, były słynne w całej Europie i ściągały tysiące czarodziejów. Nie powinna nawet podejrzewać, że Szczurek chce zlecić jej zabicie Smoka, to byłoby jak ukręcenie głowy kaczki znoszącej złote jaja, żeby podać obiadek nielubianej ciotce. Wyjaśniało to także, dlaczego wymagają znajomości smoczych zwyczajów – główny rezydent smoczej jamy słynął ze swojego przeczulenia na punkcie terytorium.

– Mam polować niewiadomo na co, ze smokiem dyszącym mi w kark? – upewniła się. – To będzie kosztować.

– Otrzyma pani hojne wynagrodzenie – wymamrotał Szczurek, krzywiąc się. Najwidoczniej nie lubił się dzielić pieniędzmi, nawet jeśli nie należały do niego, a do firmy.

– Konkrety – zażądała Wronka, uśmiechając się czarująco. – Najpierw proszę o więcej informacji o tym… czymś. Po ich uzyskaniu i przedstawieniu wielkości mojego honorarium zdecyduję czy chcę podjąć się tego zadania. Oczywiście, umowa to konieczność… i pańska firma będzie musiała załatwić pozwolenie. Nie wiedząc, co to jest, nie mogę sama o nie wystąpić.

Szczurek ponownie się skrzywił – i kiwnął głową.

*

 

Gdybym wiedziała, że od razu będą ciągać mnie po podziemiach, nie zakładałabym szpilek, pomyślała Wronka ponuro. Gdyby ostrzeżono ją wcześniej, nie omieszkałaby także zaopatrzyć się w broń. Jej rozum głośno protestował przeciwko stawaniu przed Smokiem Wawelskim li i jedynie z nożem ukrytym w torebce. Co miałaby mu nim zrobić? Wbić w oko?

– Proszę pamiętać, że Smok Wawelski bywa… humorzasty – ostrzegł ją Główny Zarządca Smoczej Jamy, niski człowieczek po pięćdziesiątce. – Zwłaszcza teraz, gdy coś ośmieliło się zamieszkać na jego terytorium.

Wronka słuchała go jednym uchem, skupiając uwagę na utrzymaniu równowagi. O tempora, o mores! Łowca potworów wchodzi do jaskini smoka aby pomóc mu w pozbyciu się niechcianego rezydenta. Co będzie później? Bronienie mantikor przed niegrzecznymi dziećmi? Tylko patrzeć aż monstra znajdą drogę do sal sądowych i zaczną oskarżać łowców o zadręczanie.

Ryki, posykiwania i prychanie dały się słyszeć już z daleka. Gdy Wronka i Zarządca zeszli do "części mieszkalnej" ich oczom ukazał się ogromny, zielony gad, rzucający się od ściany do ściany i wymachujący ogonem.

– Ssss… krhak… obedrę ze skóry… pożrę… whhrrr – wygrażał na przemian w języku polskim i – zapewne – smoczym. Wronka zatrzymała się w miejscu, szczerze żałując, że nie ma przy sobie miecza. Albo harpuna. Albo granatnika. Albo wyrzutni rakiet. A najlepiej wszystkiego na raz.

– Proszę pana? – zaczął nieśmiało zarządca. – Proszę pana! Ma pan gościa!

Smok zastygł w miejscu, żółte ślepia rozjarzyły się w ciemności rozjaśnianej jedynie słabym blaskiem lamp wmontowanych tuż przy ziemi.

– Światło – zażądał Smok Wawelski. W powietrzu rozbłysły magiczne kule świetlne. Wronka była pod wrażeniem: nie każdy mógł sobie pozwolić na ich zakup. – Witam piękną panią. Czy pani spełnia kryteria?

– Mam dyplom i listy polecające – odparła niepewnie.

– Ach, czasy się zmieniają – westchnął. – Dyplomy? Listy polecające? Kiedyś nie było takich formalności, po prostu raz na rok przynosili dziewicę do zjedzenia…

– Że co?! – wrzasnęła Wronka. Policzki kobiety zaczerwieniły się, raczej ze złości niż z zakłopotania. Właściwie, pomyślała, mrużąc oczy, nóż to nie taka zła broń, a ona jest szybka. Na pewno będą potem kłopoty, ale przecież niekoniecznie musi go zabijać, a przewodnicząca Związku Łowców w Polsce, Anita Skowron, pogromczyni niezliczonych zastępów potworów, a przy tym – zaskakujące połączenie – miss stycznia i wojująca feministka, na pewno stanie za nią murem, jeśli tylko powtórzy te słowa…

– Wstrętne insynuacje – oznajmiła, podpierając dłonie na biodrach. – Nie jestem przekąską, a tego typu kwalifikacje nie są pańską sprawą i jeśli jeszcze raz zostanę zapytana o coś takiego, zostanie pan oskarżony o molestowanie.

– Szkoła Skowronówny – zachichotał nagle Smok Wawelski, a choć Wronka nie była specjalistką od interpretowania wyrazu smoczych pysków, mogłaby przysiąc, że bestia uśmiecha się ze złośliwą satysfakcją. – W takim razie obejdzie się bez listów polecających. Panie Janie, poradzimy sobie sami. No niechże pan tak na mnie nie patrzy, nie zjadłem człowieka od… hm, to był chyba rok 1942… Sami byli sobie winni, po co im było napadać na cudzy kraj? No nic, ta pani chyba też nie ma zamiaru potraktować mnie ostrzem w oko, więc może pan sobie pójść. Prawda?

Przy ostatnim słowie spojrzał na Wronkę. Kobieta wzruszyła ramionami i kiwnęła głową. Gdyby plotki o drażliwości rezydenta tuneli pod Wawelem okazały się prawdziwe, Główny Zarządca raczej by zawadzał niż pomagał, poza tym nie mogło być aż tak źle, do tej pory czwartkowe obiadki przebiegały bezproblemowo.

– Którą jesteś? – spytał Smok, gdy Jan odszedł.

– Że co? – powtórzyła po raz drugi, od chwili, w której się tutaj znalazła. Miała dziwne wrażenie, że jeszcze nie raz nie zrozumie, co Smok ma na myśli.

– Dziewczyny od Skowronówny, Czarnego Skowronka – prychnął. – Które osobiście wyszkliła i zamieniła w prawdziwe hetery… Czekaj, czekaj, Kalinką być nie możesz, tamta dopiero skończyła szkolenie, ma ze dwadzieścia lat, nie wysłaliby jej tutaj. Ruda Julka? Nie, też odpada, przecież ona jest ruda… Wronka, jak mniemam.

– Wronka – przytaknęła ogłupiała Wronka. – Weronika Zawicka.

– Miło poznać. Smok Wawelski jestem. Wybacz, że nie podaję ręki, ale posiadam tylko łapy. Możesz mi mówić Waw.

Ponieważ była profesjonalistką, nie otworzyła ust ze zdumienia i nawet ugryzła się w język, na którego końcu już czaiło się kolejne "że co". Mimo to Smok Wawelski

"Waw" znowu zachichotał, kręcąc łbem.

– No, dziecino, otrząśnij się. Przejdźmy do salonu, opowiem ci o tym bezczelnym stworzeniu, które myśli, że może bezkarnie zająć moje terytorium. Wyobrażasz to sobie?

Wronka sobie nie wyobrażała. Myśl o tym, że ktoś może chcieć mieszkać na tej samej przestrzeni, co ta istota, nie chciała się zmieścić we wronkowej głowie. Ona sama miała ochotę czym prędzej wziąć nogi za pas: nie przerażały jej rozmiary Wawa, komplet kłów ani to, że umiał ziać ogniem. Od dzieciństwa jednak nasłuchała się od mamusi, że wariatów należy omijać szerokim łukiem, a Smok Wawelski z całą pewnością nie zaliczał się do grona istot normalnych. Mimo tych niewesołych rozważań, pospieszyła za gadem, bo w końcu była profesjonalistką. Drugą uczennicą Czarnego Skowronka. I potrzebowała zastrzyku gotówki.

Salon Smoka Wawelskiego, o dziwo, okazał się prawdziwym salonem. Prawie można było zapomnieć, że znajduje się w jaskiniach – trochę magii, techniki i pieniędzy zamieniło grotę w miejsce, w którym można by przyjąć prezydenta, premiera, a po paru kosmetycznych poprawkach, nawet królową angielską. Skórzane fotele miały rozmiary odpowiednie dla ludzi, jeśli zaś chodziło o kanapę, to była tylko trochę mniejsza niż mieszkanie Wronki. Właśnie na niej usadowił się Smok, wyraźnie zadowolony z wrażenia, jakie na łowczyni wywarło jego lokum.

– Mam świetnego dekoratora wnętrz – pochwalił się. – Będziesz tak stała? Nogi cię nie zaczną boleć od tych niedorzecznie wysokich obcasów?

Usiadła z całą godnością, na jaką jeszcze było ją stać. Nie mogła pojąć, jakim cudem Smok Wawelski mógł znać Anitę. Biorąc pod uwagę charaktery tej dwójki, należało się spodziewać, że po pięciu minutach w jednym pomieszczeniu rozpętaliby krwawą batalię.

– Ładne meble – stwierdziła Wronka, uznając, że najwyższa pora wziąć się w garść. – Proszę mi opowiedzieć więcej o tym… dzikim lokatorze. Każda informacja może okazać się przydatna.

– Pojawił się, a przynajmniej dał znać o swojej obecności, miesiąc temu – zaczął Waw z wyraźnym obrzydzeniem. – Skubaniec, sprytny jest i szybki, nigdy nie udało mi się go dorwać, a uwierz, próbowałem.

Uwierzyła bez zastrzeżeń. Wyciągnęła z torebki notes i zabrała się do zapisywania słów Smoka Wawelskiego. Szybki? Na pewno, skoro przez miesiąc Waw go nie dopadł, niemniej niekoniecznie należał do tych najszybszych potworów, smoki w końcu potrafiły rozwijać dużą prędkość tylko w powietrzu.

– Ani razu go nie zobaczyłem, za to często słyszę – kontynuował Waw. – Wali w ściany, wydaje z siebie dziwne odgłosy i niszczy mi meble! Bawi się w kotka i myszkę, czasem potrafi przeciągnąć po całych jaskiniach… Wysłali ekipę poszukiwawczą, ale jak na złość, przyczaił się.

– Nietypowe – mruknęła, przygryzając końcówkę pióra. – Większość potworów, z całym szacunkiem, wiem, że smoków to nie dotyczy, nie grzeszy inteligencją. Nie zostawia żadnych śladów? Śluz, jad, specyficzny zapach?

– Rozwalone przedmioty – syknął Waw. – Nic więcej.

Wronka zmarszczyła brwi, robiąc w myślach przegląd znanych sobie potworów, lubiących zamieszkiwać w podziemiach. Uzyskane informacje pozwalały wykluczyć większość z nich. Wiedziała, czym na pewno niechciany rezydent nie jest, ale czym może być?

– Wrócę jutro – westchnęła zrezygnowana. – Muszę sprawdzić parę rzeczy i zabrać z domu sprzęt.

*

 

– Żadnych śladów. Brak resztek jedzenia, zresztą czym mógłby się tutaj żywić, szczurów chyba nie masz? Okey, okey, nie patrz tak, rozumiem, nie ma szczurów. Nie je, nie wydala, nie pachnie… Wybacz, ale czy ten potwór nie jest wytworem twojej wyobraźni?

– Zbliża się piętnasta – stwierdził w odpowiedzi Waw.

– Znam się na zegarku. Co to ma wspólnego z…

– Poczekaj do piętnastej, to zobaczysz – prychnął Smok Wawelski. – To jego prywatna "godzina duchów".

Na twarzy kobiety pojawiło się niedowierzanie, mimo to kiwnęła głową. Jakby nie było, sowicie opłacano jej czas.

Zaczęło się punktualnie o piętnastej. Najpierw coś pojękiwało nieśmiało, później już pewniej, a wreszcie po jaskiniach niosły się echem nieludzkie wrzaski. Wronka poderwała się z miejsca, tuląc do piersi karabin. Na wypadek, gdyby okazało się, że ma do czynienia ze stworem ze zbyt twardymi łuskami aby kule wyrządziły mu krzywdę, oczywiście przymocowała także do pasa miecz. W XXI wieku łowcy musieli być uniwersalni.

– Nieźle hałasuje, jak na wytwór wyobraźni, co? – zakpił Waw. – Nie idziesz?

– Ty zostajesz?

– Pewnie – prychnął Smok Wawelski. – On tylko patrzy, jak mnie wywabić z salonu, jedną plazmę już uszkodził. Poza tym lepiej pilnować tych twoich zabaweczek, co? Całego tego majdanu to raczej ciągnąć ze sobą nie będziesz.

Wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę hałasów, bardziej zafascynowana niż wystraszona. Co to za stwór mógł wydawać takie dźwięki? Benshe prosto z Irlandii, czy co? Przylgnęła do ściany i zaczęła zbliżać się do pomieszczenia, gdzie – jak wnioskowała z trzasków – ktoś rozbijał o ścianę krzesło. Wronka wślizgnęła się do środka i zastygła w bezruchu.

Prawdopodobnie to miejsce pełniło rolę pokoju gościnnego dla ludzi. Trudno było to stwierdzić, z uwagi na to, że większość mebli została zdewastowana. Jedyne ocalałe krzesło właśnie uniosło się w powietrze i prawdopodobnie również miało zostać rozbite o ścianę – gdy jednak Wronka znalazła się w środku, z hukiem opadło na ziemię. Coś niewidzialnego zawyło ze złości. Najwidoczniej przywykło do smoka, który nadchodząc robił wiele hałasu bądź pracowników firmy, bynajmniej nie zachowujących idealnej ciszy. Nie spodziewało się kogoś, kto przechodził kurs skradania się.

– O cholera! – wrzasnęła Wronka i rzuciła się na podłogę. Krzesło uniosło się i przeleciało nad jej głową. – Poltergeist!

*

 

– Poltergeist – powtórzył Waw, jakby smakując to słowo, sprawdzając, jak brzmi. – Cholerny poltergeist panoszy się po moich tunelach?

– Widać spodobało mu się tutaj – mruknęła Wronka, bawiąc się nożem. Kompletnie bezużytecznym, gdy miało się do czynienia z duchem. Podobnie jak miecz i karabin. – I postanowił cię wykurzyć. Właśnie tak działają.

– Kiedy go zabijesz? Albo lepiej: jak ja mogę go zabić?

Faceci, westchnęła w myślach. Człowiek, nieczłowiek, zawsze tacy sami.

– On nie żyje – przypomniała.

– Czyli? – spytał Waw, a w złocistych ślepiach malowało się niezrozumienie.

– Czyli nie możesz go zabić – wyjaśniła Wronka cierpliwie.

– Nie mogę? – zasmucił się Smok. – Dlaczego nie mogę? Chcę zabić poltergeista! Dlaczego nie mogę zjeść poltergeista?!

– Bo nie ma ciała? – zauważyła trzeźwo. – To duch. Ducha trzeba wyegzorcyzmować.

Waw spojrzał na nią krzywo.

– No co ci na to poradzę? – parsknęła, wzruszając ramionami. – Takie prawa natury, magii, czy czego tam jeszcze.

– To idź po te wody święcone, kropidła i tym podobne – westchnął Smok Wawelski. Wronka prychnęła na myśl o sobie, używającej kropidła, ale nie skomentowała. Po chwili Waw został sam. Utkwił wzrok w ścianie i głęboko zamyślił się nad niesprawiedliwością świata. Coś panoszy się po jego jaskiniach, a nie da się tego zabić. Skandal!

– Los jest okrutny – wymruczał.

– Mnie to mówisz?

Waw poderwał się, przewracając kanapę, skoczył, przeleciał przez poltergeista i uderzył o ścianę. Duch usiadł w powietrzu po turecku, spoglądając na niego z politowaniem.

– Tyyyy! – wrzasnął Smok Wawelski, krzyk przeszedł w nieartykułowane wycie. Poltergeist pogładził kozią bródkę.

– Ano ja.

– Tyyyy! Ty mi tu meble niszczysz, hałasujesz, gości straszysz! Czekaj no! Pożrę cię! Nie zostaną nawet kosteczki!

– Taki duży, a taki głupi! – westchnął, kręcąc głową i uleciał pod samo sklepienie jaskini. – Ta panna powiedziała wyraźnie: egzorcyzmy, kolego, nic więcej. Urocza dziewczyna, choć trochę za chuda. Zjesz ją?

– Zjem ciebie – zagroził Waw, obnażając zęby. Na niespodziewanym gościu nie wywarło to żadnego wrażenia. – Co ty tu w ogóle robisz?!

– Wiszę sobie w powietrzu – powiedział duch. – Nie moja wina, że mnie ubili na wejściu do twoich jaskiń, chuligani jedni. To co miałem robić? Iść straszyć po kryptach? Od razu by księży na mnie nasłali. Wleźć do apartamentów królewskich? Nie powiem, kusiło, nawet próbowałem przez rok, ale kręci się tam tyle turystów, ani chwili spokoju… A tu się całkiem nieźle urządziłeś.

– Zaraz, zaraz, to ty jesteś ten trup sprzed roku? Marek Krogulecki czy jakoś tak? Nikt nie wiedział, jak to się stało, że zginąłeś! Próbowali wrobić w to mnie!

– Krogulczak – sprostował poltergeist. – Mówią… mówili na mnie Krogulec. W sumie to o to chodziło, liczyli, że mnie zeżresz…

– Nie jadam padliny – zaprotestował Waw. – O, czekaj, nie chciałem cię obrazić…

Smok nie widział nic złego w rzucaniu się na Krogulca i próbie rozszarpania go, ale należało przestrzegać pewnych zasad. Nie nazywa się gości padliną. Duch machnął ręką lekceważąco.

– Rozwaliłem ci plazmę, jesteśmy kwita.

– Moja plazma! – przypomniał sobie Waw i znów warknął. – Zniszczyłeś mi telewizor! Pokój gościnny! Kuchnię!

– Ano – przytaknął zawstydzony duch. – Nudziłem się, a królewskie apartamenty demolować jakoś tak nieswojo, zabytki same… No i miałem nadzieję, że się wyniesiesz.

Smok wydał z siebie ryk. Gdyby nie zaklęcia wyciszające, dałoby się go słyszeć chyba w całym Krakowie. Krogulec zamrugał i potarł ucho. Na szczęście, duchy nie mogły ogłuchnąć.

– Z MOICH JASKIŃ?! – wrzasnął Waw. – JA?!

– Teraz widzę, że to głupota – westchnął duch. Smok powarczał jeszcze przez chwilę, spróbował odgryźć nogę Krogulca, a kiedy nie odniosło to zamierzonego efektu, uspokoił się.

– I co teraz? – spytał. – Po kiego grzyba się tu pokazujesz?

– Chowałem się, bo nie chciałem tu egzorcystów – prychnął Krogulec. – A teraz to już wszystko jedno. Jak ta blondyneczka ma mnie odesłać, to choć parę spraw wypada załatwić. Prześlesz ode mnie wiadomość? No nie bądź wiśnia!

Waw nie uważał się za wiśnię, ale pomaganie poltergeistowi wcale mu się nie uśmiechało. Nie znał się specjalnie na duchach, nie miał pojęcia czym tak dokładnie Krogulec jest, co jeszcze robi na Ziemi i dlaczego może dotykać przedmiotów, a nie da się go ugryźć, coś jednak obijało się mu we łbie o "niedokończonych sprawach", które mogły przytrzymać człowieka na tym świecie…

– Niech będzie. Dawaj.

– Kojarzysz Grubego Julka, co? Z krakowskiej mafii? To mu powiedz, że ten fagas, co sypiał z jego żoną, to byłem ja!

Na twarzy Krogulca malowało się zadowolenie.

– Hę? I to dlatego nie poszedłeś dalej? Żeby mu o tym powiedzieć?!

– Skąd! – zaśmiał się Krogulec. – Wcale nie sypiałem z jego żoną, ale się wścieknie, zwłaszcza, że nie będzie się mógł zemścić, nie? A nie poszedłem dalej, bo skumulowało się za dużo magii… Wiesz, to Samhain było, w dodatku tutaj, gwałtowna śmierć…

– Wronka to załatwi – oznajmił z przekonaniem Waw. – W końcu to uczennica Skowronka.

– Tylko nie zapomnij o wiadomości do Julka – zastrzegł Krogulec.

– Nie zapomnę, spokojna głowa – zapewnił Waw. – Na Wronkę trochę sobie jeszcze poczekamy… hej, umiesz grać w karty? Tak, żeby czas zabić.

*

 

– Nie wydałem ci tego asa! Oszust!

– Ja?! Ja?! A skąd wiesz, że nie dostałem asa?! Podglądałeś karty! Większy oszust!

Gdyby nie to, że odjęło jej mowę, zapewne wchodząc do salonu Smoka Wawelskiego, Wronka po raz kolejny zawołałby: "że co?!". Waw siedział na kanapie, trzymając w pazurach karty monstrualnych rozmiarów, zapewne zaczarowane tak aby mu nie wypadały, natomiast poltergeist unosił się w powietrzu, wymachując ogromnym asem.

– Eee… przepraszam? – mruknęła w końcu. – Co się tu dzieje?

– Wronka! – ucieszył się Waw. – Chodź, dziecino, pograsz z nami w karty. Przypilnujesz, żeby ten łotr nie oszukiwał!

– To ty kantujesz, szulerze jeden!

– Zaraz, ja tu miałam odprawiać egzorcyzmy, nie grać w karty! – jęknęła Wronka, czując, że sytuacja wymyka się spod kontroli. Smok i duch spojrzeli na nią z dziwnymi minami, wreszcie popatrzyli po sobie.

– No dobra, to pora brać się do pracy – westchnął poltergeist. – Może po drugiej stronie też mają hazard?

– Dajcie spokój – stwierdził Waw, machając łapą. – W sumie nudziłem się tutaj sam. Wronka, dziecko, pieniądze dostaniesz na konto, a teraz siadaj, pogramy w pokera. I żebyś mi nie próbował oszukiwać!

 

Koniec

Komentarze

Nie mój styl :-) Takie to lekkie i te żarty takie zgrabne, nienachalne...

Może jednak powiem, co mi się spodobało. Plus masz z pewnością za "niekonwencjonalne" podejście do tematu, tak ostatnio pożądane... o którym mógłbym napisać dużo, ale zakończę po prostu na tym, że w przypadku tego opowiadania to zaleta. Kolejny plus za bardzo piękny, śliczny akapit w którym Wronka wyśmiewa się z ekologów, do tego w tak nietypowym odniesieniu.

Nie bardzo jednak polubiłem takie przedstawienie Smoka Wawelskiego, no i w ogóle ten cały wątek z poltergeistem - od czasu gdy ten się ujawnił - przestał być ciekawy.

A teraz czas na kilka zdań które rzuciły mi się w oczy jako niepoprawne:
A teraz moglibyśmy przejść do interesów? Chyba... podkreślam - chyba - po "A teraz" powinien być przecinek.
zaczną znikać turyści, gazety roztrąbią o tym na całą Polskę --- w moich stronach mówi się raczej "roztrąbią to" nie "o tym", dlatego pierwsze zdanie wydaje mi się nieprawidłowe :)
Od dzieciństwa jednak nasłuchała się od mamusi, że wariatów należy omijać szerokim łukiem, a Smok Wawelski z całą pewnością zaliczał się do grona istot normalnych. --- uciekło NIE, które powinno znaleźć się przed "zaliczał"
- Nie jadam padliny - zaprotestował Waw. - O, czekaj, nie chciałem się obrazić... --- a raczej CIĘ urazić :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

*nie nachalne... edycjo tekstów - gdzie jesteś?!

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Dziękuję za wskazanie błędów, zaraz je poprawię. Polteregeist nie miał być poltergeistem, ale limit znaków jest bezlitosny - żeby w pełni rozwinąć intrygę, którą zaplanowałam, potrzebowałabym gdzieś tak 80 tysięcy znaków. Cieszę się, że cokolwiek w tekście uznałeś za ciekawe, bo wiem, że nie masz w zwyczaju słodzić i bywasz wybredny;)

...tak, poprawię, jak tylko ktoś mi powie, gdzie zginął przycisk edytowaniaXD No nic, dwa razy już miałam taki przypadek i później się pojawiał, poprawię jak tylko wyskoczy znowuXD Żeby nie było, że to dlatego, że ignoruję osoby, które wskazują błędy;p

Cieszę się, że cokolwiek w tekście uznałeś za ciekawe, bo wiem, że nie masz w zwyczaju słodzić i bywasz wybredny;)
Jak możesz? Sprawiasz mi przykrość... ;-)

Haha, przycisk edytowania bywa kapryśny i złośliwy. Taki html'owy poltergeist. A jako, że jestem póki co jedyną osobą, która wskazała błędy - nie obraziłbym się nawet gdyby tak było - gdybyś ignorowała moje uwagi ;p

Mówisz, że chciałaś bardziej to rozwinąć? To ja mam propozycję dla Ciebie. Wiem, że lubisz smoki, dlaczego więc nie dodasz poprawionej, rozszerzonej wersji opowiadania (poza konkursem) ?

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nie napisałam tej wersji - widzisz, dotarłam do 15 tysięcy znaków i odkryłam, że muszę zrezygnować ze swojego pierwszego pomysłu i wymyślić coś innegoXD Ale może racja i skuszę się na napisanie tego tak, jak chciałam na początku... To jednak kiedy już stworzę sobie historie Rudej Julki i Kalinki, co mi się wykluły przy tym tekście;p

Hej, to był komplementXD

Hmm... komplement? Aaano, chyba, że tak ;]

Ruda Julka i Kalinka? To brzmi ciekawie, ale wątpię czy tekst bedzie traktował o tym, o czym pomyślałem. W każdym razie - powodzenia!

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

OK, do konkursu.

Świetne.
I nawet mimo tego, że ja po prostu lubię smoki.

Szóstka :)

Bardzo dobre :-) Ale też i pomarudzę - na szóstkę trochę za mało zaskakujące, nie dostałam puentą w twarz, a szkoda. Trochę obawiałam się, któż to może straszyć na Wawelu, na szczęście obyło się bez polityki :P Mogę z ciekawości spytać, czym miał być Poltergeist, skoro nie poltergeistem? :P

Dreammy, znasz ten motyw częsty w komediach romantycznych o dzieciaku podrzuconym tatusiowi, który nic o nim nie wiedział, bo mama musi coś tam zrobić?;) Miałam zamiar pójść w parodię tego i urządzić polowania na potworka, który ostatecznie okazuje się syneczkiem Wawa. Ale za długo by mi to wyszło, zresztą może i polteregist lepszy.

Nie, nie, nie, polityki nie będę z fantastyką mieszać, a fe. Dość mam tego w mediach. Jedyne zdanie, którego można się czepić, to o straszeniu w kryptach, ale starałam się nie umieszczać żadnych aluzji.

Lekko i dobrze sie czyta. Pomysl poprowadzony ciekawie, choc spodziewalem sie innego konca. Jakkolwiek przybijam piateczke:) 

Nowa Fantastyka