- Opowiadanie: KatarzynkaSz - -Egzorus- rozdział 3

-Egzorus- rozdział 3

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

-Egzorus- rozdział 3

Wiłak.

Piękne, nagie kobiece ciało wirowało w szalonym tańcu, unosząc się kilka centymetrów nad błotnistym szlamem. Mocne strugi deszczu bezlitośnie chłostały idealną figurę, wykonującą niezliczone erotyczne pozy w kuszącym pląsie. Czterech drabów mokło na deszczu, zanurzonych po kostki w gęstym błocie, bagnistej teraz drogi. Podnieceni, ze szklanymi oczami wpatrywali się w nieludzko piękną kobietę. Z oddali dochodziły wesołe dźwięki skocznej muzyki, ulatujące z budynku przez nieczynny komin. Taniec idealnie pasował do cichej melodii, sprawiając wrażenie, iż to właśnie ona zwabiła smukłą kobietę o kuszącym ciele.

Żaden z zafascynowanych tańcem bandziorów nie zdawał sobie sprawy, że kobieta wykonuje miłosne ewolucje tuż nad ziemią, wcale jej nie dotykając.

Gdyby tańcząca była paskudną staruchą, a mężczyźni nie byliby zauroczeni, z pewnością słychać by już było stukot narzędzi przygotowujących szafot. Jednak kobieta była boska, a mężczyźni oczarowani. Dziwny taniec niepostrzeżenie ciągnął zaślepionych drabów, w kierunku niewielkiego lasku. Kobieta wykonywała szalone piruety i podskoki, oddalając się powoli i czekając, aż bandyckie szumowiny ją dogonią. Gdy opuścili błotnisty teren, zanurzając się w pierwszych, rzadko rozrzuconych drzewach, z każdym krokiem gęstniejącego lasu, piękna kobieta dotknęła stopami ziemi i stanęła bez skrępowania przed grupą napaleńców.

-Jest boska – powiedział wielki chłop o pociągłej twarzy.

-Co racja, to racja brachu! – potwierdził jego chudy kompan, podwijając opadające rękawy płóciennej koszuli.

-Myślę maleńka, że dziś jest twój dzień! – wycharczał spocony grubas, najmniejszy z wszystkich obecnych.

-Taaa – powiedział przeciągle ostatni z nich, wyglądający na drwala. Długa blizna dzieliła policzek na dwie części. Rana była świeża i wyglądała paskudnie.

-Fart jak cholera.

Mężczyźni roześmiali się głośno, poklepując się po plecach. Ich radość nie trwała długo. Piękna twarz zmieniała się jak w obrazy w szalonym kalejdoskopie. Kości policzkowe uwydatniły się. Wydłużone czoło, zaczęły pokrywać nierównomierne kostne narośle. Nos niemal zniknął zupełnie a piękna buźka zamieniła się w długi pysk, najeżony ostrymi jak brzytwa zębami. Gęstniejące z każdą sekundą owłosienie, pokryło prawie każdy skrawek nagiej skóry. Czarne, długie niedźwiedzie pazury odbijały księżycowy blask. Najgorsze były oczy. Upiorne. Bez źrenic. Para białych kul, patrzyła nie wiadomo gdzie. Każdy z wystraszonych ludzi myślał, że właśnie na niego.

Mężczyźni stali jak sparaliżowani. Podskoczyli, gdy noc rozdarło mrożące krew w żyłach, straszliwe wycie. Obezwładnione ciała wypełniła adrenalina. Serca waliły jak oszalałe, wyostrzając ludzkie zmysły. Nie zastanawiając się, bandyci zaczęli uciekać w stronę zabudowań miasteczka.

Straszliwy Wiłak otarł włochatym przegubem zaśliniony pysk i wystrzelił do przodu biegnąc na czterech łapach. Ostre jak rzeźnickie noże, długie pazury sięgnęły najwolniejszego z oprychów. Tłusty mężczyzna przewrócił się na zieloną ściółkę, uderzając głową w pień. Był to największy z prezentów jaki mogła mu sprawić matka natura. Umarł w zupełnej nieświadomości, nie czując absolutnie nic, gdy okrutne pazury bezlitośnie patroszyły tłuste ciało. Wszystko trwało zaledwie parę sekund. Zwierzęca sylwetka zwinęła się w kłębek, poczym wystrzeliła jak bełt z kuszy. Jednym skokiem pokonała prawie osiem metrów, chwytając w pasie uciekającego chudzielca. Włochate łapy ścisnęły zdobycz z całych sił. Mężczyzna zabulgotał, wypluwając masę krwi. Ostre pazury rozdarły martwe ciało. Po chwili umorusany krwią pysk wychylił się z wnętrzności, wystawiając się na zimne chłosty bezlitosnego deszczu. Białe oczy patrzyły na dwóch uciekających mężczyzn.

Dwa wielkie chłopiska gnały co tchu, przebierając ogromnymi nogami. Dwa szybkie rumaki, ponaglane przez trzymającą koński bat panikę. Zabudowania były coraz bliżej. Tuż, tuż.

-Prawie w domu – szepnął podobny do drwala oprych, z ogromną blizną na policzku. Odwrócił głowę w stronę ziomka w chwilii, gdy ten upadał na błotnistą drogę. Ostre pazury wryły się w szerokie plecy wgniatając powalonego mężczyznę głęboko w szlam.

-O Jezuuuuuu… – krzyk konającego kompana zakończony bulgotem dał dodatkowy zastrzyk energii ostatniemu z rzezimieszków.

Wielki chłop pruł przez głębokie błoto jak szalony. Wielka blizna nabrzmiała, pulsując bólem. Krople krwi zaczęły wypływać z otwierającej się rany. Drwal zacisnął zęby i rwał do przodu, wyciskając resztki energii z słabnącego organizmu. Gęsta breja chlupotała pod nogami, nie mogąc jednak zagłuszyć straszliwego mlaskania, wydawanego przez monstrualny łeb, zanurzony w wielkim brzuchu konającego bandyty. Z każdym krokiem ucieczka stawała się trudniejsza. Gęste błoto niechętnie wypuszczało z objęć wielkie buciory. Serce pompowało krew, wykorzystując całą swą moc. Nabrzmiała rana na twarzy pękłą, pryskając krwią na boki. Uciekający nie odważył się odwracać w tył.. Nogi pracowały jak szalone. Upadł w gęsty szlam, gdy kurcz ścisnął , prawą łydkę. Dopiero wtedy zerknął w tył. W wielkich, przerażonych oczach pojawiła się ulga. Umysł odłączył zasilanie od niepotrzebnych już elementów. Wielkie chłopisko straciło przytomność, zaledwie kilka metrów od Bazyliszka, jednej z najbardziej cenionych przez przestępców karczm.

Powietrze zadrżało. Dziki skowyt zabrzmiał żałośnie. Białe oczy przez następnych parę sekund wpatrywały się w ostatnią ofiarę. Była już poza zasięgiem. Wielki łeb potwora odwrócił się z żalem. Podobny do wilka, jak i do niedźwiedzia stwór, pomknął z powrotem do ciemnego lasu. Gdy znikł między drzewami, zawył po raz ostatni, składając jakby obietnicę, że jeszcze powróci.

Koniec
Nowa Fantastyka