- Opowiadanie: adamas - Porucznik Petersen (FUNKY)

Porucznik Petersen (FUNKY)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Porucznik Petersen (FUNKY)

– Szybko! Tędy! – w ciemności rozległ się głos, a po chwili dwa cienie wbiegły pomiędzy drzewa.

– Masz Małego, Koralov? – zapytał głos, ten sam co uprzednio.

– Mam, Petersen – padło potwierdzenie z ciemności.

– Ma – dodał piskliwym głosem ktoś jeszcze, prawdopodobnie ów Mały.

– Świetnie! A teraz biegiem!

Oba cienie zanurzyły się w lesie. I tyle ich widziano. Za plecami uciekinierów majaczyły posępne góry planety DB-4. Na ich tle odcinała się wyraźnie wysoka wieża, oświetlona i groźna. Wieża strażnicza.

 

DB-4 odkryto jakieś 10 lat temu. Oficjalnie planeta była niegościnna, jałowa i całkiem niezdatna do zamieszkania – słowem: niczym nie wyróżniająca się we wszechświecie bryła kamienia. Ani Petersen, ani Koralov – dwójka uciekinierów – nie wiedziała, że spośród dziesięciu uczestników wyprawy naukowej, która odkryła DB-4 połowa zginęła w tajemniczych okolicznościach zaraz po powrocie na Ziemię. Pozostali pracowali dla agencji Stellar Fox, potężnej organizacji rozciągającej swoje macki od najgorszych ziemskich nizin społecznych aż po szczyty władzy na planecie. I poza nią, oczywiście. Obaj mężczyźni nie wiedzieli też nic o tajnych pracach prowadzonych przez Stellar Fox na DB-4. No, przynajmniej do czasu, aż ich statek kosmiczny, zestrzelony przez jednostkę bojową Ankuzów spadł na planetę. Petersen i Koralov, szczęśliwie przeżywszy twarde lądowanie zapoznali się z projektem badawczym Stellar Fox niejako od podstaw – zostali pojmani i „zatrudnieni” do prac archeologicznych. Wyglądało na to, że oficjalnie niegościnna DB-4 była kiedyś siedliskiem zawansowanej cywilizacji. Jakie profity zamierzała wyciągnąć groźna korporacja, obaj mężczyźni mogli się tylko domyślać. Ale podejrzewali, że gra toczy się nie o byle jaką nagrodę.

– Zboczyliśmy z kursu w strefie radiowej Deneboli i przylecieliśmy w pobliże DB-4 – opowiadał Petersen, wysoki blondyn odziany w zniszczony, zielony strój porucznika wojsk Ochrony Pogranicza – No i Ankuzi nas kropnęli, prawda, Alex?

Alex Koralov poprawił kruczoczarne, trochę przydługie włosy i kiwnął głową. Rozpalanie ogniska absorbowało go w takim stopniu, że nie pofatygował się odpowiedzieć Petersenowi.

– Kiedy wylądowaliśmy – ciągnął porucznik – A mówię „wylądowaliśmy” tylko przez grzeczność, naszli nas gospodarze DB-4. W tych swoich jasnobrązowych mundurkach. Otoczyli i zabrali do kopania w ziemi. I tak mieliśmy szczęście z Alexem. Kapitana Dogbę zabrali do jakichś prac pod wodą. A ty, Mały, skąd się tu wziąłeś?

Porucznik Petersen spojrzał na trzeciego uciekiniera. Ten był Drollem – niewysokim kosmitą z, jak sam twierdził, starożytnej rasy obdarzonej przez naturę dwoma parami rąk, pyskiem jak u wielbłąda i potężnymi zdolnościami paranormalnymi. Z tego powodu w obecności ludzi Drolle nosiły ciemne okulary, blokujące owe umiejętności. Także teraz towarzysz Petersena miał założone szkła, nadające twarzy kosmity jeszcze bardziej dziwaczny wygląd.

– Nie tylko ziemian zestrzeliwują Ankuzi, koleś – zapiszczał Droll – Nazywam się Yarps Dritt' Adr Atta.

– Miło mi – porucznik uśmiechnął się i wyciągnął dłoń – Kris Petersen. Mogę mówić ci po prostu Dritt?

– Dritt’, człowieku – poprawił go Droll i uścisnął wyciągniętą rękę.

– Niech będzie, Dritt’.

– Ej, Petersen – odezwał się nagle Korolov wskazując na rozpalony nareszcie ogień – Trzeba pomyśleć o jakiejś kolacji. Od wczoraj nie miałem nic w ustach.

Kris uśmiechnął się i podrapał po nieogolonym podbródku.

– Cały Alex – powiedział – Tylko by jadł. W Ochronie Pogranicza zawsze się z niego śmialiśmy – wyjaśnił Dritt’owi i dodał – Jako starszy stopniem, rozkazuję ci, sierżancie Korolov, zorganizować jakiś prowiant.

Alex łypnął na Petersena i wytarł ręce w jasny, zniszczony mundur wojsk Ochrony Pogranicza. Splunął.

– Dobra, dobra, Alex – Kris buchnął śmiechem – Pomożemy ci, prawda, Mały? To znaczy, Dritt’?

Droll skinął głową i poczłapał za oddalającym się od ogniska Korolovem. Petersen kiwnął głową, że popilnuje ognia. Skoro Alex tak się namęczył, żeby go rozpalić, ktoś powinien go przypilnować żeby nie zgasł, prawda?

 

Życie na DB-4, zwłaszcza jeśli było się poszukiwanymi uciekinierami, nie było jednak wcale takie proste. Zwykli cywile raczej nie przeżyliby w polowych warunkach dzikiej i obcej, bądź co bądź, planety. Na szczęście zarówno Petersen, jak i Korolov przeszli przeszkolenie w wojskach Ochrony Pograniczna, a Droll Dritt’ miał wspaniały i niezwykle przydatny w zaistniałych okolicznościach dar – był niesamowicie celnym miotaczem wszelkiej maści bolidów. Kilkukrotnie przepłoszył tym miejscowe zwierzęta, z wyglądu głodne drapieżniki, czasem upolował coś, co Korolov sprawnie zamieniał w prawie zjadliwą ucztę. Teraz też kamień ciśnięty jedną z kończyn Drolla okazał się celny. Pstrokaty, czarno-czerwono-żółty opierzony dziwoląg zsunął się z gałęzi. Petersen popatrzył na Dritt’a ciągnącego po ziemi swą najnowszą ofiarę i uśmiechnął się szeroko.

– Oho – powiedział Korolov widząc wyraz twarzy dowódcy – Co cię tak cieszy?

Kris wstał i podszedł do Dritt’a i jego kolorowej pierzastej ofiary.

– To – wskazał palcem na ogon stwora.

– Pióra – stwierdził Alex, a Droll popatrzył na swych ludzkich towarzyszy prawdopodobnie ze zdziwieniem; zza ciemnych szkieł nie było widać wyrazu oczu kosmity, a wielbłądzia twarz Dritt’a nie dysponowała zbyt bogatą mimiką.

– Trzysta lat temu – porucznik pochylił się nad truchłem i wyrwał z ogona kilka okazałych, kolorowych piór – w Ameryce żyli ludzie zwani Indianami.

– Ja to wiem – wtrącił Alex – A Dritt’a pewnie to nie interesuje.

– Owi Indianie – ciągnął z niezmąconym spokojem Kris – słynęli ze sztuki skradania się i z zasadzek zastawianych na lepiej uzbrojonych najeźdźców. A jeżeli któryś z nich odniósł jakiś sukces za zasługi otrzymywał orle pióro.

– Orle pióro? – zapytał się Droll.

– Kiedyś na ziemi żyły takie ptaki, stworzenia latające – wyjaśnił Petersen – Symbolizowały siłę. A ich pióra oznaczały kogoś niezwykle silnego, odważnego i sprytnego. I walecznego jak my!

– Kris, daruj – jęknął sierżant Korolov – Naczytałeś się jakichś beznadziejnych starożytnych książek…

– Karola Maya! – warknął Petersen.

– Starożytne mądrości? – zaciekawił się Dritt’.

– Raczej bzdury – wtrącił Alex.

– Zostaniemy Indianami DB-4 – Kris puścił uwagę Korolova mimo uszu.

Sierżant westchnął i zajął się oporządzaniem zdobyczy Drolla, a tymczasem Petersen usiadł pod drzewem, wyciągnął z kieszeni chustę, kawałek nici i zaczął coś gmerać przy wyrwanych z ogona stwora piórach. Dritt’ chwilę mu się przyglądał, po czym podreptał za Korolovem pomóc mu przygotowywać posiłek. Kiedy danie było już gotowe obaj kucharze zawołali Petersena, jednak Kris zniknął. Alex pokręcił głową.

– Zostawimy mu trochę – zadecydował i razem z Drollem rozpoczęli konsumpcję.

Porucznik Ochrony Pogranicza zjawił się dopiero o zmierzchu. Podkradł się do obozu i niespodziewanie stanął przed swymi towarzyszami. Twarz miał pomalowaną, a za opaską przewiązaną na głowie sterczały dwa kolorowe pióra stwora. W ręku trzymał dzidę, przez plecy wisiał przewieszony prowizoryczny łuk. Korolov parsknął śmiechem, a Dritt’ przechylił głowę i popatrzył na Petersena.

– Jak zdobędę nóż – powiedział Kris – Zrobię lepszy łuk i strzały. No i dzidę.

– Petersen… – zaczął Alex, ale dowódca przerwał mu gwałtownym władczym ruchem ręki, jakiego nie powstydziłby się Tańcząca Chmura, Siedzący Byk czy inny indiański bohater.

– Ciszej, sierżancie – powiedział i wręczył Korolovowi przepaskę z jednym piórem – Masz.

– Petersen.

– No co? – wyszczerzył się Kris – Nożyczek nie mamy, włosy wchodzą w oczy, trudniej się celuje. Taka opaska to pomocna rzecz. Bierz!

– A pióro? – zapytał Alex.

– Pióro nie przeszkadza – stwierdził Petersen, a Korolov wzruszył ramionami i zrezygnowany założył przepaskę – A ty, Mały? – porucznik zwrócił się do Drolla.

– Ja nie mam włosów, koleś, mnie pióra nie potrzebne – wyjaśnił kosmita.

– No, moi Indianie – zatarł ręce samozwańczy wódz z DB-4 – Teraz trzeba zdobyć ów rzeczony nóż.

 

Nóż znaleźli, i to całkiem szybko. Choć należy przyznać, że pomógł im przypadek. Na błąkającego się po lesie żołnierza w jasnobrązowym stroju natknął się Droll.

– Pewnie odłączył się przypadkiem od oddziału – zawyrokował Petersen, a Korolov przytaknął i mocniej chwycił w dłoń potężną pałkę.

Alex bowiem nie dał się przekonać do łuków produkowanych przez Krisa i za broń wybrał sobie ciężki kawałek tutejszego drzewa.

– Dritt’ zostań tu – zakomenderował Petersen i napiął cięciwę sporządzoną ze skręconych jelit miejscowego stwora przypominającego pancernika.

– Czekaj – syknął Korolov – Niech podejdzie bliżej.

Żołnierz tymczasem wolno zbliżał się do kryjówki bandy pseudo-Indian porucznika Petersena. Kiedy znalazł się dostatecznie blisko brzęknęła cięciwa i prowizoryczna, źle wyważona strzała wypuszczona z łuku Krisa przeleciała… dobre pół metra od głowy wojaka. Wbiła się w drzewo i zawibrowała. Przestraszony żołnierz uniósł broń, wypalić jednak nie zdołał. Ciężka pałka Korolova roztrzaskała karabin.

– Juhu! – wrzasnął czarnobrody sierżant i zamierzył się jeszcze raz.

Z głowy przeciwnika trysnęła krew i kawałki mózgu.

– Ależ ty masz ciężką rękę, Alex – powiedział Petersen podchodząc do zabitego.

– Owszem – Korolov splunął i popatrzył na rozbitą czaszkę; chwilę później spojrzał na zniszczony karabin i zaklął.

– Trudno – pocieszył go porucznik i zajął się przeszukiwaniem zwłok – Za to mamy nóż.

– Słabo są wyposażeni – stwierdził sierżant, oglądając niezbyt bogaty łup.

– Widocznie niedaleko jest jakaś baza – wolno odparł Petersen i popatrzył na swych towarzyszy – Wiejmy stąd – dodał.

Alex i Dritt’ pokiwali głowami i po chwili cała trójka zniknęła w leśnej gęstwinie.

 

Porucznik Petersen z daleka obserwował kołujący nad okolicą pojazd. „Kamery termowizyjne, skurwysyny”, pomyślał i przełknął ślinę. Wyglądało na to, że zabawa w Indian zirytowała w końcu kogoś na górze – zaczęła się obława na oddział Krisa. Na razie bilans był korzystny – partyzanci nie odnieśli żadnych strat, a zdołali wykończyć kilkunastu żołnierzy przeciwika. Głównie błąkających się pojedynczo, zazwyczaj z daleka bądź z zasadzki. Schemat wyglądał następująco: Dritt’ odwracał uwagę, Kris strzelał z łuku, a strzelał coraz lepiej, a jak ktoś przeżył zajmował się nim Alex. Teraz jednak Petersen był pełen najgorszych obaw. Przeciwnik skierował ku nim znaczne siły. Pewnie byłoby po nich, gdyby nie Droll. Dritt’ zdawał się znać DB-4 dużo lepiej niż gdyby był tylko przypadkowo zestrzelonym przez Ankuzów podróżnikiem. Inaczej skąd wiedziałby, że teren, na który uciekli przed obławą był silnie geotermalny? Dzięki temu, Kris uśmiechnął się, kamery termowizyjne były całkowicie bezużyteczne. Setki gorących źródeł skutecznie blokowały automatykę podczerwienną na statkach przeciwnika. A w dżungli i wśród skał to doświadczeni członkowie Ochrony Pogranicza, wspomagani wiedzą (znowu!) i umiejętnościami Drolla mogli jeszcze długo cieszyć się wolnością.

– Odlatują – zakomenderował Korolov.

– Widzę, Alex – odparł Petersen i spojrzał na Dritt’a – Doskonały pomysł z tymi gorącymi źródłami, Mały.

– Dziękuję – zapiszczał kosmita.

– Coś mi się wydaje, że wiesz o tej planecie więcej niż powinieneś – wolno powiedział Kris – Skąd u ciebie ta wiedza?

Dritt’ zawahał się, nim odpowiedział. Ta chwila wystarczyła, by Petersen rzucił się na niewielkiego kosmitę.

– Alex – wrzasnął porucznik – Bierz go!

Zdezorientowany sierżant rozejrzał się i zanim zareagował Droll zdążył zdjąć swoje charakterystyczne okulary. Na Petersena patrzyły wielkie, żółte oczy Dritt’a. Nagle porucznik zatrzymał się w pół skoku, odwrócił się w stronę Alexa i wyprowadził cios. Korolov miał nieprzytomny wzrok, lecz błyskawicznie zareagował na pięść Krisa. Zręcznie uniknął uderzenia i złapał porucznika za gardło. Obaj mężczyźni legli u stóp niewielkiego kosmity i tarzali się po ziemi usiłując udusić jeden drugiego. Nagle Droll założył okulary i cofnął się. Petersen i Korolov, ciężko dysząc, wstali.

– Nie próbuj tego więcej, karaluchu – wysapał Kris.

– Uspokój się, poruczniku – zapiszczał w odpowiedzi Dritt’ – I nie pytaj mnie więcej o DB-4. Rozumiesz, człowieku?

– Czemu?

Kosmita zawahał się i popatrzył na obu mężczyzn. Na szyi Petersena znać było ślady duszenia, a kolor czoła Korolova dowodził, że przynajmniej jeden z ciosów Krisa dotarł do celu. Wreszcie westchnął i wolno zaczął.

– Powiem wam coś. W wielkiej tajemnicy – rzekł – Ale umówmy się, że nie powiecie temu nikomu i nie będziecie wypytywać mnie o nic więcej, chłopcy. I zapomnicie o tym niemiłym incydencie – Droll poprawił ciemne okulary.

Kris popatrzył na Korolova. Alex jeszcze dyszał.

– Jakie mamy gwarancje, że dotrzymasz słowa, karaluchu? – warknął porucznik, trąc rękę.

– Przedtem nie przeszkadzało wam, że jestem Drollem – odparł kosmita – Uwierzcie mi, jestem po waszej stronie. Stellar Fox, która prowadzi tu badania…

– Stellar Fox i Drolle? – jednocześnie krzyknęli obaj mężczyźni.

– Stellar Fox jest także moim wrogiem – kontynuował Dritt’ – Niektórym Drollom nie podoba się to, co tu się dzieje. DB-4… DB-4 była kiedyś… Należała do Drolli. Cywilizacja, która tu istniała…

– To artefakty waszej rasy! – krzyknął Petersen – Co chcesz osiągnąć?

– Spokojnie, poruczniku. Jestem Yarps Dritt' Adr Atta – powiedział kosmita – Przyrzekam ci, że to, co chcę tu zrobić będzie z korzyścią także dla was.

– Jak to?

– Już jeden świat zginął przez takich szaleńców jak ci ze Stellar Fox – warknął Droll – Nie pozwolę, by następny…

– Tu gdzieś jest schowana potężna broń! – nagłe olśnienie spłynęło na Petersena – Prawda, Dritt’?

Niewielki kosmita odwrócił się plecami do obu żołnierzy. Dopiero po dłuższej chwili odezwał się

– Rozmowa zostaje między nami, chłopaki – po czym dodał – Czuję, że zbliża się zakończenie całej tej afery.

– Jak to? – zapytał Alex.

– Na DB-4 leci ktoś, kto… Ktoś, kto jest ważny. I dla ludzi, i dla Drolli – wyjaśnił Dritt’ – I do tego umożliwi mi działanie tutaj. Pomożecie mi?

– Mówisz samymi tajemnicami, kosmito – odparł Korolov – Kris?

Petersen długo patrzył na Dritt’a. Wreszcie westchnął, poprawił opaskę z piórami i powiedział:

– Pomożemy. W końcu Indianie byli szlachetni i honorowi.

Alex pokręcił głową.

– Pomożemy – rzekł w końcu.

 

– Statek kosmiczny – stwierdził Korolov.

– Kapsuła ratunkowa – poprawił Petersen i spojrzał na Drolla – Wpadła do morza, bardzo niedaleko. Czy…

– To możliwe – zaskrzeczał kosmita – To bardzo możliwe.

Porucznik poprawił swoją zieloną koszulę. Jeżeli Dritt’ miał rację, na DB-4 działy się teraz rzeczy ważne dla całej ludzkości, ba, może nawet całego wszechświata. Petersen domyślał się, że tajemnicza broń starożytnych Drolli musiała być potężna. Ale czy tak potężna, żeby móc zniszczyć cały świat? Przełknął ślinę i wraz z pozostałą dwójką zaszył się w gęstwinie.

 

Kolumna żołnierzy Stellar Fox wkroczyła do niewielkiego wąwozu. Nie oddalili się jeszcze zbytnio od swego pojazdu, „Ślepaka”, więc dowódca, Thorn, w służbie Stellar Fox od ładnych kilku lat, nakazywał przesadnej czujności. Trójka pasażerów zniszczonej chwilę temu kapsuły ratunkowej nie mogła być daleko – ślady na nadmorskim piasku były jeszcze świeże – a poza tym cóż mogła trójka rozbitków przeciwko ósemce wyszkolonych żołnierzy?

Nagle z pobliskich krzaków wyleciała dzida i przebiła jednego z podwładnych Thorna. Żołnierz upadł. Obok niego padł następny. Z jego pleców sterczała strzała. Dowódca słyszał o tajemniczych Indianach, polujących w tym rejonie na ludzi Stellar Fox. W oka mgnieniu otworzył ogień w stronę wypadających z krzaków dzikusów – jak zauważył: ludzi i Drolli. Nagle zza pleców padły strzały. Strzały tym bardziej niepokojące, że towarzyszył im obcy głos:

– Biorę dowódcę!

Thorn odwrócił się. Trójka nowych napastników, ubrana w czerwone hełmy i żółte kombinezony, niechybnie rozbitków z kapsuły ratunkowej wpadła pomiędzy jego ludzi. Dowódca, zanim upadł, zobaczył jeszcze, jak rosły czarnobrody Indianin z dzikim okrzykiem wali pałką w głowę jednego z żołnierzy Stellar Fox. „Universs”, rozpoznał Thorn barwy rozbitków i zapadł w ciemność.

Tymczasem ludzie konkurencyjnej dla Stellar Fox agencji wyraźnie chcieli wziąć kilku żołnierzy w jasnobrązowych mundurach żywcem. Jeden z odzianych na żółto kosmonautów wziął na muszkę przeciwnika i gromko krzyknął:

– Rzuć broń!

Nie było to najszczęśliwsze rozwiązanie. Po chwili rozbrojony leżał na ziemi a jeden z podopiecznych nieprzytomnego w tej chwili Thorna trzymał go na muszce.

– Stać. Bo go rozwalę! – wrzasnął żołnierz.

Sytuację rozładował Dritt’. Droll podniósł upuszczony przez pokonanego pistolet i wymierzył.

– Jup! – krzyknął – Ręce do góry!

Obaj mężczyźni podnieśli ręce, kosmita popatrzył jednak na odzianego w żółty kombinezon przedstawiciela agencji Universs i całkiem bezczelnie krzyknął do niego:

– Te, łamaga, to nie było do ciebie. Nie gap się, tylko wiąż goryla!

Okrzyczany tak mężczyzna wstał i podszedł do rozbrojonego żołnierza Stellar Fox. Rozejrzał się. Było po już po walce. Dwójka jego towarzyszy z kapsuły ratunkowej i dwóch rosłych Indian miała na muszce pozostałych podkomendnych wracającego do świata żywych Thorna. Nagle mężczyzna zamarł. Petersen spojrzał na niego i parsknął:

– Funky, ty zbóju! Co cię tu sprowadza?

Nazwany Funkom uśmiechnął się i uścisnął porucznika. Korolov i Droll popatrzyli na Krisa. Petersen tymczasem podszedł do dwójki pozostałych przybyszów.

– Porucznik Kris Petersen – przedstawił się – Rok chodziliśmy razem w Ochronie Pogranicza. Przegrywałeś do mnie w pokera – z uśmiechem spojrzał na zaskoczonego przybysza – Nie pamiętasz, Funky? A tam – wskazał na czarnobrodego Indianina – to mój kumpel, sierżant Alex Korolov. Przyszedł do nas po tym, jak ciebie wylano za drakę z generałem Gretzem. A propos, miałeś wtedy rację. Gretz poszedł w odstawkę!

– Kris, co tu jest grane? – nazwany Funky’m zdjął hełm – W Indian się bawicie – wskazał na Dritt’a – I trzymasz z tym kurduplem?

– Te, blondyn, licz się ze słowami – odparował Droll.

– Cha, cha – szczerze zaśmiał się porucznik Petersen – Uważaj Funky. On nigdy nie chybia. Nazywa się Dritt’. Dritt’ to jest Funky Koval.

– Funky Koval – Droll spojrzał na mężczyznę.

Petersen zaśmiał się. Ale po chwili przyszła refleksja. Czyżby to stary, niepokorny Koval był tym, który ma ocalić świat? Kris wzdrygnął się. Rozejrzał. Pozostali towarzysze Funky’ego, brodacz i atrakcyjna brunetka, nie próżnowali – rozkazali ludziom Stellar Fox pogrzebać swoich zmarłych i wyskakiwać z mundurów. Petersen pogładził zdobyczny karabin i popatrzył na jeńców.

– Teraz sobie z nimi zatańczymy! – powiedział.

Brodacz z Universs przytaknął, a Kris ściągnął opaskę z piórami. Z Indianina przeistaczał się z powrotem w żołnierza.

Jakiś czas potem polecieli do bazy Stellar Fox na DB-4. Yarps Dritt' Adr Atta przez bulaj pojazdu patrzył na przesuwające się w dole instalacje starożytnych Drolli i miał wielką nadzieję. Nadzieję, że dzięki Funky’emu Kovalowi uda się ocalić wszechświat.

Koniec

Komentarze

No i wrzuciłem.
I na pewno nie będę bronił dziełka z taką zawziętością jak "Tylko Smoki Mogą Ocalić Kraj".
Czemu?
Bo wydaje mi się słabsze, do tego treść jest bardziej hermetyczna i bazująca dokładnie na serii komiksowej - dla kogoś nieobeznanego z przygodami dzielnego kosmicznego detektywa będzie to tylko jakiś bełkot.

W takim razie czemu je umieszczam?
No skoro napisałem, to niech mam, nie?

OK, do konkursu. :)

Nowa Fantastyka