- Opowiadanie: Custodis - Psychodelia cz.1

Psychodelia cz.1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Psychodelia cz.1

„Psychodelia"

„Psychodelia, pozornie niewinne słowo, jednak charakteryzuje stan ducha o potężnej mocy. Kruszy mury skrupułów, obnaża dusze artystów, łamie stawiane w człowieku wartości. Ale czy jest w stanie budować na zgliszczach nowy fundament?"

Chodzący we śnie…

 

 

Był sam. Dookoła niego rozciągała się nieskazitelna biel. Kiedy spoglądał na swoje ciało, miał wrażenie, że jest bohaterem komiksu, który jeszcze nie został namalowany. Niczym jedna postać na białej kartce. Bez tła i jakichkolwiek innych przedmiotów. Rozejrzał się po raz kolejny w nadziei, że znajdzie choćby mały punkt odniesienia. Bezskutecznie. Wzruszył więc ramionami i rozluźnił się. Wykonał parę głębokich wdechów i zrobił pierwszy krok. Zawsze czuł zdenerwowanie przed każdą z tych podróży. Nigdy bowiem nie wiadomo było co może się wydarzyć. Każdy człowiek jest inny, każdy boryka się z własnymi problemami, tak więc każdy ma inaczej ukształtowaną psychikę. Nie można stworzyć do tego szablonu, który mógłby pomóc w pracy nad ludzkim umysłem. Wielu podróżników takich jak on próbowało znaleźć powiązania pomiędzy tokami myślenia różnych osobowości, jednak nikt z nich nie osiągnął oczekiwanych rezultatów.

 

 

Teraz szedł powoli w nieokreślonym kierunku czekając, aż wreszcie coś się wydarzy. Zacisnął wargi i przyspieszył tępa. Serce biło mu jak młot. Poziom stresu wzrastał. Nic dziwnego. Pierwsze obrazy zawsze są najgorsze. To właśnie one pojawiają się bez ostrzeżenia. Podróżnik jest wtedy w stanie odczuć po stokroć razy mocniej emocje osoby w której się znajduje. Zgłębianie ścieżek ludzkiego umysłu to nie sielanka. Zwłaszcza gdy ma się do czynienia z ludźmi psychicznie chorymi. Mordercy, gwałciciele, osoby z głębokimi zaburzeniami własnej osobowości. Ich chore wizje nie zachęcają do pracy z nimi, ale ktoś musi im pomóc.

 

 

Jednak ten przypadek był inny. Można było to stwierdzić już na samym początku. Nikt nie przydzielił mu tego zadania. Osobnik, z którym przyszło mu się zmierzyć sam wołał o pomoc. Jego chaotyczne myśli dotarły do Kiriama podczas porannych zajęć medytacyjnych. Od razu powiadomił o tym swoich przełożonych którzy natychmiast zalecili by zajął się tą sprawą. Tak też uczynił, a teraz błąka w nieznanym. Nie wiedział czy ma do czynienia z kobieta czy mężczyzną, ale był przekonany że nie zgłębia tajemnic zbrodniarza, czy też kogoś innego o równie chorych poglądach. Krzyk który słyszał, bardziej przypominał smutek i rozżalenie niż gniew i nieumiejętność znalezienia własnego miejsca. Kimkolwiek była ta osoba, chciał jej pomóc.

 

 

I zaczęło się. Tak jak za każdym razem. Wszystko docierało stopniowo. Czuł jakby uderzenie silnego wiatru. Dało się słyszeć dźwięk przypominający trzepotanie tysiąca skrzydeł. Momentalnie zalała go fala gorącego powietrza. Wiatr się wzmógł i o mały włos nie przewrócił go na plecy. „No dalej!" – wycedził przez zęby i zaprał się nogami najmocniej jak umiał. Zasłonił twarz ręką w oczekiwaniu na kolejny podmuch. Tuż przed nim zaczęła zanikać biel. Z czarnego wgłębiania które rozszerzało się z każdą sekundą wydobywały się oślepiające błyski. Dało się słyszeć potężny grzmot. Jego ciało momentalnie zostało poderwane do góry. Poczuł mocny ucisk w klatce piersiowej. Nie mógł zaczerpnąć powietrza. Piszczało mu w uszach a głowę ogarnęło echo głośnego dudnienia. Poczuł kolejne szarpnięcie i nareszcie było po wszystkim.

 

 

Całe zamieszanie ucichło. Leżał przez chwilę z głową ukrytą miedzy kolanami. Czekał. Jednak nic się nie wydarzyło. Dookoła panowała cisza, tylko wciąż stłumiony szmer przeszywał mu głowę. Otworzył oczy i podniósł się. „Co jest?" – zapytał sam siebie w myślach. Nie wyczuł bowiem żadnych uczuć, emocji i nic co towarzyszyło pierwszej fazie podróży. Trwał przez chwilę w osłupieniu nie wiedząc czego może się spodziewać. Do tej pory nigdy nie udało mu się przebrnąć przez barierę obronną cudzego umysłu w sposób tak spokojny. Zamyślił się. Brak jakichkolwiek komplikacji nie sugeruje nic dobrego. „Cholera i co teraz? Skoro to nie wróży najlepiej to co mam robić? Nadal prowadzić wgłębianie się czy może przerwać akcje?" – wciąż mówił do siebie. – „ Na szkoleniu nie było o tym wzmianki a każdy zły krok może kosztować mnie utratę życia lub zdrowia." – wiedział, że musi być czujny. Gdy ocknął się z odrętwienia, zorientował się, że jest już zupełnie w innym miejscu. Nadal wokół panowała przejrzysta biel, jednak kilka metrów od niego stali jacyś ludzie. Zmrużył oczy i ruszył w ich kierunku, nucąc ulubioną melodię dla dodania sobie otuchy. Kiedy się zbliżył, stało się jasne, że to nie ludzie a żywe posągi przypominające kształtem człowieka. Dziesiątki trupiobladych istot ubranych w szarawe koszule i szare spodnie z lekkim odcieniem kasztanu. Każdy z nich miał ciemnobrązowe włosy. Nie mieli twarzy. Tak po prostu brakowało im oczu, nosa, i ust. Żadnych kości policzkowych chociaż jak widać było, z krwi i kości byli zbudowani. Kobiety i mężczyźni. Brakowało dzieci i zwierząt. Kiriam dokładnie przyjrzał się wszystkiemu w koło. Musiał zapamiętać jak najwięcej z tego co zobaczy by w razie potrzeby móc stworzyć profil psychologiczny problemu, jaki dotykał jego pacjenta. Cała zgraja stała w nieregularnych odstępach tworząc koło. Wszyscy byli skierowani tyłem do jego środka. Podróżnik chciał zobaczyć co było ukryte w centrum. Zaczął więc przepychać się przez sztuczny tłum, aż wreszcie dotarł do pustej przestrzeni, w której siedział chłopiec. Miał może 16 lat. Średniego wzrostu. Brązowe włosy sięgające do połowy szyi. Grzywka zasłaniała oczy. Ubrany był w Fioletową koszulę z długimi rękawami przysłaniającymi dłonie. Nosił jasnoniebieskie spodnie z wszytymi w różne miejsca zielonymi kieszeniami. Wpatrywał się w nowoprzybyłego z przygnębioną miną. Odczekał dłuższą chwilę jednak chłopiec nie poruszył się. Zazwyczaj to podmioty wykonują pierwszy ruch, dopiero potem do rozmowy czy też jakiejkolwiek innych działań włączają się badacze. Tym razem jednak nic nie nastąpiło. Żadnej reakcji. Tylko głucha cisza i narastające napięcie.

– Witaj przyjacielu. Nazywam się Kiriam. – zaczął spokojnie. – Wybacz, że przeszkodziłem, ale chciałbym z Tobą porozmawiać. – starał się zachować najwyższą formę grzeczności. – Może zamienimy kilka słów? – Podszedł bliżej. Chłopiec zrobił bardziej posępną minę i odwrócił się. Podróżnik zauważył pod jego stopami stertę połamanych kredek. Pochylił się nad jego ramieniem.

– Hm. A może zechciałbyś mi coś narysować? Co Ty na to? Wydaje mi się, że będzie to lepsze niż rozmowa. – Wydawało mu się że zaczyna rozumieć obraz który mu się ukazał. Nastolatek odrzucony przez otoczenie zamknięty we własnym świecie. „Może to główny problem." Pomyślał i z nadzieją czekał na ruch swojego młodszego towarzysza. Nagle młody człowiek zaczął się chwiać. Kiriam chwycił go gdy ten miał upaść. Jednak bez większego skutku. Chłopak zaczął rozpływać mu się w rękach. Niczym czekolada pozostawiona na słońcu. Przyjął konsystencję budyniu, potem jakby kisielu aż wreszcie padł na ziemię i jak woda rozlał się po posadzce tworząc kolorową plamę. „No pięknie, tyle go widzieli". Wyszeptał ze zrezygnowaniem. Przyglądał mu się dłuższą chwilę i spostrzegł, że kolory na podłodze zmieniają się i tworzą pewien obraz. Pochylił się by dokładniej widzieć w co tak naprawdę układa się ta paleta niezwykłych barw. Przed oczami widział zarys jakiegoś wzgórza i formujące się drzewo, kiedy znienacka poczuł ucisk w łydkach i silne szarpnięcie w dół. Już był po drugiej stronie.

 

 

Stał na małej górce pośród bujnej zielonej trawy. Na niebie nie widać było żadnej chmurki. „Nareszcie jakieś kolory." – odetchnął z ulgą. Rozejrzał się i dostrzegł samotne drzewo pod którym siedział jakiś mężczyzna w długich włosach ubrany w kolorową koszulę z wyszytym na niej znakiem pokoju. Kiriam bez wahania podszedł do jegomościa. Już otwierał usta by coś powiedzieć kiedy to nieznajomy odwrócił się i z uśmiechem wykrzyknął.

– Witaj towarzyszu! Przysiądź się do mnie i wraz ze mną podziwiaj ten wspaniały świat! – entuzjastycznie machnął ręką i pokazał miejsce obok siebie. Kiriam nie dał się zwieść. Mimo tego jak wyglądał i jak zachowywał się ten osobnik, badacz wiedział, że nie mógł on być człowiekiem, a jedynie iluzją stworzoną przez umysł chłopca, którego spotkał w pierwszym rozdziale podróży.

– Jak Cię nazywają przybyszu? – spytał mężczyzna.

– Jestem Kiriam przyjacielu a Ty jak…

– Mów mi bracie! – przerwał mu rozmówca. – Kim bowiem jesteśmy jak nie braćmi skoro zrodzeni z tej samej matki ziemi? – uśmiechał się od ucha do ucha. Podróżnik odwzajemnił uśmiech i przysiadł się w cieniu drzewa. Siedział chwilę w milczeniu przyglądając się towarzyszowi. Wyglądał w miarę normalnie. Bez przerwy szczerzył zęby i rozglądał po pustej polanie ciągnącej się aż po horyzont.

– Mam do Ciebie pewne pytanie bracie. -Kiriam dosadnie zaakcentował ostatni wyraz zdania. – Jak to się stało….

– Bo widzisz przyjacielu… – znów przerwał mu jegomość. – Nie zastanawiałeś się czasem nad istotą muzyki w życiu człowieka? – zapytał rozradowany. Podróżnik zmrużył oczy. „No to mi się ładny hipis trafił". Nie mógł powstrzymać zgryźliwej uwagi.

– Bo widzisz… – kontynuował tamten. Jak widać było ta rozmowa nie miała polegać na dialogu. Wręcz przeciwnie. Mężczyzna zachowywał się jakby w ogóle nie zwracał uwagi na słowa i gesty będącej obok niego osoby.

– Tak się składa, że muzyka potrafi leczyć. Ach. Świat ten ma wiele zła. Oj jak wiele zła ten świat ma. A ile dobra by było jakby ludzie tej muzyki słuchali. Tyle radości potrafi przynieść melodia. Tyle nerwów ukoić. Czy czujesz to? Czy słyszysz ten rytm? Rytm bijących serc przepełnionych miłością? Czy słyszysz melodię tłukącej się w środku człowieka nieskazitelnie dobrej duszy? – Kiriam nie odpowiedział. Czekał tylko na dalszą część wywodów.

– Walczymy o pokój ale w zły sposób. Bronią nic nie wskóramy. Zło odpłaca złem. Tak więc dobrem zło trzeba leczyć. Skąd więc w ludziach tyle zła? No skąd? Powiedz mi proszę. – podróżnik odczekał chwilę upewniając się czy aby i to pytanie nie było retoryczne.

– Bracie. Ludzie to próżna rasa. Dążą wyłącznie do chęci władzy, posiadania czegoś. Od chęci przyjemności do próżności. Rozumiesz? – odpowiedział starając się zachować styl rozmówcy. Hipis uśmiechnął się jeszcze szerzej.

– Tak rozumiem, rozumiem! -poderwał się na równe nogi. – Chodźmy więc. Zróbmy coś przyjemnego zabawmy się! O tam! – wyciągnął rękę i wskazał jakiś punkt na wysokości. Następnie wybiegł kawałeczek w przód. Nagle w jego rękach znalazł się karabin, który wycelował w górę. Kiriam spojrzał w niebo i ujrzał stado białych gołębi lecących tuż nad nim. Wtem rozległy się strzały. W jednej chwili powietrze przesiąknął zapach krwi i okolicę spowił deszcz biało-bordowych piór. Mężczyzna skakał, śmiał się i zabijał kolejne gołębie. Na tle tego chaosu Kiriam dostrzegł stojącego na wzniesieniu chłopca w fioletowej koszuli. Zaczął biec w jego kierunku nie zwracając uwagi na spadające z góry martwe ptaki i histeryczny śmiech twórcy całego zamieszania.

– Fałszywi! – wykrzyknął chłopiec. – Wszyscy ludzie są fałszywi!

– Zaczekaj. – zawołał podróżnik starając się dotrzeć do niego jak najszybciej.

– Podstępne żmije! Szubrawcy! Wszyscy wy jesteście Vanitas! Obłuda! – wciąż wykrzykiwał nastolatek. Badacz pędził co tchu, a odległość do celu malała zaskakująco wolno. „Nieźle" pomyślał. „Pięknie to zobrazował. Pacyfista mówiący o wspaniałości tego świata, strzelający do białych gołębi, które od wieków symbolizują pokój." Musiał przyznać, że to najlepsze przedstawienie jakiego był świadkiem podczas całej swojej kariery. Wreszcie dotarł do wzgórza. Wyciągnął rękę i chwycił mankiet chłopaka. W tej samej chwili poczuł zawroty i wszystko wokół zaczęło się rozmywać. Włącznie z osobą, którą trzymał. W kilka chwil zapadła głęboka ciemność.

 

 

Żadnych dźwięków, ani odrobiny światła. Przez spory kawałek czasu był zawieszony w bezgranicznej nicości. „Trwa to zbyt długo" zauważył. „Tak jakby kolejne obrazy były nadzwyczaj dokładne i wymagały długiego czasu tworzenia.". Nie pomylił się. W odpowiednim czasie ciemność zaczęła zanikać, a jego oczom ukazała się nowa przestrzeń. Wydawało mu się, że jest to wycięty kawałek wspomnień. Wszystko wyglądało jak w realnym świecie. Mała stołówka na otwartym powietrzu, masa dzieciaków biegający i krzycząca coś do siebie. Grupka osób przy stojącej niedaleko umywalni. Przypominało to swego rodzaju kolonię i zapewne nią było. Ktoś pociągnął Kiriama za rękaw. Odwrócił się z zaciekawieniem i spostrzegł twarz owego chłopca.

– Chcesz obejrzeć moje rysunki? – zapytał spokojnie, wręczając mu żółtą teczkę. Podróżnik bez słowa otworzył ją i zaczął przeglądać zawartość. W środku znajdowała się cała masa przepięknych prac. Wspaniałe malowidła, szkice i kolorowe wzory. Kiedy dotarł do końca skoroszytu, natrafił na rysunek obrazujący oba wydarzenia, z którymi miał dzisiaj styczność. Przewrócił kolejną kartkę i zatrzymał się na wymalowanym czerwoną kredką uśmiechu. Uśmiechu budzącym zgrozę i ciarki na plecach. W tym obrazie było coś co napawało lękiem i nienaturalną obawą. Kiriam podniósł głowę i zerknął na chłopca.

– Zabierz go proszę. Wypędź go. Niech odejdzie. – powiedział nastolatek łkającym głosem. W tym samym momencie twarz z kartki zaśmiała się chrapliwym tonem.

– Nic nie pomożesz! Stój, patrz i cierp świadomością swojej bezradności!

Koniec

Komentarze

Bardzo Autora przepraszam, ale obnaża do naga nieskazitelne dusze artystów zniechęciło mnie do lektury. Psychodelia może być, ale obnażanie do naga --- już nie. Jak dla mnie, oczywiście.

Rozumiem. Żałuję, że przez włąsną głupotę zniechęciłem Pana do lektury. Tak więc chciałbym to jakoś zmienić. Chodzi tutaj o sam fakt obnażania czegoś do naga, czy o bezsensowność tego zdania? Może też zupełnie o coś innego?

Wystarczyłoby "obnaża dusze artystów". Wtedy można jechać z lekturą dalej. :)

Dziękuję za radę :)

Możliwe, że to coś w rodzaju wchodzić do góry lub schodzić w dół. Ewentualnie cofnąć do tyłu.

Custodis, nie przez głupotę! Zrozumiałe dla każdego przeoczenie z rozpędu w trakcie pisania, przeoczenie podczas ponownego sczytywania, różne takie podobne pomyłki --- nigdy nie nazywam tego głupotą, bo to każdego trapić może...
Po wyjaśnieniu sobie tej kwestii pozwolę sobie na następną uwagę.
(...) łamie stawiane w człowieku wartości. Ale czy jest w stanie budować na zgliszczach nowy fundament?"
Wydaje mi się, że motto nie powinno być formułowane w tajemniczy sposób. Stawiane w człowieku? Stawiane przed człowiekiem? Narzucane człowiekowi, przyjęte, akceptowane przez człowieka wartości? Nowy fundament na zgliszczach? Może pośród zgliszcz ten nowy fundament?
Oczywiście to mój własny punkt widzenia.
W opowiadaniu znajduję kilka typowych błędów --- na przykład zaimki pisane dużą literą, przejęzyczenia jak masa dzieciaków biegający i krzycząca... Ogólnie --- dość interesująca podróż przez światy odmienne. Tak to odebrałem.

Hm... fakt parę istotnych błędów umknęło mi... Nie jestem z tego powodu zadowolony. Co do tajemniczości motta. W zasadzie chciałem żeby owe motto było raczej cytatem rozpoczynającym opowieść. Faktycznie może przesadziłem z tajemniczością i z pewnym dystansem do niektórych wątków, ale mam nadzieję, że uda mi się wytłumaczyć wszystko w drugiej części.

Nowa Fantastyka