- Opowiadanie: GRA - Delfiny

Delfiny

To opo­wia­da­nie na­pi­sa­łam kilka lat temu. Może komuś się spodo­ba. Jest bar­dzo abs­trak­cyj­ne, więc nie wiem czy to stra­wi­cie. Do­pie­ro po­zna­ję tą stro­nę, więc wrzu­cam pierw­szą rzecz jaką mam, by do­wie­dzieć się o co tu cho­dzi :)

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Delfiny

Del­fi­ny

2013

 

Je­cha­ła tym po­cią­giem już za długo. Prze­my­śla­ła całe swoje życie, zja­dła ka­nap­kę, wy­pi­ła sok, po­czy­ta­ła, prze­spa­ła się. Co robić? Po­dróż bez końca jej nie sa­tys­fak­cjo­no­wa­ła. Lu­dzie wokół bez­czyn­nie cze­ka­li na swój los, nie prze­ję­ci wcale pej­za­żem nik­ną­cym w od­da­li. Oni nie wie­dzie­li, że nie ma po­wro­tu.

Ko­lej­na sta­cja.

Po­ciąg nawet nie zwol­nił. Pust­ka była tuż tuż, żeby prze­trwać trze­ba być szyb­szym od niej. Zdzi­wie­ni pa­sa­że­ro­wie, sto­ją­cy na pe­ro­nie, zbyt późno orien­to­wa­li się co jest grane. Znik­nę­li w pę­dzie po­cią­gu. Dziew­czy­na wi­dzia­ła to przez okno.

Nagle po­czu­ła, że wje­cha­li w tę słod­ką, ró­żo­wą kra­inę. Wresz­cie! Wy­cią­ga­jąc rękę przez okno mogła do­tknąć lep­kiej, de­li­kat­nej ma­te­rii, w któ­rej teraz po­wo­li i lekko sunął po­ciąg.

Jed­nak nie jest tak źle – po­my­śla­ła. To­wa­rzy­sze po­dró­ży, nadal znu­dze­ni wy­glą­da­li na pej­zaż je­dząc watę cu­kro­wą. Trwa to już chyba z mie­siąc. Mie­siąc w tym oce­anie różu. Wokół ska­ka­ły ra­do­sne del­fi­ny, a sarny, zlęk­nio­ne ucie­ka­ły w gąszcz. Zlęk­nio­ne. Del­fi­ny są ra­do­sne, ale bar­dzo za­kła­ma­ne. Kłam­stwo wy­le­wa się z nich sło­nym po­to­kiem i za­le­wa je, to­piąc. Ta ra­dość – ra­dość z kłam­stwa ma krót­kie nogi. A bio­rąc pod uwagę, że del­fi­ny w ogóle nie mają nóg, to da­le­ko nie zajdą.

Trwa­ło to już chyba z mie­siąc. Mie­siąc na tym ró­żo­wym oce­anie, na tej małej, ni­czym łu­pi­na orze­cha łó­decz­ce. Po­dróż bez końca. Przy­naj­mniej kra­jo­braz nie nik­nął w od­da­li.

Niebo spa­dło.

W końcu.

Ucie­szy­ła się, bo było na co po­pa­trzeć. Wiel­kie, błę­kit­ne kro­ple ude­rza­ły o zie­mię zo­sta­wia­jąc ża­rzą­ce się bli­zny na jej czar­nej po­wierzch­ni. Z buta. Z buta można po­ko­nać całe niebo. Del­fi­ny o tym wie­dzia­ły, dla­te­go były takie ro­ze­śmia­ne. Ale bez nieba to już nie to samo. Sta­te­czek ob­ra­cał się wokół wła­snej osi, nie wie­dząc gdzie góra a gdzie dół. Osu­nię­te na zie­mię gwiaz­dy two­rzy­ły pa­gór­ki zło­te­go pia­sku. Byle do przo­du. Nie wie­rzy­ła już ani del­fi­nom, ani sar­nom. Do­pó­ki trwał ten mię­dzy­ga­lak­tycz­ny rejs mogła za­ufać tylko jemu.

Tylko Niebu.

Koniec

Komentarze

Przeczytałem i… i nie wiem o czym autor do nie mówi :) Gdy myślałem, że odnalazłem punkt zaczepienia, znów się gubiłem. Np. Pociąg wjeżdża i brnie w różowej materii, a tu nagle sarny chowają się w gąszczu. Gąszczu czego?

Zgaduję, że tekst to zejście z ziemskiego bytu do Nieba? Czyśćca? Piekła? Szczerze nie wiem.

 

Z buta. Z buta można pokonać całe niebo. Delfiny o tym wiedziały, dlatego były takie roześmiane.

Z buta – że kopnąć czy że przejść?

 

Warsztowo (moim zdaniem) jest ok.

Niech się wypowiedzą mądrzejsi i bardziej doświadczeni.

 

Generalnie do mnie szort nie trafił.

 

Pozdrawiam,

z Bogiem

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Ja tam się nie znam na przecinkach, ale co najmniej tutaj:

 

Zdziwieni pasażerowie[,] stojący na peronie [,] zbyt późno orientowali się co jest grane.

 

i tutaj:

 

Ucieszyła się[,] bo było na co popatrzeć.

 

Poza tym:

 

Nagle poczuła, że wjechali w  słodką, różową krainę. – bo krainĘ.

 

Towarzysze podróży, nadal znudzeni wyglądali na pejzaż jedząc watę cukrową. – raczej spoglądali, taka konstrukcja sugeruje, że byli do pejzażu podobni.

 

Podróż bez końca Jej nie satysfakcjonowała. – czy ona, to z jakiegoś powodu Ona?

 

Podróż bez końca. Przynajmniej krajobraz nie niknął w oddali.

Niebo spadło.

W końcu. – chyba celowe powtórzenie, ale mnie razi, czy nie lepiej byłoby: Nareszcie?

 

Początek (zwłaszcza drugie zdanie) podobało mi się bardzo. Potem się pogubiłem. Różowa wata cukrowa, wesołe delfiny i sarenki jeszcze rozumiem. Ale o co chodzi z tym butem?

Z tym butem to zapewne kolokwializm, czyli mało być na piechotę.

Ładne, okrągłe zdania. Scenka. Zbyt krótko i zbyt enigmatycznie, żeby robiło wrażenie.

Czy to Ty, Gro? 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Przykro mi pisać, ale szort jest po prostu mizerny, na mój odbiór. Czytając, towarzyszyło mi uczucie zagubienia i często potykałem się o słabe wykonanie. :(

Też nie wiem, o co chodzi. Metafora życia? Bardzo chaotyczne to wszystko – pociąg, stateczek, rejs międzygalaktyczny…

Interpunkcja kuleje.

wjechali w tą słodką, różową krainę.

Ktoś już wcześniej napisał, że tę. Dlaczego błędy jeszcze nie poprawione?

Babska logika rządzi!

Istotnie, abstrakcji jest tu pod dostatkiem, powiedziałabym nawet, że w nadmiarze, co sprawia, że zupełnie nie mam pojęcia, co Autorka miała nadzieję opowiedzieć.  

 

Po­dróż bez końca Jej nie sa­tys­fak­cjo­no­wa­ła. – Dlaczego wielka litera?

 

Zdzi­wie­ni pa­sa­że­ro­wie sto­ją­cy na pe­ro­nie zbyt późno orien­to­wa­li się co jest grane. Znik­nę­li w pę­dzie po­cią­gu. – Co to znaczy, że ludzie na peronie zniknęli w pędzie pociągu?

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Chyba chciałabym jakiejś interpretacji.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Z tym znikaniem Reg. ma rację 1 zostali minięci 2 podmuch ich zabił 3 pociąg ich po prostu nie zabrał?

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Cześć.

Autorze, coboldzie, wskazane przez cobolda uwagi interpunkcyjne są błędne. W tam wymienionym miejscu nie ma błędu. Jest dobrze.

Są za to w innych miejscach.

 

Cobold, napiszę teraz coś, co ma kategoryczny wydźwięk, ale w rzeczywistości jest kapitalną radą, której od lat hołduję i którą polecam każdemu. Z życzliwością.

“Nie wiesz? Nie pisz.”

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Piotrze, równie życzliwie chciałbym zapytać, czemuż to wymóg stawiania przecinka przed spójnikiem “bo” uważasz za nieuzasadniony.

Rozumiem natomiast, że w przypadku frazy “…stojący na peronie…” uważasz, że obecny tu rozwinięty imiesłów przymiotnikowy czynny jest niezbędny do określenia charakteru podmiotu zdania. W mojej opinii identyfikacja pasażerów jednoznacznie wynika z kontekstu wypowiedzi i dlatego imiesłów ten, wprowadzający dodatkową informację a oddzielający podmiot od orzeczenia powinien być ujęty w nawiasy.

Pozdrawiam.

I tak zaczęła się wojna przecinkowa! Seria z przecinków jak z karabinu – ,,,,,,,,,, Odpowiedź średnikami – ;;;;;;;; I takie tam…

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Pociąg wjeżdża i brnie w różowej materii, a tu nagle sarny chowają się w gąszczu. Gąszczu czego?

Mytriksie, one chowają się w gąszczu niejasności. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

hahah, Reg. jak zwykle, niezawodna ;)

Obawiam się, że bez interpretacji autora wiele nie wskóramy.

 

Moja interprecajca (ekhm…):

 

Jechała tym pociągiem już za długo. 

Jechała Polskimi Kolejami Państwowymi.

(…)przespała się.

Odważna kobieta, nie bała się, że ją okradną.

Ludzie wokół bezczynnie czekali na swój los, nie przejęci wcale pejzażem niknącym w oddali. Oni nie wiedzieli, że nie ma powrotu.

Wagon był przepełniony, (…) pociągu powrotnego (PKP) nie zapewniało. (Czyli do pracy/babci możesz pojechać ale wracasz na własną rękę.)

Kolejna stacja.

Pociąg nawet nie zwolnił.

Czyżby ekspres? (Szkoda tylko że na rozkładzie jazdy miał się tu zatrzymać:)

Zdziwieni pasażerowie stojący na peronie zbyt późno orientowali się co jest grane.

Pasażerowie na peronie są zaskoczeni! Szok numer jeden pociąg się nie zatrzymał, szok numer dwa pociąg przybył punktualnie – na to nie byli przygotowani.

(…)wjechali w tą słodką, różową krainę.

(…)wjechali we mgłę o zachodzie słońca.

Jednak nie jest tak źle – pomyślała. Towarzysze podróży, nadal znudzeni wyglądali na pejzaż jedząc watę cukrową. Trwa to już chyba z miesiąc. Miesiąc w tym oceanie różu.

Nasza bohaterka zachowała optymizm. Pomimo tego, że skład zgubił się we mgle (na prostych torach?), w wagonie restauracyjnym nie brakowało waty cukrowej, więc mieli zapas prowiantu.

Wokół skakały radosne delfiny, a sarny, zlęknione uciekały w gąszcz.

Radośni konduktorzy beztrosko wlepiali mandaty za brak biletu (w końcu wszystkie bilety były od miesiąca nieważne) a pasażerowie uciekali i się chowali po pociągu w gąszczu wagonów.

Kłamstwo wylewa się z nich słonym potokiem i zalewa je, topiąc. Ta radość – radość z kłamstwa ma krótkie nogi.

Konduktorzy zamiast przyznać się do opóźnienia, nielegalnie beztrosko w dalszym ciągu wlepiali mandaty. Nic co dobre nie trwa jednak wiecznie.

A biorąc pod uwagę, że delfiny w ogóle nie mają nóg, to daleko nie zajdą.

Pasażerowie zbuntowali się i powyrywali konduktorom nogi.

Niebo spadło.

W końcu.

Spadł deszcz, w końcu wyjechali z mgły.

Ucieszyła się bo było na co popatrzeć. Wielkie, błękitne krople uderzały o ziemię zostawiając żarzące się blizny na jej czarnej powierzchni.

Nareszcie inny widok niż różowa mgła. Deszcz padał na pustynię na którą wyjechali. (deszcz na pustyni (sic!) )

Z buta. Z buta można pokonać całe niebo. Delfiny o tym wiedziały, dlatego były takie roześmiane.

Dalej pasażerowie muszą iść pieszo. Konduktorzy o tym wiedzą i się z nich śmieją. (sami bez nóg nie pójdą)

Stateczek obracał się wokół własnej osi, nie wiedząc gdzie góra a gdzie dół.

Maszynista nie wiedział gdzie są i dokąd ma odjechać.

Osunięte na ziemię gwiazdy tworzyły pagórki złotego piasku. Byle do przodu

Wszyscy brnęli więc pieszo przez wydmy pustynne.

Nie wierzyła już ani delfinom, ani sarnom.

Bohaterka straciła zaufanie (co do kierunku, w którym zmierzają) do pasażerów i konduktorów beznogich, których nieśli ze sobą.

Dopóki trwał ten międzygalaktyczny rejs mogła zaufać tylko jemu.

Tylko Niebu.

Bohaterka z nocnego nieba, z gwiezdnych konstelacji i położenia Gwiazdy Polarnej odczytała kierunek północy. Samotnie udała się w tę stronę ufając tylko sobie i Gwieździe Polarnej.

 

Co sądzicie? Ktoś ma inną teorię?

 

Pozdrawiam,

z Bogiem!

 

 

 

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Mytriksie, jestem pod wrażeniem. Wspaniała interpretacja.

Babska logika rządzi!

Hej, dzięki wszystkim za komentarze i rady :) szczególnie te przecinkowe ;) Mytrix, twoja interpretacja jest wspaniała!!!

Nie za bardzo rozumiem dlaczego chcecie mojej interpretacji, czy to nie czytelnik powinien sam sobie wymyśleć, o co chodzi? W każdym razie nie wytłumacze wam tego bardziej. Pozdrawiam!

Aha i nie wiem czemu jestem anonimem…

Już nie jestem :)

Bo zaznaczyłaś odpowiednią opcję przy publikowaniu tekstu. Jeśli chcesz zdjąć maskę, to możesz edytować i ją odhaczyć.

Babska logika rządzi!

Regulatorzy i mytrix. Ludzie na peronie zniknęli w pustce, która ścigała pociąg. Pociąg nie zatrzymał się żeby właśnie nie zniknąć bo musiał być szybszy od niej.

Ja czekałem aż ekspres dotrze do hogwartu… Nie doczekałem się. Jeżeli dobrze interpretuje to bohaterka jest zielarką 99lvl wsiadła w pociąg, a że musiała doładować manę… no i tak widzę wytłumaczenie delfinów i sarenek w różowej krainie. Ogólnie to pociąg gonił Sauron. A ten kontrowersyjny but to zamirnnik tiary przydziałów, bo stara tiara dowiedziała się że Hermiona jest czarnoskóra i postanowiła skoczyć pod pociąg.

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

No popatrz, GRO, a ja skłaniałam się raczej ku zbiorowemu rzuceniu się pod pędzący pociąg, chyba z powodu braku wzmianki, że pociąg był ścigany przez pustkę, bo skoro ścigała go pustka, a pustka to nic, to jakby wcale nie był ścigany. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przez jakiś czas miałam koncepcję, że to metafora życia, ale ten różowy kolor, sarenki, delfinki… Może po prostu narratorka się naćpała.

Babska logika rządzi!

cobold dobrze zaznaczył przecinki (wtrącenie rozdzielamy przecinkiem), ale zgubił jeszcze jeden → przed “co jest grane” ;)

 

Sporo potknięć, jak na taki mały tekścik, ale jest w nim jakiś surrealizm/abstrakcja, która zdaje się obiecująca. Chętnie przeczytam coś innego, ale trzeba ograniczyć taki swobodny “bełkotek”, a mocniej skupić się na akcji.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Jednak nie jest tak źle – pomyślała. Towarzysze podróży, nadal znudzeni wyglądali na pejzaż jedząc watę cukrową. Trwa to już chyba z miesiąc. Miesiąc w tym oceanie różu. Wokół skakały radosne delfiny, a sarny, zlęknione uciekały w gąszcz. Zlęknione. Delfiny są radosne, ale bardzo zakłamane. Kłamstwo wylewa się z nich słonym potokiem i zalewa je, topiąc. Ta radość – radość z kłamstwa ma krótkie nogi. A biorąc pod uwagę, że delfiny w ogóle nie mają nóg, to daleko nie zajdą.

 

To jest najbardziej konsternujący mnie akapit jaki kiedykolwiek przeczytałem (a jestem typem czytelnika, który z lektur szkolnych najbardziej pokochał Ferdydurke i Sklepy Cynamonowe).

Najpierw dostaję kilka ładnych zdań, ciekawy obrazek. Potem atakują mnie skaczące delfiny (które w kontekście beznożności (huh) zaznaczonej później wyglądają mi karykaturalnie – chociaż chyba wiem co Autorka chciała pokazać. No bo pierwsze co zobaczyłem, to delfin wykonujący susa jak w NBA, co jest zbyt dużą dawką absurdu ;)). “Delfiny są radosne, ale bardzo zakłamane” – i łups, kolejne zdanie, które mi się naprawdę podoba. A potem nieuzasadnione niczym powtórzenie “zlęknione” (ani rytm, ani brzmienie, ani budowa wizji/obrazka – ba, ono mi to wszystko wytrąca z równowagi).

“Ta radość – radość z kłamstwa ma krótkie nogi. A biorąc pod uwagę, że delfiny w ogóle nie mają nóg, to daleko nie zajdą” – i zaraz potem coś takiego, co nijak nie pasuje do klimatu i w mojej opinii obrazka. Wydaje się pretendować do śmieszności, na siłę.

Sumując – to jest jakiś totalny rollercoaster czytelniczy. Spróbuję zgadywać, ale czy Autorka pisała ten fragmencik na kilka podejść? Trochę mi się niespójności rzucają w oczy, albo jakby niektóre fragmenty doklejano po fakcie, albo sam tekst był fragmentami pisany. To tylko domysł.

 

Uczepię się tych butów dalej: “Z buta. Z buta można pokonać całe niebo. Delfiny o tym wiedziały, dlatego były takie roześmiane.” – pomijając straszną kolokwialność wyrażenia “Z buta” (która to nijak ma się do całości – jakby dwa odrębne światy), to znowu połączenie chodzenia i delfinów. To straszne tak się z biedaków nabijać ;). Nawet jeśli chyba rozumiem o co “biega” (tadam! żart tygodnia, wszystkie moce wykorzystane co najmniej do świąt – bo na nich to jednak trzeba tryskać humorem, jeśli nie chce się dostać na twarz serii niewygodnych pytań ;)).

Ze spraw technicznych : opowiadanie biegnie zbyt szybko. Nie dajesz Autorko wybrzmieć metaforom. Strzelasz zdaniami jak z karabinu. Warto byłoby dać czytelnikowi chwilę, którą to można wykorzystać na chociażby zaokrąglenie metafor. Dopieszczenie ich (w sensie – ukierunkowanie).

 

Co do mojej interpretacji, jeśli ciekawi Autorke (A myślę, że tak. To taka przypadłość autorów piszących poetycko/metaforami. Uwielbiają interpretacje, choćby nawet złe i błędne w każdym aspekcie. Ważne, żeby takowe wywoływać, bo to z reguły świadectwo jakiegoś zaangażowania i odebranych emocji.).

Pierwsza część, przed dojazdem do “nieba” wydaje się dość klarowna. Ucieczka przed czymś, w moim pierwszym odczuciu, światem wypranym z emocji (emocjonalną pustką) pochłaniającym kolejnych ludzi (współczesność). Całość jako właściwie podążanie bohaterki do jej własnego nieba (świat emocji, którego szuka). Róż nim nie jest. To jest niebo saren i delfinów (w sensie ludzi, którym zwyczajna słodkość i przesyt emocji pozytywnych wystarcza). Sarny – jako osoby bojące się pójść dalej, szukać czegoś więcej. Delfiny – osoby, które nie potrafią znaleźć nic więcej, są właściwymi autorami słodkości tegoż nieba; zatracają się w tejże słodkości, którą sami zresztą tworzą (wypluwanie sztucznych, wyłącznie pozytywnych emocji – coś jak angielska uprzejmość). Perpetuum delfinium :P. Odpowiada im to, lubią to swoje niebo, dlatego cieszą się, że nigdy z niego nie wyjdą.

Stąd bohaterka dalej szuka Swojego Nieba. Mieszanki emocji, które to jej będą odpowiadać. Szukając, nie może ufać innym ludziom, bo przecież nikt jej bezpośrednie nie powie, czego tak naprawdę chce.

 

Chyba tyle. Możliwe, że głupoty, zwłaszcza, że wymyka mi się całkowicie zdanie “Osunięte na ziemię gwiazdy tworzyły pagórki złotego piasku.“. Emocje stanowią dla mnie pomost między dwoma częściami opowiadania. Pomost, którym mogło być wiele innych rzeczy. Pomost, który musiałem zbudować sobie sam, bo Autorka niczego nie precyzuje. Nie postarała się o zaokrąglenie wizji, nadanie jej kierunku. Ale ja lubię dmuchać we własne żagle, stąd nie jestem rozgniewany ;).

Podsumowując. Tak dla poetyki i fantastycznych obrazków, nie dla braku w tej poetyce krawędzi i zarysu. Najdziwniejsza rzecz – szorcik (?) zdał się przyjemnym. Nie zmęczyłem się, nie czułem potrzeby wielokrotnego przeczytania, był szczęśliwie jak na taką formę krótki.

 

Ha. Ależ ja lubię męczyć ludzi długimi, wodolejnymi komentarzami.

Powodzenia przy następnych tekstach!

 

 

Rzeczywiście abstrakcyjne. Nie wiem, o co biega, ale czytało się według mnie bez zgrzytów, więc choć sensu nie widzę, wrażenia raczej pozytywne. 

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Dzięki wszystkim. Szukajcie dalej interpretacji :) Jak dla mnie każdy Wasz pomysł jest trafiony, a Małego Słowika naprawdę bardzo mi się podoba. Tekst napisałam na jedno posiedzenie, naprawdę dawno temu, ale właśnie tworzę drugą część :)

Niektórzy nadal szukają odniesień do rzeczywistości… nie róbcie tego. Świat już jest rzeczywisty, po to mamy wyobraźnię, żeby z tej rzeczywistości się wyrwać. Dlatego pytania “o co biega?“ nie mają tutaj sensu.

 

Hej, nie oczekuj od Czytelnika, że będzie myślał dokładnie tak, jak Ty chcesz, żeby myślał. Odbiorca to złośliwa bestia o złożonym umyśle.

Babska logika rządzi!

Plastyczne opowiadanko.

Każdy czytelnik – inny bagaż doświadczeń, inna interpretacja.

Dla mnie, taka podróż przez życie.

 

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Interpretacja Małego Słowika wzbudziła moje uznanie.

Mnie niestety przerosło. Różowe chmury przywiodły na myśl Dolinę Muminków, ale potem został już tylko mętlik w głowie. Zbyt wiele chaosu w zbyt krótkim tekście. 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Wszystkie wasze uwagi przyjęłam i postaram się w nowym tekście je uwzględnić. Dzięki i pozdrawiam!

Bardzo abstrakcyjne. Chyba nie wiem, o co chodzi, ale czytało się przyjemnie ;)

nie da rady

Nowa Fantastyka