- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - O stworzeniu Ehtar, czyli tego, co było, jest i będzie

O stworzeniu Ehtar, czyli tego, co było, jest i będzie

Jest to pierwszy rozdział mojej książki, nad którą od pewnego czasu pracuję, dlatego też wstawiam go tu, ponieważ chcę się od Was dowiedzieć, czy podoba Wam sie to, co zaczęłam i czy przeczytalibyście dalszą część historii. Czy pierwszy rozdział jest ciekawy, co powinnam zmienić, jakie błędy popełniam itp. Liczę na Wasze szczere opinie. Od razu przestrzegam, że nie ma tu zbyt wielu dialogów, ale tak po prostu musi byc :P

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

O stworzeniu Ehtar, czyli tego, co było, jest i będzie

Dawno, dawno temu, przed powstaniem czasu, kiedy nic jeszcze nie zostało stworzone, kiedy nic jeszcze nie istniało była tylko Ciemność. Wszechobecna Ciemność, ogarniająca wszystko i nic zarazem, potężna, niezrównana, niezmierzona, nieodgadniona, szerząca strach i niepokój. I wydawało się, że już zawsze bedzie trwać tylko ona. Od początku do końca, poprzez wieczność będzie rządzić sama swoją własną pustką. Ale Ciemność, mimo że posiadała przeogromną moc, nie zdołała objąć wzrokiem wszystkich swych granic, jeśli takowe w ogóle posiadała, i tak się stało, że gdzieś daleko na jednym z krańców Ciemności, gdzie akurat wzrok jej nie sięgał, zaczęła powstawać dziwna istota, jakiej nigdy jeszcze nie znano. A było to Światło niezwykle jasne, mieniące się blaskiem najczystszego srebra. Nie bało się Ciemności, a nawet zdobyło się na odwagę, by przemierzyć jej bezkresną połać, a wszędzie tam, gdzie się pojawiło Ciemność pierzchła przed nim i znikał strach i niepokój, bo Światło to, posiadało moc o stokroć potężniejszą od swej rywalki. A na imię mu było Lethiem, co znaczy Ten, Który Jest.

Lethiem przez długi czas świecił w samym sercu Ciemności, wytrwale stawiając jej czoła, majestatyczny, niezwykły, niepokonany, ale mimo wszystko… smutny. Smutny, bo doskiwierała mu Samotność, która oplatała go, jak chłodny powój, która ciągle była i nie pozwalała o sobie zapomnieć. Lethiem krzyczał, prosił, żeby odeszła, ale ona nie słuchała i coraz częściej go zadręczała, nie dawała mu spokoju, towarzyszyła mu nieustannnie, wciąż była, wciąż zadręczała, wciąż zatruwała umysł. I Lethiem zaczynał tracić zmysły. Nie wiedział już, co istnieje, a co nie, co jest prawdą, a co kłamstwem, gdzie kończy się jawa, a gdzie zaczyna sen i z każdą chwilą słabł coraz bardziej. Ciemność wyczuła tę słabość i zaczęła pochłaniać jego przeczyste światło, a widząc, że ten nie stawia oporu, że nie podejmuje żadnej walki, posuwała się wciąż dalej i dalej pewna tego, że wkrótce pozbawi go istnienia i znów sama będzie rządzić pośród swej nicości.

I tak niegdyś przeczysta, potężna, jarząca się oślepiającym srebrnym światłem poświata Lethiema teraz nikła, stawała się słaba, szara i mętna. Ale on tego nie mógł dostrzec, zaślepiony szaleństwem rozpaczy, wywoływanej przez wszechobecną Samotność, zaślepiony szukaniem drogi ucieczki, ale każda droga prowadziła donikąd. Nie miał dokąd uciec, nie miał gdzie szukać ratunku, nikt nie mógł mu pomóc, był sam. I Lethiem gasł z wolna, poddawał się Ciemności, i kiedy już tylko ostatni, ledwo dostrzegalny promień jego światła przebijał mrok, ostatni promień, który miał zaraz zniknąć, wtedy właśnie Lethiem zobaczył to, co w pierwszej chwili i jeszcze długo potem zdawało mu się niezwykłe, niepojęte, niezrozumiane, coś czego nigdy przedtem ujrzeć mu nie było dane. Bowiem jego oczom ukazał się blask Złotego Światła, blask Alasse, czyli Wielkiego Piękna. Widok Alasse przegnał Samotność i oczyścił umysł Lethiema z szaleństwa, tak, że ten znów stał się potężny i wyzwolił się z okowów pochłaniającej go Ciemności. Jego poświata na nowo rozbłysła magicznym światłem, a gdy Alasse zobaczyła Lethiema w srebrnym świetle, w pełnym blasku, zakochała się w nim, tak jasnym, tak czystym, a ono pokochało złote promienie Wielkiego Piękna, przecinające Ciemność niby ostre miecze. I tak żyli razem długi czas, Alasse i Lethiem, blask złoty i srebrny, posród mroku, który lękał się zbliżyć do ich niewyobrażalnego światła, w szczęściu i miłości, pozbawieni wszelkich trosk i smutków. I myśleli, że tak już będzie zawsze.

Jednak ich historia nie jest jedną z tych, mających szczęśliwe zakończenie. Bowiem Lethiem, mimo iż już uwolniny z mroku, zbyt długo przebywał w objęciach Ciemności, której cienie skaziły przeczystą poświatę tego światła i mnożyły się w jego umyśle jak robactwo, szerząc niczym nieuzasadnine, okropne myśli, że Alasse jest nieszczęśliwa. Bo Lethiem nie mógł ofiarować swej ukochanej nic prócz tego, że ją kochał. A to nie było wystarczające dla Wielkiego Piękna, to za mało, by docenić jej niezwykłość i wyjątkowość, bo to tylko miłość, tylko zwykłe uczucie, które bywa ulotne, którego nie można zobaczyć ani dotknąć, ani usłyszeć, można jedynie wierzyć, że jest i ufać, że trwa. I Lethiem uświadomił sobie, jak bardzo jest mu wstyd, że mimo swej potęgi nie potrafi podarować Alasse nic, co by było godne jej wielkości. Ta Świadomość codziennie wzrastała w umyśle Lethiema i burzyła w nim spokój i równowagę, zadręczając i doprowadzając do szaleństwa, tak samo, jak niegdyś poczucie Samotności. Okrutna Świadomość, że Alasse wciąż jest nieszczęśliwa, że to przepiękne Złote Światło, które zawsze powinno być radosne, choćby tylko dlatego, że istnieje i pozwala innym podziwiać swe wielkie piękno, że tak wspaniałe istnienie może być… smutne. I to wszystko była jego wina.

Więc Lethiem zaczął rozmyslać nad ideą, będącą niewiarygodną, pozornie zbyt ambitną, by mogła być możliwa do wykonania, nad ideą na miarę niezmierzonych granic nicości. I wreszcie po długich chwilach spędzonych na rozmyślaniu Srebrny Blask wykreował zarys daru wielkiego majestatu, który mógłby podarować Alasse i który ona mogłaby zobaczyć, poczuć, dotknąć, a być może i usłyszeć, aby miała namacalny dowód tego, jak Lethiem bardzo ją kocha i jak wiele ona dla niego znaczy, aby nie musiała już tylko ufać i wierzyć. Ale tak monumentalny twór, jaki narodził się w umyśle Lethiema wymagał użycia o wiele większej mocy nad tą, którą sam posiadał. Zażądał więc od Ciemności, aby oddała mu część swojej potęgi i podzieliła się z nim umiejętnościami. Ta jednak urażona słowami swego wroga, uniesiona dumą i honorem, wyzwała go na pojedynek. Lecz Ciemność i tym razem została pokonana przez Światło, a Lethiem w bestialski sposób odebrał część mocy Czarnej Otchłani, nieuległej do samego końca, stając się dziesięciokroć silniejszy niż był wcześniej. Posiadając teraz tak wielką potegę. Mógł przystąpić do pracy.

Powiadają, że na początku było słowo, gdyż Lethiem powiedział:

-Niech się stanie to, co trwało, trwa i trwać będzie. Niech sie stanie Ehtar, a na niej życie. – I tak Ten, Który Jest stworzył świat, a żeby jeszcze bardziej popisać się swoim kunsztem, powołał na nim do życia zwierzęta pełne majestatu, posiadające wielką siłę, gdyż były pierwszym żywym tworem Lethiema. A widząc, że potrzebują wody dał im oceany, morza, jeziora, rzeki i strumienie, a widząc, że potrzebują jedzenia zasiał krzewy, uginające się pod ciężarem owoców, a widząc, że potrzebują schronienia wzniósł niekończące się lasy o drzewach sięgajacych samego nieba i potężne góry z niezliczonymi jaskiniami, i cudowne kwiaty, i zieloną trawę, aby świat, który oglądały wydawał im się piękny.

Ale nie tylko zwierzęta podziwiały dzieło Lethiema, bowiem w oczach Alasse również pojawił się zachwyt na widok otrzymanego daru i przez setki lat patrzyła na piękno świata i pokochała go wielką miłością. Smucił ją jednak fakt, że mieszkańcy Ehtar żyją w ciągłym mroku, gdyż ziemia ta została stworzona wśród ciemności.  Alasse zapragnęła więc na jakiś czas zejść na ziemię i ofiarować jej swoje światło, aby zwierzęta choć przez chwilę mogły ujrzeć świat w pełnej krasie, pobawiony wiecznego cienia. 

I Alasse w tajemnicy przed ukochanym zamieszkała na ziemskim niebie, bo tylko stamtąd mogła swym blaskiem objąć cały świat, tylko stamtąd jej złote promienie sięgały najdalszych krańców tej płaskiej powierzchni. Ale upływający czas sprawił, że Wielkie Piękno zaczęło tęsknić za Lethiemem i tęsknota ta wzrastała z każdą chwilą, a było to bardzo bolesne uczucie dla tak potężnego, niemniej jednak niezwykle delikatnego światła. I Alasse postanowiła wrócić do swego dawnego domu, do Ciemności, wśród której pozostawiła swą wszelką radość i szczęście, do Ciemności, wśród której został Lethiem. Dziwiła sie jednak, że Lethiem nie próbował jej odszukać, bo przecież, gdyby to zrobił, przez tak długi czas, jaki Alasse spędziła na ziemi, już dawno powinien był ją odnależć. Ale Alasse nie wiedziała, że czas na ziemi płynie dużo szybciej niż tam, wśród wiecznego mroku, nie wiedziała też, że Lethiem, gdy tylko spstrzegł, że Wielkie Piękno pojawiło się na ziemskim niebie od razu ruszył jej śladem, ale mimo wszelkich starań nie potrafił jej dogonić, bo jej poświata była oddalona od niego o setki lat. Więc Lethiem po raz drugi zebrał całą swą potęgę i siłę, jak wtedy, gdy konstruował świat i ze wsparciem tak ogromnej mocy biegł i biegł bez spoczynku, a z każdym minionym dystansem stawał się coraz słabszy i siły go opuszczały, ale nie dbał o to, bo jedyne czego wówczas pragnął to znów poczuć ciepło Alasse.

Wciąż biegł i z brakiem tchu wołał do niej wieloma imionami: Eiobe, Złoty Blasku, Aihen, pocieszycielko, Cinelleh, ukochana, ale najczęściej wśród skał na ziemi odbijało się echo imienia Allehel, znane do dziś wśród mieszkańców Ehtar jako Światło Słońca. I gdy Lethiem był już u kresu swych sił, gdy stracił prawie całą moc z ostatnim oddechem krzyknął tak głośno, jak tylko potrafił Ellehrai, co oznacza Nadzieja. I Alasse usłyszała jego głos, choć był słaby i stłumiony, przepełniony bólem i rozpaczą, a przede wszystkim brakiem nadziei, o którą wołał. Usłyszała go, gdy świeciła na zachodniej krawędzi ziemi. Zwróciła swój wzrok w kierunku, z którego dochodziło widmo dziwięku. Daleko na wschodzie majaczyła nikła poświata Lethiema, jakby srebrna kula na niebie, pozbawiona całego swojego blasku i majestatu, mętna, zapomniana i odrzucona przez wszystkich. Ten widok zasmucił Alasse wielce, bo zrozumiała, jak trudnego zadania podjął się jej ukochany, aby pokonać czas i odnależć ją, jak wiele cierpienia kosztowała go ta mordercza wędrówka, ile bólu musiał znieść, gdyż niegdyś niezwykłe, potężne światło, wypełniające swymi przeczystymi promieniami niemal każdy zakątek Ciemności, Stwórca Świata, Ten, Który Jest, teraz ledwie majacząca poświata białej mgły, coraz bardziej mętnej. Dlatęgo Alasse zawołała go imieniem Księżyc, co znaczy Niezłomny. Lethiem słysząc piękny, delikatny, niesiony wiatrem głos Słońca zwrócił wzrok ku Zachodowi i w jednej chwili zapomniał o bólu i cierpieniu, jakie towarzyszyły mu przez tyle czasu, zapomniał o zmęczeniu i odniesionych ranach, bo wreszcie ją odnalazł. Po wielu latach beznadziejnej tułaczki, podczas których umrała w nim wszelka nadzieja wreszcie ją odnalazł, Alasse, najpiękniejsze światło, jakie kiedykolwiek istniało, Złoty Blask, rozpraszający nawet najciemniejszy, najgęstszy mrok, wreszcie odnalazł tą, którą kochał ponad wszystko, ponad własne życie, na drugim końcu świata, gdy swym niewiarygodnym światłem ozdabiała niebo.

I Lethiem, nie zastanawiając się ani chwili, zaczął biec co sił, by znależć się znów obok Alasse, by znów móc ją przytulić i trwać w jej objęciach przez całą wieczność. Ale gdy tylko postawił krok naprzód niewyobrażalny ból przeszył jego ciało i niczym piekielnie gorący ogień wypalał jego serce. Bo Lethiem nie był świadomy tego, jak bardzo osłabł podczas wędrówki i jak bardzo w tym czasie Alasse urosła w siłę. To właśnie ona, jego ukochana, sprawiała mu teraz ten ogromny ból, to ona była tym piekielnym ogniem, przeszywającym ciało i myśli. Ale Lethiem nie zważał na to, bo jedyne, czego teraz pragnął, to znależć się jak najbliżej Wielkiego Piękna. Ale Alasse wiedziała, że jeśli Lethiem podejdzie jeszcze trochę bliżej, nie wytrzyma długo w jej mocy i że wkrótce te złote promienie zabiją go. Nie mogła się na to zgodzić. Postanowiła więc wrócić w otchłanie Ciemności, gdzie jej potęga osłabła by, a jego urosła w siłę, aż wreszcie ich moce mogłyby się wyrównać. Powiedziała więc do Księżyca:

-Bedę czekała na ciebie, kiedy wrócisz do domu.– Ten zrozumiał zamysł Słońca i czekał, aż opuści ziemię. Ale Ciemność zamknęła bramy do swej dziedziny przed wszelkim światłem i nie dopuszczała, żeby choćby najmniejszy promień przedarł się na jej połać. Alasse prosiła, błagała Ciemność, aby pozwoliła jej wejść, zaproponowała nawet, że odda jej znaczną część swej mocy, żeby tylko ją wpuściła, ale ta pozostawała nieugięta, bowiem znów rządziła sama w swym królestwie, znów władała swą niezrównana pustką.

Zrozpaczona Alasse, nie wiedząc już, jak powinna postąpić schowała się pod ziemię, gdzie jej ogniste promienie nie dosięgały Lethiema i nie mogły już sprawiać mu cierpienia. Ten zaś, widząc czyn ukochanej, podążył za nią, bo nie wyobrażał sobie dalszego życia bez obecnego życia. Powoli, bo nie miał już na tyle sił, by biec. Alasse, gdy tylko spostrzegła, że srebrny, nikły promień światła, przebija się przez zachodnią granicę świata uciekła w kierunku wschodnim i gdy znalazła się w połowie wschodniego krańca ziemi, na zachodzie w takim samym położeniu znajdował Lethiem. Alasse stłumiła swój blask na tyle, na ile było ją stać, aby Lethiem mógł schować się pod ziemię, nie odczuwając już bólu. Wymagało to od Słońca wielkiego wysiłku i mogła zdobyć się na taki trud tylko wtedy, gdy część jej światła znajdowała się pod ziemią. I Lethiem zrozumiał to, zrozumiał też, że stracił Alasse już na zawsze i że już nigdy jej nie odzyska, że już nigdy nie będzię mogł być blisko niej, już nigdy nie znajdzie się w jej objęciach, nie poczuje ciepła jej niewyobrażalnego światła, nie spojrzy w jej niezwykłe, złote oczy, w które patrzył od początku i zawsze, i za każdym razem wyczytywał w nich inną, nierozwiązaną tajemnicę. Zrozumiał, że teraz jedyne, co im pozostało to tylko te dwie chwile, gdy jedno z nich znajduje się na wschodzie a drugie na zachodzie. Tylko dwie chwile, podczas których mogą jedynie spojrzeć na siebie i utwierdzić się w przekonaniu, że są, że żadne z nich jeszcze nie odeszło, a potem przez cały dzień lub noc oświetlać niebo i wskazywać swym światłem drogę tym, którzy zbłądzili, i dawać nadzieję tam, gdzie została utracona.

Koniec

Komentarze

Po pierwsze, jeśli to rozdział, a nie zamknięta całość, wypada go oznaczyć jako fragment.

Po drugie, czyta się tekst jak Biblię. I to nie jest komplement. Czytelnika dobrze czymś zainteresować. Kosmogonia słabo się sprawdza, przynajmniej w moim przypadku.

Po trzecie, dobry mit wyjaśnia jakąś tak część świata. A Ty pomijasz ten drobiazg, że podczas nowiu Słońce i Księżyc praktycznie przez cały czas są na tej samej stronie nieba, “widzą się”. Pełnia nie trwa wiecznie…

Po czwarte, interpunkcja kuleje, myślniki oddzielamy spacjami od sąsiednich wyrazów.

“a gdy Alasse zobaczyła Lethiema w srebrnym świetle, w pełnym blasku, zakochała się w nim, tak jasnym, tak czystym, a ono pokochało złote promienie Wielkiego Piękna”

 

Literówka?

 

“a Lethiem w bestialski sposób odebrał część mocy Czarnej Otchłani, nieuległej do samego końca, stając się dziesięciokroć silniejszy niż był wcześniej.”

 

Jeśli Otchłań miała większą moc od niego, jak ją pokonał?

 

“-Niech się stanie to, co trwało, trwa i trwać będzie. Niech sie stanie Ehtar”

 

Literówka.

 

“biegłbiegł bez spoczynku, a z każdym minionym dystansem stawał się coraz słabszy i siły go opuszczały”

 

Po czym biegł?

 

Tekst niczym specjalnym nie zaskakuje, nawiązania min. do Biblii pokazują imiona, jak Ten Który Jest, i fragment:

“Powiadają, że na początku było słowo, gdyż Lethiem powiedział:

-Niech się stanie to, co trwało, trwa i trwać będzie. Niech sie stanie Ehtar, a na niej życie.“

 

Tekst nie podoba mi się pod względem logicznym, niestety również nie najlepiej się go czyta.

 

Powodzenia w pisaniu kolejnych tekstów :)

Miałem nieodparte wrażenie jakbym czytał Silmarilion Tolkiena, niestety to nie komplement, bo Silmarilion to jedna z cięższych lektur ułożona na półce razem (tak jak napisała Finkla) biblią. Nie martw się! Też zaczynałem od tolkienistycznych tekstów, na szczęście wszystkich się pozbyłem. Powodzenia w kreowaniu warsztatu!

Akapity-bloki; tematyka ograna do bólu i błędy. Nie wyjaśniasz nic. To jest po prostu nudne. Nie zostałem zachęcony, wręcz przeciwnie zostałem zniechęcony do dalszej lektury.

Tak, wielkie akapity również nie pomagają. I jeszcze o Wielkich Literach zapomniałam. Mam wrażenie, że trochę tego dużo, ale mogę się mylić.

Cześć.

Interpunkcja: zła. W mojej skali na niedostateczny, choć pewnie w cudzej na dwóję (nie wiem, czy nazywa się to “mierną”, czy inaczej). Ne jest tragiczna, ale na tyle zauważalne są te błędy, że po prostu trzeba je poprawić przed upublicznieniem swojej twórczości (a to przecież zwykłe błędy techniczne, które poprawia się tak samo, jak błędy w obliczeniach: zero-jedynkowo).

Gdyby odrzeć całość z opisów tego, czym był X a czym była Y, to zostałoby gdzieś 30 wierszy. Czyli masz ogromną ilość wyrazów zbędnych. Czy na pewno są zbędne? Tak. Bo co wnoszą sobą? Tworzą klimat/atmosferę? Nie, nie tworzą. Informują? Nie.

A co robią? Sprawiają, że masz wrażenie, iż snujesz baśń. Mi bardziej przypominało to prolog, który japoński lektor niskim i rozhuśtanym głosem serwuje przed jakąś operą kosmiczną czy epickim fantasy (oczywiście mowa o anime). Ale on mówi, zaś ty widzisz napisy. Czytasz albo nie. I nawet on robi to szybciej. Tu było po prostu jakieś bla, bla. Dobra, to było mało konstruktywne. To było:

 

a) bezwartościowe dla czytelnika – jakaś doza informacji obleczona w lawinę wyrazów. Kazałaś czytać coś, co czyta się topornie (bo za wiele zbędnych wyrazów), zanim jeszcze zainteresowałaś czytelnika. A tak się nie robi: najpierw pokaż mi, że warto, a potem możesz mnie czasami pomęczyć takim czymś,

b) odbierze taki przekaz tylko małoletni fan anime, Twój kolega/przyjaciel albo zwolennik romantycznych baśni o tym, jak to bogowie się w sobie zakochiwali. Ich suma na pewno nie stanowi nawet 10% osób, które mogą natrafić na Twój tekst; tak więc wybrałaś formę nieprzyswajalną dla większości (ta forma to w gruncie rzeczy nuda).

Jakikolwiek byłby kolejny podpunkt, to i tak koncentrowałby się na nudzie. A tego robić nie powinnaś.

 

Co możesz zrobić?

Pomyśl, czy nie da się wprowadzić czegoś oryginalnego (bo każdy, kto ogląda czasami anime, czytał mity greckie czy dowolną współczesną prozę kobiecą o bogach bądź wampirach, zna już to, co napisałaś).

Pomyśl, czy nie zamienić tych flaków na jakąś akcję. I nie mam tu na myśli wyrywania w bestialski sposób mocy. Opis jest nieszczęśliwy (jak ma sobie wyobrazić bestialstwo czegoś, co nie ma kształtów, działa w nieokreślonym czasie i nieokreślonej skali przestrzennej? Jak włączenie światła w ciemnym pokoju?).

Pomyśl o tym, aby zmienić doradców. Przypuszczam, że Twój tekst czytało kilku znajomych i kilku followersów (strzelam: osoby, które trafiły na Twój blog czy podobną stronę i pisali, że tekst im się podoba, że oni też chcieliby tak umieć itd.). Opinie znajomych są zgubne, bo NIGDY nie są obiektywne (nawet jeśli wśród nich są eksperci). Zamieszczaj najbardziej newralgiczne fragmenty na tym czy innych forach i korzystaj z każdej wiarygodnej opinii.

Obecnie jest to po prostu nudny, oklepany i zawierający błędy interpunkcyjne fragment. Być może trzeba będzie go przebudować definitywnie, podobnie jak resztę Twojej książki. Ale jeśli tego nie zrobisz, to zostaniesz z tworem uwielbianym przez garstkę klakierów i poniewieranym przez wszystkich innych. Jeżeli to zrobisz, to dostaniesz wiele pracy nad swoim dziełem. Ale w przyszłości być może zadowalający, dobry lub bardzo dobry efekt.

Mnie niestety też odrzuciło.

większość z nas woli “Hobbita”, a początkujący pisarze wciąż uderzają w ten Silmarilion, no dlaczego ja się pytam? za jakie grzechy?

Dziękuje Wam za opinie.

Rzeczywiście, jeśliby się nad tym dłużej zastanowić, to nic tu się nie dzieje, troche wieje nudą. Przyznaję.

Finkla, jesli chodzi o fazy księżyca umyślnie po prostu ich nie uwzględniałam, gdyż jest to świat wymyślony przeze mnie i nie musi mieć nic wspólnego z realnym.

Krikos, dziekuje za tak szczegółowe pokazanie mi błędów, ale nie widzę nic złego w tym, że nie jest on do końca logiczny. Lethiem biegł po prostu, po co zastanawiać się nad tym, po czym biegł ? Wyobrażnia sama w sobie jest nielogiczna, nie lubię, gdy wszystko jest dosadnie wyjaśnione w moich opowiadaniach. Czy to żle?

SamotnyWilk, nie rozumiem, dlaczego porównanie do Silmarilionu Tolkiena nie jest komplementem. Wręcz przeciwnie, bardzo schlebia mi porównanie do tak wielkiego dzieła, tak wielkiego pisarza. Nie to za mało, do pisarza, którego osobiscie uważam za jednego z najlepszych, a Silmarilion również jest numerem jeden wśród książek, które czytałam. Dlaczego uważasz, że to dobrze, że wyzbyłeś się tolkienistycznych tekstów?

PiotrTomilicz, nie mogę obedrzeć całości z opisów tego, czym był X a czym była Y, bo uważam, że sa one potrzene. Moge jedynie je skrócić, co oczywiście zrobię.

Belhaj, jeśli napisałeś, że Cię odrzuciło, proszę napisz dlaczego.

Fleurdelacour, nie mogę się z Tobą zgodzić, gdyż osobiście nie wolę Hobbita od Silmarilionu. Wręcz uważam, że Hobbit jest kilka poziomów niżej niż Silmarilion.

Jeśli piszecie o błędach interpunkcyjnych (dobrze zdaję sobie sparwe, że takowych popełniam sporo, to moja pięta achillesowa, ale pracuję nad tym) bardzo prosze, abyście wskazali, w których miejscach znajduja się jakiego typu błędy.

 

A widząc, że potrzebują wody dał im oceany, morza, jeziora, rzeki i strumienie, a widząc, że potrzebują jedzenia zasiał krzewy, uginające się pod ciężarem owoców, a widząc, że potrzebują schronienia wzniósł niekończące się lasy o drzewach sięgajacych samego nieba i potężne góry z niezliczonymi jaskiniami, i cudowne kwiaty, i zieloną trawę, aby świat, który oglądały wydawał im się piękny.

Przecinki po “wody”, “jedzenia”, “schronienia” i “oglądały”. To wszystko są wtrącenia. Za to wywaliłabym przecinek po krzewach, ale on chyba jest opcjonalny. Przy okazji – to straszliwie długie zdanie, łatwo się w nim zgubić albo znudzić. Literówka.

OK, Twój świat, to nie musi być Ziemia. Ale chyba powinien działać zgodnie z prawami fizyki. I nie wiem, czy jest możliwy taki układ, w którym księżyc obiega planetę raz na rok i to tak, aby zawsze znajdować się po przeciwnej stronie niż słońce, ale niezupełnie (bo wtedy mielibyśmy permanentne zaćmienie księżyca, więc nie ma szans na spotkanie o wschodo-zachodzie). Zdecyduj się, czy patrzysz z żabiej perspektywy mieszkańca planety, czy z boskiej, obejmującej również astronomię.

Z tym tekstem jak z Silmarilionem, niby każdy wie co to jest a tak naprawdę prawie nikt nie przeczytał. Bo nawet nie zaczął lub nie przebrnął.

Nie będę się spierał czy lepszy jest Hobbit, Władca czy Silmalirion, aczkolwiek, żeby czytelnik sięgnął po Silmalirion trzeba go najpierw zachęcić innym tekstem. Tu sprawdza się Hobbit czy Władca.

 

Ja osobiście Hobbita czytałem z przyjemnością, Władcę przeczytałem do połowy i umarłem z nudów. Silmalirion tylko zacząłem i stwierdziłem, że to nie dla mnie.

 

Podobnie z “O stworzeniu Ehtar, czyli tego, co było, jest i będzie”, przeczytałem pierwszy akapit, resztę przeskanowałem.

Czemu porównanie do Silmarilionu nie jest komplementem? Otóż drogi autorze, Sipmarilion był swoistego rodzaju pomocą dla Tolkiena w tworzeniu Władcy, stworzył mity ze śródziemia, które miały pomóc mu lepiej opisać wykreowany świat. Sam ani myślał go wydać, dopiero syn Tolkiena dokończył tekst i wyszedł z inicjatywą wydrukowania Silmarilionu. Tak więc możesz pisać takie mity do szuflady aby pomagały ci w stworzeniu czegoś fenomenalnego, ale nie publikuj bo czytelnicy odrzucają te teksty po pierwszym akapicie. A czemu odrzuciłem styl tolkienistyczny? Po pierwsze pisałbym grafomańskie teksty plagiatując mistrza, po drugie nikt by tego nie czytał, a po trzecie wolę napisać coś swoim stylem z użyciem oryginalnych pomysłów mego autorstwa. Polecam ci bardzo dobrego bloga spisekpisarzy.pl, na którym znajdziesz praktyczne porady jak lepiej poprawić swoje teksty i jak stworzyć styl. Ps. Skup się na krótkich formach typu opowiadanie, nie zajmie ci to dużo czasu, łatwiej je poprawić, mniejsza szkoda wyrzucić gdy jest kiepskie i dzięki krótkim formom możesz szybciej się rozwijać i ćwiczyć pióro, bo zaczynając od obszernych powieści szkodzisz sobie. To tak jak uczylabyś się pływać z zawiązanymi rękoma i nogami, w zawiązanym worku, z kamieniem u szyi rzucona na rozszalały ocean.

Cześć, Autorko.

Interpunkcja: lepiej dla każdego, jeżeli odwrócimy kolejność. Ty opanuj wiedzę na temat jej stosowania, choćby tę fundamentalną (oceniam, że to rozwiąże 90% dylematów interpunkcyjnych), a jeśli będziesz już pewna tej wiedzy, napisz tekst, a oceniający wskażą Ci wyjątki.

Wszyscy na tym zyskają.

Tak nawiasem to polecam sięgnąć tam gdzie Tolkien czerpał inspirację czyli "Edda starsza" (ang. The Poetic Edda) znajdziecie tam nazwy własne imiona i mitologię wykorzystane przez Tolkiena :)

Przykro mi, Anonimie, ale nie podoba mi się to, co przeczytałam. Ot, takie pitu pitu w dość podniosłym stylu, ale nie bardzo wiadomo o czym. Z pewnością nie zostałam zachęcona do poznania dalszego ciągu.

Jak na tak krótki tekst, sporo błędów i usterek, bardzo dużo literówek. O innych niedoskonałościach wspomnieli już wcześniej komentujący.

Byłoby miło z Twojej strony, Anonimie, gdybyś prawidłowo oznaczyła tekst, opatrując go tagiem FRAGMENT.

 

-Niech się sta­nie to, co trwa­ło, trwa i trwać bę­dzie. – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

Wciąż biegł i z bra­kiem tchu wołał do niej wie­lo­ma imio­na­mi… – Co to znaczy, że wołał z brakiem tchu?

 

za­po­mniał o bólu i cier­pie­niu, jakie to­wa­rzy­szy­ły mu… – …za­po­mniał o bólu i cier­pie­niu, które to­wa­rzy­szy­ły mu

 

wresz­cie od­na­lazł , którą ko­chał ponad wszyst­ko… – …wresz­cie od­na­lazł , którą ko­chał ponad wszyst­ko

 

gdzie jej po­tę­ga osła­bła by… – …gdzie jej po­tę­ga osła­błaby

 

 

Literówki:

 

I wy­da­wa­ło się, że już za­wsze be­dzie trwać tylko ona.

 

Smut­ny, bo do­ski­wie­ra­ła mu Sa­mot­ność

 

to­wa­rzy­szy­ła mu nie­ustann­nie

 

blask złoty i srebr­ny, po­sród mroku

 

mimo iż już uwol­ni­ny z mroku

 

sze­rząc ni­czym nie­uza­sad­ni­ne, okrop­ne myśli

 

Więc Le­thiem za­czął roz­my­slać nad ideą

 

Po­sia­da­jąc teraz tak wiel­ką po­te­gę.

 

Niech sie sta­nie Ehtar

 

o drze­wach się­ga­ja­cych sa­me­go nieba

 

że Le­thiem, gdy tylko spstrzegł

 

z któ­re­go do­cho­dzi­ło widmo dzi­wię­ku.

 

aby po­ko­nać czas i od­na­leżć

 

pod­czas któ­rych umra­ła w nim wszel­ka na­dzie­ja

 

by zna­leżć się znów obok Alas­se

 

to zna­leżć się jak naj­bli­żej Wiel­kie­go Pięk­na.

 

że już nigdy nie bę­dzię mogł być bli­sko niej

 

Nie czytało mi się dobrze :(

Nowa Fantastyka