- Opowiadanie: elendil84 - Nieradka

Nieradka

Oceny

Nieradka

 

 

Do komnaty wpadły pierwsze promienie słońca. Przez uchylone okno słychać było budzące się do życia miasto. Brukowane uliczki wypełniał stukot kopyt, ciche rozmowy przechodniów oraz wszechobecny – o tej porze roku – śpiew ptaków. Nieradka otwarła oczy i z niedowierzaniem stwierdziła, że to już. Jedyną rzeczą, której nie lubiła to wstawanie, a także, – co nieco dziwi – kładzenie się spać. Każda upływająca godzina po kolacji mijała – według niej – zdecydowanie za szybko. Dziewczyna w wolnych chwilach studiowała księgi medyczne, które ojciec sprowadzał jej z najdalszych zakątków świata. Jeszcze kilka minut i wstaje. Tylko na chwilkę przymknę oczy, zaraz pewnie wbiegnie tu Lubilla i zacznie mnie denerwować. Pani pora wstawać – powie. Przyniosłam wodę na poranną toaletę a tu świeża bielizna. Wnet rozległ się dźwięk otwierających się drzwi.

 – Pani pora wstawać – powiedziała ciemnowłosa dziewczyna ubrana w niebieski mundurek – obowiązujący  w służbach królewskich, po czym stanęła obok łóżka Nieradki i kontynuowała.

– Dobrze już Lubillo, wszystko wiem. Jakieś nowinki? Tak Pani. Przestań z tą panią i opowiadaj. Nieradka odkręciła się z kołdry i postawiła stopy na drewnianej podłodze. Chwyciła za rękę dziewczynę i poprosiła żeby usiadła obok niej.

– Siadaj i opowiadaj, co dziś wymyślił mój cudowny tata. Służąca usiadła i zaczęła powtarzać wszystko, co usłyszała.

 – W kuchni jeszcze przed świtem zaczęto przygotowania do uroczystego obiadu. Król – twój ojciec Pani, przyjmuje dziś Krandunów i Amirów.

– To już dziś? Wzdrygnęła się Nieradka.

– Tak Pani, wiedziałabyś gdybyś troszkę więcej czasu spędzała na dworze niż w komacie czytając książki – pozwoliła sobie dodać Lubilla, po czym zdała sobie sprawę, że nie powinna. Służyła księżniczce dopiero trzy miesiące, była skryta i nieśmiała. Nieradka czuła to i robiła wszystko, żeby czarnowłosa służka czuła się z nią dobrze. Cóż – pomyślała księżniczka. Zapowiada się nudny dzień, pełen ukłonów kurtuazji i będzie trwać do później nocy. Nic dziś nie przeczytam. I tak przeczytam. Chociaż Nadar będzie szczęśliwy. Jego Mojmira przybędzie specjalnie dla niego, a do mnie ten dziwny człowiek o imieniu Bedgord. Mam nadzieję, że będzie zmęczony podróżą. Nieradka widząc zawstydzoną minę swojej służki cisnęła w nią z uśmiechem poduszką. Lubilla zaczęła się śmiać i zrobiła to samo.

– Moje książki, moja sprawa.

– Oczywiście pani – rzuciła Lubilla, po czym złapała księżniczkę za ręce i ściągnęła ją z łóżka.

– Teraz pani, proponuję się umyć i powoli ubierać. Śniadanie już prawie gotowe.

– Daj mi kilka minut. Dobrze by było żebyś sama najpierw zjadła, jak Cię znam jesteś na nogach od jakiś dwóch godzin i nie przełknęłaś niczego.

– Oczywiście, że zjadłam – oznajmiła Lubilla, po czym oddaliła się w stronę drzwi. Czy mogę cię zostawić pani?

– Tak, będę za kilka minut, do zobaczenia!

Służka zamknęła za sobą drzwi. Nieradka podeszła do okna. Było już całkiem widno. Przed nią rozpościerał się piękny widok na dużą część miasta. Gwar uliczny docierał do jej uszu coraz to natarczywiej, przyjemnie ją otrzeźwiając. Kręte uliczki błyszczały w słońcu. Handlarze, rzemieślnicy, artyści, dzieci, kobiety, starcy, złodzieje, damy do towarzystwa – wszyscy ci ludzie wpisywali się idealnie w krajobraz tego wielokulturowego miasta. Nieradka często obserwowała mieszkańców i ich obyczaje. Większość z nich rozpoznawała i znała z imienia. Niektórych odwiedzała – robiąc drobne zakupy, innych znała z dworu, ale najwięcej ludzi poznała, kiedy ich leczyła. Stała jeszcze chwilę wpatrzona w tętniące życiem ulice, po czym zaczęła przygotowania do codziennych obowiązków. Zrobiła poranną toaletę, rozczesała włosy, a na świeżą bieliznę ubrała jasną suknię – zdobioną złoto-czerwonymi haftami. Na szyi zapięła naszyjnik z błękitnym kamieniem, w którym próżno było szukać konwencjonalnych kształtów, czy niewyraźnych lustrzanych odbić. Przepełniała go zagadkowa głębia, emanował czystością i ciszą –  ciszą spokojnego oceanu.

Poranek upłynął Nieradce podobnie jak kilka wcześniejszych, z wyjątkiem panującej w tym dniu – wszechobecnej atmosfery podekscytowania. Spotkania trójstronne Lechantów, Krandunów i Amirów odbywały się dość regularnie. Zwoływał je król, według swojego uznania, zazwyczaj raz na cztery małe święta. Według Nieradki były one tak powszechne, że niemal na stałe powinny zadomowić się w umysłach wszystkich mieszkańców i nie wzbudzać takich emocji.

– To tylko kolejne, nudne rozmowy polityczne, nie ma się czym ekscytować Samello.

– Ale ja się tym wcale nie ekscytuje Nieradko – odpowiedziała dziewczyna siedząca obok księżniczki. W sali słonecznej codziennie o jednakowej porze stół wypełniony był po brzegi najrozmaitszym jedzeniem. Samella preferowała lekkie sałatki, Nieradka lubiła chleb z masłem i miodem.

– Pamiętasz Neri postanowienia po ostatnim spotkaniu – spytała Samella, po czym przetarła usta chusteczką.

– Mówisz o tym podręczniku. Pamiętam, Demida go zaproponowała, Krandunowie poparli, a ojciec obrzucił. Myślę, że tu nie o podręcznik chodziło. Przejrzałam go, nie ma w nim nic, czego nie chciałabym się nauczyć, jako dziecko. Problem w tym, że miałam troszkę inny start niż większość dzieci z miasta, nie mówiąc już o tych ze wsi. Nie wszystkie by sobie poradziły z takim materiałem, niektórym trzeba tłumaczyć wiele spraw od podstaw. Tata jest królem dla wszystkich ludzi nie dla dobrze urodzonych. – Samella słuchała z zaciekawieniem księżniczki, kiedy ta skończyła mówić i zaczęła smarować chleb masłem ponownie poruszyła temat.

– Neri, od kiedy chcecie zacząć uczyć wszystkie dzieci? Jak to wszystko zorganizować?

– Jak najszybciej – odpowiedziała księżniczka. – Potrzebny jest dobry podręcznik i trójstronna zgoda. Tata ma decydujące zdanie, ale chciałby przekonać do tego Amirów. Krandunowie się zgodzą, tak myślę.

– O tak Krandunowie nie mają wyboru, zachichotała Samella. – Bedgord pewnie nie daje spokoju swojemu ojcu i błaga go żeby się zgodził. – Nieradka udałaby, że tego nie słyszy gdyby siedziała odrobinę dalej o Samelli. Zmusiła się do uśmiechu i pokiwała głową, po czym wstała i pożegnała się. – Spieszę się do szpitala Sami, porozmawiamy o Bedgordzie następnym razem.

–  Trzymam za słowo i nie mogę się do czekać. – Żeby tylko było o czym, to chętnie bym ci opowiedziała, ale nie ma i nie będzie. Przeszła szybkim krokiem ku drzwiom wyjściowym. W oczach poczuła pieczenie. Nim się zorientowała, że po policzku płynie jej łza, przemknęła przez korytarz i zbiegła po krętych schodach. Weszła do Sali kolumnowej, w której znajdowały się chorągwie, proporce, drzewa genealogiczne i pamiątki pochodzące głównie z rodu Lechantów. Przykucnęła i oparła się o jedną z wielu znajdujących się tam kolumn. Ten człowiek mnie nie interesuje. Dlaczego mam na siłę coś sobie wmawiać. Wszyscy czegoś ode mnie oczekują a to przecież moje życie. Zawsze uspokajało ją to miejsce, a szczególnie monumentalny święty dąb, dumnie rozpościerający swe olbrzymie konary w centrum pomieszczenia. Nad drzewem umieszczona była kopuła zbudowana z drobnych przezroczystych kryształków, które umożliwiały przepływ promieni słonecznych. Księżniczka uwielbiała spędzać tu czas z bratem i rodzicami. Teraz nie miała go zbyt dużo. Wstała i przetarła oczy. Dlaczego ja się tak tym wszystkim przejmuje, muszę wziąć się w garść. W izbie chorych jest pewnie wielu nowych pacjentów. Mam nadzieje, że chłopcu pomogły moje leki.

Izba chorych – jak nazywała ją większość tubylców – została założona przez Nieradkę i była znana w dalekich zakątkach kraju. Położona w dolnej części zamku, blisko miejskiej zabudowy, stanowiła nieliczne miejsce w królestwie, gdzie udzielano poddanym pomocy. Ludziom, którzy nie znali jej położenia tubylcy tłumaczyli, że leży przy ulicy Krętej. Nie do końca było to prawdą, ponieważ ów uliczka wpadała do Skweru Powitalnego, łączącego zamek z głównym gościńcem prowadzącym do bram miasta. Aby dojść do izby, należało przejść skwerem do bramy zamkowej i skręcić w lewo. Tam znajdował się budynek połączony z północną częścią szkoły powszechnej. Wejście do Izby zdobiły dwie kolumny podtrzymujące spadzisty daszek, na którym widniał napis: Izba Chorych. Nieradka tradycyjnie rozpoczęła pracę w Izbie od obchodu wszystkich pomieszczeń. W sali najbliżej pokoju personelu leżał mały bledziutki chłopczyk o niebieskich oczach i jasnych kręconych włosach.

– Jak minęła noc Chormanie? – Zapytała Nieradka.

– Bardzo dobrze pani – odpowiedział młody szczupły mężczyzna. – Myślę, że mamy przełom. Księżniczka usiadła na łóżku i chwyciła chłopca za rękę.

– Jak się czujesz malutki?

– Boli mnie głowa i chce mi się spać pani. Dlaczego tu jestem? Co to za miejsce? Gdzie jest moja mama? – pytał lekko przestraszony chłopiec.

– Jesteś w zamku Lechantów, a ja jestem księżniczka Nieradka. Twoja mama zostawiła cię u nas kilka dni temu, abyśmy mogli ci pomóc. Była z tobą do wczoraj, ale musiała wracać do twoich braci i sióstr. Poślemy po nią, najgorsze mamy już za sobą.

– Naprawdę jesteś księżniczką?

– Tak jestem, wolałabym nią nie być, ale na to nie mam wpływu.

– Czy są tu rycerze? – spytał coraz bardziej podekscytowany chłopiec. Nieradka była pewna, że odechciało mu się spać.

– Oczywiście że są, zobaczysz ich całe mnóstwo jak mama po ciebie przyjdzie, tymczasem spróbuj zasnąć i odpoczywaj.

– Chodźmy dalej Chormanie, do widzenia mały.

– Do widzenia królowo – odpowiedział chłopczyk, spoglądając na zamykające się drewniane drzwi.

– Miałaś nosa Neri. – zaczął Chorman.

– Z czym, z niebieskim naszyjnikiem, czy wywarem ze skrzypu i liści plamistych? – Dziewczyna uśmiechnęła się, wzięła Chormana pod rękę kierując się do następnego pokoju.

– Zawsze starannie dobierasz ozdoby, jak i leki dla swoich pacjentów Pani. – Chorman zatrzymał się przy następnej Sali i spojrzał w oczy księżniczce. Miały duży pełny kształt. Chłopak był właściwie pewny, że słynny, niebieski, głęboki kamień – zawieszony na złotym łańcuszku – ma się nijak do głębi, jaką Nieradka kryje w niebieskich oczach.

– Tym razem mieliśmy dożo szczęścia Neri.

– Wiem, – odpowiedziała cichym głosem dziewczyna. – Nigdy nie leczyłam nikogo, kto zjadł wilcze jagody.

– Skąd wiedziałaś, co mu podać – chłopak nie krył zaskoczenia.

– Nie wiedziałam. Podawałam zioła oczyszczające, aby zyskać czas. Czytałam o jagodach i ich zastosowaniu w truciznach. W Zakazanych Miksturach znalazłam fragment o liściach plamistych, których używa się do neutralizowania najsilniejszych trucizn. Miałam problem z dawką i nie wiedziałam, w jakiej formie podać je dziecku. Liść plamisty może być zbawienny dla pacjenta, ale przedawkowanie go to pewna śmierć Chormanie. Z opisu wynikało, że bardzo bolesna. Wymyśliłam wywar i zrobiłam słoiczek na jednym listku, dodałam do niego odrobinę skrzepu. Dlaczego wywar? Już pewnie się domyślasz.

– Tak, kazałaś podawać go chłopcu po kropelce dwa razy w ciągu dnia i nocy. Chciałaś kontrolować dawkę.

– Dokładnie tak. Gdyby dziś nie zadziałało podawalibyśmy dwie kropelki.

– Jesteś genialna Neri.

–Oj daj spokój. Powiedz lepiej gdzie Klanera.

– Przyjmuje nowych pacjentów.

– Dużo jest?

– Cała poczekalnia.

– Dobrze to skończmy ten obchód i pomóżmy jej. Aha, poślij po matkę małego, na pewno go opłakuje. Dziś muszę wyjść wcześniej mam…

– Wiem co masz – wtrącił Chorman i otworzył drewniane drzwi. Na łóżku leżał starszy mężczyzna.

Było późne popołudnie, na Placu Radomira zebrały się tłumy mieszkańców. Po środku placu ustawiono czerwony baldachim, pod którym kryła się rodzina królewska. Przy gościńcu, którym miały wjechać do miasta rodziny Krandunów i Amirów rozstawieni byli strażnicy i trębacze. Wiał lekki wiatr, niebo było zachmurzone, kropił deszcz. Wszyscy z niecierpliwością wyczekiwali gości. Mimo niekorzystnej aury mieszkańcy licznie stawili się na powitanie. Większości z nich nie interesował powód wizyty zacnych rodzin. Nie wszyscy także wiedzieli, czego tak naprawdę dotyczą spotkania trójstronne. Mimo to interesowali się życiem dworu na swój sposób. Niektórzy ludzie byli nawet przygotowani na przyjazd gości. Blisko zadaszenia ustawili się ci, którzy chcieli powitać przyjezdnych jak na to przystało. Było to – jak się wydaje – pewnego rodzaju manifestem, wynikającym z zadowolenia dużej części społeczeństwa z dotychczasowych rządów. Nieradka widząc moknące kobiety i mężczyzn z podarkami, zawołała ich pod daszek.

­– Podejdźcie bliżej, skryjcie się, wszystko wam zmoknie – powiedziała księżniczka. Jej głos był pełen troski. Neri znała większość kobiet i mężczyzn reprezentujących mieszkańców. Często zajmowała się nimi w Izbie Chorych. To ja się staram was leczyć, a wy tak bezmyślnie mokniecie tutaj.

– Dziękujemy Pani – odpowiedziała kobieta trzymająca kosz z makowcami. – Nietaktem będzie, gdybyśmy stali na równi z tobą. Napiekłam ich sporo dla ciebie też starczy, jak się tutaj uwiniemy zaniosę ci pani do Izby trochę wypieków. Mizerna jesteś, mało śpisz i dużo nam czasu poświęcasz. Przyda ci się coś na wzmocnienie – w głosie kobiety pobrzmiewał ton zaniepokojenia.

– Masz rację Irido – powiedziała druga kobieta, stojąca tuż obok – jesteś taka szczupluśka dziecko, naniosę ci do izby wędlin i masła.

– Dziękuję bardzo – uśmiechnęła się Nieradka. – Wystarczy jedna kromeczka i kawałek ciasta – dziewczyna zeszłą dwa stopnie w dół i zbliżyła się do kobiet. – Ale mogłybyście Panie podkarmić moich współpracowników Klanere i Chormana – wyszeptała księżniczka i szybko wskoczyła na podest. Po czym znowu zbiegła i tym razem stanowczym głosem zganiła stojących obok baldachimu. – Następnym razem jak zachorujecie, proszę nawet do mnie nie przychodzić. Jakby Chorman zobaczył, że pani Irida sobie z uśmiechem stoi na deszczu w cienkiej koszulce to by pani następnym razem nie wpuścił. To samo się tyczy Greny i pana Dartraka, który już młodzieniaszkiem nie jest i ostatnio mocno pokasływał, jeśli mi dobrze wiadomo. – Starszy, szczupły mężczyzna w szarej zmoczonej koszuli zmarszczył brwi i przemówił.

– Och najpięk… – rozległ się kaszel.

– Niech pan się już nic nie odzywa – Nieradka posmutniała spuszczając głowę, jakby chciała pokazać swoją bezradność.

Wtem rozległ się dźwięk trąb, zwiastujący pojawienie się wyczekiwanych gości.

– Nieradko – odezwała się królowa. – Twoi przyszli i obecni pacjenci zapewne nie poczują się urażeni, gdy przez chwilę oderwiesz od nich uwagę. Prawda? Szanowni państwo? – Królowa z gracją zeszła po córkę z podwyższenia. Jej długie, czarne włosy, uczesane do tyłu ozdabiały malutkie, złote warkoczyki oplatające się wokół głowy. Miała piękną smukła twarz, a jej niebieskie oczy były niemal identyczne jak Nieradki.

– O tak Najjaśniejsza pani – odpowiedzieli ludzie, niemal jednocześnie.

Nieradka spojrzała na matkę irytująco.

– Mamo nie strasz ich, przecież idę – odparła dziewczyna. Razem z matką weszły pod baldachim. Królowa stanęła obok męża. Nieradce przypadło towarzystwo brata.

– To znowu ty – spytał ironicznie Nadar. – Jego kąciki ust przybrały wyraz bliżej nieokreślony.

– Nie to twoja Mojmira mój mistrzu i królu – odpowiedziała Neri ze zgryźliwą satysfakcją.

– Odczep się od niej, to miła i sympatyczna dziewczyna.

– Szczególnie w tej czarnej obcisłej sukni z dekoltem, a właściwie bez dekoltu. Ona ma, czy nie ma dekoltu braciszku? Wiesz trudno mi to jednoznacznie stwierdzić. – Równie dobrze mogłaby przyjechać bez sukni, na jedno by wyszło.

– Cicho bądź mama się śmieje.

– No przecież nie ze mnie tylko z ciebie – odpowiedziała Neri, po czym sama zaczęła się śmiać.

Straż przednia zbliżała się do placu. Przez miejską część gościńca, jechało około 30 zbrojnych, dwa powozy królewskie oraz jeden bagażowy. Ludzie stali w oknach, przed drzwiami domostw i pozdrawiali przyjezdnych. Plac Radomira był tak zaludniony, że strażnicy musieli oddzielić tłum z dwóch stron i zrobić miejsce, aby wozy miały się gdzie zatrzymać. Powozy królewskie wjechały łukiem na plac i zatrzymały się bokiem w wzgłóż ustawionego baldachimu. Demida, Gordan i Mojmora Amirow wysiedli z pierwszego powozu. Kobiety z pierwszego rzędu zgromadzenia wręczyły całej trójce kosze z wypiekami, wędlinami i nalewkami. Te same podarunki dostała rodzina wysiadająca z drugiego powozu. Bedgord przyjął kosz z wędliną, zmierzył przy tym pogardliwie siwowłosą kobietę w czerwonej apaszce. Jego rodzice, Matlera i Kronom również byli nieco zdziwieni i zniesmaczeni. Mimo, iż nie po raz pierwszy byli tak witani w tym mieście, nie przywykli do kontaktów z poddanymi.

–Witajcie przyjaciele – zwrócił się do gości król. Jego mina nie zdradzała emocji, miał smukła twarz, lekko szpakowate, krótkie włosy. Był ubrany w granatowy płaszcz, wykończony srebrnymi zakończeniami materiału. Gdyby nie złota korona, można by było pomylić go ze zwyczajnym, choć bardzo eleganckim mężczyznom.

Król osobiście witał wszystkich gości. Każdemu uścisnął dłoń, aby po chwili kierować ich stanowczym gestem pod zadaszenie. Tam na gości czekała królowa Liliana, księżniczka Nieradka i książę Nadar. Nieradka przywitała się ze wszystkimi, po czym wzięła Mojmirę pod rękę.

– Witaj – powiedziała księżniczka, lekko się uśmiechając. Nieradka nigdy nie miała złych intencji w stosunku do swojej starszej koleżanki Mojmiry. Miło wspominała ich wspólne wycieczki konne, nocne wypady w przebraniu do miasta, czy też ostatnią noc, po której przy śniadaniu Moijmira prawie zwróciła naleśnika z serem. Irytowały ja jednak niektóre zachowania Mojmiry. Po za tym nie ufała jej.

– No witaj moja droga – Mojmira uścisnęła mocno księżniczkę. Był to naturalny bardzo życzliwy odruch. – Zabierz mnie stąd. Po drodze opowiem ci, co słychać na zachodzie.

– To znaczy, że nie chcemy iść ze wszystkimi? – spytała Neri.

– Zdecydowanie nie.

– Poczekaj przywitam się Bedgordem i uciekamy stąd.

– Dobra, ja pójdę na chwilę do Nadara.

Mojmira była piękną, szczupłą wysoką blondynką, która doskonale wiedziała, jak wyeksponować to, co w niej najbardziej atrakcyjne. Nadar był zachwycony krótkim spotkaniem z dziewczyną. Jej czerwona suknia doskonale dopasowana urzekła go błyskawicznie.

Zupełnie inne odczucia towarzyszyły Nieradce, kiedy spojrzała w szare oczy napuszonego Bedgorda.

– Dobrze cię widzieć Bedgord – wydusiła z siebie. Jej mina była tak sztuczna, że każdy człowiek przeciętnego intelektu zorientowałby się że nie cieszy się z tego spotkania. Mężczyzna milczał przez chwilę. No ładnie. Ignorujesz mnie. Przed chwilą pokazałaś ignorancję wobec biednych ludzi. Teraz próbujesz? Co właściwie.

– Witaj pani – powiedział Bedgord. Skłonił się lekko. Jego okrągła twarz – chłodna i wyrachowana – budziła niepokój u Nieradki.

– Miło cię widzieć tego pięknego dnia – powiedział.

– Pięknego? Przecież pada i wieje wiatr. Jak ci się tak podoba to może postój tu sobie i porozmawiaj z ludźmi o ich codziennych problemach. Jak sądzę nie masz o nich bladego pojęcia.

– Jest piękny, ponieważ ponownie się spotykamy Neri. Problemy zwykłych ludzi bardzo mnie interesują. Wolę jednak w inny sposób się o nich dowiadywać. Wieśniacy są brudni, roznoszą zarazki i trudno z nimi rozmawiać o czymś innym niż o jedzeniu i piciu.

Ty grubiański, prostacki chamie. Nawet gdybyś był ostatnim na świecie dworzaninem, pachnącym, inteligentnym i bogatym, nie pozwoliłabym Ci się tknąć nawet palcem. Co ja mam mu na to odpowiedzieć. Mówi tak przy wszystkich, nie krępuję się nawet moją matką. Doskonale zna jej zdanie na temat traktowania innych. Nie szanuje mnie ani jej. Mojego ojca i brata też. Śmie tu przyjeżdżać, mówi że jest ładnie bo mnie zobaczył, tonem jakbym była jego własnością.

– Skoro tak twierdzisz to lepiej się ode mnie odsuń. Ja identyfikuje się ze swoimi poddanymi. Leczę ich, karmię i bardzo często myję. Roznoszę zarazki tak samo jak oni, pachnę też podobnie. Odejdź i unikaj mnie Panie.

– Jeśli sobie tego życzysz pani – Bedgord skłonił się po czym dodał. – Niedługo zmienisz zdanie, wtedy przyjdziesz do mnie umyta i pachnąca.

Neri nie zastanawiała się ani chwili. Zbliżyła się i uderzyła Bedgorda w twarz. Cios był tak mocny, że usłyszeli go ludzie znacznie oddaleni od baldachimu. Wszystkie oczy skierowane były na nią. Tylko Krandunowie spoglądali na syna błagalnym wzrokiem.

– Synu nie! – krzyknęła Matlera.

Bedgord zacisnął pięść i uderzył Nieradkę. Dziewczyną obróciło, po czym spadła z podwyższenia uderzając twarzą w kamienną kostkę.

Koniec

Komentarze

Z jednej strony, mimo pewnej ilości językowych mankamentów czyta się to wszystko nie najgorzej i może być wstępem do całkiem interesującej opowieści, ale jednak moim zdaniem największym mankamentem są na tym etapie bohaterowie, którzy z wyjątkiem Mojmiry są płascy, tacy czarno-biali, jednowymiarowi. Składają się albo z zestawu zalet, albo zestawu wad. Całość jest jakaś taka idealna, sielankowa. Jeśli nie zamierzasz jej zaraz zburzyć to wieje nudą lub literaturą młodzieżową, która lubuje się w takich bohaterach

 

a teraz konkretnie co bym poprawił:

 

najpierw Nieradka – to imię jest jakby z innej bajki – oderwane od imion pozostałych bohaterów, być może jest ku temu jakiś powód, ale go nie poznajemy

 

Jedyną rzeczą, której nie lubiła to wstawanie, a także, – co nieco dziwi – kładzenie się spać.

jedynymi rzeczami – są w końcu dwie – były … chodzenie spać lub samo kładzenie się – brzmi chyba zgrabniej

 

Każda upły­wa­ją­ca go­dzi­na po ko­la­cji mi­ja­ła – we­dług niej – zde­cy­do­wa­nie za szyb­ko.

usunął bym upływająca lub ewentualnie przestawił szyk każda godzina upływająca po kolacji

 

Poranek upłynął Nieradce podobnie jak kilka wcześniejszych, z wyjątkiem panującej w tym dniu – wszechobecnej atmosfery podekscytowania.

może lepiej: wyróżniał się tylko wszechobecną atmosferą podekscytowania – a w ogóle najlepiej skontrastować w tym miejscu postawę Nieradki z “całą resztą”

 

a ojciec obrzucił – literówka – odrzucił

 

Żeby tylko było o czym, to chętnie bym ci opowiedziała, ale nie ma i nie będzie. – Gdyby zamiast żeby tylko – i chętnie wykreślić – bo zdanie wskazuje na chęci Nieradki, których jak widać nie ma.

 

Przykucnęła i oparła się o jedną z wielu znajdujących się tam kolumn – to sala kolumnowa więc zapewne jest tam wiele kolumn

 

stanowiła nieliczne miejsce w królestwie, – jedno z nielicznych miejsc

 

Wejście do Izby zdobiły dwie kolumny podtrzymujące spadzisty daszek, na którym widniał napis: Izba Chorych.z tą izbą chorych to lekka przesada – być może daj tu jakieś motto lub usuń i koniecznie usuń z kolejnego zdania izbę

 

Zawsze starannie dobierasz ozdoby, jak i leki dla swoich pacjentów Pani. – powinno być raczej “równie starannie”

 

Chorman zatrzymał się przy następnej Sali i spojrzał w oczy księżniczce. Miały duży pełny kształt. Chłopak był właściwie pewny, że słynny, niebieski, głęboki kamień – zawieszony na złotym łańcuszku – ma się nijak do głębi, jaką Nieradka kryje w niebieskich oczach. – powtórzenia, głęboki kamień? O oczach raczej nie powiem, że miały duży, pełny kształt -duże okragłe to już lepiej

 

Mimo to interesowali się życiem dworu na swój sposób. – na swój sposób interesowali się 

 

Często zajmowała się nimi w Izbie ChorychTo ja się staram was leczyć, a wy tak bezmyślnie mokniecie tutaj.

– Dziękujemy Pani – odpowiedziała kobieta trzymająca kosz z makowcami. – Nietaktem będzie, gdybyśmy stali na równi z tobą. Napiekłam ich sporo dla ciebie też starczy, jak się tutaj uwiniemy zaniosę ci pani do Izby trochę wypieków. Mizerna jesteś, mało śpisz i dużo nam czasu poświęcasz. Przyda ci się coś na wzmocnienie – w głosie kobiety pobrzmiewał ton zaniepokojenia.

– Masz rację Irido – powiedziała druga kobieta, stojąca tuż obok – jesteś taka szczupluśka dziecko, naniosę ci do izby wędlin i masła. – znowu powtórzenia no i izba z małej litery

 

jechało około 30 zbrojnych – ja tu już dostałem burę za liczby cyframi – trzydziestu

 

Plac Radomira był tak zaludniony – wypełniony ludźmi będzie lepsze

 

zatrzymały się bokiem w wzgłóż ustawionego baldachimu – wzdłuż, o baldachimie już wiemy więc wiemy też, że jest ustawiony

 

swojej starszej koleżanki Mojmiry – koleżanka w tym miejscu mnie razi, jakby chodziło o relację po fachu – obie są córkami ważnych gości i to je łączy – może znajoma, przyjaciółka

 

czy też ostatnią noc, – ostatnią wspólną noc, wiemy raczej, że ostatniej nocy się nie widziały

 

No ładnie. Ignorujesz mnie. Przed chwilą pokazałaś ignorancję wobec biednych ludzi. znowu powtórzenie a i pokazałeś być powinno a nie pokazałaś. Myśl Nieradki jest w tym miejscu moim zdaniem upokarzająca dla owych “biednych ludzi”, pokazuje, że mimo pozornej bliskości traktuje ich z góry.

 

Ostatni dialog wydaje mi się najsłabszy – jest sztuczny i przesadzony a wtrącona długa myśl Nieradki jeszcze go burzy.

 

że usłyszeli go ludzie znacznie oddaleni od baldachimu – zabrakło nawet

 

Wszystkie oczy skierowane były na nią. – skierowały się?

 

 

Dziękuję bardzo za poświęcony czas. Wreszcie się doczekałem, że ktoś w końcu się ustosunkuje.

Sam raczej bym nie wpadł na to żeby, dać Nieradce – jakąś cechę negatywną. Od początku miała być dobra. Ale swoją drogą, może mieć np. trudny charakter i robić dobre rzeczy dla innych. Wątek Nieradki jest w szerszym kontekście opowiadana, raczej drugoplanową sprawą. Zamieściłem fragment, bo znam to forum i byłem ciekawy odbioru. Uwagi dotyczące, złego doboru słów przyjmuje z dużą pokorą. To moja słabsza strona. Pracuje nad poprawą, nie tylko w tekstach pisanych dla zabawy. Za poprawianie wezmę się jutro, już późna godzina.

Dziękuję i pozdrawiam

 

Aha. Imię Nieradka, wyszukałem w starosłowiańskich imionach. Sporo poświęciłem na to czasu. Ale mniej na inne imiona, dlatego wydają się nie pasować.

alen09

No właśnie to imię ma słowiański charakter a pozostałe nie – dopasuj przynajmniej w wypadku rodziny królewskiej i części bohaterów z miasta bo w końcu jest kosmopolityczne.

Popracuje nad tym :)

alen09

“Nieradka otwarła oczy” – poprawność słowa nie jest jednoznaczna z przyjemnym jego brzmieniem. Otworzyła w moim odczuciu nie kłuje nikogo, nigdy. Z kolei otwarła u niektórych osób (w tym u mnie) wywołuje odruch “dlaczego! Dlaczego tak! To jest paskudne!”. Sam musisz zdecydować, która opcja jest lepsza. Może masz inne doświadczenia co do tego słówka :).

 

“które ojciec sprowadzał jej z najdalszych zakątków świata” – wydaje mi się, że można wywalić “jej” zachowując pełen sens zdania.

 

“Jeszcze kilka minut i wstaje” – zjadło ogonek.

 

“Pani pora wstawać – powie.” – brakuje przecinka po “Pani”.

 

“Przyniosłam wodę na poranną toaletę a tu świeża bielizna.“ – brakuje przecinka i zdaje się, że jakiegoś czasownika, żeby uzasadnić wklejenie bielizny do zdania :).

 

“Wnet rozległ się dźwięk otwierających się drzwi.“ – zamieniłbym na “otwieranych drzwi”. Usuwamy w ten sposób nie tylko samo “się”, upłynniając w ten sposób zdanie, ale i unikamy tegoż (niewinnego w sumie) powtórzenia.

 

Chciałbym zauważyć, że to tylko pierwszy akapit. Trochę tego jest. Warto sprawdzać tekst, najlepiej jak już chwilę odleży. Płynność czytania ważna rzecz. Na razie co chwila wpadam na boje – jak tu pływać po takim akwenie! :P

 

 “– Pani pora wstawać – powiedziała ciemnowłosa dziewczyna ubrana w niebieski mundurek – obowiązujący  w służbach królewskich, po czym stanęła obok łóżka Nieradki i kontynuowała.” – drugi myślnik wydaje mi się bardzo mylący i przede wszystkim niepotrzebny. Można potraktować wprowadzaną cześć zdania jako wtrącenie i zwyczajnie zamiast myślnika wstawić przecinek.

 

“– Dobrze już Lubillo, wszystko wiem. Jakieś nowinki? Tak Pani. Przestań z tą panią i opowiadaj. Nieradka odkręciła się z kołdry i postawiła stopy na drewnianej podłodze. Chwyciła za rękę dziewczynę i poprosiła żeby usiadła obok niej.” – okej. W tym momencie poczułem się obrażony. Właśnie zauważyłem, że do tego akwenu prowadzi jakaś rura. I wcale nie perfumy z niej płyną. Toż to jest tak jawne niechlujstwo, że mnie poskręcało z wrażenia. Nie sprawdzam dalej błędów, autorze. Przesadziłeś :P. Nawet okiem nie rzuciłeś na skończone dziełko. Postaram się dotrzeć do końca, żeby móc przynajmniej ćwierknąć słówko o fabule/postaciach/czym tam jeszcze, ale już w tym miejscu informuję, że wykazane niechlujstwo nie zezwoli mi na rozwinięcie w tym aspekcie skrzydełek.

 

Uhm. Dobra. Starałem się. Nie musisz ufać na słowo. Po prostu ilość błędów mnie przerosła. Pal licho przecinki (sam z nich noga jestem), gubione ogonki, czy nawet nieporadnie brzmiące zdania. Tutaj jest totalny chaos na poziomie zdania – brakujące entery, myślniki, łączenie dialogów z narracją… ajajaj, muszę się domyślać co mówią postaci, a co jest częścią narracji! Może dalej jest lepiej, ale zostałem potraktowany tak, że nie mogę zaufać w tej kwestii autorowi :(. Przepraszam, naprawdę chciałbym coś powiedzieć o fabule, ale nie dam rady.

 

Powodzenia przy następnych tekstach (przede wszystkim, w ich czyszczeniu z błędów)!

Nowa Fantastyka