- Opowiadanie: Tom13J - Prohibicja-Made in Poland

Prohibicja-Made in Poland

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Prohibicja-Made in Poland

„Prohibicja – Made In Poland”

 

 

Ponownie spojrzałem na zegarek, by stwierdzić, że patrzyłem na niego niecałe pięć minut temu. Czekanie zawsze wlokło się w nieskończoność i każda minuta wydawała się całą wiecznością. Niestety, każda praca ma jakieś minusy, a moja właśnie taka była. Wielogodzinne obserwacje przez wiele dni, zakończone kilkudziesięcioma sekundami, pełnych, niemożliwych do opisania emocji. Egzekutor policyjny to była praca, którą wykonywałem z satysfakcją przez ostatnie dwa lata mojego ponurego życia.

 

Obserwowałem ze znużeniem dwupiętrową brudną kamienicę, która tonęła w mroku nocy. W żadnym z widocznych od strony ulicy okien nie paliło się światło, jedynie blado trupie światło na klatce schodowej przebijało się na zewnątrz, jednak niczego nie oświetlało. Z miejsca, z którego obserwowałem dom drzwi były ledwo widoczne, ale przynajmniej miałem pewność, że nikt mnie również nie spostrzeże. Samotny mężczyzna w ciemnym samochodzie o drugiej w nocy, na pewno wzbudziłby podejrzenia. A osoby na ,które tej nocy polowałem należały do niebezpiecznych. Dwie z nich na pewno przebywały w budynku, kolejne miały się wkrótce pojawić. Potwierdzały to zebrane przeze mnie informacje, dlatego czekałem do końca, aż wszyscy znajdą się w jednym mieszkaniu, tak, by zakończyć akcję za jednym zamachem. Za jednym pociągnięciem spustu mojego służbowego MP7, który leżał obok mnie na siedzeniu, przykryty kurtką.

 

Włożyłem do ust kolejną gumę do żucia i żułem teraz trzy naraz. Odprężało mnie to, choć nie byłem nowicjuszem od dawna. Dwa lata wydaje się mało, ale mając na koncie blisko dwieście udanych akcji, głupotą jest mówić o mnie, że jestem niedoświadczony. Od zera do sierżanta. Same sukcesy. Stary w końcu to docenił i wkrótce miałem awansować na podporucznika. Musiałem tylko przebrnąć przez szereg testów fizycznych i psychologicznych, których nienawidziłem, bo strasznie bolała mnie po nich głowa. Biurokracja nie była dla mnie, to nie był mój cel w życiu. A tak traktowałem te bzdurne testy, ale stary się uparł. Miałem dołączyć do nielicznej elity, będącej na samym szczycie. Szanowałem go, bo był w tym interesie od samego początku, kiedy utworzono naszą jednostkę.

 

Kiedy bawiłem się breloczkiem kluczyków od stacyjki, do budynku podjechał samochód, którego marki w tych ciemnościach nie mogłem rozpoznać. Jednak to mogli być tylko oni, bo nikt z tej kamienicy o tak późnej porze nigdy nie wracał. Z samochodu wysiadło dwóch mężczyzn, wysokich, ubranych w długie płaszcze. Każdy z nich trzymał w ręce wielką torbę, chyba jednak pustą, kiedy zauważyłem z jaką lekkością je niosą. Podeszli do drzwi i jeden z nich wstukał kod zamka. Kod , którego numer zdobyłem już dużo wcześniej. Podniosłem małą noktowizyjną lornetkę do oczu i kiedy po otwarciu drzwi blade światło korytarza oświetliło ich twarze, rozpoznałem ich. To byli moi podejrzani. Wszyscy w komplecie. Oparłem się wygodnie i wziąłem kilka głębszych wdechów. Nadszedł długo oczekiwany moment, jednak postanowiłem dać im jeszcze kilka minut. Niech się wygodnie rozgoszczą, zanim wkroczę do środka.

Dziesięć minut później stałem już pod drzwiami i lewą ręką wstukiwałem kod. W prawej miałem odbezpieczony MP7 z długim tłumikiem, czyniącym broń praktycznie niesłyszalną. Jedynym odgłosem w czasie strzału był trzask zamka wprowadzającego kolejny nabój. Pod lewą pachą miałem jeszcze Glocka 19, bo na przeładowanie MP7 w razie czego mogłem nie mieć czasu. Cichy trzask potwierdził przyjęcie kodu i po chwili stałem sam na brudnym i śmierdzącym moczem korytarzu. Wokół mnie panowała głucha cisza. W budynku było tylko sześć mieszkań, ale tylko cztery były zajęte. Lokal, który mnie interesował, znajdował się na samej górze, na drugim piętrze. Mieszkanie naprzeciwko było puste, co ułatwiało atak z zaskoczenia.

 

Najciszej jak mogłem, pokonałem oba piętra i cicho podszedłem do drzwi. Z wnętrza słychać było przytłumione głosy moich ofiar, którzy gdyby byli porządnymi i uczciwymi obywatelami, dawno już by spali, a nie gadali po nocach. Byli jak na dzisiejsze czasy i biorąc pod uwagę czym się zajmowali, bardzo nieostrożni, ale akurat to było mi na rękę. Skoro zajmowali się tak ryzykownym biznesem, powinni zadbać o swoje bezpieczeństwo i się dobrze zabezpieczyć. Zamek od drzwi był stary i pospolity, kolejna oznaka braku profesjonalizmu i dowód ich głupoty. Otwarcie go moim podręcznym zestawem wytrychów, zajęło mi dwadzieścia sekund. Jednak drzwi otworzyłem dopiero po odkręceniu żarówki nad moją głową. Mając za sobą ciemny korytarz, lekkim pchnięciem dłoni otworzyłem drzwi na cała szerokość. Mierząc z pistoletu maszynowego, ujrzałem pusty i ciemny przedpokój. Nic więcej. Znowu żadnego strażnika, który chociaż próbowałby mnie zatrzymać. Podniosłem się z klęczek i powoli wszedłem do środka lustrując otoczenie. Światło paliło się tylko w jednym pokoju, w tym, który nie był widoczny od strony ulicy. Przez zamknięte oszklone drzwi pokojowe, dochodziły mnie odgłosy rozmowy, ale zanim je otwarłem, zabezpieczyłem swoje tyły, szybko lustrując resztę mieszkania. Potem sprawdziłem jeszcze raz broń oraz kamizelkę kuloodporną ukrytą pod kurtką.

Dalej wszystko potoczyło się już bardzo szybko. Otworzyłem drzwi i pewnym krokiem wszedłem do jasno oświetlonego pokoju. Na środku znajdował się duży, prostokątny stół, na którym stało przynajmniej dziesięć dużych butelek bimbru. Przy nim siedziało czterech, dobrze już mi znanych z moich obserwacji bandytów, palących papierosy, pieczołowicie przelewających i korkujących w małe butelki wyprodukowany bimber. Samej instalacji nigdzie nie dostrzegłem, ale to mnie w tej chwili nie obchodziło. Kiedy się tak nagle zjawiłem w progu, zerwali się nawet szybko, tak szybko, że dwóm wypadły papierosy z ust. Papierosy były legalne i nie interesowały mnie, ale alkohol był zakazany. Jego ilość w tym pokoju mogła przyprawić o zawrót głowy, a to mi w zupełności wystarczyło. WINNI!

MP7 miałem ustawiony na ogień ciągły, więc spust naciskałem krótko, posyłając ciche i śmiercionośne serie. Broń okazała się całkowicie niesłyszalna, bo dodatkowo wszystko zostało zagłuszone przez krzyki umierających bandytów i brzęk rozbijanych butli z bimbrem. Jeden zdążył nawet wyjąć pistolet, ale to było wszystko. Byłem pewien, że któryś błagał mnie o litość, ale jego prośba ucichła po chwili jak wszystko dookoła. Po niecałych dziesięciu sekundach było po wszystkim.

 

Wszędzie wokół leżały potrzaskane butelki, z których wylewająca się wódka mieszała się z krwią zabitych. Sama krew też była wszędzie, nawet trochę na moim ubraniu, ale głównie na meblach i ścianach, gdzie było widać dziury po moich kulach. Z takiego bliska przeleciały przez bandytów na wylot. Żaden z nich nie dawał oznak życia, ale nie dziwiło mnie to specjalnie, przy takiej sile ognia jaką reprezentował MP7, było to niemożliwe. Profilaktycznie sprawdzenie ciał zabitych potwierdziło tylko moje przypuszczenia. Kolejnych czterech łotrów, nielegalnie produkujących i sprzedających śmierć zostało zlikwidowanych, a samą sprawę można uznać za zamkniętą.

 

Przez radio powiadomiłem policję, którzy nie mieli pojęcia o mojej akcji. Nigdy nasza grupa do końca im nie ufała, ale byli nam potrzebni. Choćby do posprzątania tego bałaganu i przepytania mieszkańców. Zjawili się nawet szybko i byli dość mili dla mieszkańców śpiącej okolicy, przyjechali bez włączonych syren. Pozostały tylko formalności

-Sierżant Marek Wolski, Egzekutor trzy dwa zero cztery dwa –machnąłem mu przed oczami moją legitymacją, a potem wskazałem na pobojowisko– Użycie broni zgodne z prawem i zlikwidowanie czterech winnych popełnienia przestępstwa z artykułu trzy jeden.

-Potwierdzam –powiedział niechętnie gliniarza, zerkając do pokoju. Z niesmakiem na twarzy odwrócił się do mnie i podał mi podpisany przez siebie dokument potwierdzający przejęcie obowiązków zabezpieczenia pobojowiska i innych drobiazgów przez jego ludzi. –Znowu musimy po panu sprzątać.

-Taki wasz los –odparłem wychodząc z mieszkania.

-Cholerny legalny morderca.– Mruknął cicho pod nosem policjant– Jeszcze kiedyś, ktoś ci ten łeb odstrzeli.

Usłyszałem go, ale nic mnie to nie obchodziło. Tacy jak on, nigdy mnie nie zrozumieją. Kiedy wyszedłem z budynku, z ulgą odetchnąłem nocnym powietrzem, pozbywając się z płuc nieprzyjemnego gazu, jakim byłem zmuszony oddychać w tamtej melinie. Przez chwilę przyglądałem się policyjnym radiowozom. Ich kolorowe światła oświetlały otoczenie niebiesko-czerwonymi błyskami, które dawały temu miejscu bardziej upiorny wygląd, dlatego szybkim krokiem wróciłem do swojego samochodu i pojechałem do domu. Miałem zamiar porządnie się wyspać, a z raportem i tak nigdy nie musiałem się spieszyć…

 

 

*****

Wielu pytało mnie, jak można wykonywać taka pracę i być tak bezwzględnym, pozbawionym skrupułów, sukinsynem. Otóż nie jest to nic trudnego, jeżeli weźmiemy wszystkie okoliczności i wydarzenia. Wrzucone do miksera, dadzą produkt końcowy, którym będę ja, albo inny egzekutor. Działamy zgodnie z prawem, które choć ma przeciwników, jest powszechnie akceptowane przez społeczeństwo. Takie prawo zaczęło panować w Polsce, dokładnie pięć lat temu, kiedy po upadku Unii Europejskiej nastąpił chaos i bezprawie, z których to narodził się nowy ład.

 

Kiedy kolejne kraje Unii Europejskiej zaczęły bankrutować, a nowy wielki kryzys i bezrobocie zajrzało ludziom w oczy, wszystko posypało się jak domek z kart. Unia rozpadła się w atmosferze wzajemnych oskarżeń i powszechnej wrogości. Nikt już nie chciał nikomu pomagać ani finansować inny kraj, każdy zaczął dbać tylko o swoje interesy. Jednak do wojny nie doszło, w końcu zrozumiano, że nie przyniesie ona nikomu żadnych korzyści. Nagle do władzy w Europie zaczęli dochodzić Muzułmanie, którzy w olbrzymich ilościach przybywali do krajów europy zachodniej w ich najlepszych latach. Wykorzystali okazję w powszechnym chaosie obiecując porządek i życie według ich praw. Zrozpaczeni bezrobotni zaczęli sięgać po narkotyki, tańsze w owym czasie od cukierków. Nawet ośmiolatki, ku rozpaczy rodziców, chodziły naćpane i często umierały w jakieś brudnej uliczce lub melinie. Zaczęto domagać się zaostrzenia kar wobec handlarzy i przemytników. Użyto nawet jednostek wojskowych do akcji przeciwko zorganizowanej przestępczości, jednak efekty były mizerne.

 

W końcu, pomimo sprzeciwu organizacji humanitarnych, ale przy aplauzie ze strony społeczeństwa, zaczęto w kolejnych krajach, przywracać karę śmierci. Kraje muzułmańskie nigdy jej nie zniosły i teraz zaczęto je na nowo wykonywać w Europie. Nawet za posiadanie małej ilości narkotyków, można było dostać karę śmierci. Narkomanom uzależnionym od prochów, dano ostatnią szansę w formie natychmiastowego zgłoszenia się na odwyk, gdzie różnymi, często brutalnymi sposobami, zmuszano ich do zerwania z nałogiem. Trudno było to nazwać leczeniem, ale nikt nie protestował, bo narkomanów zawsze uważano za jednostki zbędne i nieprzydatne. Nikt też nie kwestionował metod.

Jednak pomimo widocznych efektów, narkotyki ciągle się ukazywały na rynku. Wtedy też stworzono specjalne oddziały policji, które, jeśli miały wystarczające dowody, bądź bezpośrednio przyłapując ludzi na handlu narkotykami, mogły bez sądu dokonać egzekucji na miejscu. Był to dzień pojawienia się pierwszych Egzekutorów.

 

Oczywiście w skutek walki z narkotykami, a ciągłym kryzysie, ludzie potrzebujący zawsze jakieś używki na pocieszenie, sięgnęli po alkohol. Typowa reakcja. Skoro nie możesz pokonać demonów swojego życia przy pomocy prochów, spróbuj je utopić morzem alkoholu. Początkowo starano się nie interweniować, bo choć społeczeństwa europejskie popierały walkę z narkotykami, to alkohol był powszechnie akceptowaną używką i nie starano się przeciągać struny. Nawet w krajach kierowanych przez rządy Muzułmanów. Dopiero kiedy liczba przestępstw popełnionych pod wpływem alkoholu lub dla zdobycia pieniędzy na sam alkohol, wzrosła do niewyobrażalnych poziomów, zwrócono uwagę na problem.

Polska jako pierwsza wprowadziła nowe prawo. Może dlatego, że dalej była krajem głęboko chrześcijańskim i chciała się przypodobać muzułmańskim rządom krajów zachodu. Kościół bał się o utratę wpływów w jednym z ostatnich bastionów chrześcijaństwa. A może dlatego, że alkohol był zawsze największym, legalnym narkotykiem kraju. Winnym rosnącej przestępczości, wypadków drogowych i demoralizacji młodzieży. W Polsce nastała nowa PROHIBICJA. Pomimo ogromnego sprzeciwu dużej części obywateli, została wprowadzona w życie. Zbiory rolne wysyłane do browarów i zakładów spirytusowych, miały zostać użyte do produkcji żywności, której produkcja w ostatnich latach, ciągle spadała.

 

Jednak nie zabroniono alkoholu całkowicie. Wprowadzono kartki na wyroby spirytusowe. Każdy obywatel powyżej dwudziestego roku życia, dostawał cztery kartki na sto pięćdziesiąt mililitrów alkoholu za jedną sztukę, każda do wykupienia w innym tygodniu miesiąca. Oczywiście takiego prawa i systemu, większość przeciwnych nie respektowała i mimo zakazu sprzedaży, alkohol płynął szerokim strumieniem. Zza wschodniej granicy od dawnych „towarzyszy”. Podobno rząd twierdził, że liczba wypadków samochodowych, wyraźnie się zmniejszyła, ale w końcu przyznał, że zwiększyła się przestępczość zorganizowana, z trudem zwalczana w czasie wojny przeciwko narkotykom. W końcu do nowej wojny włączyli się ponownie Egzekutorzy. Za posiadanie więcej niż litra wódki przy sobie lub w domu, karano wieloletnim więzieniem. Kogoś, kto chomikował wykupione za kartki małe buteleczki i potem je odsprzedawał, ciężkimi robotami w kopalniach. Kto nie pił, zawsze mógł odmówić przysługujących mu kartek, ale zdarzało się to rzadko. Zapanowało prawo pięści, które podchwyciło wiele innych krajów i wprowadziło na własnych podwórkach. Rządzący widzieli też to także jako okazję do umocnienia swojej władzy, choć co raz trudniej było możliwe ukrycie chęci władzy zza demokratycznymi hasłami. Ludzkość Europy staczała się już od dawna i teraz próbowano ją ratować wszelkimi sposobami, które dla wielu ludzi były nie do zaakceptowania. Jednak terror trwał i ucisk się zwiększał…

 

Dla mnie, to prawo było jednocześnie błogosławieństwem i przekleństwem. Pojawiło się krótko po tym, kiedy mój świat legł w gruzach. Miesiąc wcześniej, straciłem żonę i dwie małe córki w wypadku drogowym. Moja rodzina została zabita przez pijanego kierowcę, który sam wyszedł prawie bez szwanku. Sprawca został potem skazany na śmierć, ale to nie dało mi żadnej satysfakcji. Po załamaniu psychicznym, kiedy dochodziłem do siebie w szpitalu, rozpaczając nad sobą i swoim losem, zostałem z rekrutowany przez mojego obecnego przełożonego. Właśnie takich ludzi, co nie mieli nic do stracenia, poszukiwali. Szybko wybili mi z głowy, że to nie jest zemsta, ani prywatna wojna na koszt państwa, ale szansa na zrobienie czegoś dobrego. Ocalenie innych przed podobnym jak moje, nieszczęściem i uspokojenie własnej umęczonej duszy. Nienawidzono nas, nazywano mordercami, ja wierzyłem, że czynię dobro. W końcu alkohol doprowadził do mojej tragedii oraz do wielu innych, które można było codziennie zobaczyć w telewizji, czy przeczytać w gazecie.

 

Miałem jak się okazało do tego dobrą rękę. Byłem opanowany i skuteczny. Stary mówił, że szybko awansuję i miał rację. Miał rację również, że pierwszej, prawdziwej akcji się nigdy nie zapomina. Zwłaszcza, że ja na mojej o mało nie zginąłem. Jako żółtodziób nie poszedłem na nią sam, tylko razem z doświadczonym kolegą, sierżantem Kochem. Wiedzieliśmy o małej bimbrowni w jednym z osiedlowych bloków. Była ona w piwnicy, ale nie byliśmy dokładnie pewni w której, więc udając ekipę remontową, zaczęliśmy je metodycznie przeszukiwać. Broń i kamizelki mieliśmy pod ubraniami roboczymi, które okazały się fatalnym kamuflażem. Jednym z właścicieli bimbrowni był kimś ważnym w osiedlowej spółdzielni mieszkaniowej i nic nie wiedział o żadnej wizycie grupy remontowej w jego własnej piwnicy. Powiadomił wspólników, którzy akurat byli w owej nieszczęsnej piwnicy i razem z nimi przygotowali szybką i skuteczną zasadzkę. Każdy mądry przestępca, kto robi w nielegalnym biznesie spirytusowym ma broń. Pierwszą kulkę dostałem w pierś, chronioną kamizelką, drugą, w lewe ramię. Mój towarzysz był bystrzejszy i szybszy ode mnie. Otworzył ogień w ciemny korytarz piwnicy, zasypując bandytów ołowiem. Dziś wiem, że trafił i zabił dwóch z nich, ale nie zauważył dwóch kolejnych, którzy zaszli nas od tyłu. Trafili go w głowę. Do mnie nie strzelali, bo leżałem zakrwawiony i nie ruszałem się. Po prostu nie mogłem złapać oddechu po dostaniu w klatę i byłem w takim szoku, że faktycznie wyglądałem jak sztywniak. Dopiero kiedy stanęli nad Kochem i strzelili mu jeszcze raz w zmasakrowaną głowę, oprzytomniałem. W sekundzie wiedziałem, że zaraz zrobią to samo ze mną dla pewności, więc jakimś cudem udało mi się wyciągnąć pistolet i z dwóch metrów wywaliłem w obu cały magazynek. Potem straciłem przytomność i dopiero w szpitalu dowiedziałem się wszystkich szczegółów.

Teraz, po dwóch latach, byłem ciągle na pierwszej linii, jednym z najlepszych w wydziale Egzekutorów. Niektórzy cicho mówili, że największym mordercą, ale nie obchodziło mnie ich zdanie. Po utracie mojej żony Moniki i dwóch córek, było mi to już obojętne. Robiłem to dla siebie z nieukrywaną satysfakcją. Miałem też ciągle nadzieję, że robiłem to też dla innych…

 

*****

 

W biurze zjawiłem się dopiero po południu. Stary nie przywiązywał uwagi do godzin pracy, zwłaszcza agentów terenowych, a do tego dopiero kilka godzin temu zakończyłem ostatnią akcję. O tej porze w biurze nie było już tłoczno. Część poszła może nawet do domu, zbliżał się weekend, niektórzy poszli tropić piątkowe alkoholowe imprezy, które ciągle się zdarzały. Niektóre tak zakonspirowane, że pewnie nigdy ich nie odkryjemy.

Kapitan Młynarczyk zobaczył mnie przez przeszkloną szybę swojej klitki, którą dumnie nazywał biurem i przywołał mnie gestem ręki do siebie. Wszedłem do środka i bez pytania nalałem sobie kawy z szefowskiego ekspresu.

 

-Nie wyglądasz najlepiej Marek, ale dobrze, że jesteś. Mam sprawę, Ale najpierw powiedz, jak tam wczorajszy drink?– Kapitan wskazał ręką fotel ustawiony naprzeciwko jego biurka. Drinkiem nazywał misje wykonywane przeciwko handlarzom alkoholu.

-Można powiedzieć, że dzisiejszy drink. Akcję przeprowadziłem po północy. Szczegóły w poniedziałkowym raporcie.

-Mniejsza o raport –machnął ręką kapitan– ustny mi dziś wystarczy, a pisemny możesz olać, ja go napiszę.

-Ty? –Zdziwiony spojrzałem na siwiejącego lekko przełożonego.– To znaczy, że…

-Tak. Gratuluje. Zaliczyłeś wszystkie testy. Awans już w poniedziałek. Od przyszłego tygodnia wejdziesz do ścisłego grona najlepszych i najtwardszych egzekutorów. Przestanę być twoim bezpośrednim przełożonym, ale pamiętaj, że nadal będziesz pracować w moim biurze, więc bądź grzeczny. I od teraz koniec solowych akcji przeciwko płotkom, same grube ryby i duże akcje. Czeka cię wiele pracy, ale sam tego chciałeś.

-Tak –potwierdziłem uśmiechnięty– sam tego chciałem.

-No, to teraz zabaw starego opowieścią o wczorajszym drinku, muszę coś tam potem naskrobać razem z ostatnią pochwałą ode mnie.

 

Starając się nie wchodzić w szczegóły i odpowiadając na parę pytań ze strony Młynarczyka, streściłem nocne wydarzenia najlepiej jak umiałem. Kapitan znany z dobrej pamięci, nie robił żadnych notatek. Kiedy skończyłem, szef w zamyśleniu gapił się na mnie nic nie mówiąc, a kiedy minęła kolejna minuta, poczułem się jakoś dziwnie. Wyglądało jakby coś go dręczyło i równocześnie zastanawiało.

-Coś nie tak szefie?

-Nie, wszystko w porządku, tak tylko się zamyśliłem. O czym to ja..

-Mówiłeś wcześniej, że masz do mnie jakąś sprawę.

-Ach, no tak– pacnął sie lekko ręką w czoło– starość i skleroza. Właściwie to mam dwie sprawy, jedną dobrą, drugą złą. Która najpierw?

-Myślałem, że zdane testy i awans to dobra wiadomość, ale skoro masz jeszcze coś, wal dobrą. Łatwiej będzie przełknąć tą złą.

Kapitan wyjął z szuflady biurka, jakieś niedużą, czarną skrzynkę i podsunął do mnie. Pytająco uniosłem brwi i kiedy przyzwalająco kiwną głową, pozwoliłem sobie zajrzeć do środka. Wewnątrz był nowiuteńki czarny pistolet, a obok pełne trzy magazynki z amunicją.

-Glock 39, taki jak mój. Nie oficjalny bonus wręczany każdemu, kto dostaje się w nasze, oficerskie struktury.– Nie musiał mi mówić, co to jest. Nie raz z zazdrością oglądałem jego pistolet z wbudowanym celownikiem laserowym. Miał mniejszą pojemność magazynka, niż moja dziewiętnastka, ale potężniejszą amunicję. Leżał w ręce bardzo dobrze i nieźle kopał, sprawdziłem raz na strzelnicy jego pistolet.

-Zwróć uwagę na amunicję. –Wyjął jeden z magazynków i wciągnął jeden z pocisków. Miał niebieską linię w miejscu styku kuli i łuski. –Nowość od kilku tygodni, ale też ściśle tajna, więc nie miałeś okazji jej jeszcze zobaczyć. No, ale awans zmienia postać rzeczy. Przebijają wszystkie nowe typy kamizelek. Z pięćdziesięciu metrów, nikt nie ma szans.

-Kurde, szefie. Bomba. –Byłem zachwycony.

-Dawaj mi tu starą spluwę, zdam ją za ciebie. A nową może będziesz miał okazję użyć jeszcze dziś, choć małe szanse.

-To ta zła wiadomość? Masz dla mnie jakąś melinę do zlikwidowania? –spytałem, chowając nowy nabytek do kabury pod pachą.

-Niezupełnie. Mam małą robotę, zbyt lekką dla ciebie, którą mógłby zrobić nawet żółtodziób, ale cholera, nie mam nikogo pod ręką, a chcę to mieć z głowy. Potraktuj to jako małe pożegnanie z dawnym stylem pracy. Twój ostatni drink. –mówiąc podał mi szarą kopertę. –Tu masz nakaz, małe „info” i adres. Sprawa prosta, jakaś babka podobno lubi sobie popić w piątki lub soboty. Pytanie skąd bierze alkohol w takich ilościach w każdy weekend. Może sama w sobie jest płotką, ale może dowiesz się, gdzie się zaopatruje? Może akurat wyjdzie z tego duża sprawa?

-Z donosu to? –spytałem podnosząc się z fotela. –Czy też kobieta wpadła w oko naszym tropicielom?

-Z donosu. Dobre przyjazne stosunki sąsiedzkie. Ma sąsiada abstynenta, nawet kartek przydziałowych nie chce. Twierdzi, że kilka razy widział ją na, jak to określił, „cholernym kacu”. I kilka razy poczuł alkohol kiedy ją mijał, więc warto sprawdzić. Dasz radę? –spytał Młynarczyk, patrząc na niego poważnie.

-Jakaś nieostrożna albo głupia. Dam sobie radę. – Uśmiechnąłem się do starego i dodałem-Jeśli będzie się ostro stawiała przeciwko aresztowaniu, to nie będzie moją pierwszą kobietą, którą byłem zmuszony zastrzelić.

-W takim razie bierz się za nią i do zobaczenia w poniedziałek.

-Jeszcze raz, dzięki za wszystko. Potem musimy jakoś uczcić mój awans.

-Mamy pełno skonfiskowanej wódy w magazynach, ale myślę, że nie wypada.

-Chyba nie…

Wyrzuciłem do kosza pusty kubek po kawie i z kopertą pod pachą oraz nową spluwą, wyszedłem z biura. Zauważyłem tylko, że Młynarczyk wyglądał na zaniepokojonego kiedy odprowadzał mnie wzrokiem. Przecież kurde, to tylko jedna kobieta, a nie jakaś armia czcicieli wódki…

 

*

W kopercie znalazłem bardzo skąpe informacje, a właściwie żadne. Panna M. Wójcik,( czemu nie napisali imienia?) mieszkała na obrzeżach miasta, w dość dobrej dzielnicy. Mogła sobie na to pozwolić, jako sekretarka jedno z dyrektorów ważnego banku. Mając dobrą pensję, mogła sobie również pozwolić na alkohol. Oczywiście, jeżeli go faktycznie kupowała. O donosach można był powiedzieć tyle, że choć są przydatne, to często nieprawdziwe. Jakiś sąsiad, który może dostał kosza od panny Wójcik, chciał się zemścić, robiąc jej kawał? Potem powie, że się pomylił, ale nie zmieni faktu, że zmarnuje jakiemuś egzekutorowi piątkowe popołudnie, czyli mnie.

 

Samochód zaparkowałem ponad sto metrów od domu, a następnie spokojnie przespacerowałem się przed domem podejrzanej. Dom był parterowy, ale z wysokim podpiwniczeniem, więc nie łatwo było zajrzeć do środka z chodnika, a już na pewno zobaczyć kogoś siedzącego i pijącego alkohol. Sąsiad twierdził, że poczuł alkohol, a nie, że widział ją pijącą. Przez chwilę, przyglądając się kątem oka zadbanemu ogrodowi pełnego kwiatów, myślałem o złożeniu wizyty owemu sąsiadowi, ale kiedy doszedłem do końca ulicy, porzuciłem tę myśl. Szczerze, nie chciało mi się. Tak jak mówił szef, to była robota dla nowego nie dla kogoś, kto właśnie awansował.

Odczekałem kilka minut obserwując okolicę i kiedy stwierdziłem, że jest spokojna i nic nie wygląda podejrzanie, zdecydowanym krokiem zawróciłem. Na szczęście nie miała zamkniętej furtki, więc od razu stanąłem pod drzwiami domu pani Wójcik i nacisnąłem przycisk dzwonka. Po krótkiej chwili, usłyszałem jak ktoś podchodzi do drzwi. Ubrany byłem w sportową koszulkę i na nią miałem narzuconą skórzaną, elegancką kurtkę, pod którą skrywałem broń. W ręku miałem kopertę z jej danymi i starałem się lekko uśmiechać. Taki obrazek zobaczyła pani Wójcik, obserwująca mnie przez wizjer.

-Kto tam?– Usłyszałem słaby, ale miły kobiecy głos.

-Policja. –Machnąłem legitymacją przed wizjerem, a potem uniosłem kopertę.-Mam nakaz rewizji, proszę otworzyć drzwi. –Wolałem jeszcze nie przedstawiać się jako egzekutor.

-Chwileczkę. Jestem naga, właśnie brałam prysznic. Proszę zaczekać. –powiedziała i oddaliła się od drzwi, pozostawiając je zamknięte.

 

Akurat, pomyślałem sobie, naga. Kto bierze prysznic i na dźwięk dzwonka nie owija się ręcznikiem albo szlafrokiem, tylko nago podchodzi do drzwi? Byłem przygotowany na taką odpowiedź, więc szybko w moich rękach znalazł się zestaw wytrychów. Zamek należał do dość dobrych, ale był to znany mi model. Ostrożnie uchyliłem drzwi i zajrzałem do środka. W wyłożonym parkietem korytarzu, nie było nikogo. Usłyszałem odgłosy pospiesznej krzątaniny, dochodzące z wnętrza mieszkania i nie namyślając się, szybkim krokiem przeszedłem przez korytarz. W kilka sekund znalazłem się w pokoju z którego dobiegał hałas nie pasujący do dźwięków towarzyszących przebieraniu się.

Spostrzegła mnie od razu i stanęła jak wryta z dwiema butelkami jakiegoś płynu, który wyglądał mi na rosyjski spirytus. Szafki były pootwierane, kiedy usiłowała znaleźć jakiś dobry schowek. Oczywiście kobieta była kompletnie ubrana w ładną bluzkę i dość obcisłe dżinsy, które podkreślały jej szerokie biodra.

Kobieta, co mnie zdziwiło, nie sprawiała wrażenia zmieszanej lub wystraszonej faktem, że została złapana na gorącym uczynku przez policję. Chwilę patrzyła na mnie, a potem odstawiła butelki na niski stolik i usiadła wygodnie w fotelu.

-No i cholera się porobiło, co nie?– Głos miała pewny siebie, a jej reakcja całkowicie mnie zaskoczyła. Nigdy jeszcze, żaden ze złapanych przeze mnie, nie zachował się w ten sposób. Pewni siebie byli tylko zalani w trupa, a kobieta nie wykazywała oznak mocno pijanej.

-Proszę. Skoro wszedł pan do mnie po swojemu, to proszę nie krępować się i proszę usiąść. –Ręką wskazała fotel stojący po drugiej stronie stolika.

 

Usiadłem nic nie mówiąc. Po prostu nie mogłem z jej powodu. Kiedy przyjrzałem się jej lepiej przeżyłem lekki szok, bo miałem wrażenie, że widzę przed sobą ducha. Albo żywą kopię mojej zmarłej żony. Miała włosy upięte w ten sam sposób jak moja Monika. Figura prawie taka sama, nie żeby idealna, Monika też takiej nie miała, ale to była właśnie taka jaką lubiłem. A twarz kobiety, była przepiękna. Gdybym nie wiedział, że moja żona nie miała siostry bliźniaczki, to bym pomyślał, że właśnie ją spotkałem. Im dłużej się przyglądałem, tym trudniej było mi się oprzeć jej urokowi.

-Rozumie pani…– zacząłem niepewnie– mamy tu dość skomplikowaną sprawę. –Ręką wskazałem na stojące butelki, które dla pewności sprawdziłem. Wyraźna woń mocnego spirytusu uderzyła w moje nozdrza.

-Jest więc pan policjantem, panie…

-Sierżant Marek Wolski. –przedstawiłem się– A dokładnie jestem Egzekutorem policyjnym.

-Ach. To znaczy, że wpadłam w niezłe tarapaty. A ja jestem Monika Wójcik.

O Boże! Nawet miała takie samo imię. Moja twarz musiała zbyt mocno wyrażać moje wewnętrzne emocje, bo Monika spytała:

-Co Pan zrobił taka minę? Nie podoba się panu moje imię?

-Ależ wręcz przeciwnie. Bardzo ładne imię. Ale nie tym powinna się pani teraz martwić.

-Wiem. Musi mnie pan teraz aresztować. A może zabić? –Spytała robiąc wielkie oczy, ale widziałem, że to była drwina. – Prawo w tej kwestii jest dość surowe, ale może sobie odpuścisz Marku?

 

Dość w bezczelny sposób przeszła na „ty”, dalej nie okazując przede mną żadnego respektu. Zbiło mnie to z tropu, ale i zaintrygowało równocześnie. Czyżby kobieta miała jakieś znajomości, które mogły ją ocalić? Z drugiej strony, gdyby stawiała opór, miałem pełne prawo zastrzelić ją na miejscu, a wtedy znajomości mogłyby co najwyżej zapłakać nad jej grobem. Gdybym się na to zdobył, bo patrząc na piękną twarz Moniki, prawie zapominałem o moich obowiązkach.

-To zależy tylko od pani…

-Mów mi Monika, Marku– przerwała mi– Skoro masz w rękach moje życie, to wolę w ten sposób.

-Dobrze, choć muszę przyznać, że nie zachowujesz się jak ktoś, kto tak uważa. Ale zobaczymy. Wiem, że nie byłaś nigdy notowana, więc, jeśli będziesz ze mną współpracować, to może znajdziemy jakieś polubowne wyjście. –Nigdy, nikomu nie zaoferowałem takiej opcji. Zawsze aresztowałem lub zabijałem na miejscu. – Gdzie się zaopatrujesz w alkohol?

-Nigdzie. To stare zapasy, po dziadku. –odparła lakonicznie patrząc w kierunku okna w taki sposób, jakby tam działo się coś ciekawszego, niż wizyta egzekutora w jej własnym domu.

-Proszę, to jest naprawdę poważna sytuacja.

-No przecież k…wa wiem! –krzyknęła nagle i zerwała się z miejsca. Ja również. Zaskoczony jej nagłą zmianą nastroju i jej gwałtownym powstaniem z fotela, błyskawicznie wstałem i wyrwałem pistolet z kabury, mierząc jej prosto w głowę. Odruchy wzięły górę. Patrzyła na mnie lekko mętnym wzrokiem, ale ponownie nie okazała żadnego strachu, tylko dumnie uniosła głowę.

– No, dalej. Strzelaj pieprzony morderco!

-Nie szkoda pani marnować życia?– Spytałem nie używając jej imienia. Wolałem się nie spoufalić zbytnio, choć bardzo tego pragnąłem. Powoli opuściłem pistolet. Zabiłem wiele kobiet, ale zawsze w czasie większej wymiany ognia, nigdy nie strzeliłem żadnej prosto w twarz z bliska.– Tak pani zależy na własnej śmierci?

-A co cię to obchodzi? Nie mam w życiu nic do stracenia. A na pewno nie dam ci się zakuć. Nie spędzę następnych kilku lat w obozie pracy.

-To się nie musi tak skończyć –powiedziałem wbrew sobie– Nie wygląda mi pani na alkoholiczkę, pomimo tych butelek na stole. Ma pani dobrą pracę, po co to wszystko marnować?

-Mówiłam już –odpowiedziała cicho i powoli do mnie podeszła– Monika jestem.

-Tak ci zależy na śmierci Moniko? –spytałem, czując jak drżę. Poczułem jej perfumy o podobnym zapachu używanych przez moją żonę. Tych podobieństw był zbyt wiele, by mogły być przypadkiem. Nigdy też nie wierzyłem w przeznaczenie, zwłaszcza po śmierci mojej żony, jednak teraz, kiedy Monika stanęła tak blisko, piękna i cudowna, mogłem uwierzyć we wszystko.

-Jestem po prostu zmęczona i tyle. Alkohol to jedyna przyjemność jaka mnie jeszcze bawi, a te wasze przydziały to dla mnie za mało. Więc, co zastrzelisz mnie, czy mi odpuścisz? Nie wydajesz się być służbistą. I wydaje mi się, że chyba ci się podobam. –uśmiechnęła się zalotnie i przysunęła się jeszcze bliżej.

-Dobra. –Westchnąłem i odsunąłem się od niej. Podszedłem do stolika i zebrałem stojące butelki z alkoholem. –Dam ci drugą szansę. To moje ostatnie zadanie w tym wydziale i nie chcę by skończyło się akurat twoim aresztowaniem lub śmiercią. Przyjdę tu jutro z samego rana i masz być wtedy trzeźwa, bo teraz wydaje mi się, że trochę gadasz od rzeczy. Alkohol zaraz wyleję do kibla, a ty, jeśli naprawdę chcesz sobie pomóc to oddaj zaraz cały alkohol jaki masz pochowany, albo zaraz zrobię ci tu rewizję.

-Och, jesteś kochany Mareczku. –Powiedziała i znikła w korytarzu prowadzącym chyba do garażu. Wylałem cały alkohol, a kiedy Monika wróciła po krótkiej chwili z dwoma litrowymi butelkami w rękach, ponownie ciężko westchnąłem i wylałem resztę.

-To na pewno wszystko?

-Tak– powiedziała, kiedy zobaczyła moją sceptyczną minę, szybko dodała– Tak, wszystko, obiecuję.

-Daj sobie szansę kobieto. Jutro tu wrócę i sam sprawdzę cały dom, więc jeśli coś jeszcze ukrywasz to lepiej to wywal, bo jutro nie będzie taryfy ulgowej. –Nie do końca wierzyłem swoim słowom. Monika zawróciła mi w głowie, choć znałem ją niecałą godzinę.

-Dziękuję, mam nadzieję, że nie narobię ci kłopotów. W gruncie rzeczy choć jesteś egzekutorem, to całkiem miły z ciebie facet.

-Do jutra.

 

Kiedy zamknąłem za sobą drzwi i wyszedłem na ulicę, czułem się jak jakiś młody, podniecony szczeniak, który pierwszy raz w życiu pocałował kobietę. To było niemożliwe, ale wydawało mi się, że zakochałem się w tej podpitej piękności. Była tak podobna do istoty, którą tak bardzo kochałem, że po raz pierwszy w życiu, złamałem zasady, którymi kierowałem się przez ostatnie lata. Monika niczego mi nie zaoferowała, a czułem się jakbym został przekupiony. Zamiast ją aresztować, puściłem wolno na słowo. Oczywiście, byłem pewien, że nigdzie nie ucieknie, bo i po co, że rano zastanę ją w domu, ale pozwoliłem sobie nawet nie przeszukiwać jej domu. Nie zadałem prawie żadnych pytań. Za to nabrałem dziwnej wiary, że może coś między nami kiedyś zaiskrzy. Zbyt wiele dziwnych rzeczy wydarzyło się dzisiaj, bym mógł myśleć, że są one dziełem tylko zbiegu okoliczności

.

Trułem się tymi myślami całą drogę do domu i cały wieczór. W nocy nie mogłem zmrużyć oka nawet na minutę. Do tego pojawiła się nagła trwoga, że o wszystkim dowie się Młynarczyk i cały mój awans skończy się zwolnieniem. Ale nadzieja, że może coś się wydarzy między mną, a Moniką, powodowała, że nawet byłem w stanie sam zrezygnować z bycia egzekutorem. Mogłem zostać zwykłym policjantem, bo chyba żadna kobieta niezaakceptowana by jej wybranek zabijał ludzi. Większość egzekutorów była samotna. Tylko, czy Monika w ogóle zainteresuje się mną, wiedząc, co robiłem przez ostatnie lata mojego życia? Może zrozumie powody? A może mi się za dużo wydaje i powinienem zejść na ziemię?

 

Z głową pełną głupich i szalonych myśli, do tego niewyspany, z samego rana zadzwoniłem do drzwi Moniki Wójcik. Po krótkiej chwili drzwi otworzyły się, a ja zamarłem. Monika ubrana w piękną koszulę nocną, sięgającą kolan, była na pewno pod wpływem alkoholu.

-O, widzę, że naprawdę z ciebie ranny ptaszek. Proszę wejdź, choć raczej wolałabym późniejszą godzinę odwiedzin. Nie wyspałam się.

Zrozpaczony, poszedłem za nią do pokoju dziennego, gdzie z bałaganu stwierdziłem, że spała na sofie, a nie w sypialni. Na podłodze koło nogi stolika stała mała butelka. Pusta.

-Coś ty narobiła?

-Wybacz Marku, ale twoja wczorajsza wizyta naprawdę mnie zdenerwowała i musiałam się napić. Jakoś tak wyszło, mam nadzieję, że mi wybaczysz. –Usiadła na sofie, a koszulka niebezpiecznie podjechała wyżej, odsłaniając jej piękne uda. Odwróciłem wzrok i zacząłem przeszukiwać pokój otwierając szafy i wywalając ubrania na podłogę.

-Hej odbiło ci?! –wrzasnęła Monika.

-Gadaj, gdzie chowasz wódę!

-Nigdzie! Już wszystko wczoraj wypiłam! –widząc, że nie przerywam poszukiwań i dalej robię bałagan warknęła już niższym tonem– Dobra, cholera. Tam pod tym dużym kwiatem w rogu w donicy.

Złapałem kwiat za łodygę u podstawy i szarpnąłem z furią, rozsypując dookoła ziemię. Na dnie leżały jeszcze dwie małe ćwiartki wódki. Chwyciłem obie i z furią rozbiłem o podłogę. Wódka rozlała się po parkiecie i zaczęła śmierdzieć.

-K…wa, co robisz?!

-O co cię wczoraj prosiłem? Obiecałaś!

-Co ty wyprawiasz? Robisz mi burdel w domu i do tego niszczysz mi podłogę! Nie masz prawa!

-Mam prawo. Do tego mam prawo cię teraz aresztować. I nawet użyć siły, jeżeli będziesz stawiać opór.

-Ach tak? Wczoraj słodki, a dziś straszysz aresztem?

-Wczoraj wierzyłem w ciebie. Wierzyłem, że masz jakieś problemy, ale w gruncie rzeczy nie jesteś złą kobietą. A dziś już nie wiem, co mam z tobą zrobić. Powinienem cię naprawdę aresztować.

-Ciekawa jak zareagują twoi przełożeni na to, że wczoraj mi odpuściłeś? Raczej nie tak powinieneś wykonywać swoje obowiązki, a jeśli mnie aresztujesz to na pewno opowiem im o naszej wczorajszej imprezce.– Monika patrzyła mi ze złością prosto w oczy.

 

Miała rację. Nie wyglądało by to dobrze, tym bardziej przed awansem do elity. Wyobrażałem sobie piękny poranek przy kawie, a teraz mogłem albo jej odpuścić, albo zastrzelić, jeśli nie chciałem stracić szansy na awans. Monika chyba czytała w moich myślach, bo zaczęła się nagle śmiać.

-Dobre. Chyba trafiłam w sedno. Pewnie nie chcesz by przełożeni wiedzieli, że olałeś ostatnie zadanie w starym wydziale, coś mi tam wczoraj wspominałeś o tym. I teraz albo się ode mnie odczepisz, albo mnie zastrzelisz, bo to jedyny sposób abym milczała. Więc jak będzie Mareczku? Zabijesz mnie?

-Znowu to samo. Mówisz tylko o swojej śmierci. Chyba powinnaś się leczyć. Może nie muszę cię zabijać, tylko powiem, że jesteś wariatką. Chyba nawet łatwo w to uwierzyć, a wtedy twoje zeznania nic nie znaczą. –uśmiechnąłem się. Ta kobieta podobała mi się, ale zaczynałem rozumieć, że chyba nie jest dla mnie. Była dla mnie chaosem, którego miałem pod dostatkiem przed poznaniem jej. Jednak w głębi serca poczułem również uczucie zawodu i smutku.

– Mówiłam ci, że nie dam się wsadzić do więzienia –odpowiedziała.

-Ja też tego nie chcę , a tym bardziej twojej śmierci. Myślę, że po prostu zostawię cię samej sobie.

-Zrobisz to wbrew temu czego cię uczyli i do czego zostałeś wyszkolony? Myślałam, że wy egzekutorzy jesteście nieprzekupni i lojalni?

-To prawda, tacy jesteśmy. Jednak dam ci szansę. Popraw się, napraw swoje życie, bo wkrótce do tych drzwi może zapytać inny egzekutor, który nie będzie tak wyrozumiały jak ja.

-Chyba ci się naprawdę spodobałam. To miłe Mareczku. Naprawdę miłe.

-Tak. Podobasz mi się. –postanowiłem powiedzieć prawdę, by w ten sposób usprawiedliwić swoje postępowanie.– Uważam, że jesteś naprawdę piękna.

-To ładny komplement, krępujący trochę. Przepraszam cię. Poczekaj chwilę, doprowadzę się do porządku i porozmawiamy. Proszę, usiądź i rozgość się, zaraz wracam. –Monika nagle zrobiła się miła i gościnna. Z gracją wstała i szybkim krokiem poszła do sypialni.

 

Rozsiadłem się wygodnie w fotelu, już bardziej wyluzowany i spokojniejszy. Może ten dzień nie będzie jednak stracony? Monika chciała porozmawiać, a to był już postęp. Może miała wyrzuty sumienia, że jednak piła i czuła się winna. Ja miałem nadzieję, że nasza rozmowa zaowocuje bliższą znajomością, a może przyjaźnią. Być może kiedyś przerodzi się to w coś większego. Zrelaksowany oglądałem bałagan jaki zrobiłem w pokoju Moniki. Jakież było moje zaskoczenie i zdziwienie, kiedy zobaczyłem ubraną Monikę, stojącą w drzwiach z pistoletem w ręku i celującą w moją głowę. Nie chciało mi się wierzyć, że wpadłem w pułapkę zastawioną przez przemytników. Mogli mnie wykończyć dużo wcześniej wczoraj, więc to Monika miała jakieś powody. Niepokojące jeszcze było to, że pistolet był wyposażony w duży tłumik. Nawet jeżeli Monika miała pozwolenie na broń, to posiadanie tłumika było dziwne.

-Moniko, co to ma znaczyć? –spytałem, starając się by mój głos brzmiał opanowanie i równocześnie zmieniłem lekko pozycję mojego ciała w Nadzie na szybkie wyciągnięcie broni.

-Przede wszystkim nie ruszaj się! Jestem szybka i dobrze wyszkolona, więc nie licz na wiele. Nie masz żadnej szansy sierżancie Wolski.

-Dobrze, tylko spokojnie– uniosłem powoli ręce, starając się pokazać, że nie będę niczego próbował– Więc, o co tu chodzi?

-Jak pan widzi, to koniec naszej rozmowy.

-Przecież mieliśmy właśnie zacząć rozmawiać. Kim jesteś?

-Nasza rozmowa trwa od wczoraj. Starałam się jak najlepiej panu pomóc, ale pan nie słuchał i nie zrobił, tego co należało. Dał się pan ogłupić i w ten sposób zawieść cały wydział, a zwłaszcza swojego szefa.

-Wydział? –Byłem kompletnie zbity z tropu. Nie miałem pojęcia o czym ta kobieta mówiła.

-Pański awans. Właśnie oblał pan ostatni test. Poniedziałkowa promocja się niestety nie odbędzie. Jestem pańskim egzaminatorem.

-Ty byłaś testem? Cały ten cholerny donos i ta sytuacja to mistyfikacja i test?

-Oczywiście. Dokładnie sprawdzamy kandydatów, którzy mają dołączyć do naszych elitarnych struktur. Odbył pan wiele rozmów i testów psychologicznych. Wiedzieliśmy o tym, że jest pan skuteczny i stanowczy oraz nieprzekupny. Ale znaleźliśmy rysę i musieliśmy sprawdzić, czy jest ona głęboka. Jak się okazało mieliśmy rację.

-Nie rozumiem. –Zauważyłem, że skutecznie nie starała się mówić do mnie po imieniu.

-Pańska zmarła żona, sierżancie– Monika podeszła trochę bliżej, ale trzymała się na dystans, wystarczający bym nie mógł spróbować odebrać jej broni.-Wiedzieliśmy, że bardzo ją pan kochał, że jest teraz bardzo samotny. Ze zdjęć i dzięki pańskim wspomnieniom, stworzyliśmy mnie, czyli prawie doskonałą kopię pańskiej żony. Trochę dobrej charakteryzacji i tyle. Pana zadaniem było tylko mnie aresztować lub zabić i niech pan nie mówi, że nie starałam się pomóc.

-Nie wierzę. Przecież faktycznie mogłem cię zastrzelić. To było zbyt duże ryzyko. Wątpię, abyś się zdecydowała je podjąć.

-Nasi psycholodzy wątpili, że to zrobisz, ale ryzyko zostało usunięte wcześnie. Proszę, wyjmij powoli swój pistolet i rozładuj. Dostałeś przecież ładny prezent od kapitana Młynarczyka. –kiwnęła przyzwalająco głową, a mi zrobiło się sucho w ustach, kiedy to powiedziała. Mogła to wiedzieć tylko od mojego szefa.

 

Wyciągnąłem powoli pistolet i wyjąłem magazynek. Przez chwilę przyglądałem się nabojom. Wyglądały normalnie oprócz tej niebieskiej linii. Według Młynarczyka nowość, skuteczne pociski przeciwpancerne. Wyłuskałem jeden z magazynku i nacisnąłem mocno jego czubek. Nic się nie stało, ale po chwili, poczułem, że pod wpływem ciepła ręki, nabój zaczął się lekko jakby topić.

-Nie mógłbyś mnie nimi zastrzelić. Został specjalne podmienione. Pod wpływem temperatury zapalonego prochu w łusce, kula stopiłaby się i osiągnąłbyś jedynie efekt strzelenia ślepym nabojem. Nie miało by to znaczenia, ale liczył by się fakt, że pan sierżant Wolski spróbował. Ale jak widać, pomimo tylu dowodów, że piję alkohol i posiadam znaczne jego ilości, prawdopodobnie nie ze starych zapasów, jak wcześniej wspomniałam, nie wykonał pan zadania. Ostatni test, ostatni drink został niewykonany.

-Dlaczego? Po co to całe przedstawienie?– Przekonała mnie i uświadomiłem sobie, że właśnie straciłem pracę. Jednak nie mogłem zrozumieć po, co tyle zachodu przy awansie na porucznika.– Każdemu oficerowi to robicie? Przecież to bez sensu. A co z awansem na majora lub pułkownika? Dla dowodu ma zabić swoją rodzinę jeśli ją posiada?

-Bo na górze musisz być lojalny i twardy. Godny zaufania. Pracujemy z tyloma grupami przemytniczymi. Każde większe przemyty są kontrolowane, każde większe akcje zatrzymania transportów są wcześnie ustawiane. Musimy być pewni, że ktoś się nie wyłamie. Że nie zostanie czymś przekupiony i przeciągnięty na drugą stronę i zacznie NAS rolować.

-Co? Współpracujecie z przestępcami?

-Drogi panie sierżancie. Pan i panu podobni jesteście tak dobrzy w tym, co robicie, że prawdziwych przemytników, już prawie nie ma. Wiadomość została wysłana i nie ma już chętnych do produkcji nielegalnego alkoholu. A my nie chcemy stracić wpływów, przywilejów i pracy. – uśmiechnęła się w taki sposób, że wiedziałem, że mówi prawdę.

-Po co mi to mówisz? Rozumiem, że straciłem pracę, ale po zdradzać mi wasze tajemnice?

-No cóż. Nasza organizacja jest młodym tworem. Nikt jeszcze nie myślał o przyszłych zwolnionych lub emerytach. Niektórzy odeszli sami, bo nie wytrzymali psychicznie i zwariowali, a wariaci nie są niebezpieczni. Normalni, tacy ja ty, tak. A zawsze odchodzący znają wiele innych naszych tajemnic, a dziś nikomu nie można już ufać. I jak wtedy mielibyśmy pracować i wykonywać swoje obowiązki. Jak testować nowych, przyszłych oficerów.

-Chcesz powiedzieć, że wszyscy, którzy zawiedli zginęli?– Czułem, że zaczynam się pocić. Ta kobieta była szalona! Ona nie mogła pracować dla wydziału!

-Nie było wielu tych, co zawiedli tak jak ty, ale niestety zginęli.

-Ale Moniko! Zaczekaj. To nie tak. Po prostu…

-Po prostu ci się spodobałam i może kiedyś, gdybym była prawdziwa, odszedłbyś z pracy, a być może na prośbę takiej kobiety sprzedałbyś posiadane informacje, by za pieniądze uciec gdzieś daleko. –Uniosła pistolet i mierzyła dokładnie środek mojego czoła-Poza tym, tak naprawdę mam na imię Dorota, a ty nie jesteś w moim typie.

-Koniec? Tak po prostu?– Moje zmysły z trudem starały się zaakceptować dziejącą się scenę. Zaczęło szumieć mi w głowie i nie mogłem na niczym skupić myśli.

-Niestety. Młynarczyk będzie zdruzgotany, ale w przeciwieństwie do ciebie, JA muszę wykonać zadanie do końca. Żegnaj.

I właśnie wtedy, w całym mętliku i szumie jaki miałem w głowie, pojawiła się jedna czysta myśl. Myśl, której się uczepiłem z nadzieją przez te ostatnie sekundy. Że może jej naboje też są fałszywe i Dorota, niczego nieświadoma również jest przez kogoś testowana.

Kobieta nacisnęła spust pistoletu…

 

T.J.

Koniec

Komentarze

Chandlerowska narracja, by tak rzec. Fajne opko, ale jakoś tak po ekspozycji, tj. kilku pierwszych akapitach, nie bardzo wiadomo, o czym to będzie. I całość wygląda na taką opowieść, która snuje się - nieźle napisana, ale bez większego napięcia. O dziwo, dobrze to się czyta. No, ciekaw jestem, jak inni ocenią, skomentują. 
Pozdrawiam. 

Przyjemnie się czyta i historia ma klimat, ale jest bardzo przewidywalna. Tuż po wzmiance o nadzwyczajnym podobieństwie do zmarłej żony domyśliłam się, że kobieta manipuluje i stanowi ostatni test.
Błędy:
Ponownie spojrzałem na zegarek, by stwierdzić, że patrzyłem na niego niecałe pięć minut temu - pierwszy przecinek niepotrzebny.
Każdy obywatel powyżej dwudziestego roku życia, dostawał cztery kartki - tu też błąd interpunkcyjny.
-Tak. Gratuluje. Zaliczyłeś wszystkie testy - literówka, powinno być "gratuluję".
Kapitan wyjął z szuflady biurka, jakieś niedużą, czarną skrzynkę - znowu przecinek na początku.
Nie oficjalny bonus - niepoprawne, powinno być "nieoficjalne".
Trójka.

Dziękuję za komentarze. Błędy interpunkcyjne to moja "pięta achillesowa". Fajnie, że dotrwaliście do końca, bo faktycznie trochę się opowieść wlecze.

Niezłe, przyznam że mnie zaskoczyłeś tym ostatecznym testem agenta, coś mi śmierdziało to podobieństwo do "starej Moniki", ale nie domyśliłem się aż do samego końca, tutaj na pewno punkt dla Ciebie. Moim zdaniem nie było bardzo przewidywalne, albo ja miałem zaćmienie. Przyjemnie się czytało.

Akapit:"Oczywiście w skutek walki z narkotykami,  (...) zwrócono uwagę na problem. "
takie kwiatki jak "przestępstw popełnionych pod wpływem alkoholu lub dla zdobycia pieniędzy na sam alkohol"
"-Dobra. -Westchnąłem i (...)" ten i następny akapit, ten sam problem.
Dokładnie w każdym wersie występuje słowo alkohol, nie wiem czy to zamierzony efekt, ale ja chyba bym w kilku miejscach zamienił to to na np. "wódę".
Poza tym interpunkcja, ale to  "pierdoła". Niestety, nie mogę wystawiać ocen więc wstrzymam się z werdyktem.

Nowa Fantastyka