- Opowiadanie: Sebrus - Złoty trzmiel- Baśń na konkurs "Jak ta baśń się pięknie plecie"

Złoty trzmiel- Baśń na konkurs "Jak ta baśń się pięknie plecie"

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Złoty trzmiel- Baśń na konkurs "Jak ta baśń się pięknie plecie"

Złotytrzmiel

 

_____Pewnego dnia,o brzasku mały Jacek wyruszył z psem Amorem po miodową wodę do leśnego ruczaju.

Szumiący potok pełzający wśród skał góry Miedzianej, miał leczniczą moc. Wiedział o tym dziadek Jacka który

wysyłał go często po słodki płyn. Starzec potrzebował go do przyrządzenia lekarstwa. Podgrzewał wodę

w rondlu na błękitnym ogniu, doprawiał wonnymi ziołami i podawał wnukowi do picia. Wywar pomagał stłumić

ostre kłucie,jakie często odzywało się w młodym sercu chłopca.

____Śmiały wędrowiec nucił radosną pieśń i kroczył pewnie po krętej ścieżce ze swoim kompanem,a towarzyszył im

zimny wiatr. Lato już dawno minęło w dolinie Białego kamienia, a na jego miejsce przyszła pani Jesień z koszem

pełnym jarzębiny i kasztanów. Dokoła mieniło się od kolorowych liści, a korzenny zapach jesieni gęstniał po łąkach

i lasach.Pani Zima też dała o sobie znać i otuliła dolinę w śnieżny, puszysty kożuch. Cienka warstwa białego puchu

okryła korony drzew i zagajniki. Wczesny śnieg topniał powoli, lśniąc w blasku jesiennego słońca.

____Jacek wraz z psem wszedł w brzozowy zagajnik. Białe brzozy kołysały się i tańczyły z wiatrem, niczym młode

panny na uroczystym balu. Wtórowała im wesoła ptasia muzyka, która rozbrzmiewała po koronach drzew. Nagle

kundel Jacka, wytropił zająca kicającego dotąd beztrosko po białym puchu.

-Prędzej Ami,łap biedaka za długie uszy!-wołał radośnie Jacek.

Pies pobiegł prędko za popielatym zajączkiem w skalną szczelinę, zarośnięta starymi paprociami i długimi jeżynami.

Młodzieniec z ciekawością przedzierał się w tym samym kierunku.

-Tu jesteś fajtłapo.– mrukną Jacuś– Odpoczywasz sobie wygodnie pod jodełka, a po szaraku nie ma ani śladu…No

i na kolecje znów będą kluchy z mlekiem…

Strapiony podróżnik dopiero teraz zauważył, że wszedł w ciasny wąwóz, otoczony wysokimi skalnymi ścianami, nad

którymi pochylały się wykręcone ramiona wiekowych dębów i buków.

Pomiędzy cieniami drzew na oświetlonym płacie śniegu,nagle jasno błysną jakiś przedmiot. Zdumiony Jacek

dostrzegł na zmrożonej pokrywie, martwego trzmiela o złotych skrzydełkach. Uroku dodawały mu lśniące czułki

i barwny włochaty tułów. Przypomniał on Jackowi baśń o złocistym strażniku, który miał posiadać klucz do bram

zaginionego lasu rosnącego bujnie w magicznej krainie.

-Warto pokazać go dziadkowi. Mógłby sobie zawiesić błyskotkę na swojej siwej brodzie i paradować z nią jak wielki

mocarz.– żartował Jacek.

Miał tylko przy sobie mały gąsior na wodę, więc schował swój skarb do kaptura od lnianego płaszcza, przed tym

zawiną go delikatnie w chustkę.

Wracając na ścieżkę wesoło pośpiewywał swoim pięknym głosem o kolorowych liściach i o ziemi pachnącej jesienią.

Tymczasem Jacuś nie wiedział, że znalazł prawdziwego strażnika zaczarowanego boru. Lśniący owad nie zasną na

wieki tylko na krótki zimowy czas, jaki nie tak dawno zaskoczył całą dolinę.

Wibrujące dźwięki pieśni i ciepło obudziło niezwykłego trzmiela, który uwolnił się z zawiniątka. Po chwili, z brzękiem

wyleciał z kaptura i użądlił nieszczęsnego malca w szyje.Ból przeszył jego wątłe ciało a nogi odmówiły

posłuszeństwa.

Jacek leżał na wilgotnych liściach i resztkach śniegu. Czuł jak żywy żar pali go od środka a senność powoli

zamyka znużone powieki.

___Obudził się na dywanie z żółtych i ciemnozielonych liści a nad nim szumiały nagie konary,niespokojnych drzew.

Promienie słoneczne z trudem przebijały się przez mgliste niebo,a ptasi świergot nie rozpraszał panującego smutku.

-Co to za miejsce,gdzie ja jestem!?-wystraszony,pytał sam siebie– Gdzie się podział mój biedny piesek?

Las porastał prawie prosty teren z wyjątkiem niewielkiego wzgórza, który górował ponad resztą tajemniczej krainy.

Obolały i wystraszony chłopczyk postanowił kierować się ku wzniesieniu w nadziei, że ze szczytu będzie mógł

dostrzec jakieś wyjście z gęstej puszczy. Na łagodną górę prowadziła wąska dróżka, która wiła się jak wąż między

grubymi pniami.

Zbliżał się z wolna do płaskiego wierchu, porośniętego suchym wrzosem.Na tej niewielkiej polance,w kręgu z białych

głazów,rósł buk. Był niewysoki i o krępych gałęziach pokrytych blado brązowym listowiem.

Szlachetne drzewo obrośnięte było przez czerwony bluszcz, który wyciskał z niego ostatnie życiodajne soki.Żywica

zdawała się lśnić na srebrnej korze,niczym jak gorzkie łzy na zbroi rannego rycerza. Wtem, znienacka zerwał się silny

wiatr, a głuchą cisze wypełnił głośny szmer potężnych dębów,otaczających wrzosowisko.

Jacek usłyszał nagle wewnątrz głowy,melodyjny niski głos:

-Pokłoń się mały przyjacielu przed królewskim obliczem. Jesteś bowiem na świętej ziemi,opiekuna naszego

lasu.

Przestraszony młodzian,ukłonił się głęboko przed bukowym władcą i nerwowo spoglądał wokół siebie.

-Kim jesteś i z jakiego powodu się tu znalazłem?– jęknął Jacek.

-Jestem Dębem starszym, skromnym sługą naszego pana. A ciebie wysłał ślepy los,byś ocalił nasza krainę od

zguby.– oznajmił spokojnie nieznajomy.

-Nic z tego nie rozumiem.– szepną zakłopotany chłopiec.

-Posłuchaj,więc – rzekł wewnętrzny głos– krótkiej historii, która będzie odpowiedzią na twoje pytania.

Była to opowieść o złym czarodzieju, jaki żył kiedyś na tej ziemi, zakłócał spokój i harmonię lasu swoimi czarnymi

czarami a na wszystkich nieposłusznych rzucał srogie klątwy. Jednak Matka natura nie mogła dłużej znieść zniewagi

swoich podopiecznych i pod groźba śmierci wypędziła złośnika z cichego gaju. Ten jednak z zemsty i nienawiści,

która wypełniała jego zimne serce, posiał magiczny bluszcz niedaleko korzeni króla wszystkich drzew.

Spokój i szczęście nie panował długo, ponieważ już na wiosnę krwista roślina zaczęła oplatać i ogłuszać czcigodnego

buka. Magia dodawała jej mocy, a żadna leśna istota nie mogła zerwać śmiertelnych pnączy.

-Teraz wszystko pojmuje.– westchną Jacek– Ale nie wiem,jak mogę wam pomóc, jeśli nikt z żywych nie może

zniszczyć zaczarowanej rośliny.

-Okrutny czarnoksiężnik objawił nam przed odejściem,że tylko piękna pieśń niewinnego dziecka,może skruszyć

nadprzyrodzoną siłę,drzemiąca w środku płomiennego chwastu-. odpowiedziało stare drzewo– Możesz nam pomóc

drogi chłopcze?

Jacuś długo nie wiedział co uczynić,ale dał się wreszcie przekonać. Znał niejedną piosenkę, ale wybrał tę,którą

dziadek nieraz nucił,popalając fajkę i bujając się w fotelu na biegunach. Nabrał spory haust świeżego powietrza

i zaśpiewał:

 

Czekaj bracie, idzie wiosna,

Dama miła i radosna.

Znów zakwitną wiśni kwiaty,

a z pól spłynie śnieg brodaty.

Znów zaświergotają ptasie chóry

i letni deszczyk spadnie z chmury.

 

Wypatruj bracie, wiosennej jutrzenki,

szczęśliwej i uśmiechniętej panienki.

Dzięki niej do domu wracają bociany,

a niebo dekorują tęczowe ramy.

Dzięki niej pachną soczyście łąki,

a na jabłoniach rodzą się zielone pąki.

 

Wnet, bracie ruszysz na jej spotkanie,

Pani przyniesie ci miodu na śniadanie.

Uplecie ci wianek z mleczy

a twoje smutne serce wyleczy.

Będziesz miał pogodnego ducha,

i szeroki uśmiech od ucha do ucha.

 

Widząc jak wesołe dźwięki obluźniły mocne więzy,podbiegł do czerwonego bluszczu i zaczął go z pasją rwać. Pnącza

łamały się bez oporu, ale za to dość łatwo przecinały skórę chłopca, wiec gdy skończył miał całe dłonie we krwi.

Jednak żywica z królewskiego buku, którą przypadkiem się wysmarował podczas szapaniny,cudownie tamowała

krew i powoli zabliźniała rany.

Młody wędrowiec,poczuł nagle jak gorący strumień ciepła płynie z rąk, prosto do chorego serca. Ponownie senność

dała o sobie znać. Jednakże tym razem było to bardziej błogie uczucie,niż wtedy kiedy został pechowo użądlony.

Zanim zasną,zdążył poczuć ciepło słońca wychylającego się za mglistych chmur, słyszał radosny śpiew ptaków i szum

szczęśliwych drzew. Zdążył jeszcze zobaczyć jak cały las cieszy się i dziękuje mu za oswobodzenie szlachetnego

władcy.

___Gdy otworzył oczy, dostrzegł, że Amor czuwa przy nim zmartwiony. Przez krótka chwile miał zamęt w głowie, nie

mógł pojąć gdzie był i co robił.

– Gdziekolwiek byłem jestem już z powrotem.– powiedział w końcu – Burczy mi w brzuchu chyba bardziej niż tobie,

wracajmy do domu piesku.

___Wyczerpany, ale pogodny powrócił wreszcie do swojego ukochanego dziadka i przytulnego domu. Opowiedział

starcowi całą przygodę, która go spotkała. On wysłuchał spokojnie opowieści a na końcu zamyślony uśmiechną się

tylko,zerkając w ogień kominka.

Wkrótce okazało się,że kłucie w sercu Jacka zanikło.Dzięki leczniczej żywicy z magicznej puszczy, chłopiec całkowicie wyzdrowiał.

Jacek patrzył zawsze z sentymentem na korony pobliskich drzew i często uważnie się im przysłuchiwał. Nieraz

zdawało mu się że wśród konarów pomarszczonych czasem, słyszy głośny szept lub cichą rozmowę.

Niemniej jednak,gdy kiedykolwiek przechadzał się po puszczy,nie śmiał nawet zanucić, jednej ze swoich ładnych pieśni. Bał się bowiem, że mógłby zbudzić ze snu śpiącego strażnika, złotego trzmiela.

 

Sebastian Rusnarczyk

Koniec

Komentarze

Zmień czczionkę na niewytłuszczoną, bo w tej wersji nie da się tego przeczytać - wszystko się zlewa.

...always look on the bright side of life ; )

Kuleje formatowanie tekstu (te dziwne linie w kilku akapitach trzeba usunąć). Częsty brak spacji po przecinkach i kropkach. Nie rozdzielone spacjami wyrazy bardzo utrudniają czytanie. Brak przecinków przed a. Literówki: mineło, gestniał, kolecje, płacie, harmonie, wybrał tą (powinno być tę). Brak konsekwencji w stosowaniu wielkich liter w nazewnictwie: Pani Jesień, Matka natura, puszcza Białego kamienia. Niepotrzebne, drażniące zdrobnienia: piesek, chłopczyk, dróżka itp. Przeoczenia w konstrukcji zdań: np. Żywica zdawała się lśnić na srebrnej korze,niczym jak gorzkie łzyna zbroi rannego rycerza. Te błędy bardzo utrudniają (wręcz uniemożliwiają) czytanie tekstu.

Co do samego opowiadania: jak na opowiadanie pisane przez chłopaka (mężczyznę???), bardzo dziewczyński, wręcz dziewczyńsko-dziewczyński tekst. Jak dla mnie, za dużo tu infantylizmu i bajkowego kiczu. Ale może komuś innemu to się spodoba. Bez oceny.

...always look on the bright side of life ; )

Wiem,że już po terminie i terminów trzeba przestrzegać, ale proszę dj jajko, żeby uwzględnił tę Baje na konkursie:)

A do" jacek001": Dzięki za konstruktywną opinie i za sugestie, spróbowałem poprawić co trzeba.

Odnośnie "dziwnych linii"-zrobiłem je specjalnie, żeby podkreślić akapity- dobrze jak w opku widać akapity, a jeśli pisałeś już coś na tym edytorze tekstów, to wiesz jak ta sprawa wygląda- nie da się inaczej.

A co do dziewczyńskiego opowiadania- to jest Baśń, baśnie zazwyczaj są dla dzieci. Nie będę pisał baśni dla dorosłych,bo kto je czyta- chyba z sentymentu. I nie pomyliłem portali fantasy z portalem dla dzieci, tylko chciałem rzucić to na konkurs "Jak ta baśń się pięknie plecie".

Sayo nara;)

Jak powiedział jeden z pracowników nowojorskiego portu w "Pogromcach duchów II", widząc widmowy Titanic:

Lepiej późno, niż wcale    :mrgreen:

 

Nastrojowe, nie powiem, jednak zbyt bajkowe, jak na mój gust. O błędach technicznych napisano powyżej.

Niepotrzebny trud. Właśnie z tymi irytującymi liniami czyta się gorzej. Przyjęło się już w Necie, że nie wszędzie formatowanie tekstu uwzględnia wcięcia. Taka karma i nie ma co z nią walczyć.

Dobra i tak już po ptakach, "Złoty trzmiel" odleciał do ciepłych krajów;)
Pozdro

Ja piszę zawsze w Wordzie a potem wklejam do okienka edytora. Pisanie na gorąco w okienku edytora jest zdecydowanie niepraktyczne. Co do akapitów, ja je widzę i bez tych linii. I na koniec: kto Ci powiedział, Drogi Sebastianie, że baśnie są przeznaczone zazwyczaj dla dzieci? Przecież baśnie czytają również, a może nawet przede wszystkim, dorośli :) Nie ma sensu na siłę infantylizować tekstów basniowych, to jest po prostu niepotrzebne.

...always look on the bright side of life ; )

Polemizował bym... bądź co bądź, dzięki za uwagę;)

Nowa Fantastyka