1: Pacjent Zero
Osiedle, Opuszczony Czarnobyl, Ukraina I 22 lipca 1995, godzina 15:08
Miejsce to, którym było kiedyś miasto, znacząco zmieniło się pod wpływem tragedii. Drzewa wraz z roślinami, tryumfalnie zajmowały dawne budynki mieszkalne, a wokół panoszyły się dzikie zwierzęta, szukające pożywienia. Kilka wron zaskrzeczało, gdy nagle pojawiła się czwórka ubranych na czarno mężczyzn, dzierżących w dłoniach karabinek – beryl, polskiej produkcji. Nerwowo reagowali na każdą obecność zwierząt, niemal prawie dotykając spustu i chcąc wystrzelić śmiercionośną serię, mogącą unieszkodliwić przeciwnika. Celowali za pomocą mechanicznych przyrządów celowniczych, umocowanych na szynie broni. Sprawnie przedzierali się przez gęstwinę traw i zmutowanej roślinności, docierając do osiedla, gdzie zauważyli tylko pusty placyk zabaw i opuszczone blokowisko.
– Kurwa, jaka cisza. – Jeden z nich wskazał na osiedle, a następnie obejrzał się dokoła, wsłuchawszy się w przerażającą ciszę.
Usłyszeli rozmowę toczoną po rosyjsku. Uciekli do jednego z opuszczonych bloków i skryli się w ciemnościach, czekając, aż patrol w końcu ich minie. Wyszli po chwili, mijając opuszczone osiedle.
***
Dalszy etap podróży toczył się niedaleko wesołego miasteczka. Ich celem było odzyskanie jednej z walizek, gdzie mogła znajdować się dosyć niebezpieczna broń masowego rażenia. Wskoczyli niczym dzikie pantery do jakiejś opuszczonej zielarni, gdzie wszyscy powoli pozajmowali swoje stanowiska.
– „Sigil”! Podsłuchaj ich – rozkazał dowódca grupy, w randze porucznika.
„Sigil” był młodym rekrutem. Na plecach posiadał strzelbę tayphoon–05, produkcji amerykańskiej z przeziernikiem i szczerbinką. Wyciągnął on z kieszeni spodni, niewielki ekran z wbudowanym głośnikiem i anteną. W ciągu kilku sekund, rozłożył on sprzęt szpiegowski, a na ekranie ukazał się obraz ze spotkania dwóch mężczyzn.
***
Na niewielkim placu, spotkało się dwóch mężczyzn. Jeden z nich, miał ogoloną głowę, prawdopodobnie był koło trzydziestki, a w dłoni trzymał srebrną walizkę, mogącą zawierać pieniądze na transakcję. Drugi z nich przybył w asyście dwóch młokosów, dzierżących AK–47 z magazynkami przewiązanymi taśmą. Miał krótkie, brunatne włosy i porozumiewał się w języku rosyjskim z arabskim akcentem. Również posiadał srebrną walizkę.
– Jesteś sam? – zapytał nieufnie.
– Tak – odparł twierdząco drugi, łysy mężczyzna.
– Jeżeli dowiem się, że mnie kantujesz, to nici z transakcji, panimajesz?
– Rozumiem – powiedział łysy, po czym dodał: – W walizce jest milion dolarów w żywej gotówce, więc jak będzie?
– Masz. Broń jest zabezpieczona i gotowa do użycia, kiedy tylko chcesz. – Mężczyzna z brunatnymi włosami, wręczył mu walizkę, zawierającą tajemniczy pakunek.
***
Pocisk wystrzelony z jednego z karabinów, wbił się w głowę łysego, tworząc niewielką wyrwę widoczną po obu stronach głowy. Dwójka strażników, asystująca drugiemu mężczyźnie, otworzyła ogień do widocznych w oknie komandosów, nieco komplikując misję. Dowódca grupy nakazał ucieczkę, świadczącą o niepowodzeniu misji. W międzyczasie, gdy oni uciekali, tajemniczy Rosjanin, z arabskim akcentem wziął obie walizki i wsadził do sprawnego, czerwonego auta, rosyjskiej marki Łada. Odjechał z piskiem opon, a na jego miejscu pojawiła się cała armia Rosjan.
– Odłamkowym! – krzyknął dowódca.
Huk słychać było w całej okolicy, a wybuch odrzucił idących w ich kierunku żołnierzy i zabił. Była to dość widowiskowa scena, jakiej nie powstydziłby się żaden z filmów akcji.
„Sigil” przeładował karabinek, wciąż chowając się za rogiem jednego z budynków, aby po chwili móc oddać śmiercionośną serię, dzięki której udało mu się zabić ścigającego go żołnierza. W między czasie wyciągnął strzelbę i huraganową serią, zaczął ostrzeliwać znajdujących się blisko jej zasięgu najemników. Z zarośli nagle wyskoczył jeden z nich, uzbrojony w nóż. Młody rekrut powalił go jednym ciosem dżudoki i podciął gardło. Gdy uporał się z wszystkimi, dołączył do grupy, aby móc przedrzeć się z powrotem do lasu.
***
Las był pełen drzew o karmazynowej barwie, przypominającej wręcz krew. Trawa sięgała do kolan, ale w końcu udało im się dotrzeć do niewielkiej polany, gdzie mieli się zgłosić po wykonanej misji.
– Baza? Tu Alfa, zgłoś się! Odbiór! – lider grupy, próbował wywołać kogoś z dowództwa.
– Alfa? Słyszę cię… – powiedział niewyraźny głos w słuchawce.
– Misja nieudana, przesyłka utracona.
Przez chwilę w słuchawkach zapanowała cisza, po kilkunastu minutach, głos odezwał się ponownie.
– Rozumiem, Alfa. Wysyłamy po was transport.
– Będziemy czekać. Alfa, Bez odbioru.
***
Po niedługim czasie oczekiwania, upragniony transport pojawił się, a jednostka wróciła do domu. Ściągnęli kominiarki i wyraźnie przygnębieni, byli na siebie źli za spieprzenie misji.
Wiadomości TVN24 I 15 grudnia 2016, godzina 19:03
…Niedobitki żołnierzy z Państwa Islamskiego, zdają się jeszcze bronić na południu Syrii, co można uznać za niewątpliwy sukces w walce z tą terrorystyczną organizacją. Nowo wybrana prezydent USA – Hillary Clinton, wyraziła nadzieję, że wkrótce zostanie przywrócona stabilność w tej części regionu Syryjskiego, a jednocześnie zapewniając o udzieleniu pomocy w odbudowie państwa ze zniszczeń wojennych. Tymczasem w Meksyku, miał miejsce zamach terrorystyczny z wykorzystaniem broni biologicznej, znanej jako – C.E.L.L. W wyniku wybuchu zginęło pięć tysięcy ludzi, natomiast liczba zarażonych jest nadal nieznana. Choroba wywołana wirusem, powoduje: groźną wysypkę mogącą doprowadzić do powstania groźnych dla życia ropni, które pękając tworzą niezabliźnione rany, i w dalszym kontakcie, mogą doprowadzić do zanieczyszczenia krwi, a także krwawe wymioty, wywołujące ciężkie odwodnienie organizmu, w efekcie czego następuje śmierć. Osoby, które zauważyły u siebie niepokojące objawy, są zobowiązane do natychmiastowego udania się do lekarza w celu poddania się leczeniu. W związku z tym tragicznym wydarzeniem – Unia Europejska, postanowiła przyjąć rezolucję, na mocy której, państwa członkowskie, są zobowiązane do pomocy humanitarnej wszystkim poszkodowanym i udzieleniu natychmiastowej opieki medycznej. Dla TVN24 – Justyna Szapłowska.
Centrum Operacyjne Jednostki „Klucz”, Ankara, Turcja I 15 grudnia 2016, godzina 20:55
Granatowy Ford Fiesta, zmierzał do tajnej siedziby jednostki „Klucz”, jadąc z umiarkowaną prędkością i sprawnie omijając korek na tureckiej autostradzie tego wieczora. Na ulicach nadal krążyli jeszcze ludzie, spacerując, albo tocząc rozmowy między sobą. Kierowca obserwował jak na chodniku, idzie para zakochanych, obdarzająca się czule pocałunkami i trzymająca się za ręce. Dziewczyna była młoda, miała chyba koło osiemnastu lat, chłopak wyglądał, co najmniej na dziewiętnaście i był dobrze zbudowany. Mężczyzna skręcił w lewo, dojeżdżając przed gmach siedziby. Wysiadł z pojazdu i z kieszeni swoich niebieskich spodni wyciągnął paczkę papierosów, zapalając raz po raz zapalniczkę, a w końcu podpalając wyciągnięty papieros. Z ust puścił niewielki obłoczek siwego dymku. Gdy wypalił, spokojny wkroczył w progi siedziby.
Budynek z zewnątrz przypominał trochę bank. Ale był szary i wypłowiały. W oknach nikt się nie poruszał, a wejścia strzegły ciężkie drewniane drzwi.
W środku także panowała pustka, a pozostałe – także pracujące wydziały – były tak ciche, że trudno było dostrzec ich obecność w opuszczonym niemal molochu. Mężczyzna szedł karmazynowym korytarzem w kierunku biura głównodowodzącego, czyli szefa całej tej organizacji.
– Sierżant Josuf Al–Ifnat Garani, pseudonim „Hassid” – przedstawił się żołnierz.
– Spocznijcie. – Gestem ręki, mężczyzna wskazał chłopakowi miejsce na drewnianym taborecie.
Miał ciemną karnację skóry, był grubo po pięćdziesiątce i posiadał krótkie, czarne włosy. Charakterystycznym dla szefa jednostki, był tatuaż na prawym policzku z symbolem jednostki – kluczem.
W rogu znajdował się włączony telewizor, skąd przebiegała relacja z pogrążonego w chaosie Meksyku. Widoczna na ekranie reporterka, mówiła w swoim ojczystym o sytuacji w tym kraju, która była nie najlepsza. Młody sierżant zauważył to, nie zwracając na nic więcej uwagi i przysłuchując się ubranej elegancko kobiecie. Ściany były pomalowane na stalowy odcień szarości, sprawiając wrażenie metalowego bunkra. Podłoga złożona była z paneli, a za siedzącym przy biurku szefem jednostki, znajdowało się jedno, duże, prostokątne okno, wychodzące na jedną z ulic Ankary. Mężczyzna o ciemnej skórze wyciągnął z szuflady biurka plik dokumentów, zawierający określone informacje o jednej z misji, której nie udało się ukończyć pomyślnie.
– Dwanaście godzin temu, w stolicy Meksyku, wybuchła bomba zawierająca broń biologiczną, zabijając dużą liczbę osób i zarażając bliżej nieokreśloną ilość ludzi – wyjaśnił osobnik, znany jako Szef.
– O, mój Boże… kto… kto to mógł zrobić? – młody chłopak był w szoku po tym, co zobaczył i jeszcze przez chwilę nie mógł dojść do siebie.
– Wywiad próbuje to ustalić, na razie mamy siedzieć cicho i czekać na następne informacje. Wtedy wkroczymy.
– A… czy wiesz Szefie, kto może być następnym celem?
– Nie wiem. Choć to pozostaje w sferze domysłów.
– Jakie mam zadanie?
– Będziesz dowodził grupą, której zadaniem będzie rozbrojenie bomby.
– Kiedy wyruszam?
– Wkrótce. Gdy tylko wywiad ustali miejsce kolejnej detonacji.
Młody żołnierz zasalutował, po czym wyszedł i wsiadł do auta, jadąc z powrotem do domu.
Klub nocny „Gobelin”, Istambuł, Turcja I 15 grudnia 2016, godzina 23:30
Budynek był miejscem spotkań wielu prominentnych polityków, a także szemranych osób, należących często do przestępczego półświatka. Wnętrze rozjaśniały fioletowe, neonowe światła, a w regularnych odstępach były rozłożone stoliki, przy których siedzieli stali bywalcy. Była tu także zarezerwowana specjalna strefa dla wyjątkowych gości. Wokół na rurach swój pokaz wykonywały skąpo ubrane tancerki, a zadowoleni goście z radością zostawiali swoje pieniądze.
– Stój! – powiedział ochroniarz, ubrany w garnitur.
W niewielkim pokoiku dla VIP–ów, za mężczyzną, siedział siwy staruszek z długą białą brodą, oglądając prywatny pokaz, który wcześniej opłacił dużą sumą pieniędzy. Widząc małe zamieszanie w przejściu, pilnowanym przez mięśniaka, postanowił zainterweniować.
– Wpuść go! – krzyknął. – Jest czysty.
Chłopak nazywał się Mehmed, miał śniadą cerę i był szatynem. Ubrany był zwykłe niebieskie spodnie i białą koszulę.
– Allach akbar, przyjacielu – powiedział serdecznie witając się ze starszym człowiekiem.
– Allach akbar – odparł mężczyzna.
Gdy chłopak usiadł, tancerka kontynuowała przerwany występ, ku zadowoleniu obydwu mężczyzn.
– W Meksyku zapanowała panika, dużo zginęło, a wielu zostało pozarażanych.
– Detonacja bomby zawierającej gaz z wirusem, to nie wszystko – zaczął wyjaśniać powoli staruszek. – W jego kodzie genetycznym zawarty jest patogen, umożliwiający reaktywację zwłok.
– CO?!
– Tak… stworzyliśmy wirusa, aby wyniszczył niewiernych. Jeżeli nie potrafią przyjąć naszej religii, niech sczezną jak psy.
Nagle do pomieszczenia weszła barmanka, niczym niewyróżniająca się od wykonujących swoje pokazy tancerek. Postawiła ona na stoliku dwa eleganckie kieliszki i nalała do nich wody. Obaj wzięli głęboki łyk i kontynuowali dalszą rozmowę.
– Zombie? Żywe trupy? – powiedział z niedowierzaniem Mehmed.
– Zombie… to określenie wykute przez niewiernych z zachodu. Zostańmy przy trupach, drogi Mehmedzie.
– A, więc… te trupy…?
– Te trupy jeszcze dziś zaatakują ludzi – oświadczył starzec.
– Mamy antidotum?
– Tak, owszem. Mamy.
Mehmed spędził dobre kilka godzin w klubie, w towarzystwie swojego starszego znajomego. Wyszedł dopiero po piątej, nadal będąc zszokowanym planem jaki mu przedstawił.
Narodowy Szpital Publiczny, Mexico City, Meksyk I 16 grudnia 2016, godzina 08:10
Szpital przepełniony był chorymi ludźmi. Przebywali tutaj ludzie z drobnymi dolegliwościami, jak i ci z poważnymi problemami zdrowotnymi. Jednak dużą liczbę zajmowały osoby, które ucierpiały na skutek wybuchu bomby, zawierającej gaz z wirusem, który wywoływał bolesne objawy. Lekarze krzątali się po sterylnie białych korytarzach, nosząc przy tym pomarańczowe kombinezony, mające ich chronić przed jakimkolwiek kontaktem z zarażonymi. Stolica Meksyku obecnie była obsadzona też specjalnym batalionem zwalczającym zagrożenia biologiczne. Także i tu, znalazło się kilku żołnierzy, pochodzących z niego.
Lekarze wieźli właśnie jednego z pacjentów, zarażonego tajemniczym wirusem, aby przywrócić prawidłową akcję serca. Będąc już na sali, mężczyzna w średnim wieku dostał drgawek, przez co musiał zostać przypięty pasami do łóżka.
– Cholera! – powiedział jeden z lekarzy, o specjalizacji kardiologa. – Szybko, zestaw do reanimacji!
Pielęgniarka przyniosła, przypominające wielkie pudło maszynę, z dwoma wystającymi uchwytami przewodzącymi prąd. Włączyła je, a kardiolog mógł wystrzelić impuls.
Pierwszy strzał…
Na ekranie kardiomonitora wyświetlała się prosta, zielona kreska, oznaczająca brak reakcji.
Drugi strzał…
Powtórnie lekarz zaobserwował na ekranie brak jakiejkolwiek reakcji.
Trzeci strzał…
Nagle wszyscy znajdujący się w środku usłyszeli dziwny charkot. Skóra mężczyzny przybrała siwy – pozbawiony tlenu – kolor, a tęczówka zabarwiła się na biało. Mężczyzna wyrywał się, a na ekranie nadal widniał brak pulsu. Lekarze byli zdumieni zjawiskiem, ale postanowili wypuścić mężczyznę.
To był poważny błąd.
***
Pacjent rzucił się na grupę niczego nieświadomych lekarzy i całkiem zniszczył ich kombinezony, tworząc podobne ku sobie istoty. Ruch potworów był powolny i ociężały, na ciele nadal widniały ropnie, powstałe z wysypki, a z ust lała się krew. Wyszli na korytarz, gdzie wojska zaczęły pacyfikować przemienionych.
Salwy oddawane przez piechurów, co rusz przerywały charczenie stworów. Meksykańscy żołnierze ubrani w specjalne mundury z maskami i ciężkie zbroje, korzystali z lekkich karabinów maszynowych MGX – 50, rodzimej produkcji. Zombiaków było coraz więcej, korytarze zapełniały się krwią, a żołnierze zostali całkowicie odcięci z dróg ucieczki. Jeden z nich, wyciągnął granat i rzucił pod nogi. Ogromny wybuch zabił większą część żywych trupów w szpitalu, lecz reszta wyszła na ulice, gryząc i zarażając następnych ludzi.
***
Posterunek znajdował się gdzieś na przedmieściach. Był to jeden z ostatnich, które w ostatnich godzinach udało się utrzymać. Dowodził nim oficer sztabowy Juan Antonio. Na sobie miał podstawowy mundur z kamuflażem moro, hełm i kamizelkę kuloodporną. Siedział w swoim biurze i dopalał papierosa, gdy nagle jeden z jego podwładnych wbiegł do pomieszczenia.
– Co jest? – zapytał, wypuszczając dymek z ust.
– Zarażeni! Przebili się – wykrzyczał spanikowany.
– Co, kurwa? To niemożliwe – powiedział oficer, myśląc, że się przesłyszał. – Nikt tego nie broni?
– Połowa posterunków padła, jesteśmy ostatnim przyczółkiem, w tym mieście.
– Zaraz przyjdę. Szykujcie bewupa! Ewakuacja za piętnaście minut. – rozkazał.
– Tak jest! – żołnierz zasalutował i odmaszerował, wracając na swoje miejsce.
Oficer spojrzał na mapę miasta, rozłożoną na niewielkim stoliku. Dogasił peta w popielniczce i spalił mapę, wrzucając ją do kosza. Wziął z szuflady biurka swój ulubiony pistolet Beretta M9A1 – hybrydowy pistolet samopowtarzalny i wyszedł na zewnątrz.
***
Wieżyczki okopane kilkoma workami z piaskiem, niemal nieustannie wydawały z siebie groźny warkot, wystrzeliwanych morderczych serii. Liczba żywych trupów rosła bez końca, a kul w magazynku zaczęło wkrótce brakować. W międzyczasie, uzbrojony pustynny bewup, podjechał z piskiem opon i zabrał część żołnierzy wraz z oficerem na lotnisko.
Wiadomości TVN24 I 16 grudnia 2016, godzina 16:30
Po zamachu terrorystycznym w Meksyku, chaos w mieście pogłębił się jeszcze bardziej. Stolica stała się miejscem umarłych… i to dosłownie. Zarażeni tajemniczym wirusem, w wyniku wybuchu bomby biologicznej zaczęli przejawiać agresywne zachowanie i atakować zdrowych ludzi na terenie całego kraju. Część personelu wojskowego i sam prezydent wraz ze świtą, ewakuują się do bezpiecznego miejsca ustalonego na południu USA. Prezydent Hilary Clinton poddała pod głosowanie w sejmie, decyzji o udzieleniu militarnej pomocy Meksykowi. Ostatecznie dwustu czterdziestoma głosami na sto trzydzieści, zdecydowano się jej udzielić. Szef NATO – Jens Stoltenberg, wyraził głębokie zaniepokojenie i zaapelował do Rady Europejskiej o głosowanie w sprawie wzmocnienia granic i wysłania większej ilości wojsk do wschodnich i zachodnich flanek sojuszu. Przewodniczący Rady Europejskiej – Donald Tusk, zaznaczył, że decyzja o głosowaniu w tak ważnej sprawie nie zostanie przeoczona i w najbliższym terminie odbędzie się posiedzenie wraz z głosowaniem. Przechodzimy do wiadomości sportowych…
Centrum Operacyjne Jednostki „Klucz”, Ankara, Turcja I 20 grudnia 2016, godzina 18:00
– „Hassid”, wezwałem cię, bo wywiad ustalił w końcu położenie drugiej bomby.
Za oknem niebo płomiennie rozświetliło się zachodzącym słońcem. Siedzący przy biurku sierżant, z uwagą słuchał ustaleń poczynionych przez agentów.
– I?
– Wysyłam twoją drużynę do Polski, a konkretnie do Krakowa.
– To pewne? Nie mylisz się? – zapytał zaskoczony „Hassid”.
– Chłopaki z wywiadu to pracoholicy, oni praktycznie nigdy nie śpią.
– Jaki jest plan?
– Rano, wsiądziecie do samolotu AC–140 i polecicie nad terytorium polskim – zaczął mówić Szef. – Uzbrojeni w specjalne egzoszkielety, zeskoczycie z niego i dostaniecie się do miasta. Tam znajdziecie broń i ją zneutralizujecie. Czy rozkazy są jasne?
– Tak, szefie.
– Mów mi… „Sigil”.
2: Nocny Szturm
Przestrzeń powietrzna Polski, 35 Kilometrów do celu I 21 grudnia 2016, godzina 17:55
Najnowszy samolot transportowy, produkcji amerykańskiej – AC–140, był potężnym kolosem, z trzema silnikami po obu skrzydłach, wzmacnianym tytanowo kadłubem i pancernymi szybami. Od dołu znajdowała się mini–wieżyczka, obsługiwana ręcznie z poziomu kabiny pilotów. W środku natomiast, znajdowała się grupa Alfa, dowodzona przez „Hassida”. Sierżant oglądał swój hybrydowy rewolwer z wymiennym magazynkiem bębnowym – M9A2, marki Beretta. Na sobie miał założony ciemnozielony egzoszkielet, przypominający ten ze znanej gry komputerowej – „Crysis”. Jedyne, co go wyróżniało, był hełm wizjerem umożliwiającym różnorodne przybliżanie.
Członkowie grupy Alfa, zachowywali spokój. Mimo napiętej sytuacji na świecie i chaosie, jaki zapanował po wybuchu epidemii żywych trupów, zdawali się nie zwracać na to szczególnej uwagi. Christopher Connor, był Amerykaninem; którego specjalnością była walka wręcz. W rękach dzierżył on karabin AK–47, z celownikiem holograficznym i tłumikiem. Podobnie jak reszta ubrany był w specjalny skafander, mający zapewnić im przewagę nad terrorystami. Connor był nowym członkiem „Klucza”. W Stanach był Rangerem, o stopniu starszego szeregowego, a do Turcji też przeniósł się dość niedawno wraz z rodzicami.
Właz ogromnego transportera otworzył się. Wszyscy uruchomili swoje egzoszkielety, a na wizjerach przeleciał im gąszcz danych, po czym uruchomiły się najważniejsze funkcje skafandrów. Zeskoczyli w dół.
***
Lecieli szybko i nieskoordynowanie, cały czas szybko spadając w dół. Po chwili wszyscy otworzyli spadochrony i rozproszyli się lądując w różnych miejscach okolicznego lasu.
***
– Kurwa! – zaklął „Hassid”, którego spadochron zahaczył o gałęzie drzew.
Sierżant wyciągnął nóż i odciął blokujące go sznurki. Spadł gwałtownie w dół. Na szczęście egzo wydało się być nieuszkodzone. Komputer został zrestartowany i po chwili funkcje znów się włączyły. „Hassid” wziął swój wytłumiony karabin M4A1, z celownikiem czerwona kropka i uchwytem. Podążał za śladem GPS, swoich członków grupy, widocznym na wizjerze hełmu. W końcu udało mu się dotrzeć, po przedarciu się przez gęstwiny roślin i trawy. Namierzył on w trybie kamuflażu kolejnego z członków swojej grupy, Turka pochodzenia polskiego – Gustawa „Szahira” Najah–Nour. Jego matka była Polką, a ojciec Turkiem. Urodził się gdzieś na południu kraju, w małej mieścinie. Jego specjalnością stała się elektronika, co bardzo go interesowało po zakończeniu szkoły średniej. Do „Klucza” wstąpił przypadkiem, gdy jego zdolności do konstruowania różnych gadżetów zauważył agent wywiadu.
„Szahir” trzymał w dłoniach mały pistolet maszynowy – MP–78, z wbudowanym tłumikiem i uchwytem, z prostymi mechanicznymi przyrządami celowniczymi.
– Kontakt! – powiedział do ukrytego w hełmie mikrofonu i wydał rozkaz zastrzelenia dwóch osobników mówiących po arabsku, posiadających broń.
Rozległ się dźwięk stłumionych strzałów. Ubrani na czarno napastnicy zginęli od pocisków, które trafiły ich między żebra i w głowę. Po zneutralizowaniu patrolu, przeszli dalej.
Wiadomości TVN24 I 21 grudnia 2016, godzina 23:05
Kilka godzin temu, na terenie Polski doszło do wybuchu ładunku wybuchowego zawierającego ładunek biologiczny, podobny do tego, jaki został przeprowadzony w Meksyku. W wyniku detonacji, śmierć poniosło kilka osób, a reszta uległa zakażeniu. Wedle niepotwierdzonych źródeł, na terenie Grobli Małej – małego miasteczka, leżącego pod Krakowem, wylądowała tajna jednostka specjalna o niepotwierdzonych powiązaniach. Tymczasem sytuacja w Meksyku, osiągnęła stan krytyczny. Mimo udzielonej pomocy ze strony USA, liczba żywych trupów wciąż nie topnieje. Na terenach objętych epidemią, szerzą się liczne kradzieże i morderstwa. Grupy ocalałych od wirusa, tworzą prowizoryczne „osady”, odgradzając się od zarażonych i przemienionych, jak często zwą, owe monstra. Decyzją ubiegłego głosowania w Radzie Europejskiej, zadecydowano o podwojeniu wojsk na obydwu flankach Sojuszu Północno –Atlantyckiego. Justyna Szapłowska, TVN24.
Przedmieścia miasta, Grobla Mała I 21 grudnia 2016, godzina 23:15
Spóźnili się. Wybuch odrzucił ich z ogromną siłą do tyłu, a ci uderzyli o ścianę jakiegoś budynku. Gdy wstali widzieli przerażonych ludzi, próbujących zrozumieć sytuację, duszących się i niemogących złapać oddechu. Widzieli jak się przemieniają i chcąc oszczędzić im cierpień, zabijali ich pojedynczym strzałem. Weszli w głąb mieściny, zbliżając się do rynku głównego.
***
Na miejscu zostali zaatakowani przez grupę zombiaków. Byli to przemienieni cywile z potarganymi ubraniami, krwią na ustach, wystającymi kośćmi i święcącymi się na czerwono ślepiami. „Hassid” wraz ze swoją grupą, oddał w ich kierunku kilka strzałów, które jednak nie wystarczyły, gdyż dwa z nich jeszcze się poruszały, pełzając za pomocą rąk po powierzchni chodnika. Connor wyciągnął nóż i pewnym ruchem wbił go w tył głowy, podobnie czyniąc z drugim trupem.
Centralnym punktem rynku była studnia, w której zamiast wody była krew i kilka ciał jakichś nieszczęśników. Na górnym poziomie znajdowała się większość sklepów i kilka ławek oraz schody z przejściem na dolny poziom rynku, na którym znajdował się bar i mały oddział bankowy „ING”. Księżyc rzucił swój złowieszczy cień na dolną część, gdzie duża grupa żywych trupów konsumowała ciało.
– To potworne… ci ludzie…
– Ci ludzie, Connor… – urwał „Hassid”. – już dawno nimi nie są.
Nagle natrafili na duży oddział policji, posługujący się pistoletami automatycznymi – Glock 17, z ciemną obudową. Nie zauważyli oni jednak czwórki komandosów ukrytych pod płaszczykiem kamuflażu. Gdy funkcjonariusze ostatecznie ich minęli, weszli do opuszczonego sklepu z biżuterią.
***
Sklep był pełen różnych błyskotek, pozamykanych w gablotach na cztery spusty. Światło nie działało, co w sumie nie było żadnym utrudnieniem. Cała czwórka zajęła pozycję, aby zabezpieczyć przyczółek. Ćwiczyli ten manewr codziennie w specjalnym ośrodku na Cyprze.
– Connor! Sprawdź tyły, jeżeli ktoś wydaje niepokojące dźwięki, od razu eliminujesz – rozkazał „Hassid”.
– Tak jest!
– „Szahir”! Trzymasz wartę i zabezpieczasz to miejsce od strony północnej.
– Aj, aj szefie!
– „Freud”! Rozłóż mi tu zestaw komunikacyjny.
„Freud” – czy też Joachim Grenn, był imigrantem z Niemiec. W wyniku kryzysu bawarskiego, który doprowadził do przejęcia władzy przez komunistów, mężczyzna został zmuszony wyjechać w poszukiwaniu lepszych warunków bytowych. Takim krajem stała się Turcja, która po nieudanym puczu, zaczęła rosnąć w siłę i powoli wracać do autorytaryzmu, co nie spodobało się sojusznikom z NATO. Miał trzydzieści pięć lat i służył w GSG–9, legendarnej jednostce antyterrorystycznej lata temu. Co go skłoniło do wejścia w szeregi „Klucza”?
Lepsze zarobki, dobra praca… I przy okazji możliwość zwiedzenia krajów. Plus ogromne ryzyko, wynikające z możliwości postrzału…
– Już się robi!
***
– Rozkazy były proste! –krzyczał przez mikrofon „Sigil” – szef jednostki. – Mieliście przechwycić tę pierdoloną bombę!
– Ktoś nas musiał uprzedzić, szefie – próbował uspokoić sytuację, „Hassid”. – Goście od wywiadu, musieli spierdolić swoją robotę!
– Kurwa… ci goście od wywiadu… wypierdoliłbym ich na zbity ryj!
– Co teraz mamy robić?
– Kierujcie się na Kraków – polecił „Sigil”. – Grobla Mała jest oddalona, tylko kilka kilometrów stąd. Tam spróbujcie poszukać Garłowa – to Rosjanin i wisi mi kilka przysług… przynajmniej dzięki temu was stamtąd wydostanę.
– Wirus… osiądzie na naszych skafandrach.
– I na to znajdzie się metoda. Na miejscu będzie na was czekać także, specjalna maszynka, która ściągnie to chujostwo z waszych egzoszkieletów. „Sigil”, bez odbioru.
– Bez odbioru.
Centrala GROM, Warszawa, Polska I 22 grudnia 2016, godzina 02:30
Telefony, ani na chwilę nie dawały odpocząć, zmęczonemu oficerowi głównemu sił specjalnych. Jan Cichy, pseudonim „Cień”, miał pięćdziesiąt pięć lat na karku, przyciemnioną skórę i siwe grube wąsy i krótkie włosy. Na biurku, gdzie w tej chwili panował nieład, znajdował się laptop, często używany do wideokonferencji, powiązanych z ważnymi misjami lub… sytuacjami kryzysowymi.
– Co się dzieje! Żądam wyjaśnień!
– Panie ministrze, ja…
– Jakieś siły specjalne, o bliżej nieokreślonej narodowości i… żywe trupy… mam panu jeszcze wymieniać, generale?
– Słyszałem o tym, robię, co mogę, nie potrafię się rozdwoić.
– Lepiej dla pana, żeby udało się coś wymyślić, inaczej będę zmuszony wnioskować o pana dymisję.
– Zaraz skieruję wszystkie dostępne siły GROM–u, aby zajęły się tą sprawą.
– Liczę na to. Dobranoc.
– Dobranoc – odrzekł oschle „Cień”.
Droga, 15 kilometrów do Krakowa, Polska I 22 grudnia 2016, godzina 02:55
Connor podjął walkę z napotkanym zombiakiem, nieco silniejszym od tych spotkanych w miasteczku. Niestety, jego skafander uległ uszkodzeniu, a on sam został ugryziony przez żywego trupa w odsłonięty kawałek ciała. Komandos zawył z bólu, gdy nagle „Hassid” wyciągnął swój rewolwer i jednym strzałem zabił potwora.
– Dzięki… kurwa… – powiedział Connor, wymiotując krwią. – Chyba… nie masz… wyjścia… ja się przemienię… Khy, khy… wiedziałem na, co się piszę… – Chłopak uśmiechnął się.
„Hassid” przyklęknął przy rannym koledze. Zmuszony był do dokonania ciężkiej decyzji.
– Na pewno jest…
– Nie… ma… – Connor znów zwymiotował krwią. – lekarstwa. Proszę… zrób to… nie chcę dłużej cierpieć…
Sierżant wycelował w głowę, pozbawioną hełmu. Przyłożył zimną lufę do skroni i odciągnął kurek. Pociągnął za spust i padł strzał. Głuchy i nieprzyjemny.
– „Sigil”?
– Co się stało? – zapytał wywołany w słuchawce szef jednostki.
– Connor nie żyje.
Grupa oddała hołd zmarłemu koledze i spaliła jego ciało, niszcząc wraz z nim skafander. Wkrótce ruszyli kierując się w stronę miasta.
3: Klucze i Drzwi
Ruiny Aleppo, Kalifat Syryjski, Państwo Islamskie I 1 września 2017, godzina 08:09
Żołnierze ubrani na czarno modlili się. Pogoda dopisywała, słońce swym delikatnym blaskiem, lekko ocieplało wizerunek ruin dawnego miasta, a białe niczym puch – chmury, poruszały się po jasnym niebie. W prowizorycznym namiocie wojskowym pojawił się starszy mężczyzna, życzliwie witając się z młodym szeregowym.
– Allach akbar, przyjacielu.
– Allach akbar.
Znajomi usiedli i pili wodę.
– W taki dzień, drogi Mehmedzie, należy pić dużo płynów, a zwłaszcza dużo wody.
– Oj, tak… sytuacja na frontach jest sprzyjająca. Wkrótce nie tylko Syria będzie nasza.
– Wiesz… gdyby nie te trupy, które odwróciły uwagę świata, od tego, co się dzieje, może nigdy ten dzień by nie nadszedł.
– Prawda, Hasanie, prawda…
– Ujrzeliśmy drzwi i dopasowaliśmy do nich klucz – powiedział starszy mężczyzna, zwany Hasanem. – Trzeba umieć interpretować wolę bożą, drogi Mehmedzie… trzeba znaleźć klucz i pasujące do niego drzwi, wtedy tylko wystarczy przekręcić, a ukażą się odpowiedzi.
– Zgadzam się z tobą w całości, przyjacielu.
W ten dzień, dwójka mężczyzn świętowała początek triumfu Allacha, a także tymczasową klęskę zachodnich innowierców, którzy poświęcili się walce z plagą zombie, wywołaną przez terrorystów z Państwa Islamskiego.