- Opowiadanie: Katastrof VII - Wyliczanka

Wyliczanka

Jak konkurs z mackami w tytule – ​to macki muszą być w treści. I są.  

Lovecrafta czytałem dawno, oj tak. W horrorach nie gustuję. Jak się boję za bardzo to nie czytam, jak się boję nieco mniej to mnie śmieszą. I powstało to. Mam nadzieję, iż nie rozśmieszy, a postraszy w sam raz.

Błędy będą, to pewne.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Wyliczanka

Ene due rike fake

torba borba ósme smake

eus, deus, kosmateus, 

i …..

 

Zapewne pamiętasz co jest dalej?

Ja tak, zawsze będę. Czy wyliczankę usłyszałem na placu zabaw, dawno temu w Polsce? Tego nie wiem, ale wyrwany ze snu mogę bezbłędnie wyrecytować końcówkę. To łatwe, ale innych pozornie prostych czynności nie jestem w stanie wykonać. Wejście po schodach to męczarnia, nerki nie filtrują, a ręce drżą nieustannie. Ale w rytm wyliczanki wchodzę po schodach, mocz płynie równym strumieniem, a litery w gazecie nie rozmywają się. Tak, jej słowa utrzymują mnie przy życiu i pomagają na każdą przypadłość. Wystarczy poznać znaczenie, przekaz, który skrywają pojedyncze znaki. Wiem, brzmi to idiotycznie. Ale to tajemnica, którą może odkryć każdy. Rymowanka jest szeptem wypowiedzianym w obcym języku i otacza nas niezmiennie od eonów. Zresztą, jak sądzę, wiele niezrozumiałych wyliczanek ma podobną moc. Moją pojąłem niedawno, lecz potrzebowałem pomocy w rozwikłaniu zagadki.

Od trzech lat pracuję w oceanarium Sheddsa w Chicago. Jestem sprzątaczem, bo w moim wieku nie przydaję się społeczeństwu do niczego innego. Mam oddech, który budzi obrzydzenie, a skołtuniona broda i przetłuszczone włosy nie dodają uroku. Nie dbam o siebie. To fakt. Ale nie jestem menelem, nie ćpam i nie katuję się powiedzonkiem “wszystko jest w porządku". Nie jest! Życie jest przykre, gdy jest się biednym i starym, a rodzina nie chce cię oglądać nawet na święta. Zawiodłem i nie spełniłem amerykańskiego snu, jestem imigrantem, któremu się nie powiodło. Haruję po nocach, gdy tłumy śpią w swoich domach z klimatyzacją i wodnymi łóżkami. Wtedy ja i mop stanowimy jedność, a długie korytarze i rozległe hale to nasze królestwo. Pomaga mi bordowe wiaderko i płyn dezynfekujący o zapachu cytrynowym. Gdy odpalam oświetlenie, ciche przejścia błyszczą blaskiem luksusowych nadmorskich apartamentów, a przyciemnione hale kuszą chłodem palm. Wszędzie bąbelki wody i rytm fal, który słyszę. Widzę też słoneczny brzeg i czuję wiatr na twarzy. Muszę to sobie wyobrażać, inaczej praca byłaby monotonna i nieciekawa – siedem godzin szorowania podłogi. Mam także namiastkę oceanu zamkniętą w szklanych butlach, olbrzymich akwariach wypełnionych tonami słonej wody z tysiącami stworzeń.

Jest pięknie i niemal lubię to co robię. 

Czasem widzę tu ochroniarzy, lecz jestem sam. Niestety nie mogę po prostu siąść na ławce i poczekać na koniec zmiany. Kamera obserwuje, a kierownik Gates sprawdza rankiem nagrania. Zatrudnił mnie z litości i to za grosze. Jednak cieszę się, iż odbyłem tamtą rozmowę.

– Nie możesz się obijać. Ma być czysto. Daję ci szansę. Wykorzystaj ją.

– Dobrze, sir. Będę się starał.

Gdyby nie Gates, siedziałbym w swojej norze przy Hill Street i wgapiał się w ruch pojazdów za oknem. Nie umiem pospać dłużej niż kilka godzin, a czasem i z tym mam kłopot. Reflektory pojazdów pomagają i zamykam oczy nad ranem. Okno to coś lepszego niż tabletki. Tak sądzę. Skłamałbym, gdybym twierdził, iż pracuję tylko dla pieniędzy oraz z lęku przed bezsennością i samotnością. Jestem tu dla miłości życia, całkiem innej niż długonoga blondynka o zniewalającym uśmiechu. Gdy o niej myślę słyszę pytanie ochroniarza i odpowiedź, po której się zawsze śmiejemy.

– Znowu idzie pan oglądać stwora?

– Tak, chyba się zakochałem.

Ten starszy, wychudzony Latynos, Romeo, jak wynika z plakietki, rozumie mnie trochę. Wie, że można pokochać niepojęte i niedostępne.

W półmroku nie widać kształtów wyraźnie, tylko zarysy. Dla niektórych będą przerażające w świetle. Długie, wężowate macki, oślizgłe szkarady, kojarzące się z wężami, niepojęte w gmatwaninie mięśni i przyssawek. Tak, podziwiam największy złowiony okaz Enteroctopus dofleini – ośmiornicy olbrzymiej, wydobyty z głębin Rowu Kajmańskiego przez Brytyjczyków. Konkretnie z prehistorycznej szczeliny wulkanicznej, gdzie temperatury są wysokie, a mieszaniny gazów powodują warunki niezdatne do życia. Może i są trudne, ale nie dla mojej piękności, czterystukilogramowej stokrotki, odnalezionej po tym, jak uczepiła się statku badawczego Autolab 6. Uczeni sądzą, że zagubiła się na nieprzystosowanych dla siebie wodach i była skazana na pewną śmierć, gdyby nie przypadek. Wycieńczoną, przetransportowano najpierw do oceanarium na Florydzie, a potem do Chicago. Po naszym pierwszym spotkaniu szukałem informacji o misji Autolaba, a nawet skontaktowałem się z inżynierem Biggsem, który sterował pojazdem. Zaklinał się, że na dwunastu tysiącach stóp widział setki martwych lub konających morskich stworzeń, unoszących się bezwładnie w głębinach. Oczywiście naukowcy badają to zjawisko, lecz w oficjalnych źródłach nic nie znalazłem.

– Co za potwór – słyszę, gdy przychodzę tu także za dnia, po pracy.

Głupi turyści. Idioci.

Nazwali ją Mirabell. Ja Bellą, bo jest jedyna i cudowna.

Nie mam przyjaciół. Nawet psa, który by szczekał na mój powrót. Zawsze byłem sam. Nie, nie jestem nieśmiały. Kiedyś byłem komiwojażerem, jak się dawniej mówiło, na dzisiejsze: sales managerem. Byłem zawsze w drodze, z ludźmi wokół, lecz sam. Rozmawiałem, piłem drinki, umawiałem się z klientkami i kelnerkami. Gdy otwierałem szafę w pokoju hotelowym niezmiennie witał mnie zapach lawendy. Ktoś dbał, by było sympatycznie. Wieszaki czekały, wyciągałem koszulę, garnitur i krawat, gospodarowałem wieszak. Na kolejny dzień, by zarobić na życie. Co czułem? To pozornie prosta czynność: ubrania pozostawiasz w szafie, cząstkę siebie. Następnego dnia szafa będzie pusta, bo ciebie, tej cząstki, nie będzie. I wieszaki będą czekać na kolejnego anonimowego gościa. To takie tymczasowe i ulotne. Jak nasze ciała i istnienie tutaj, w Chicago przy Hill Street 24, z jadłodajnią na dole, gdy w środku nocy patrzę na odbicia świateł samochodów przejeżdżających poniżej. Gdy żyjesz, jesteś tutaj tylko przejściowo, jak ubrania w hotelowej szafie. Prawdziwe istnienie jest poza szafą. Tak sądzę! Pozostaw ubrania w szafie, lecz żyj poza nią. Szukaj czegoś więcej, jedności ze światem, przewodnika i boga. Ja szukałem i znalazłem, tu w oceanarium Sheddsa, w obecności Belli, choć to nieprawdopodobne. 

W tańcu próbuję naśladować jej ruchy. Mam tylko dwie ręce, potrzebuję ośmiu, więc to trudne. Próbowałem różnych doczepianych protez i mechanizmów, bezskutecznie. Najlepiej prezentują się sprężyny w folii. Zwyczajne sprężyny obwijam ciasno folią śniadaniową i maluję na czarno. Wiem, to upiornie głupie, lecz wykonują takie cudownie niesynchroniczne ruchy. Doczepiam do nich różne obciążniki i sprawdzam jak się zachowują. Dużo trenuję i testuję nowe rozwiązania przed lustrem. Staram się, by ruch wyglądał naturalnie, a macki falowały. Nagrałem nawet film. Przebieram się w kostium i tańczę w rytm oceanu. Niemal kompletna mroczna cisza i ja pląsający zgodnie z pływem fal. Przepiękne. Dzięki temu przynajmniej choć trochę rozumiem Bellę.

Podczas pierwszego spotkania jej oczy mnie zahipnotyzowały. Nie mogłem spać ani jeść. Wszędzie je widziałem. Z czasem, po miesiącach, zrozumiałem co chciała przekazać. Przypomniałem sobie wyliczankę z dzieciństwa. Nie inaczej. Słowa ene, due i kolejne pozornie nic nie znaczą. Coś jednak skrywają. Każda litera to jeden rozdział, każde słowo to nowa książka, to jakby odkrywanie świata na nowo. Nieważne, że litery i słowa się nie zmieniają. Przekazują wciąż inne treści. Może tylko ja rozumiem, nie wiem. Ten przekaz jest szeptem boga z głębin. Dokładnie z Rowu Kajmańskiego, tam gdzie wyłowiono Bellę. Każdy ruch pompy tłoczącej krew i każdy haust powietrza przemykający przez moje nozdrza tłumaczy wyliczankę najlepiej. Szept przenika świat we śnie, w drodze do pracy i w zapadłej jadłodajni przy Hill Street. Jest wszędzie, otacza nas i usiłuje przekazać wezwanie. Nie znamy języka i tworzymy pozornie bezsensowne rymowanki. One mają sens i nasze dusze rozumieją. Wystarczy, że ktoś nas nauczy i poprowadzi, a wtedy wszystko staje się jasne. Ja wiem to dzięki Belli, ona mnie przebudziła. Gdybym mógł natychmiast wyruszyłbym w głębiny Morza Karaibskiego. Już dziś. Nie mogę, bo wiara nie wystarczy, by pokonać starość i biedę.

Pewnego dnia poszedłem do kościoła, by zapytać o boga. Jak wygląda i dlaczego woła z głębin oceanu? Nie umiałem przekazać wiedzy człowiekowi w czerni. Nie rozumiał.

– Bóg jest w niebie, synu, nie w oceanie. Niebo to alegoria miejsca niedostępnego dla istoty ludzkiej, a ty widzisz Boga w konkretnym miejscu, pod wodą. Tam Go nie ma. Jest w niebie.

Dodał jeszcze, iż ośmiornica nie może być ani prorokiem ani posłańcem boga. Głupiec.

Wchodzę, a toń wody zamyka się nade mną. Przytulam się do Belli i patrzę w oczy z oddaniem. W końcu jesteśmy razem, niczym kochankowie zespoleni jednością. To moje przeznaczenie. Tak powinno być. Tak powinno być. Tak powi… Krzyki przerywają moją podróż i spełnienie. Widzę wycieczkę szkolną i przerażone twarze. Mały chłopiec niemal przykleił się do szyby. Ma krótkie spodenki na szelkach, jasną koszulkę z kołnierzykiem i czapeczkę z logo uczelni. Patrzy z szeroko otwartymi ustami. Nieważne. Teraz, gdy wiję się w tańcu, targany niczym liść na wietrze przez ukochaną, czuję olbrzymią długo oczekiwaną radość. I ekstazę. Znalazłem niespełnioną tęsknotę, a wkrótce poznam Boga.

Wracam jednak na chwilę, nie jestem egoistą.

– Nie bój się, chodź do mnie – wołam.  

Nie słyszy.

– Tu jest dom, ten prawdziwy, zaraz za rogiem – krzyczę głośniej.

Przecież nie wydaję dźwięków, woda wypełnia mi płuca, prawa fizyki są nieubłagane. Więc spoglądam w oczy chłopca i opowiadam swoje życie oraz przekaz Belli. Żeby nie zapomniał i kiedyś dołączył. 

Teraz kroczę pewnie w głąb otchłani, razem z Bellą, moją miłością i mentorką. Wybawienie czeka. Mój mistrz, wydobyty z głębin oceanu, wie jak znaleźć inny, lepszy świat i Boga. Bella nie umie przekazać co dokładnie widziała dwanaście tysięcy stóp pod wodą, w ciemnościach. Więc nie wiem czy znajdę tam zrujnowaną kaplicę i długobrodego starca, czy może ohydną pradawną bestię. Nieważne co spotkam. Przepełnia mnie radość. Umieranie nie jest straszne, gdy masz przewodnika, a na końcu drogi czeka Bóg.

----------------------

Teraz, gdy mam dwadzieścia sześć lat, opowiadam historię przekazaną przez starego Polaka w oceanarium Sheddsa w Chicago. Długo nie mogłem się pozbyć sennych koszmarów, w których widziałem szczęśliwego człowieka zagnieżdżonego w mackach morskiego potwora. Rodzice bardzo się starali, bym uwolnił się od traumy. Na nic.

Dziś wypływam w rejs po Morzu Karaibskim i chyba każdy rozumie dlaczego. Pomogła mi pewna wyliczanka, a gdy pojąłem jej ostatnie słowa, to spojrzenie sprzątacza zrozumiałem w całości.

 

Ene due rike fake

torba borba ósme smake

eus, deus, kosmateus, 

i … chodź do mnie.

Koniec

Komentarze

Przeczytałem z zainteresowaniem, choć nic a nic nie wystraszyło. Po prostu horrory mnie nie straszą. Jakąś dziwną sympatię poczułem do Belli. ;-)

 

Zresztą, jak sądzę, wiele niezrozumiałych wyliczanek ma podobną moc. Moją zrozumiałem niedawno

 

a potem do nas. Po naszym pierwszym spotkaniu szukałem informacji o misji Autolaba, a nawet skontaktowałem się +z inżynierem Biggsem, który sterował pojazdem.

To miło poprawiać wskazane przez kogoś błędy. Mam dość ich szukania, to się nigdy nie kończy. Ten tekst modyfikowałem ze dwadzieścia razy w ciągu godziny. A jak sprawdzałem wcześniej było idealnie. Jak to możliwe?

Dzięki.

Ignorancja to cnota.

Poprawiaj, nie marudź. Krew, pot i klęczenie na grochu zbliżają do doskonałości. ;P

Porażką jestem i w proch się obrócę.

Ale nie dziś.

Jeszcze z pięć błędów znalazłem. Poprawiam, poprawiam, poprawiam…

Ignorancja to cnota.

W jednych z pierwszych zdań tekstu pada słowo “usłyszałam”, co sugeruje żeńską bohaterkę, ale okazuje się to być jedynie literówką, zważając na ciąg dalszy. Niemniej jest to bardzo dezorientujące. :)

Mało historii widzę w tym opowiadaniu, co niekoniecznie jest minusem, bo końcowa scena zgrabnie rekompensuje statyczność tych początkowych. No i jest dziwacznie, w pewien sposób ekstrawagancko, jeśli chodzi o fascynację głównego bohatera, ale na pewno nie strasznie. Niemniej poczułem klimat tego oceanarium, zdołałem spojrzeć na Bellę oczami tego pana, więc jest ok, choć horrorem bym chyba tego nie nazwał.

Mieszasz w narracji czas przeszły z teraźniejszym. Nie wiem, na ile to było zamierzone, ale mnie trochę to przeszkadzało. Pozdrawiam!

Ciekawe, co na to Mirabell :)

 

Czy wyliczankę usłyszałam na placu zabaw, dawno temu w Polsce? Tego nie wiem, ale wyrwany ze snu mogę bezbłędnie wyrecytować końcówkę.

Co to za dziwna moda ostatnio na brak zdecydowania co do płci?

 

Jak nasze ciała i istnienie tutaj, w Bostonie przy Hill Street 24, z jadłodajnią na dole, gdy w środku nocy patrzę na odbicia świateł samochodów przejeżdżających poniżej.

Boston od Chicago dzieli kawałek drogi…

 

– Bóg jest w nie­bie, synu, nie w oce­anie. Niebo to ale­go­ria miej­sca nie­do­stęp­ne­go dla isto­ty ludz­kiej, a ty wi­dzisz boga w kon­kret­nym miej­scu, pod wodą. Tam go nie ma. Jest w nie­bie.

Dodał jesz­cze, iż ośmior­ni­ca nie może być ani pro­ro­kiem ani po­słań­cem boga.

W tym przypadku napisałabym Boga i Go, bo jednak wypowiada te słowa ksiądz.

 

Jak dla mnie straszno nie było, ale śmiesznie też nie (tak dla pocieszenia). Przy hotelu i szafie miałam wrażenie lekkiego przegadania.

 

I mnie się Bella spodobała :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Śniąca, gender – takie czasy. Też pomyślałem o Mirabell.

Cieszę się, iż nie rozśmieszyło, bo to najgorsza opinia byłaby.

Poprawki naniesione.

Co do płci i Bostonu – potrzebuję okulisty, bo nie widzę tego co widzieć powinienem.

Ignorancja to cnota.

A, i jeszcze, póki czas, zastanów się nad tym “iż”. Mnie to bardzo rzucało się w oczy. Może warto zmienić gdzieniegdzie na “że”. No ale, to kwesta gustu.

Płeć już poprawiłeś, z tego co widzę. I Boston też. Być może zanim skończyłam swój komentarz, to sam znalazłeś i skorygowałeś.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Co do Mirabell, zaznaczam, iż wszelkie możliwe podobieństwa bohaterów do osób żyjących są niezamierzone i przypadkowe.

Ignorancja to cnota.

Blackburn, bój Ty się PUKA CZASA!

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Śniąca.

Spójrz na komentarz kilka postów wyżej. To twoja zasługa.

Ignorancja to cnota.

Matko jedyna. To telefon. 

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Katastrofie, teraz to ja nie widzę, co mam zobaczyć. Który komentarz?

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Śniąca.

Nie szukaj już.

Pochwalę cię jeszcze raz. Sam nie znalazłbym tych błędów okrutnych. TO twoja zasługa i wprawne oko.

Ignorancja to cnota.

Dziękuję :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Anet, dziękuję za miłe słowa. Wiem, że to z litości.

Blackburnie, lubię “iż” nawet bardziej niż “że” – lecz słów twych usłucham, bo zdanie czytelnika jest najważniejsze, a rzadkością bywa takie iżowanie, jak ja czynię.

Ignorancja to cnota.

Ja sobie tylko “oraz z lęku przez bezsennością i samotnością.”  Chyba nie tak.

I interpunkcja też ucieka czasomami zakolami.

ALE MNIE SIĘ PODOBAWSZY. Jest mój klimat i lekki przeciąg też.

W przeciwieństwie do “Pierwszego oceniacza” nie ocenię. To nie moja baja.

Nie mam robaków, hi ha.

 

Zdrówek Siódmy

 

Z litości to bym raczej nic nie napisała ;)

Przynoszę radość :)

Brightstone

Dopiero teraz zauważyłem twój post. Płeć poprawiona. Zmiana czasu narracji zamierzona, przynajmniej pod koniec.

No tak, straszna jest tylko ilość błędów, a nie tekst.

A może troszkę, troszeczkę?

 

shadook_a

Ach te haczyki, do bani z nimi. 

Pierwszy oceniacz – ciekawe, kto zacz. Wiem, nie wiem, … wiem, wiem, wiem.

Szczególnie lubię twoje, jakże ulotne pisanie, to także moja baja. Czekam na więcej i łapię nim znikną. A wrócą przecież?

Ignorancja to cnota.

Wiesz, bo znasz. Proste było Siódmiasty Ty.

Nie ocenia się jednak fragmentów. Regulamin taki tutaj jest.

Jak w stadninie mustangów preriowych nieokiełznanych, wiatrów pełnych, w grzywach.

A cnota, to stan ducha raczej, hiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii ho.

Aleś przypowieść sobie poprzypisywał!

Znaczy – tak słyszałem, zanim ogłuchłem.

O powrotach nie pisuję. Jeszcze nie wystukałem wszystkich stuków. Chyba.

 

Masz bywać zdrów i w pełni mocy.

Rzekł on-ja.

Tak też czyń.

shadook_a

Papierki i nakazy, by spętać ducha? Kto śmie? I dlaczego żąda?

To nie cnota jest siłą. “Bądź silnym w swej ignorancji”– tak przypowiem.

Będę czyhał i kopiował, bom sprytny.

Ignorancja to cnota.

Sto dziewiętnaście opowiadań macie na koncie, Siódmy???

No, no! Pokłon w pas niski.

 

Ostatniego zdania nie czytałem.

Mój prywatny prawnikus od praw autorskich, by mnie za to nagrodził wycieraczką pod prądem i zaspawaną lodówą.

Nie zemrzesz Ty śmierciami naturalnymi, Katastrofowy Numerze.

Musi nie.

 

Wrzucasz adres skrzyni na prywatny klucz wiolinowy i masz.

Po co te całe cyry i spryty?

Mnie też ani nie postraszyło, ani nie rozbawiło. Za to mocno kojarzyło się z “Krakenem”.

Jak dla mnie – trochę za mało się dzieje, ale to kwestia gustu.

Babska logika rządzi!

Za to całkiem nieźle napisane zostało, Pani Dyżurna.

I posiada fajne tła.

Jak dla mnie.

Eeeee, wcale nie jestem Dyżurną.

Wolę tła klarowniejsze, tu czasami miałam wrażenie, że ktoś postraszył kałamarnicę… Ale to wiadomo – gusta, guściki, gusteczki…

Babska logika rządzi!

Taaa… Pomarańcze i skarpety cuchnące drogą…

Właśnie po to są literki różne i wszelakie.

 

A u mnie na czerwono świeci “Dyżurny”.

Wojna płci????? Ech. To sorka.

No tak, napis świeci. Ale pochodzi z czasów, kiedy Loża miała dyżury i obowiązek czytania tekstów, a ja w niej byłam. Teraz jest całkiem odrębna grupa Dyżurnych i nie należę do niej, a członkowie nie wyświetlają się nigdzie przy tekście. Chyba że przez przypadek – byli w Loży, a teraz dyżurują…

Babska logika rządzi!

I tymi sposobami “Babska logika rządzi światami!”.

Zbłądziłem.

Pi-paf!

shadook_a

Się zrobiło i będzie lub nie. Spryty, ba i po co.

A jest inaczej, bo nie o dzianie idzie, a o przeciąg fajny i moc małych znaków inaczej stawianych.

Podziękował pięknie.

 

Finkla

Dziękuję za wizytę.

Ignorancja to cnota.

Wśród dotychczas przeczytanych tekstów konkursowych, Wyliczankę znajduję jako opowiadanie dość nietypowe, co bardzo mi się podoba, tym bardziej że i na wykonanie nie mogę narzekać. Jakkolwiek nic w niej nie straszy, to klimat i opisy nie pozwalają zapomnieć, że macki występują tu w roli głównej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jako że nie muszę kierować się założeniami konkursowymi przyznaję, iż mnie się tekst podobał. Trochę przez absurd z wyliczanką, bardzo przez klimat, a najbardziej przez niektóre zdania, jak na przykład to:

Umieranie nie jest straszne, gdy masz przewodnika, a na końcu drogi czeka Bóg.

I to wcale nie dla tego, że jestem wierząca, ale dlatego, że w tym zdaniu tkwi mądrość.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Nieźle napisane opowiadanko, wreszcie napisane autorskim językiem, a nie nieudolnie naśladujące styl Lovecrafta.  Tez mi się trochę skojarzyło z “Krakenem.”

No, je klimat i macki!

Wyjście od wyliczanki, czegoś tak powszechnego, że az niezauważalnego – przedni koncept. Fascynacja starca Bellą, osunięcie się w szaleństwo, wreszcie finał – konsekwentne, Lovecraftowskie w duchu, opowiedziane ładną i sugestywną polszczyzną. Nie kopiujesz przy tym HPL bezrefleksyjnie, choć strukturą wyraźnie nawiązujesz.

 

Przeczytałem z przyjemnością i polecam reszcie świata,

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

reg. bemik.agro. psycho. dziekuje. stukam z telefona i literki mnie nie sluchaja.

Ignorancja to cnota.

Błyskotliwy, treściwy i rozkosznie przewrotny horror. Dodatkowe punkty za ośmiornicę (wściekle interesujące i inteligentne istoty, o ile pamięć nie myli). Polski fantasta piszący o zwierzęciu innym niż sierściuch – bezcenne. Jeżeli opowiadanie nie zostanie należycie (to jest wysoko) ocenione w konkursowej klasyfikacji to będę pisał, że SĘDZIA KALOSZ (już ćwiczę wciskanie Capsa).

na emeryturze

przeczytane

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Przeczytałam z zainteresowaniem, czasem większym, czasem sporo mniejszym. Strachu nie poczułam, ale też od tego typu opowieści tego nie oczekuję. Nie rozśmieszyło mnie również zanadto, chociaż gdzieniegdzie, moim zdaniem, otarłeś się o groteskę.

Napisałeś ten tekst pięknie, ale też generalnie lubię takie niepokojące, duszne klimaty. Na plus również zakończenie.

gary. ocha dzięki.

Ignorancja to cnota.

@gary

Tak, ośmiornice to ponoć bystrzaki. Szukają rozwiązań sytuacji, dostosowują zachowanie. W sieci jest kupa filmików, jak potrafią dobrać się do łupu w słoiku lub… z niego prysnąć: 

https://youtu.be/IvvjcQIJnLg

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nie mówiąc już o zdolnościach wieszczych i przepowiadaniu wyników meczów… ;-)

Babska logika rządzi!

No tak, to też umieją  :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Się ich nazbierało, tyle co trzeba. Dziękuję pięknie za urocze punkciki.

Ignorancja to cnota.

Solidnie. Niespecjalnie jest tutaj rozbudowana fabuła, też nic nie straszy, ale nie można odmówić opowiadaniu klimatu. To sprawia, że czyta się dobrze. Gratuluje wyróżnienia w konkursie!

Dziękujem bardzo.

Ignorancja to cnota.

Nic mnie nie wystraszyło, ale stworzyłeś ciekawy klimat. Fabuła również nie powala, chociaż postać sprzątacza i jego fascynacji ośmiornicą mi się spodobała :)

Przeczytałam z przyjemnością

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Wszyscy piszą, jak to ich nie wystraszyło.

To ja już was nastraszę!

Napiszę tak, że psychoterapeuci będą kupować wypasione bryki (za wasze pieniądze), a wskaźnik ucieczek na wieś i nawróceń wzrośnie dramatycznie.

Będziecie się bać sąsiadów! (ja już się ich boję).

 

… o ile oczywiście znajdę czas.
 
Dziękuję.
 
 
 
 

 

 
 

 

Ignorancja to cnota.

No, to powiało grozą. Jak sobie wyobrażę mojego psychoterapeutę za kierownicą… Cholera, byłoby łatwiej, gdybym miała psychoterapeutę… ;-)

Babska logika rządzi!

Taka ilość komentarzy na tym forum, bez specjalistycznej pomocy?

Taka ilość przeczytanych opowiadań? Takich opowiadań?

 

To… niedobrze.

Mogę polecić kilka dobrych namiarów.

 

 

Ignorancja to cnota.

Znaczy… Oczywiście masz na myśli te dobre teksty, których jeszcze nie przeczytałam, prawda? ;-)

Babska logika rządzi!

Nie.

Mam na myśli obłęd i szaleństwo.

Ignorancja to cnota.

Ja tam wcale nie jestem szalona. Buahahahahaha! ;-)

Babska logika rządzi!

Dzwoń:

666-666-666

Ignorancja to cnota.

Ty! Nie ma takiego numeru! Coś kręcisz…

Babska logika rządzi!

Mała podpowiedź: żeby się dodzwonić nie trzeba mieć telefonu.

Ignorancja to cnota.

Jeżeli celem zaprezentowanego dziełka było wywołanie nastroju jak z opowiadań Lovecrafta, to wyszło całkiem nieźle. Wprawdzie nie podniosło mi z grozy włosów na głowie, ale oryginalne utwory Lovecrafta także nie są już w stanie wywołać tego efektu u współczesnego czytelnika.

starszy wychudzony Latynos

Tutaj wg mnie musi być przecinek po starszy, oba słowa opisują podmiot i pierwsze nie uszczegóławia drugiego (tzn. nie chodzi o wybranie starszego z grupy wychudzonych Latynosów). Ha, chyba nie umiem tego lepiej wyjaśnić :)

a gdy pojąłem jej ostatnie słowa[+,] to spojrzenie sprzątacza zrozumiałem w całości.

Podobało mi się, Katastrofie. Klimat, uczucie do ośmiornicy, tajemnice głębin. Macki jak się patrzy. Oczywiście żaden to horror, bo żadnemu bohaterowi w zasadzie nic nie zagraża. No fear in – no fear out.

Coś się tylko skrzywiłem przy fragmencie o szafie. Ale to drobiazg. Niektóre zdania mogłyby być okrąglejsze. Też drobiazg.

Piąteczka ode mnie.

Nie jestem pewien, czy powinno się mówić o opowiadaniach, które traktują o przedwiecznych bogach i mackach, że są miłe, ale te tekst w istocie taki właśnie wydaje się być. Nie jest przerażający, nie jest niesamowite, tym niemniej jest lekturą dość przyjemną. A czasami to wystarczy.

Nieźle napisane, ale w głowie mi nie pozostanie na dłużej. Ogólnie do mnie zdecydowanie nie trafiło – tak krótki tekst, a ja się cały nudziłam :(

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Nie do końca wiem, co myśleć o tym tekście. Z jednej strony jest świetny pod względem stylu – naprawdę bardzo dobrze napisane, chylę czoła. Początek kojarzył mi się z Palahniukiem, a całość – może nawet trochę zbyt mocno – z “Krakenem” Mieville’a. 

Fabularnie jest jednak trochę gorzej. Kompletnie nie rozumiem motywu wyliczanki, który niczego do fabuły nie wnosi. Można go spokojnie wyciąć, a opowiadanie ani nie zyska, ani nie straci. Fantastyki też tu jakoś szczególnie dużo nie ma… 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Mam tak jak Gravel. A raczej to ona ma tak, jak mam ja. Z tym, że u niej to chyba ciut lepiej, bo mnie opowiadanie właściwie w ogóle nie podeszło. Na plus tylko dobry, mocny wstęp i strona, że tak powiem techniczno-wizualna; czyli porządnie, a przy tym ładnie napisany tekst. Natomiast fabularnie niestety, zupełnie nie zagrało. Jak tak teraz – ze dwa dni po przeczytaniu – myślę o tym tekście, to nadal nie wiem, o czym zasadniczo był. Albo miał być. No i ta wyliczanka – tu kopnij-wklep z Gravel. A fantastyki tu wcale, jak dla mnie, nie ma. I to właśnie przez to, że położyłeś motyw z wyliczanką, w któej coś chyba tkwiło, ale niech mnie diabli, jeśli wiem, czy to było faktycznie coś, czy jednak nic. A może cokolwiek?

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

varg

słuszność przecinkowych uwag uznaję. poprawki naniesione.

 

vyzart

dziękuję

 

tensza

a szkoda, może następnym razem będzie lepiej

 

gravel, cień

dziękuję

opowiadanie miało mieć tytuł: “zew” (nie: “ziew”), bez motywu wyliczanki, jakkolwiek uznałem, iż będzie nieciekawie i nie będzie dostatecznie przekonujące i tajemnicze (patrz niżej)

brak fantastyki, motyw wyliczanki – zależy czy odczytujesz (czytelniku) opowiadanie jako opis szaleństwa (nieuzasadnionego) starca, przeniesionego na dziecko, czy może (co też było zamysłem autora) jako wołanie z piekielnej głębi, które przyciąga zwierzaki, mąci w głowach ludzików i jest faktem niezaprzeczalnym (choć nieodkrytym). Wyliczanka spina historyjkę i nadaje jej uzasadnienie fantastyczne, którego tak (niektórym) tu brakuje. Gdyby nie było wyliczanki – to co powoduje szaleństwo, przecież nie ośmiornica, która wielkim przedwiecznym nie jest i być nie może, a na samodzielny nośnik jest za słaba (to tylko duża Bella). Wyliczanka uzasadnia także późniejsze szaleństwo młodzieńca. Czyli, imo, wyliczanka jak najbardziej winna pozostać i jest niezbędna. Tako rzecze autor.

 

 

Ignorancja to cnota.

Nowa Fantastyka