Ene due rike fake
torba borba ósme smake
eus, deus, kosmateus,
i …..
Zapewne pamiętasz co jest dalej?
Ja tak, zawsze będę. Czy wyliczankę usłyszałem na placu zabaw, dawno temu w Polsce? Tego nie wiem, ale wyrwany ze snu mogę bezbłędnie wyrecytować końcówkę. To łatwe, ale innych pozornie prostych czynności nie jestem w stanie wykonać. Wejście po schodach to męczarnia, nerki nie filtrują, a ręce drżą nieustannie. Ale w rytm wyliczanki wchodzę po schodach, mocz płynie równym strumieniem, a litery w gazecie nie rozmywają się. Tak, jej słowa utrzymują mnie przy życiu i pomagają na każdą przypadłość. Wystarczy poznać znaczenie, przekaz, który skrywają pojedyncze znaki. Wiem, brzmi to idiotycznie. Ale to tajemnica, którą może odkryć każdy. Rymowanka jest szeptem wypowiedzianym w obcym języku i otacza nas niezmiennie od eonów. Zresztą, jak sądzę, wiele niezrozumiałych wyliczanek ma podobną moc. Moją pojąłem niedawno, lecz potrzebowałem pomocy w rozwikłaniu zagadki.
Od trzech lat pracuję w oceanarium Sheddsa w Chicago. Jestem sprzątaczem, bo w moim wieku nie przydaję się społeczeństwu do niczego innego. Mam oddech, który budzi obrzydzenie, a skołtuniona broda i przetłuszczone włosy nie dodają uroku. Nie dbam o siebie. To fakt. Ale nie jestem menelem, nie ćpam i nie katuję się powiedzonkiem “wszystko jest w porządku". Nie jest! Życie jest przykre, gdy jest się biednym i starym, a rodzina nie chce cię oglądać nawet na święta. Zawiodłem i nie spełniłem amerykańskiego snu, jestem imigrantem, któremu się nie powiodło. Haruję po nocach, gdy tłumy śpią w swoich domach z klimatyzacją i wodnymi łóżkami. Wtedy ja i mop stanowimy jedność, a długie korytarze i rozległe hale to nasze królestwo. Pomaga mi bordowe wiaderko i płyn dezynfekujący o zapachu cytrynowym. Gdy odpalam oświetlenie, ciche przejścia błyszczą blaskiem luksusowych nadmorskich apartamentów, a przyciemnione hale kuszą chłodem palm. Wszędzie bąbelki wody i rytm fal, który słyszę. Widzę też słoneczny brzeg i czuję wiatr na twarzy. Muszę to sobie wyobrażać, inaczej praca byłaby monotonna i nieciekawa – siedem godzin szorowania podłogi. Mam także namiastkę oceanu zamkniętą w szklanych butlach, olbrzymich akwariach wypełnionych tonami słonej wody z tysiącami stworzeń.
Jest pięknie i niemal lubię to co robię.
Czasem widzę tu ochroniarzy, lecz jestem sam. Niestety nie mogę po prostu siąść na ławce i poczekać na koniec zmiany. Kamera obserwuje, a kierownik Gates sprawdza rankiem nagrania. Zatrudnił mnie z litości i to za grosze. Jednak cieszę się, iż odbyłem tamtą rozmowę.
– Nie możesz się obijać. Ma być czysto. Daję ci szansę. Wykorzystaj ją.
– Dobrze, sir. Będę się starał.
Gdyby nie Gates, siedziałbym w swojej norze przy Hill Street i wgapiał się w ruch pojazdów za oknem. Nie umiem pospać dłużej niż kilka godzin, a czasem i z tym mam kłopot. Reflektory pojazdów pomagają i zamykam oczy nad ranem. Okno to coś lepszego niż tabletki. Tak sądzę. Skłamałbym, gdybym twierdził, iż pracuję tylko dla pieniędzy oraz z lęku przed bezsennością i samotnością. Jestem tu dla miłości życia, całkiem innej niż długonoga blondynka o zniewalającym uśmiechu. Gdy o niej myślę słyszę pytanie ochroniarza i odpowiedź, po której się zawsze śmiejemy.
– Znowu idzie pan oglądać stwora?
– Tak, chyba się zakochałem.
Ten starszy, wychudzony Latynos, Romeo, jak wynika z plakietki, rozumie mnie trochę. Wie, że można pokochać niepojęte i niedostępne.
W półmroku nie widać kształtów wyraźnie, tylko zarysy. Dla niektórych będą przerażające w świetle. Długie, wężowate macki, oślizgłe szkarady, kojarzące się z wężami, niepojęte w gmatwaninie mięśni i przyssawek. Tak, podziwiam największy złowiony okaz Enteroctopus dofleini – ośmiornicy olbrzymiej, wydobyty z głębin Rowu Kajmańskiego przez Brytyjczyków. Konkretnie z prehistorycznej szczeliny wulkanicznej, gdzie temperatury są wysokie, a mieszaniny gazów powodują warunki niezdatne do życia. Może i są trudne, ale nie dla mojej piękności, czterystukilogramowej stokrotki, odnalezionej po tym, jak uczepiła się statku badawczego Autolab 6. Uczeni sądzą, że zagubiła się na nieprzystosowanych dla siebie wodach i była skazana na pewną śmierć, gdyby nie przypadek. Wycieńczoną, przetransportowano najpierw do oceanarium na Florydzie, a potem do Chicago. Po naszym pierwszym spotkaniu szukałem informacji o misji Autolaba, a nawet skontaktowałem się z inżynierem Biggsem, który sterował pojazdem. Zaklinał się, że na dwunastu tysiącach stóp widział setki martwych lub konających morskich stworzeń, unoszących się bezwładnie w głębinach. Oczywiście naukowcy badają to zjawisko, lecz w oficjalnych źródłach nic nie znalazłem.
– Co za potwór – słyszę, gdy przychodzę tu także za dnia, po pracy.
Głupi turyści. Idioci.
Nazwali ją Mirabell. Ja Bellą, bo jest jedyna i cudowna.
Nie mam przyjaciół. Nawet psa, który by szczekał na mój powrót. Zawsze byłem sam. Nie, nie jestem nieśmiały. Kiedyś byłem komiwojażerem, jak się dawniej mówiło, na dzisiejsze: sales managerem. Byłem zawsze w drodze, z ludźmi wokół, lecz sam. Rozmawiałem, piłem drinki, umawiałem się z klientkami i kelnerkami. Gdy otwierałem szafę w pokoju hotelowym niezmiennie witał mnie zapach lawendy. Ktoś dbał, by było sympatycznie. Wieszaki czekały, wyciągałem koszulę, garnitur i krawat, gospodarowałem wieszak. Na kolejny dzień, by zarobić na życie. Co czułem? To pozornie prosta czynność: ubrania pozostawiasz w szafie, cząstkę siebie. Następnego dnia szafa będzie pusta, bo ciebie, tej cząstki, nie będzie. I wieszaki będą czekać na kolejnego anonimowego gościa. To takie tymczasowe i ulotne. Jak nasze ciała i istnienie tutaj, w Chicago przy Hill Street 24, z jadłodajnią na dole, gdy w środku nocy patrzę na odbicia świateł samochodów przejeżdżających poniżej. Gdy żyjesz, jesteś tutaj tylko przejściowo, jak ubrania w hotelowej szafie. Prawdziwe istnienie jest poza szafą. Tak sądzę! Pozostaw ubrania w szafie, lecz żyj poza nią. Szukaj czegoś więcej, jedności ze światem, przewodnika i boga. Ja szukałem i znalazłem, tu w oceanarium Sheddsa, w obecności Belli, choć to nieprawdopodobne.
W tańcu próbuję naśladować jej ruchy. Mam tylko dwie ręce, potrzebuję ośmiu, więc to trudne. Próbowałem różnych doczepianych protez i mechanizmów, bezskutecznie. Najlepiej prezentują się sprężyny w folii. Zwyczajne sprężyny obwijam ciasno folią śniadaniową i maluję na czarno. Wiem, to upiornie głupie, lecz wykonują takie cudownie niesynchroniczne ruchy. Doczepiam do nich różne obciążniki i sprawdzam jak się zachowują. Dużo trenuję i testuję nowe rozwiązania przed lustrem. Staram się, by ruch wyglądał naturalnie, a macki falowały. Nagrałem nawet film. Przebieram się w kostium i tańczę w rytm oceanu. Niemal kompletna mroczna cisza i ja pląsający zgodnie z pływem fal. Przepiękne. Dzięki temu przynajmniej choć trochę rozumiem Bellę.
Podczas pierwszego spotkania jej oczy mnie zahipnotyzowały. Nie mogłem spać ani jeść. Wszędzie je widziałem. Z czasem, po miesiącach, zrozumiałem co chciała przekazać. Przypomniałem sobie wyliczankę z dzieciństwa. Nie inaczej. Słowa ene, due i kolejne pozornie nic nie znaczą. Coś jednak skrywają. Każda litera to jeden rozdział, każde słowo to nowa książka, to jakby odkrywanie świata na nowo. Nieważne, że litery i słowa się nie zmieniają. Przekazują wciąż inne treści. Może tylko ja rozumiem, nie wiem. Ten przekaz jest szeptem boga z głębin. Dokładnie z Rowu Kajmańskiego, tam gdzie wyłowiono Bellę. Każdy ruch pompy tłoczącej krew i każdy haust powietrza przemykający przez moje nozdrza tłumaczy wyliczankę najlepiej. Szept przenika świat we śnie, w drodze do pracy i w zapadłej jadłodajni przy Hill Street. Jest wszędzie, otacza nas i usiłuje przekazać wezwanie. Nie znamy języka i tworzymy pozornie bezsensowne rymowanki. One mają sens i nasze dusze rozumieją. Wystarczy, że ktoś nas nauczy i poprowadzi, a wtedy wszystko staje się jasne. Ja wiem to dzięki Belli, ona mnie przebudziła. Gdybym mógł natychmiast wyruszyłbym w głębiny Morza Karaibskiego. Już dziś. Nie mogę, bo wiara nie wystarczy, by pokonać starość i biedę.
Pewnego dnia poszedłem do kościoła, by zapytać o boga. Jak wygląda i dlaczego woła z głębin oceanu? Nie umiałem przekazać wiedzy człowiekowi w czerni. Nie rozumiał.
– Bóg jest w niebie, synu, nie w oceanie. Niebo to alegoria miejsca niedostępnego dla istoty ludzkiej, a ty widzisz Boga w konkretnym miejscu, pod wodą. Tam Go nie ma. Jest w niebie.
Dodał jeszcze, iż ośmiornica nie może być ani prorokiem ani posłańcem boga. Głupiec.
Wchodzę, a toń wody zamyka się nade mną. Przytulam się do Belli i patrzę w oczy z oddaniem. W końcu jesteśmy razem, niczym kochankowie zespoleni jednością. To moje przeznaczenie. Tak powinno być. Tak powinno być. Tak powi… Krzyki przerywają moją podróż i spełnienie. Widzę wycieczkę szkolną i przerażone twarze. Mały chłopiec niemal przykleił się do szyby. Ma krótkie spodenki na szelkach, jasną koszulkę z kołnierzykiem i czapeczkę z logo uczelni. Patrzy z szeroko otwartymi ustami. Nieważne. Teraz, gdy wiję się w tańcu, targany niczym liść na wietrze przez ukochaną, czuję olbrzymią długo oczekiwaną radość. I ekstazę. Znalazłem niespełnioną tęsknotę, a wkrótce poznam Boga.
Wracam jednak na chwilę, nie jestem egoistą.
– Nie bój się, chodź do mnie – wołam.
Nie słyszy.
– Tu jest dom, ten prawdziwy, zaraz za rogiem – krzyczę głośniej.
Przecież nie wydaję dźwięków, woda wypełnia mi płuca, prawa fizyki są nieubłagane. Więc spoglądam w oczy chłopca i opowiadam swoje życie oraz przekaz Belli. Żeby nie zapomniał i kiedyś dołączył.
Teraz kroczę pewnie w głąb otchłani, razem z Bellą, moją miłością i mentorką. Wybawienie czeka. Mój mistrz, wydobyty z głębin oceanu, wie jak znaleźć inny, lepszy świat i Boga. Bella nie umie przekazać co dokładnie widziała dwanaście tysięcy stóp pod wodą, w ciemnościach. Więc nie wiem czy znajdę tam zrujnowaną kaplicę i długobrodego starca, czy może ohydną pradawną bestię. Nieważne co spotkam. Przepełnia mnie radość. Umieranie nie jest straszne, gdy masz przewodnika, a na końcu drogi czeka Bóg.
----------------------
Teraz, gdy mam dwadzieścia sześć lat, opowiadam historię przekazaną przez starego Polaka w oceanarium Sheddsa w Chicago. Długo nie mogłem się pozbyć sennych koszmarów, w których widziałem szczęśliwego człowieka zagnieżdżonego w mackach morskiego potwora. Rodzice bardzo się starali, bym uwolnił się od traumy. Na nic.
Dziś wypływam w rejs po Morzu Karaibskim i chyba każdy rozumie dlaczego. Pomogła mi pewna wyliczanka, a gdy pojąłem jej ostatnie słowa, to spojrzenie sprzątacza zrozumiałem w całości.
Ene due rike fake
torba borba ósme smake
eus, deus, kosmateus,
i … chodź do mnie.