- Opowiadanie: Eson98 - Życie pośród śmierci

Życie pośród śmierci

Opowiadanie jest moją próbą bawienia się w klimacie apokalipsy zombie.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Życie pośród śmierci

 

Postój przedłużył się, a to dlatego, że Aaron złapał grypę czy inne cholerstwo. Na szczęście znaleźliśmy ciepłe koce, trochę leków i (o dziwo) masę żywności. Gospodarz był tak uprzejmy, że zostawił nam do dyspozycji spiżarnię, wypełnioną po brzegi wędlinami – suszonymi kiełbasami pyszną kaszanką. Prawdziwa polska gościnność. Szkoda tylko, że całą rodzinę znaleźliśmy zmienioną w zombie, które błąkały się bez celu po podwórku. Naprawdę, wielka szkoda, że musieliśmy roztrzaskać im łby.

 – Kurwa! Co my zrobiliśmy, dlaczego uciekliśmy? – Jan stracił nagle panowanie nad sobą.  – Kurwa! Dlaczego was posłuchałem!?

 – Nie jęcz! – mruknąłem cicho. – Teraz zebrało ci się na wątpliwości? Nie miałeś ich wtedy jak „hodowaliśmy" dzieci, żeby potem je usmażyć i zjeść? To było pojebane! – Musiałem nim wstrząsnąć, nie mogliśmy sobie pozwolić, aby załamał się psychicznie. Był moim kompanem, ale jeśli przez niego mielibyśmy się wpakować w kłopoty, nie miałbym wyboru.

– Kurwa! Kurwa! Co my teraz zrobimy? Nie damy sobie rady! – Złapał się rękami za głowę i zaczął dygotać. Nie sądziłem, że może popaść w taki stan, zwłaszcza teraz, gdy wreszcie znaleźliśmy schronienie. Może to nie był dobry pomysł, aby zabierać go z nami? Jest zręczny i potrafi po cichu otwierać zamki, ale w starciu z zombiakiem leje w portki.  Do tej pory zastanawia mnie, jak udało mu przetrwać taki kawał czasu.

– Możecie się zamknąć? Chcę spać! – Słowa Aarona ucięły naszą kłótnię, ale mina Jana zdradzała objawy paniki. Oby szybko otrząsnął się z tego stanu. Świat się zmienia i jeśli nie zdoła nad sobą zapanować, to nie będzie tu dla niego miejsca. 

Następnego dnia Aaron poczuł się na tyle lepiej, że mógł wstać z łóżka. Wykorzystałem to, że chociaż jeden z nas będzie trzymał wartę (Jana nie brałem pod uwagę) i poszedłem rozejrzeć się po okolicy.

Wioska zdawała się opuszczona przez zombie. Tylko kilka pełzło w moją stronę, ale szybko skracałem ich „żywot", zmieniając mózgi w krwawą miazgę. Ręka z nożem  sama kierowała się w stronę ich głów. To była dla mnie rutyna, coś oczywistego, co czynić muszę. Odkąd zaczęła się epidemia, zabiłem w cholerę martwiaków. Nawet boję się myśleć o tym, że byli kiedyś ludźmi. Staram się po prostu ignorować ten fakt – inaczej bym zwariował.

Tak jak myślałem, w mieścinie był malutki sklepik. Wraz z początkiem epidemii trupów (sam tak ją nazywam) wybuchły zamieszki. To normalne, gdy ludzie widzą chaos i nieporządek, od razu dają się mu pochłonąć. W tamtym okresie niewielu myślało jednak, aby kraść jedzenie i wodę – dlatego teraz gryzą glebę.  Drzwi sklepu były otwarte, a w progu leżał zombie. Nożem upewniłem się, że nie stanowi już zagrożenia i wszedłem do budynku.

Na półkach leżał tylko kurz. Ktoś już wcześniej musiał splądrować to miejsce, co wyjaśniałoby też w pewnym sensie kwestię niskiej populacji zombie w okolicy. Przeszukałem jeszcze zaplecze, ale znalazłem tylko trochę gruzu i czyjeś gówno. Trochę się zawiodłem, bo moje poszukiwania okazały się bezowocne. Jestem człowiekiem, który stara się myśleć przyszłościowo. Nawet jeśli teraz żyjemy w miarę dostatnie, opychając się suszonymi kiełbasami i pijąc świeżą wodę ze studni, to przecież kiedyś będziemy musieli się stąd wynieść. Musimy zacząć rozglądać się za konserwami i wodą butelkowaną. Jak tylko Aaron wydobrzeje, ruszamy. Kto by pomyślał, gdy żyłem przed epidemią, moim marzeniem było mieć tyle forsy, aby sklepy poziomu „Biedronki" omijać szerokim łukiem. Teraz gdy stary „ja" umarł, moim marzeniem jest znaleźć wypełniony po uszy hipermarket. Cóż, jak mawiał mój dziadek – czasy się zmieniają.

Nagle usłyszałem strzał, jeden, drugi, trzeci. Wszystkie dobiegały z okolicy naszego gospodarstwa. Przestraszyłem się, bo ostrzegałem chłopaków, że mają używać pistoletów tylko w ostateczności. Czy w tym świecie nie zaznam już ani chwili normalności? Nie zaznam już nigdy szczęścia? Będę skazany tylko na przetrwanie i wieczne oglądanie się za siebie? Pobiegłem w stronę domu, tłumacząc sobie, że pewnie to tylko Jan spanikował. Próbowałem oszukać własny instynkt.

Tuż przed budynkiem zwolniłem i zacząłem się skradać. Najciszej jak umiałem. Przed tym bajzlem byłem miłośnikiem ASG, dlatego umiejętność cichego poruszania się miałem jako tako opanowaną. Kto by pomyślał, że do czegoś mi się kiedyś przyda. Zakradłem się do okna wychodzącego na zachód. Miałem przez nie świetny widok na salon, ale to, co tam zobaczyłem, zmroziło mi na moment krew w żyłach. W środku były cztery uzbrojone w rewolwery postacie, które celowały do leżących na ziemi Jana i Aarona. Obaj byli nieźle poturbowani. Obok leżał ktoś, kogo nie znałem i raczej nie będzie mi dane poznać. Miał bowiem przestrzelony w czole kolejny oczodół.  

Nie miałem zielonego pojęcia, czemu moi kumple jeszcze oddychają. Jeden z agresorów zdaje się, zadawał pytania roztrzęsionemu Janowi. Pewnie chodziło im o mnie, to by wyjaśniało też, dlaczego moi towarzysze jeszcze żyją. Oblałem się potem. Nie czułem już strachu, ale paraliżowała mnie niepewność – uciec czy ruszyć z pomocą?

 Popełniłem w życiu wiele zbrodni, za które już dawno powinienem skończyć z rozbitą czaszką. Kradłem, oszukiwałem, mordowałem z zimną krwią. W mojej poprzedniej grupie, był to sposób na przetrwanie – kobiety rodziły dzieci, które potem tuczono, aż osiągały odpowiednią wagę. Wyglądały żałośnie – zamknięte w klatkach, pozbawione umiejętności mowy, wydające z siebie żałosne jęki. Mężczyźni mieli za zadanie mordować i oporządzać je jak zwierzęta. Zawsze, kiedy przystawiałem pistolet do czyjejś skroni, rozważałem, co się stanie z delikwentem, gdy już pociągnę za spust. Nie chodzi mi rzecz jasna o przemianę w chodzące zwłoki, ale o jego świadomość. Te same przemyślenia naszły mnie i tym razem, napawając strachem o własną, zbrodniczą duszę. Uznałem, że nie nadszedł czas bym zwiedził tamten świat. Uciekłem, wcześniej zabierając trochę zapasów ze spiżarni, której napastnicy jeszcze nie zdążyli odkryć. Nie wiem, czy postąpiłem słusznie nawet nie próbując ratować moich towarzyszy, ale chyba liczy się to, że nadal żyję, prawda?

Koniec

Komentarze

Parę wyłapanych przeze mnie błędów na początek:

 

“Prawdziwa Polska gościnność” – Prawdziwa polska gościnność. Przymiotniki piszemy małą literą, nieważne, że pochodzi on od nazwy kraju.

 

“Jan stracił nagle panowanie nad sobą. Widocznie dusił to już w sobie jakiś czas.“ – jakoś tak brzydko. Ja bym napisała coś bardziej w stylu: widocznie zmagał się z tym już jakiś czas.

 

“ – Nie jęcz! – Mruknąłem cicho.“ – mruknąłem cicho.

 

“ Teraz zebrało Ci się na wątpliwości?” – niepotrzebna duża litera

 

“Tylko kilka z nich pełzło w moją stronę, ale szybko skracałem ich „żywot" zmieniając ich mózgi w krwawą miazgę.” – coś za dużo tych zaimków ;) Jak chodzi o drugie ich, to bym je pominęła, ale ekspertem nie jestem.

 

“Odkąd to wszystko się zaczęło(+,) zabiłem w cholerę martwiaków.”

 

“Ktoś już wcześniej musiał splądrować ten budynek, co wyjaśniałoby też w pewnym sensie kwestię niskiej populacji zombie w tej okolicy.” – wiadomo o jaki budynek chodzi i o jaką okolicę ;)

 

“Nawet(+,) jeśli teraz żyjemy w miarę dostatnie, opychając…”

 

“ – Czasy się zmieniają.” – znowu niepotrzebna duża litera, bo to raczej wtrącenie, a nie nowe zdanie.

 

“Wszystkie dobiegały z okolicy naszego gospodarstwa. Przestraszyłem się, bo ostrzegałem chłopaków, że mają używać pistoletów tylko w ostateczności. Pobiegłem w stronę naszego domu…”

 

 

No błędów trochę jest, bo to nie wszystkie, konstrukcje zdań również nie powalają, ale nie jest bardzo źle. Nic czego nie dałoby się wyrobić i nauczyć. Przeczytałam całe, ale niestety, gdyby to był dłuższy tekst, to zapewne zostawiłabym go i nie czytała dalej. Jakiś tu pomysł jest, ale wykonanie też jest ważne.

Zastanawia mnie jedna rzecz: akcja dzieje się w Polsce (co w sumie jest fajne, bo jeszcze nie spotkałam się z polskim postapo) i mamy bohatera Jana, no ok, ale i bohatera Aarona. To taki zabieg specjalny, że przyjechał z zagranicy, czy pomyłka?

Na plus na pewno zasługuje końcówka – że chłopak okazał się “prawdziwy”. Nie pobiegł na pomoc ledwo poznanym kolegom. Bohaterstwo jest wspaniałe, dopóki nie staje się naiwne.

To wszystko tylko spostrzeżenia oczywiście, bo ja sama pewnie nie piszę lepiej, ale czytelnik zawsze po prostu wyłapie więcej. Błagam, nie zniechęcaj się. Pracuj dalej, a kiedyś na pewno napiszesz coś zdecydowanie lepszego ;)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Tekst swoje odleżał zanim naniosłem poprawki, więc jestem zdziwiony, że konstrukcje zdań wyszły, jak to ujęłaś – nie powalająco. Wypunktowane błędy poprawiłem. To na co jednak chciałbym zwrócić uwagę to fakt, iż posiadanie imienia Aaron nie musi być równoznaczne z tym, że postać przybyła zza granicy. Rodzice tak go ochrzcili, żeby był bardziej egzotyczny i tyle, w naszym świecie też się to zdarza i to nierzadko. Tak czy siak, dziękuję za komentarz.

Rozumiem i mam tak samo. Często wydaje mi się, że tekst jest w porządku, niektóre zdania nawet fajne, ale zazwyczaj autor nie da rady wyłapać wszystkiego i koniec końców powstaje niezły bigos. Poza tym to tylko jedna opinia. Może komuś spodoba się bardziej. Jak chodzi o imię, to nie miała być uszczypliwa uwaga – po prostu się zastanawiałam :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Epizod z uniwersum zaatakowanego przez zombie. Takich rzeczy już było a było… Wolałabym coś bardziej oryginalnego, ale nie zniechęcaj się zbytnio.

IMO, potrzebujesz treningu przy pisaniu – zdania niekiedy brzmią chropowato. Na przykład tu:

Wioska zdawała się opustoszała nawet przez zombie.

Wydaje mi się, że albo opustoszała i kropka, albo opuszczona nawet przez zombie. W obecnej wersji wygląda, jakby zombie były czynnikiem sprawczym opustoszenia. Niby są, ale wobec tego dlaczego “nawet”?

Bo przecież po śmierci opuszczamy ten podołek,

Ale chodziło o padół czy naprawdę miałeś na myśli spódniczkę?

Babska logika rządzi!

ale szybko skracałem ich „żywot"(+,) zmieniając mózgi w krwawą miazgę.

 

Robiłem to już niemal odruchowo, ręka z nożem sama kierowała się w stronę ich głów. To była dla mnie rutyna, zwyczajnie do tego przywykłem. Odkąd to wszystko się zaczęło, zabiłem w cholerę martwiaków. Nawet boję się myśleć o tym, że to kiedyś byli ludzie.

 

To normalne:, gdy ludzie widzą

 

Tylko w tamtym okresie niewielu myślało, aby kraść jedzenie i wodę – dlatego teraz gryzą glebę, trzymając pod pachami swoje plazmowe telewizory i teczki z banknotami. ← bardzo źle brzmi to zdanie, nie rozumiem go, a poza tym, nie wiem, jak można trzymać telewizor plazmowy pod pachą.

 

wszedłem do budynku.

Na półkach leżał tylko kurz. Ktoś już wcześniej musiał splądrować ten budynek, co wyjaśniałoby też w pewnym sensie kwestię niskiej populacji zombie w tej okolicy.

 

Trochę się zawiodłem, że ← nie da się zawieść, że. Można się zawieść, bo.

 

Teraz gdy stary „ja" umarłem

 

Miał bowiem przestrzelony w czole kolejny oczodół.  Czy w tym świecie nie zaznam już ani chwili normalności? Nie zaznam już nigdy szczęścia? Będę skazany tylko na przetrwanie i wieczne oglądanie się za siebie? <– jest wartka akcja, napięcie, a ty je niszczysz jakimiś zbędnymi przemyśleniami.

 

roztrzęsionemu nadal Janowi.

 

Pewnie chodziło im o mnie, to by wyjaśniało też, dlaczego jeszcze żyją. ← mylisz podmioty, chodziło im o mnie, czyli podmiot: agresorzy. A potem nagle “dlaczego jeszcze żyją”, odnoszące się do zakładników. 

 

Jaki jest sens naszego życia, jeśli nie śmierć? Wkrótce wszystkich nas dopadnie, nie ważne, jakimi byliśmy ludźmi i ile osiągnęliśmy… ← znów robisz to samo, chwila napięcia zostaje zrujnowana jakimiś niespecjalnie ciekawymi przemyśleniami.

 

 

Lana, nie oddzielamy przecinkiem spójników zestawionych. Nawet jeśli pozostaje bez przecinka ;)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Naniosłem poprawki wypunktowane w komentarzach, za które serdecznie dziękuję. Ostatni fragment zostawiłem bez zmian, ponieważ w założeniu miało to być wtrącenie przemyśleń, żeby odłożyć na bok ostateczną decyzję bohatera. :)

Przemyślenia owe IMHO pozbawione są dynamizmu i zbyt ogólnikowo odnoszą się do akcji, psując ostatecznie odbiór tekstu. Poza tym: Wkrótce wszystkich nas dopadnie, nie ważne, jakimi byliśmy ludźmi i ile osiągnęliśmy. To coś, co nas wszystkich łączy – ludzi bogatych, biednych, zwierzęta. Bo przecież po śmierci opuszczamy ten padołek, naszych bliskich i przyjaciół. Tracimy wszystko. Więc jaki jest sens tego wszystkiego? ← kiepsko napisane, jeśli byłoby tutaj jakieś pie****, wgniatające puentą w fotel, to ok, ale tutaj są same powtórzenia i nic poruszającego. Podkręciłabym to trochę, albo poszła akcją nieco dalej, żeby bohatera coś spotkało, w zamian za jego decyzję – wiadomo, karma.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Może i masz rację. Przeanalizowałem to jeszcze raz i rzeczywiście, przemyślenie jest trochę nie na temat. Zmieniłem je na bardziej pasujące do klimatu i nawiązujące do początkowej rozmowy bohaterów. Wiem, że nijak to się ma do podtrzymania dynamizmu akcji, ale teraz fragment współgra z resztą tekstu.

enazet (taka skrócona forma ci odpowiada? masz niestety za długi nick ;_;) – coś tak myślałam, że jednak bez przecinka, ale nie byłam pewna, więc miałam nadzieję, że ktoś mnie poprawi. Dzięki ;)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Za wiele razy czytałam o zombie, a ten tekst niczym nie zaskoczył. 

A we fragmencie poniżej nie zgadza mi się rodzaj:

kobiety rodziły dzieci, które potem tuczono, aż osiągali osiągały odpowiednią wagę. Wyglądali Wyglądały żałośnie – zamknięci zamknięte w klatkach, pozbawieni pozbawione umiejętności mowy, wydający wydające z siebie żałosne jęki. Mężczyźni mieli za zadanie mordować i oporządzać ich je jak zwierzęta. 

 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Przeczytałem wczoraj bez wielkiego bólu. Niestety nie trafiło do mnie. Ale trzeba trenować, więc się nie poddawaj. :)

Autorze, teraz w moim odczuciu jest lepiej! :) Podoba mi się to znacznie mocniejsze zakończenie.

Lana, jestem Naz, nick to błąd młodości, a zmienić się nie da.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Taka scenka, dziejąca się w mocno wyeksploatowanej rzeczywistości, powinna zawierać albo jakieś tchnienie świeżości, albo porywającą akcję, albo emocjonalną intensywność. Taki potężny wykop, który pozrzuca czytelników z foteli. A najlepiej wszystkie powyższe.

Niestety Twój tekst cierpi na niedostatek tych trzech elementów. Sam bohater, choć fajnie skonstruowany, sprawy nie pociągnie. A z tym, co mogłoby robić wrażenie – chodzi mi o przeszłość bohatera, głównie o hodowanie dzieci w charakterze żywca, to niestety zdrowo przestrzeliłeś. Pomysł tak absurdalny, że wzbudza raczej uśmiech, nie opadnięcie szczęki że zgrozy.

Ale nie ma tego złego – warsztat masz nienajgorszy, tylko do lekkiego wyszlifowania, a pomysły przyjdą. Zawsze przychodzą.

Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Jak napisałem we wstępie, była to tylko moja próba zabawy tym światem. Chciałem stworzyć coś nowego, co w tym uniwersum jest wbrew pozorom trudne. Motyw z hodowaniem tłumaczyłem sobie  połączeniem kanibalizmu z Planetą Małp, gdzie ludzie również zostali upodleni do roli zwierząt. Zresztą, był to raczej wątek poboczny. Najbardziej chciałem się skupić na głównym bohaterze i jego przeżyciach w tym świecie, co jak widzę zostało chociaż w jakimś stopniu przez was docenione. W każdym razie, dziękuję za taki duży odzew pod opowiadaniem i multum porad. Z pewnością z nich skorzystam!

Podpisuję się pod zarzutami wcześniej komentujących, bo nie sposób się z nimi nie zgodzić. Życie pośród śmierci, niestety, nie powala, ale skoro założyłeś, że ma być dla Ciebie formą zabawy, ufam, że bawiłeś się dobrze.

Mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą coraz lepsze i ciekawsze. ;-)

 

zo­sta­wił nam do dys­po­zy­cji spi­żar­nię, wy­peł­nio­ną po uszy su­szo­ny­mi kieł­ba­sa­mi, wę­dli­na­mi i pysz­ną ka­szan­ką. – Można się najeść po uszy, ale nie można po uszy wypełnić spiżarni. Kiełbasy i kaszanka to wędliny.

Proponuję: …zo­sta­wił nam do dys­po­zy­cji spi­żar­nię, wy­peł­nio­ną po brzegi wędlinami – su­szo­ny­mi kieł­ba­sa­mi  i pysz­ną ka­szan­ką.

 

Zła­pał się rę­ka­mi za głowę i za­czął się trząść. – Powtórzenie. Czy jest możliwe by złapał się za głowę inaczej, nie rękami?

Proponuję: Zła­pał się za głowę i za­czął dygotać.

 

– Mo­że­cie się za­mknąć? Chce spać! – Literówka.

 

Za­kra­dłem się do okna wy­cho­dzą­ce­go na za­chód. Mia­łem z niego świet­ny widok na salon… – Mia­łem przez nie świet­ny widok na salon

Bohater był na zewnątrz, a okno, jak mniemam, zamknięte, więc salon mógł widzieć przez okno.

 

Za­wsze, kiedy przy­sta­wia­łem pi­sto­let do czy­jejś skro­ni, roz­wa­ża­łem, co się z nim sta­nie, gdy już po­cią­gnę za spust. – Czy bohater nie wiedział, że kiedy komuś przystawi do skroni pistolet i pociągnie spust, to pistoletowi, poza tym że wystrzeli, nic się nie stanie?

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Błędy poprawiłem. Dziękuję za komentarz :)

No właśnie, poprzednicy wymienili już to, co jest główną bolączką tego tekstu – nie ma w nim nic świeżego (po raz kolejny używam tego słowa w kontekście tekstu o zombie i po raz kolejny łapię się na tym, że brzmi ono tu dziwnie ;/).

Mam też subiektywne wrażenie, że fragment o dzieciach tuczonych do zjedzenia jest tylko po to, by nieco zaszokować czytelnika. Mnie w każdym razie nie przekonał.

Ale skoro to miało być coś w rodzaju ćwiczenia warsztatowego… To pozostaje mi tylko podpisać się pod komentarzem Blackburna.

Nowa Fantastyka