- Opowiadanie: Tulipanowka - Workowcy

Workowcy

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Workowcy

Jedna opowieść o trojgu tytułach, czyli:

„Workowcy i liczne dygresje ;-)"

„Artur oraz jego kieszonka"

„Wybiórcza historia świata"

 

Jak kiedyś zajęcia wuefu, czy języka obcego, a później informatyki ogólnej, tak teraz począwszy od podstawówki, a kończąc na studiach trzeciego stopnia, niezależnie od specjalizacji – na każdym roku nauki człowiek kształci się w zakresie: tworzenia aplikacji na różnych platformach sprzętowych (chodzi przede wszystkim o programowanie smartfonów, procesory graficzne w obliczeniach równoległych, architekturę procesorów), technologii internetowych (głównie obejmujących algorytmy internetu i text mining) oraz – oczywiście – inżynierii programowania. Zagadnień dotyczących praktycznego wykorzystywania sztucznych inteligencji młody człowiek uczy się, przy okazji, na lekcjach z zakresu innych, nieinformatycznych dziedzin.

 

Już w pierwszych latach dwudziestego pierwszego wieku istniała cała masa technologii pozwalających zbierać poufne informacje na temat ludzi. Zacząć należy od bankowości elektronicznej i licznych programów szpiegujących.

Potem wspomnieć wypada o serwisach typu peer to peer, gdzie jedni użytkownicy przeszukiwali twarde dyski innych w celu wymiany filmów, czy muzyki (a ci inni przy okazji mogli być przykładowo ubezpieczycielami, handlarzami, czy lekarzami i przechowywać dane osobowe innych osób).

Na podstawie numeru IP identyfikowalny był komputer, a tym samym osoby, które z niego korzystały.

Strony internetowe zachowywały w pamięci zwyczaje i upodobania poszczególnych użytkowników.

Ponadto programy poprzez analizę zachowania w necie i stylu wpisów na forach potrafiły bezbłędnie rozpoznawać internautów, choćby ci działali anonimowo.

A spryciarzy, którzy obstawili się zaawansowanymi zabezpieczeniami i zainstalowali programy, które wyświetlały platformom internetowym fałszywe numery IP, zwyczajnie zdradzali ich mniej świadomi znajomi.

Do tego dochodziły jeszcze szalenie popularne portale społecznościowe, gdzie dobrowolnie użytkownicy dzielili się informacjami o sobie.

Nie wolno zapominać także o systemach operacyjnych opartych na technologii cloud computing (jak popularny swego czasu system Chrome OS), które perfidnie zbierały informacje o ludziach (bo mało kto czyta regulaminy, a nawet gdyby czytał i tak można go łatwo wprowadzić w błąd).

 

W kolejnych latach dwudziestego pierwszego wieku świadomość wykorzystania narzędzi elektronicznych systematycznie wzrastała.

Pracodawcy zaczęli zbierać informacje o pracownikach: telefony na podsłuchu, jawny monitoring korzystania ze służbowego komputera oraz zakamuflowany z prywatnego, kamery w pomieszczeniach i na zewnątrz, badania okresowe wszelkiego typu – nie pomijające upokarzającego zaglądania we wszystkie otwory ciała. Do tego dochodził tradycyjny i powszechny system motywacyjny – czyli nagradzanie życzliwców, uważnych obserwatorów i osób bardzo komunikatywnych (czytaj donosicieli). Chodziło o to, by sprawnie kierować zasobami ludzkimi oraz zawsze mieć w zanadrzu pretekst do zwolnienia – od biedy z powodu, że białko występuje moczu, czyli pracownik nie jest w pełni zdrów, a tym samym nie może zajmować stanowiska w firmie.

Z pracodawcami to był tylko przykład powszechności wykorzystania narzędzi elektronicznego podglądactwa. Ponadto żony kontrolowały mężów, kochankowie dziewczyny – nie tylko swoje, sąsiedzi, jak zawsze, sąsiadów, rodzice dzieci, nauczyciele rodziców, włodarze miast – przechodniów, policja i duchowni tradycyjnie wszystkich, a każde dziecko bawiło się w hakera.

Łatwa i wygodna dostępność do informacji wpłynęła na specyficzny rozwój życia społecznego. Tym samym każdy stał się sławny i popularny, co wielu bardzo cieszyło.

 

Streszczając powyższe dywagacje: wszyscy o wszystkich wiedzieli wszystko (jeśli oczywiście chcieli).

Nastały czasy powszechnej inwigilacji.

 

Akcja – reakcja. Bodziec – odpowiedź. Nie każdy człowiek pragnie, by każdy kto chce wszystko o nim wiedział. Wbrew pozorom – bywają tacy, którzy tego nie rozumieją.

Inteligentni ludzie zaczęli w gronie grupy przyjaciół, czy też rodziny rozmawiać szyframi. Szyfry musiały oczywiście ewoluować, albo być zastępowane innymi, bowiem nie tak łatwo przechytrzyć sztuczną inteligencję kierowaną przez wścibskiego człowieka pozbawionego zasad moralnych.

Najbezpieczniejsze, jak wieki wieków, było rzecz jasna: milczenie.

 

**** * *** * *** ** * * *******

W takich czasach przyszło żyć Karolinie – młodej, ładnej i wystarczająco rozumnej dziewczynie – pozornie bez problemów. Jednak każdy inwigilator dobrze wie, że każdy, ale to każdy, ma słaby punkt.

 

Karolinie spodobał się Artur, a Arturowi Karolina. Jednak, żeby coś z tego wynikło, dziewczyna chciała oraz musiała uzyskać odpowiedź na kluczowe w jej życiu pytanie. Tylko nie wiedziała, jak to zrobić, żeby jej nie namierzono.

 

* *** * ** * * *** ** * * * ***

Karolina była człowiekiem, ale nie zwyczajnym łożyskowcem. Ona urodziła się jako istota innego gatunku: była workowcem. Jak kangury na brzuchu posiadała płat skórny – jakby kieszonkę, w której rozwijać by się mógł jej potomek. Kieszonka tak ściśle przylegała do brzucha, że nawet na plaży nikt postronny nie domyślał się, że Karolina nie jest zwykłym Homo sapiens. Szczęśliwie dla niej, badania okresowe nie obejmowały szukania dziury w brzuchu.

 

Lata temu, pochodzący z Australii, ludzie workowaci postanowili, że nigdy nie ujawnią swojej tożsamości przed Homo sapiens. Bali się, że mogą być prześladowani i zabici, tylko dlatego, że są inni i mają kieszonkę na brzuchu. Wiedzieli, że dydelfy, lotopałanki, wilki tasmańskie, numbaty, krety workowate, myszy workowe, ogólnie torbacze żyją tylko w Australii, czyli że ssaki łożyskowe dominują na Ziemi.

Stare legendy nie raz wspominały, że Homo sapiens bezlitośnie wymordował inne rasy ludzkie, że uśmiercił pracowitych krasnoludów, dowcipnych trolli, piękne rusałki, sentymentalnych wodników, kochliwych faunów i wiele, wiele innych. Workowaci przetrwali tylko, dlatego, że byli szalenie dyskretni i zewnętrznie wyglądali identycznie jak Homo.

 

** ** * * ** * *** *** *

Gdyby Karolina urodziła się w dwudziestym wieku mogłaby zagadać o wycieczce do Sydney, albo że lubi kangury, a nawet walnąć wprost do faceta tekstem „chcesz zobaczyć moją kieszonkę?" Po reakcji partnera, miałaby pewność z kim ma do czynienia. Nieświadomy Homo sapiens nigdy by się nie domyślił, o co faktycznie został zapytany. Natomiast workowiec przyznałby się do swojej rasy.

 

Dziewczyna od dziecka była inwigilowana i dlatego wiedziała, że słowa „kieszonka" musi używać wyjątkowo ostrożnie, a wręcz unikać. Zbyt częste powtarzanie słów jest natychmiast wychwytywane przez programy szpiegujące.

 

Artur i Karolina rozmawiali o wszystkim, ale często zdarzały się momenty, gdy siedzieli w milczeniu romantycznie trzymając się za ręce. Wtedy patrzyli sobie głęboko w oczy, jakby w nich starali się znaleźć odpowiedzi na nigdy nie zadane pytania. Jednak strach okazywał się silniejszy. Potem każde osobno płakało. Całe szczęście, że inwigilatorzy stwierdzili, że to objawy miłości (jak zwykle mieli rację, tyle że nie do końca).

 

Karolina oczekiwała, że mężczyzna powinien z racji płci – pierwszy się zdeklarować.

Natomiast Artur był dzieckiem adoptowanym. Nie wiedział, że jest workowcem. Ku swojemu zaskoczeniu odkrył, że jest inny i bardzo się wstydził do tego przyznać.

 

Po kilku latach wzdychania relacje między przyjaciółmi nie uległy zmianie.

 

Rodzice Karoliny martwili się, że ich córka nieszczęśliwie zakochała się w Homo sapiens i chcieli jej pomóc. Dlatego pewnego dnia rodzice wręcz przymusili dziewczynę do wyjazdu na wycieczkę do Tasmanii.

– Związek z Homo nie ma sensu – tłumaczyli rodzice. – Tracisz czas. Gatunki nie mogą się krzyżować. Potem będziesz żałować, że nigdy nie miałaś dzieci. Zrób sobie przerwę od Artura i poznaj jakiegoś torbacza.

 

W Tasmanii Karolina poznała sympatycznego Irka, który szybko wyznał, że jest workowcem. Za namową rodzin młodzi ożenili się i można uczciwie rzec, że żyli długo i szczęśliwie (chociaż bez namiętności – ale przecież nie można mieć wszystkiego).

 

Ale niestety kres ich życia był tragiczny. Zostali złapani i siłą deportowani do obozów na Marsie. Zaczęła się straszna era polowań na workowców.

 

*** * *** * *

A wszystko za sprawą Artura, który u schyłku swego żywota zebrał się na odwagę, by przyznać się przed ludźmi, że jest inny. Zwrócił na siebie uwagę i zaczęto go badać. Najpierw sądzono, że to przypadkowa mutacja. Potem snuto inne teorie (podobne do pierwszej, tyle że owinięte inną „bawełną", innymi mądrymi słowami – tak, aby każdy badacz mógł się załapać na jakąś nagrodę). Później sprawa całkiem ucichła. Aż w końcu świat naukowy uznał, że odkryto inny gatunek człowieka. A stało się to za sprawą młodej doktorantki, która bardzo chciała być sławna, nie tylko z racji wyglądu. Poza tym obiekt badawczy niejako sam wsunął się jej w ręce. Otóż na stare lata, samotny Artur zwykł obnażać się przed nastoletnimi dziewczętami (a doktorantka bardzo młodo wyglądała).

 

* *

Po kilkuset latach potomkowie zesłańców tak dobrze przystosowali się do życia na Marsie, że liczebnie opanowali planetę. Mając większość uznali, że czas zrzucić jarzmo Homo sapiens. W wyniku stopniowego wypierania oraz subtelnych szykan workowcy przejęli władzę nad Marsem.

 

*********** ***** **** *****

Po kilku tysiącach lat przylecieli kosmici i zagazowali całą Ziemię i Marsa. Ludzie na planetach – zarówno Homo sapiens, jak i workowcy, wszyscy – co do nogi – niestety wyginęli z braku tlenu.

 

*** * *********************************

Ludzie, którzy byli na wakacjach poza Układem Słonecznym, odtworzyli człowieczą rasę. Tyle, że Nowi sapiens nie byli oni ani typowym Homo sapiens, ani workowcami (nawet nie byli zbytnio podobni; jakby ktoś pytał – zachowali szkielet ludzki, ale poszczególne kości różniły się kształtem od pierwowzoru)

Ale to już zupełnie inna historia ;-) !!!

 

* ******************

Ps.

Nie oceniajcie Artura źle. To nie jego wina, że był jaki był i że na starość dziwnie się zachowywał. Skąd wiecie, jaki był naprawdę? A jaki przez większość życia?

 

Chociaż umarł bezdzietnie, a jego szczątki poszły do celów badawczych, a potem zostały pożarte przez laboratoryjne białe myszki, to mimo wszystko jego rasa wiele mu zawdzięcza. To dzięki jego głupocie, cywilizacja workowców świetnie rozwinęła się na Marsie i panowała tam ładnych kilka tysięcy lat!

 

Koniec

Komentarze

" Streszczając powyższe dywagacje: wszyscy..." 
Dywagować tzn. mówić lub pisać bezładnie, rozwlekle, nie na temat, od rzeczy.
W ten sposób podsumowałaś pierwszy fragment tekstu. Nie mam pojęcia, czy z premedytacją, czy za sprawą zwykłej pomyłki.
4/6 

już nie pamiętam, dawno temu to pisałam ;-)

nie chce mi się czytać raz jeszcze

ale ogólnie: fajny tekst, polecam ;-)

Nie wiem właściwie, jak to opowiadanie ocenić. Pod koniec bardzo Ci się spieszyło. Zakończenie brzmi jakby pisał je kilkulatek. Na początku dużo niepotrzebnych rzeczy. Trochę jakbyś chciała się pochwalić wiedzą, która i tak dla wielu jest oczywista. Natomiast to, że nie przeczytałaś opowiadania przed wstawieniem oznacza, w mojej ocenie, brak szacunku dla czytelnika. Był jakiś pomysł, ale zdruzgotany wykonaniem, niestety. Trzy.
Z poważaniem
Mateusz M. Podrzycki

nie chce mi się czytać raz jeszcze
Szkoda. Wielka.

Jeżeli autorce nie chce się czytać raz jeszcze, to czemu miałoby się chcieć czytać czytelnikowi? Jak tekst jest do zredagowania, to, jeśli się poważnie myśli o pisaniu, trzeba siąść i redagować dotąd, aż będzie napisany jak najlepiej. Pisanie w stylu "z młodej duszy się wyrwało" nie ma przyszłości. Oczywiście, "śpiewać każdy może...". Tylko, czy o to chodzi?
Pozdrawiam. 

"Z młodej piersi się wyrwało, w wielkim bólu i rozterce
I za wojskiem poleciało zakochane czyjeś serc
Żołnierz drogą maszerował, nad serduszkiem się użalił
Więc je do plecaka schował i pomaszerował dalej..."

la, la, la, la, dzięki za komentarze - przeczytałam - chciało mi się ;-)  
pozdrawiam

Przeczytałem :) Nienajgorsze, ale czytałem już lepsze Twoje teksty :)

ze stylem bywa różnie, ale pomysł ekstra, prawda?

Nowa Fantastyka