- Opowiadanie: jAnekh - Kara

Kara

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Kara

Wiktor Grand został królem w czasach, gdy chwała i potęga szlachetnych rodów powoli odchodziła już w zapomnienie. Magię wypierała technologia, pieniądze znaczyły więcej niż honor a ludzie bardziej niż bestii obawiali się siebie nawzajem.

Jego przodkowie brali udział w wielkich bitwach, zabijali smoki i gromadzili fortuny. O ich wyczynach krążyły legendy a ich portrety zdobiły do dziś ściany zamku w Grand. Wiktor po ojcu odziedziczył jedynie tron i koronę, trochę za dużą na jego piętnastoletnią wówczas głowę.

Miał nadzieję, że gdy dorośnie będzie w sam raz, ale nigdy tak się nie stało – zawsze spadała groteskowo na bok. Jako dorosły, Wiktor Grand miał to jednak serdecznie w dupie.

Ostatnia wojna skończyła się gdy miał sześć lat, od tej pory, przez trzydzieści lat z rzędu w Nokturnie utrzymywał się względny spokój. Spokój jednak nigdy nie sprzyjał władcom w czasach pokoju, królowanie nie wydawało się bowiem niczym nadzwyczajnym. Tak też, zupełnie zwyczajnie, postrzegano Wiktora Grand. Krytykowali go wysoko urodzeni bo według nich nie miał należytego szacunku dla szlacheckiej krwi i spoufalał się z mieszczaństwem. Krytykowali go mieszczanie bo uważali, że obchodzą go jedynie ich pieniądze i za nic ma ich potrzeby. Nie był lubiany i wśród pospólstwa, bo pospólstwo generalnie nie przepada za władcami. Każdemu w Nokturnie wydawało się, że potrafił by rządzić lepiej niż Wiktor Grand mając jego nazwisko, tytuł i majątek, żadna z tych osób jednak nigdy nie była królem.

Na dworze opowiadano wiele historii o władcy Nokturnu, najczęściej dotyczyły one jego zakrapianych uczt, ciętego języka i kontrowersyjnych decyzji. Kto jednak wsłuchał się w te historie uważnie dostrzegał, dlaczego od ponad dwudziestu lat, nikomu nie udało się zająć jego miejsca. Oto jedna z nich:

 

 

Zimny wiatr wiał od wschodu, a wraz z nim do Grand napływały wieści z całego królestwa. Król Wiktor, dziesiąty z królewskiej linii Grandów, słuchał ich wszystkich uważnie, od czasu do czasu komentując je po swojemu zgryźliwie. Wydawał stosowne dyspozycje, popijał wino i zagryzał pieczonym bażantem. Od czasu do czasu zastanowił się dłużej, poprawił opadającą na bok koronę, i wtedy wyglądał nawet jak prawdziwy król – taki z obrazów i opowieści. Poza tym, większość widziała w nim jedynie figuranta, zbyt młodego na to, by darzyć go szacunkiem i za starego już na to, by być ulubieńcem tłumów. Tak też myślano o nim w Ren – skąd docierały raz po raz niepokojące wieści o podżeganiu do buntu.

Zima szła, plony w tym roku były liche i ludzie skorzy do narzekań. W niewielkim grodzie, nieopodal Grand wybrano nowego rządce, którego rozważne posunięcia zdobywały mu coraz szersze uznanie w okolicy. Wieści głosiły, że do jego grodu ściągają coraz większe tłumy a on sam z większą teraz odwagą wypowiada nieprzychylne koronie słowa. Zadumał się Wiktor Grand, nie powiedział nic, a nazajutrz kazał wydać rozkaz do drogi. Choć jego doradcy łapali się za głowę i zaklinali by tego nie robił, król wyjechał najlepszym królewskim powozem, obładowany kosztownościami w asyście jedynie czterech wiernych strażników.

Droga nie była długa i po trzech dniach wjechali na grodzkie ziemie. Jak wszystkie położone za miastami tereny i ten gród był biedny, ale ludzie w nim dumni – z niechęcią i złością patrzyli na królewski powóz gdy mijał ich zagrody. Dzieciaki zza płota, niepomne na królewskie insygnia rzucały w konnych kamieniami i uciekały w pole. Nie było sensu ich gonić, król nie miał zresztą takiego zamiaru, przyjechał spotkać się z zarządcą grodu – Tebanem.

Był on niegdyś wojownikiem, ale po latach tułaczki powrócił do rodzinnych stron. Ciężką pracą i rozważnymi radami zdobył szacunek miejscowych i wybrali go na swego przywódcę. Wysoki, ogorzały od słońca mężczyzna nie wyróżniał się spośród innych strojem czy insygniami, nie mieszkał w zamku bo i takiego tutaj nie było. Króla przyjęto we wspólnej chacie, gdzie na co dzień zbierali się starsi by radzić w ważnych sprawach. Wszyscy spoglądali teraz na niego i jego świtę nieufnie, spodziewając się podstępu.

– Przejeżdżałem przez twe włości Panie – Król zwrócił się do Tebana a wszystkie oczy spojrzały na niego uważnie.

– To są królu Twoje włości i ludzie na nich, których powinieneś darzyć opieką – odparł Teban butnie, lecz król nie zmienił nawet wyrazu twarzy.

– Doskonale wiem, co dzieje się na moich ziemiach i widzę żeś na nich dobrym zarządcą Tebanie – odparł spokojnie Wiktor Grand – Ludzie tu ubodzy, ale głowy noszą wysoko, nie myśl, że tego nie widzę.

Wojownik i król przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Grand popatrzył na zebrany w chacie tłum, dumnych, wyprostowanych śmiało ludzi i skinął na swoich przybocznych. Wnieśli ogromną skrzynię wypełnioną złotem i kosztownościami, postawili ją na środku izby a wśród zebranych dał się słyszeć szmer zdziwienia, większość z nich nigdy nie widziała na oczy takiego bogactwa. Teban zmrużył oczy nieufnie i nie poczynił ni kroku.

– Od tej pory rok w rok przysyłać ci będę taką skrzynię. Obiecuję to wszystkim tu zebranym. Możesz z nią zrobić co tylko uważasz za stosowne – powiedział król po czym, nie dając zarządcy czasu na słowa czy reakcję, opuścił wioskę. Słowa swojego dotrzymał.

Powrócił do grodu po trzech latach. W miejscu wspólnej chaty stał teraz wytworny zamek a w okolicy gdzieniegdzie piętrzyły się bogate budynki i karczmy. Ubogie zagrody jednak, stały tak gęsto jak niegdyś a w oczach ludzi których mijali nie widać już było dumy, jedynie smutek i rozgoryczenie. Bose dzieciaki biegały za powozem i wyciągały ręce by rzucić im choć monetę.

Już przy samych bramach, jak starego przyjaciela przywitał go Teban – wytwornie ubrany, opasły i zadowolony kazał wyprawić ucztę na cześć swego dobroczyńcy. Sześć żon zarządcy grodu osobiście dbało by Wiktorowi Grand nie brakło jadła i napitku a stoły aż uginały się od potraw i trunków. Król patrzył na wszystko z uwagą, w milczeniu pił wino i uprzejmie słuchał opowieści Tebana, które z godziny na godzinę stawały się coraz bardziej bełkotliwe. W końcu nad ranem, gdy wybrzmiały ostatnie akordy muzyki i goście zsunęli się upojeni ze swych krzeseł, Wiktor Grand bez słowa wstał od stołu i dał znak do odjazdu.

– Chciałbym jedną rzecz wiedzieć królu – Teban podniósł się chwiejnie widząc, że odchodzi – Trzy lata temu nie darzyłem cię szacunkiem ni przyjaźnią, przyjąłem cię jak wroga a ty obsypałeś mnie złotem i zaszczytami. Od tego czasu zachodzę więc w głowę – skąd zatem ta nagroda?

– Nagroda? – Wiktor Grand wypił ostatni łyk wina i rzucił kufel na podłogę. Złoty puchar potoczył się pośród zwiędłych kwiatów, resztek jedzenia i leżących na podłodze, spitych biesiadników – A kto twierdzi, że to była nagroda?

Koniec

Komentarze

Przeczytałam historyjkę raczej dość nijaką, wręcz rozczarowującą. Liczyłam jeszcze na wieńczące dzieło zaskakujące zakończenie, a tu nic z tych rzeczy. A może czegoś nie zrozumiałam…

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia; jest kilka zbędnych zaimków, a interpunkcja kuleje.

 

O ich wy­czy­nach krą­ży­ły le­gen­dy a ich por­tre­ty… – Czy oba zaimki są niezbędne?

 

Każ­de­mu w Nok­tur­nie wy­da­wa­ło się, że po­tra­fił by rzą­dzić… – Każ­de­mu w Nok­tur­nie wy­da­wa­ło się, że po­tra­fiłby rzą­dzić

 

nie­opo­dal Grand wy­bra­no no­we­go rząd­ce… – Literówka.

 

a na­za­jutrz kazał wydać roz­kaz do drogi. – Raczej: …a na­za­jutrz wydał roz­kaz do drogi.

 

Prze­jeż­dża­łem przez twe wło­ści PanieKról zwró­cił się do Te­ba­na… – – Prze­jeż­dża­łem przez twe wło­ści paniekról zwró­cił się do Te­ba­na

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

Pewnie przyda Ci się wątek o zapisie dialogów: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

nigdy nie wi­dzia­ła na oczy ta­kie­go bo­gac­twa. Teban zmru­żył oczy nie­uf­nie… Powtórzenie.

 

Teban zmru­żył oczy nie­uf­nie i nie po­czy­nił ni kroku.Teban zmru­żył oczy nie­uf­nie i nie u­czy­nił ni kroku.

poczynićuczynić to nie to samo.

 

Już przy sa­mych bra­mach, jak sta­re­go przy­ja­cie­la przy­wi­tał go Teban… – Przy ilu bramach?

 

Wik­tor Grand wypił ostat­ni łyk wina i rzu­cił kufel na pod­ło­gę. Złoty pu­char po­to­czył się… – Król rzucił kufel, a potoczył się puchar? Magik?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Opowiadanie z gatunku – jak działają mechanizmy władzy. Ileż historia ludzkości zna… takich historii. 

Niestety, nie bardzo mnie ta opowiastka wciągnęła i pewnie szybko o niej zapomnę :|

Sądzę, że z króla mogłaby być całkiem ciekawa postać, jakby może pokazać ją inaczej. Może zmienić coś w narracji? Bo zastosowaną tutaj odbieram raczej jako suchą, pozbawioną smaczków, jakiegoś wyrazistego stylu. 

W oczy rzuca się również kulejąca interpunkcja, niestety…

Dzięki za wszystkie słuszne uwagi – wprowadzę do tekstu niezwłocznie. Błędy poprawiam na ile mogę, interpunkcji niestety edytor tekstu za mnie nie załatwi a wiem, że bywa z kosmosu i nie bardzo wiem jak to naprawić jako, że zupełnie tego nie czuję, choć niby wszystkie zasady znam doskonale. 

 

To opowiadanko to mały szkic do postaci, która pojawia się w paru dłuższych opowiadaniach. Mam więc nadzieję, że kolejne okażą się lepsze. 

 

Raz jeszcze dzięki za uwagi!

 

Nie wiem, czy już poprawiłeś wszystko jak trzeba, ale z przecinkami dalej masakra (nie wyłapywałem, wybacz, jestem tylko przechodniem. Ale przypilnuj na przykład wołaczy).

 

Standardowy zarzut na portalu – brak fantastyki. Opowieść sama w sobie też jakoś nie urwała mi niczego cennego, ale szczerze przyznaje, że czytało mi się – nawet pomimo tych potknięć technicznych – bardzo przyjemnie i z zaciekawieniem. A to sporo na początek.

 

Peace!

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Dodam coś od siebie.

 

Interpunkcja zaiste szaleje – przede wszystkim w zakresie braku przecinków. Tego nikt nie będzie w stanie Cię tu niestety nauczyć. Choć możesz zacząć od stawiania przecinków przed “a”. Na przykład tutaj:

“Magię wypierała technologia, pieniądze znaczyły więcej niż honor[+,] a ludzie bardziej niż bestii obawiali się siebie nawzajem.“

…i we w3szystkich analogicznie skonstruowanych zdaniach.

 

“Każdemu w Nokturnie wydawało się, że potrafił by rządzić lepiej niż Wiktor Grand“ – potrafiłby, Reghulatorka już to wyłapała.

 

“po latach tułaczki powrócił do rodzinnych stron“ – przyjęty zwrot to raczej “w rodzinne strony”

 

Zapis dialogów również Ci szwankuje. Na przykład:

“– Przejeżdżałem przez twe włości Panie[+.] – Król zwrócił się do Tebana[+,] a wszystkie oczy spojrzały na niego uważnie.”

lub

“– Doskonale wiem, co dzieje się na moich ziemiach i widzę żeś na nich dobrym zarządcą Tebanie – odparł spokojnie Wiktor Grand[+.] – Ludzie tu ubodzy, ale głowy noszą wysoko, nie myśl, że tego nie widzę.“

 

“Sześć żon zarządcy grodu osobiście dbało by Wiktorowi Grand nie brakło jadła i napitku“ – raz, że brakuje przecinka przed “by” (zasada podobna jak z “a” ;), dwa, że to nazwisko jak najbardziej jest w języku polskim odmienialne: Wiktorowi Grandowi.

 

“wypił ostatni łyk wina i rzucił kufel na podłogę. Złoty puchar potoczył się pośród zwiędłych kwiatów“ – zgadzam się z Regulatorką, kufel i puchar to zdecydowanie nie ten sam rodzaj naczynia.

 

Morał z opowiastki jasny, generalnie opisana jest nawet nieźle (pod względem prowadzenia narracji), ale nie zapisze mi się w pamięci. Może taki był Twój zamysł, ale bohaterowie wydają się tutaj płascy i nic nie znaczący, jakbyś właśnie chciał położyć nacisk na morał, a nie na narzędzia, za pomocą których ten morał przekazujesz (czyli bohaterów właśnie). To może się sprawdzić przy jednej historyjce, ale nie jeśli planujesz napisać więcej tekstów o królu Wiktorze. Jeśli planujesz, musisz dać swojemu bohaterowi jakiś charakter. Teraz mu go brak.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Zgodzę się z zarzutami przedpiśców. Dołożę, że opowiastka wydała mi się naiwna ekonomicznie – drogo królowi wypadło utarcie nosa rządcy.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka