Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Operacja "Zmartwychwstanie"
– Niech to wszyscy diabli! – warknął wściekle Nathaniel obserwując narastający chaos. – Wiedziałem, że tak będzie!
– Rzeczywiście, rzeczywiście… – Ariel pokiwał głową ze zdumieniem i spojrzał znad laptopa. – Zapewne nikt się tego nie spodziewał.
– Popatrz! Wszyscy łażą jeden przez drugiego niczym banda pijaków – denerwował się Nathaniel – a miało być tak pięknie. Wstał od komputera, podszedł do okna i zapalił papierosa.
Na zewnątrz właśnie nadszedł czas Zmartwychwstania. – Co Oni sobie myśleli? – Pytał w duchu sam siebie – że ot tak, jak za skinieniem czarodziejskiej różdżki, wszyscy zmarli powstaną grzecznie z grobów i będą wiedzieli, co robić…? Dokąd iść ? Mogli przynajmniej dać ludziom dokładniejsze wskazówki na wypadek Sądu Ostatecznego. A tu najpierw zaocznie Sąd, a potem Zmartwychwstanie. I jak zwykle brudna robota spada na nas.
Zgodnie z danymi, które dostarczono Służbom Porządku Zmartwychwstania, okazało się, że cmentarzy było o wiele, wiele więcej. Porządek zaprowadzono na nich dopiero od niedawna, wcześniej kopano groby jak popadło, często jedne n adrugich. Nie lepiej jeszcze rzecz się miała z cmentarzami wojskowymi, tyle że… tu na porządku skorzystał jedynie diabeł. Żołnierze szli bowiem karnie prosto do piekła. Gorzej z tymi, którzy powstali na starych, często zapomnianych cmentarzach.
Rozmyślania przerwało niepewne stukanie do drzwi.
– Wejść! – burknął Nathaniel gasząc papierosa w popielniczce.
Zza drzwi wychyliła się niepewnie niska osoba o nieco postrzępionej twarzy. Spoglądała bojaźliwie dookoła.
– Czego tu do jasnej cholery!? – Wrzasnął Nathaniel. – Albo Niebo, albo Piekło! Ale nie tu! Wyroku nie dostał?
– J..ja… – nieznajomy jąkał się niezdarnie – ja właśnie nie wiem, co ze mną…? Nikt mi nic nie chce powiedzieć!
– Jak to? – Zdumiał się Ariel patrząc pytająco to na obcego, to na kolegę. – To przecież niemożliwe! Mamy w ewidencji wszystkich!
– Zaraz… – Nathaniel podszedł do nieznajomego i przyjrzał mu się uważnie. – Siadaj tu! – Wskazał mu stojące przed biurkiem krzesło. – Jak się nazywasz?
– Nie rozumiem!?
– No…jak się, kurwa, nazywasz – Nathaniel cedził powoli każde słowo – albo jak cię wołali? Miejsce i data urodzenia, imiona rodziców! Każdy ich przecież ma, no nie?
– Eeee… nieznajomy zawiesił głos, jakby próbując sobie coś usilnie przypomnieć – no to.. nie wiem, o czym pan mówi.
Nathaniel wstał, przeszedł nerwowym krokiem pomieszczenie wzdłuż i wszerz po czym spojrzał przez ramię Arielowi na ekran. Ten właśnie szukał zagubionego w plikach z anonimowymi ofiarami wydarzeń nagłych.
– Niemożliwe, żeby go nie mieli! – Warknął. Jego również ogarniało zdenerwowanie. – Danych dotyczących urodzeń przecież nie sposób pomylić!
– Ok, człowieku – tym razem szczęścia w dochodzeniu spróbował Ariel – gdzie cię pochowali i jak umarłeś?
Nieznajomy wpatrywał się chwilę w twarze rozmówców, jakby dochodziło doń, że jeśli znowu powie coś nieodpowiedniego, to mogą się na niego jeszcze bardziej zdenerwować, po czym odparł najspokojniej, jak mógł:
– Słuchajcie, nie wiem, co tu się u was teraz dzieje, ale ja nie… umarłem. Nie znam tego słowa, podobnie jak nie rozumiem poprzednich pytań!
Dopiero teraz Nathaniela uderzył wygląd nieznajomego. Niby człowiek, ale w jego rysach było coś… zastanawiającego.
– Mów zatem, co wiesz.– rozkazał Nathaniel.
– Jakiś czas temu wykonywałem misję z polecenia Macierzy. Nagle zerwał się kontakt z bazą, a potem straciłem kontrolę nad sobą i… mnie nie było. Aż tu nagle znowu odzyskuję świadomość i – wskazał niepewnym gestem ręki za okno – nie wiem, co się dzieje!
– Zaraz… zaraz… – Ariel wstał i podszedł do nieznajomego – że co powiedziałeś? Jaka znowu macierz?
– To… system operacyjny kierujący naszym gatunkiem.
– A… gdzie mieszka ten wasz… gatunek?
– W gwiazdozbiorze Syriusza…
– Ja pierdolę….– zaklął znowu Nathaniel – no to mamy jaja jak się patrzy! I co teraz?
– A niech się Góra martwi, skoro wszystkiego nie przewidziała – Ariel zamknął laptopa i skrył twarz w dłoniach. Kto ich zawiadomi?
– A co… będziemy przejmować się kosmitami? – prychnął pogardliwie Nathaniel.
często jedne n adrugich ; siękosmitami - widać chyba o co chodzi.
jasnej cholery!? - Wrzasnął Nathaniel ; - Jak to? - Zdumiał się ; - Niemożliwe, żeby go nie mieli! - Warknął. -> powinno być z małej, a więc: wrzasnął, zdumiał, warknął.
po czym spojrzał przez ramię Arielowi na ekran. - dopiero za trzecim razem zrozumiałam o co chodzi. Przez ramię Ariela jak już chyba. A jeszcze lepiej nad/pod ramieniem Ariela.
A tak, to pomysł bardzo mi sie spodobał. Końcówka rozbroiła. Gość z gwiazdozbioru Syriusza. :D
5.
Fajne opowiadanie. Końcówka rzeczywiście rozwala:
"- A... gdzie mieszka ten wasz... gatunek?
- W gwiazdozbiorze Syriusza...
- Ja pierdolę...." - a się uśmiałem. Tylko o jedną kropkę za dużo:)
Pozdro.
Zabawna miniaturka :).
Dowcipu nie brakuje. Może warto rozkręcić to opko, znaczy się więcej napisać?
Pozdrawiam.
:)