- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Spotkanie

Spotkanie

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Spotkanie

Coś zawsze czaiło się w mroku. W ciemnościach mijanej na korytarzu, niezamkniętej kotłowni, nieoświetlonym półpiętrze, w każdym ciemniejszym miejscu. Gdy zapadał już zmrok, czasem nawet za oknem. Siedziało tam, podążało za mną wszędzie i uparcie się gapiło. Za każdym razem nerwowo przyspieszałem, gdy musiałem wyjść z pomieszczenia. Przechodziłem korytarzem, gasząc za sobą światła, jednocześnie jak najszybciej zapalając nowe. Ten lęk czaił się wtedy, zawsze, gdzieś za mną. Nie pozwalał obrócić głowy, nawet na moment. Wiele razy chciałem spojrzeć, przyjrzeć się, przekonać co jest powodem. Nigdy, jednak nie zdobyłem się na to. Ja i bez tego wiedziałem, że coś tam jest. Gdy ojciec zapalał światło i udowadniał mi, że nic tam nie ma, że nie zdążyłoby uciec… Nie miał racji. To zwyczajnie siedziało schowane, nawet w najmniejszym cieniu. Nie wiem, czemu inni tego nie dostrzegali, ale było tam i cokolwiek to było, uparcie się za mną snuło, przez długi czas.

 

Kiedyś, gdy miałem jedenaście lat, zostałem sam na noc w domu. Tata mimo próśb, gdy wychodził, gasił światła, mówiąc, że najwyższy czas bym sobie z tym poradził. Zawsze zostawiali mi je, chociaż na korytarzu i schodach. Zapadł zmrok, nagle wszystko wydało się straszniejszy niż zwykle. Kiedy leżałem już w łóżku, dobiegały mnie jakieś dziwne, wysokie dźwięki zza okna. Schowałem się pod kołdrą. Bałem się wystawić spod niej, chociażby mały palec u stopy, aby czasem coś mnie za niego nie złapało. Kryjówka była pomocna tylko przez pewien czas. Nie udawało mi się zasnąć, a strach był coraz większy.

 

Nie wytrzymałem, nadszedł czas na konfrontację, tak jak zawsze kazał tata. Wmawiając sobie, że przecież nic tam nie ma, podniosłem szybko kołdrę. Pudło! Wydało mi się, że dostrzegłem coś kątem oka w rogu za szafą. Schowałem się momentalnie z powrotem, w pozornie bezpieczniejsze miejsce. Miałem już tego dość. Co ja robię? Czy cokolwiek tam było? Czy to w ogóle możliwe? To tylko moja wyobraźnia, zwykły cień a na dworze to koty się marcują. Nic tam nie było, nie mogło… tylko cień.

 

Zmęczony, znów uniosłem kołdrę, tym razem powoli, dokładnie przyglądając się całemu pokojowi. Nie bałem się już, przecież nic tam nie ma. Nigdzie nie zauważyłem żadnego nadzwyczajnego kształtu. Nic w pokoju mnie nie niepokoiło. Cień szafy to tylko cień szafy, a w ciemnym kącie nic nie siedzi. Poczułem ulgę, po raz pierwszy w życiu uświadomiłem sobie swoją głupotę. Miałem nadzieję, że już tak zostanie. Wmówiłem to sobie, ale pewien niepokój pozostał. Co, jeśli teraz specjalnie się chowało?

 

Nie wiem czemu, teraz musiało mi się to przypomnieć. Czy dlatego, że idę w środku nocy, ciemną, pozbawioną światła latarni, polną drogą? Nie wiedząc nawet, gdzie dokładnie jestem? Czy to najodpowiedniejszy moment na przypomnienie sobie o okropnym lęku sprzed lat? Chciałbym teraz o tym nie myśleć. To, jednak samo co chwila powraca. Cienie drzew zaczynają wyglądać coraz bardziej nieprzyjemnie. Głębsza ciemność panująca wewnątrz rowu, biegnącego obok, wydaje się kryć dziwne kształty. Czemu ja to sobie robię? Nie chcę o tym teraz myśleć. To nie jest dobry czas, aby to wróciło.

 

Spiąłem się jak dawniej i nerwowo zacząłem przyspieszać kroku. Starałem się nie patrzeć w miejsca skryte w cieniu. Myślałem, że już dawno mi to przeszło, że z wiekiem takie dziecinne leki zwyczajnie mijają. On tylko głęboko schowany czekał na odpowiedni moment. Na chwilę słabości. Nagły zryw wiatru zaszeleścił liśćmi. Coś za mną podąża. Skrywa się w każdym, mijanym cieniu drzewa.

 

Dobrze, że droga tylko przez niewielki odcinek biegła przez las. Według opisu, który otrzymałem przed wyruszeniem, powinienem zbliżać się już do celu. Uparty prześladowca trzymał się ciągle gdzieś w pobliżu. Kryje się w mroku i wywołuje we mnie niepokój. Czy coś na pewno tam jest? Gdy dotrę do celu, to uczucie zapewne zniknie i kto wie, czy kiedyś znów powróci, tak intensywne. To jest ten moment, zrobić to, czego nigdy nie zrobiłem, na korytarzu w domu, czy przechodząc obok kotłowni. Nic sobie nie wmawiać, zweryfikować to z pełną wiarą, iż coś się tam czai. Spojrzeć i sprawdzić. Przekonać się, udowodnić sobie jak chorą ma się wyobraźnię po raz kolejny. Raz na zawsze to skończyć. Mięśnie nie chcą się ruszyć, szyja jest spięta do granic możliwości. Teraz. Zatrzymałem się. Spojrzałem za siebie.

 

Nie było już odwrotu. Stałem i patrzyłem w najgłębszy cień w pobliżu. Było tam. To cały czas tam było. Nigdy się nie myliłem. Widzę go teraz, natręta uprzykrzającego życie. Jest tam głęboko w ciemności, ale zaraz co to jest? Jakiś kształt, chyba też na mnie patrzy. Stałem tak chwilę sparaliżowany.

– Czym ty jesteś?! –krzyknąłem w stronę cienia.

Dziwne zadałem to pytanie: „czym”. Powinienem był zapytać: „kim”. Po dłuższej chwili w ciszy.

– Ja? – zapytało zdziwione, drżącym, słabym głosem coś.

– Tak, ty! – krzyknąłem – czego ode mnie chcesz? Czemu mnie męczysz?

– Ale… ty mówisz do mnie?

– Mówię, że tak. Wyleź w końcu z tego cienia, pokaż się. – nie ustępowałem, prawie kompletnie zapomniałem o strachu, chciałem tylko wiedzieć.

– Nie mogę stąd wyjść – odpowiedziało smutne coś. – Kiedyś już próbowałem.

– Co? – nie zrozumiałem odpowiedzi. – Czym ty jesteś?– dodałem zdziwiony.

Ledwo widoczny kształt w mroku chyba się poruszył, wydawało mi się, że podeszło bliżej. W tym cieniu ciężko stwierdzić cokolwiek.

– Ależ my się znamy, właściwie to ja ciebie znam lepiej niż ty mnie – odpowiedziało. – Zawsze byłem gdzieś w pobliżu.

Przyszła mi w tym momencie do głowy dziwna myśl, zupełnie chora myśl. Czyżbym zaczynał tracić zmysły? Dziwnie mi było, że w ogóle taka rzecz pojawiła się w mojej głowie. Nie potrafiłem jednak z niej tak całkiem zrezygnować. Wiatr przesunął chmury, zakrywając nimi księżyc. Stało się jeszcze ciemniej. Kształt przede mną jakby urósł, przybrał, był zdecydowanie wyraźniejszy. Jakiś człowiek skryty w cieniu drzewa żartuje sobie teraz ze mnie i wyraźnie mu się to podoba. Ruszyłem w jego kierunku.

– Zatrzymaj się. Chyba nie powinieneś tu podchodzić… nie powinieneś był się nawet obracać – powiedziało zdecydowanie smutnym głosem coś z cienia.

Stanąłem, nie wiedziałem znów, o co chodzi. Dlaczego on jest smutny? Co to ma być za dziwna sytuacja. Ponownie ruszyłem naprzód.

– Stój! – wydarło się zlęknione. – Jestem tym, co kryło się w kątach, siedziałem w twojej kotłowni, na półpiętrze czy za oknem, czaiłem się zawsze gdzieś w mroku, ale ty… o mnie zapomniałeś…

– Chcesz powiedzieć, że jesteś… jesteś moim…? – nie dokończyłem, przecież to absurdalne.

– Tak dokładnie, jestem czymś, co nazywasz lękiem. Istnieję tylko tutaj.

– Opowiadasz jakieś pierdoły. Widzę, świetnie się bawisz. Idę i sam się dowiem – ponownie ruszyłem, tym razem nie zatrzymam się, choćby nie wiem co.

– Nigdy nie powinno dojść do tego spotkania. Nie tak to działa. Ja nie mogę stąd wyjść, w taki sposób istnieję, ty natomiast owszem możesz wejść w ciemności – kolejna dziwna wypowiedź. – Jeśli musisz, to chodź, nie zatrzymam cię.

 

Wszedłem w cień, w którym znajdował się kształt. Natychmiast zdałem sobie sprawę, że przecież tak naprawdę nigdy nie chciałem go zobaczyć. Przykry był to widok, naprawdę smutny, choć nie potrafię sobie przypomnieć, na czym ta przykrość dokładnie polegała. Wymazałem ten obraz z pamięci. Patrzeliśmy tak chwilę jeden na drugiego i wtedy dotarło do mnie, że robię coś kompletnie sprzecznego z naturą. Obróciłem się i wyszedłem z cienia. Do tego spotkania rzeczywiście nie powinno nigdy dojść. Takie rzeczy się nie dzieją. Mój własny lęk stojący przede mną jako osoba… Odwróciłem się i skierowałem na drogę. Postanowiłem pójść w swoją stronę, jakby nic się nie stało. Po chwili usłyszałem cichy głos.

– Proszę, nie zapomnij o mnie znowu.

Nie chciałem odpowiadać, ale nie wytrzymałem – Przecież, chyba lepiej mi będzie, gdy nie będę się bał? Nie pamiętasz, jak to było kiedyś?

– Zawsze miałeś skłonność do wyolbrzymiania różnych rzeczy – zasugerowało, że mój wielki strach był z mojej własnej winny. Może ma odrobinę racji. – Zawsze możesz bać się tylko odrobinę, ale proszę, nie zapomnij o mnie znowu, pewna dawka strachu może być nawet zdrowa – dodało, siląc się na dowcip.

– Kiedy chyba nikt normalny nie ma ochoty się bać? Dlaczego ja bym miał chcieć? Co ci tak zależy?

– Istnieję tylko tutaj, teraz gdy nie pamiętasz, to znikam, a znikanie jest jak… umieranie. Umieranie nie jest przyjemne… Pamiętaj, choć odrobinę.

– Pamiętając, nie będę znów się bał? Przecież to nie było nic, do czego warto wracać.

– To jak bardzo się boisz, zawsze zależało tylko od ciebie – powiedziało. – Skoro i tak doszło do tego spotkania, to pamiętaj o mnie, a czasem szepnę coś z ukrycia. Podpowiem jak spotkać twoje radości, one powinny być piękne.

Koniec

Komentarze

Takie sobie opowiadanko. Nie bardzo wiem, o co w nim chodzi – czy żeby przestać się bać, czy raczej nie wyzbywać się lęku?

 

że z wie­kiem takie dzie­cin­ne leki zwy­czaj­nie mi­ja­ją. – Literówka.

 

– Czym ty je­steś?! –krzyk­ną­łem w stro­nę cie­nia. – Brak spacji po drugiej półpauzie.

 

– Mówię, że tak. Wyleź w końcu z tego cie­nia, pokaż się. – nie ustę­po­wa­łem… – …pokaż się. – Nie ustę­po­wa­łem

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Może przyda się ten wątek: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

Czym ty je­steś?– do­da­łem zdzi­wio­ny. – Brak spacji po pytajniku.

 

W tym cie­niu cięż­ko stwier­dzić co­kol­wiek.W tym cie­niu trudno stwier­dzić co­kol­wiek.

 

Kształt przede mną jakby urósł, przy­brał, był zde­cy­do­wa­nie wy­raź­niej­szy. – Co przybrał kształt?

W sumie można powiedzieć, że puentą jest powiedzenie: strach ma wielkie oczy. Ale też, że zawsze dobrze jest odrobinę się bać, bo całkowite wyzbycie się strachu jest rzeczą złą. Jeśli nie boisz się lwa, nie uciekasz przed nim. Może cię zjeść. Tak to zrozumiałam. 

Stosunek ilości słów do treści jest w “​Spotkaniu" zdecydowanie zbyt wysoki. Ponadto motyw konfrontacji ze strachem jest tak ograny, że wyłącznie wybitni pisarze są w stanie to “sprzedać” bez przynudzania. ​ Ty, Autorze, obawiam się, wybitnym pisarzem/pisarką nie jesteś. 

Mogę się podpisać pod komentarzem Drewian – w tekście bardzo mało się dzieje. I nic nowego.

Zostało Ci jeszcze kilka literówek. Gdzieś tam leki zamiast lęków, winny zamiast winy…

Nowa Fantastyka