- Opowiadanie: Ardrarg Wardcrown - osobliwy starzec

osobliwy starzec

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

osobliwy starzec

Świat od dłuższego czasu umiera, zauważyłem to już kilka lat temu. Podejrzewam iż nie ja pierwszy poczyniłem takie obserwacje, jednak dzieje się to na tyle powoli, że w trakcie codziennych życiowych obowiązków umyka to praktycznie wszystkim. Ja jednak mam pewność, mam ją dzięki książkom ojca na temat historii świata, czytając je wnikliwie można stwierdzić, że ten proces zaczął się już bardzo dawno, mimo iż działalność ludzi zakłóca dokładny przebieg postępowania objawów tego zjawiska. Wiele z nich sami przyspieszaliśmy przez wieki bez opamiętania eksploatując ziemię, wyciskaliśmy z niej co się dało, dzięki temu przez wiele lat nasz gatunek częściowo omijała choroba wyniszczająca powoli wszystko dookoła. Od dłuższego jednak czasu podobnie jak zwierzęta, ludzie z niewiadomych przyczyn rozmnażają się coraz mniej chętnie, coraz większy procent dorosłych osobników nie podejmuje nawet starań aby przedłużać gatunek. Dojrzewają i pozostają samotni. Już pokolenie moich rodziców było tym, które przyniosło ogromny spadek urodzeń, do tamtej pory malał powoli, stopniowo. Dziś nie pamiętam kiedy ostatnio widziałem malutkie dziecko bądź ciężarną kobietę. Społeczeństwo całej ziemi się starzeje, powoli pustoszeją wielkie miasta. Lasy kiedyś eksploatowane bez chwili wytchnienia, teraz zostawione w spokoju, obumierają samoistnie. Wiedza zdobywana przez ludzi zostaje zapomniana, nikt nie odczuwa potrzeby nauczania młodych czegokolwiek ponad rzeczy przydatne na co dzień. Życie uchodzi ze świata coraz szybciej. Wygląda to tak jak by w pewnym momencie źródło sił życiowych ziemi zaczęło wysychać. Nie potrafię tego inaczej wytłumaczyć.

 

Ten mężczyzna znowu zatrzymał się w tym samym miejscu na moście i patrzy na klif, na poziom gdzie fale rozbijają się o skałę. Żyje tu już dwadzieścia lat, a on jest niezmiennym elementem krajobrazu, dzień w dzień pokonuje tę samą trasę, zatrzymuje się w tych samych miejscach, ubrany w ten sam szary kapelusz, brązowy, długi płaszcz z postawionym kołnierzem, z pod którego wystaje siwa długa broda utrzymana jak zwykle w zawadiackim nieładzie. Człowiek ten mieszka w starej, małej, ceglanej chacie tuż przy kamienistym wybrzeżu w najbardziej odludnym miejscu na wyspie, jest sam chyba od zawsze. Pamiętam też, że kiedyś słyszałem jego głos niski i gładki, jest to taki typ głosu, przy którym brzmisz inteligentnie nie zależnie od tego co właściwie powiesz. Czasem uśmiecha się gdy obserwuje… no właśnie co on tak zawsze podziwia? Zdarzyło mi się podążyć za jego wzrokiem gdy zauważałem, że w skupieniu na coś patrzy, chciałem dostrzec cuda wywołujące tę radość i ten niezachwiany spokój dostrzegalny w jego błękitnych oczach  ale chyba tylko on wie co tak niesamowitego jest w bezchmurnym niebie czy monotonnym uderzaniu wody o kamień, owszem ciężko odmówić codziennym widokom uroku jednak patrzenie na nie z taką zadumą dzień w dzień od co najmniej 20 lat, a na pewno o wiele dłużej; po prostu nie rozumiem. Coś jest w jego osobie, co powoduje iż obserwuję go za każdym razem gdy widzę jak się przechadza, niewątpliwie jest w nim jakaś tajemniczość, intrygują mnie jego codzienne, zarazem jakże niecodzienne dla innych ludzi rytuały. Gdy byłem młodszy nawet kilka razy zdarzyło mi się go śledzić. Odkryłem wtedy iż czasami znika na parę dni, nawet sprawdzałem czy nie siedzi wtedy po prostu w swojej chacie, ale nie odnalazłem go tam.

 

Teraz akurat idzie ulicą, za chwile będzie mnie mijał z tym swoim przedziwnym spokojem w oczach, przechadza się wiecznie zadumany z rozwianą brodą. Wtem, zatrzymał się, spojrzał na mnie i uśmiechnął się:

– Ty jesteś… Tak… Już wiem… ty jesteś do mnie podobny… Tak, kiedyś tacy jak my byli po… już niedługo.

Poszedł dalej jak gdyby nigdy nic, na most, stanął i patrzył na klif. To było niespodziewane, nawet nie pomyślałem aby coś odpowiedzieć, mimo iż słyszałem kiedyś jego głos, od tamtej pory wydawać by się mogło, że on sam zapomniał iż kiedyś posiadł umiejętności mowy. Tak rzadko korzystał z tej zdolności. Tylko o co mu chodziło? Jestem podobny? Jak? Ja… do niego? To pewnie jakieś starcze bredzenie, w końcu ile on już może mieć lat, z jakieś osiemdziesiąt? Więcej?

 

Tego dnia od samego rana było wietrznie. Wzburzone, spienione morze nieustannie szumiało, a fale rozbijały się o wysoki klif. Znając już trochę pogodę na wyspie, będąc uważnym jej obserwatorem miałem prawie stuprocentową pewność że wiatr dopiero w nocy pokaże na co go stać. Gdy wieczorem siedziałem już w swoim pokoju, a słońce rzucało na wyspę ostatnie promienie docierające z wielkim trudem przez coraz gęstszą warstwę chmur, obserwowałem przez okno uginające się pod naporem wiatru korony drzew. Do wichury dołączyła burza, kanonada grzmotów i przeraźliwie jasnych błyskawic. W pewnym momencie gdy już całkiem się ściemniło zauważyłem dziwne światło następujące po niektórych piorunach, było ono jakby przyblakłe, lekko mdłe, nie tak żywe i utrzymywało się dłużej, jakby wisiało pod chmurami. Świeciło nad wzburzoną wodą. Chcąc dojrzeć co jest jego źródłem wpatrywałem się w fale nad skalistym brzegiem, następna błyskawica rozjaśniła niebo, jasno niemal jak w dzień, dostrzegłem stojącego na klifie staruszka. Co on tam do cholery robi? Znudziło mu się jego długie życie? Szybko ubrałem się i wybiegłem na dwór. Walcząc z okrutnie smagającym mnie wiatrem dotarłem na miejsce. Starzec stał na klifie, zwrócony twarzą do wody.

– Proszę pana, nic panu nie jest? Co pan tu robi w taką pogodę? – krzyczałem próbując przebić się przez hałas wichury – proszę się mnie złapać, pomogę panu wrócić do domu.

On obrócił się z uśmiechem na twarzy.

– O to ty chłopcze… Dobrze, że przyszedłeś.  Widziałeś je prawda?

Kompletnie nic sobie nie robiąc z wiatru znów się odwrócił i wskazał ręką przed siebie.

– Obserwuj uważnie! – powiedział z wyraźnym zadowoleniem w głosie.

Piorun przeszył niebo uderzył we wzburzone morze, tuż przed nami. Głęboko  pod powierzchnią pojawiło się blade światło, które powoli przebijało się ku górze, nie to nie było po prostu światło, drobne istoty w kształcie nitek gęsto oderwały się od wody. W tym momencie burza w ich najbliższym otoczeniu zamilkła, im bliżej nich tym było spokojniej, wiatr tracił całą siłę. To z nich dobywał się ten tajemniczy blask. Unosiły się i wiły, tworzyły jedną wielką plątaninę milionów, miliardów malutkich, błyszczących nitek. Wisiały tak chwilę roztaczając poświatę, światło jakby nie z tego świata. W końcu odlatywały z podmuchami wiatru, gdy rozpraszały się ich blask stopniowo przygasał aż ginął gdzieś w oddali. Stałem osłupiały, nigdy w życiu nie widziałem czegoś podobnego. W tym momencie starzec znów obrócił się w moją stronę, uśmiechnięty jak zwykle, cały mokry, rozradowany niczym małe dziecko aż łzy napływały mu do oczu.

– W końcu po tylu latach w końcu… są – powiedział drżącym głosem.

Jego twarz nabrała powagi, patrzył na mnie przez chwilę, gdy tak pomyślę to już wówczas gdzieś w jego oczach można było dostrzec zaniepokojenie, domyślał się zapewne tego co zaczęło dziać się wkrótce potem. Wtedy nie rozumiałem jeszcze jego reakcji. Nie wiedziałem nawet co ja właściwe w tym momencie zobaczyłem. Właśnie to wydarzenie było prawdziwym początkiem mojego życia. Nowego życia całej planety.

Koniec

Komentarze

20 lat, z jakieś 80 – słownie

nie zależnie – niezależnie

te cuda wywołujące radość i ten niezachwiany spokój – nie za dużo?

krzyczałem próbują przebić się – próbując

Przecinki leżą i kwiczą.

Zapis dialogów całkowicie skopany.

Co to było? Jakaś przypowieść? Własne przemyślenia? 

Niestety, nie przypadło mi do gustu.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Opowiadanie ma ponad 7tys znaków i zaledwie trzy akapity. Autorze! Miej litość! Podziel tekst na mniejsze fragmenty – zapewniam Cię, że czytelników tylko Ci przybędzie.

Co do treści – ​tak jak Bemikowi – nie przypadło mi do gustu. Taki trochę strumień świadomości, nie bardzo wiadomo po co i dlaczego.

 

Hmm... Dlaczego?

Rozważania demograficzne, opowiastka o starcu, opis burzy, dziwne światła – zaprawdę, Autorze, powiadam Ci, że nie wiem co przeczytałam.

 

mia­łem pra­wie stu pro­cen­to­wą pew­ność… – …mia­łem pra­wie stupro­cen­to­wą pew­ność

 

pro­mie­nie do­cie­ra­ją­ce z wiel­kim tru­dem prze coraz gęst­szą war­stwę chmur… – Literówka.

 

dziw­ne świa­tło na­stę­pu­ją­ce po nie­któ­rych pio­ru­nach, było on jakby przy­bla­kłe… – Literówka.

 

Uno­sił się i wiły, two­rzy­ły jedną wiel­ką plą­ta­ni­nę… – Literówka.

 

gdy roz­pra­sza­ły się ich blask… – Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka