- Opowiadanie: nikkitaa - Demony duszy

Demony duszy

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Demony duszy

Moje życie mogę nazwać jedynie egzystencją. Od zawsze poniżany i potępiany. Miłość? To pojęcie jest mi obce. Znam tylko pogardę. Każdy oddech niszczy mnie od wewnątrz, a jednak trwam tu nadal. Nie potrafię spoglądać w lustro, gdy patrzę w swoje oczy, widzę wrota do najciemniejszych zakamarków własnej duszy, której nie chcę odkryć. Jestem nikim.

 

Stoję oparty o ścianę, patrząc w zapleśniały sufit. Głęboko wzdycham, błagając opatrzność, aby ojciec mnie nie usłyszał. Może nie wie, że wróciłem. Być może śpi.

– Ty nic nie warty śmieciu! – Słyszę jego krzyk. Czuję ucisk w żołądku. Ojciec nie należy do osób kochających swoje dzieci. Przypuszczam, że jedyne, czego oczekuje, to moja śmierć. A ja, jak głupi, pragnę odrobiny miłości, choćby krzty szacunku. Całe życie tylko o to zabiegam, a im bardziej się staram, tym więcej za to płacę.

– Myślisz, że cię nie słyszę? – Zapewne siedzi na swym podartym fotelu, w ustach trzymając dębową fajkę. Jego ulubionym zajęciem jest patrzenie w ogień. Od zawsze powtarza, że uspokaja go myśl, iż kiedyś ten płomień nie zostawi po mnie nawet kostki.

Wchodzę wolnym krokiem do pokoju, spuszczając głowę. Czekam na kolejne słowne bicze, podziwiając rozmokłą drewnianą podłogę.

– Z całego serca żałuję, że matka cię urodziła! – syczy, wstając z fotela. O tak, to słyszę od dnia narodzin. Można by pomyśleć, że idzie się przyzwyczaić, jednak to nie takie proste. Kiedy jedyna osoba, od której na tym zasranym świecie oczekujesz jakichkolwiek pozytywnych uczuć, całe życie cię nienawidzi, to niezależnie od wieku, boli jak diabli.

Z czasem nauczyłem się radzić sobie w takich chwilach. Kluczem do wyciszenia okazała się moja wyobraźnia.

 

Wokół szumi wiatr, czuję jak porywa włosy do dzikiego tańca, a przyjemne chłodne podmuchy muskają twarz. Kolorowe jesienne liście wirują wokoło, próbując wrócić na miejsce, z którego tak barbarzyńsko zostały strącone. Unoszę się wysoko, ponad korony drzew. Czuję przepełniającą błogość. Jestem wolny.

 

Zimna, pokryta chropowatą skórą, dłoń, przywraca mnie do rzeczywistości. Policzek pali. Spoglądam w przepełnione furią oczy ojca. Szybko jednak odwracam wzrok, czując przytłaczający ciężar kolejnej porażki.

– Od zawsze wiedziałem, że nie jesteś moim synem – warczy pogardliwie. – Mój syn nie mógłby być taką ciotą! – Czuję gęstą, obleśną ślinę na twarzy. Częściowo zahaczyła o oko, częściowo o wargi. Z wolna wycieram to świństwo wierzchem dłoni, starając się przy tym nie krzywić, by nie miał kolejnego powodu do nękania mnie.

Stałem się widmem własnego człowieczeństwa. Nie potrafię się uwolnić spod tej tyranii. Nie ma dla mnie miejsca na świecie, skoro nawet ojciec nie potrafi mnie pokochać. Pokazuje mi na każdym kroku, że jestem totalnym dnem, nikim. Nie nadał mi imienia, za to codziennie wynajduje coraz to nowsze określenia. Kretyn, śmieć, ścierwo, ciota. Tak mnie nazywajcie.

Jego usta się poruszają, jednak nie rozumiem znaczenia słów, które wypowiada. Wszystko brzmi tak samo.

Widzi moją obojętność, a w jego oczach tli się żądza mordu. Zamilkł, a jego ciałem wstrząsają drgawki. Ogarnia go piekielna furia, jakiej do tej pory nie doświadczyłem. Słyszę huk rozbijających się o podłogę cegieł. Dom telepie się jak podczas trzęsienia ziemi. Pokoje wypełnia biały pył, który drapie w gardle. Kaszlnąłem, przysłaniając usta rękawem.

– Tato, proszę, uspokój się! – krzyczę przerażony. Przysuwam się bliżej ściany i kucam, starając się uspokoić oddech. Od dawna nie czułem strachu.

– Zajmujesz tylko miejsce na tej planecie – mówi i chwytając mnie za ramię, przeciąga na środek pokoju. Spadająca cegła niemal trafiła w mą głowę. Wznieca się we mnie uczucie, jakiego do tej pory nie znałem. Czuję ucisk w żołądku, który powoduje, że ciałem wstrząsają dreszcze, ręce trzęsą się, a mięśnie napinają. Z trudem oddycham. Patrzę na ojca i widzę obcą postać. Już rozumiem.

– Nie istniejesz – szepczę – umarłeś – dodaję głośniej. Zjawa śmieję się szyderczo, niknąc w ciemnościach.

 

Mijając bramy miasta, czuję ulgę, która rozlewa się po ciele, jak eliksir życia. Pierwszy raz mogę oddychać pełną piersią. Gdzieś, tam daleko czeka na mnie nowe życie. Gdziekolwiek, byle nie tutaj. Uśmiecham się i parskam. Ile musiałem wycierpieć, by dorosnąć do tej decyzji. Ile poniżania musiałem znieść. Otwieram urnę, odwracam do góry dnem i patrzę, jak mój koszmar odlatuje, niesiony podmuchami wiatru.

 

 

Koniec

Komentarze

Za dużo słów na początku. Zwłaszcza takich różnych krótkich tych takich słów swoich jego moich. No stylistycznie nie powala. Odkrywcze to też nieszczególnie, ale fajnie wprowadzona fantastyka i plus za twist, który nie spada na czytelnika w ostatnim zdaniu (I hate it). 

A ostatnie zdanie bardzo ładne.

gdy patrzę swoje oczy, – zjedzone “w”.

 

Głęboko wzdycham, – Hmmm. Wzdychanie ma chyba jakąś swoją domyślną głębokość, nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek westchnął głębiej niż zazwyczaj. No ale może moja wykmina nie ma sensu, nie wiem w sumie :D

 

Szort całkiem ok, chociaż nie lubię aż tak groteskowo skrajnych postaci. Pomysł nie jest jakiś powalający, ale chyba całkiem ciekawy.

No nieźle.

Stoję oparty o ścianę, patrząc w zapleśniały sufit. Głęboko wzdycham, błagając opatrzność, aby ojciec mnie nie usłyszał. Może nie wie, że wróciłem. Być może śpi.

– Ty nic nie warty śmieciu! – Usłyszałem jego krzyk. Poczułem ucisk w żołądku.

 

Dlaczego mieszasz czasy? 

 

Na mnie tekst nie zrobił specjalnego wrażenia. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Śniąca po prostu przeoczyłam, już poprawiłam.

Skoneczny no nie wiem, ja potrafię delikatnie westchnąć, nabierając mało powietrza, bądź też głęboko, wypełniając płuca do granic możliwości :D Cieszę się, że się choć trochę podobało :)

tojestniewazne dziękuję za krytykę i nieco miłych słów :)

Be patient.

Nikkitaa, ale Ty czasy mieszasz w całym tekście, nie tylko wskazanym fragmencie. Do poprawy więc masz znacznie więcej. Przejrzyj to sobie dokładnie od A do Z. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Jakiś pomysł był, ale chyba nie został należycie wykorzystany. Wykonanie też mogło być lepsze.

Bardzo przeszkadza mnogość zaimków, często zupełnie niepotrzebnych.

 

Przy­pusz­czam, że je­dy­ne, czego ode mnie ocze­ku­je, to moja śmier­ci. – Czy oba zaimki są niezbędne? Literówka.

 

Wokół mnie szumi wiatr, czuje jak po­ry­wa moje włosy do dzi­kie­go tańca, a przy­jem­ne chłod­ne po­dmu­chy mu­ska­ją moją twarz. Ko­lo­ro­we je­sien­ne li­ście wi­ru­ją wo­ko­ło, pró­bu­jąc wró­cić na miej­sce, z któ­re­go tak bar­ba­rzyń­sko zo­sta­ły strą­co­ne. Uno­szę się wy­so­ko, ponad ko­ro­ny drzew. Czuję prze­peł­nia­ją­cą mnie bło­gość. Je­stem wolny. – Skoro wiemy, że bohater mówi o sobie, to czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

Po­ko­je wy­peł­nia biały pył, który dra­pie w gar­dło. – Raczej: Po­ko­je wy­peł­nia biały pył, który dra­pie w gar­dle.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jakiś pomysł był, ale chyba nie został należycie wykorzystany. Wykonanie też mogło być lepsze.

Cóż, szkoda, że mi się nie udało, choć się starałam. 

Be patient.

Jakoś nie potrafię zrozumieć bohatera. Dlaczego oczekuje miłości od takiego ojca? I to chyba nieżyjącego. Dlaczego wraca do domu? Co się stało z matką?

Babska logika rządzi!

I nie ustawaj w staraniach. W końcu się uda. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mam podobnie jak przedpiścy. Pomysł całkiem niezły, ale ogólne wrażenie z szorta nie jest powalające. Fajnie dodana fantastyka, wpleciona w obyczajową i patologiczną historię.

Jakoś nie potrafię zrozumieć bohatera. Dlaczego oczekuje miłości od takiego ojca? I to chyba nieżyjącego. Dlaczego wraca do domu? Co się stało z matką

Psychika ludzka jest bardzo skomplikowana. Równie dobrze można zapytać, jakim cudem ofiara przywiązuje się i zaczyna żywić uczucia do porywacza? Bohater całe życie był tylko z ojcem, nie znał innego świata. Kiedy ojciec umarł nie był w stanie tego pojąć, dlatego miał przywidzenia, wierzył, że nadal jest obok. A co z matką… to już niech każdy sobie dopowie :)

 

I nie ustawaj w staraniach. W końcu się uda. ;-)

Na pewno nie przestanę pisać :) Nie ma innego zajęcia, które wywoływałoby u mnie choćby podobne uczucie.

 

Fajnie dodana fantastyka, wpleciona w obyczajową i patologiczną historię.

 Czyli coś jednak mi się udało :)

Be patient.

Pomysł nawet bardzo ciekawy. Choć zmarnowany wykonaniem. Ćwicz, bo z chęcią przeczytam kolejne Twoje opowiadania.

F.S

Stawiasz za dużo przecinków. Na przykład tu:

Zimna, pokryta chropowatą skórą,[-] dłoń,[-] przywraca mnie do rzeczywistości.

Ogólnie na poziomie zdania nie byłoby tak źle, gdyby nie pomieszane czasy i czasami dziwne konstrukcje. Nawet podobał mi się pierwszy i ostatni akapit. Ale całość nie wzrusza, a chyba miała. Następnym razem starałabym się napisać coś z fabułą ;) Bo tutaj to jak na lekarstwo.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

FoloinStephanus dziękuję za opinie. Cieszy mnie, że pomimo mojego wykonania nadal jesteś ciekaw kolejnych opowiadań. Aktualnie wrzuciłam na betalistę “Medium”, zobaczymy co z tego wyjdzie.

Tensza dziękuję za przeczytanie i komentarz, obiecuję poprawę i pomyślę nad czymś ze stabilną, nierozchodzącą się w szwach fabułą :)

Be patient.

Temat ciekawy, choć są lepsze i gorsze fragmenty. Dla mnie miejscami za bardzo dosłownie – niepotrzebnie. Dużo emocji przekazanych w krótkiej formie – to na plus:)

Każdy koniec daje szansę na nowy początek...

Dużo emocji przekazanych w krótkiej formie – to na plus:)

Właśnie to chciałam osiągnąć :) 

Be patient.

Wokół szumi wiatr, czuje jak porywa włosy → Wokół szumi wiatr, czuję, jak porywa włosy

Według mnie całkiem w porządku short, choć z takiego tematu można by wycisnąć jeszcze więcej emocji (choć i tak nie jest źle). Może mniej znaczy więcej, i rysując ojca nie taką grubą kreską dałaby radę osiągnąć lepszy efekt? Zwrot akcji na plus.

Zapewne nie jestem grupą docelową opowiadania, bo jakoś mnie nie ruszyło.

Chociaż, ostanie zdanie rzeczywiście niezłe. :)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Dziękuję Wam za opinie ;)

Be patient.

Całkiem przyjemny szorcik, choć może “przyjemny” nie jest dobrym słowem, biorąc pod uwagę tematykę. Niemniej tekst czyta się dobrze, a twist na końcu daję radę. Cóż więcej trzeba?

Rzuciły mi się w oczy drobne ustereczki:

 

Nie potrafię spoglądać w lustro, gdy patrzę w swoje oczy, widzę wrota do najciemniejszych zakamarków własnej duszy, której nie chce odkryć.

– Z całego serca żałuję, że matka cię urodziła! – syczy, wstając z fotela. O tak, to słyszę od urodzenia.

Wokół szumi wiatr, czuje jak porywa włosy do dzikiego tańca, a przyjemne chłodne podmuchy muskają twarz.

– Nie istniejesz – szepczę – umarłeś – dodaje głośniej.

 

Troszkę literówek i powtórzeń (chociaż przy dwóch bohaterach trzeba się trochę nagimnastykować, żeby ich uniknąć :P), ale ogólnie napisane całkiem nieźle.

Podobało mi się, jak wykorzystałaś motyw ognia/spalania i wiatru – fajnie spinają opowiadanie, nawet jeśli efekt nie był zamierzony. Nie pasuje mi jednak za bardzo “szyderczy” śmiech zjawy. W końcu bohater odniósł niejakie zwycięstwo nad upiorami z przeszłości, więc reakcja ojca powinna być chyba nieco inna. Ale to może kwestia gustu. Natomiast relacja ojciec-syn bardzo fajna – trudna i popieprzona, ale takie też się zdarzają.

Czytało mi się całkiem przyjemnie :)

Vyzart cieszę się, że się podobało ;)

Iluzja dziękuję za łapankę, już poprawiam. Cieszę się, że przeczytałaś z przyjemnością ;)

Be patient.

Nowa Fantastyka