- Opowiadanie: mkmorgoth - Własność Daniela

Własność Daniela

Opowiadanie osadzone w świecie Władcy Pierścienia.  Czasy obecne.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Własność Daniela

Zapadł już zmrok. Na cmentarzu nikogo nie było. Wszyscy rozeszli się do swoich domostw, pozostawiając własne smutki właśnie tutaj. Deszcz przestał już padać. Zza gęstych chmur wolno wyłaniał się Księżyc.

Daniel energicznymi ruchami rąk odgarniał ziemię. Miał dużo szczęścia, że wcześniej padał deszcz, więc ziemia była na tyle miękka i luźna, więc z łatwością mógł prowadzić odkrywkę. Grunt odgarniał na boki, nieco dalej od punktu, w którym kopał, aby nie zasypywało mu dołu, który w miarę upływu czasu stale się powiększał i powiększał. Zaklął tylko w duchu, że mógłby poszukać jakiegoś ostrego narzędzia, który ułatwiłby mu prowadzenie odkrywki. Ale, o dziwo i tak szło mu nie najgorzej, mając do dyspozycji tylko parę rąk.

Był tak podekscytowany tym, co robił i myślą o złotym pierścieniu, iż zapomniał o bólu, jaki przyprawiało mu ciągle grzebanie w szorstkim i lepkim błocie. O tak! Za wszelką cenę musiał odzyskać ten pierścień! Pragnął aby pierścień na zawsze stał się jego własnością. Mimo tego, iż nie był on jemu pisany. Matka zapisała go w testamencie jego… kuzynce! Kiedy się o tym dowiedział, wpadł w szał. Jak sama matka mawiała, podobno pierścień był magiczny, ale na pewno – przeklęty, ale Daniel nigdy w to nie wierzył. Najdziwniejsze było to, iż ów pierścień nigdy nie znalazł się na palcu matki. Nikt, od wielu pokoleń, nigdy go nie wkładał. Choć kusił każdego, kto na ów przedmiot spojrzał. Krył w sobie jakąś pradawną moc, ale jaką? Tego niestety już nie dowiedział się od matki. Wiadomo tylko jedno: pierścień był przeklęty. Daniel, niestety nie dawał za wygraną. Za wszelką cenę chciał rozwiązać jego zagadkę. Jak sam wierzył, miał być jego własnością. Trapiła go dzisiaj myśl: Dlaczego miał go nie otrzymać na własność? Tylko kuzynka, która odwiedziła matkę kilka razy w życiu. Ostatni raz kuzynka była u jego matki w przeddzień śmierci. Wtedy też pokłóciły się o pieniądze. Kuzynka z furią rzuciła o ścianę owym sygnetem, po czym szybko go podniosła z podłogi, schowała do torebki, i wyszła z domu. Za to on zawsze przebywał w towarzystwie matki. Pomagał przy zakupach, przy pracach domowych, w gospodarstwie i we wszystkim innym, o cokolwiek by go nie poprosiła. Fakt, że cały czas, od urodzenia chodził przygarbiony. Był chudy jak patyk i blady niczym śmierć. Z tego powodu wśród rodziny i kolegów był wyśmiewany. Tylko, dlaczego nie podarowała mu w testamencie tego pierścienia? Nie podarowała mu nic. Zupełnie nic.

Daniel pracował od kilku godzin bez przerwy. Czuł już narastające zmęczenie. Bolały go wszystkie mięśnie i kości. Mimo to cały czas kopał. Centymetr po centymetrze. Był coraz bliżej celu.

Wreszcie natrafił na coś twardego. To fragment drewnianego wieka trumny. Gdzieś musi być sygnet, który dzisiejszego dnia wredna kuzynka, wrzuciła do grobu.

I rzeczywiście. Pierścień znalazł się tak jakby chciał być znaleziony, gdyż jarzył się pomarańczowożółtą poświatą. Zdawać by się mogło na pierwszy rzut oka, iż jest gorący. Daniel z wahaniem wziął go do ręki. Był chłodny! Tylko, dlaczego tak się świeci? Schował go prędko do kieszeni w koszuli i wygramolił się z niewielkiego dołka.

Powoli zaczął zasypywać ziemią nowo powstałą dziurę.

Kiedy zasypywał dół, w pewnym momencie usłyszał dziwne słowa. Jakby ktoś stał tuż obok niego i szeptał mu do ucha:

– Danielu… Danielu…

Na chwilę przerwał pracę. Słysząc te słowa przez cało ciało przeszły ciarki. Rozejrzał się wkoło, wodząc wzrokiem po mrocznej scenerii starego cmentarza. Pewnie to, co słyszał, to efekt przemęczenia. Tak, pewnie tak. Wrócił, więc do pracy, za kilka godzin będzie świtać i zapewne ktoś tutaj przyjdzie. Widząc kogoś, kto jest cały brudny, pachnie ziemią i zasypującego dół ziemią, może się źle skojarzyć.

Nagle znów usłyszał ten sam głos, wołający go po imieniu. Znacznie wyraźniej i głośniej, niczym rozkaz.

– Danielu!…Danielu!! – wołał tajemniczy Głos.

Głos rozlegał się w jego głowie. Był coraz to silniejszy i… przerażający. Przerwał pracę i zakrył obiema dłońmi uszy, starając się nie słyszeć tego głosu. Czuł się tak jakby mu głowa miała rozpaść się dwie części. Nie zważając na to, iż ktoś już mógł go obserwować, zaczął głośno przekrzykiwać ten głos. Niestety bezskutecznie. Im głośniej Daniel krzyczał, tym coraz bardziej huczało mu w głowie. Sam już nie wiedział, co się z nim dokładnie dzieje. W jednej sekundzie rzucił się na ziemię. Upadł twarzą prosto w mokry i lepki grunt. Nakrył głowę rękoma i jakby w ataku szału zaczął tarzać się i wić na ziemi, jak dziki kot. Klął i mówił jakieś niezrozumiałe słowa, w zupełnie innym języku. Mowa ta stopniowo zamieniała się w bełkot.

Nagle ciało Daniela zamarło. Daniel przestał się poruszać jak opętany i wypowiadać te dziwne słowa. Powoli z pozycji leżącej przeszedł do siedzącej. Przetarł twarz brudnymi dłońmi, rozmazując na niej błoto. Po chwili wstał, trzęsąc się na nogach jak osika. Od razu spostrzegł, że jest zupełnie nagi. To, dlatego było mu tak zimno. Od razu przyszła mu jedna myśl: „Gdzie jest pierścień?". Pierścień schował do koszuli.

Koszula, spodnie i reszta ubrania, leżały tuż, obok, więc nie było problemu z ich znalezieniem. Szybko chwycił koszule i z kieszonki wyjął ciężki, złoty pierścień.

Nagle, znów usłyszał ten sam głos. Głos, który tylko Daniel mógł słyszeć. Pierścień na jego oczach rozbłysnął jasnym żółtopomarańczowym światłem. Daniel zobaczył jeszcze wyłaniające się z pod gładkiej powierzchni pierścienia, dziwne, nieznane mu pismo. Tajemniczy głos, wypowiedział słowa wyryte na pierścieniu.

– Nie, nie, nie! Nie zrobię tego! – krzyczał Daniel. – Nie Panie! Nie oddam go!

Głos znów odpowiedział, ale Daniel nie dawał za wygraną.

– Nie! Będzie mój! Tylko mój! Mój, mój, mój! Mój skarrrbie!

I wsunął pierścień na palec.

Ze słowami: „Mój skarbie! Mój jedyny!", Daniel uciekł gdzieś daleko stąd. Jak najdalej od tego miejsca, od tych wspomnień. Uciekł gdzieś w góry, spowite gęstą jak mleko mgłą.

Koniec

Komentarze

No jak świat światem, ziemia nigdy nie stanowi oporu...

fakt, sorki. Zaraz to poprawię.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

A co tam, przeczytam i starsze ;)
Gollum!
Będę okropna. I tak, wiem, czas na edycję minął daaaawno temu, ale to na przyszłość ;)
Miał dużo szczęścia, że wcześniej padał deszcz, więc ziemia była na tyle miękka i luźna, więc z łatwością mógł prowadzić odkrywkę. - Hm... To zdanie jest złe. 2x więc. Można by:  ... że wcześniej padał deszcz. Dzięki temu ziemia była wystarczająco miękka i luźna, by mógł...
ułatwiłby mu prowadzenie odkrywki. - pracę? unikniesz powtórzenia.
Jak sama matka mawiała, podobno pierścień był magiczny, ale na pewno - przeklęty -> - a na pewno - przeklęty

Ogólnie fajnie, tylko masz problem z powtórzeniami. Czasem to zabieg celowy. O na przykład tu:
Nagle, znów usłyszał ten sam głos. Głos, który tylko Daniel mógł słyszeć.
Ale zwróć na to uwagę, a bedzie dużo lepiej ;)

Pozdrawiam.

* prowadzenie pracy miało być.

Dzięki RheiDaoVan za recenzję, napewno się przyda. Niebawem wstawię coś nowego. Pozdrawiam

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

"Rozmowy w toku" się oglądało, nic ponad to :)

o, tu proszę:

http://www.youtube.com/watch?v=49Ax4RJGFf4 

jakby nie wchodziło wpisz "mroczny wampir maksiu" i wyskoczy :>

Swoją drogą, opowiadanie cholernie ciekawe. Drobne błędy, jak to błędy, nikt z nas nie jest zdobywcą Pulitzera a ja nie zamierzam bawic  sie w  redaktora więc krótko - bardzo sugestywnie przedstawileś postać bohatera. Krótkie, ale mocne.

Pozdrawiam 

@Pawel Tramal
Dzięki za komentarz. Fajnie, że się opko podobało, mimo, że jest stare troche.

PS. Filmik działa i obejrzałem:) Thx

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Daniel energicznymi ruchami rąk odgarniał ziemię. Miał dużo szczęścia, że wcześniej padał deszcz, więc ziemia była na tyle miękka i luźna, więc z łatwością mógł prowadzić odkrywkę. – przydałoby się poczytać nieco więcej, żeby zwiększyć zasób słów. A to dopiero sam początek.  podobno pierścień był magiczny, ale na pewno – przeklęty – bez sensu jak dla mnie. Kopał, aż się zmęczył a jak przyszło co do czego to wychodził z niewielkiego dołka? Kolejny beznses moim zdaniem. Pewnie to, co słyszał, to efekt przemęczenia. Tak, pewnie tak. – sam sobie odpowiadasz? Na moje oko za dużo kropek i przecinków. Masa nie potrzebnych powtórzeń.  Tak w ogóle nie bardzo to jest ciekawe jak dla mnie i takie jakieś wyrwane z kontekstu.  Nie to żębym się czepiał o coś czy coś…czepiam się. 

 

 

 

btw.  nie jestem pewny czy dziury powstają czy może się tworzą/są wykopywane.  Tak więc może jakiś Tajwański redaktor podjałby się przeczytania tego…za odpowiednią ilośc jenów. Ale nie liczyłbym na to, że dotrwałby do końca 

@Idaho Iowa pisze: "może jakiś Tajwański redaktor podjałby się przeczytania tego…za odpowiednią ilośc jenów".   Zanim cokolwiek napiszesz, nie tyle pomyśl nad tym kilka minut, co sprawdź co piszesz. Tajwan nie ma jenów, tylko TWD (Nowy Dolar Tajwański).

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Pomysł nie powala. Tekścik, delikatnie mówiąc, raczej bardzo taki sobie, a wykonanie, niestety, kładzie go na łopatki. :-(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka