- Opowiadanie: Shinryu - Wilkołak

Wilkołak

Witam , niedawno dołączyłem do grona użytkowników portalu Nowa Fantastyka.  Tak jak wielu innych postanowiłem spróbować sił w pisaniu. Efektem tego jest właśnie to opowiadanie. Zapraszam do lektury. 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Wilkołak

Keveran mocnym szarpnięciem za uzdę zatrzymał swojego konia i zaczął uspokajać wierzchowca, starając się by jego głos brzmiał pewnie , aby nie zdradzić uczucia strachu, które również pojawiło się w jego sercu. Miejsce w którym się właśnie znajdował przyprawiłoby o dreszcze niejednego śmiałka. Wraz z mistrzem przemierzał ponurą puszczę zdającą się składać wyłącznie z samych obumarłych drzew. Zaczęło zmierzchać i wyobraźnia podsuwała mu różne nieprzyjemne obrazy tego co mogło się znajdować pośród cieni. Długie konary drzew niemal całkowicie odcinały dostęp światła, przez co otaczające ich pnie i krzewy wyglądały jak żywe postacie czekające na nieostrożny ruch podróżnych.  

– Nie zatrzymuj się chłopcze , jeśli nie chcesz spędzić tutaj nocy – oświadczył jadący przed nim człowiek.

Nazywał się William Gorner , zwany przez swoich braci Ponurym Willem , z powodu pesymistycznego podejścia, które, jak głosiły plotki, przechodziło z czasem na jego podopiecznych. Był dobrze zbudowanym mężczyzną średniego wzrostu o ciemnych, gęstych włosach, bujnej brodzie oraz chłodnym spojrzeniu.  Wszystko co o nim wiedział raczej nie zachęcało do zaufania, jednak miał już dość ponurych murów cytadeli i zgodziłby się towarzyszyć jakiemukolwiek pogromcy , byleby tylko opuścić wreszcie tamto miejsce. Zgodziłby się nawet, gdyby musiał zostać podopiecznym Jorgena Pijaka – starego pogromcy, którego ostatni raz widziano trzeźwego kilka lat temu.

– Wybacz mistrzu, koń się spłoszył i próbowałem go uspokoić – odrzekł pośpiesznie Keveran. Spędzenie nocy pośród tych drzew było ostatnią rzeczą o jakiej marzył.

– Zwierzęta są mądre i instynktownie wyczuwają grożące im niebezpieczeństwo – pouczył go William – Lepiej zachowajmy czujność. Kto wie co się czai w tych lasach.

Chłopak odruchowo sięgnął do srebrnego medalionu zawieszonego na szyi. Była to jedyna rzecz, która pozostała mu po rodzicach, a możliwość pośpiesznego dotknięcia  amuletu zawsze go uspokajał. Jak większość chłopców w cytadeli, Keveran był sierotą. Podrzutkiem niechcianym przez rodziców i pozostawionym tuż przed dębową bramą Hael Valar. Profesja pogromcy nie była czymś czego przeciętni rodziciele życzyli własnym dzieciom. Powód był prosty – większość z nich ginęła już w trakcie pierwszego zadania, dlatego młodzi adepci zazwyczaj starali się odwlec swój pierwszy wyjazd poza mury, wyjazd mający dowieść ich sprawności i odwagi, ostatni test przed staniem się pełnoprawnym pogromcą. Nie znał matki, która dobrowolnie wydałaby syna ludziom z Hael Valar, poza własną, lecz jej twarz już dawno rozpłynęła się we mgle pośród wspomnień.

Jak sama nazwa wskazywała pogromcy zajmowali się zabijaniem kreatur zrodzonych z mroku. Potworów znanych ludziom wyłącznie z opowieści, którymi straszy się dzieci. Powiadają, że każda opowieść ma w sobie trochę prawdy. Prawdą zawartą w tych o mrocznych stworzeniach był fakt, że istnieją oraz drugi bardziej niepokojący: żywią się ludźmi. I jednego z tych potworów miał spotkać niebawem. 

Pięć dni wcześniej do cytadeli przyszła wiadomość od starszego wioski Eren, niejakiego Lauksa. Eren było niewielką osadą drwali położoną trzy dni drogi na południe od Hael Valar, toteż niemal od razu przydzielono zadanie Ponuremu Willowi aby na jakiś czas pozbyć się go z zamku, ponieważ straszył młodych adeptów swoimi pesymistycznymi historyjkami, w które część z nich uwierzyła. Każdy z chłopców znał ryzyko zawodu , którego miał się podjąć w przyszłości, jednak żaden z nich nie chciał usłyszeć, że ostatni test przeżyje co dziesiąty i to tylko w najlepszym przypadku. Kev, jak zwali go inni adepci był pełen zapału i nie dał się zniechęcić opowieściami mężczyzny. Chęć przeżycia przygody była w nim silniejsza niż zdrowy rozsądek. Przynajmniej wtedy. Im bliżej Eren się znajdowali, tym bardziej żałował swojej decyzji, zwłaszcza teraz , gdy zewsząd otaczały go cienie a długie konary zdawały się ramionami, próbującymi go dosięgnąć.

Zgodził się towarzyszyć Ponuremu Willowi również z innego powodu. Tym razem wiedzieli z czym mają do czynienia, co trochę ułatwiało zadanie, gdyż bestia nękająca wioskę znajdowała się w Ravensilu – obszernej księdze nazwanej imieniem pierwszego pogromcy, będącej kompedium wiedzy o istotach mroku. Znajdowały się tam wszelkie informacje o kreaturach z którymi pogromcy mieli kiedykolwiek do czynienia i wyszli ze spotkania z nimi w jednym kawałku, bądź w stanie wystarczającym do zdania relacji. Było powszechnie wiadomo, że zrodzeni z ciemności nie znoszą srebra , które pali ich skórę przy bliskim kontakcie, lecz w przypadku niektórych bestii w księdze brakowało istotnych informacji, a mianowicie jak je zabić.

Z raportu zdanego przez starszego wioski wywnioskowano, że w okolicy Eren grasuje wilkołak. Gdy Keveran się o tym dowiedział, od razu pośpieszył do ponurego Willa i poprosił aby ten zabrał go ze sobą. Nie chciał ścigać kreatury na uśmiercenie której nie znaleziono skutecznego sposobu. W przypadku wilkołaka sprawa była prosta: srebrne ostrze lub specjalnie wykonany bełt do kuszy, prosto w serce. Osobiście uważał, że kusza jest lepszym rozwiązaniem, jednak mieli tylko pięć bełtów, więc prawdopodobnie będą musieli skorzystać z ostrzy. Upewnił się, że srebrny sztylet znajduje się na swoim miejscu – w pochwie przywiązanej do pasa, tak by dało się go wyciągnąć jednym ruchem dłoni.  

Kątem oka dostrzegł poruszenie pomiędzy drzewami. Już chciał o tym poinformować mistrza, gdy coś wyskoczyło z krzaków, zrzucając go z konia. Klacz zarżała przeraźliwie zanim wilkołak przegryzł jej gardło, po czym rzucił się na Keverana. Chłopak cieszył się, że załatwił swoją potrzebę przed wjechaniem do lasu , inaczej zsikałby się ze strachu. Wilkołak miał połyskujące, żółte ślepia, dzięki którym widział w ciemności. W dodatku był wzrostu dorosłego mężczyzny, z tą różnicą, że od stóp do głowy pokrywało go czarne futro. Wiedział, że dzięki rozwiniętym mięśniom bestia jest w stanie poruszać się na dwóch kończynach, podobnie jak człowiek, lecz potrafi błyskawicznie doskoczyć do ofiary, oraz w razie potrzeby użyć przednich łap w celu uzyskania większej prędkości podczas pościgu lub ucieczki. 

Jednak w żadnej księdze nie napisano jak szybko potrafi się poruszyć. Kev w ostatniej chwili uskoczył, uchylając się przed szczęką bestii. Poczuł jak ostre szpony rozdzierają tkaninę koszuli na plecach. Atak na szczęście nie dosięgnął jego skóry, pazury napotkały na przeszkodę w postaci kolczugi ukrytej pod warstwą ubrania.  Wyciągnął sztylet i cisnął prosto w ślepia wilkołaka. Celował dobrze, ale nie spodziewał się, że stwór uniknie lecącej broni bez większego wysiłku. No to już po mnie,  pomyślał szykując się na kolejny atak wilkołaka. Zamknął oczy w oczekiwaniu na ostateczny cios szponów, jednak ten nie nadszedł. William Gorner dostrzegł nieobecność ucznia i zdołał wpakować wilkołakowi srebrny bełt prosto w plecy. Bestia zawyła, tym razem jednak nie było słychać agresywnej tonacji, lecz ból wywołany srebrem. Pogromca wykorzystał ten moment aby ponownie naciągnąć kuszę. Wystrzelił po raz drugi, lecz wilkołak nie dał się zaskoczyć i umknął w las, unikając drugiego pocisku.

Keveran odetchnął z ulgą. Został uratowany. Ściskał medalion spoconą dłonią aż poczuł ból. Dopiero wtedy się rozluźnił. Podbiegł do krzewów, przez które przeskoczył uciekający stwór. Miał szczęście. Udało mu się odnaleźć srebrny bełt bez większego wysiłku.

– Nieźle sobie poradziłeś jak na pierwsze spotkanie z kreaturą ciemności – pochwalił go Ponury Will.

Poczuł zmieszanie gdy zamiast spodziewanego ochrzanu usłyszał miłe słowa.

– Ale ja nic nie zrobiłem… Nawet nie udało mi się go zranić.

– Owszem. Jednak próbowałeś w jakiś sposób walczyć. Sposób głupi. Kto to widział, żeby wyrzucać broń już na samym początku – twarz mistrza miała nieodgadniony wyraz – Wiesz dlaczego aż tylu adeptów ginie podczas pierwszej misji? Dlatego , że się boją. Marzą o zabijaniu bestii , o pieniądzach i luksusach, który wcześniej nie mogli zaznać, ale gdy przychodzi co do czego po prostu stoją w miejscu sparaliżowani przez własny strach i umierają nie wykonawszy nawet jednego ruchu. 

– Ja też się bałem – przyznał po chwili Kev.

– To dobrze. Gdybyś się nie bał wilkołaka, uznałbym cię za idiotę – spojrzał na truchło wierzchowca – Wskakuj na mojego konia, zaraz zlecą się tu drapieżniki zwabione krwią. Niedługo powinniśmy dotrzeć do Eren. Pamiętaj! Miej oczy szeroko otwarte, to jeszcze nie koniec.

Mistrz jak zwykle miał rację i niebawem ich oczom ukazała się wioska. Osada składała się z kilkunastu domów i karczmy postawionej w samym centrum. Chaty wyglądały niedbale, jakby zbudowano je wczoraj – deski w niektórych były połamane a strzechy kilku domów pokrywała dziwna warstwa niewiadomego pochodzenia. Mieszkańcy patrzyli na nich podejrzliwie, z pewną dozą lęku, co oznaczało, że niewielu zapuszcza się w tę okolicę. Przed karczmą zebrała się grupka ludzi, na czele której stał łysy mężczyzna o owalnej głowie i grubych wąsach, będących jedynymi włosami na jego twarzy.

– Jestem starszym wioski, nazywam się Lauks – zaczął niepewnie łysy – Czego tutaj szukacie?

– Czyżbyś już zdążył zapomnieć, że nas wezwałeś? – rzekł William, ukazując pierścień w kształcie  krzyża.

Lauks bez trudu rozpoznał znak pogromcy i uprzejmie się skłonił. Jego niepewność nagle zniknęła.

– Wybacz szanowny panie, lecz bez pierścienia nie poznałem. Zapraszam do naszej karczmy. Lyda! – krzyknął do pulchnej kobiety stojącej w drzwiach – Przyszykuj wolny pokój dla naszych gości. Podaj na stół jagnięcinę i dzban piwa.

Kobieta posłała mu mordercze spojrzenie. Najwyraźniej wiedziała , że nikt za to nie zapłaci, lecz problem wilkołaka był na tyle poważny, że musiała przeboleć stratę części dochodu, toteż bez słowa sprzeciwu wykonała polecenie Lauksa.

Grupka straciła zainteresowanie przybyszami i pośpiesznie się rozeszła, natomiast pozostała trójka przekroczyła próg karczmy. Znaleźli się w niezbyt przestronnym pomieszczeniu , gdzie kurz chyba gościł w każdym zakątku. Na podłodze zalegała gruba warstwa, belki stropowe były pokryte pajęczynami a okiennice już dawno straciły swój jasny kolor na rzecz szarego. Pośrodku izby ustawiono dwa duże stoły, po bokach zaś kolejne dwa, ale mniejsze. Zajęli miejsce najbliżej schodów prowadzących na piętro, gdzie znajdowały się pokoje dla przyjezdnych.

– Nie spodziewałem się, że tak szybko kogoś przyślą – podjął rozmowę Lauks, gdy już podano im talerze z parującym mięsem.

– Hael Valar nie leży aż tak daleko. Poza tym od dłuższego czasu jest podejrzanie spokojnie, jakby pomioty mroku przeczuwały, że nastał ich koniec – na stół postawiono dzban i trzy gliniane kubki, specjalnie umyte dla niecodziennych gości – Tak przynajmniej mówią ci zadufani w sobie idioci. Gdy znaleziono sposób na pozbawienie życia niektórych bestii, stały się o wiele sprytniejsze.

Tym samym udowodnił, że nie na darmo zwano go Ponurym Willem. Keveran nie włączał się do rozmowy  z zainteresowaniem przyglądając się mętnej cieczy w dzbanie. Niepewnie wlał zawartość do swojego kubka i skosztował pierwszy łyk. Tak jak przypuszczał piwo było ohydne i nieumiejętnie uwarzone. W stronach gdzie się wychował coś takiego nazwano by zwyczajnymi szczynami, a karczmarza, który ośmielił się podać coś takiego porządnie obtłuczono i przykazano aby nie ważył się oszukiwać swoich gości. Tutaj jednak wszystko wyglądało inaczej. Strawa w przeciwieństwie do napitku była zjadliwa, dlatego spałaszował całą porcję bez popijania.

– Powiedz mi, mistrzu Williamie, czy wiesz już z co nęka naszą osadę? – spytał Lauks.

– Wilkołak, nawiasem mówiąc dość rozsądny, chociaż z początku w to zwątpiłem gdy zaatakował nas w lesie. Jednak gdy bestia wyczuła zagrożenie, zamiast walczyć rzuciła się do ucieczki, dzięki czemu nadal dycha. Tak jak mówiłem, te kreatury stały się sprytniejsze.

– Chciałbym spytać o jeszcze jedną rzecz.

– Pytaj więc.

– Słyszałem, że sporo przyszłych pogromców ginie podczas pierwszego spotkania z tymi potworami. Twój jakimś cudem przeżył, lecz zastanawiam się z czego to wynika.

– Z idiotycznych zarządzeń wielkich mistrzów przewodzących zakonem po śmierci Ravensila. Za czasów pierwszego pogromcy zwyczajny uczniak bardziej obawiał się swoich nauczycieli niż czyhających na zewnątrz niebezpieczeństw. Poza tym przetrzymywano słabsze osobniki mrocznych stworów w podziemnym więzieniu i pokazywano im od razu jak wyglądają oraz jak należy z nimi walczyć. Teraz zakon zszedł na psy, prawdziwych pogromców jest coraz mniej, a dzieciaków uczą tylko teorii, dlatego większość z nich nie jest w stanie nawet się ruszyć gdy przychodzi moment końcowego egzaminu.

– Rozumiem – rzekł Lauks dopijając piwo – Na mnie już pora. Mam nadzieję, że szybko pozbędziecie się naszego utrapienia.

Keveran patrzył na odchodzącego mężczyznę aż ten zniknął za drzwiami karczmy. Kobieta zwana Lydą oznajmiła, że izba dla nich została przygotowana. Podziękowali uprzejmie i weszli na piętro po schodach, które zdawały się grozić zawaleniem z każdym kolejnym krokiem. Na piętrze znajdowały się trzy pokoje, dość mało jak na gospodę, lecz proporcjonalnie do ilości podróżnych zapuszczających się w tę strony. Pierwsze drzwi z prawej strony były otwarte. Weszli do malutkiego pokoiku z niewielkim oknem wychodzącym na tyły karczmy oraz łóżkiem niemalże wciśniętym w ścianę. Podłoga o dziwo była czysta. William zasunął drewniany rygiel i poczłapał do łóżka, Kev natomiast jako uczeń musiał ułożyć się na deskach. Zasłyszana od mistrza opowieść o czasach legendarnego Ravensila nie dała mu zasnąć przez długi czas.

 

***

 

Następnego dnia Keveran zastanawiał się, czy ma jakiekolwiek szanse w starciu z wilkołakiem. Przypuszczał, że nie. Otarł pot z czoła. W świetle dnia ponury las nie wyglądał tak strasznie jak wczoraj, dzięki czemu nie bał się tu przebywać. Mistrz przykazał mu wykopać głęboki dół na samym skraju, nieopodal wioski. Nie wiedział dlaczego ma to zrobić, jednak zdążył się już nauczyć, że nie należy zadawać zbędnych pytań, a każde polecenie trzeba wykonać , nawet gdy nie rozumie się jego celu. Wpierw jednak musiał zdobyć łopatę, co okazało się prostym zadaniem. Po prostu dyskretnie zwędził niezbędny przyrząd ze stodoły jednego z mieszkańców, obiecując sobie, że odniesie go jak skończy. Nauczył się również , że im mniej o ich działalności wiedzą miejscowi, tym łatwiej wykonać powierzoną im misję. Oparł się na trzonku łopaty , czekając na przybycie mistrza. Ten wkrótce nadszedł, w dodatku nie był sam. Przyprowadził ze sobą jednego mężczyznę, sądząc po umięśnieniu, parającego się zawodu drwala.

– Mówię panu, jak żem zobaczył tego stwora i jego żółte oczyska, to prawie żem popuścił. Ale kiedy rozszarpał biednego Ika coś we mnie się zagniewało. Chwyciłem za siekierę i pac prosto w kudłacza. Nie wierzyłem w to co żem później zobaczył. Potwora ledwom skaleczeł, a on mnie chaps swoją paszczą, prosto w bark. Rana się jeszcze nie zaleczyła, dlatego nie pracuję jak pozostali.

– Ta rana się nie zagoi – powiedział mistrz – Dlatego właśnie idziemy po zioła, które pomogą cię wyleczyć.

– Nie wiedziałem , że na ugryzienie wilkołaka jest lekarstwo – wtrącił Kev.

Drwal słysząc to spojrzał na niego niepewnie. Nie dostrzegł, że William niepostrzeżenie wyciągnął srebrny sztylet. Obrócił nieszczęśnika i pchnął go prosto w serce, zanim ten zdążył zareagować.

– Bo nie ma – odparł pochylając się nad ciałem – A teraz pomóż mi wrzucić go do tej dziury.

Ułożyli zwłoki w dole, po czym chłopak zaczął zasypywać nieboszczyka.

– Czy to nie okrutne wmawiać takiemu człowiekowi, że będzie zdrów.

– To się nazywa litość chłopcze. Wolałbyś powiedzieć takiemu: " Słuchaj zostałeś ugryziony przez wilkołaka, nie ma na to lekarstwa, więc muszę cię zabić zanim zagrozisz innym"?

– Naprawdę nie ma na to lekarstwa?

– Niestety nie. Kiedyś chwytano się nadziei, iż zabicie wilkołaka, który przemienił swoją ofiarę sprawi, że ta wróci do normalności, jednak sam miałem okazję się przekonać, że to nieprawda. Zabicie bestii nie przywróci poprzedniego życia pogryzionym.

Keveran słuchał z rosnącym zainteresowaniem. Mistrz rzadko mówił o sobie, liczył więc na kontynuowanie historii. Pragnął dowiedzieć się więcej o jego przeszłości, lecz ten zmienił temat.

– Powiedziałem Lauksowi, że zaprowadzę go do medyczki mieszkającej nieopodal głównego traktu, więc nie mogę zbyt wcześnie pojawić się w osadzie – ściągnął z pleców swoją kuszę – Pokręcę się trochę po lesie i spróbuję znaleźć leże wilkołaka, ty w tym czasie udasz się z powrotem do Eren i przepytasz mieszkańców. Dowiedz się jak najwięcej o osobach, które niedawno pojawiły się w okolicy. I żeby ci do głowy nie przyszło zabawiać się z tutejszymi kobietami! Słyszałem o tobie co nieco w cytadeli i wiem o twoim niezaspokojonym popędzie. Nie chcesz chyba stać się kolejnym Merrickiem? 

– Nie zrobię niczego głupiego i będę się trzymał z dala od kobiet – skłamał Kev.

– Mam nadzieję – burknął William na odchodnym.

Zgodnie z poleceniem mistrza wrócił do osady drwali. Słyszał o Merricku popędliwym – pogromcy cieszącym się niespotykanym powodzeniem u płci przeciwnej, zwanym za plecami dzieciorobem, gdyż podczas swoich wypraw spłodził, jak głosiły plotki, prawie trzydziestu potomków. Keveran uchodził za przystojnego ze swoimi kasztanowymi włosami, gładką cerą i zielonymi oczami, którym uległa już niejedna niewiasta. Często wymykał się potajemnie z Hael Valar do pobliskiego miasteczka, gdzie zaspokajał swoje potrzeby. Oprócz własnej urody, na jego korzyść działał również fakt, iż miał w przyszłości zostać pogromcą, a większość prostych dziewczyn wręcz lgnęła do takich jak on. Składając obietnice, głównie pod wpływem wypitego alkoholu, których ani razu nie dotrzymał, złamał niejedno niewieście serce, lecz nie czuł z tego powodu szczególnych wyrzutów. Bardziej cenił sobie dziewczyny, które mu odmawiały, co świadczyło o pewnych dozach rozsądku, chociaż czasami miał na takie ochotę, przez co odczuwał rozczarowanie, gdy po raz kolejny musiał uwieść jakąś mniej rozgarniętą. 

Odłożył szpadel na swoje miejsce, właściciel łopaty pewnie nawet nie zauważył jej braku, po czym zaczął wypytywać mieszkańców. Po krótkim rekonesansie stwierdził, iż starszy wioski jest tu prawdopodobnie jedyną elokwentną osobą, dzięki czemu zapewne zajął to stanowisko. Mieszkańcy nie mieli pojęcia czy w ostatnich dniach w osadzie pojawił się ktoś nowy. Zaledwie jedna plotka wydawała się warta sprawdzenia. Podobno na uboczu mieszkał człowiek, którego całe ciało było pokryte włosami. Mężczyzna, rozmawiający z Kevem, zarzekał się, że to jest poszukiwany przez nich wilkołak, jednak sam nie ma na tyle odwagi aby się do niego zbliżyć. 

Mistrz nie będzie zadowolony, skonstatował analizując informację jakie właśnie uzyskał. Tylko jedna poszlaka,  zdająca się wskazywać cel, któż bowiem byłby cały porośnięty włosiem, jak nie wilkołak? Wtem jego uwagę przykuł co innego, a mianowicie dziewczyna patrząca wprost na niego. Zanim zdążył się jej dobrze przyjrzeć, wykonała zapraszający gest i weszła do pobliskiej chaty. Rozejrzał się wokół , lecz nikogo nie dostrzegł, toteż pośpiesznie podążył za nią. Zamknął dyskretnie drzwi wejściowe i zaczął jej szukać. Znalazł ją tam gdzie się spodziewał, czyli w pokoju sypialnym. Miała długie, jasne włosy opadające na ramiona, niebieskie oczy, przypominające kryształki lodu, obfity biust oraz śmiałe spojrzenie, za co od razu ją polubił. Pachniała różami. Zapach kwiatów wdzierał się do nozdrzy i zdawał się obezwładniać jego zmysły. 

– Czego tu szukasz chłopczyku? – spytała niewinnie, eksponując dekolt – Widzisz tu coś dla siebie?

– Szukam pięknej niewiasty, która zaprosiła mnie do domu. I owszem widzę. 

– W takim razie lepiej się pośpiesz. Nie chcesz chyba, aby ktoś nas nakrył?

– Takiej piękności żaden mężczyzna by się nie wstydził.

– Całkiem możliwe, lecz Eren jest małe, a ja nie chcę stracić swojej reputacji z powodu drobnej schadzki.

– Nie musisz się… – przerwała mu gwałtownym pocałunkiem.

Keveran poczuł jak krew płynie w nim szybciej i spływa do lędźwi. Wsunął w jej usta swój język i naparł na nią, jednocześnie gładząc dłonią piersi, które stwardniały pod wpływem pieszczoty. Dłoń dziewczyny odnalazła jego stwardniały członek i zaczęła go czule gładzić. Nagle dziewczyna uderzyła go w twarz, po czym wpiła się gwałtownie w jego usta, wykorzystując zaskoczenie chłopaka. Pchnęła go na łóżko i ukazała mu się w pełni okazałości, zrzucając swoje ubranie. Bez chwili wahania zrobił to samo, łapiąc w locie skaczącą dziewczynę. Próbował zepchnąć w dół jej głowę, dając do zrozumienia, że chce aby zaspokoiła jego pożądanie za pomocą swoich ust. Ugryzła go w dłoń na znak protestu, pozostawiając drobny ślad po gładkich zębach. Kev syknął rozcierając miejsce ugryzienia i znalazł się pod nią. Dosiadła go jak jeździec konia i zaczęła się poruszać rytmicznie w górę i w dół. Rozluźnił się zadowolony, natomiast dziewczyna zaczęła pojękiwać, a gdy wpuścił w nią swoje nasienie wygięła się w tył, wydając triumfalny okrzyk przepełniony rozkoszą. Następnie położyła się obok niego. Leżeli zdyszani przez moment, przysłuchując się odgłosom zza okna.

– Całkiem nieźle chłoczyku – pochwaliła go – Jak ci na imię?

– Keveran, ale wszyscy mówią na mnie Kev. Zdradzisz mi jak cię zwą pani?

– Leilana, chociaż wołają na mnie po prostu Lei – powiedziała przekładając jego naszyjnik między palcami.

– Czy wszyscy tutaj mają imiona zaczynajace się na "L" – głowił się, wspominając starszego wioski i karczmarkę.

Leilana roześmiała sie głośno.

– Nie, nie wszyscy. Na mnie już pora, mam swoje obowiązki – to mówiąc zabrała swoje rzeczy i wyszła z sypialnia, pozostawiając zaskoczonego chłopaka samego sobie.

Zdziwił go taki przebieg rzeczy. To on zazwyczaj odchodził bez słowa pożegnania, nie oglądając się za siebie ani razu. Tym razem było całkiem inaczej, a po osiągnięciu szczytu czuł się, o dziwo, wykorzystany. Przypomniał sobie, że miał później spotkać się z mistrzem jak już skończy wypytywać mieszkańców. Ubrał się pośpiesznie i zamarł. Ktoś właśnie wszedł do domu. Nie zastanawiając się długo, wyskoczył przez okno, modląc się aby ulica była pusta. Jego prośba została wysłuchana, na zewnątrz nie było śladu żadnego człowieka. Oddalił się pośpiesznie od miejsca schadzki, słysząc głośne przekleństwa właściciela łóżka.

Znalazł mistrza tam gdzie spodziewał się go zastać, czyli w karczmie. William siedział popijając wino, gdy tylko dostrzegł swojego ucznia, przywołał go skinieniem dłoni.

– Dowiedziałeś się czegoś istotnego?

– Mieszkańcy z Eren nic nie wiedzą, ale jeden z nich utrzymuje jakoby wilkołak mieszkał w chatce na uboczu, przy samym lesie.

– Dlaczego ten człowiek tak sądzi?

– Podobno tamten mężczyzna jest cały pokryty włosami od samych stóp aż do głowy.

– Interesujące – mruknął ponury Will – Lecz zbyt piękne aby było prawdziwe. Te kreatury są cwane i na pewno nie rzucałyby się w oczy w tak oczywisty sposób. Osobiście nie wierzę w teorię, iż tamten człowiek jest wilkołakiem, ale z braku innych wskazówek powinniśmy to sprawdzić.

Dopił swoje wino, po czym okrył się czarnym płaszczem. Keveran szedł pierwszy, kierując się informacjami uzyskanymi od zaniepokojonego mieszkańca. Wyszli poza teren osady, po czym dostrzegli słabo wydeptaną ścieżkę, prowadzącą do chatki położonej na niewielkim pagórku. Przed domem znajdowało się pole uprawne, gdzie przy grządkach krzątał się mężczyzna . Chłopak cofnął się odruchowo. Zgodnie z opisem stojący przed nimi człowiek był cały we włosach, w dodatku miał na sobie tylko spodnie, dzięki czemu mógł dostrzec nadmiernie owłosiony tors. Sądząc iż jest to wilkołak, chwycił za zawieszony na szyi amulet i już miał sięgnąć po sztylet, lecz silna dłoń mistrza powstrzymała go zanim dotknął trzonka. 

– Dobry człowieku, zechcesz poświęcić nam chwilę ?

Mężczyzna podniósł głowę. Dopiero teraz dostrzegł dwóch obcych stojących przy jego polu. Nerwowo przełknął ślinę, gdy zauważył pierścień na jednym z palców starszego z przybyszów.

– Nie mam nic wspólnego z tymi morderstwami do których ostatnio doszło – zaczął niepewnie.

– Skąd pomysł, że przyszliśmy spytać właśnie o to?

– Nie jestem głupi i wiem co się święci. Polujecie na tego potwora, który biega po lesie, a jakiś idiota powiedział wam, że to ja nim jestem.

– Tak właśnie było – rzekł Kev.

– Nazywam się Luhen i mieszkam tu od dziesięciu lat. Przez moją chorobę nie mogę nigdzie osiąść na stałe, za każdym razem gdy dzieje się coś niedobrego, ludzie obwiniają mnie. Proszę wa , musicie mi uwierzyć.

Keveran przyjrzał się mu uważnie. W oczach tego człowieka dostrzegł strach a błaganie zdawało się szczere, poza tym nie sprawiał wrażenia groźnego. Mistrz najwyraźniej doszedł do podobnych wniosków, lecz przezornie wyciągnął srebrny bełt.

– Powiedziałeś "przez moją chorobę", opowiedz nam o niej.

– Całe moje ciało jest porośnięte włosami, które odrastają najpóźniej dzień po ścięciu. Chyba zostałem przeklęty przez jakąś wiedźmę – odpowiedział Luhen.

– Załóżmy, że ci wierzę, jednak wpierw musisz dotknąć tego – William podsunął mu srebrny bełt.

Mężczyzna spojrzał niepewnie na przedmiot w dłoni pogromcy. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał, po czym chwycił pewnie srebrny bełt w obie dłoni. I trzymał przez kilka oddechów. Ponury Will sprawdził czy aby na pewno kontakt ze srebrem nie pozostawił śladów na skórze Luhena. Okazało się, że mężczyzna, choć wyglądem przypominał zwierzę był zwyczajnym człowiekiem. Keveran poczuł przypływ współczucia dla tego nieszczęśnika, który przez chorobę nie może wieść normalnego życia. Oddalili się pozostawiając oszołomionego Luhena pośród jego grządek.

– Dziś już więcej nie zdziałamy – burknął William – Prześpię się, jak tylko wrócimy do karczmy. Dobrze się dziś spisałeś – wręczył chłopakowi kilka miedziaków – Możesz wypić dwa kubki wina, ale pamiętaj, jutro wyruszamy o świcie, przeszukać las.

– Tak jest mistrzu. Z rana będę gotów – obiecał Kev, ciesząc się, że będzie miał pełną swobodę tego wieczora.

Ponury Will zgodnie z zapowiedzią od razu wszedł na górę, pozostawiając swojego ucznia. Keveran od razu zażądał wina. Jako uczeń nie miał nawet połowy autorytetu zwyczajowego pogromcy, toteż Lyda ociągała się zanim postawiła przed nim kubek z czerwonym trunkiem. Zastanawiał się czy nie poszukać Leilany, wspominając jej nagie ciało. Oczami wyobraźni widział krągłości znajudjące się w odpowiednich miejscach oraz spojrzenie błękitnych oczu.  Musiał zmienić pozycję siedzenia na krześle, aby zrobić miejsce efektowi swoich rozmyślań. Łyknął wino i zakasłał gdy płomień przemknął przez jego gardło. 

Wyszedł na zewnątrz, krótko po tym jak dostrzegł dno drugiego kubka. Musiał ulżyć pęcherzowi, a ściana gospody idealnie się do tego nadawała. Poczuł znajomą woń róż, identyczną jak cudowny zapach kobiecego ciała sprzed kilku godzin, lecz jego uwagę przykuł cień przemykający pomiędzy domami. Związał na powrót spodnie, po czym westchnął głośno, dotknął amuletu i pośpieszył za tajemniczą sylwetką. Profilaktycznie wyciągnął sztylet z pochwy. Był zły na siebie, że stchórzył podczas pierwszego starcia z wilkołakiem. Wtedy obiecał sobie, że następnym razem to on będzie panem sytuacji. Wypite wcześniej wino oraz młodzieńczy zapał dodały mu odwagi. Podążał za cieniem aż ten wyszedł na otwartą przestrzeń. Światło księżyca wreszcie ukazało sylwetkę postaci. Keveran bez trudu rozpoznał starszego wioski, nerwowo rozglądającego się na boki. Przywarł do najbliższej ściany, nie chcąc, aby Lauks go dostrzegł. Zachowanie mężczyzny wydało mu się podejrzane, kto zresztą odważyłby się wymykać nocą z domu, gdy w okolicy grasował wilkołak? Nie mógł podążać za nim dalej niezauważony, a bardzo pragnął poznać jego sekret. Podkradł się do Lauksa i mocno uderzył go w tył głowy. Mężczyzna runął w sam środek błotnistej kałuży. Kev wykorzystał moment dezorientacji i przyłożył mu sztylet do gardła.

– Jeden niepotrzebny ruch i będzie po tobie – starał się nadać swojemu głosowi chropowate brzmienie, utrzymując tonację w której mówił mistrz.

– Proszę, nie zabijaj mnie – wyjąkał starszy – Nic nie zrobiłem, jestem niewinny.

– Dlaczego więc skradasz się nocą jak złodziej? Teraz nie jest tu bezpiecznie, ponoć jakiś potwór mieszka w lesie – rzucił niewinnie Keveran – Byłaby wielka szkoda gdyby coś ci się stało. Wiadomo, nieszczęścia chodzą po ludziach.

– Nie rób tego – tym razem Lauks już szlochał – mam pieniądze, mogę ci zapłacić. Powiem wszystko co chcesz wiedzieć.

– Dokąd zamierzałeś pójść? – wyczuł, że leżący mężczyzna odruchowo się napina. Przycisnął mocniej ostrze, aż dostrzegł drobną strużkę krwi spływającą po jego szyi – No gadaj wreszcie! Nie mam całej nocy.

– Mam kochankę – wybąkał cicho.

– Co proszę? Głośniej, bo nie słyszałem.

– Mam kochankę – powtórzył głośniej, daremnie wypatrując pomocy.  Pot perlił się na jego skórze, a koszula zdążyła już nasiąknąć brudną wodą.

– Posłuchaj mnie – wyszeptał mu do ucha – Zaraz stąd sobie pójdę i cię tu zostawię, a ty grzecznie wrócisz do żony. Rozumiesz? – mężczyzna gorliwie pokiwał głową – Zamknij oczy i policz do stu. Jeśli wcześniej spróbujesz wstać, rzucę w ciebie moim nożem – w ostatniej chwili zdążył ugryźć się w język. Prawie powiedział sztylet i był o krok od ujawnienia się – Nie będziesz więcej chodził do kochanki, inaczej znowu się spotkamy. A teraz licz!

Widząc, że Lauks posłusznie wykonał jego polecenie, Keveran podniósł się i rzucił biegiem między domy. Serce biło mu jak oszalałe. Przed chwilą groził człowiekowi, chcąc uzyskać od niego informację, zresztą jak się okazało zupełnie nieistotne. Pocieszył się myślą, że być może wyświadczył przysługę żonie starszego wioski i ocalił ich małżeństwo. Kogo ja próbuję oszukać?, pomyślał, chowając sztylet. Znał wielu ludzi podobnych Lauksowi i doskonale wiedział,  że mężczyzna znowu będzie zdradzał swoją kobietę, gdy początkowy strach minie i wróci dawna pewność wraz z poczuciem bezkarności. Wrócił do gospody w ponurym nastroju. Instynktownie wyczuł, że ktoś się do niego zbliża, jednak nie zdążył zareagować na czas. Potężne uderzenie w potylicę pozbawiło go przytomności.

 ***

 

Ocknął się rano , ze strasznie ociężało głową. Zrugał się w myślach za własną nieostrożność, przypuszczając, że Lauks wykorzystał jego nieuwagę i zemścił się za upokorzenie w drodze do kochanki. Dotknął dłonią zakrzepłej krwi na potylicy i jęknął z bólu odrywając część strupa. Wtem uświadomił sobie dwie rzeczy: znajdował się w lesie w nieznanym miejscu i co gorsza był całkiem nagi. Ktoś zabrał mu wszystkie rzeczy, nawet amulet, jedną pamiątkę po rodzicach. Zaklął głośno, po czym wstał, jeszcze z lekka otępiały. Zewsząd otaczały go drzewa iglaste, których nie widział podczas podróży do Eren, stąd wywnioskował , że został wyniesiony w innym kierunku niż ten z którego przybył, co z klucza zmniejszało możliwości dalszej drogi do trzech. Słońce znajdowało się już wysoko na niebie, Mistrz będzie wściekły, pomyślał Keveran, próbując na poczekaniu stworzyć jakąś dogodną wymówkę , dzięki której nie wyjdzie na kompletnego idiotę, jednak nic nie przychodziło mu do głowy.  

Udał się na północ, jak podpowiadało mu przeczucie. Niebawem poczuł znajomy zapach, którego bardzo nie lubił. Zapach krwi. Pod drzewem leżał jakiś człowiek. A raczej to, co z niego zostało. Nieboszczyk miał zmiażdżoną głowę, nieopodal poszarpanych dłoni leżał fragment szczęki. Z klatki piersiowej pozostało niewiele, a na resztkach żeber zawisły wnętrzności, które nie zdążyły jeszcze wylać się z ciała. Jedna noga była obgryziona aż do kości. Rosnący przy drzewie mech przesiąkł krwią, przez co przypominał teraz czerwony dywan. Keveran cofnął się przerażony i zwymiotował od razu. Dziękował bogom za szczęście jakim obdarzyli go w nocy. Mógł skończyć identycznie jak ten człowiek, lecz najwidoczniej ktoś nad nim czuwał. Brak ubrania już tak go nie martwił, jak kilka minut temu. Teraz cieszył się, że przeżył noc leżąc nieprzytomny pośród drzew. Zdarł z trupa jego płaszcz, chcąc okryć swą nagość. Nie chciał wejść do Eren na golasa, choć taki widok z pewnością poprawiłby humor mieszkańcom.

Drogę do osady odnalazł krótko po dokonaniu makabrycznego odkrycia. Tym razem miał szczęście. Musiał jak najprędzej poinformować mistrza o znalezisku. Po drodze natknął się na dwóch drwali zmierzających na swoje stanowiska pracy. Upewnił się , że podąża we właściwym kierunku, po czym odszedł ignorując zdziwione spojrzenia mężczyzn. Poczuł się tak samo jak poprzedniego dnia, gdy wraz z mistrzem przybył do wioski, choć tym razem nie czuł zażenowania z powodu nieudanego starcia z wilkołakiem. Wpierw zamierzał zażyć kąpieli i zmyć z siebie krew,  lecz zanim dotarł do gospody, silna dłoń pochwyciła go i przycisnęła do ściany najbliższego domu.

– Gdzieś ty się podziewał!? – fuknął William Gorner – Szukam cię od rana. Już myślałem, że poszedłeś sam do lasu i dałeś się zabić – wtem dostrzegł odzienie ucznia – Gdzie twoje ubrania? Chciałeś się zabawić w nocy i jakaś drobna złodziejka okradła cię po seksie?

Keveran czuł jak jego policzki płoną. Nie zasłużył sobie na takie lekceważenie ze strony mistrza.

– To nie było tak… – zaczął i krótko streścił wydarzenia poprzedniej nocy – Myślę, że Lauks chciał się odegrać…

Ponury Will przerwał mu unosząc dłoń.

– Lauks wrócił wczoraj do domu, tak jak mu kazałeś. Przed chwilą mi się skarżył, prosząc bym znalazł sprawcę napadu. Mówisz, że nie wiesz, kto cię tak urządził?

– Nie mam pojęcia – odparł zgodnie z prawdą.

– Choć za mną, znajdziemy ci jakieś ubranie. Potem pokażesz mi gdzie znalazłeś ciało.

Kilka minut później miał na sobie zbyt krótka, lnianą koszulę, ciasne spodnie uwierające w kroku i mocno już zdarte buty. Chociaż nowy ubiór pozostawiał wiele do życzenia, cieszył się, że już nie musi okrywać się zakrwawionym płaszczem nieboszczyka. Usłyszał fragment rozmowy dobiegający zza ściany karczmy. Na podwórzu stała Lyda, sprzeczająca się z nieznanym mu chłopakiem.

– Ten potwór pozabija nas wszystkich – mówił przerażony młodzik – Wczoraj widziałem jak biegnie w stronę domu Lary. Lepiej stąd uciekajmy zanim będzie za późno.

– Głupiś jak twój ojciec, Lirenie – rzekła twardo Lyda – Tu jest mój dom i nigdzie się nie wybieram, choćby sto takich stworów zalęgło się w lesie. I nie pozwolę abyś zabrał moją córkę ze sobą.

– Ale.. – chciał zaprzeczyć Liren, lecz kobieta nie dała mu dojść do słowa.

– Lara zostanie w Eren. Może nie zauważyłeś, ale wczoraj przybyli pogromcy wezwani przez starszego. Niedługo ubiją bestię.

– Akurat – burknął chłopak – Słyszałem plotki. Ponoć mamy do czynienia z wilkołakiem. Poza tym w zagajniku znaleziono dwa ciała. Nie zamierzam zostać tu i czekać na śmierć! Za godzinę wyruszam w drogę i tobie radzę to samo.

– Zaczynam żałować, że zgodziłam się wydać córkę za takiego tchórza. 

Keveran patrzył jak chłopak odchodzi ze zwieszoną głową. Docinka oberżystki go zabolała, ale nie mógł zebrać się na stosowną odpowiedź, więc nie pozostało mu nic innego jak uznać się za pokonanego i zrezygnować z małżeństwa. Patrzył jak młodzik odchodzi, a Lyda splunęła za nim z pogardą. Podziwiał hart ducha tej kobiety. Jednocześnie zastanawiał się, dlaczego mistrz nie wspomniał o dwóch ciałach w zagajniku. Może jeszcze o nich nie wiedział?

– Idziemy chłopcze – rzekł William, sprawdzając mechanizm w swojej kuszy – Potrzebne ci coś srebrnego, inaczej bestia rozszarpie cię na strzępy. Łap! – rzucił mu jeden z bełtów. 

Keveran złapał przedmiot w locie i syknął gdy srebro boleśnie poparzyło jego skórę. Nie mógł utrzymać bełtu w dłoni. Poczuł przerażenie, gdy uświadomił sobie powagę sytuacji. Mistrz patrzył na swojego ucznia jakby właśnie dostrzegł zupełnie obcą osobę. Ich spojrzenia zetknęły się na moment. Kev rzucił się do panicznej ucieczki. Biegł zygzakiem aby utrudnić wymierzenie z kuszy. Coś świsnęło niebezpiecznie blisko jego głowy. Uciekał jakby go sam diabeł gonił. Musiał dotrzeć do lasu, tam będzie mógł się ukryć. Rzucił się pędem w stronę drzew, ignorując okrzyki mistrza, nawołującego do zaprzestania ucieczki i pogodzenia się z losem. Pot perlił się na całym ciele, już był tuż tuż. Wtem poczuł przeszywający ból w plecach. Nieraz widział ponurego Willa ćwiczącego strzelanie z kuszy i wiedział, że starszy pogromca jest doskonałym strzelcem. Dostał prosto między łopatki. Padł na glebę wyjąc z bólu. Srebro paliło go bardziej niż żywy ogień. Z oczu popłynęły łzy, wywołane potwornym bólem. Zdawało mu się, że zaraz straci przytomność. Przewrócił się na bok, aby zobaczyć jak mistrz powoli zbliża się do niego ze srebrnym sztyletem w dłoni. Czuł się jakby serce miało mu zaraz wyskoczyć z piersi.

Musiał szybko podjąć decyzję. Miał dopiero szesnaście lat i perspektywa śmierci w takim miejscu przerażała go bardziej niż cokolwiek innego. Dokonał nadludzkiego wysiłku i podniósł się z ziemi. Był już nieopodal lasu. Jeszcze kilka kroków i mógł zacząć szukać schronienia. Wbiegł w pobliskie krzaki, starając się ignorować palący ból srebrnego bełtu tkwiącego w jego plecach. Łzy płynęły nieustannie przesłaniając mu widok, lecz nie zatrzymał się ani razu. Wiedział, że jeśli przystanie choćby na moment zostanie uśmiercony celnym strzałem. Biegł przez dobrą godzinę i ze zdumieniem odkrył, że jeszcze nie jest zmęczony. Oddychał miarowo, zupełnie jakby poszedł na lekki spacerek, a nie uciekał, ratując życie. Rozejrzał się po okolicy. Traf chciał, że akurat przypadkiem udało mu się dotrzeć do zagajnika o którym wspominał chłopak o imieniu Liren. Co oznaczało, że był bliżej kolejnego zagrożenia – a mianowicie wilkołaka. 

Skup się Kev, zganił się w myślach. Przypomniał sobie, że starszy pogromca nie poruszał się tak szybko jak on. Miał więc chwilę na zebranie myśli. Wpierw jednak musiał wyciągnąć srebrny bełt. Rozdarł swoją koszulę i owinął strzępami prawą dłoń. W ten sposób nie musiał bezpośrednio dotykać srebra. Z oczu popłynął potok łez, gdy próbował dosięgnąć bełtu. Miał wrażenie, że zaraz oślepnie z bólu, gdy jego dłonie natrafiły na twardy obiekt. Jednym ruchem wyszarpnął kawał żelastwa z pleców i odetchnął z ulgą. Plecy swędziały potwornie, lecz uświadomił sobie, że rana zaczyna się powoli zasklepiać. To było niezwykłe, zupełnie jakby był uzdrawiany przez jednego z magów. Spojrzał na srebrny bełt tkwiący w dłoni. Dzięki strzępom z koszuli nie czuł palącego dotyku srebra. Jak to w ogóle możliwe, zastanawiał się Keveran. I wtedy to dostrzegł. Drobny ślad na prawej dłoni pozostawiony przez gładkie zęby Leilany. Ślad, który powinien już dawno zniknąć, jednak wciąż się tam znajdował. Nowy fakt spadł na niego jak grom. Leilana była wilkołakiem!

Siedział pod bramą cytadeli, szykując się do swojej pierwszej misji. Niebawem miał się pojawić William Gorner , starszy pogromca, mający zostać jego mistrzem na czas trwania zadania, aż do ich powrotu do Hael Valar. Wrota otwarły się. Na zewnątrz wyszedł postawny mężczyzna o ciemnych, kręconych włosach i chłodnym spojrzeniu. Szedł przygarbiony , nawet nie raczył odpowiedzieć na pozdrowienia strażników.

– Ty jesteś Kevran?

– Tak, to właśnie ja. Czy pan jest tym słynnym Williamem Gornerem?

– Nie takim słynnym jak ci się wydaję – uśmiechnął się dobrodusznie – Ty jesteś bardziej znany, choć jeszcze nie zostałeś pogromcą.

– Naprawdę? – rozpromienił się.

– Za plecami zostałeś okrzyknięty następcą Merricka popędliwego.

Uśmiech chłopaka zniknął tak szybko, jak się pojawił.

– Nie przejmuj się nimi – Will machnął lekceważąco ręką – Mnie nazywają największym ponurakiem.

Nie musiał pytać dlaczego, doskonale znał wszystkie plotki krążące pośród uczniów.

– To nie moja win , że mam powodzenie. Pewnie mi zazdroszczą.

– Całkiem możliwe chłopcze, lecz pamiętaj, że nieroztropność jest największym wrogiem. Gorszym nawet od strachu.

– Z tego co wiem, dupczenie jeszcze nikomu nie zaszkodziło – mruknął Kev.

– W takim razie nie zaraziłeś się jeszcze niczym od prostytutek. Jesteś jeszcze młody i niedoświadczony jak większość młokosów w cytadeli. Zapamiętaj me słowa: Twoje szczęście się kiedyś skończy, a twój popęd wpędzi cię w nie lada kłopoty. Kiedyś wspomnisz moją przestrogę i stwierdzisz: Cholera! Ten stary pryk miał rację.

– Miałeś rację mistrzu – powiedział do siebie, uśmiechając się do wspomnień – W końcu kobieta wpędziła mnie w tarapaty.

Otrząsnął się z zadumy. To nie był dobry moment na przemyślenia. Groziło mu śmiertelne niebezpieczeństwo,  w dodatku ze strony człowieka do niedawna będącego jego nauczycielem. Oddalił się na zachód, zabierając na wszelki wypadek srebrny bełt. Wiedział jedno – musiał odnaleźć tą dziewczynę. W najśmielszych snach nie przypuszczałby, że wilkołakiem może być kobieta i to jeszcze bardzo pociągająca. W całym Ravensilu nie było również najmniejszej wzmianki o ugryzieniu w ludzkiej postaci, które o dziwo także wywoływało przemianę. To była najcenniejsza informacja, jaką posiadał. Mógł dzięki temu próbować negocjacji z ponurym Willem, lecz wpierw musiał porozmawiać z Leilaną. Starał się przywołać w myślach zapiski, które studiował przed wyruszeniem do Eren. Zamknął oczy, a słowa pojawiły się w jego głowie, tak jakby miał przed sobą egzemplarz księgi Ravensila.

Wilkołaki – stwory potrafiące przybrać formę ludzką i zwierzęca, oraz coś na wzór pół-człowieka pół wilka, jest to ich najgroźniejsza z form. Mają doskonale rozwinięte mięśnie oraz zmysły podobne zwierzętom, jak choćby węch lub słuch. Doskonale widzą w ciemnościach co zapewnia im przewagę w nocy. Ich cykl życia jest uzależniony od stadiów księżyca – podczas pełni są najsilniejsze, więc wtedy nie należy się do nich zbliżać o ile nie jest to konieczne. Ugryzienie powoduję przemianę. Lekarstwo nie zostało jeszcze wynalezione, każdego pogryzionego przez wilkołaka należy niezwłocznie pozbawić życia zanim zacznie mordować. Bestie są wrażliwe na srebro, które w dużych ilościach jest dla nich jak śmiertelna trucizna. Najprostszym sposobem uśmiercenia jest srebrna strzała lub bełt w samo serce. Starcia w zwarciu należy unikać, chyba, że sytuacja tego wymaga. Wtedy należy użyć srebrnego ostrza. Wilkołaki żyją samotnie, choć zdarzają się przypadki , kiedy atakują większą grupą. Należy wówczas posłać oddział eksterminacyjny, który zlikwiduje stado. Świeżo przemieniony wilkołak nie będzie w pełni sił dopóki nie skosztuje ludzkiego mięsa. To ich słabość, należy ją wykorzystać , zanim powstanie kolejna bestia.

Do całości były dodane rysunki przedstawiające wszystkie trzy formy wilkołaków, lecz nie poświęcił im większej uwagi. Rozwinięte mięśnie i zmysły były czymś, czego właśnie potrzebował. Nie otwierając oczu, skupił się na otaczających go zapachach. Wyczuł wyraźny zapach potu, sto kroków dalej, William Gorner powoli zbliżał się do zagajnika. Poczuł również niedawno przelaną krew , zapach wydał mu się przerażająco apetyczny. Nerwowo przełknął ślinę, aż w końcu to wyczuł. Przytłaczający zapach róż,  gdzieś w głębi lasu. Właśnie odkrył kryjówkę Leilany. Popędził w przeciwnym kierunku niż z początku planował, kierując się cały czas aromatem kwiatów. Biegł coraz szybciej, czując jak jego mięśnie przyzwyczajają się do nowego stanu rzeczy. Przeskoczył nad niewielkim strumykiem bez większego trudu. Dla zwyczajnego człowieka taki skok nie byłby możliwy – nie przeskoczyłby nawet połowy długości.

Dojrzał niewielką jamę, przesłoniętą krzakami. Wokół wejścia rosły róże o rozmaitych kolorach. Tradycyjna czerwień przeplatała się z bielą, pomarańczem a nawet błękitem. Zapach był przyjemny i przywołała wspomnienia nagiego ciała o idealnych krągłościach oraz spojrzenia niebieskich oczu.

– Widzę, że znalazłeś moją kryjówkę – odezwał się ktoś za jego plecami.

Obrócił się i odruchowo napiął mięśnie szykując się do walki. Przed nim stała Leilana, dziewczyna odpowiadająca za jego przemianę. Wyglądała tak jak poprzedniego dnia – rozplecione, jasne włosy, opadały na jej ramiona, a śmiałe spojrzenie błękitnych oczu, wciąż go pociągało. Tym razem miała na sobie białą szatę, którą jak na ubranie była zbyt przezroczysta, dzięki czemu widział wszystko co ma pod nią. A nie miała nic. Poczuł jak członek mu sztywnieje, gdy jego wzrok zatrzymał się na piersiach. Zapragnął jeszcze raz ją objąć i porządnie wydymać , rewanżując się za poprzedni dzień. Napotkała jego spojrzenie i zaśmiała się, gdy odkryła gdzie wcześniej błądziło.

– Czyżbyś przyszedł po jeszcze? – spytała niewinnie, unosząc palec do ust.

– Nie żartuj sobie – rzekł Keveran, choć w głębi duszy miał na to ochotę – Dobrze wiem czym jesteś.

– Aktualnie tym co ty.

– Odmień mnie z powrotem to daruję ci życie – zagroził, ściskając srebrny bełt lnianą szmatką.

– Naprawdę myślisz, że byłbyś w stanie mnie zabić – zaśmiała się drwiąco – Jestem wilczycą, chłopczyku, a takich jak ty zazwyczaj zjadam. Poza tym nie da się cofnąć przemiany.

Pod Keveranem załamały się nogi. Opadł na kolana tuż przy różach. Był skończony i właśnie zdał sobie z tego sprawę.

– Zabij mnie szybko i miejmy to już za sobą.

– Oj, biedny dzieciak – zacmokała współczująco – Chciał tylko się zabawić z dziewczyną a został wilkołakiem. Marny z ciebie pogromca. Lecz spójrz na to z innej strony – podeszła do niego i zmusiła żeby na nią spojrzał – Dałam ci nowe życie, o wiele lepsze od starego. Chcesz to zmarnować, dając się tak po prostu zabić? No tak. Tego was przecież uczą. – zamyśliła się – Mam dla ciebie lepszą propozycję – chodź ze mną i zacznij wreszcie żyć pełnią życia. Będzie fajnie, zobaczysz, że z czasem ci się to spodoba.

– Co mi się spodoba? – odparł obojętnie Kev – Zabijanie bezbronnych ludzi?

– Możesz zabijać tych z mieczami , ale to czasem boli. Widzę, że miałeś już kontakt ze srebrem – stwierdziła, oglądając jego ranę na plecach – To ten drugi tak cię urządził – potwierdził niechętnie – Typowi pogromcy , żadnej wdzięczności. Chciałeś zostać jednym z nich, ale jak złamiesz zasady zostajesz zabity. I gdzie tu sprawiedliwość?

– Bawi cię to? Naśmiewanie się ze mnie, dostarcza ci rozrywki? Zabiłaś już sześć osób. Sześciu niewinnych ludzi.

– Niewinnych? Dobre sobie. Zabiłam dwóch złodziei i gwałciciela, a ci dwaj w zagajniku chcieli mnie napaść, ja tylko się broniłam. Poza tym tego ugryzionego drwala, zabiliście wy, więc nie przypisujcie go mnie.  

Keveran już chciał zaprotestować, lecz przed oczami stanęła mu scena poprzedniego poranka , gdy William poderżnął gardło niczego nie spodziewającemu się człowiekowi. A ja go zakopałem, gorzka myśl pojawiła się w jego głowie. Argumentacja Leilany brzmiała, jak próba wyłgania się przez winnego i nie dawał jej słowom wiary, lecz musiał rozważyć propozycję dziewczyny. Miał do wyboru dwie opcje – oddalenie się w towarzystwie wilkołaka lub powrót do mistrza, dzierżącego kuszę na srebrne bełty. Sam już nie wiedział, która jest gorsza.

– Wyglądasz słodko, kiedy nie wiesz co masz robić – rzekła Leilana. Prawie zapomniał o tym, że wciąż przed nim stoi – To chyba twoje – wyciągnęła jego amulet.

– To ty mnie okradłaś, wczoraj w nocy? – obruszył się Kev.

– Nie, to nie ja. Zabrałam to złodziejowi. Sam go zresztą widziałeś, a raczej to co z niego zostało. 

 Żołądek znowu podszedł mu do gardła, na wspomnienie widoku zmasakrowanych zwłok. Wtem kolejna rzecz przykuła jego uwagę.

– Jak możesz dotykać mojego amuletu, skoro jest ze srebra?

– To? – wskazała na naszyjnik – Istnieje ogromna różnica pomiędzy srebrnym a posrebrzanym. Tyle w tym srebra, że dotknięcie medalionu jest dla mnie jak ukąszenie owada. A tak z ciekawości, to cenny przedmiot?

– Jedyna pamiątka jaką mam po rodzicach.

– Przykro mi – powiedziała, oddając mu amulet – Przemyśl jeszcze moją propozycję – rzuciła na odchodnym – Będę czekać do północy w miejscu gdzie znalazłeś złodzieja.

Zniknęła tak nagle jak się pojawiła, zostawiając go skołowanego po raz drugi. Założył medalion na szyję. Leilana miała rację, srebra było w nim niewiele, a dotknięcie rzeczywiście nie sprawiało bólu. Cała sytuacja zdawała mu się niczym idiotyczny sen – człowiek mający w przyszłości tytułować się jego bratem, tak jak pozostali członkowie zakonu, próbował go zabić, natomiast potwór na którego polowali, okazał się atrakcyjną i z pozoru niegroźną dziewczyną. Nawet nie próbowała mnie zaatakować, powtarzał sobie oszołomiony przebiegiem wydarzeń Keveran. Rozmawiał z Leilaną jak gdyby nigdy nic, chociaż teoretycznie byli śmiertelnymi wrogami. W dodatku dziewczyna proponowała mu wolność, jakiej nie zaznał odkąd został podrzucony na kamienne schody Hael Valar. Po raz pierwszy w życiu czuł się rozdarty. Zazwyczaj decyzję podejmował szybko, nie przejmując się konsekwencjami, teraz natomiast musiał wybrać między lojalnością względem bractwa, a własnymi pragnieniami. Obie decyzje miały swoje konsekwencje – jeśli wróci do Hael Valar, może zostać stracony jako przyszłe zagrożenie, natomiast w przypadku ucieczki stanie się wyrzutkiem zmuszonym do życia w ukrycie, w obawie przed ścigającymi go pogromcami.

Siedział tak z dobrą godzinę, aż wreszcie podjął decyzję. Podniósł się i otrzepał resztki ziemi ze spodni, po czym rozprostował mięśnie i przeciskając się miedzy drzewami, ruszył w kierunku znajomego zapachu. Musiał zachować czujność. Zbyt wczesne ujawnienie się wywołałoby niepożądaną reakcję. Poświęcił godzinę na rozpoznanie terenu, aż wreszcie znalazł idealne miejsce do przeprowadzenia ostatniej rozmowy z mistrzem. Stroma skarpa, oddalona od głównej drogi z której rozpościerał się widok na całą okolicę była jak najbardziej odpowiednia. Celowo pozostawił widoczne ślady, aby pogromca mógł bez większego trudu dotrzeć w wyznaczone miejsce. Teraz pozostawało mu tylko zaczekać.

Mijały godziny i Keveran zaczynał się niecierpliwić. Jego uszy wychwyciły odgłos łamiących się pod butem gałązek. William Gorner próbował go podejść, lecz zdał sobie sprawę, że były uczeń już wie o jego obecności. Wyszedł z lewej strony trzymając napiętą kuszę, wymierzoną prosto w Keverana. Odruchowo chwycił za naszyjnik i cofnął się o krok.

– Myślałem, że chcesz zwabić mnie w pułapkę – zaczął pogromca – Jednak nie ruszyłeś się stąd od dwóch godzin , zupełnie jakbyś na mnie czekał.

– Ma propozycję – wykrztusił Kev – Ujawnię dwa nieznane dotąd fakty o wilkołakach. W zamian pozwolisz mi spokojnie odejść. Obiecuję , że nie zabije żadnego człowieka.

Ponury Will spojrzał na niego nieufnie , lecz wciąż nie pociągnął za spust od kuszy , co odebrał jako oznakę zainteresowania.

– Podaj jedną , abym mógł ocenić ich przydatność.

– Wilkołakiem może być zarówno kobieta jak i mężczyzną.

– Wszyscy o tym wiedzą. Już na samym początku almanachu, Ravensil zaznaczył, iż każda istota mroku może być dowolnej płci.

Keveran wytrzeszczył oczy ze zdumienia. Przeczytanie wstępu nigdy nie przyszłoby mu do głowy. Nerwowo zacisnął zęby.

– Druga informacja jest bardziej istotna , więc chcę mieć gwarancję bezpieczeństwa.

– Zobaczymy co powiesz – warknął mistrz , nie opuszczając kuszy o centymetr.

– Ugryzienie przez wilkołaka w ludzkiej postaci, również powoduje przemianę – w końcu to powiedział. Wygłaszając te słowa na głos przyznał się do popełnionego błędu.

– A więc tak cię załatwiła – skonstatował William – Spotkałeś jakąś atrakcyjną kobitkę, ona cię ugryzła i teraz jesteś wilkołakiem.

Keveran poczuł jak oblewa go rumieniec wstydu. Nie spodziewał się, że pogromca od razu odgadnie okoliczności przemiany. Ciemne chmury przesłoniły niebo. Zaczynało zmierzchać. Zrobiło się chłodniej, jakby ktoś wyczuł wahanie chłopaka i zesłał na niego lodowaty wiatr. Ponury Will opuścił kuszę, natomiast Kev odetchnął z ulgą.

– Muszę opowiedzieć ci pewną historię z czasów mojej młodości – zaczął pogromca – Kiedyś, będąc jeszcze w twoim wieku poznałem dziewczynę dla której zupełnie straciłem głowę. Miała na imię Tasza. To było podczas mojej pierwszej misji. Niestety została ugryziona przez wilkołaka. Mój mistrz chciał ją zabić, lecz ja uparcie postanowiłem jej bronić – bolesny grymas wstąpił na jego twarz – Była pewna, że zabicie wilkołaka, który ją przemienił przywróci jej dawne życie. Tak się jednak nie stało. Po zlikwidowaniu potwora, świętowaliśmy razem z osadą. Upiłem się i spędziłem z nią noc, nie zdając sobie sprawy z niebezpieczeństwa jakie mi groziło. Rano, gdy się obudziłem, znalazłem płaczącą Taszę przy rozszarpanym ciele mojego mistrza. Była łagodną dziewczyną i nie potrafiła żyć ze świadomością zabicia człowieka. Poprosiła mnie abym skrócił jej męki – przerwał na chwilę, jakby opowieść o dawnych czasach wciąż sprawiała mu ból – Jako pogromca musiałem czynić swą powinność. Wbiłem jej miecz prosto w serce – obrzucił ucznia smutnym spojrzeniem – Przykro mi chłopcze, ale będę musiał cię zabić.

Poderwał kuszę i wystrzelił. Gdyby nie dopiero co pozyskany refleks, Keveran już byłby martwy. W ostatniej chwili udało mu się uskoczyć, a srebrny bełt śmignął mu koło głowy, urywając kawałek ucha. O ile wcześniej miał wątpliwości co do "pożegnania" z mistrzem o tyle wystrzał z kuszy właśnie je rozwiał. Po raz drugi tego dnia uciekał przed swoim nauczycielem. Tym razem jednak pogromca nie zamierzał odpuścić. Wiedział, że w normalnej walce nie miałby szans z Williamem Gornerem. Różnica doświadczenia pomiędzy nimi była kolosalna. Wtem coś w nim zawrzało. Miał takie samo prawo do życia jak każdy inny człowiek i nie zamierzał dać się zabić w imię jakiegoś przestarzałego kodeksu.

Chmury się rozwiały ukazując księżyc w pełni. Keveran poczuł jak z jego ciałem dzieje się coś dziwnego. Zawył z bólu, gdy trzasnął mu kręgosłup. Kolejne fale nadciągały. Trzeszczały kości rąk i nóg, zmieniając swój kształt. Czuł jak robi się większy, a ramiona znacznie się wydłużają. Całe ubranie jakie miał na sobie rozerwało się, gdy jego kształty zrobiły się bardziej postawne. W dodatku na całym ciele pojawiła się sierść. Syknął , gdy zaczęły wysuwać się nowe , wilcze zęby. Ból był nie do zniesienia. Czuł się jakby został połamany i złożony na nowo. Miał wrażenie, że zaraz umrze jeśli ciało natychmiast nie przerwie transformacji. Chciał wrzeszczeć, by dać upust bolesnym skurczom, lecz z jego gardła zamiast krzyku przepełnionego bólem, dobył się ryk, który rozniósł się po lesie. Niebawem usłyszał odpowiedź innych wilków przebywających w promieniu kilku kilometrów. Był już na skraju wytrzymałości nerwowej, aż nagle przemiana się skończyła. Nie był już człowiekiem. Właśnie stał się wilkołakiem. 

Pierwszą rzeczą jaką dostrzegł była niespodziewana jasność. Dochodziła pora wieczorowa, a on widział tak wyraźnie jak gdyby świeciło słońce. Zewsząd przytłoczyły go rozmaite zapachy. Owoce leśne, drzewa oraz intensywnie pachnące krzewy. Do tego dochodził zapach człowieka, przepełniony determinacją, ale również strachem. Nie mógł uwierzyć w to co właśnie poczuł. Ponury William obawiał się swojego ucznia! Musiał to wykorzystać, nim pogromca rozezna się w sytuacji i da mu popalić. Zawrócił czym prędzej i wyskoczył wprost na byłego mistrza. 

Nawet nie próbował uniknąć srebrnego bełtu. Grot wbił mu się w lewe ramię, tuż nad sercem, lecz ciosem długiej łapy zdołał pozbawić pogromcę broni. Zaatakował z całą szybkością jaką właśnie posiadł. Poczuł jak jego pazury rozrywają kolczugę Williama oraz sięgają skóry. Zapach krwi zadziałał nań pobudzająco. Atakował raz za razem, nie dając przeciwnikowi chwili na złapanie oddechu. O ponurym Willu można było rzec wiele rzeczy. Choćby to, że nie był łatwym przeciwnikiem. Pomimo bycia przypieranym przez byłego ucznia, udało mu się wyciągnąć srebrny sztylet. Teraz wycofywał się cały czas, czekając na dogodny moment na wyprowadzenie kontrataku. Keveran poczuł nagłe zmęczenie. Jego organizm nie był przystosowany do takiego wysiłku jak walka w formie pół-człowieka pół-wilka. Musiał jak najszybciej zakończyć to starcie. Rozwiązanie pojawiło się nieoczekiwanie. Pogromca wycofując się i unikając ataków, był coraz bliżej krawędzi skarpy. Kev napiął wszystkie mięśnie i skoczył wprost na niego. William wbił mu sztylet pod żebra, lecz impet sporego cielska przesunął go aż na samą krawędź. Patrzył jak mężczyzna próbuje gorączkowo złapać równowagę, po czym spada ze stromej skarpy. 

Keveran parował kolejne ataki ponurego Willa , wycofując się do tyłu. Potknął się o korzeń i uderzył głową w wystający kamień.

– Zawsze zwracaj uwagę na swoje otocznie – pouczył go mistrz – Dzięki temu będziesz w stanie pokonać przeciwnika bardziej zaprawionego w boju od ciebie.

Szkoda, że sam zapomniałeś o własnych radach, pomyślał Kev. Wyrwał srebrny bełt i wyciągnął sztylet. Poczuł nieprzyjemne mrowienie w całym ciele. Kości złamały się po raz kolejny , przyprawiając go o kolejne torsje wywołane oślepiającym bólem podczas powrotnej przemiany. Wrócił do ludzkiej formy. Jeszcze nigdy w życiu nie czuł się tak wyczerpany, jak po tej walce. Poczuł jak zawartość żołądka próbuje wydostać się na zewnątrz. Wymiociny były zmieszane z krwią. Spojrzał na swoje rany. Paliły jakby ktoś przyłożył mu tam rozżarzony węgiel. Drobne ruchy skóry świadczyły o tym, że obrażenia zaczęły się już zasklepiać, choć minie sporo czasu zanim ostatecznie znikną. 

Wycieńczony usiadł pod najbliższym drzewem. Z jego oczu popłynęły łzy rozpaczy. Właśnie odebrał życie swojemu nauczycielowi. Był skończony. Nigdy nie będzie mógł wrócić do Hael Valar. Bramy cytadeli pozostaną dla niego zamknięte już na zawsze. Pozostawało jedynie modlić się o to, aby uznano go za martwego. Wówczas nikt nie będzie go ścigał. Czy jestem mordercą? Przypomniał sobie zwłoki znalezione rano. Wtedy także obudził się nagi. Czyżby zabił tego człowieka i nic z tego nie pamiętał? Jeśli tak było, niczym się nie różnił od innych kreatur z mroku. 

 Czuł się zagubiony jak nigdy dotąd. Nie miał domu, a wraz z podniesieniem ręki na bractwo jego dawna rodzina zmieniła się w przyszłych oprawców. Była tylko jedna osoba, która mogła mu pomóc. Leilana. Podniósł się cały obolały i powolnymi krokami ruszył w stronę Eren. Wiedział, że będzie musiał obejść wioskę, lecz z nowym węchem nie stanowiło to dlań żadnego problemu.

Wlókł się dwie godziny, aż wreszcie dotarł do wyznaczonego przez dziewczynę miejsca. Zmasakrowane ciało wciąż tam leżało, najwyraźniej jeszcze nie zostało odkryte. 

– Jednak przyszedłeś – powiedziała Leilana , przyglądając się mu niepewnie – Widzę, że pożegnanie było bardzo wylewne – spojrzała na jego rany.

– Można tak to ująć – skrzywił się w grymasie bólu, gdy próbował się uśmiechnąć – Co tu jeszcze robisz? Już po północy.

– Wyczułam, że się zbliżasz, więc po prostu zaczekałam.

– Lei, powiedz mi jedno… Czy to ja zabiłem tego człowieka? – wskazał na zwłoki mężczyzny.

– Nie, to byłam ja – powiedziała to swobodnie, jakby zabijanie było najnormalniejszą rzeczą na świecie – Mam twoje poprzednie ubrania. Łap! – rzuciła mu zawinięty tobołek – Nie zamierzam pokazywać się z facetem, który nago hasa po lesie.

– Bardzo śmieszne – mruknął Keveran, wygrzebując swoje ciuchy.

Niebawem miał na sobie rzeczy w których przyjechał do Eren – czarny płaszcz, luźny kaftan , porządne buty oraz sznurowane spodnie , tym razem bez dziur. Kolczugę rzucił pod nogi. Nie była mu już potrzebna. Przybył tu wraz z nauczycielem, jako kandydat na pogromcę , odchodził natomiast jako wilkołak w towarzystwie atrakcyjnej dziewczyny. Nie był w stanie wyobrazić sobie, jak teraz będzie wyglądało jego życie, lecz wiedział jedno: Na pewno nie będzie przyjemne.

Koniec

Komentarze

Witamy na portalu.

Na początek zlikwiduj spacje przed przecinkami – strasznie źle się to czyta. W ogóle z interpunkcją nie jest dobrze.

Nazywał się William Gorner , zwany przez swoich braci ponurym Willem , z powodu pesymistycznego podejścia , które , jak głosiły plotki , było zaraźliwe i ponoć przechodziło z czasem na jego podopiecznych. Był postawnym mężczyzną średniego wzrostu o ciemnych , gęstych włosach , bujnej brodzie oraz chłodnym spojrzeniu.  Wszystko co o nim wiedział raczej nie zachęcało do zaufania

Jeśli “ponury” stanowi część nazwy własnej, to napisałabym je dużą literą. Bo bez tego ginie w tłoku, przez chwilę zastanawiałam się, co dziwnego w nazywaniu Williama Willem i jaki ma związek z charakterem. Powtórzenie. Kto widział w ostatnim zdaniu? Bo ze zdań poprzedzających wynika, że William. Innymi słowy – zgubiłeś podmiot. Dołożyłabym przecinki po “wszystko” i “wiedział”. Za to ten po “Willem” wydaje mi się zbędny.

Babska logika rządzi!

Pomysł, co stwierdzam z przykrością, opiera się na bardzo zużytych motywach, ale pewnie przymknęłabym na to oko, gdyby wykonanie rekompensowało niedostatki fabuły. Niestety. To, w jaki sposób napisałeś Wilkołaka, woła o pomstę do nieba. Tego tekstu nie da się czytać, trzeba bowiem przezeń brnąć, potykając się już to na źle zapisanych przecinkach, już to na milionie literówek, że o, delikatnie mówiąc, niefortunnie zbudowanych zdaniach, nie wspomnę. Zdarzają się powtórzenia, nadużywasz zaimków, lekceważysz interpunkcję, źle zapisujesz dialogi.

Przykro mi, ale nie byłam w stanie wytknąć wszystkich niedociągnięć, bo musiałbym zająć się niemal każdym zdaniem.

Shinryu, przed Tobą bardzo wiele pracy, ale mam nadzieję, że sobie poradzisz, że przyszłe opowiadania napiszesz zdecydowanie lepiej i staranniej.

 

Był po­staw­nym męż­czy­zną śred­nie­go wzro­stu o ciem­nych… – Postawny, to ktoś wysoki i dobrze zbudowany. O mężczyźnie średniego wzrostu nie można powiedzieć, że jest postawny.

 

Była to je­dy­na rzecz, jaka po­zo­sta­ła mu po ro­dzi­cach , a gest po­śpiesz­ne­go zła­pa­nia za amu­let za­wsze go uspo­ka­jał.Była to je­dy­na rzecz, która po­zo­sta­ła mu po ro­dzi­cach, a gest/ możliwość  po­śpiesz­ne­go zła­pa­nia/ dotknięcia amu­letu, za­wsze go uspo­ka­jał/ uspokajała.

 

ostat­ni test przed zo­sta­niem peł­no­praw­nym po­grom­cą. – Wolałabym: …ostat­ni test przed sta­niem się peł­no­praw­nym po­grom­cą.

 

Nie chciał ści­gać kre­atu­ry na któ­rej nie zna­le­zio­no sku­tecz­ne­go spo­so­bu uśmier­ce­nia.Nie chciał ści­gać kre­atu­ry, na któ­rą nie zna­le­zio­no sku­tecz­ne­go spo­so­bu uśmier­ce­nia. Lub: Nie chciał ści­gać kre­atu­ry, na uśmiercenie któ­rej nie zna­le­zio­no sku­tecz­ne­go spo­so­bu.

 

srebr­ne ostrze lub spe­cjal­nie wy­ko­na­ny bełt z kuszy, rów­nież po­kry­ty sre­brem pro­sto w serce.  – O ile wiem, kusza nie służyła do wykonania bełtów. Co to jest srebro prosto w serce? ;-)

 

tak by dało się go wy­cią­gnąć jed­nym ru­chem dłoni. Kątem oka do­strzegł ruch po­mię­dzy drze­wa­mi. – Powtórzenie.

 

że od koń­czyn dol­nych do głowy po­kry­wa­ło go czar­ne futro. Wie­dział , że dzię­ki roz­wi­nię­tym mię­śniom be­stia jest w sta­nie po­ru­szać się na dwóch koń­czy­nach… – Powtórzenie.

 

Po­czuł jak ostre szpo­ny roz­dzie­ra­ją tka­ni­nę ko­szu­li na ple­cach. – Czy jadąc na spotkanie z potworem, Kev był ubrany jedynie w koszulę?

 

Chaty wy­glą­da­ły nie­dba­le , jakby zbu­do­wa­no je wczo­raj – deski w nie­któ­rych były spróch­nia­łe… – W chacie, która wygląda jakby była zbudowana wczoraj, nie będzie spróchniałych desek.

 

rzekł Wil­liam , uka­zu­jąc pier­ścień w kształ­cie sze­ścio­ra­mien­ne­go krzy­ża. – Jeśli coś ma sześć ramion, to nie jest krzyżem. Nie bardzo umiem sobie wyobrazić sześcioramienny pierścień.

 

pro­blem wil­ko­ła­ka był na tyle po­waż­ny , że mu­sia­ła prze­bo­leć stra­tę czę­ści urob­ku… – Urobek, to kopalina, którą wydobył górnik. Czy Lyda była górniczką? ;-)

Pewnie miało być: …prze­bo­leć stra­tę czę­ści zarob­ku

 

za­sło­ny okien­nic już dawno stra­ci­ły swój jasny kolor… – Po co okiennicom zasłony?

 

W stro­nach gdzie się wy­cho­wał coś ta­kie­go na­zwa­no­by zwy­czaj­ny­mi szczy­na­mi… – W stro­nach gdzie się wy­cho­wał coś ta­kie­go na­zwa­no ­by zwy­czaj­ny­mi szczy­na­mi

 

bar­dziej oba­wiał się swo­ich na­uczy­cie­li niż czy­cha­ją­cych na ze­wnątrz nie­bez­pie­czeństw. – …niż czy­ha­ją­cych na ze­wnątrz nie­bez­pie­czeństw.

 

Przy­pro­wa­dził ze sobą jed­ne­go męż­czy­znę , są­dząc po umię­śnie­niu , pa­ła­ją­ce­go się za­wo­du drwa­la. – Pewnie miało być: …sądząc po umięśnieniu, parającego się zawodem drwala.

Sprawdź w słowniku, co znaczy pałać

 

Chwy­ci­łem za moją sie­kie­rę i pac pro­sto w ku­dła­cza.Chwy­ci­łem sie­kie­rę i pac pro­sto w ku­dła­cza.

 

Tylko jedna po­szla­ka ,  zda­wa­ją­ca się wska­zy­wać cel… – Tylko jedna po­szla­ka, zda­­ją­ca się wska­zy­wać cel

 

Ugry­zła go w dłóń na znak pro­te­stu… – W co go ugryzła?

 

po­zo­sta­wia­jąc za­sko­czo­ne­go chło­pa­ka sa­me­mu sobie. – …po­zo­sta­wia­jąc za­sko­czo­ne­go chło­pa­ka sa­me­go sobie.

 

Zgod­nie z opi­sem sto­ją­cy przed nimi czło­wiek był cały we wło­sach. – W jaki sposób, będąc we włosach, sadził warzywa? ;-)

 

Dobry czło­wie­ku , ze­chcesz po­świę­cić nam chwi­lę swo­je­go czasu? – Chwila to czas. Chwila czasu, to masło maślane. Czy mógłby poświęcić cudzy czas?

 

W całym Ra­ven­si­lu nie było rów­nież naj­mniej­szej wzmian­ki o ugry­zie­niu w ludz­kiej po­sta­ci… – Ugryzienie przybierało ludzką postać? ;-)

 

aż w końcu to wy­czuł. Przy­tła­cza­ją­cy za­pach róż , ła­sko­czą­cy w noz­drza , gdzieś w głębi lasu. – Las miał nozdrza w głębi siebie? Osobliwe! ;-)

 

Od­ru­cho­wo chwy­cił za na­szyj­nik i cof­nął się krok do tyłu.Od­ru­cho­wo chwy­cił na­szyj­nik i cof­nął się krok.

Czy mógł cofnąć się do przodu? ;-)

 

Grot wbił mu się w lewe ramię, tuż nad ser­cem , lecz zdo­łał po­zba­wić po­grom­cę jego broni. – Czy dobrze rozumiem, że grot, wbiwszy się w ramię, pozbawił pogromcę broni? ;-)

 

O po­nu­rym Willu można było rzec wiele rze­czy. Choć­by to , że jest cięż­kim prze­ciw­ni­kiem. – Ktoś go zważył? ;-)

 

Ke­ve­ran pa­ro­wał ko­lej­ne ataki po­nu­re­go Willa , wy­co­fu­jąc się do tyłu. – Czy były przypadki, że wycofywał się do przodu? ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Poprawianie własnych błędów uświadomiło mi , ile ich tak naprawdę było.  Dziękuję za wskazówki oraz za to ,  że mimo wszystko ktoś zadał sobie trud przeanalizowania moich wypocin. Jak już wspomniała regulatorzy przede mną wiele pracy. Dzięki cennym wskazówkom następne opowiadanie powinno wyglądać lepiej , choć będę musiał popracować jeszcze nad jakością.

Cieszę się, że mogłam pomóc, choć w tak ograniczonym stopniu. ;-)

To, że przyjmujesz do wiadomości, że na razie Twoje pisanie nie wygląda najlepiej, dobrze rokuje na przyszłość. Jestem przekonana, że pracując nad sobą uda Ci się poprawić warsztat.

Wielka prośba – pozbądź się zwyczaju stawiania spacji przed przecinkami. To błąd mocno utrudniający czytanie.

Proponuję byś zajrzał do tego wątku: http://www.fantastyka.pl/loza/17

Jestem przekonana, że może Ci bardzo pomóc. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Lubię takie tradycyjne historie. Wilkołaki, czająca się w lasach groza, magia, zagubione osady… W to mi graj. :)

Tylko wykonaniem niestety zabiłeś ten tekst. Regulatorzy wymieniła przykłady usterek językowych, utrudniających czytanie, ja jeszcze dodam, że nie zadbałeś o klimat, o napięcie. 

Jadą lasem, przedstawiasz bohaterów, wyskakuje wilkołak, wilkołak ucieka… Grozy, niestety, brakuje.

Ale myślę, że może być tylko lepiej. :)

Nowa Fantastyka