- Opowiadanie: klm89 - Szansa

Szansa

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Szansa

Beason z wielkim podekscytowaniem wymieszanym z przerażeniem spoglądał w górę. Na metalowym nieboskłonie rozciągało się ogromne miasto. Potężne wieżowce zwisające niczym stalaktyty zdawały się przeczyć prawą grawitacji. Miliony nieregularnych okien promieniowały żółtym, zimnym światłem.

Gdyby młodzieniec stojący pośrodku gnijącego i konającego w męczarniach miasta urodził się przed Wielką Zmianą, to z całą pewnością myślałby teraz o gwieździstym niebie i świetlistej przyszłości. Niestety. Obecnie jego umysł zaprzątał wciąż żywy obraz przedstawiający tułów młodej kobiety leżący na białym stole. Jej szeroko otwarte oczy spoglądały wprost na lampę. Mocne światło jednak nie przeszkadzało dziewczynie. Była martwa. Jej amputowane kończyny leżała na niewielkim podeście znajdującym się obok.

Strach znów ścisnął oszalałe z rozpaczy serce Beason'a, ale tym razem nie było już odwrotu. Od włamania się do Sieci i wykradnięcia planów wiszącego miasta minęły dwie sekundy. Strażnicy z całą pewnością zdołali go już namierzyć. Prawą dłonią przekręcił manetkę, a następie pchnął dźwignię w przód. Niewielki skuter poderwał się z ziemi, wzniecając tumany kurzu. Chwilę później pędził już w górę, w kierunku celu.

Im bliżej znajdował się Pola Siłowego, tym więcej Beason rozmyślał na temat Meerk'a. W końcu Meerk był jednym z tamtych. Wysokomieszkaniowcem, a do tego Antropologiem. Często zapuszczał się wraz z swoimi kompanami w dół, aby badać Dawny Gatunek. Co prawda różnił się od swoich towarzyszy. Miał ten sam cel, ten sam uniform i to samo uzbrojenie, ale zawsze był nastawiony przyjaźnie. Próbował z nimi rozmawiać, chciał tego. Ogólnie sprawiał wrażenie miłego gościa. Niejednokrotnie wspominał, że jest przeciwny eksperymentowaniu na żywych obiektach, ale sam nie jest w stanie tego zmienić. Niby wszystko się zgadzało. Wszystkie elementu były na swoim miejscu, ale w tej chwili Beason nie mógł odpędzić od siebie myśli, że to wszystko kłamstwo. Jaka istniała szansa, że Meerk mówił prawdę? Że urządzenie zakłócające zadziała tak, jak powinno? A co jeżeli to tylko mistyfikacja mające na celu poznać zachowanie Dawnego Gatunku w obliczu nadarzającej się szansy na zmiany?

Pytań mogłoby być znacznie więcej, ale w tej właśnie chwili skuter bez najmniejszych problemów przedostał się przez Pole Siłowe. Do potężnej aglomeracji wleciał od strony zachodniej, gdzie wielkośrednicowe rurociągi wychodziły pozna obręb bariery ochronnej. Beason mógł teraz dokładnie przyjrzeć się ich wylotom. Były zabezpieczone kratą i w każdej sekundzie przelewały się przez nie setki litrów ścieków, które z wielkim hukiem opadały na ziemie zalewając dolne miasto.

Minąwszy kilkanaście rurociągów tworzących skupisko swoistych wodospadów ekskrementów, znalazł się w dzielnicy przemysłowej. Lawirując pomiędzy ogromnymi halami produkcyjnymi oraz mnóstwem kominów, lub czegoś co je przypominało, zauważył pierwszych Strażników. Przeskakiwali z budynku na budynek, czepiając się ścian lub dachów/podłóg za pomocą ostrych, tytanowych pazurów.

Beason wcisnął gaz najmocniej, jak było to możliwe. Skuter natychmiast przyśpieszył, ale nadal nie mógł równać się z szybkością Strażników. Biegnąc po ścianie, bez trudu dotrzymywali mu kroku. Poruszali się na czworaka niczym dzikie bestie. Ich bezwyrazowe twarze z okrągłymi, czerwonymi oczyma oraz metalowe kończyny lśniące w blasku latarni, wywoływały u młodzieńca gęsią skórkę. Miał tylko nadzieje, że w dzielnicach mieszkalnych, gdzie znajdowało się mnóstwo mostów, podwieszanych deptaków oraz tuneli, łatwiej będzie mu zgubić pościg.

Niespodziewanie na brzegu jednego z kominów pojawił się Strażnik. Skuter gwałtownie zwolnił, po czym wykonał nagły zwrot w lewo. Ostry szpon przeleciał kilka milimetrów od głowy pilota. Najwidoczniej napastnik nie spodziewał się takiej zwinności po antycznej maszynie. Beason odetchnął z ulgą. Łut szczęścia, sprawił, że nadal żyje, a do tego dotarł już na obrzeża dzielnicy przemysłowej. Znajdowały się tu już tylko niskie hale, przez co poczuł się bezpieczniejszy. Nie było szans, aby Strażnicy mogli go dosięgnąć. Tym większe było jego zdziwienie, gdy jedne z nich puścił się dachu/podłogi i runął w dół. Młodzieniec bez trudu uniknął ataku, jednak patrząc, jak stwór rozbija się o Pole Siłowe, dotarło do niego, że ma do czynienia z cyborgami, niebojącymi się śmierci maszynami do zabijania.

Nim dotarł do dzielnicy mieszkalnej jeszcze kilku Strażników ponowiło próbę ataku z góry, jednak z tym samym skutkiem, co pierwszy.

Miejsce hal początkowo zastąpiły niskie bloki oraz kopuły mieszkalne, a po krótkim czasie potężne wiszące wieżowce. Beason starał się zachować spokój, lecz przychodziło mu to z coraz większym trudem. Cały drżał. Po raz pierwszy dopuścił do siebie myśl, że nie zdoła dotrzeć do centrum miasta. Łzy spłynęły mu po policzkach, utrudniając widoczność, pogarszając i tak już beznadziejną sytuację. Ponadto mosty, które miały utrudniać przemieszczanie się Strażnikom, zdawały się tylko je ułatwiać. Cyborgi poruszały się z niesłychaną zwinnością. Ich ciała wykonywały niesamowite wygibasy. Kończyny zdolne obracać się w każdym stawie o trzysta sześćdziesiąt stopni bez problemów czepiały się czy to betonowych ścian, czy metalowych prętów. Młodzieniec mógł przysiąc, że w tym otoczeniu Strażnicy byli jeszcze szybsi niż przedtem.

Skuter parł naprzód. Raz po raz wykonując uniki przed napastnikami, Beason robił co mógł, aby dostrzec ich wszystkich. Jednak z każdym kolejnym atakiem na karoserii maszyny pojawiały się nowe i głębsze rozdarcia. Byli coraz bliżej.

Przelatując pod jednym z tuneli, młodzieniec nie zauważył czającego się nad nim Strażnika. Z jego obecności zdał sobie sprawę dopiero, gdy poczuł szarpnięcie. Odwrócił się i zobaczył cyborga, który trzymając się tyłu pojazdu usiłował się na niego wdrapać. Beason niewiele myśląc wyjął spod płaszcza pistolet i oddał pięć strzałów. Kule odbiły się od głowy intruza, nie zostawiając na niej nawet ryski. Niemniej to wystarczyło. Tytanowe szpony rozdarły kawałek metalowej karoserii i ześlizgnęły się, nie mając o co zaczepić. Chłopak poczuł ulgę, która jednak szybko zmieniła się w rozpacz. Jego prawe przedramię w mgnieniu oka oddzieliło się od reszty ciała i zaczęło swobodnie opadać. Pilot odwrócił wzrok i ujrzał innego Strażnika na pobliskim budynku. Jego szpon ociekał krwią. Beasom wrzasnął, a po chwili zaatakował go kolejny przeciwnik. Pilotując jedną ręką, młodzieniec nie zdążył wykonać uniku, przez co ostre pazury zdołały dosięgnąć silnika maszyny. Skuter otoczył się chmurą czarnego dymu.

Beasom z całych sił zacisnął rękę na sterach maszyny i jeszcze mocniej próbował wcisnąć gaz. Nawet nie zbliżył się do centrum miasta, dlatego rozpaczliwie usiłował przeć naprzód. W sam sobie nieznany sposób zdołał uniknąć jeszcze kilku ataków, lecz któryś z kolei uszkodził dyszę. Skuter stracił sterowność i rozpoczął wznoszenie.

Przed oczyma młodzieńca ukazała się ogromna cylindryczna budowla. Zielony Neon umieszczony po jej środku głosił: „Instytut Antropologiczny”. Szczery uśmiech pojawił się na twarzy Beasona po raz pierwszy od kilku miesięcy. Nie było to nawet bliskie sąsiedztwo centrum miasta, ale to mu wystarczyło. Już dawno zdał sobie sprawę, że nie jest w stanie zniszczyć głównego generatora, ale przynajmniej zamorduje tych skurwysynów.

Z chwilą, gdy skuter mijał siedzibę Antropologów, młodzieniec zeskoczył. Pozostawiony na pastwę losu pojazd szybko został przechwycony przez Strażników. Cyborgi obchodziły się z nim ostrożnie, jakby nie chciały go bardziej uszkodzić. Minutę później nie było po nich żadnego śladu. Beason uśmiechnął się szerzej.

–  Nie domyślili się – to były jego ostatnie słowa wypowiedziane na głos.

Opadając, przez cały czas patrzył na okna Instytutu. Widział w nich zadowolone miny Wysokomieszkaniowców. Nie mógł się doczekać, kiedy zetrze im te głupkowate uśmieszki z ich bladych twarzy. Jednym, zwinnym ruchem zdjął płaszcz. Do klatki piersiowej miał przyczepione dziwaczne urządzenie, z niebieskim, świecącym kołem pośrodku. Jeszcze raz spojrzał na Antropologów. Teraz byli nieco zdezorientowani całą sytuacją. Przez chwilę zastanowił się, czy znajdują się wśród nich te bydlaki, których widział na nagraniu dostarczonym przez Meerk'a. Tych trzech potworów stojących nad stołem, na którym leżała jego naga żona. Krzycząca, wyrywająca się, jednak nie mogąca nic zrobić. Przestraszona i bezradna, gdy jeden z nich powoli zaczął odcinać jej rękę, później drugą, a na końcu nogi. Beason nie miał pojęcia, czemu miały służyć takie badania i prawdę mówiąc chyba nie chciał wiedzieć. Teraz był pewny tylko wdzięczności, którą darzył Meerk'a. W końcu to on dał mu tę szansę.

Śmiejąc się wniebogłosy przyłożył otwartą dłoń do niebieskiego koła, a ono zmieniło kolor na zielony. Następnie jego ciało wraz ze sporą częścią miasta zostało rozerwanych na miliardy małych kawałeczków.

Koniec

Komentarze

Temat podziału ludzkości na dwie grupy / warstwy i konsekwencji tego podziału jest tematem nośnym, ale nie został wykorzystany. Stał się tylko pretekstem do mało interesującego opisu wyprawy samobójcy-mściciela do miasta i ucieczki przed Strażnikami. A to za mało, żeby naprawdę zainteresować…

Błędów natomiast różnego rodzaju jest za wiele, jak na taki króciaczek. Na przykład apostrofy przed końcówkami fleksyjnymi w nazwiskach. Nie ma dla nich uzasadnienia…

Po przeczytaniu czuję się jak żona głównego bohatera. Pozdrawiam młodocianego autora.

Zerknąłem na profil i zorientowałem się, że autor nie jest taki młody. Tym bardziej autor powinien oddalić się w twórczości od stylu gry komputerowej. pozdr.

Nie podzielam krytycznych uwag poprzedników. Dla mnie całkiem interesujący pomysł na świat, nie czytało się źle.

Fabuła wydaje się tylko pretekstem dla opisu sceny akcji… która też nie jest nadzwyczaj powalająca. Jedzie i zwiewa i jedzie i gonią go – nic specjalnego.

Tym większe było jego zdziwienie, gdy jedne z nich puścił się dachu/podłogi i runął w dół.

Czyli dachu, podłogi, a może jednego i drugiego?

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Sceny pościgów zazwyczaj mnie nudzą i w tym wypadku niestety nie wciągnęłam się zbytnio. Z tego co zrozumiałam, rasa spoza pól siłowych jest bardzo wytrzymała, skoro urwanie ręki specjalnie nie przejęło bohatera i nadal unikał pościgu maszyn, a potem bez problemu wszedł do budynku. Nie wykrwawił się do tego czasu? Strażnicy stracili zainteresowanie bohaterem, bo zostawił za sobą skuter? Dziwne.

Sporo literówek (Adam wspominał o apostrofach przy odmianie nazwisk, że nie są potrzebne, a one nadal straszą;)): 

Potężne wieżowce zwisające niczym stalaktyty zdawały się przeczyć prawą grawitacji.

prawom

Jej amputowane kończyny leżała na niewielkim podeście znajdującym się obok.

leżały

Wszystkie elementu były na swoim miejscu[…]

elementy

[…]które z wielkim hukiem opadały na ziemie[+,] zalewając dolne miasto.

ziemię

Ich bezwyrazowe twarze z okrągłymi, czerwonymi oczyma[…]

twarze bez wyrazu

Miał tylko nadzieje, że w dzielnicach mieszkalnych[…]

nadzieję

Łut szczęścia,[-,] sprawił, że nadal żyje[…]

Beason niewiele myśląc[+,] wyjął spod płaszcza pistolet i oddał pięć strzałów.

Beason nie miał pojęcia, czemu miały służyć takie badania i prawdę mówiąc[+,] chyba nie chciał wiedzieć.

Dzięki rooms za wyłapanie literówek. Zawsze mam ich sporo. Co do apostrofów to kiedyś je pewnie usunę… kiedyś:D

Mnie też nie wciągnęło. Nie bardzo wiedziałam, o co chodzi w Twoim świecie. Jest tak paskudny, że aż niewiarygodny. Nawet Mengele miał jakiś cel, a tutaj nic. Ścieki z górnego miasta zalewają dolne. Uch, jakie upodlenie. Ale nie wierzę w ten obrazek, bo to by musiało masakrycznie cuchnąć. Podobnie z uciętą ręką – bohater zorientował się, że ją stracił, więc wpadł w rozpacz, a potem pojechał dalej. Trudno się przejąć takim opisem.

Przeniknięcie do “lepszego” miasta wygląda banalnie prosto. Gdyby cały tłum się rzucił, zajął strażników…

No i sporo drobnych błędzików – literówki, interpunkcja…

Jej amputowane kończyny leżała

Literówka.

Wszystkie elementu były na swoim miejscu, ale w tej chwili Beason nie mógł odpędzić od siebie myśli, że to wszystko kłamstwo.

Literówka i powtórzenie.

jednak patrząc, jak stwór rozbija się o Pole Siłowe, dotarło do niego, że ma do czynienia z cyborgami,

W zdaniach tego typu nie wolno zmieniać podmiotu.

Babska logika rządzi!

Zamiast wykorzystać pomysł istnienia dwóch miast i próbować wyjaśnić sprawę osobliwych eksperymentów, skupiłeś się na akcji pościgowej i zemście, a to, niestety, nie wyszło opowiadaniu na dobre.

Wykonanie nadal pozostawia wiele do życzenia. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka