- Opowiadanie: chimera - Ostatnia Zagadka

Ostatnia Zagadka

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ostatnia Zagadka

-Pamiętaj. Nikomu nie możesz pozwolić wejść.– wyszeptała. Pogroziła mu różowym paluszkiem tuż przed końcem jego nosa.

Był spokojny. Zawsze gdy wiedział, że ona jest obok nie czuł lęku. Obecność dziewczynki spływała na niego jak dobry sen. Skinął lekko głową.

Przez chwilę wciąż stali blisko siebie czując na twarzach ciepło swych oddechów, po czym ona odwróciła się muskając jasnymi włosami jego skroń, pobiegła ku drzwiom i zatrzasnęła je za sobą z siłą zdumiewającą jak na małą dziewczynkę. Nim to jednak uczyniła, dostrzegł jeszcze jak przykłada palec do ust. Byli przyjaciółmi. Mieli swoje tajemnice, które musieli strzec.

Chłopiec jeszcze przez chwilę stał wpatrując się w solidne, dębowe drzwi za którymi zniknęła. Srebrna klamka zastygła nieruchomo. Podszedł bliżej, by przyjrzeć się jej rzeźbieniom. Spodziewał się, iż będzie w kształcie orła w locie– takie bowiem widywał najczęściej w dworze. Lecz tej nadano formę innego zwierzęcia. Zwierzęcia znanego chłopcu z rycin, których znać nie powinien, a które szeptały do niego nocą przyciągając z najdalszych komnat. Oglądał je w blasku tańczącego płomienia świecy, muskając końcami palców brunatne kreski na pożółkłym, twardym papierze. Księgi czytały mu o nim historie dziwne, niezrozumiałe, pełne zbrodni bez kary i pokuty bez grzechu. Mimo to brutalność w nich zawarta nie odpychała chłopca, przeciwnie– przyciągał z magnetyczną siłą chęci poznania kolejnych, pełnych krzyku szeptów.

Tu był on – ich legenda.

Wilk. Sierść na karku zjeżona w ciemnoszare kolce, zmarszczona skóra pyska odkrywała dziąsła i ostre kły błyszczące metalicznie. W głębi paszczy zwierzęcia ciemniał szorstki, brudny język. W miejscu oczu wsadzono szlachetne czarne kamienie. Spoglądały na chłopca spod zmarszczonych w grymasie zwierzęcych brwi. Czuł jak wwiercają się w jego myśli, jak odbijają swą obecność w umyśle echem dawno zapomnianych wydarzeń. Z trudnością oderwał od nich wzrok. Przykucnął u drzwi opierając się o nie plecami i starając się nie myśleć, iż klamka jest tuż nad jego głową. Zamknął powieki pod których osłoną świat poczerwieniał ciepło. Z pokoju nie dobiegał go żaden dźwięk. Cisza sunęła ku niemu gęstymi masami, napięta i drżąca, rozciągała się i falowała w powietrzu. Czekał z zaciśniętymi pięściami, jego knykcie pobielały i zaczęły pękać pokrywając naskórek siateczką ciemnoczerwonych wzorów. Nie zdawał sobie sprawy z upływu czasu, każda sekunda ciągnęła się w nieskończoność wymierzana nierównym tętnem galopującej w żyłach krwi. Starał się nie oddychać i nie poruszać, wtopić swe małe ciałko w masywne dębowe drzwi.

-Czy to jest piekło? Miałaś rację?

Wszetko wokół niego i w nim szeptało.

Aż wreszcie cienka błona oczekiwania pękła. Cisza niemal roztrzaskała się na kawałki pod echem pośpiesznych kroków z drugiego końca korytarza. Podeszwy wypolerowanych butów stukały metalicznie wybijając szalone staccato, jednak w ich odgłosie wyczuwało się pewną arytmiczność, jakby niecierpliwość.

Drżenie podłogi dobiegło do stóp chłopca, wywołując mrowienie biegnące od końców palców po czubek głowy. Wstrząs był tak silny aż bolał. Jakby został nagle porażony prądem. Źrenice gwałtownie się powiększyły, oddech przyspieszył. Ogarnęła go przemożna chęć ucieczki, lecz miał obowiązek strzec, by nikt nie wszedł do środka. Czekał więc, nie podnosząc wzroku.

Wtedy na końcu krętarz pojawił się on. Zmierzał powoli w jego kierunku w roztargnieniu stawiając kroki nieco nonszalancko, przygryzał niespokojnie usta. Spod zmarszczonych brwi połyskiwały czarne jak onyks oczy. Gdy doszedł do dziecka przykucnął obok i zlustrował jego sylwetkę. Chłopiec tymczasem jeszcze bardziej skurczył się w sobie sprawiając wrażenie zwierzątka zagnanego w sam róg klatki. Mężczyzna wyszczerzył zęby w uśmiechu i wyciągnął ku niemu rękę. Chłopiec spojrzał na nią nieufnie, potem na jej właściciela i zaprzeczył ruchem głowy.

-Nie możesz siedzieć tu po wsze czasy. Nie chcesz, uwierz mi.-głos miał nieco chrapliwy, uniósł lekko brwi, tak wyzywająco aż niemal zmysłowo.

-Przeznaczenie i tak się w końcu dokona, więc na co czekać? Nikt o tym nie wiem lepiej niż ja i ty.– tylko centymetry dzieliły ich twarze. Mężczyzna wykrzywił usta w grymasie, ból wręcz przebijał się przez jego pełne słodkiej goryczy wargi.

Chłopiec opuścił powieki. Coś się w nim dokonywało, jakby mur oddzielający go od świata runął, a zaczęło się wznosić nowe, upiorne królestwo. I choć nie obawiał się już stojącego przed nim człowieku, wiedział, że czegoś się od niego oczekuje.

Obcy wziął go w ramiona. Chłopiec czuł jak pod niepozorną sylwetką prężą się stalowe mięśnie. Jedną rączkę bezwiednie przycisnął do jego torsu, druga włożył do kieszeni dziecięcych spodenek. Wyłuskał stamtąd mały, srebrny przedmiot, nieco tylko większy od dłoni dziecka. Nigdy się z nim nie rozstawał-pierwszy element, który powiązał jego i dziewczynkę.

– Biorę tego, kogo zechcę– ja jestem waszym pierwszym królem! Poznałem wszystko, co pełne jest zbrodni i szaleństwa, poznałem ciebie…– rozbiegane źrenice zatopił w oczach chłopca. Przesunął dłonią nad jego główką, jakby bał się jej dotknąć.– Twoje myśli będą zadawać rany.

Zapach nieznajomego wprowadzał niemalże w trans, było w nim coś dziwnego, jakby ledwo wyczuwalna woń spalonego papieru, a opuszki jego palców pokrywały czerwone ślady po oparzeniach. Mężczyzna dostrzegł srebrny błysk w ręku chłopca, delikatnie próbował wyprostować dziecięce palce, by odebrać przedmiot chłopcu.

-Pokaż, że jesteś godnym następcą, księciem noży i zbrodni, no chodź, co… jak mam cię zranić, mój…?

Dziecko gwałtownie otworzyło oczy. Jednym płynnym ruchem wbiło ostrze noża aż po rękojeść w pierś nieznajomego. Ten nie wypuścił go jednak z ramion, zadrżał , uśmiechnął się szaleńczo i wzmocnił uchwyt odciskając swe kościste palce na rękach i nogach dziecka, zostawiając tam krwawo-sine ślady.

Chłopiec spojrzał spokojnie w oczy mężczyzny. Mięśnie jego twarzy drgały obnażając zaciśnięte w grymasie zęby, na pobladłym czole perliły się kropelki potu. W jego wzroku dostrzegł jedynie triumf. Biała koszula chłopca pokryła się szkarłatnym wzorem krwi nieznajomego. Uniósł się w jego ramionach i zagłębił ostrze w oczodole mężczyzny przeciągając je aż do kości policzkowych, rozpłatując lewą stronę twarzy. Z ust ofiary dobył się zduszony charkot, jakby próbował jeszcze zachichotać. Upadł na kolana.

Ciepła krew zalewała czoło chłopca, kapał z brwi do oczu otulając świat czerwonym pomrokiem. Wdzierała się do uchylonych w zachwycie ust, spływała po języku do gardła. Smakowała nieco cierpko, coraz gęstsza, coraz ciemniejsza.

Nieznajomy nie odrywał wzroku od oczu swego oprawcy, patrzył jak dziecięca główka przechyla się ku niemu z zaciekawieniem. Znał myśli kłębiące się jak gniazdo młodych węży pod tym jasnym czołem. Skonał zatapiając spojrzenie w źrenicach małego księcia morderców, obryzganego jego krwią, pełnego jej w środku.

Jeszcze przez chwilę przyglądał się martwemu ciału leżącemu na posadzce, pustej, zmasakrowanej przez niego skorupie, po czym przestąpił ja obojętnie i nie wypuszczając noża z jednej dłoni, drugą dotknął klamki w kształcie wilka. Szkarłatne posoka spłynęła z jego palców w ślepia i paszczę zwierzęcia. Chłopiec wiedział, iż język jest czarny od dawno zaschniętej krwi, wiedział też jak smakuje świeża.

Drzwi się otworzyły. Otuliła go chmura złocistych włosów, po czym poczuł na swym policzku dotyk ust dziewczynki. Gdy się odsunęła zauważył, iż są one teraz splamione karminem krwi. Chwyciła go za rękę i zatrzasnęła drzwi. Byli sami w pustym pokoju pełnym światła nieznanego pochodzenia. Pod jedną ze ścian leżał trup. Nie był to jednak król morderców.

-A jeśli jeszcze ktoś przyjdzie? -zapytał.

-Nie, nikt nas nie znajdzie. Nikt się nie odważy. -zmrużyła oczy.– Tu, ani tam.-wskazała w kierunku otwartego okna– Ich nie ma.

Chłopiec uśmiechnął się. Teraz byli jednym ty samym sekretem. Nie bał się już nikogo. Podszedł z dziewczynką do okna. Światło księżyca srebrzyło się dziwnym wzorem wśród nagrobnych płyt wypaczając monstra pomników, oblewając atramentem nocne niebo i karykatury powykręcanych drzew. Coś zaszeleściło w pobliskich zaroślach. Przeskoczyli przez parapet i pacnęli w nieznane, cmentarne błoto.

Koniec

Komentarze

Zdanie zaraz na początku, powinno być: ,,nikomu nie możesz pozwolić wejść''
Knykcie, a nie kłykcie.
,,Wstrząs był tak silny aż bolał''. Wstrząs sam nie boleje, najwyżej może wywoływać boleści.

Dzień dobry / dobry wieczór
Pisałaś jednym ciągiem, w przypływie natchnienia i z pospiechem, by pomysł nie uciekł? A potem szybciutko na stronkę?
Interpunkcja, spacje, zapis dialogów... Kulawo. Przykro mi, ale właśnie tak.

Nie, po prostu mam problem z przecinkami.

Zawalcz z nim oraz pozostałymi. Udaje się ta sztuka, chociaż nie od razu, więc bądź optymistą.

Ciekawa faktura tekstu, choć czasami mam wrażenie, że tempo narracji jest nierówne (co widać po długości zdań), przez co czytelnik co jakiś czas może czuć się lekko wybity z rytmu.

Czasem odczuwalny jest przerost formy nad treścią. Gotyckie konstrukcje epitetowych przypór zdań nie muszą wszystkich zachwycać, ale na mnie robią dobre wrażenie – masz potencjał, a to już dużo. Czasem przydałoby się więcej dialogów, które dałyby więcej światła tej katedrze gotyckiego klimatu. Cóż, każdy czytelnik chciałby, żeby autor pisał po jego myśli, ale to przecież niemożliwe. Pozdrawiam ;o)

...always look on the bright side of life ; )

Nowa Fantastyka