- Opowiadanie: RheiDaoVan - Szepczący (kont. zwykłego, nekromanckiego fachu).

Szepczący (kont. zwykłego, nekromanckiego fachu).

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Szepczący (kont. zwykłego, nekromanckiego fachu).

Koszulka Kruka – mrugnięcie okiem do Barona Sengir

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Orion usiadł na drewnianej ławce należącej do sieci restauracji McDonald. Papierowa torba z jedzeniem grzała w dłonie. Mętne, błękitne oczy obserwowały skrzyżowanie Marszałkowskiej ze Świętokrzyską. Żałował, że Kolazonta nie powiedział nic więcej. Tylko krótkie: "Rozpierducha!", poprzedzone histerycznym śmiechem szaleńca. Skoro sam Kobaltowy Świr się tym zainteresował to może być widowiskowo. Westchnął cicho i sięgnął po frytki.

 

– Porzygasz się od tego. – Ponury głos odezwał się zza lewego ramienia.

 

– Nie sądziłem, że przyjdziesz. – Orion obrócił się, spojrzał na koszulkę nekromanty. – Deathspell Omega?

 

– Za ciężkie dla ciebie – mruknął Kruk wzruszając ramionami. – Bardziej dziwić cię powinna obecność Salamandry.

 

Orion podążył za spojrzeniem nekromanty. I przeklął pod nosem.

 

Rudowłosy chłopak siedział na zaparkowanym czarnym ścigaczu po przeciwległej stronie skrzyżowania. Bębnił palcami w hełm i uśmiechał się kpiąco patrząc w ich stronę. Orion bezwiednie zacisnął dłonie. Miedzianowłosego nie cierpiał jak mało kogo. Kruk ledwo mu kiedyś wyperswadował pomysł rzucenia klątwy na pyszałkowatego durnia. A teraz patrzył jak ten macha do nich jak do starych dobrych znajomych. A może by tak jednak…

 

– Orion, nie warto – mruknął Kruk pogryzając frytkę. – Dupek układa się z Szepczącymi, fakt. Ale chyba nie muszę przypominać z jakimi. Otwarta klątwa i sam podpisujesz na siebie wyrok.

 

– Ty też kumplujesz się z Szepczącymi – zauważył.

 

– Właśnie, kumpluję, a nie układam. Znajomości dobre na drobną pomoc lub wspólny wypad do knajpy. Nie na ratowanie ci tyłka. Może na Kamaela mogę bardziej liczyć, ale to tyle. Czarny Hummer.

 

Kruk tak płynnie przeszedł do innego tematu, że Orion potrzebował chwili, by zrozumieć o co mu chodziło. Odszukał samochód na skrzyżowaniu. Amerykańska bestia jechała Marszałkowską zdecydowanie szybciej niż inne samochody. Gdy minęła światła zjechała gwałtownie na przeciwległy pas. Biały opel astra cudem uniknął czołowego zderzenia, by oberwać od granatowego passata, który nie zdołał wyhamować. Czerwony Renault Kangoo nie miał tyle szczęścia i wirując wylądował bokiem na chodniku. Sekundę później zaczął płonąć. Hummer dokończył dzieła zniszczenia wjeżdżając w skamieniałych ludzi na przejściu dla pieszych, zatrzymując się ostatecznie na rogu budynku, zgniatając wcześniej czerwono-białe słupki.

 

-Kręgle! – wydarł się radosny głos zza pleców Oriona i Kruka.

 

– Kola, spierdalaj – poradził życzliwie nekromanta nie odwracając się.

 

Szepczący zaśmiał się obłąkańczo, obrócił parę razy wokół własnej osi i zeskoczył ze stołu. W kilku radosnych podskokach był przy czarnym Hummerze.

 

-Hej, nie miał pasów!- krzyknął klaszcząc w ręce. – Normalnie miazga!

 

Orion z przerażeniem patrzył na płonący samochód dostawczy. Kierowca wydostał się na zewnątrz i wyjąc, tarzał się po ziemi próbując ugasić trawiący go ogień. W środku ktoś został, ale płomienie i dym nie pozwalały rozpoznać postaci.

 

Żołądek Oriona gwałtownie dał o sobie znać podchodząc do gardła. W ustach zagościł obrzydliwy smak żółci. Z twarzy zniknęły wszelkie kolory pozostawiając po sobie jedynie trupią bladość.

 

– Mówiłem, że byś się porzygał – powiedział Kruk zjadając ostatnią frytkę.

 

Orion nie odpowiedział walcząc z mdłościami i obrazami, które zyskiwały na intensywności, gdy tylko zamykał oczy. Widział wiele podczas swoich wizji. Okaleczone trupy, wyjące potępieńczo ludzkie pochodnie, rozkładające się zwłoki, rzeki krwi. Cały arsenał efektów godny najlepszych filmów typu gore. Ale teraz było inaczej. To było realne i ta realność wdzierała się do jego umysłu przy akompaniamencie krzyku rannych i przerażonych osób.

 

Ktoś podniósł go za ramiona i delikatnie popchnął w stronę Świętokrzyskiej, w kierunku Starego Miasta. Nie ktoś, Kruk. Poczuł w palcach coś wąskiego i lekkiego. Papieros. Zaciągnął się by po chwili rozkaszleć. Oczy zaczęły mu łzawić, a płuca chciały wyrwać się na wolność. Ale pomogło. Oddał skręta nekromancie.Zauważył, że Kruk przelicza kuleczki w lnainym woreczku.

 

– Myślałem, że lepiej to zniesiesz – powiedział Kruk zaciągając się. – Po tych twoich niektórych wizjach. A to przecież zwykły wypadek.

 

– No to jest nas dwóch – wymamrotał Orion. – Ciebie w ogóle nie ruszyło?

 

– Nie. Skrzywienie zawodowe chyba – odparł wypuszczając kłąb błękitno-siwego dymu.

 

– Aha – powiedział głupio Orion. – Gdzie właściwie idziemy?

 

– Do Indeksu. Mam ochotę na piwo a to całkiem znośne miejsce. Zazwyczaj mają tam chujową muzykę, ale do normalnych miejsc jest dla ciebie w takim stanie za daleko. No i tam Szepczący jakoś nie zaglądają. Chyba odstrasza ich energia wysyłana przez polskich studentów.

 

Orion uśmiechnął się lekko doceniając marny dowcip nekromanty. U Kruka przejawy nawet kiepskiego humoru były czymś niezwykle rzadkim.

 

– Dzięki – powiedział cicho.

 

Kruk nie odpowiedział. Zresztą Orion tego nie oczekiwał. Nekromanta zrobił i tak więcej, niż musiał. Nie byli przecież dobrymi znajomymi. Właściwie to pałali do siebie czymś, co Orion nazywał chłodną sympatią. Nigdy nawet nie byli razem na piwie w celu typowo towarzyskim. Ich nieczęste spotkania zawsze związane były Szepczącymi.

 

– A jak tam twój młody padawan? – zagadną po chwili.

 

– Żyje. Orion, skontaktuj się z Zofielem. Chcę wiedzieć którzy Szepczący biorą udział w grze. I na jakich zasadach wyłonią zwycięzcę.

 

– Po co? Przecież nigdy nie przeszkadzałeś im grać. – zauważył Orion wchodząc do klubu.

 

– Chcę wiedzieć komu potem podziękować za dodatkowa robotę.

 

Kruk poszedł po piwo kończąc rozmowę. Orion uśmiechnął się pod nosem. Zawsze tak to wyglądało. Dwa, trzy zdania i koniec. I żadnemu z nich to nie przeszkadzało.

Usiadł w rogu, zasłonięty z trzech stron przez ściany był nie widoczny z przejścia. Odchylił głowę, wpatrzył w sufit. Częściowo stracił kontakt z rzeczywistością. Odnotował, że Kruk wrócił z piwem. Potem, że w niezwykle oziębły sposób przegonił czarnowłosą dziewczynę, która chyba próbowała go poderwać. Nie wiedział ile czasu minęło, nim Kruk szturchnął go w ramię. Orion potrząsnął głową, spojrzał na stół. Cztery puste szklanki i talerz z resztkami musztardy.

 

– Wychodzę – oznajmił Kruk.

 

Orion bez słowa wstał i ruszył za nekromantą.

Przywitała ich chłodna noc. Kruk nie oglądając się ruszył w stronę starówki. Orion patrzył na jego plecy z delikatnym uśmiechem na twarzy. Zapas życzliwości Kruka na najbliższe miesiące został wyczerpany, pomyślał idąc w przeciwną stronę. Biedny Kryspin.

 

***

 

Wiktor ocknął się w pozycji siedzącej. W swoim krótkim, dwudziestoletnim życiu zdarzało mu się już odzyskiwać przytomność po pobiciach, nadużyciach alkoholu i lekkich narkotykach, ale teraz było zupełnie inaczej. Jakby ktoś na nowo puścił w ruch mechanizmy jego świadomości.

 

Rozejrzał się uważnie. Znajdował się w niewielkim, obskurnym pomieszczeniu, z którego ścian łuszczyła się żółtawa farba. Okna zabito deskami. Drzwi zamknięte za pomocą pokaźnej kłódki, jak od rzeźni, pomyślał kręcąc się na metalowym krzesełku. Obrazu rodem z kiepskiego horroru dopełniała żarówka smętnie wisząca na białym kabelku.

Stary, kurwa, skup się! , nakazał sobie w myślach. Co ostatnio robiłeś? Z uczelni prosto do domu, gra w L2 a potem do wyrka. Co dalej? Nic, pustka. Czarna dziura. Kurwa.

 

– Witaj.

 

Wiktor podskoczył jak po wpadnięciu do lodowatej wody. Facet opierający się o ścianę pojawił się znikąd, Wiktor nie odnotował żadnego ruchu i to sprawiło, że poczuł się jeszcze bardziej nieswojo. Ja ci dam, kurwa, witaj, pomyślał wstając powoli. Jedna rzecz powstrzymywała go od rzucenia się na nieznajomego. Coś w nim ewidentnie nie grało. Niby mętne spojrzenie, a w oczach błyszczało coś więcej niż bystrość. Niby kościsty – a nie powiesz chuchro.

 

– Wybacz nieprzyjemne otoczenie, ale to twoja zasługa. Dokładniej, twojej podświadomości. W dużym skrócie.

 

Wiktor miał ochotę posłać go do diabła, wykląć i przekląć, ale z ust wydobyło się jedynie głupie "co?".

Szkielet obleczony skórą uśmiechnął się lekko. Błękitne oczy odzyskały na chwilę normalny blask.

 

– Nazywam się Orion. Domyślam się, że masz parę pytań. Poczekają. Pewnie chcesz mi też przyłożyć, ale wolałbym, żebyś tego nie robił. Nieprzyjemne uczucie.

 

Wiktor zgłupiał, pokręcił głową. Usiadł zrezygnowany domyślając się już w jakim kierunku zmierza rozmowa. Zawsze wiedział, że to kiedyś nastąpi. No i stało się.

 

– Mów – powiedział chowając twarz w dłoniach.

 

-Jak mówiłem nazywam się Orion. Jestem kimś kogo większość nazywa medium, aczkolwiek z duchami nie mam nic wspólnego. Nie jestem spokrewniony z żadnym z Szepczących…W przeciwieństwie do ciebie – zamilkł niepewny czy rozmówca wie o co chodzi.

 

Wiktor posłał mu ciężkie spojrzenie.

 

– Wiem – powiedział cicho dziwiąc się swoim spokojem. Inaczej sobie wyobrażał taką rozmowę. Zdenerwowanie, krzyki, zaprzeczenia. Czegoś w tym stylu. Tymczasem nie czuł złości. Może spokój i brak wrogości ze strony dziwnego medium tak na niego działał – Moim ojcem był Chassan, ponoć całkiem niezły wojownik – powiedział po chwili. – Rozmawiałem z nim dwa razy. Ostatnio pięć lat temu. Obiecał, że nie będę więcej oglądał jego parszywej gęby. Chyba, że sam będę tego chciał.

 

– Tak, Chassan jest całkiem w porządku. – Orion zamilkł na moment. – Pewnie nie chcesz się w nic mieszać i dalej wieść spokojne życie studenta, więc powiem krótko. Skontaktuj się z Zofielem i powiedz, że go szukam. Nie gap się tak. Wiem, że potrafisz.

 

– Skąd?

 

– Dziedziczna umiejętność.

 

Wiktor westchnął ciężko.

 

– Powiedz mi, czemu ci ufam?

 

– Znajomy nekromanta twierdzi, że to kwestia pozytywnej aury.

 

Wiktor nie wytrzymał i parsknął śmiechem.

 

– Wybacz – powiedział, gdy już przestał rżeć. – Po prostu spodziewałem się… Nie wiem czego. Jakiejś nieprzyjemnej rozmowy z Szepczącymi, bolesnego przypomnienia o moim pokrewieństwie i wiążącymi się z tym żądaniami wobec mojej osoby. A tu spokojna pogawędka. Tylko otoczenie mi się nie podoba – dodał rozglądając się ponownie.

 

– Już mówiłem to zasługa twojej podświadomości. Tak naprawdę śpisz w swoim łóżku a ja siedzę w swoim mieszkaniu na starym fotelu. Sny są moją specjalnością.

 

– I pewnie będę wszystko pamiętał i wiedział, że to nie był sen.

 

– Owszem. Mniej więcej tak to działa.

 

– To możesz już sobie iść, zamiast siebie podstawić rudą laskę w bikini, a zamiast tego miejsca jakąś przyjemną willę, ciepłą plażę lub coś w tym stylu? – spytał Wiktor z bezczelnym uśmiechem.

 

– Skontaktuj się z Zofielem – powiedział Orion poważniejąc nagle. Oczy barwy pogodnego nieba zamgliły się jeszcze bardziej.

A potem nastała ciemność.

 

***

 

Bywa, że narzeka się na swoich rodziców. Czasem jest to uzasadnione. Chyba nikt nie chciałby mieć za ojca alkoholika przepijającego wszystkie pieniądze, ćpuna radośnie dającego sobie w żyłę, psychopatę podrzynającego komuś gardło z uśmiechem dziecka przyklejonym do twarzy, czy pedofila śliniącego się przed monitorem na widok ośmioletniej dziewczynki. Pracoholik, mimo kilku korzyści to też nie najlepsza opcja.

 

Bycie synem Szepczącego również nie jest wygrywającym losem w loterii życia. Szczerze mówiąc jest jednym z najgorszych. O tym nie można porozmawiać z psychologiem czy grupą wsparcia. Co najwyżej wyślą cię na terapię dla czubków. Dochodzi jeszcze kwestia dziedzicznych umiejętności jak widzenie Szepczących, których nie widzą "normalni" ludzie. Kiedy jesteś dzieckiem mówią, że masz bogatą wyobraźnię i sporo wyimaginowanych przyjaciół. Gdy dorastasz stajesz się niegroźnym dziwakiem. Czasem ktoś troskliwy skieruje cię do psychiatry. Jeśli szybko nauczysz się trzymać język za zębami i żyć jak typowy człowiek, unikniesz niegustownych białych kaftaników z przydługimi rękawami i pokoi z drzwiami bez klamek. Przydaje się też szybkie przyswojenie umiejętności zwanej podszeptywaniem. Podstawowa umiejętność Szepczących. Sączenie do cudzego umysłu swojej woli. Tak powstały legendy i wierzenia o aniołach, demonach i innych duchach. Historie o głosach w głowie, dziwnej sile każącej coś zrobić. Co prawda większość takich przypadków to choroby psychiczne lub neurologiczne, ale niewielki odsetek to efekt gry Szepczących. Nie prowadzą jej na dużą skalę, ograniczają się zazwyczaj do jednego miasta. Jakoś nie bawi ich udział w wojnach czy światowych konfliktach. Ostatnim przypadkiem większej gry był, o ile dobrze pamiętał, epizod wojny stuletniej z Joanną d'Arc w roli głównej.

 

Wiktor uśmiechnął się ponuro do swoich myśli. Szepczący nie byli widoczni dla zwykłych ludzi, ale dla Innych już tak. Szamani, magowie, wiedźmy i nekromanci pojawiają się w historii od wieków. Nie bez powodu. Chwiejna równowaga świata.

 

A teraz nieznany facet, medium, prosi go, by skontaktował się z jednym z Szepczących. I nie wiedzieć czemu kompletnie mu to nie przeszkadzało. Może czuł wewnętrzną potrzebę przygody?

 

Bredzisz, postawił diagnozę dopijając zimną herbatę. Gapił się w migający kursor w wyszukiwarce Wujka Gugla rozmyślając o Szepczących i wczorajszej rozmowie z Orionem zamiast zająć się nauką do kolosa. Na cholerę mu całki przy programowaniu?

 

Odchylił się na krześle. Oparcie zaskrzypiało ostrzegawczo. Przymknął oczy. Lepiej mieć już to z głowy.

 

Wstał, przeciągnął się. No to jazda! Palcem wskazującym zaczął kreślić w powietrzu symbole, które jarzyły się krwawym szkarłatem. Jednocześnie szeptał słowa, których znaczenia nie znał, a które same pchały się na usta. Gdy skończył odsunął się i usiadł na podłodze. Nie wiedział ile przyjdzie mu czekać. Chassan wspominał, że czasem może w ogóle nie dojść do kontaktu. Zwłaszcza jeśli wykonuje je nowicjusz.

 

-Może powinienem zapalić czarne świeczki i zarżnąć czarnego koguta – mruknął, gdy minął kwadrans i symbole zaczęły blaknąć.

 

­– Może jednak nie – padła cicha odpowiedź. – Nie lubię takiej szopki.

 

Wiktor drgnął zaskoczony. Głos był niewątpliwie męski, chyba nieco znudzony.

 

– Dobrze wykreślone znaki.

 

Brzmiało prawie jak pochwała. Wiktor przełknął ślinę.

 

– Zofiel? – spytał niepewnie.

 

– Nie, Lucyfer. – Irytacja – Jasne, że Zofiel, tą drogą da się porozumieć tylko z konkretną Istotą.

 

– Wybacz, pierwszy raz to robię i nie by..

 

– Coś za jeden? – przerwał mu stanowczo.

 

– Wiktor, syn Chassana. Orion prosił bym się z tobą skontaktował. Szuka cię – powiedział szybko nim Zofiel ponownie mu przerwał.

 

Przez chwilę nic się nie działo. Gdyby nie wciąż widoczne symbole Wiktor pomyślałby, że to koniec rozmowy.

 

– Znasz go?

 

– Nie.

 

– W porządku.

 

– A gdybym powiedział, że znam?

 

– Wtedy bym to sprawdził.

 

Symbole znikły.

 

Wiktor stał jeszcze przez chwilę gapiąc się głupio przed siebie. Poszło gładko i szybko. Nienaturalnie wręcz. Czemu ja się spodziewam wszystkiego co najgorsze?, spytał sam siebie siadając na biurku. W myśl powiedzenia: optymiści są zdrowsi, ale pesymiści żyją dłużej? Sięgnął po kubek. Swoje zrobił. Lecz miał dziwne przeczucie, że na tym się nie skończy. A on nauczył się słuchać swojej intuicji. Pożyjemy, zobaczymy.

 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

W następnym odcinku, kuleczki ;)

Koniec

Komentarze

Haha, dzięki za to "mrugnięcie okiem", miło mi :)

Znalazłem dwie literówki, niestety jak doszedłem do końca tekstu, to zapomniałem, gdzie wczesniej je widziałem, i nie mogę ich znaleźć. :P I nie bardzo rozumiem "Tylko krótkie Rozpierducha...", tam nie powinno być gdzieś cudzysłowia?

Ale tak poza tym, to ja daję 4.

 

Tylko krótkie Rozpierducha - to rzeczywiście powinno być Tylko krótkie: "Rozpierducha"

- Porzygasz się od tego.
Ponury głos odezwał się zza lewego ramienia.

Połącz te dwa zdania w jedno dialogowe, z myślnikiem po "tego". Będzie lepiej.

A ogólnie, jak mówiłem, że temat nie jest zły, to widać miałem rację, bo tutaj jest już o wiele ciekawiej. Wprowadzenie Szepczących i mały "insight" w modus operandi nekromanty + postać Wiktora to jak dla mnie wystarczyło, żeby zaintrygować. Styl nawet nieco lepszy, dialogi zaczynają być coraz fajniejsze.

5, może trochę na wyrost, ale podobało mi się. Czekam na więcej.

Literówki wyłapane, dialog poprawiony, "rozpierducha" skrócona. :)
Miło mi, że się podoba, i że zaintrygowało.
I że jest choć trochę lepiej w stylu i dialogach.

Kurde,

"Bywa, że narzeka się na swoich rodziców. Czasem jest to uzasadnione. Chyba nikt nie chciałby mieć za ojca alkoholika przepijającego wszystkie pieniądze, ćpuna radośnie dającego sobie w żyłę, psychopatę podrzynającego komuś gardło z uśmiechem dziecka przyklejonym do twarzy, czy pedofila śliniącego się przed monitorem na widok ośmioletniej dziewczynki. Pracoholik, mimo kilku korzyści to też nie najlepsza opcja."

Ten fragment jest w pythe ;)

Z niecierpliwoscią czekam na kuleczki.

Obiecujące, ale - do poprawki. Potem może coś z tego będzie.
Ode mnie 4.

Czekam na ciąg dalszy :).

Jakub, co do poprawki? Nie pytam zaczepnie, tylko z chęci poprawy. Bo nie wiem dokładnie o co chodzi. Stylistyka, treść, fabuła? Coś innego?

I fajnie, że ktoś czeka na ciąg dalszy :D

Wszyscy czekają ;)

Nowa Fantastyka