- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Magiczna kraina

Magiczna kraina

Postanowiłem zmierzyć się z gatunkiem mi nieznanym – absurdem.

Teraz, gdy tekst jest już skończony, muszę przyznać,  że absurd ma do zaoferowania jedną, acz istotną cechę – wolność absolutną, której próżno szukać w innych literackich gatunkach. Było to dla mnie ciekawe doświadczenie. Uprzedzam, że skorzystałem z tej wolności :)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Magiczna kraina

Gdy przybyłem na miejsce, wewnątrz domu, leciało "Enter Sandman" Metalliki. Otworzyłem drzwi z buta i wszedłem do środka, krzycząc:

– Piaskun, przybył!

Tłum na chwilę zamilkł, po czym wrzasnął z aprobatą. Wtedy wyciągnąłem, z kieszeni kurtki, odznakę i rzekłem surowym tonem:

– Policja!

Krzyki zadowolenia zastąpiło buczenie.

– Policja! – powtórzyłem, po czym dodałem: – Macie prawo pić na umór i rozpieprzyć tę chałupę!

Lud znów wrzasnął zadowolony.

Odkąd pamiętam, umiałem bawić się emocjami tłuszczy. Z jednej skrajności przechodzić w drugą. Manipulować, pociągać za sznurki bezmyślnych kukiełek. Tłum zawsze jest głupi, to jednostek należy się obawiać.

Cisnąłem lipną odznaką w imprezowiczów. Złapał ją pijany chłopak. Ucałował i podniósł nad głowę, jak jakieś trofeum. Na ramiona rzuciły mu się dwie kobiety. Odwróciłem wzrok, zażenowany tanim teatrem.

Ruszyłem po schodach na piętro, omijając śpiącą na schodach, w osobliwej pozie, postać.

W pierwszym pokoju, grupka nastolatków, rozpaliła z książek ognisko i smażyła nad nim kiełbaski. Na pytanie, czy mam ochotę na jedną, odparłem, że za chwilę wrócę z musztardą.

W następnym pokoju, dwie nagie dziewczyny, tańczyły tango. Niestety myliły kroki. Cholerne amatorki.

Znalazłem ją w toalecie. Kucała nad muszlą klozetową, wpatrując się w jej wnętrze.

– Prosiłem, byś nie wychodziła z pokoju, Sylwio – rzekłem do dziewczyny. – Masz szlaban – dodałem surowo. – Wracamy do domu.

Córka spojrzała na mnie niechętnie.

– To brama – powiedziała nieswoim głosem. – To przejście do magicznej krainy.

– Co?

– To brama do magicznej krainy – powtarzała jak mantrę.

– To klozet – skomentowałem rzeczowo. – To brama dla sików i kupek.

– Nie! – Gwałtownie wstała. W jej oczach błyszczały łzy. – Nigdy mnie nie słuchałeś, nigdy nie liczyłeś się z moim zdaniem. To brama!

– Brama, brama, brama… – odparłem rozeźlony. – Gdyby to nie było życie, a tekst literacki, oberwałoby się autorowi za masę powtórzeń.

– To brama! – Nie dawała za wygraną.

– OK – poddałem się. – A teraz chodźmy do domu.

– Nie! – Skoczyła do muszli, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc za sobą.

Klozet pochłonął nas w swej ciemnej czeluści.

 

Gdy spadaliśmy, strach z dzieciństwa powrócił. Znów bałem się pana kibelka i tęskniłem za moim czerwonym nocniczkiem. Miałem już nawet zaszlochać, gdy ciemność ustąpiła światłu.

 

Nie tego się spodziewałem. W magicznej krainie cuchnęło domestosem, a sceneria nie przypominała tych z bajek. Była ponura i nieprzyjemnie… prawdziwa.

Drogą ku nam szedł zając, ubrany w bikini.

– Jom jest zając – przywitał się, nad wyraz męskim głosem. – Przyszedł jo, by oprowodzić wos po magiczny krainie, hej!

– Baco, a jaka zima będzie tego roku? – zapytałem, całkiem poważnie.

Zwierzę po niuchało głośno nosem, opuściło uszy, podniosło je i znów opuściło, po czym odparło:

– Bydzie srogo, jeno krótko, hej!

– A którędy do wyjścia? – zapytałem niby od niechcenia.

– Z magiczny krainy, ni ma już powrotu, hej! – powiedział stanowczo zając. – Ale nie mortwa się nic. Na terenie cały magiczny krainy jest Wi-Fi.

– Jupi! – skomentowała Sylwia.

– Jeno komputerów ni momy… – dodał cicho baca.

– Łeee… – znów Sylwia.

Wyciągnąłem telefon. Zadzwoniłem po taryfę.

– Tak nie wolno! – oburzył się zając.

Miałem już dosyć. Podwinąłem nogawkę spodni i, zza skarpety, wyciągnąłem AK-47. I zacząłem z niego pruć. Baca spieprzał w podskokach.

A wtedy przyleciało UFO. Zielone ludki wysiadły z czerwonego kampera i pytały o drogę. Doradziłem im, że powinny jechać A4 na Berlin. Niestety jeden z nich upadł i umarł mi na rękach. Płakałem, a kosmici śpiewali: "Rzeki przepłynąłem, góry pokonałem" zespołu Fanatic.

Wtedy podjechała taksówka. Zabrałem Sylwie i wsiedliśmy do samochodu.

– Do domu – powiedziałem, a auto ruszyło.

– To koniec, tato? A co z puentą? – zapytała mnie córka.

– Pieprzyć puentę – odparłem lakonicznie.

– A może, to opowiadanie, to przestroga, przed nie słuchaniem rodziców, bo gdybym cię posłuchała, nie przytrafiłoby się nam to.

– Cholera, jedno zdanie, a masz trzy "to". Naucz się, dziewczyno literacko mówić!

– Tato! A co z morałem, może być taki?

– Niech będzie – poddałem się.

Koniec

Komentarze

po niuchało

 

poniuchało?

Zabrałem Sylwie

 

Sylwię?

 

Może mam skrzywione poczucie humoru, ale kilka razy śmiechłem. Nie podobały mi się tylko wstawki o tekstach literackich, nie wiem czemu. :P

Przecinkologia – leży i kwiczy. Reszta – rzeczywiście absurdalna do imentu. Pzdr.

Najpierw Project X , potem Alicja w Krainie Czarów, wszystko podszyte autoreferencją. Całkiem całkiem. 

Jak dla mnie – jednak trochę za dużo tego absurdu. Jeśli dosłownie wszystko może się zdarzyć, to trzeba czegoś więcej niż klisz, żeby wstrząsnąć czytelnikiem.

Absurdu jest pod dostatkiem, ale jakiś on mało porywający. Jakby przeterminowany. :-(

Absurd jest, ale… Nie wiem, może mam jeszcze bardziej skrzywione poczucie humoru, jednak ten tekst mnie nie bawi.

Niestety – do mnie tekst nie przemówił ; )

Nowa Fantastyka