Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Płatki czarnych lilii ku środkowi przechodziły w ciemną purpurę, lśniąc na krańcach srebrzysto– mlecznie. Łukasz nie znał się na botanice, ale wiedział jedno– nigdy w życiu nie widział piękniejszych kwiatów. Były nieziemsko aksamitne w dotyku, pachniały ogniem i popiołem, przy poruszeniu kołysały się niby w dostojnym smutku. Przypominały zadumane pozy aniołów, wpatrujących się kamiennym milczeniu w groby u swych stóp. Wydawały się unosić ponad wszechświat, ku miejscu ostatecznemu, wiecznemu końcowi…
Podrapał się po głowie. Ale w czym one, do cholery, tkwią?! Przypominało to trochę wazę na zupę– gdzieś w środku musiała być jakaś ziemia, ale fikuśna doniczka była zaskakująco lekka. Postanowił zostawić to na później. Upajał się dotykiem i zapachem kwiecia. W swym przyciasnym umyśle nigdy nie podejrzewał, że jakaś roślinka, potrafi wprawić go w niemy zachwyt. Szkoda, że nie jest jego. Miał ją przekazać To Zu– ponury koleś o podkrążonych oczach i szarawej skórze podrzucił dziś paczkę. To czekało na przesyłkę od miesięcy, a tu proszę– nie może jej odebrać, bo jedzie po jakieś czarne księgi do Wrocławia. W sumie mogło poprosić kogoś z tego dziwnego fanklubu, któremu przewodniczyło, ale powiedziało, że w tej sprawie im nie ufa.
Przesunął palcem po wdzięcznie wygiętej łodydze kwiatu. W sumie, dlaczego nie? Zu pewnie pozwoliłoby mu zerwać choć jeden… patrzył jak pod naciskiem jego palców roślina powoli przechodzi w pozycję horyzontalną. Wreszcie odezwał się cichy trzask łamanego kwiatu. Łukasz, z wyrazem cichego zachwytu przybliżył go do twarzy, zanurzył się w ciężkim, upojnym zapachu i… zasnął.
Po chwili ocknął się i wstał. Czuł cudowną lekkość, spokój panujący w jego duszy był wręcz nieziem…ski.
Stał tam oparty o framugę drzwi. Ręce miał skrzyżowane, na ustach grymas rozczarowania, w oczach– niemy wyrzut. Szatę, niegdyś śnieżnobiałą, pokrywały czerwone plamy wina i zaschniętej krwi, łokcie świeciły spod wytartego materiału, tu i tam dostrzec można było małe dziurki wypalone przez żar. Poruszył się niecierpliwie.
-O, Boże…– Łukasza wmurowało w podłogę.
-Jeszcze nie.– żachnął się.– Chociaż wiem, że już się z nim kontaktowałeś. Mam dla ciebie wiadomość od kogoś bardzo, bardzo… niemiłego ostatnimi czasy. Jak by to ująć… jesteś moim najgorszy kretynem!- krzyknął, aż się tynk posypał. Cóż, nadmiar emocji.
Zrobił krok w głąb pokoju i wyciągnął paczkę papierosów. Drżącym, kostropatymi palcami wyciągnął jeden, zapalił i z niecierpliwą przyjemnością zaciągnął się dymem, rozpinając przy tym na całą swą imponującą szerokość skrzydła. Były brudnoszare, gdzieniegdzie niesforne piórko sterczało pod iście niemożliwym kątem.
-A miałeś być takim spokojnym chłopcem…
-Jestem spokojny! -zaoponował Łukasz. Zawahał się– Ale te psycho– neurotyczne urojenia się nie wliczają?
-Wliczają się! Zawsze się wliczają! Co ty wtedy wyrabiasz?! Chcesz mnie skrzydeł pozbawić?! Za jakie grzechy….?!- przy ostatnim pytaniu wzniósł bezradnie ręce ku górze.
Łukasz wzruszył lekceważąco ramionami.
-Trzeba się było z kimś zamienić…
Stróż naprawdę się zirytował. Łukasz nie miał jeszcze okazji widzieć wściekłego anioła. Wysłannik niebios sprowadził go na parter jednym zgrabnym ruchem i przydusił mu gardło.
-Myślisz, że nie próbowałem?! Nie było nikogo, kto chciałby cię wziąć. Chciałem dołożyć nawet jedną wpół zbawioną duszę gratis.
Chłopiec uniósł brwi. No, może aniołem nie był („może i lepiej”, dodał szybko w myślach), ale…nikt? Nie dał po sobie poznać, że go to dotknęło. Nagle coś sobie przypomniał.
-A stróż Zu?
Anioł wzdrygnął się.
-Zaginął. Nikt nie wie gdzie jest. Na górze nie, a nasi informatorzy mówią, że na dole też go nie widzieli.– zapadła pełna zrozumienia chwila ciszy. Łukasz odchrząknął.
-Skąd wiedziałeś, że rozmawiałem z Jezusem?– postanowił zmienić temat.
-Kazał mi uważać na ciebie, żebyś nie został księdzem. Wiesz, wciąż nie możemy się pozbierać po ostatniej reformacji.– skończył papierosa. Westchnął głęboko.-Wiesz, udupiłęś mnie na jakieś kolejne tysiąclecie. Chryste! A obiecywali, że po Dzierżyńskim załatwią mi kogoś możliwego do zbawienia.
-Ej, ale Feliks skazał na śmierć tysiąc ludzi, a ja..
-To był świr, ty masz tylko lekką psychozę. Jesteś sądzony bardziej jako… powiedzmy człowiek. I te wszystkie samozapłony w twojej okolicy, twój najlepszy kumpel zaprzedał swą duszę..
-Czyli cyrograf był autentyczny? O, proszę…
-Nie przerywaj! Że nie wspomnę o samobójstwie złotej rybki…
-To mnie zasmuciło!
-Ona się utopiła! Z własnej nieprzymuszonej woli!
-…!
-…?!
-Odbiegasz od tematu.
-Ach, tak, że nie wspomnę o Zu…
-Ja się do tego nie mieszałem!
-Ok, nuż ci nie będzie to policzone. W końcu to to tak cię urządziło.
Łukasz spojrzał po sobie. Nie widząc żadnych ran ciętych ni kłutych instynktownie odwrócił się za siebie.
-Nienienienienie…
Siedział na krześle opierając czoło o kant stołu. Z dłoni wysunął mu się kwiat lilii i upadł na podłogę. Jedna ręka zwisała luźno wzdłuż tułowia.
-Kurwa! Jestem martwy!
Znużony anioł przestąpił z nogi na nogę.
-Bystry chłopak. A teraz pakujemy duszyczkę i lecimy.
-Gdzie?
-Wciąż spodziewasz się anielskich chórów i półnagich cherubinków po tym co tutaj urządziłeś? Nie wiem, cholera, powinni cię gdzieś deportować.
Chłopiec podszedł do swego ciała. Dotknął zimnej skóry.
-Co mi się stało?– zwrócił się do stróża.
-O spodoba ci się to. Coś bardzo w twoim pieprzonym stylu! Umarłeś!
-Ale jak?! –naciskał.
Anioł podszedł do wciąż ciepłego ciała i wskazującym palcem odchylił podbródek zwłok. Puścił, a głowa Łukasza głucho walnęła w stół.
-Ej, zostaw moje ciało!
-Bo co? Staniesz się niemiły dla sąsiadów i przestaniesz klepać paciorek? O, hej, nie możesz tego zrobić, wiesz dlaczego?
-Bo wcześniej i tak byłem niemiły i nie umiem się modlić?
-Bo jesteś martwy!- w oczach i głosie stróża zabrzmiała nutka szaleństwa. Wytarł ślinę, która ściekła mu na brodę.– I co cię podkusiło, żeby zerwać ten kwiatek? Chciałeś sobie upleść hipisowski wianuszek?– uśmiechnął się jadowicie.– Nie wiesz, że to przez to, prawda?
Łukasz zawahał się. Nigdy nie był dobry w te okultystyczne klocki, jednak coś mu tu śmierdziało czarną magią. Zu!
-Ta urocza nocna lilia urosła na prochach unicestwionych wampirów, które zostały przechowane w tejże urnie.-podniósł je niczym prezenter telezakupach.– niezwykle funkcjonalna! Zawsze jeśli chcesz się pozbyć jakiegoś kretyna na krętej ścieżce swej nieśmiertelności!- Huknął urną o blat.
Łukasz uniósł jedną brew. Proszę, proszę. A gdyby hodować tego jaką plantację dla pentagonu?
-Pilnować cię na każdym kroku, mówić niu, niu, niedobry chłopiec, łazić za tobą nawet pod prysznic…– usiadł pod ścianą, oparł łokcie na kolanach zagłębiając poharatane palce w brudnej czuprynie. Przez chwile kołysał się na piętach chlipiąc pod nosem. Łukasz wykorzystał milczenie anioła najlepiej jak mógł.
-Masz fajkę? Oddam.
Zaciągnęli się dymem.
-To umieranie jest frustrujące. Wiesz, tego o kwiatkach nie wiedziałem. Nie powinno się liczyć.
-Liczy się.
-Naprawdę? Ojej. To co teraz?
-Czekamy na śmierć.
Łukasz ponownie zlustrował swoje ciało. Zaczynało sinieć.
-Hej, chyba coś przegapiłeś.
Anioł zerknął. Łukasz wciąż był martwy.
-Najpierw trzeba załatwić wstępne formalności, takie tam papierkowe, sprawy, biurokracja… umierać to można łatwo i szybko, ale sama Śmierć…nie spieszy się jej coś dzisiaj.– spojrzał na wiszący na ścianie zegar z kotkiem.
Ktoś zapukał do drzwi. Łukaszowi serce podskoczyłoby do gardła, gdyby je miał. Powiedzmy więc, że ścisnęła mu się ektoplazma w okolicy gardło-serca.
Drzwi otworzyły się. Coś czarnego stało przez chwilę w progu, po czym z radosnym piskiem pogalopowało ku roślince. Zmarszczyło brwi na widok zerwanego kwiatu. Spojrzało na ducha Łukasza.
-Cześć Zu.– przywitał się chłodno.
-Ojej, no wiesz, to bardzo rzadki gatunek. Wcale nie tak łatwo go wyhodować.-zamilkło pod jego spojrzeniem.
-Jeśli brakuje ci nawozu oferuje swoje ciało.– rzucił kąśliwie.
-Naprawdę? Ale nie, potrzebuję prochów wampira. Chociaż…– trąciła głowę trupa i otworzyła mu powieki.– może rzodkiewki mi w końcu ruszą…– wyszczerzyło do niego kły.
Gwałtowna żądza przelania krwi obudziła się w pewnym nowoumarłym duchu.
-Co się stało ze śmiercią?– wtrącił niespokojnie stróż.
-Urlop. Dorabiam na boku. Tylko nie dawaj znać władzom, wiesz to trochę tak na czarno.– urwało i spojrzało na Łukasza z konsternacją.
Anioł niecierpliwie tupnął bosą piętą w podłogę, co nie było zbyt efektowne, gdyż posadzkę zaścielał gruby, dawno nieodkurzany dywan.
-Możemy już to załatwić. Chcę mieć to za sobą.
Zu nadal wpatrywało się w Łukasza z konsternacją.
-Pytałem…
-Nie.
Stróż zwróciła zdziwione oblicze ku Zu. Powoli uniósł brwi.
-Nie wiem, czy zauważyłeś, ale zaszedł tu mały wypadek z tym kwiatuszkiem….
-Właśnie– wypadek. Coś, co nie powinno się zdarzyć. Przykro mi, ale będzie żyć.
Źrenice stróża gwałtownie poszerzyły się, niebiańskie skrzydła zafalowały.
-Nie…
-To anomalia. Coś, co wydarzyło się chociaż nie powinno. Ale każdy wyjątek potwierdza regułę.– wzruszyło ramionami.-Ta anomalia będzie żyć, ponieważ powinna umrzeć. A w naturze anomalii nie leży poddawanie się naturze. I lepiej by tak pozostało. To jest wpisane w historię. Czasami trzeba więc to odkręcać. Czyli wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi lepiej będzie jeśli on przeżyje.
-Nie!!!- ryknął anioł.– cierpiałem przez niego niemal 17lat! I nie zniosę tego dłużej!- w pomieszczeniu nagle pociemniało, wnętrze zdominowały ogromne brudnoszare skrzydła. Włosy falowały unoszone podmuchem niebiańskiego gniewu.– Zabieram jego duszę ze sobą. Choćby nawet do nieba.– jego dłoń zakleszczyła się na ramieniu chłopca.
-Anioły, demony, ghule…-Zu odchyliło tułw nieboszczyka do tylu, tak, że twarz miał skierowaną ku sufitowi.– czasem myślicie tak irracjonalnie.– zacisnęła dłoń w pięść i z rozmachem uderzyła w serce. Duch poczuł gwałtowny ból w klatce.
-A wystarczyłoby troszkę więcej zainteresowania poświęcić temu, co dzieje się dookoła. Może telewizja?– uśmiechnęło się.
Wolna ręka anioła wyciągnęła się ku Zu, jednak Zu było szybsze. Z uśmiechem powtórzyło cios. Przez głowę Łukasza przebiegła cała tęcz kolorów, stracił równowagę i upadł. Poczuł jak uginają się jego żebra, a serce kurczy się i…
Bum. Bum. Bum, bum.
Leżał na ziemi, musiał spaść z krzesła. Nad nim stało małe sadysto szczerząc kły, wyraźnie z siebie zadowolone.
-Muszę uciekać, dzięki za odebranie lilii.– przez chwilę spochmurniało. Spojrzało z wyrzutem na ułamany kwiatek i na Łukasza. Troskliwie podniosło urnę ze stołu.
-Czekaj, co się stało z moim aniołem? I jak jestem znów żywy?
-Po znajomości, powiedzmy. Twój stróż jest przy tobie, ale… uważaj na przejściach dla pieszych. O, czas ucieka.– uśmiechnęło się.– A nie uwierzysz ile mam pracy. Komu w drogę…– wyszczerzyło się jeszcze bardziej.
,,nowoumarłym duchu''. Nowoumarły - jak określiłaś - może być człowiek, a duch można rzec jest nowonarodzony.