- Opowiadanie: Kinga - Forteca

Forteca

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Forteca

Jestem dowódcą, ja i moja załoga należymy do organizacji ochroniarskiej pod nazwą Strażników, jesteśmy wyspecjalizowanymi zabójcami.

Ochraniam grupę badawczą złożoną z archeologów, historyków, chemików i innych naukowców.

Dzień 1: Przybycie:

Jesteśmy w fortecy, zajęliśmy pozycję. Grupa naukowców bada ruiny pierwszego poziomu. Odnaleźliśmy dzienniki, zbroje, miecze i pergaminy…. Nic w tym nienaturalnego, było to miejsce zamieszkane przez ludzi, jednak wszystko jest umazane czerwoną cieczą. Czy to krew? Poza tym nie ma żadnych ludzkich szczątków, to wszystko owiane jest tajemnicą.

Nadchodzi mgła.

Dzień 2: We mgle:

Coś dziwnego się dzieje, rzeczy znikają lub zostają przeniesione w inne miejsca. Na trzecim poziomie widzieliśmy poruszające się coś za firaną.

Naukowcy odszukali kolejnych parę pergaminów i dzienników. Były w dobrym stanie, ale niewątpliwie ktoś chciał byśmy ich nie odnaleźli. Zawierały one w większości opisy o mgle i czymś co było w niej.

Jeden z archeologów zaginął. Strażnik Hary na miejscu, gdzie zaginiony archeolog prowadził badania, znalazł zaplamiony krwią pergamin z planem fortecy. Z pergaminu wynikało, że ma ona trzy poziomy nad powierzchnią i pięć pod, oraz poziom 0. Na górę można wejść bez problemu, ale żeby zejść na niższe poziomy niż zerowy, trzeba znać klucz.

Jestem w jednej z komnat, słyszę pukanie do drzwi. Do komnaty wchodzi młoda Pani archeolog.

– Szukamy tego przejścia już kilka godzin … – powiedziała Pani archeolog – bez skutku – dodała z naciskiem

– A co z mapą, nie kierujecie się nią?

– Miejsce, gdzie teraz znajdujemy się, na mapie wskazuje przejście, ale tam nic nie ma oprócz ściany. Wygląda, jakby forteca zmieniała położenie wszystkiego co tu się znajduje.

– Chcesz powiedzieć, że mamy do czynienie z siłami nadprzyrodzonymi – popatrzyłem na nią, miałem wrażenie,że oczekiwała takiego wniosku.

– Możliwe, choć anomalia też wchodzi w grę. Niewątpliwie całe zadanie odszyfrowania klucza staje się nikłe przez zachodzące tu niekontrolowane zjawiska.A w sprawie Chrisa, tego zaginionego badacza, każdy z nas ma nadajnik pozycyjny, nie możecie sprawdzić gdzie on jest.

– Chodź pokażę ci skaner i miejsce przebywania Chrisa…

Pani archeolog ze zdziwieniem spojrzała na skaner, był on trójwymiarowy.

– Doktor Chris Ree ID chipa – odczytuję z listy – 345A551G – do skanera wpisuję ID chipa.

– Skacze po całej fortecy, to niemożliwe – Pani archeolog nie ukrywała zdziwienia.

– Z punktu widzenia technicznego, tak – stwierdzam. Archeolog odeszła.

Dzień 3: Przejście:

Od rana było słychać dudnienie bębnów, choć nie wiedzieliśmy skąd wydobywa się dźwięk.

– Macie znaleźć naukowca, który wczoraj zaginął, nazywa się Chris Ree, doktor Chris Ree – powiedziałem stanowczym głosem do nowo utworzonej drużyny – Poszukajcie go na minus pierwszym poziomie – dodałem.

– Sir, czy dobrze rozumiem, mamy wejść na wcześniej nie zbadany teren? – zapytał kapitan drużyny z dezaprobatą. – Co mamy zrobić z napotkanymi tam obiektami żywymi?

– Waszym priorytetem jest odnalezienie naukowca. Jeżeli napotkane istoty zaczną się zbliżać lub atakować, otwórzcie ogień.

Dalszą rozmowę z drużyną przerywa mi George.

– Zaginęło kolejnych dwóch naukowców, byli na minus pierwszym poziomie, badali skały.

– Szybko podajcie ich ID – rozkazuję.

– Pierwszy 665C575A, drugi 712G847I – jeden ze strażników podaje ID.

– Patrzcie ciągną ich pod poziom, dwa, trzy, cztery, pięć…– odczytuję ze skanera – szlag, kolejne dwa skaczące nadajniki. Co tam jest?

Nic z tego nie rozumiemy. Nagle zewsząd otaczają nas nieznane odgłosy. Po chwili słychać strzały i krzyki gdzieś we fortecy.

– Co to do cholery? Co się dzieje?

– Coś jest za drzwiami – krzyknął strażnik John.

– Otwieraj! – krzyknął strażnik Leonard.

W drzwiach staje postać bez twarzy, jest czarna, widoczne są na jej ciele smugi krwi. Stoi na czterech odnóżach. Przednie odnóża podobne są do ludzkich z długimi paluchami zakończone szponami. Tylne odnóża wyglądają ja połączenie ludzkich i krokodylich nóg.

– Strzelać! – rozkazuję.

Nie wiem co się stało, ale znaleźliśmy się na minus drugim poziomie z czworgiem moich ludzi, Panią archeolog i trzema naukowcami. Nikt nie jest ranny, ale wszyscy są zdezorientowani. Jeszcze słyszymy cichnące krzyki i strzały. Wreszcie nastaje cisza. Znajdujemy się w jakiejś wielkiej Sali, szmery i kroki przewijają się między kolumnami. Jedyne światło płynie z naszych ręcznych latarek. Idę w stronę Pani archeolog, Cathrine.

– Co o tym wszystkim myślisz, o fortecy, o upiorze bez twarzy i przeniesieniu tutaj? – zapytała.

– Nie wiem co o tym myśleć. Strach nie pozwala mi trzeźwo ocenić sytuacji – odpowiedziałem zrezygnowany.

– Przepraszam, że muszę wam przerwać rozmowę, ale musicie to zobaczyć – George stał przy skanerze.

Spojrzałem na ekran, punkty na skanerze zaczęły się zbliżać.

– Co mamy dalej robić – zapytał.

– Podejdźcie do najbliższej kolumny i ustawcie się w pozycji obronnej – spojrzałem na ludzi – wszyscy macie się ustawić, Cathrine ty też.

Przyjęliśmy pozycję obronną, ludzie nie wytrzymywali napięcia, w tej ciemnej, ogromnej Sali oddychaliśmy własnym strachem. Dane ze skanera…

– 500 metrów, 450, 380 – odczytywał głośno George.

– Z której strony idą?

– Z północy! Nie! Ze wschodu – Nie mogę określić kierunku ! – krzyknął zdesperowany George.

– Odległość?

– 250 m, 200, przyśpieszają, 110, 80, 40…

– Gdzie oni są?! – wrzeszczę.

– Gdzie?!- krzyczy Leonard.

– 20 metrów!

– Ognia!!!

Posypały się serie strzałów. Nagle wśród huku, słychać głos.

– Oddalają się, 100 metrów, 200, 350, 400, 500, odeszły …

– Co to do cholery jest? – pytam.

Strzelaliśmy do niczego, choć skaner pokazywał, że chipy przeszły przez nas. Były wszędzie, choć my ich nie widzieliśmy, wskazywał je skaner. Sytuacja stawała się coraz bardziej nie do zniesienia. Wywiązała sprzeczka Cathrine z kierownikiem.

– Nie można się wrócić na górę, nie po tym, co tam się stało, naprawdę nie dociera to do pana, że są tam te istoty.

– Na górnych poziomach nie ma kluczy, trzeba dostać się tylko do przejścia – opowiada kierownik.

– Aby wyjść z fortecy trzeba zejść na dolne poziomy, nie ma innej drogi, nie dacie rady – stwierdziła Cathrine.

– Pani jest chora, mamy się pchać na dół do tych stworów, duchów czy czego tam – ironicznie odpowiedział kierownik naukowców.

– Wolę na dół iść w nieznane, niż w górę do przerażających istot! – odpowiedziała z impetem spoglądając w zaczerwienione oczy kierownika.

Grupa podzieliła się. Z kierownikiem odeszli naukowcy i trojga moich ludzi do przejścia kierującego się ku górnym poziomom. Zostaliśmy we trójkę, ja, Cathrine i George na minus drugim poziomie. Idziemy w stronę przejścia zaznaczonego na planie fortecy. Po drodze znaleźliśmy liczne elementy zbroi oraz fartuch z nazwiskiem doktora Chrisa. Jesteśmy na miejscu, po ścianie z zaszyfrowanym kluczem chodzi ta sama istota, co stała w drzwiach na pierwszym poziomie. Postać przypomina człowieka, lecz na pewno nim nie jest. Po chwili pobiegła w stronę drugiej grupy. Nie mamy czasu musimy jak najszybciej odszyfrować klucz.

– Cathrine, jakim sposobem masz zamiar odszyfrować klucz – pyta George.

– Posłuchaj George, jedno przejście już rozszyfrowałam. Szyfracja polega na układaniu klocków, każdy klocek jest podobny i ma pasować do siebie kształtem. Aby otworzyć przejście trzeba je dopasować i kształtem i wzorem widniejącym na nich, a następnie odczytać hasło ułożone z klocków.

– No , dobra, nic w tym trudnego to jak zabawa z puzzlami – uśmiechnął się George.

– Nie jest to łatwe, ponieważ musimy ułożyć odpowiednie hasło, klucz, a gdy nie będzie właściwe układanka powróci do początku, tak jak teraz widzisz, do rozsypki.

Mija parę godzin, George i Cathrine próbują odszyfrować klucz, ja stoję na straży.

Dzień 4: Nie mam do tego tytułu:

Jakimś sposobem znów przeszliśmy, ale nie na ten poziom co oczekiwaliśmy. Na minus piątym poziomie, na ścianach były wyryte różne znaki, nie mogliśmy ich odczytać. Ciszę i spokój przewały wrzaski i strzały. Cisza nastała znów. Poczułem zimno w nogach, otaczała nas mgła, która sięgała do kostek. Usiedliśmy na długiej ławie, w tym momencie przypomniałem sobie istotę ze ściany i z komnaty. Wyglądała przerażająco, byłą rządna krwi, lecz z drugiej strony przypominała mi niewinną osobę. Cały ten pobyt tutaj skojarzył mi się z legendą o najlepszych antycznych strażnikach świata, zarżniętych przez coś, we mgle w pewnej fortecy. Powietrze stawało się coraz chłodniejsze, było wręcz lodowato, choć termometr wskazywał 20°C.

– Mój czujnik ruchu odczytuje ruch około 200 m stąd – oznajmił George.

– To nie możliwe ta sala ma 100 m długości – spojrzała archeolog na plan fortecy.

– Idziemy w stronę klucza – rozejrzałem się dookoła i wskazałem drogę.

Szliśmy gęsiego ja pierwszy, Cathrin za mną, na końcu George. Czujnik ruchu pikał coraz mocniej, słyszałem jakiś szelest, kiedy obróciłem się Georga już nie było. Ja i Cathrine wołaliśmy go, on nie odpowiadał. Dobiegliśmy do klucza, miejsca oznaczonego kluczem na pergaminie (plan). Zamiast ściany z układanką, był tam zakrwawiony ołtarz, usytuowany był na podeście ułożonym z kilkunastu schodków. Na jego blacie był labirynt, przez, który trzeba było przetoczyć kulkę do jego środka. Każdy ma swoją kulkę, zaczęliśmy z Cathrin przetaczać kulki. Minęło kilka minut, pojawiła się mgła i szmery. Jedną ręką toczyłem kulkę a w drugiej dzierżyłem pistolet, ona robiła to samo. Udało się. Znaleźliśmy się na polanie, przed nami był las.

Nadchodziła mgła. Ito co było w niej.

Koniec

Komentarze

ja i moja załoga jesteśmy z organizacji ochroniarskiej pod nazwą Strażników, wyspecjalizowani na wojskowych (zabójców) - koniec tego zdania nie za fortunny. Nie lepiej jesteśmy wyszkolonymi zabójcami czy coś w tym stylu?

ale żeby zejść na niższe poziomy niż zerowy, trzeba znać klucz - nie lepiej byłoby znać kod, albo szyfr zamka. Z kluczem to mi się jakoś frazeologicznie gryzie.

Z ogólnych braków, to interpunkcja, zwłaszcza brak kropek. Popatrz też trochę na zasady konstrukcji dialogów w naszym języku, bo na mój gust to trzeba je przeredagować (z punktu widzenia technicznego).

Jeśli chodzi o styl, to zwykle przeszkadza mi za dużo ozdobników, ale tu jest odwrotnie, jest za sucho. Ktoś nam coś po prosytu oznajmia, ciężko z tego wyciągnąć jakieś emocje. Rozumiem, że to miał być dziennik, log czy coś w tym stylu, ale teraz po prostu ciężko to się czyta, co tu dużo mówić.
Dialogi przydałoby się trochę przemodelować. By brzmiały naturalniej. Niekiedy są w postaci zdań tak złożonych, że normalny człowiek tak nie będzie mówił. Zwłaszcza pod presją i w napięciu.

Jest jeszcze denerwująca tendencja, że bohater mówi co będzie robił, a potem jego myśl powtarza się w dialogu. Zupełnie niepotrzebnie. Niech wydaję po prostu rozkaz, a nie myśli o tym, że będzie go wydawał.

Jeśli chodzi o tematykę, dość typowa. Mi od razu na myśl przyszła "Mgła" Kinga i "Aliens". Gdyby jednak ubrać to w ładniejsze, bardziej rozbudowane zdania, można coś z tego jeszcze wymodzić.

Fakt książek autorstwa Kinga nie czytałam, ale Morella książki i owszem choćby "Testament",który mocno do mnie przemówił(mąż i zarazem ojciec, który ucieka wraz z rodziną przed nadętymi ludziskami by następnie pochować półrocznego syna( otrutego), córkę i żonę, zbiór opowiadań "Czarny wieczór"- niektóre obrazy są zarazem dość mocne a niektóre przezabawne(takie mam odczucie), "Siła strachu czy "Totem".Cykl Mrocznej wieży Stephena Kinga muszę zdobyć, na razie bezskutecznie. Na tą chwilę coś takiego kombinuję pomiędzy fantastyką a horrorem. Wieczorem spróbuje nałożyć poprawki. Dzięki.

Wiesz co, moim zdaniem, jakbyś rozbudowała (abstrahując od poprawek stylistycznych) tak, żeby ukazać w tej mgle jakiegoś oryginalnego stworka (opisać go szerzej), pomysł na pewno zyskałby "własnego" rysu.

Witam!
"-Co o tym wszystkim myślisz...?
- Nie wiem co o tym myśleć. Chociaż jestem dorosły, strach nie pozwala mi trzeźwo myśleć."

Chyba za dużo tu myślenia, poza tym nie bardzo wiem co ma do tego bycie dorosłym...

"...George i Kathrin próbują odszyfrować klucz..."
"Zaczęliśmy z Cathrin krzyczeć za nim..."
Jest pewna różnica, no chyba, że to dwie inne osoby, wtedy zwracam honor.

Poza tym drobne błędy typu: "Ona robił to samo" Jak i te wspomniane przez kolegę i te, niewspomniane.

Ogólnie jeśli chodzi o błędy to sporo do poprawy. Samo opowiadanie ma pewne plusy, gdyby się lepiej postarać, to można zbuduwać na bazie tego tekstu naprawdę ciekawy horror o świetnym klimacie, gdyż miejsce, w jakim umieściłaś akcję swojego opowiadania, pobudza wyobraźnię. Pierwsze wzmianki na temat dudnienia bębnów natycmiast przypomniały mi fragment "Władcy Pierścieni" i chociażby dla tego, gotów byłem przeczytać do końca. Jest nienajgorzej, ale mogłoby być zdecydowanie lepiej.
Pozdrawiam serdecznie.

Wygląda, jakby ktoś próbował zrobić opowiadanie na podstawie gry. Nie podoba mi się.

Taki zapis dziennikowy nawet ma swój klimat. Daję 4.

Nowa Fantastyka