Zapisz w pamięci ten zestaw kolorów, dźwięków, zapachów, odczuć. Nie, nie jesteś dla mnie kolejnym egzemplarzem w kolekcji. Moje wdzięki nie dodadzą ci nowych poziomów doświadczenia i vice versa. Nie chcę traktować cię jak „kolejny przypadek”. Widzę w tobie głębię, której nie można opisać słowami. Lepiej będzie, jeśli pozwolisz mi po prostu patrzeć. W twoich oczach jest łagodne lśnienie, które chcę zatrzymać w czasie, w najlepszych wspomnieniach, tak aby zawsze mieć je pod ręką. Nawet nie wiem, jakie jest twoje prawdziwe imię, ale masz w duszy magnes, który nie pozwala mi oderwać od ciebie wzroku. Wyrzucam z głowy wszystkie wcześniejsze obrazy „ich”. Chcę dziś mieć cię tylko dla siebie. Wiem, może to egoistyczne – inaczej nie potrafię. Nauczyłam się jednego – jeśli chcesz mieć go dla siebie, nie zastanawiaj się ani chwili; walcz o to, co najcenniejsze. Każda chwila wahania działa na twoją niekorzyść.
Smutny, piękny, wyrzucony z nieba Anioł, skryty w dusznej ciemności dogorywającej nocy, siedzi w kącie pokoju, w głębokim fotelu z gwiazd. Obserwuje moją duszę i ciało, podpierając dłonią podbródek. W delikatnym, ciepłym półuśmiechu obrysowuje światłem linię mojej szyi, piersi, bioder, ud. I nagle czuję – unosi mnie przypływ. Światło wpełza do zakamarków pokoju, oplata drżące ciało – delikatnymi opuszkami rozpalonych palców dotyka najczulszych, najbardziej wrażliwych miejsc. Muska ciepłem ust.
– Która to godzina?
– Czwarta nad ranem…
– Nie powinno cię tu być.
– Ciebie też nie.
Nagle świat wiruje przed oczami, jak na karuzeli – obłędnie pędzącej, jak w dziecięcych wspomnieniach z lunaparku, jak za dawnych lat, kiedy byłam małą dziewczynką, najbardziej szczęśliwą na świecie, kiedy krzyczałam z radości i przerażenia, siedząc w wagonie górskiej kolejki, wspinającej się ospale, zaraz potem zjeżdżającej w przepaść, ku światłom miasta; a światła te i pęd powietrza, którym się zachłystywałam – czarował, zagarniał, burzył zmysły. Byłam pijana – tak jak kiedyś zapachem wiosennych, tryskających sokami drzew. I wciąż i wciąż i wciąż stukot tętna w głowie – jak stukot wagoników przemykających mrocznymi zakamarkami lunaparku. Ogarniały mnie wizje, oplatały, wślizgiwały się pod ubranie mrocznym powojem doznań – i dalej pod skórę, do wnętrza młodzieńczego, dziewczęcego ciała, które przecież nigdy nie potrzebowało więcej doznań i emocji niż wtedy… A teraz? – wracam tam? I to jest sen? A może jednak jawa…
– Chodź na balkon. Pokażę ci inny świat – świat ze światła, bursztynu i porcelany.
***
Stali, chłonąc ciepłe podmuchy wiosennego wiatru. On tulił ją ciepłym ramieniem, czule muskał piersi, przesuwał palcami po szyi, karku, plecach… A pęd powietrza i dźwięk zgrzytających na zwrotnicach wagoników wciąż rósł w siłę…
***
Znalazł ją kilka chwil potem. Wypadła z szóstego piętra dumnego, ekskluzywnego apartamentowca, w najlepszej dzielnicy tętniącego swawolnym życiem miasta. Ta dzielnica kochała beztroskę. Aż do dziś. Aż do teraz. Miasto świateł. Miasto grzechu.
Ciepła krew wypłynęła z ust dziewczyny. Gęsta, ciężka, brunatna plama ułożyła się na chodniku w czytelny dla wprawnego oka kształt – jakby cień, profil twarzy: niezwykły, jedyny w swoi rodzaju, bardzo sugestywny, męski, uwodzicielski – nie z tego świata. Inny – ani boski, ani diabelski. Zawieszony między ziemią a niebem.
Detektyw westchnął ciężko, schował lupę do kieszeni tweedowego płaszcza. Spojrzał w niebo. Świtało. Pamiętał doskonale ten widok. Gwiazda poranna. Refleks odpływającej duszy odbił się błyskiem na kopercie złotego zegarka. Czas zwolnił. I jeszcze bardziej zwolnił. Zatrzymał się. Wskazówka minutowa niespiesznie biegła do przodu, lecz zaraz cofała się na sekundniku, chcąc zawrócić. I tak drżała pomiędzy jednym a drugim polem tarczy. Jedna sekunda rozciągnięta w nieskończoność.
I cóż z tego, że mógł zatrzymać chwilę, skoro nie był w stanie cofnąć czasu? Choćby o tych kilka minut… Cennych minut…
Smutny, piękny, wyrzucony z nieba Anioł, skryty w dusznej ciemności dogorywającej nocy, siedzi w kącie pokoju, w głębokim fotelu z gwiazd.
Piękne.
Morał opowieści trochę zbyt zalatuje sztampą, ale tekst naprawdę dobry.
Pozdrawiam!
Aha, bohdanie, toś chyba nie ty?
;-)
Nie, to na pewno nie Bohdan, Nazgulu;) i myślę, że tym razem moje typowanie jest bezbłędne:D a tekst ma w sobie coś niezwykłego…
Ciekawe jest to, co piszesz, momentami może nieco zbyt sztampowe (np. tu: “Widzę w tobie coś, czego nie można opisać słowami“ i tu: “walcz o to, co najcenniejsze“), ale ciekawe. Jedna rzecz: widzę małą niekonsekwencję w narracji, ponieważ zaczynasz w drugiej osobie, w drugim akapicie przechodzisz do pierwszej, a od “Stali chłonąc…“ nagle do trzeciej. Choć treść da się zrozumieć mimo to.
Jak dla mnie – zbyt poetyckie. Jeśli było jakieś przesłanie, to go nie znalazłam.
Hej. W pierwszym akapicie, Anonimie użyłaś czterokrotnie wyrazu "coś" i to nie pozwoliło mi zatopić się w tekście. "Ziemia, niebo, świat, dusza, ciało, wszyscy, nikt, zawsze, nigdy, coś, nic"– unikam tych wyrazów jak ognia. Jednak short miał kilka fajnych momentów odsłaniających niewątpliwy potencjał autora(ki). Pozdrawiam.
Ech, Saro zrobiłaś się bardzo drobiazgowa. Nie poznaję Cię ; )
Rozwijam się, uczę od lepszych i tak jak inni zaczynam zrzędzić :-) Kurtka… sama nie wiem, dobrze to, czy źle. :-)
Ps. Refleks odpływającej duszy odbił się błyskiem na kopercie złotego zegarka. – ładne to, nawet bardzo, tak jak parę innych zdań, tylko te wyświechtane słowa psują trochę efekt.
Poprawki naniesione. Teraz jest mniej “cosiów”. Pozdrawiam.
---> Finkla. Pewnej pani / panience znudzili się realni partnerzy, więc w poszukiwaniu tego idealnego, prosto z marzeń, udała się w podróż bez powrotu.
Co zostało ładnie opisane.
Nie no, tyle skumałam. Ale czy jest coś pod literkami? To halucynacje zaprowadziły ją na balkon czy świadoma decyzja ubrana w zwiewne łaszki poezji? A może detektyw z końcówki jest aniołem stróżem, który wyskoczył na szybkie piwo?
Nazgul pisał o morale, a ja go nie widzę, więc marudzę/ wyrażam zdziwienie.
Sądzę, że nie ma niczego więcej do skumania. Faktem z życia wziętym jest, że i taki powód niektórym wystarczy, bez współudziału halucynacji bądź ekstremalnie rozbuchanej wyobraźni.
Duuuuużo lepiej bez tych cosiów! Obrazowo, poetycko, ładnie :-)
Kolejny akt desperacji, którego nie pojmuję.
Światło wypełza zza zakamarków pokoju… – Światło wypełza z zakamarków pokoju…
Czy światło tkwiło w zakamarkach i teraz wypełza? ;-)
Czy nie powinno być: Światło wpełza w zakamarki/ do zakamarków pokoju…
I tak drżała pomiędzy jednym a drugim odmiarem tarczy. – Czym jest odmiar tarczy?