- Opowiadanie: Szachraj - Ciura

Ciura

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ciura

Dobry pan oficer. Bardzo dobry. Gdyby jeszcze trochę szybciej się gotował i nie był tak żylasty. Żołnierze nawet w garze znaleźli sposób, żeby dokuczyć biednemu Ciurze. Nie dawali mu spokoju za życia, nie dają i teraz, gdy tak wchodzą parszywcy między zęby. Nie żeby znowu Ciura miał jakoś szczególnie dużo tych zębów…

Co panowie żołnierze? Kto się teraz śmieje? Ano durny Ciura się śmieje! Siedzi sobie z pełnym brzuszyskiem na górze skarbów i dłubie w zębach. Gdzie okiem nie sięgnie, wszystko jego – chałupy jego, wychodek jego, studnia je… nie, studnia nie jego. W studni straszydło siedzi. Studnia straszydła.

Straszne straszydło. A śmiali się panowie żołnierze jak Ciura im mówił. Śmiali się i mówili: „Durny Ciura. Jak cię zaraz tam wrzucimy, to od razu zamkniesz szczekaczkę." I Ciura uciekał, a panowie żołnierze zaśmiewali się w najlepsze i szczali do studni. I co? Mają teraz za swoje. Walają się porozrzucani po całej wsi i śmierdzą. A każdy jeden ma dziurę we łbie – ot, taki sobie otworek, że akurat mały palec Ciury wchodzi po kłykieć. Trza było szczać do studni? No, trza było?

To straszydło ich tak podziurawiło. Wyssało rozum. Ciura nie widział, tylko słyszał jak krzyczą. Z wychodka słyszał. Zląkł się nie na żarty i plusk do łajna. Przynajmniej ciepło mu wreszcie było. Siedziałby tak dalej, ale zgłodniał. A jeść trzeba. Tylko co tu jeść, jak panowie żołnierze zżarli całe zapasy?

I przypomniał sobie wtedy Ciura jak jeszcze za życia żartowali, że przyjdzie im niebawem żreć truchła chłopów. Ale chłopów to nie chciał Ciura jeść, bo to jakieś dziwne chłopy były. Zresztą o tę ich całą dziwność się rozeszło, kiedy panowie żołnierze ich w pień wybili, a potem jęli palić na wielkiej kupie. A hajcowało się, że ho ho. Było jeszcze cieplej niż w wychodku. Tak, to były dobre czasy. Ciura dostał tamtego wieczora resztki ze stołu. A jak już panowie żołnierze pospali się z pijactwa, to nawet podjadł z talerza czy dwóch.

Nie żeby teraz jakoś źle było. Jak już straszydło wróciło do studni, przeszedł się Ciura po wiosce i zebrał wszystko w jedno miejsce. Zbroje zebrał, hełmy zebrał, broń zebrał; kosztowności też zebrał, ale o tym to cicho, sza. A sam jak się przy tym wystroił. Normalnie jak pan żołnierz. Rodzona matula by Ciury nie poznała.

Choć Ciura matuli też by chyba nie poznał, bo i jak? Zmarło się biedaczce nim zdążył jej się przyjrzeć. A potem, to armia wzięła Ciurę na wychowanie. Oj, niedobra z niej była matula. Nie szczędziła Ciurze razów i wyzwisk. „Przeklęty ścierwojad", szydziła każdorazowo, kiedy szło nieboszczków oporządzić. Ale jak już Ciura pozbierał z panów żołnierzy co się po bitce ostało, od razu wyciągała łapska po co lepsze świecidełka. Niedobra matula, oj niedobra.

Gdyby nie Elke, Ciura już dawno by uciekł. Elke była miła i ładnie pachniała. Znaczy, nie pachniała tak źle jak wszystko inne. I śmiała się też ładnie. I dzieliła się z Ciurą jedzeniem. A jak przyszli raz po nią panowie żołnierze, to Ciura od razu wiedział, że jakiś pan oficerek pewnikiem chce się z Elke ożenić. I jak nie wróciła pierwszej nocy, a potem drugiej i już w ogóle, zasmucił się Ciura. Ale potem Szlump mu powiedział, że Elke jest teraz w lepszym miejscu i Ciura przestał się smucić.

Szlump był mądry. Znaczy, potem zmądrzał. Bo najsampierw to głupszy był chyba niż sam Ciura. No bo kto to widział pytać się: „A ty, Ciura, to jak masz właściwie na imię?" Wpierw to Ciura nic nie mówił, bo myślał, że Szlump se z niego żarty robi. Ale ten jak się uparł, to spokoju nie dawał. I ględzi, i mędzi. To mówi mu Ciura, że jest Ciura. A Szlump dalej swoje. No to Ciura mu powoli, głośno, że jest Ciura. A ten, że wie, że Ciura, ale jakie imię. I tak bez końca. No ale potem na szczęście Szlump jakoś zmądrzał i już nie zadawał głupich pytań.

Niewiele mu zresztą przyszło z tej mądrości, bo powiesił się bidula kilka lat później. I to przez nic innego, jak właśnie przez mądrość. Ciura wie, bo mu Szlump powiedział. Swojej ostatniej nocy. Zwędził wtedy antałek wina panom żołnierzom i zalał się w trupa. Całą noc potem siedział i gadał do Ciury. Zabronił Ciurze mądrzeć, bo to ponoć przekleństwo nad przekleństwa. Mówił, że jak człowiek mądry, to zaczyna widzieć straszne okropności dookoła. Zląkł się wtedy Ciura nie na żarty – dwa dni nie mógł spać. Myślał o tych wszystkich okropieństwach, co to ich teraz nie widzi, ale one gdzieś tam łażą. I wreszcie postanowił sobie, że co by nie było, to on nigdy nie zmądrzeje.

No ale, jak wylazło straszydło ze studni, przeraził się Ciura, że może mu nie wyszło i trochę jednak zmądrzał; i że lada chwila zobaczy to, co Szlump; i że w końcu sam się powiesi. A przecież tak bardzo bał się wieszać. Szczęściem był akurat w wychodku, to i nic nie zobaczył.

Później był spokój. Ucieszył się Ciura, bo znaczyło to, że ostał się taki głupi jak był. Ale nie cieszył się długo – jeszcze tej samej nocy zobaczył straszydło. Znaczy, niezupełnie zobaczył, bo ciemno było. Siedział akurat Ciura w chałupie, pilnował dobrodziejstw, co się po panach żołnierzach ostały i rozmyślał, jak by to było, gdyby zabrać wszystko do miasta i sprzedać komu. Aż tu nagle patrzy, a przez wieś człapie straszydło.

W sumie, to nie było ono takie straszne, te straszydło. Ot, ślipia na pół pyska i wielkie uszy. To w samej armii widział Ciura pana żołnierza, co to go spaczeńską petardą chałos potraktował. Ten to dopiero był straszny.

Zebrał się więc Ciura w sobie i dawaj otwierać oczy. Patrzy, a straszydło hyc do jednej z chałup; i jak się w niej zamknęło, to do rana nie wyszło. Czekał potem Ciura jeszcze dzień cały i noc i dzień, ale straszydło już się nie pokazało.

Pokazało się za to coś zupełnie innego. Siedział akurat Ciura w chałupie, pilnował dobrodziejstw, co się po panach żołnierzach ostały, rozmyślał, jak by to było, gdyby zabrać wszystko do miasta i sprzedać komu, a tu naraz wpada do wsi Elke. Znaczy, nie ta Elke, ale prawie jak ta. Ledwo Ciura zdążył się dobrze podrapać, a już Elke przy drzwiach do chałupy i dalej walić w nie jak oszalała. I żeby to jeszcze do zwyczajnej chałupy – nie, musiała wybrać akurat tę, co to w niej straszydło się schowało. Włosy na karku Ciury, to momentalnie na baczność stanęły. Normalnie, jak ci panowie żołnierze na apelu.

Co było robić?

 

No właśnie. Co było robić?

– Wyjść i pomóc białogłowie?

– Czy może wręcz przeciwnie. Wyjść i kuszą postraszyć. Przegnać gdzie pieprz rośnie, a potem zamknąć się w chałupie i pilnować dobrodziejstw, co to się po panach żołnierzach ostały i rozmyślać jak by to było…

– A może nigdzie nie wychodzić. Siedzieć w chałupie i czekać na rozwój. Nie swój, ma się rozumieć. Wypadków jeno.

 

Jeśli ktoś ma ochotę poznać dalsze losy Ciury, zapraszam do zabawy – oddajcie swój głos na jedną z ewentualnych kontynuacji. Jak będzie jakiś odzew (umówmy się na 20 głosów) to polecę dalej z historią ciury zwanego Ciurą.

Koniec

Komentarze

4/6 (na zachętę), bo jak na razie to nie ma właściwie co oceniać :)
A Ciura niech siedzi cicho w chałupie. Sza!

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Mojego głosu nie masz. No, ale może tych dwadzieścia jeszcze uzbierasz...

Powiem tak:
- Stylizacja bardzo fajna. Językowo właściwie bez zarzutu, świetnie utrzymany w konwencji, jaką obrałeś.
- Ciekawy sposób na narrację.
- Dalszych losów Ciury poznać nie chcę, bo dla mnie to temat starczący na pojedynczy tekst.

Ale 4 mocne dałem.

a ja bym ciąg dalszy z chęcią przeczytał :)

Świetne językowo i stylistycznie! Lekkie i zabawne, a jednak sa momenty ściskające za gardziołko :) Ujęło mnie też budowanie postaci (o Szlumpfie jest zaledwie jeden akapit a czuję się jakbym go znała). Podoba mi się pomysł współtworzenia fabuły - SWÓJ GŁOS ODDAJĘ NA WERSJĘ NR 1, czyli Ciura ma pomóc dziewczynie :)

Aaa, no ja też na wariant 1 :)

a ja bym chetnie zobaczył czy autor da rade utrzymać ten poziom, zasługujący na mocne 4,
lecisz wariant 1:)
Dobra rada - w życiu nie uzbierasz 20 głosów, zmniejsz limit, albo bądź gotowy na niska frekwencję:)

Dobra rada.

Polecę pierwszy wariant, który otrzyma 5 głosów.

        Pisz. Nie  szachraj się, nie czochraj, jeno pisz ;), bo nieźle Ci to idzie. Wariant pierwszy ( lub ostatni - ale,że masz 3, czy 4 do jednego, więc niech będzie, że pierwszy ).

                           Albo ja liczyć nie umiem, albo jest 5 :1  !
                                                Do roboty!

( A oceny na razie nie wystawię wcale. Jak utrzymasz poziom, to będzie sześć - to taka dodatkowa motywacja, rozumiesz...)

Oj, Sir Ravenfield. Wybornie Sir piszesz, ale liczenie to pozostaw innym:)

Wariant 1 (pomóc białogłowie) - 4 głosy

Wariant 2 (przegnać białogłowę) - 0 głosów

Wariany 3 (siedzieć cicho i nic nie robić) - 1 głos

Pozdrawiam

Ładnie, ładnie, pięknie, pięknie. Oddaję głos na wariant pierwszy, bo chcę wiedzieć, co było dalej. Ale już po opisaniu wariantu opowiadanie ma się na podobnym (co najmniej!) poziomie skończyć. Bo inaczej foch.

Jednym (a w zasadzie dwoma) słowem: głosowanie zamknięte. Wielkie serca przeważyły, wygrał wariant altruistyczny - Ciura ma pomóc białogłowie. Niech i tak się stanie. Część dalsza już niebawem.

Nowa Fantastyka