- Opowiadanie: White Dragon - Spojrzenie otchłani

Spojrzenie otchłani

To mój pierwszy short na tej stronie. Nie siedzę w tym długo, więc proszę o wyrozumiałość. 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Spojrzenie otchłani

De­li­kat­ny po­wiew wia­tru po­ru­szył cien­ką fi­ran­ką, wpusz­cza­jąc nieco po­wie­trza do dusz­nej klit­ki. Pokój byłby zapewne całkowicie pogrążony w ciemności, gdyby nie lampa uliczna, która oświetlała pomieszczenie mocnym, pomarańczowym światłem. Promienie padały na podłogę mieszkania, w którym panował po­twor­ny ba­ła­gan. Wiele przed­mio­tów le­ża­ło na ziemi, a po­ło­wa z nich była po­dar­ta lub po­tłu­czo­na. Nawet opra­wio­ne w ramki fo­to­gra­fie były po­de­pta­ne, a na ich szkla­nej po­wierzch­ni wid­nia­ły dłu­gie szpe­cą­ce rysy. 

Także meble wy­glą­da­ły jak po przej­ściu tor­na­da. Mały sto­lik leżał na ziemi wśród szcząt­ków sto­ją­ce­go na nim nie­gdyś wa­zo­nu, który daw­niej pew­nie był bar­dzo pięk­ny. Całe wy­po­sa­że­nie było roz­rzu­co­ne po po­miesz­cze­niu, nie zo­sta­wia­jąc nawet wol­ne­go skraw­ka pod­ło­gi. Na pierw­szy rzut oka można było po­my­śleć, że ktoś wła­mał się do miesz­ka­nia. Nie była to jed­nak praw­da. Po dłuż­szym oglą­da­niu po­ko­ju dało się doj­rzeć w jed­nym z jego kątów jakiś kształt.

Z wy­glą­du przy­po­mi­nał czło­wie­ka. Wska­zy­wa­ły na to czar­ne włosy i zwy­czaj­na, blada twarz z kon­tra­stu­ją­cy­mi ciem­ny­mi ocza­mi. Także ubiór nie był w żaden spo­sób nie­zwy­kły. Skła­dał się z sza­rej ko­szu­li, spodni w ko­lo­rze atra­men­tu oraz adi­da­sów w po­dob­nym od­cie­niu. Sło­wem: nie wzbu­dzał ni­czy­jej uwagi… Co było aż na­zbyt my­lą­ce.

On, Xan­der ni­czym nie był po­dob­ny do mieszkańców tego świata. Na samą myśl, o tym, że na co dzień jest po­strze­ga­ny jako jeden z nich chcia­ło mu się śmiać. Miał dość ich wszyst­kich. Mimo, że przez cały czas sta­rał się chro­nić te mier­ne stwo­rze­nia, to jesz­cze nikt nigdy mu za to nie po­dzię­ko­wał. Wszy­scy lu­dzie byli tak samo ża­ło­śni. Nie za­słu­gi­wa­li na nic… Wła­śnie dla­te­go parę dni temu za­prze­stał swo­ich noc­nych eska­pad. “Niech sobie robią, co chcą”.– po­my­ślał z roz­draż­nie­niem Xan­der, po­wo­li prze­su­wa­jąc ręką po ostrzu dłu­gie­go, wy­po­le­ro­wa­ne­go mie­cza “Nie po­wi­nie­nem był skła­dać tej nie­do­rzecz­nej przy­się­gi. Teraz sie­dzę w tym ba­gnie po uszy”. Po­krę­cił głową i odło­żył broń na znisz­czo­ną sofę. Tak, chciał de­fi­ni­tyw­nie z tym skoń­czyć. Był jed­nak pe­wien pro­blem. Nie po­tra­fił.

Przy­się­ga nie da­wa­ła Xan­dro­wi spo­ko­ju, pa­li­ła go nie­mal żywym ogniem. Raz zło­żo­ne­go przy­rze­cze­nia nie dało się tak łatwo cof­nąć. Mimo to pró­bo­wał. Sie­dział w swoim miesz­ka­niu ca­ły­mi dnia­mi, pró­bu­jąc zająć się bła­hy­mi rze­cza­mi. Jed­nak stop­nio­wo na­ra­stał w nim nie­po­kój i fru­stra­cja, jakby był za­mknię­ty w wię­zie­niu bez drzwi i okien. W gło­wie ko­tło­wa­ły pełne za­nie­po­ko­je­nia myśli z po­wo­du nie­wy­ko­na­nej pracy Chro­nią­ce­go.

Wbrew po­zo­rom po­wstrzy­my­wa­nie ludzi przed za­bi­ja­niem się na­wza­jem nie było ani tro­chę przy­jem­ne. Za każ­dym razem Xan­der miał przed sobą po­dob­ny sce­na­riusz spo­wo­do­wa­ny naj­czę­ściej chci­wo­ścią, za­zdro­ścią czy pra­gnie­niem ze­msty. Tym bar­dziej nie uśmie­cha­ło mu się słu­cha­nie tych sa­mo­lub­nych myśli, które zbyt czę­sto krą­ży­ły po ich gło­wach. To do­bit­nie uświa­da­mia­ło Chro­nią­ce­mu, że warto było się dłu­żej za­sta­no­wić przed zło­że­niem przy­się­gi.

Nie ob­cho­dzi­ło go zwal­cza­nie zła czy “speł­nia­nie do­brych uczyn­ków”. Robił to je­dy­nie z po­wo­du tego, że w jego świe­cie, Ka­rith, każdy mu­siał mieć przy­dzie­lo­ną jakąś rolę. Głów­nie po­le­ga­ły one na po­ma­ga­niu róż­nym isto­tom w ich świa­tach. Za­wsze kogoś, kto mu­siał się pod­jąć ja­kie­goś za­da­nia, zmu­sza­no do przy­rze­cze­nia, z któ­re­go prak­tycz­nie nie dało się póź­niej wy­plą­tać. Xan­der miał wybór. Albo cały czas po­ma­gać ja­kimś dzie­cia­kom albo za­po­bie­gać mor­der­stwom. Oso­bi­ście wolał to dru­gie. W tam­tym mo­men­cie jed­nak gorz­ko ża­ło­wał, że nie pod­jął się pierw­sze­go za­da­nia.

Z pew­no­ścią nie zna­la­zł­by się wtedy w ta­kiej sy­tu­acji. Przy­bysz z in­ne­go świa­ta wie­dział, że musi szyb­ko wró­cić do obo­wiąz­ków, ina­czej… Cóż, wolał nawet nie my­śleć, co mo­gło­by się stać. Był zbyt nie­prze­wi­dy­wal­ny. Na nisz­cze­niu mebli z pew­no­ścią by się nie skoń­czy­ło.

Ze­rwał się z miej­sca, pra­wie zrzu­ca­jąc przy tym miecz z mebla. Chro­nią­cy ob­ra­cał chwi­lę głową, jakby na­słu­chu­jąc bar­dzo ci­chych dźwię­ków. Po­czuł jed­nak… Nie po­tra­fił opi­sać tego wra­że­nia. Xan­der wie­dział jed­nak, co miało ozna­czać. Gdzieś w po­bli­żu… Pew­nie na ulicy albo w któ­rymś z wielu ciem­nych za­uł­ków czaił się przy­szły mor­der­ca.

Pra­wie au­to­ma­tycz­nie pod­niósł broń z mebla. Chro­nią­cy czuł się jakby jego cia­łem po­ru­sza­ła jakaś po­tęż­na siła, któ­rej w żaden spo­sób nie mógł się prze­ciw­sta­wić… Mu­siał zro­bić to, co po­przy­siągł wy­ko­nać. Pod­szedł do drzwi i otwo­rzył je z głu­chym trza­skiem. Jak w transie, wyszedł na cichą klatkę schodową. Po­spiesz­ne kroki Xan­dra brzmia­ły na ka­mien­nych stop­niach nie­mal jak hałas, a miecz ema­no­wał po­śród ciem­no­ści wła­sną świa­tło­ścią. Zdy­sza­ny do­padł do wyj­ścia, czu­jąc jak wra­że­nie czy­jejś obec­no­ści stop­nio­wo ma­le­je.

Wy­szedł­szy wresz­cie z bu­dyn­ku, przy­by­sz z in­ne­go świa­ta poczuł nieco chłod­ne nocne po­wie­trze. Wycie wia­tru wśród blo­ków za­głu­sza­ło wszyst­kie inne od­gło­sy, co z pew­no­ścią sprzy­ja­ło wszel­kie­go ro­dza­ju prze­stęp­stwom. Mimo de­li­kat­nych pro­mie­ni księżyca, oświe­tla­ją­cych dachy bu­dyn­ków, było dość ciem­no. Ten stan rze­czy jed­nak zu­peł­nie mu nie prze­szka­dzał.  Wcze­śniej nie mógł­by się przy­zwy­cza­ić do pa­nu­ją­ce­go wokół mroku, lecz wtedy Chro­nią­ce­mu nie ro­bi­ło to już róż­ni­cy. Zbyt dużo czasu w nim spę­dzał.

Tar­ga­ny złymi prze­czu­cia­mi ob­ró­cił się w stro­nę jed­ne­go z tych ciem­nych za­uł­ków i pra­wie na­tych­miast pu­ścił się bie­giem. Biegł, mi­ja­jąc ko­lej­ne skrzy­żo­wa­nia opusz­czo­nych ulicz­ek. Kie­ro­wa­ny był je­dy­nie mgli­stą świa­do­mo­ścią, że mor­der­ca znaj­du­je się w po­bli­żu. To wła­śnie naj­bar­dziej go za­sta­na­wia­ło. Zwy­kle do­kład­nie wie­dział jak dzia­łać i dokąd pójść, a wtedy… Na­tych­miast zi­gno­ro­wał na­tręt­ną myśl, że może wpaść w ta­ra­pa­ty. Nie był żad­nym sła­bym czło­wiecz­kiem tylko Chro­nią­cym. A poza tym… Miał jakiś wybór?

Wresz­cie Xan­der za­trzy­mał się skon­fun­do­wa­ny. Wie­dział, że jest bli­sko, a jed­nak… Ni­ko­go w po­bli­żu nie po­tra­fił wy­czuć men­tal­nie. Zu­peł­nie jakby ten ktoś… Wy­pa­ro­wał. “To tylko twoja wy­obraź­nia”.– upo­mniał się– “Nie da się po pro­stu znik­nąć”.

Jak na za­wo­ła­nie dziw­ne od­czu­cie ude­rzy­ło w niego ze zdwo­jo­ną siłą. Spa­ni­ko­wa­ny pręd­ko wci­snął się w prze­rwę mię­dzy bu­dyn­ka­mi. Z ogrom­nym tru­dem wy­obra­ził sobie jak jego ciało staje się bar­dzo lek­kie i znika… Zu­peł­nie jak po­wie­trze. Spoj­rzał na swoje ręce… Albo ra­czej na ciem­no­ści przed nim. Xan­der ode­tchnął z ulgą, stwier­dziw­szy, że cały stał się nie­wi­dzial­ny. W samą porę.

Z lewej stro­ny do­bie­gły go głosy i kroki dwóch osób. Stop­nio­wo zbli­ża­ły się do jego kry­jów­ki, co, jak zwy­kle, przy­pra­wi­ło Ka­ri­thia­ni­na o szyb­sze bicie serca. Po­zo­stał  jed­nak w cał­ko­wi­tym bez­ru­chu, sły­sząc od­gło­sy ostrej kłót­ni. W polu jego wi­dze­nia po­ja­wi­ły się dwie osoby oskar­ża­ją­ce się o coś na­wza­jem.

Xan­der nie mu­siał zbyt­nio się wy­si­lać, by od­czy­tać ich myśli. Pra­wie na­tych­miast po­czuł wzbie­ra­ją­cy w nim gniew. Uczu­cie go­rą­ca stop­nio­wo ogar­nia­ło całe jego ciało, nie znaj­du­jąc uko­je­nia w na­ra­sta­ją­cej wście­kło­ści. Ręka, w któ­rej trzy­mał miecz za­drża­ła, pra­wie upusz­cza­jąc broń. Jak… Jak to się mogło stać…? Dla­cze­go się spóź­nił?

Za­bi­li. Wi­dział to jasno w umy­słach kłó­cą­cych się męż­czyzn. Dla­te­go uczu­cie w pew­nym mo­men­cie zni­kło. Wi­docz­nie teraz po­wró­ci­ło, bo chcie­li się na­wza­jem za­ła­twić. Dla Xan­dra nie miało to już jed­nak żad­ne­go zna­cze­nia. Serce na chwi­lę mu sta­nę­ło, gdy od­czy­tał, kto był ofia­rą mor­der­ców.

Annie, niska blon­dyn­ka z miesz­ka­nia obok. Je­dy­na osoba, z którą od czasu do czasu za­mie­niał choć­by słowo. Chęt­na do po­mo­cy innym. Za swój obo­wią­zek uwa­ża­ła niepo­zo­sta­wia­nie ni­ko­go sa­me­go… Obo­jęt­nie, w któ­rym zna­cze­niu. Dziew­czy­na, która dla każ­de­go po­tra­fi­ła zna­leźć czas i roz­ja­śnić dzień tym nie­win­nym uśmie­chem… Teraz le­ża­ła gdzieś na śmiet­ni­ku w pla­sti­ko­wym worku.

Chwy­cił się jedną ręką za głowę, czu­jąc ko­lej­ny przy­pływ furii. “Za­słu­ży­li na śmierć. Po­win­ni cier­pieć po­dwój­nie za za­bi­cie nie­win­nej osoby.”– po­my­ślał ze zło­ścią Chro­nią­cy, ob­ser­wu­jąc na­ra­sta­ją­cy kon­flikt mię­dzy dwoma męż­czy­zna­mi. Nie miał za­mia­ru w ja­ki­kol­wiek spo­sób po­wstrzy­mać ich od za­da­nia sobie na­wza­jem śmier­ci… Głos w gło­wie pod­po­wia­dał mu jed­nak, że po­wi­nien wszyst­ko za­koń­czyć po­zby­wa­jąc ich się z po­wierzch­ni ziemi raz na za­wsze… Tak! Spra­wić, by, tak jak ta bied­na dziew­czy­na, nigdy wię­cej nie zo­ba­czy­li świa­tła dzien­ne­go.

Xan­der pod­niósł nieco wyżej miecz. Pod­jął de­cy­zję. Nie ob­cho­dzi­ło go, czy bę­dzie miał przez to kło­po­ty. In­te­re­so­wa­ło go tylko, żeby obaj mor­der­cy za­pła­ci­li za swój czyn.

Tym­cza­sem męż­czyź­ni kłó­ci­li się tak za­żar­cie, że nie usły­sze­li nawet ci­chych kro­ków zbli­ża­ją­ce­go się Chro­nią­ce­go. Xan­der uśmiech­nął się wa­riac­ko. “Ci głup­cy nawet nie za­uwa­żą jak obu ich poślę do grobu”.

– …nie moja wina!- krzy­czał wyż­szy z nich– Też tak zro­bi­łeś, więc nie zwa­laj na mnie!

– Teraz obaj w tym sie­dzi­my.– przy­po­mniał drugi męż­czy­zna swo­je­mu kom­pa­no­wi– Wy­star­czy tylko, że…

Mor­der­ca za­marł, wpa­tru­jąc się sze­ro­ko otwar­ty­mi ocza­mi w po­stać, która nagle zma­te­ria­li­zo­wa­ła się za ple­ca­mi jego to­wa­rzy­sza. Nie zdą­żył nawet otwo­rzyć ust, gdy na­past­nik za­mach­nął się, a w ciem­no­ściach bły­snę­ła stal. Mocne ude­rze­nie w pierś pra­wie zwa­li­ło go z nóg. Skon­fun­do­wa­ny ro­zej­rzał się za przy­czy­ną zda­rze­nia i pra­wie na­tych­miast od­sko­czył z krzy­kiem na ustach. Głowa kom­pa­na cał­ko­wi­cie od­cię­ta le­ża­ła tuż obok jego stóp, bru­dząc chod­nik po­więk­sza­ją­cą się wciąż ka­łu­żą krwi. Ze stra­chem spoj­rzał na bez­gło­wy kor­pus, nad którym stała wysoka osoba, z obrzydzeniem ocierając długi miecz. Mor­der­ca cof­nął się o krok, lecz w tym mo­men­cie po­stać skie­ro­wa­ła na niego prze­szy­wa­ją­ce spoj­rze­nie. Broń bły­snę­ła zło­wiesz­czo, kiedy wska­za­ła serce męż­czy­zny.

– Na twoim miej­scu bym tego nie robił.– stwier­dził kpią­co Xan­der, wi­dząc do­kład­nie jego plan uciecz­ki.– To tylko bar­dziej mnie zde­ner­wu­je.

Za­bój­ca wstrzy­mał na chwi­lę od­dech i ob­li­zał ner­wo­wo wargi. Chro­nią­cy z za­do­wo­le­niem stwier­dził, że prze­ciw­nik nie ma żad­nych in­nych po­my­słów. Bar­dzo do­brze. Mniej nie­spo­dzia­nek dla niego.

– K-kim je­steś?– za­jąk­nął się mor­der­ca, wpa­tru­jąc się prze­ra­żo­ny­mi nie­bie­ski­mi ocza­mi w na­past­ni­ka– Czego ode mnie chcesz?

Przy­bysz z in­ne­go świa­ta, nie spie­sząc się zbyt­nio z od­po­wie­dzią, z nie­sły­cha­ną pręd­ko­ścią po­ja­wił się przy męż­czyź­nie i chwy­cił go za gar­dło. Mor­der­ca motał się wście­kle, pró­bu­jąc uwol­nić się z że­la­zne­go uści­sku Xan­dra. Ten jed­nak nic sobie nie robił z wy­sił­ków za­bój­cy i pod­niósł go do góry jak szma­cia­ną lalkę.

– Za­cza­ili­ście się na bez­bron­ną dziew­czy­nę i ją za­bi­li­ście.– od­parł Chro­nią­cy z prze­ra­ża­ją­cym spo­ko­jem.– Czego chcę? Uka­ra­nia win­nych… A żeby spra­wie­dli­wo­ści stało się za­dość…

Pod­niósł miecz do gar­dła męż­czy­zny, igno­ru­jąc bła­gal­ne spoj­rze­nie na jego si­nie­ją­cej twa­rzy.  Szyb­kim ru­chem prze­je­chał ostrzem po gar­dle mor­der­cy i wy­pu­ścił go z uści­sku. Czło­wiek bez­wład­nie upadł na zie­mię, roz­pry­sku­jąc wokół wście­kle czer­wo­ne kro­ple krwi. Leżał na brud­nym as­fal­cie wpa­tru­jąc się oskar­ży­ciel­skim, pu­stym wzro­kiem w Xan­dra, gdy kar­ma­zy­no­wa ciecz two­rzy­ła po­więk­sza­ją­cą się ka­łu­żę.

Przy­bysz z in­ne­go świa­ta bez­na­mięt­nie otarł swoją broń i pod­szedł do bez­gło­wych zwłok. Wy­cią­gnął z kurt­ki nie­bosz­czy­ka błysz­czą­cy, długi przed­miot. Pod­szedł­szy do dru­gie­go męż­czy­zny, schy­lił się i wło­żył mu do ręki sprę­ży­no­wiec jego to­wa­rzy­sza.

Od­su­nął się nieco od mar­twych i oce­nił swoje dzie­ło. Już wy­obra­żał sobie teo­rie na temat ich śmier­ci. Kłót­nia, jeden za­bi­ja dru­gie­go i po­peł­nia sa­mo­bój­stwo. Ide­al­nie.

– Spo­czy­waj­cie… W po­ko­ju.– po­wie­dział, opusz­cza­jąc  krwa­wą łaź­nię.

 

***

 

Dłu­go­wło­sa blon­dyn­ka uśmiech­nę­ła się do sie­bie z wy­ra­zem trium­fu na twa­rzy. Wszyst­ko po­szło zgod­nie z pla­nem… A nawet le­piej. Ar­cy­mistrz miał rację. Każ­de­go da się zła­mać.

Prze­szła po­mię­dzy zwło­ka­mi na chod­ni­ku, uni­ka­jąc ja­kiej­kol­wiek stycz­no­ści z za­sy­cha­ją­cą krwią. Za­mknę­ła błę­kit­ne oczy, prze­łą­cza­jąc się na od­czu­cia men­tal­ne. Wy­szu­kaw­szy zna­jo­me myśli, wy­sła­ła de­li­kat­ny im­puls i pra­wie na­tych­miast po­łą­czy­ła się z Ar­cy­mi­strzem.

– Jak po­szło, Annie?- cichy głos męż­czy­zny za­brzmiał echem w jej gło­wie.

– Jest tak, jak mó­wi­łeś. Za­ła­mał się i za­ła­twił ich obu.

– Do­sko­na­le. Teraz mu­si­my tylko zor­ga­ni­zo­wać sto­sow­ne przed­sta­wie­nie.

Zdez­o­rien­to­wa­na Annie zmarsz­czy­ła nieco brwi. Przed­sta­wie­nie? Nie­kie­dy nie po­tra­fi­ła go zro­zu­mieć.

– W jakim sen­sie?

– Chyba nie my­ślisz, że tak od razu do nas do­łą­czy. Naj­pierw po­wiem coś o jego wy­stęp­ku Ra­dzie… Póź­niej pój­dzie jak po maśle.– od­parł Ar­cy­mistrz z wi­docz­ną ucie­chą.– Teraz wra­caj, żeby cię nikt nie za­uwa­żył… To mo­gło­by nieco po­psuć nam szyki.

- Zro­zu­mia­łam. Nie­dłu­go będę w Ka­rith.- od­par­ła blon­dyn­ka i szyb­ko otwar­ła oczy.

Jesz­cze raz ob­rzu­ci­ła wzro­kiem po­bo­jo­wi­sko i za­śmia­ła się sza­leń­czo. Nie do uwie­rze­nia jak łatwo było z do­bre­go Chro­nią­ce­go zro­bić ma­szy­nę do za­bi­ja­nia. Wy­star­czy­ła je­dy­nie mała mo­dy­fi­ka­cja myśli tych ludzi… A ten głu­piec uwie­rzył we wszyst­ko!

Chi­cho­ta­ła sza­leń­czo jesz­cze przez chwi­lę, a echo jej głosu nio­sło się po pu­stych ulicz­kach. Spoj­rza­ła pra­wie z tę­sk­no­tą na wy­ła­nia­ją­cy się zza chmur księ­życ i po chwi­li roz­pły­nę­ła się w mroku nocy, po­wra­ca­jąc do swego świa­ta. 

Koniec

Komentarze

Zupełnie nie moja bajka, w dodatku mam wrażenie, że to chyba fragment czegoś większego. Przeczytałam, ale nie mam pojęcia o co tu chodzi. Kim jest Xander, kim Annie, kim Arcymistrz?

Wykonanie pozostawia wiele do życzenia – fatalna interpunkcja, nadużywanie zaimków, nie zawsze prawidłowo zbudowane zdania, błędny zapis dialogów – to tylko niektóre błędy, utrudniające lekturę. Sporo pracy przed Tobą, White Dragon.

 

Dwa pierwsze akapity opisują coś, czego nie pojmuję – jak w ciemnej klitce pozbawionej światła, pogrążonej we wszechogarniającej ciemności, w której nie można dostrzec niczego, po chwili daje się zauważyć takie szczegóły: połowa przedmiotów jest potłuczona, a połowa połamana, rysy na popękanych szkiełkach fotografii, skorupy wazonu świadczące o jego minionej urodzie, brak wolnego skrawka podłogi, a nawet ciemny cień w rogu pomieszczenia?

 

Xan­der ni­czym nie był po­dob­ny do tych przy­ziem­nych istot. – Co Autorka rozumie przez przyziemne istoty?

 

“Niech sobie robią, co chcą.”– po­my­ślał z roz­draż­nie­niem Xan­der… – Kropka po zamknięciu cudzysłowu; brak spacji przed półpauzą.

Te błędy powtarzają się także w dalszym ciągu opowiadania.

 

Ze­rwał się z miej­sca, pra­wie zrzu­ca­jąc przy tym miecz z fo­te­la. – Wcześniej napisałaś: Po­krę­cił głową i odło­żył broń na znisz­czo­ną sofę. – Jakim sposobem miecz przeniósł się z sofy na fotel? ;-)

 

Wy­szedł na cichą klat­kę scho­do­wą jak w tran­sie. – Dlaczego klatka schodowa była jak w transie? ;-)

Proponuję: Jak w tran­sie, wy­szedł na cichą klat­kę scho­do­wą.

 

Wy­szedł­szy wresz­cie z bu­dyn­ku, przy­by­sza z in­ne­go świa­ta po­wi­ta­ło nieco chłod­ne nocne po­wie­trze. – Czy nocne powietrze naprawdę wyszło z budynku, aby powitać przybysza? ;-)

Proponuję: Wy­szedł­szy wresz­cie z bu­dyn­ku, przy­by­sz z in­ne­go świa­ta po­czuł nieco chłod­ne nocne po­wie­trze.

 

Księ­życ nie­śmia­ło wy­glą­dał zza ciem­nych, bu­rzo­wych chmur, które tłu­mi­ły nieco jego blask. – Jeśli na niebie są burzowe chmury, księżyca raczej nie będzie widać.

 

Parł do przo­du, mi­ja­jąc ko­lej­ne skrzy­żo­wa­nia w opusz­czo­nych ulicz­kach. – Krzyżują się uliczki, w uliczkach nie ma skrzyżowań. Prze się zazwyczaj do przodu, przed siebie.

Proponuję: Biegł, mijając kolejne skrzyżowania opustoszałych uliczek.

 

Zwy­kle do­kład­nie wie­dział jak dzia­łać i gdzie pójść, a wtedy…Zwy­kle do­kład­nie wie­dział jak dzia­łać i dokąd pójść, a wtedy… Lub: Zwy­kle do­kład­nie wie­dział jak dzia­łać i którędy pójść, a wtedy

 

Za swój obo­wią­zek uwa­ża­ła nie po­zo­sta­wia­nie ni­ko­go sa­me­go…Za swój obo­wią­zek uwa­ża­ła niepo­zo­sta­wia­nie ni­ko­go sa­me­go

 

Dziew­czy­na, która dla każ­de­go po­tra­fi­ła zna­leźć czas i roz­ja­śnić dzień tym nie­win­nym uśmie­chem na twa­rzy – Czy uśmiech może pojawić się poza twarzą?

 

In­te­re­so­wa­ło go tylko, żeby oboje mor­der­cy za­pła­ci­li za swój czyn. – Skoro mordercami byli mężczyźni, to obaj.

Oboje, to kobieta i mężczyzna.

Oboje, to także drewniane instrumenty dęte.

 

Teraz oboje w tym sie­dzi­my.– przy­po­mniał drugi męż­czy­zna swo­je­mu kom­pa­no­wi…Teraz obaj w tym sie­dzi­my – przy­po­mniał drugi męż­czy­zna swo­je­mu kom­pa­no­wi

Źle zapisujesz dialogi. Zajrzyj tu: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

Ze stra­chem spoj­rzał na bez­gło­wy kor­pus, nad któ­rym stała wy­so­ka osoba ocie­ra­ją­ca swój długi miecz z obrzy­dze­niem. – Czy osoba ocierałaby cudzy miecz? Dlaczego miecz był z obrzydzeniem. ;-)

Proponuję: Ze stra­chem spoj­rzał na bez­gło­wy kor­pus, nad któ­rym stała wy­so­ka osoba, z obrzy­dze­niem ocie­ra­ją­ca długi miecz.

 

…lecz w tym mo­men­cie po­stać skie­ro­wa­ła na niego swoje prze­szy­wa­ją­ce spoj­rze­nie. – Czy postać mogła skierować na niego cudze spojrzenie?

Może wystarczy: …lecz w tym mo­men­cie po­stać przeszyła go spojrzeniem.

 

Broń bły­snę­ła zło­wiesz­czo, kiedy wska­za­ła na serce męż­czy­zny.Broń bły­snę­ła zło­wiesz­czo, kiedy wska­za­ła serce męż­czy­zny.

 

Za­mknę­ła swoje błę­kit­ne oczy… – Czy mogła zamknąć cudze oczy? ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Widząc tytuł opowiadania miałem pewne obawy, które potwierdziły się, gdy zobaczyłem pierwszy akapit. Według mojej prywatnej teorii dziewięćdziesiąt procent tekstów, które zaczynają się od opisu zjawisk atmosferycznych to kiepskie teksty. Rozumiesz, do czego zmierzam, prawda?

Nie jest dobrze.

Z kwestii technicznych – zaprzyjaźnij się z zasadami interpunkcji i zapisu dialogów. Od tego nie uciekniesz, a im wcześniej się za to weźmiesz, tym szybciej zaczniesz dobrze pisać. W internecie jest mnóstwo poradników na ten temat. Temat jest obszerny, więc ogarnięcie go zajmie ci dużo czasu, ale – jak już wspomniałem – od tego nie uciekniesz. Interpunkcja będzie cię gnębić, dopóki jej nie ujarzmisz. 

Z kwestii stylistycznych nie mam ci wiele do poradzenia. Tu niestety nie ma łatwej drogi. Trzeba czytać i pisać, ćwiczyć aż do bólu palców i głowy. Styl wyrabia się sam, w miarę pracy.

Jeśli chodzi o fabułę, powiem tak – skutecznie mnie zaciekawiłeś, a potem skutecznie zgubiłeś moje zaciekawienie. Na początku (poza nieszczęsnym pierwszym akapitem) zarysowałeś ciekawą koncepcję, a na bazie tej koncepcji powinna zostać zarysowana ciekawa historia. Dlaczego tak się nie dzieje? Dlaczego postanowiłeś zamiast tego uraczyć czytelnika rozwlekłym opisem przemyśleń, które nie dość, że nie są ciekawe, to jeszcze niewiele wnoszą do fabuły, bo większości z tych rzeczy czytelnik sam mógłby się domyślić? Nie wspominając o tym, że dobrze byłoby zamieścić opowiadanie z – powiedzmy – bardziej zamkniętym zakończeniem.

Tyle ode mnie. Chcę tylko, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Jesteś młody, masz prawo popełniać błędy – wiadomo – nikt nie rodzi się geniuszem. Każdy zaczyna od poziomu zero. Grunt to znaleźć w sobie wystarczająco wiele samozaparcia, by doskonalić własne rzemiosło. Pytanie, czy ty znajdziesz go w sobie wystarczająco wiele?

Byle do przodu :) 

RAWR

Dzięki wielkie za wytknięcie błędów. ;) Warto posłuchać słusznej krytyki.

"Świat składa się w jednej połowie z ludzi, którzy mają coś do powiedzenia, lecz nic nie mówią i w drugiej połowie z ludzi, którzy nie mają nic do powiedzenia i wciąż to powtarzają."- R. Frost

Hm. Zastanawia mnie, kto i po co tak zdemolował wnętrze. Xander w przystępie ślepej złości?

Moim zdaniem tylko Anna i Arcymistrz wypadli przekonywająco. Mają konkretny cel, dążą do jego osiągnięcia – Xander natomiast rysuje się jako słabeusz duchowy, który podjął się zadań ponad rzeczywiste siły.

Pomysł ciekawy, zaciekawiłaś mnie światem Xandra. Zgadzam się z przedpiścami, że fajnie byłoby przeczytać, co dalej. Xander dał się całkiem złapać? Czy Annie było ciężko udawać dobrą Samarytankę? Może musiała jakoś widowiskowo odreagować?

O języku pisała już Regulatorzy, dołożę tylko to:

Wyszedłszy wreszcie z budynku, przybysza z innego świata powitało nieco chłodne nocne powietrze.

W zdaniach tego typu nie wolno zmieniać podmiotu, bo wychodzi, że to powietrze wyszło z budynku.

Wydaje mi się, że księżyc nie ma szans, żeby przebić się przez burzowe chmury, nawet słońce ma z tym spory problem.

Xander trzymał bandytę za to samo gardło, które za chwilę podciął mieczem? Nie wspomniałaś, że puścił… Trochę niewygodne, ale chyba możliwe. ;-)

Babska logika rządzi!

Dzięki za wszystkie poprawki. Postaram się je wcielić… Jak przyjdzie mi jakiś pomysł. Chodziło mi o to, żeby na początek mieć jakiś punt zaczepienia i później wiedzieć, co trzeba poprawić. :)

"Świat składa się w jednej połowie z ludzi, którzy mają coś do powiedzenia, lecz nic nie mówią i w drugiej połowie z ludzi, którzy nie mają nic do powiedzenia i wciąż to powtarzają."- R. Frost

Możesz również edytować ten tekst. Będziemy mieli wrażenie, że nasze uwagi się przydają. :-)

Babska logika rządzi!

Dobra. Poprawione… na tyle na ile potrafiłam. ;)

 

"Świat składa się w jednej połowie z ludzi, którzy mają coś do powiedzenia, lecz nic nie mówią i w drugiej połowie z ludzi, którzy nie mają nic do powiedzenia i wciąż to powtarzają."- R. Frost

Nowa Fantastyka