- Opowiadanie: Rosa - Ygdrasil roz. 1

Ygdrasil roz. 1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ygdrasil roz. 1

Morze było niespokojne, spienione, ciężkie fale obmywały brzeg zatoki. Statki w porcie kołysały się miarowo, nieudolnie zwinięte żagle łopotały na wietrze. Ciężkie krople zimnego deszczu obmywały portowe uliczki. Sczerniały już nieco szyld karczmy skrzypiał targany coraz silniejszymi podmuchami.

Miało się na burzę.

Pozamykano wszystkie okiennice tawerny, w której było teraz duszno i siwo od gęstego dymu. Smród niemytych ciał marynarzy mieszał się z zapachem piwa.

– Hej, szynkwas! Piwa! – zawył któryś z gości. Reszta podchwyciwszy poczęła wykrzykiwać ponaglenia i Larkan, sarkając pod nosem zmuszony był podać majtkom następne szklanki złocistego trunku. Nie bał się o brak zapłaty, wiedział, że ludzie goszczący dziś w jego karczmie nie są biednymi żeglarzami. Obawiał się raczej zarzyganych ław i bójek, które mogłyby prowadzić do brutalnego mordu…

Na co dzień to Finnegan, jego młody pomocnik użerał się z klientelą, lecz… cóż, czasami i jemu należał się dzień wolnego. Dlatego dziś to Larkan stał za szynkiem.

– Też sobie wymyślił, smarkacz jeden. – mruczał pod nosem. – Akurat w taki dzień! Nie dość, że będzie burza to jeszcze takie zbóje w mojej tawernie… Piraci, jak nic! Tylko patrzeć, aż się upiją, strzeli coś do głowy jednemu i drugiemu i zwada gotowa…

Wtem drzwi do karczmy otwarły się niespodziewanie i nie byłoby to nic dziwnego, gdyby wiatr nie targnął nimi gwałtownie, uderzając z impetem o ścianę. W tym samym momencie pierwsze grzmoty zaczęły burzyć spokój nieba.

Larkan zaklął pod nosem widząc długi podróżny płaszcz przybyłego, ciężkie skórzane buty i twarz skrytą pod kapturem. Ociekająca wodą postać wybrała najciemniejszy i najodleglejszy kąt pomieszczenia. Usiadła ciężko na zydlu, a kiedy odrzuciła kaptur Larkan o mało nie wybuchnął śmiechem.

Sharin! Nie poznał jej! Zwyczajnie jej nie poznał!

Podszedł do dziewczyny, z dzbankiem najlepszego grzanego piwa z korzeniami i miodem, i półmiskiem wybornego mięsa. Sharin uśmiechnęła się na jego widok.

– Larkanie! – zawołała. – Jak dobrze… Nawet sobie nie wyobrażasz, jaka jestem zmarznięta i głodna.

– Dziecko, jesteś cała przemoczona! Chodź szybko na górę.

– A goście? – zapytała wstając niepewnie.

– Posługaczki poradzą sobie, zaraz tu wrócę. No chodź, chodź.

Poprowadził ją schodami do góry i dalej wzdłuż wąskiego korytarza, wprost do swojego pokoju. Była to obszerna izba, wcale nie skromnie urządzona. Ogień tańczył w kominku, którego nie sposób doszukać się w innych pokojach karczmy, duże wygodne łóżko było starannie zasłane, piękne kotary i makaty zdobiły ściany. Sharin ściągnęła przemoczony płaszcz i rzuciła go na krzesło. Larkan postawił jedzenie na stole, po czym przywlókł z kąta izby obszerną skrzynie.

– Nie poznałem cię w tym okropnym płaszczu. Wyglądałaś co najmniej groźnie. Sam już nie wiem… – urwał patrząc w zamyśleniu jak dziewczyna odpina pas ze sztyletem i kładzie go na łóżku.

– Larkanie, starzejesz się! – zaśmiała się. – Czyżbyś zapomniał już, komu zawdzięczam to wszystko? Chyba nie żałujesz, że uczyłeś mnie strzelać z łuku, walczyć mieczem..? Kraść. – dobitnie zaakcentowała ostatnie słowo, patrząc jak zmienia się twarz mężczyzny. Znała go tak długo… A jednak wciąż nie mogła do końca odgadnąć, co właściwie myśli.

– Kradzież nie jest dobrym sposobem na zarobek, Sharin. – rzekł dosadnie.

– I kto to mówi? – prychnęła. Larkan machnął z rezygnacją ręką, po czym skierował się w stronę drzwi.

– Przebierz się, zjedz coś i chodź na dół. Sądzę, że w taką pogodę nie będziesz wracała do domu.

Dziewczyna przebrała się rzeczywiście, po czym usiadła przy stole skubiąc mięso i popijając piwem.

Wiele, wiele razy bywała w tym pokoju, a jednak… Za każdym razem, gdy zostawała tutaj sama czuła się dziwnie obco. Było to miejsce zupełnie odmienne od reszty karczmy, inne niż cały Lifean. Patrzyła na suknie w skrzyni, na ciężkie makaty zdobiące ściany, na kunsztowny kominek i wielkie łoże o rzeźbionym zagłówku. Były to rzeczy niezwykle drogie, tutaj po prostu niespotykane. Nigdy nie udało jej się dowiedzieć skąd Larkan tak naprawdę ma to wszystko.

Bo poza tym, że był właścicielem niezłej tawerny był też bogatym człowiekiem, to oczywiste. Karczma nie mogła przynosić aż takich zysków, wiedziała o tym. Wiedziała również, że skądkolwiek ma pieniądze nie są to pieniądze do końca uczciwe. Drobne zabójstwa, kradzieże, szantaże?

Nie miała pojęcia.

Larkan nigdy nie zdradził jej swoich tajemnic, mimo że byli przyjaciółmi. Chociaż… przyjaźń nie jest to do końca dobre słowo. Larkan był dla Sharin bardziej jak nauczyciel, jak dobry opiekun. Gdy była jeszcze małą dziewczynką przychodził często do domu jej matki, uczył ją czytać i pisać, później także liczyć. Dużo jeździli konno, co Sharin bardzo pokochała. Razem strzelali z łuku, strugali prowizoryczne drewniane miecze, którymi potem uczył dziewczynę fechtunku. A później… nauczył ją kraść. Była to raczej forma zabawy, o tyle niewinnej o ile niewielkie były przywłaszczane sumy. Ale jednak… Dzisiaj dwa miedziaki, jutro pięć srebrnych, a za rok, kto wie, może i cała sakiewka wypełniona złotem?

Sharin dobrze wiedziała, że nie powinna tego robić jednak czasami pokusa okazywała się silniejsza niż poczucie uczciwości.

Z zamyślenia wyrwał ją Larkan, wchodzący do pokoju.

– Finnegan wrócił. – wyjaśnił, uprzedzając pytanie. – Możemy więc spokojnie porozmawiać. Bo sądzę, że nie przyjechałaś tutaj jedynie, aby zobaczyć moją pomarszczoną twarz.

– Larkanie, Ty, zgorzkniały? Chyba się przesłyszałam. – uśmiechnęła się krzywo.

Mężczyzna puścił tę uwagę mimo uszu.

– Powiedz mi lepiej, dlaczego tak długo cię nie było i co cie do mnie sprowadza.

Dziewczyna westchnęła.

– Wracam z Almoveru, matka znów potrzebuje lekarstw. W Lifeanie nie można ich dostać, niestety w Almoverze również…

Larkan wyraźnie się zmartwił.

– Coś poważnego?

– Oh, nie wiem. Matka ostatnio coraz gorzej się czuję… – skrzywiła się. – Do tego brakuje nam pieniędzy, wynajem pokojów kupcom nie przynosi już takich zysków jak niegdyś.

– Sharin wiesz, że ja zawsze mogę wam pomóc. Nie ma problemu, jeśli chodzi o pieniądze.

– Daj spokój! Matka nigdy nie zgodzi się przyjąć żadnych pieniędzy. – żachnęła się Sharin. – Ale jest jeszcze coś…

Urwała. Larkan spojrzał na nią podejrzliwie.

– O co chodzi? – zapytał.

Sharin wstała i zaczęła krążyć po pokoju. W końcu podeszła do okna i wyjrzała na oświetloną ulicę Lifeanu. Deszcz lał strumieniami, jednak najgorsza burza już minęła. Widziała jeszcze błyskawice przecinające niebo, grzmotów jednak nie było już słychać.

– Sharin – niecierpliwił się mężczyzna. Dziewczyna odwróciła się do niego i spojrzała mu prosto w oczy.

– Jestem już dorosła. – zaczęła powoli. – I chcę wiedzieć. Nie po to, żeby oceniać, osądzać. Larkanie, ja po prostu chce wiedzieć! Muszę! Nawet jeśli…

Urwała.

Larkan odstawił powoli kufel z piwem, po czym wstał i podszedł do dziewczyny. Nie zasko­czyła go.

– Dziecko, już o tym rozmawialiśmy. Wiesz przecież, że ja… Sharin, ja nie wiem. Po prostu nie wiem. Musisz porozmawiać z Rinellą.

– Larkanie, ale przecież, że to nie ma sensu! Tyle razy pytałam, prosiłam, próbowałam… Ale nie, ona jest uparta, zawsze, gdy za­czynam temat wychodzi, albo udaje, że nie słyszy. Czasem powie, że nie chce o tym rozmawiać i na tym wszystko się kończy! I co ja mam myśleć w takiej sytuacji?! Przecież…

– Widocznie ma ku temu powody. – mruknął mężczyzna.

– Powody. – skrzywiła się dziewczyna. – Czasami myślę, że znam te jej… powody…

– Sharin nie mów tak. – rzekł ostro.

Oparła ręce na obramowaniu okna zwieszając głowę z rezygnacją. Za wszelka cenę nie chciała w to wierzyć, a jednak…

– Larkanie… kto był moim ojcem?

Mężczyzna westchnął ciężko i pokręcił głową.

Nie mógł wyjawić prawdy.

Koniec

Komentarze

Znakomity tekst, chyba najlepszy, jaki do tej pory przeczytałam na tej stronie. Świetne opisy, bezbłędny i w dodatku prawdziwie literacki (a nie szkolno-potoczny) język, jednym słowem - gratulacje. Jedna malutka uwaga: czy "Hej, szynkwas" jest użyte celowo (jako przenośnia czy żart?). Bo o ile mi wiadomo, "szynkwas" to kontuar... Chociaż w sumie marynarz mógłby tak zawołać, na zasadzie takiej, jak powiedzmy "Hej, rufa, rzućcie tu jakąś linę".

Niestety nie zgodzę się z Achiką, że to najlepsz tekst na tej stronie, ale rzeczywiście dobrze napisany. Fantastyka przejawia się tu w zasadzie w nazwach miejscowości, a fabuła brnie ku pytaniu: kto jest moim ojcem? Chyba trochę za mało jak na wyrazy zachwytu.

Achika pisze wyraźnie, że najlepszy, jaki czytała. :) :)  Trudno na pewno przeczytać wszystko i to nie tylko dlatego, że tak dużo tego :D

zgodzę się z domkiem. poza tym tekst jest niewyczyszczony, nie za dobrze się go czyta.

Mało w tym fantastyki, czyta się przyjemnie ale czegoś brak, końcówka zawodzi. W sumie tak na 4.

Mi czytało się bardzo przyjemnie :) Niczego nie brakuje dla zwykłego czytalnika, takiego jak ja ^^
Jestem zachwycony młodą pisarką :>

Za wszelka cenę nie chciała w to wierzyć, (...).
(...) pieniądze do końca uczciwe.
Hmmm...

Nowa Fantastyka