- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Po tamtej stronie

Po tamtej stronie

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Po tamtej stronie

R1

Marcin wstał. Zbliżywszy się do okna obserwował starego mężczyznę, który odśnieżał ulicę. Dostrzegł też bożonarodzeniową wystawę w sklepie obuwniczym. Człowieka przebranego za świętego Mikołaja rozdającego ulotki przechodnią. Ulicznych sprzedawców  handlującymi ozdobami choinkowymi. Obok nich stała młoda kobieta, która sprzedawała gazety. Samochód dostawczy zatrzymał się na wprost piekarni. Dwóch policjantów wręczyło mandat pijakowi , który spożywał tani napój alkoholowy. Obok nich przechodzili ludzie z torbami zakupów. Z miejskich głośników wydobywały się piosenki bezpośrednio nawiązujące do świąt Bożego Narodzenia. Zaś drzewa przystrojone zostały w kolorowe lampki, które potęgowały świąteczny nastrój panujący na ulicy. Z okna Marcina dostrzec też można szkolne boisko na którym gromada dzieci obrzucała się śnieżkami. Stał tam też bałwan ulepiony z trzech dużych kul śnieżnych. Ręce miał z patyków, nos z marchwi ,a oczy i usta z drobnych kamyczków. Na głowę nałożony miał dziurawy garnek. Obok niego stal drewniany karnisz na którym przesiadywała gromada ptaków.

Marcin odszedł od okna. Poszedł do łazienki. Rozebrał się i wszedł pod prysznic. Odkręcił wodę. W mokre ciało wcierał mydło, które pieniło się na jego skórze. Po paru sekundach strumień ciepłej wody zmył pianę z jego ciała. Marcin zakręcił kurek z wodą i opuścił kabinę prysznicową. 

Znalazł się w kuchni. Mężczyzna zapalił kuchenkę gazową i położył na niej czajnik wypełniony  woda. Następnie włączył radio. Stacja radiowa nadawała melancholiczną piosenkę z okresu pierwszej wojny światowej. Wprawiała ona w nastrój przygnębienia , senności i otępienia. Tymczasem Marcin wsypał do kubka dwie łyżeczki kawy i jedną cukru. Ukroił też pięć kromek chleba Posmarował je margarynom i położył na nie plasterki sera. Kanapki ułożył na talerzu. Strumieni pary wydobywał się z czajnika. Marcin zakręcił kurek z gazem i zalał wrzątkiem kawę. Po chwili rozsiadł się na taborecie i rozpoczął spożywać śniadanie. Po spożytym posiłku mężczyzna podszedł do radia i zmienił stacje radiową. Po chwili mocne rytmy hardcorowe ogarnęły pomieszczenie. Marcin przyszykował sobie jeszcze cztery kanapki. Zapakował je w papier śniadaniowy i włożył  w zrywkę. Potem wrócił się do łazienki. W której umył zęby, ogolił się i w perfumował  dezodorantem. Po kwadransie znalazł się z powrotem w sypialni. Ubrał się w czerwone bokserki, czarne skarpetki ,białą koszule ,oraz czarny garnitur i brązowy krawat.  Do skórzanej teczki włożył służbowy laptop, kilka teczek z dokumentami , śniadanie z małym słoikiem wypełniony cukrem i herbatę. Marcin na łożył na siebie płaszcz, wyłączył radio i opuścił swoje mieszkanie.

Schodząc po klatce schodowej minął listonosza. Przywitał się z sąsiadem, był to starszy mężczyzna opierający się o lasce. Na pierwszym pietrze dostrzegł obściskującą się parę w progu mieszkania. Zaś na parterze chłopca czternastoletniego ,który właśnie wychodził do szkoły. Gdy  opuścił blok udał się na parking. Płatki śniegu padały na ziemię, przysypując odśnieżoną ulice. Marcin posiadał niebieską skodę zakupioną dwa lata temu w pobliskim salonie. Zbliżywszy się do niej usunął śnieg z karoseryj i szyb. Potem  odpalił auto i rozpoczął zeskrobywać lud z szyb. Po skończonej czynność zamknął się we wewnątrz samochodu. Odetchnął przez chwilę, zapiął pasy i przełożywszy teczkę z przedniego na tylne siedzenie. Pojechał do pracy.

R2

Marcin wszedł do  biura.  Teczkę położył na stolę ,a płaszcz  powiesił na wieszaku. Usiadł za biurkiem. Jego pierwszą czynnością jaką wykonał  było włączenie komputera. Potem wyciągnął z szuflady plik dokumentów. Chwycił długopis i rozpoczął je wypełniać. Najpierw wypełniły drugi z urzędu skarbowego. Następnie przejrzał faktury i uzupełnił podatkową księgę przychodów i rozchodów. Przejrzał też listy pracownicze i wyliczył na komputerze wypłatę pracownikom. Wydrukował też kilka świadectw i certyfikatów.  Zapoznał się z treścią pewnego biznes planu i podania.

Dźwięk wydobywający się z telefonu przerwał Marcinowi pracę. Mężczyzna podniósł słuchawkę

 Marcin przyszedł byś szybko do mojego biura bo mam dla ciebie pilną robotę– powiedziała szefowa.

 Za ras tam przyjdę– odpowiedział Marcin odkładając słuchawkę.

Marcin opuścił swoje biuro. Szedł korytarzem pomalowanym na jasnoniebieski kolor. Mijał pokoje znajdujące się po obu stronach korytarza. Na kolportażu wystawione zostało ksero ,z którego korzystała pewna młoda kobieta ,oraz zepsuty automat do kawy. Na końcu tego korytarzu znajdowała się klatka schodowa i winda. Do której wszedł Marcin. W kabinie oprócz niego znajdowała się zgrabna blondynka w wieku dwudziestu czterech lat. Ubrana była w mini spódniczkę ,białą koszulę i czarną marynarkę. Na nogi założyła żółte rajstopy i czarne buty z opasem. Kobieta o puściła kabinę na ósmym pietrze. Na jej miejsce weszła pani w średnim wieku. Urbana była w szary żakiet. Paznokcie pomalowała na czerwony kolor. Na palcu nosiła złotą obrączkę. Włosy zafarbowała na rudy kolor. Winda zatrzymała się na dwunastym pietrze. Po chwili drzwi się otwarły i do kabiny wszedł stary mężczyzna w wieku sześćdziesięciu może siedemdziesięciu lat. Nosił na sobie markowy garnitur oraz drogi zegarek. Głośno rozmawiał przez telefon.

Marcin opuścił windę na osiemnastym piętrzę. Spoglądał na zegar zawieszony tuż nad biurem szefowej. W pomieszczeniu postawione były stoiska komputerowe przy których zasiadali pracownicy. Dostrzegł też  stół obok umywalki. Na którym znajdował się czajnik elektryczny. Taca ze szklankami. Trzy słoiki wypełnione kawą, cukrem i herbatą. Marcin podszedł do drzwi biura szefowej. Zapukał w nie następnie otworzył drzwi i wszedł do środka zamykając po sobie drzwi.

 Słuchaj –  mówiła szefowa nerwowo krążąc wokół biurka. Miła trzydzieści cztery lata. Była rozwódką samotnie wychowuję córkę. Z wyglądu nie jest atrakcyjną osobą jest gruba ma krótkie włosy szpiczasty nos i wystające zęby. Posiada mocno piskliwy głos –  przed chwilą dzwonili do mnie z Warszawy. Jutro ma tu przyjechać kontrola. Czy wypełniłeś potrzebną dokumentację ?

 Nie –  odpowiedział Marcin.

 Na jutro masz ją uzupełnić.

 Szefowo ,ale ja się z tym nie wyrobię.

 Mnie to nie interesuje. Choć byś miał do rana tu siedzieć ,masz to uzupełnić. Rozumiesz!

Z mimiki twarzy szefowej można w tej chwili od czytać stanowczość i zdenerwowanie wymierzone w twarz Marcin.

 Po staram się to zrobić szefowo.

 Ty masz to zrobić a nie postarać się !

 Tak jest szefowo –  odpowiedział Marcin opuszczając biuro.

 

Jest godzina szesnasta. Marcin popijając kawę obserwował pracowników opuszczających pomieszczenie. Najpierw wyszedł rudowłosy mężczyzna, po nim młoda kobieta ,po ten kolejna osoba przeszła przez  próg windy i kolejna, kolejna , kolejna i jeszcze kolejna. Aż w końcu drzwi windy się zamknęły. 

Do Marcina podszedł pewien mężczyzna ubrany w tani garnitur. Mężczyzna umył kubek ,z którego pił kawę. Potem położył go na blacie zerknął w oczy Marcina i rzekł. 

 Wylej tą kawę bo jest już fajrant. W domu się na pijesz.

 Ja zostaję bo mam robotę – odpowiedział Marcin.

 A jutro nie możesz dokończyć ?

 Szefowa kazała dzisiaj to zrobić  – odpowiedział Marcin.

 Aha –  rzekł mężczyzna odwracając się w stronę windy, która okupowana była przez trzech pracowników. Czekali aż drzwi do kabiny wreszcie się odtworzą.

 Ap ropo –  powiedział mężczyzna z powrotem kierują swój wzrok na Marcina –  jak się czuje twoja mama. Wyzdrowiała już ?

 Jeszcze nie, ale opuściła wczoraj szpital. Lekarze mówili że wciągu dwóch, trzech tygodni powinna wyzdrowieć.

 Co robisz w ten weekend ? Zapytał Marcin

 Jadę z żoną i dziećmi odwiedzić siostrę. Przyjadę dopiero w niedzielę wieczorem. A co chciałbyś się na pić –  powiedział mężczyzna.

 Czasami trzeba odejść od rzeczywistości –  dodał Marcin.

 To morze na następny weekend. A akurat Majka wyjeżdża w delegacje dzieci się za wiezie do dziadków  i bez żadnych przeszkód spokojnie mogę się napić.

 To mówisz że za dwa tygodnie pijemy– przerwał Marcin.

 Tak, ale pogadamy o tym jutro bo muszę już lecieć ,spieszy mi się. Żegnaj –  powiedział mężczyzna odchodząc od niego.

 Na razie –  odpowiedział Marcin spoglądając jak kolega w biega do przepełnionej windy.

Marcin wziął łyk kawy. Podszedł do okna. Obserwował nocne niebo przysłonięte chmurami, z których padał śnieg. Zerknął też na miasto. Z sześćdziesięciu metrów wysokości przypominało galaktykę zawieszoną w prużyć kosmicznej. Marcin odszedł od okna. Spojrzał na zegar, który wykazywał godzinę siedemnastą. Dostrzegł też sprzątaczkę, wyłaniającą się z windy. Kobieta ciągła za sobą metalowy wózek na którym znajdowały się wiadra wypełnione gorącą wodą, szczotki i mopy. Oraz plastikowe butelki wypełnione środkami czyszczącymi. Sprzątaczka najpierw odkręciła jedną z plastikowych butelek i wylała jej zawartość do wiadra z wodą. Potem mopem wymieszała wiadro i rozpoczęła myć podłogę. Marcin wziął łyk kawy. Następnie umył kubek i położył go na blacie i powrócił do swojego biurka.

R3

Marcin  przejrzawszy dokładnie dokumentacje z tamtego miesiąca. Sporządził raport na komputerze. Potem kliknął myszką w opcje zapisz i w opcje drukuj. Drukarka wydrukowała pięć egzemplarzy tego raportu. Marcin położył egzemplarze na biurku i uważnie je czytał. Wyszukując wszelakich błędów lub nieścisłości. Po zakończonej czynność, mężczyzna podpisał dokumenty i podbił je pieczątką. Na koniec w łożył raport do koszulki, zaś koszulkę do segregatora. Segregator umieścił na półce Z półki  wyciągnął brązową papierową teczkę. Gdy ją otworzył stos dokumentów rozsypał się na podłogę. Marcin podniósł z podłogi pismo urzędowe. Przeglądając papiery znalazł niewypełniony druk. Chwycił długopis i rozpoczął go wypełniać. Gdy skończył telefon komórkowy rozpoczął dzwonić. Marcin wstał podszedł do marynarki, zawieszonej na wieszaku, który znajdował się tuż  przy drzwiach. Mężczyzna wyciągnął telefon z kieszeni. Była to Nokia z ekranem dotykowym. Jako dzwonek ustawił znany przebój bitelsów. Marcin chociaż miał trzydzieści lat nie przepadał za współczesną muzyką. Wolał utwory z okresu lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych, lubił też klasykę. Wyświetlacz pokazywał że dzwoni do niego matka. Marcin wybrał opcje odbierz i przyłożył aparat do ucha.

 Halo –  powiedział Marcin.

Z telefonu dobiegał odgłos głośnego sapania z którego wychodziły pojedyncze niezrozumiałe słowa.

 Mamo to ty jesteś tam ? Zapytał Marcin.

 Tak –  odpowiedziała staruszka ledwo słyszalnym głosem –  synku –  dodała  wkładają wypowiedzenie tego słowa mnóstwa wysiłku.

 Mamo co ci jest ! Krzyczał Marcin .

Nastała cisza trwająca parę sekund, lecz dla Marcina była to wieczność. Twarz Marcina stała się blada jak śnieg. Jego źrenice maksymalnie się rozszerzyły. Serce waliło mu jak młot. Oddech miał szybki i głęboki. Uczucie jakie nim zawładnęło to strach.

 Synku pomocy umieram –  powiedziała staruszka wkładając w to zadanie ostatnie swoje siły.

Potem połączenie zostało zerwane.

Marcin na natychmiast wybiegł z biura. Biegnąc korytarzem włożył telefon do kieszeni. Potem założył na siebie marynarkę i płaszcz. Na koniec wyjął z kieszeni kluczki do samochodu. Dobiegłszy do windy, uderzył ręką w przycisk. Czekał krążąc po pomieszczeniu nerwowo przekładał klucze miedzy palcami. Marcin nie myślał w tej chwili nie potrafił. Zawładnęła nim adrenalina. Jednak na moment zdołał opanować emocje. Zastanawiał się teraz czy dzwonić na policje ,czy na pogotowie. Do głowy przyszła mu myśl skontaktowania się ze strażą pożarną. Mężczyzna z trudem przypomniał sobie rozmowę z mamą. Analizował przebieg rozmowy. Postanowił wezwać pogotowie. Gdy chciał sięgnąć po telefon ,drzwi windy otwarły się. Marcin wskoczył do windy i energicznym ruchem ręki wcisnął guzik -1. Zaraz po ten drzwi windy z powrotem się zamknęły, a winda z jechała na dół.  Marcin wpatrywał się w drzwi windy, jak by był zahipnotyzowany. Winda zjechała z patera i zatrzymała się na parkingu. Marcin wyskoczył z windy. Biegł ze wszystkich sił na drugi koniec parkingu. Miną sektor B,C,D w końcu dostrzegł swoje auto. Mężczyzna biegnąc wycelował kluczami w auto i wyłączył alarm. Marcin dobiegłszy do auta otworzyła drzwi i zamknął się wnętrzu samochodu Potem włożył kluczyki do stacyjki i przekręcił je. Po chwili samochód Marcina ruszyła z piskiem opon.

 

R4

Marcin poruszał się ruchliwą ulicą, zawrotną prędkością. Wyprzedzał jadące przednim samochody. Z okna jego samochodu, można było dostrzec ratusz oświetlony reflektorami. Posiadał szpiczastą wieżę na której znajdował się zegar wskazujący godzinę dziesiątą. Minął też zabytkową kamienicę. Szesnastowieczny rynek miejski wtopiony w tło nowoczesnej aglomeracji. Dostrzegł też gotycką katedrę i pozostałości murów miejskich.

Marcin wjechał na autostradę i po kwadransie wyjechał z miasta. Rozpędził swój samochód do setki. Autostrada przecinała bezkresne pola i łąki. Oświetlone przez blask księżyca. Marcin wyjął z kieszeni telefon i zadzwonił do matki. Włączyła się automatyczna sekretarka. Marcin rzucił telefonem o siedzenie, lecz od razu go podniósł. Wystukał numer pogotowia ratunkowego i wcisnął klawisz połącz. Po chwili odezwał się dyspozytor.

 Pogodowie ratunkowe w czym mogę pomóc.

 Proszę jak najszybciej wysłać karetkę na Złotą 15 –  powiedział Marcin.

 Dobrze proszę pana ale najpierw musi mi pan podać swoje dane osobowe –  powiedział dyspozytor.

 Nazywam się Marcin Barkowski. Mieszkam na ulicy Krzemowskiej 25 numer mieszkania 10.

 Do kogo mam wysłać karetkę ? Zapytał dyspozytor.

 Do Haliny Barkowskiej mieszka na ulicy Złotej 15. Proszę się spieszyć bo jest bardzo ciężkim w stanie.

W tym momencie połączenie zostało przerwane. Marcin spoglądał w wyświetlacz telefonu, który pokazywał napis. Brak zasięgu. Mężczyzna  rzucił telefon na siedzenie. Spojrzał w przednią szybę. Zobaczył metalową barierkę za którą była przepaści. Marcin odruchowo wcisnął hamulec. Jego samochód z piskiem opon rozpoczął hamować poruszając się w stronę barierki. Samochód Marcina przebił się przez barierkę i spadł do rzeki. W bił się w pokrywę lodową i zarazem ją przebił. Marcin stracił przytomność. Jego głowa opierała się o poduszkę powietrzną, z której powoli uciekało powietrze. Tymczasem do wnętrza samochodu wdarła się lodowata woda.

Marcin energicznym ruchem wyprostował swoje ciało. Serce waliło z pełną siłą, a zarazem bolało go jakby było przebite nożem. Silne skurcze ogarnęły jego ciało. Zaś lodowate zimno wywołało szok. Tymczasem woda zalewała wnętrze samochodu podchodząc pod kierownicę. Marcin przyciskał dłonie do serca głośno sapiąc i krzywiąc się z bólu. Woda podnosiła się na wysokość klatki piersiowej. W tym momencie puściły Marcina skurcze. Ból serca osłab. Gdy mężczyzna odzyskał świadomość ,woda sięgała mu do ust. Marcin odpiął pasy bezpieczeństwa. Wziął głęboki wdech i zanurzył głowę w lodowatej wodzie. Silnym kopnięciem wybił boczną szybę w przodzie samochodu i wydostał się z auta. Przez chwilę spoglądał na swoje auto pogrążające się w rzecznych głębinach. Z każdą sekundą pojazd oddalał się od niego pędząc na same dno , aż w końcu z nikł mu z oczu. Marcin wypłyną na powierzchnie. Wziął kilka głębokich wdechów i wydechów. Podpłynął pod pokrywę lodową. Ustawił się do niej bokiem. Chwycił lód z dwóch stron prawą nogę położył na lodzie. Turlając  wdarł się na pokrywę lodową. Powstał i biegł. Zmęczenie zabierało mu siły, zaś korka spowodowała ból w klatce piersiowej. On biegł w stronę brzegu najszybciej jak tylko potrafił ,lecz potęgujące się zmęczenie spowalniało ten bieg. W końcu zatrzymał się. Pokrywa lodowa pękła pod ciężarem jego ciała i z powrotem Marcin wpadł do wody. Najpierw z powrotem próbował w drapać się na lód. Na próżno ,ręce zjeżdżały ze śliskiej powierzchni pokrywy lodowej. Spróbował z drugiej strony i nic. W końcu dostrzegł trochę wolnej przestrzeni nie skutej lodem będąca tuż nad brzegiem. Marcin wziął głęboki wdech i zanurkował. Płynął pod lodem w stronę wyznaczonego celu, który z każdą sekundą się przybliżał. Lodowata woda osłabiała jego wzrok wywołując nieprzyjemny nacisk na jego oczach. Organizm Marcina domagał się  nowej porcji tlenu. Z trudem panował nad swoim ciałem domagające się na tych miast tlenu. Zaczął od czuwać zawroty głowy. Czuł że zaraz straci przytomność. Cel był już na wyciągniecie ręki, gdy zaczął tracić wzrok. Jeszcze kilka machnięć rękami i nogami i był już nad celem. Oszołomiony wynurzył się z wody. Wziął kilka głębokich wdechów i wydechów i po chwili jego zmysły wróciły do normy. Wyszedł na brzeg i padł. Zimny wiatr owiewał jego przemarznięte ciało, zaś jego przemoknięte ubranie pod wpływem zimna stało się twarde niczym stal. Marcin zaczął za sypiać. Znajdował się w stanie miedzy snem ,a jawą. Zimno przestało być dla niego tak bardzo dokuczliwe. Po ten w ogóle go nie odczuwał wręcz było mu ciepło. Wtedy zaczął przychodzić sen. W jego głowie pojawiły się bajkowe postacie ,mówiące śmiesznym głosem. Na chwile otworzył lewe oko. Zobaczył autostradę ,przez którą  przejeżdża sznur samochodów. Zamknął je i wtedy zobaczył twarz swojej matki. Powstał. W biegł na autostradę z oddali dostrzegł stacje benzynową. Zaczął biec w jej kierunku. Z braku sił bieg przypominał spacer. Marcina wyprzedził tir ,potem trzy auta osobowe, cysterna i autokar. Autostrada opustoszała. Ciemne chmura zasłoniła księżyc. Nastał mrok. Do uszów Marcina dochodziły szczekania psów przebywających w okolicznych wioskach. Marcin przewrócił się, lecz szybko wstał i biegł dalej. Stacja benzynowa do której zmierzał Marcin była jedynym oświetlonym punktem na tym odcinku autostrady. Silny wiatr rozwiał olbrzymią chmurę zasłaniającą księżyc. Mrok utracił swoją siłę. Marcin w biegł na środek jezdni. Biegnąc ukosem dotarł do metalowej barierki. Przeskoczył ją i znalazł się na przeciwległym pasie. Odsapnął prze chwilę. Stacja benzynowa była po drugiej stronie jezdni. Marcin wyprostował się i zaczął biec dalej. Gdy znalazł się na środku jezdni czarne BMW jadące zawrotną prędkością oślepiło Marcina swoimi światłami. Marcin stanął gdy próbował się obrócić, rozpędzony samochód uderzył w Marcina. Odrzucił go na kilka metrów od miejsca wypadku. Kierowca BMW zatrzymał się z piskiem opon. Wyskoczył z auta  zaczął biec w stronę Marcina, który wylądował na hałdzie śniegu daleko od jezdni. Marcin leżał na plecach nie ruszał się z ust ciekła krew. Miał rozdartą nogawkę ,a jego nogę ogarnął ogromny siniak. Nie oddychał. Puls nie był odczuwalny. Bicie serca ustało. Oczy stały się szkliste. Po chwili dobiegł do niego kierowca. Ogarnęło go przerażenie zaistniałą sytuacją. W pierwszej kolejności wezwał pogotowie. Potem próbował reanimować poszkodowanego. Było to na próżno bo Marcin był już martwy. 

 

 R5 

Dusza Marcina unosiła się nad swoim ciałem. Obserwowała jak zrozpaczony kierowca próbował przywrócić go do życia. Karetka pogotowia przyjechała na miejsce wypadku. Wybiegło z niej dwóch sanitariuszy i lekarz. Niebieskie światło wydobywające się z koguta karetki oświetlało miejsce wypadku. Gdy ratownicy reanimowali Marcina, przyjechał radiowóz policyjny. W tym momencie dusza Marcina zaczęła znosić się w powietrze. Obserwował stacje benzynową z lotu ptaka, która stawała się coraz mniejsza w miarę nabierania wysokości. W końcu pomniejszyła się do wielkość pudełka od zapałek. Z tej wysokości widoczne były pobliskie wioski oświetlone przez uliczne latarnie. Sznur samochodów pędzących po autostradzie. Dusza Marcina wznosiła się coraz wyżej, aż w końcu był ogarnąć wzrokiem miasto ,w którym mieszkał. Przypominało kleksa świecącego przeróżnymi kolorami. Wydobywające się z ulicznych latarni, wystaw sklepowych ,bilbordów, z okien biurowców, oraz bloków mieszkalnych. Z tej wysokości wyglądały jak świecące kropki. Dające przeróżne światło. Przeleciał prze chmurę dostrzegł też samolot pasażerski lecący w jego stronę. Wtedy ogarnęła go ciemność. Przyszła nagle zasłaniając ,niebo oświetlone blaskiem księżyca, miasto i jego okolice. Chmury które odbijały światło pochodzące od księżyca, oraz przelatujący wcześniej samolot. Ciemność zasłoniła wszystko co Marcin był w stanie dostrzec. Była ina niepochodząca z tego świata. Marcin czuł to wyraźnie. Wiedział że znalazł się w innym świecie tylko nie wiedział w jakim. Wtedy nawiedziła go pewna myśl. Jesteś w świecie duchów. W tym momencie doszło do Marcina że jest martwy. Zobaczył punkt świecący białym światłem. Marcin ze spokojem w sercu ,jakiego dawno nie od czuwał skupił cała swoją uwagę na tym świetle. Stawało się coraz większe i jaśniejsze. Ciemna materia krążyła wokół tego światła tworząc coś w rodzaju tunelu , w którym przebywał Marcin. Zbliżał się do światła. Koniec tunelu był jak pełnia księżyca. Systematycznie i powoli się powiększał ,w miarę zbliżania się Marcina. Przybrał rozmiary ogromnego jeziora i jeszcze się rozszerzał. Z łatwością wchłonął by nie jedną katedrę. Blask światła wypierał ciemną materie i oślepiał Marcina ,że prawie nic nie widział. Marcin wszedł w te światło. Oślepiony został od razu ,a jego oczy zawładnął przeszywający ból. Który po chwili ustąpił. Białe światło znikło. Jego oczom ukazała się przepiękna kraina. Potężne szczęście ogarnęło Marcina, jakiego wcześniej nigdy nie czuł. Było silniejsze od wszelkiej radości ziemskiej. Potężniejsze od alkoholu ,potężniejsze od narkotyków. Od wszelakiej żądzy satysfakcyj, rozkoszy. Żadne ziemskie szczęście nie było w stanie do równać tej euforyj, która ogarnęła teraz Marcina. Wyparła wszelki smutek jaki doznał na ziemi. Od czuwał też nie ogarniętą miłość pochodzącą od jakiegoś bytu. Marcin nie potrafił określić czym jest ten byt. Czuł że włada on tą krainą, która była ogromna. Marcin nie był w stanie ogarnąć ją wzrokiem. Zarówno niebo jak i podłoże po którym stąpał pokryte zostało gamom najróżniejszych barw świecących jaskrawym światłem. Zmieniały one kształty jak i kolory co pewien czas. Marcin zachwycał się  tą  krainą, zarówno jej pięknem jak i ogromem. Obracał się dookoła. Poczuł harmonie z tym miejscem jakby stał się częścią tego świata. Wzniósł wzrok w niebo. Zaczął krzyczeć ze szczęścia. Poczuł się dowartościowany, zrozumiany, kochany i wolny. Marcin zobaczył istoty, które szły w jego stronę. Były białe niczym śnieg. Nie miały uszów ,oczów ,ust , czy nosa. Z ich ciał wydobywało się białe światło. Marcin stał na wprost ich  nagi. Nie wstydził się przed nim swoją nagością. Z chwilą kiedy przekroczył granice tego świata zapomniał o tym wstydzie. Świetliste istoty zbliżały się do Marcina. Kształtem i wzrostem przypominały człowieka. Z tyłu głowy miały wybrzuszenie przypominające szpiczasty kaptur. Otoczyły Marcina. Marcin przyglądał się tym istotą. Wyczuwał od nich troskę skierowaną do niego jak i do każdego człowieka.  Opanowała go harmonia zjednoczenie z tymi istotami jakby on i oni byli jednym ciałem jednym duchem. Na twarzy Marcina pojawił się delikatny uśmiech, a z oczów spływały łzy tylko że były to łzy szczęścia ,radości, wszechobecnej miłości. Marcin z uśmiechem na twarzy odezwał się  do tych istot. Mówienie wywołało u niego uczucie lekkości.

 Kim wy jesteście ?

 Aniołami – odpowiedziała jedna z świetlistych istot  Marcinowi.

 Przyszliśmy  porozmawiać o twoich ziemskich sprawach– dodała druga.

Słowa aniołów były pogodne pełne ciepła życzliwość, a grzmiały jak muzyka. Marcin zaczął się  zastanawiać o jakich sprawach chcą z nim rozmawiać. Wtedy przypomniał  sobie o matce.

 Twojej matce nie było jeszcze dane tutaj przyjść. Pogotowie któreś wezwał na czas przyjechało – powiedział jeden z aniołów.

Marcin był im wdzięczny o tom informacje, lecz domyślił że nie o matce chcą z nim rozmawiać.

 O czym chcecie ze mną rozmawiać ? Zapytał Marcin.

 O twoich grzechach Marcinie – odpowiedzieli aniołowie chórem.

W tedy odeszło szczęście od  Marcina ,a uśmiech z szedł z jego twarzy. Czuł się jakby ktoś znienacka wylał wiadro lodowatej wody  na  niego i obudził w ten sposób z pięknego snu. Marcin nadal przyglądał się aniołom  nie czuł już szczęścia tylko lęk i niepewność o swój los. 

 Przez całe swoje ziemskie życie – mówił jeden z aniołów – kierowałeś się konsumpcją i nieograniczonym pragnieniem zdobycia jak najwięcej pieniędzy. Przez to stałeś się chciwy, a chciwość uczyniła z ciebie egoistę. Na ludzi patrzyłeś się przez pryzmat bogactwa. Jeżeli byli bogaci zazdrościłeś. Jeżeli biedni gardziłeś, a nie którymi się brzydziłeś. Sex znaczył dla ciebie tyle co dobra zabawa. Byłeś w niejednym związku. Wszystkie były ulotne i wszystkie bez żadnych z obowiązani.

 Marcinie – przerwał drugi anioł– byłeś prawy nie kradłeś. Starałeś się przestrzegać prawa i zasad moralnych. Nikogo nie zabiłeś. Tylko bo środowisko ,w którym się obracałeś piętnowało takie zachowanie. Gdyby niepiętnowani był byś największym przestępcą. Normy społeczne czasami łamałeś, robiłeś to po kryjomu bo się wstydziłeś. Potem bagatelizowałeś ,a na końcu zapominałeś.

 No dobra jestem taki, ale co w tym złego ? Zapytał Marcin.

 W tym świecie – mówił trzeci anioł – kierujemy się miłością i sprawiedliwością względem siebie i innych. Ty kochasz wyłącznie siebie bo jesteś egoistą. Twój podział na ludzi gorszych i lepszych jest sprzeczny z naszą miłością. Tutaj wszyscy jesteśmy równi. Niektórzy otrzymali więcej i są jak słudzy dla tych co otrzymali mniej. A ci co otrzymali mniej są jak bracia dla tych co otrzymali więcej. Twoja pogarda dla biednych i zazdrość dla bogatych pozbawiła cię tej miłości. Tam na ziemi największą oznaką miłości jest rodzina. Najpierw kochasz rodziców, potem życiową partnerkę, później dzieci i na końcu wnuków. Twoja pogoń za coraz nowymi doznaniami seksualnymi kilkadziesiąt odbytych stosunkach z przeróżnymi kobietami. Chęć spełnienia najdziwniejszych fantazji erotycznych. Zniszczyła w tobie tą miłości. Nie byłeś w stanie stworzyć stałego związku, założyć rodziny. W seksie  widziałeś wyłącznie przyjemność, a kobiety znaczyły dla ciebie tyle co gra komputerowa. Prawie całkowicie się wyrzekłeś miłości i nie pasujesz do tego świata. Pasujesz do świata gdzie nie ma miłości ,a jest nienawiść i wszech obecne cierpienie z niej płynące.

Piekło pomyślał Marcin. Pójdę do piekła ta myśl zdominowała jego umysł. Strach zmienił się w panikę, mężczyzna padł na kolana ze łzami w oczach i zaczął krzyczeć.

 Nie ! Nie posyłajcie mnie tam. Zmienię się wyrzeknę się wszystkiego co jest złe. Obiecuję !

 Już nie możesz bo gdybyśmy pozwoli tobie tutaj zostać, pozbawiliśmy cię wolności. To był by szantaż. A nie na tym polega miłość. My szanujemy wybór człowieka choćby był zły i miał w przyszłość sprowadzić na niego nieszczęście– powiedział czwarty anioł.

 Marcinie – mówił piąty anioł – to był twój wybór nikt cię nie zmuszał jaką drogą szedłeś. Choć był ktoś kto cię ostrzegał, ale ty sam wybrałeś koga chcesz słuchać. Nam zależy żebyś szczerze wybrał czy chcesz iści za głosem dobra czy zła.

 Ale ja  nie wiedziałem świat i ludzie z którymi żyłem był taki. A jaki świat i ludzie i ja się stałem – przerwał Marcin.

 Choćbyś się urodził w najpobożniejszej rodzinie żył byś tak samo, a twoja wiara fałszywa by była wyłącznie na pokaz – odpowiedział Marcinowi szósty anioł.

 Marcinie mógł byś żyć w tym szczęściu  przez wieczności, ale wybrałeś inom drogę więc żegnaj – powiedział pierwszy anioł.

W tedy Marcin zapadł się pod tą świecącą materią, na której stał. Pozostał po nim tunel rozmiarów jego ciała, który zakryty został  zaraz przez świecącą materie.

 

 

 

R6

Marcin leciał w dół. Tunel w którym się znajdował, był trochę szerszy od jego ciała. Gama przeróżnych kolorów świateł, które pokrywały ściany tunelu. Zaczęły bladnąć, stopniowo ciemniały. Aż w końcu czerń  pochłonęła w wszystkie kolory, a ciemność światło. Marcin wyleciał z tunelu. Jego oczom ukazała się przestrzeń. Była ogromna jak nasza ziemia albo i większa. Panował tam mrok. Lecz Marcin doskonale widział w tej ciemności. Na dnie tej przestrzeni palił się ogień, który był czarny jak cały ten świat. A w ogniu ludzie. Mnóstwo ludzi zapełnili oni całe dno tej krainy aż po sam horyzont. Są  jak woda w oceanie. Z ich ciał  powstały góry doliny kotliny, a rzeki z krwi ludzkiej płynęły przez tą krainę. Wszyscy byli żywi kobiety , mężczyźni. Są nadzy paleni czarnym ogniem ,który nigdy nie zgaśnie. Wypalił im włosy i spalił skórę. Uśmiercić ich i spalić ich ciała nie mógł. Nad nimi unosiły się miliony demonów. Wyglądały jak chmury w kształcie długiego ciemnego lejca, ciemniejszego niż ten świat. Krążyły wokół ognia jak sępy wokół  padliny. Marcin leciał w dół w prost do ognia. Jenki i wycie ludzi z bólu stawało się coraz głośniejsze. Marcin wyrównał wysokość z demonami. Demony nie robiły mu krzywdy tylko bacznie się przyglądały. Obserwowały jak Marcin zbliża się do ognia. Mężczyzna czuł już ciepło, które  przemieniło się w gorąco, a na końcu za czeto go parzyć. Wycie ludzi zagłuszyło by każdy koncert. Marcin uderzył o dno tego świata. Ogień wypalił Marcinowi włosy, paznokcie, oczy, lecz go nie oślepił. Wdarł się  do nozdrzy ,uszów, ust, odbytu, genitalia spalił na popiół. Skóra pokryła się bąblami, z których porobiły się rany. Z ciała Marcina zaczął spływać tłuszcz.

 Boże ratuj ,pomocy ,ratunku, Boże ratuj ! Krzyczał Marcin.

 Boga tutaj nie ma i nigdy nie było. Powiadam tobie ,że z wielkim bólem serca patrzy się na to co tutaj się dzieje – powiedział głos wydobywający się z boku.

Marcin obrócił się w stronę głosu. Zobaczył demona. Demon przybrał postać anioła. Tylko zamiast białego światła wydobywała się ciemność z jego ciała . Marcin czuł strach przed demonem zaczął się cofać przed nim.

 Kim jesteś ! Krzyknął Marcin.

 Twoim kusicielem – odpowiedział demon i rzucił się na Marcina.

Zaczął go bić, szarpać, drapać, gryźć. Potem przewrócił Marcina i go kopał po głowie, brzuchu , nogach. Pazurami rozciął  brzuch  ukazując wnętrzności  Marcina. Ogień palił serce, wątrobę, jelita. Marcin wył z ból jak nigdy dotąd. Demon zdarł skórę z Marcina odsłaniając mięśnie. Chwycił nogę Marcina i wyrwał z niej mięsień zgniótł go i wykręcił jak  mokry ręcznik. Pociągnął mocniej ten mięsień od oddzielając go od ciała Marcina. Demon wyrwał kolejny mięsień i robił z nim to samo co z pierwszym. Robił to powoli i systematycznie sprawiając ogromny ból Marcinowi. Demon położył się na Marcinie ciężar demona po przestawiał Marcinowi wnętrzności i zmiażdżył na proch  kości. Demon powstał, podniósł Marcina i uderzył go pięścią  w twarz. Z taką siłą że Marcin stracił wszystkie zęby. Ciało Marcina pokryte zostało krwią, a wnętrzności zwisały z jego brzucha. Demon wyrwał język Marcinowi i rzucił nim o podłoże. Z powrotem zaczął kopać Marcina skakać po nim. Potem go zostawił. Zaraz potem rany Marcina zostały natychmiast uzdrowione i z powrotem zaczął czarny ogień niszczyć ciało Marcina.

 

 

 

 

 

 

R7

Czarny ogień palił ludzi. Niszczył ich, a gdy zniszczył uzdrowieni zostali i z powrotem ich niszczył. Demony torturowali ludzi robili to powoli i systematycznie. Zadając jak najwięcej bólu. Wyszukiwali największą hańbę największe lenki u człowieka i gnębili w ten sposób. Ktoś kto był impotentem za życia i ukrywał ten fakt przed ludźmi bo się wstydził. Demony oznajmiły jego chorobę i wyśmiewali się z niego. Pewna kobieta uważała gwałt za najgorszą rzecz jaka może ją spotkać. Zgwałcili  ją. Inny mężczyzna panicznie bał się pająków. Zaślepili go i dookoła widział duże pająki. Czuł jak po nim chodzą i go gryzą. Kolejna kobieta ceniła sobie szacunek. Demony wmówili jej że go nie miała, a ludzie gardzili ją. W piekle towarzyszył ludziom smutek, rozpacz, odczucie pustki, samotność, odrzucenie ,napiętnowanie i nienawiści. Bo w piekle każdy, każdego nienawidzi. Ludzie są też gnębieni skutkami własnych grzechów. Nie chodzi tutaj o sprawiedliwość tylko o nienawiść demonów do ludzi. Ponieważ ze skutków grzechów płyną silne cierpienia. Ktoś kto za życia był faszystą w piekle jest żydem. Ktoś kto za życia był rasistą w piekle jest murzynem. Ktoś kto za życia był bogaczem i gardził biednymi w piekle jest nędzarzem. Osoba która w sercu ma zazdrość lub nienawiść będzie musiała patrzeć się na szczęście osób którym zazdrości i nienawidzi. Ludzie którzy za życia popadli w chciwość, chytrość w piekle towarzyszy im rozpacz nad utraconym majątkiem. Człowiek ,który kradł, oszukiwał, gnębił drugiego człowieka ,gwałcił i mordował. W piekle ogarnie go rozpacz i cierpienie. Jakie  zawładnęło ludźmi których okradł oszukał gnębił zgwałcił zamordował. Oprócz tego ludziom towarzyszy brak ziemskich rozkoszy, przyjemności, komfortu i rzeczy do których byli przywiązani im bardziej byli przywiązani tym większy brak odczuwają. Dokuczliwy był też głód. Ludzie nie jedli  od  niepamiętnych czasów. Gdyby taki głód spotkał ich na ziemi już dawno by pomarli. Lecz w piekle żyli i widzieli przed oczami przeróżne wykwintne potrawy , z których wydobywały się apetyczne zapachy. Lecz żaden człowiek  nich  nie skosztował tylko każdy na nie spoglądał. Cierpieli tak wszyscy ludzie z chwilą kiedy tutaj przybyli, aż po wieczność. Cierpiał i Marcin. Palił go ogień. Odczuwał potężny ból, głód i pragnienie. Towarzyszyła mu rozpacz oraz uczucie pustki odrzucenia. Czuł się nikim kimś gorszym od reszty ludzi. Wszystkie cierpienia które zadał za życia innym ludziom. Ogarnęły Marcina spotęgowane i wszystkie naraz. Czuł się z gardzony tak samo jak osoby którymi gardził. Jego wyobraźnia pokazała ludzi których nienawidzi lub zazdrość żyjących w szczęściu i dostatku. Serce rozpaczało nad utraconym majątkiem jakiego się dorobił za życia. Umysł zaś pragnął zaspokoić przywiązanie do ziemskich przyjemności. Marcin stał w środku tłumu, który składał się  z  miliardów ludzi. Pochodzących z rożnego okresu i rożnych miejsc na ziemi. W wpatrywali się wszyscy w przezroczysty okrąg unoszący się nad ich głowami. Był ogromny. Demony pobudowały  pałace  przypominające gniazda termitów. Rozsiane są  po piekle jak gwiazdy na niebie. Zbudowane zostały z ludzkich kości, z których zwisało mięso i ciekła krew, Do zewnętrznych ścian demony po przybijali ludzi z rozciętymi  brzuchami i wyrwanymi narządami płciowymi. Nieszczęśnicy chcieli wyć z bólu, lecz nie mogli bo strach zatkał im usta. Kilkadziesiąt metrów od  Marcina znajdował się pałac który był inny  od  pozostałych. Nie przybili do niego żadnego człowieka, a materiał z którego go zbudowali przypominał ciemną skałę ciemną jak węgiel. Z tego właśnie pałacu wlatywały i wylatywały demony które krążyły nad nami jak sępy nad padliną. Ogień  który palił ludzkie ciała ich nie trawił. Demonami rządziła ogromna nienawiść i wielki poczucie wyższości nad innymi istotami. Szczycili się że zostali stworzeni jako istoty doskonałe. Światem materialnym brzydzili się zaś do ludzi czuli odrazę. Całą swoją nienawiść wyładowywali na potępionych duszach. Marcin wpatrywał się w okrąg jak większość ludzi. Wszyscy byli nadzy ich ciała były z niszczone pokryte najróżniejszymi ranami i bliznami. Byli wychudzeni, że zobaczyć można ich kości. Do uszów Marcina dochodziły najróżniejsze jęki wycia i przekleństwa. Byli też ludzie którzy nie krzyczeli, paleni przez czarny ogień wydobywający się  z podłoża piekła. Chowali swoje cierpienia wewnątrz siebie. Niektórym z oczów spływały łzy, a niektórym nie. Marcin spoglądał na pewnego mężczyznę średniego wzrostu. Jego skóra była biała  pomarszczona i pokryta licznymi bliznami i ranami. Nos miał szpiczasty. Nerwy trzęsły mężczyzną wykrzywiały mu twarz i wprawiały go w obłęd. Nagle mężczyzna obrócił się  w stronę Marcina i zaczął krzyczeć.

 Gdyby mi dane było wrócić na ziemie. Zabił bym ojca, zabił matkę, braci ,siostry i babkę. Mordował bym ludzi, podpalał domy, truł dzieci i gwałcił kobiety ,a potem podrzynał im gardła. Żeby jak najwięcej zabić.

 Kim ty byłeś i co robiłeś za życia że taka nienawiść w tobie się  zrodziła ? Zapytał Marcin.

 Księdzem – Odpowiedział mężczyzna 

Marcin wpatrywał się osłupiały w tego mężczyznę. Zawładnął Marcinem taki szok  takie zdziwienie że nawet ból na chwilę przestał  odczuwać.

 Jak to przecież  wy księża jesteście najbliżej Boga. Najwięcej się modlicie. To wy zarządzacie jego kościołem. Macie władze odprawiać wszelkie obrzędy przez ten kościół. Za co ciebie potępili – powiedział Marcin.

 Że pod przykrywką wiary wyzyskiwałem moich parafian. W imię Boga nawoływałem do nienawiści. Kazałem zabijać i niejednego człowieka napiętnowałem. Będąc księdzem zbogacałem się. Majątek który zdobyłem służąc Bogu, nie wydałem zgodnie z jego wolą. Na kazaniu nie raz napominałem wiernych od grzechu lecz sam grzeszyłem. Nie chciałem się zmienić tylko ukryć moje grzechy. Chciałem by ludzie widzieli we mnie świętego – mówił ksiądz głos jego pełen był nienawiści wściekłości i rozpaczy.

 A modlitwa przecież na ziemi często się modliłeś – wtrąciła się pewna kobieta.

 Pokazali mi pewną dziewczynę która nigdy się nie modliła ,ale kiedyś się pomodliła i ta jedna jej modlitwa dla Boga znaczyła więcej niż wszystkie moje modlitwy razem wzięte. Bo jej modlitwa pochodziła z serca ,a moje z przyzwyczajenia – powiedział ksiądz zrozpaczonym głosem. Kucną pochylił głowę ,a twarz zakrył rękami z oczów spływały mu łzy i tkwił w tej pozycji przez chwilę potem zaś wybuchnął gniewem – Mówiłem aniołom że kościół wybudowałem. Z cegły miał obrazy , posrebrzany ołtarz i złoty krzyż.

 A oni co na to – przerwała kobieta.

 Bogu nie zależy tak bardzo na tym kościele tylko na ludziach, którzy do niego chodzą ! Krzyknął ksiądz ,a potem pogrążył się w rozpaczy. Płakał.

Przezroczysty okrąg w który wpatrywał się cały tłum ukazał ludziom losy pewnej kobiety. Żyła na przełomie XIX – XX wieku była młodą francuską wpatrywała się w pewnego młodego mężczyznę.  Stał na drewnianej skrzyni naprzeciw wejścia do piwiarni. Otoczyła go grupka ludzi do których przemawiał. Ideę które głosił poruszyły kobietę. Francuska uwierzyła mu ,nie wiedząc że za jego pięknymi ideami kryje się zło.

 Demony ją ściągną, ściągną będzie w piekle he he he ! Krzyczała pewna osoba.

 Kurwa ! Krzyknął mężczyzna nie mogąc wytrzymać bólu.

 Żeby ją ściągnęli ! Wrzasnęła kobieta.

Młoda francuska pod wpływem idei zmieniła się. Zło zaczęło zabijać w niej wszelki przejaw dobra. Powstałą pustkę w jej duszy i psychice zastąpiło egoizmem, nienawiścią, zazdrością, obłudą. Próbowało zabić w niej współczucie i miłość do rodziny. Chce z niej uczynić seryjną morderczynie by jak najwięcej zabiła jak najwięcej cierpienia zadała.

 Jest już w piekle jest już ! Krzyczał tłum.

To niech już zdycha bo jeszcze się nawrócić ! Krzyknął mężczyzna.

 Niech zdycha ! Wołała kobieta.

 Żeby zdechła ! Krzyknął facet.

 Zdechła  zdechła  zdechła  !  To słowo rozchodziło się po tłumie.

 Potępili  ją  ! Wrzasnął  tłum jednocześnie.

 Jest tak dobrze tej kurwie niech tu siedzi ! Krzyczał tłum.

Kolejną osobą ukazaną przez okrąg jest trzydziestopięcioletni mężczyzna żyjący w XVI wieku. Przebywał na Wybrzeżu  Kości  Słoniowej. Mężczyzna siedział w karczmie popijając piwo spoglądał na holenderski żaglowiec, który przybył do portu. Był bezwzględny zimny pozbawiony wszelkich uczuć i jakich kol wiek zasad moralnych. Chętnie korzystał z uciech tego świata. Zależało mu tylko na bogactwach i władzy. Szedł po trupach by zaspokoić swoje żądze. Mężczyzna nagle wstał podszedł do anglika który ledwo co wszedł do karczmy  i przystawił mu pistolet do czoła.

 Zabij go zabij ! Wrzasnął tłum.

 Żeby go zabił ! Warknął  mężczyzna.

 Na co czekasz huju strzelaj ! Ktoś krzyknął.

Mężczyzna  pociągnął  za spust. Rozległ się huk w karczmie. Pomieszczenie wypełniło zapach prochu ,a drewniana ściana pokryta została krwią. Anglik padł martwy na podłogę zaś mężczyzna opuścił karczmę.

 Zabił ! Wrzasnął tłum z satysfakcją.

 Weź to weź ! Krzyczał tłum wpatrując się w chłopca przebywającego w sklepie.

 Wpatrywał się w torebkę pewnej kobiety z której wystawał portfel. Chłopiec chciał go ukraść.

 Co on tak stoi  niech go bierze i spierdala ! Wrzasnął  facet.

 Na co tak stoi ! Ktoś krzyknął.

W ich krzykach było dużo nienawiść, złość ,determinacji, zaś chłopak rozmyślił się i opuścił sklep.

 Nie ! Wrzasnął tłum.

 Co za idiota ! Krzyknął facet.

 Kretyn ! Wrzasnęła kobieta.

 Mógł to wziąć  miał pierdoloną okazje ! Dodał.

Kolejną osobą którą ujrzeli była kobieta mieszkająca w starożytnym Rzymie. Postanowiła porzucić dotychczasowe życie. Chciała odrzucić zło i przyjąć dobro z egipskiego kultu Izydy nawróciła się na chrześcijaństwo. Nawrócenie tej kobiety do prowadziło tłum do szału. Ludzie zaczęli wydawać z siebie przerażające dźwięki.

 Co ta kurwa zrobiła ! Krzyczała kobieta.

 A była już blisko piekła ! Wrzasnął mężczyzna.

 Jeszcze trochę a w piekle by była ! Kolejna osoba głośno wyraziła swoją opinię.

 Nie !

 Żeby cierpiała tam jak my tu cierpimy ! Powiedział facet.

 Żeby jej ktoś oczy wydłubał ! Powiedział  ktoś.

 Ona musi cierpieć, cierpieć ! Krzyczała kolejna osoba.

 A była tak blisko – powiedział mężczyzna zrozpaczonym głosem.

Mieszkańcy piekła chcą by jak najwięcej ludzi tutaj trafiło. Pcha nich do tego zarówno nienawiść jak i zazdrość. Potępione ludzkie dusze chcą by na ziemi panowało zło. Pragną by ludzie jak najwięcej grzeszyli. Ponieważ każdy grzech ma za zadanie zabić w człowieku dobro, uczynić z człowieka bezwzględnego sadystycznego morderce i ściągnąć grzesznika do piekła. Ludzie nie zauważają deprawacyjnych mocy swoich grzechów. Bo jest Bóg który walczy ze skutkami grzechów i osłabia jego moc. Człowiek jest panem swego losu i sam wybiera jak bardzo chce być zdeprawowany przez swoje grzechy. Pewien człowiek dopuścił do swojego sumienia drobną kradzież w hipermarketach ale nieokradanie nikogo. Drugi do puścił do swojego sumienia kradzieże portfelu, telefonu czy innej kosztowności, ale nie pójdzie na włamanie. Trzeci dopuści do swojego sumienia włamanie ,ale nie zabije, nie zgwałci, nie okaleczy. Czwarty dopuści wszystko do swojego sumienia. Trzeba też pamiętać że im większe cierpienie zada grzech drugiej osobie tym większy jest grzech. Im bardziej deprawującą ma moc grzech człowieka tym większy jest grzech. Najbardziej  deprawujące grzechy niosą najwięcej radości. Nagle zapanowała cisza ustały jęki wycia i przekleństwa. Ludzie z grobową ciszą spoglądali w horyzont. Zaczął ogarniać ich strach. Po piekle rozchodziły się dźwięki przypominające szum z odbiornika rajdowego lub telewizora. Na chorowicie dostrzegli czarną mgłę ,która leciała w ich kierunku z zawrotną szybkością.

 Szatan idzie – powiedział mężczyzna do Marcina stojący obok niego.

Ludzie na widok Szatana po klękali twarzą do ziemi Szatan zbliżał się szum stawał się co raz głośniejszy ,a strach wśród ludzi co raz silniejszy. Marcin podniósł głowę i ujrzał jak czarna mgła zakrywa tłum była jeszcze daleko od Marcina. Zakrywała pałace najpierw te dalsze po kilku minutach zakryła te bliższe. Potem zakryła okrąg i najbliższe pałace wokół Marcina łącznie z tym wyjątkowym. Marcin widział dokładnie jak ludzie znikają w mgle ,która poruszała się z zawrotną szybkością. Ludzie wokół  Marcina zaczęli trząść się ze strachu. Czuć było zapach  spalenizny. Szatan był już blisko dzieliło go od  Marcina  wyłącznie pięć metrów. Marcin położył twarz do ziemi i zamknął oczy zawładnął nim strach jakiego jeszcze nigdy nie czuł. Trząsł się cały ze strachu. Czarna mgła zakryła Marcina. Mężczyzna czuł jak tysiące parzący drobinek czegoś co przypomina piasek uderza w jego ciało zdzierając mu skórę tak jak innym ludziom których Szatan zakrył. Szum stał się tak głośny że ludziom chciały popękać bębenki w uszach. Zapach spalenizny okazał się tak intensywny że zbierało na mdłości Marcina. Ludzie pochłonięci przez Szatana czuli potężny strach. Wszystkich ogarniała panika chcieli ryczeć uciekać lecz nie mogli bo strach ich sparaliżował. Klęczeli wszyscy bezruchu zwracając swoje twarze do podłoża. Pozostało im tylko czekać aż czarna  mgła ich opuści. Spotkanie z Szatanem to najgorsza rzecz jaka może spotkać człowieka w piekle. 

 

 

R.8

Przez rozległe azjatyckie stepy podążała grupka wojowników. Uzbrojeni byli w długie miecze. Na swych ciałach nosili zbroję na głowach hełmy. Na twarzach przerażające maski. Przedzierali się  na swoich rumakach przez bezkresny step, porośnięty  przeschniętą trawą. Wprawiając konie w ciągły galop, pędzili w blasku zachodzącego słonica. Przywódca wojowników był najwyrazistszy, najlepiej zbudowany  i najsilniejszy z całej grupy. Posiadał najpiękniejszego czarnego rumaka. Nosił na sobie czarną zbroje na której wyryte zostały imiona jego bogów. Z hełmu wystawały dwa rogi po bokach ,a twarz zasłaniała metalowa maska w kształcie łba węża. Na plecach zawieszoną miał ceną tkaninę ,która unosiła się i fałdowała pod wpływem powietrza. Przywódca prowadził swoich ludzi w stronę osady ,która była w zasięgu ich wzroku. Ludzie zamieszkujący osadę byli żółtej rasy mieli czarne włosy i skośne oczy. Ubrani byli w skórzane lub konopne ubrania. Mieszkali w drewnianych chatach. Dachy pokryte były sianem. Podłoga, okna, drzwi pokryte zostały skórą. Mieszkańcy byli pasterzami i myśliwymi. Odezwał się dzwon. Ludzie porzucali swoje dotychczasowe zajęcia. Zaczęli biegać miedzy domami, wrzeszczeć, krzyczeć i płakać. Powstał chaos. Cała osada w padła w panikę. Kobiety zabierali dzieci i kryły się w domach lub w trawie. Mężczyźni chwytali wszelką broń jaką mieli pod ręką i szykowali się do walki. Wojownicy zbliżali się do osady. Przybrali szyk bojowy w kształcie litery V. Przywódca wojowników zajął środkowe miejsce w szyku i jako pierwszy parł na przód, a za nim kompani. Osadnicy zabarykadowali wozami główne wejście do osady. Potem kucali trzymając oszczepy pochylona o czterdzieści stopni. Wojownicy wyjęli miecze. Trzymając je nad głowami szarżowali na osadę. Byli już blisko. Osadnicy zaciskali zęby pot zalewał im oczy. Było nim gorąco. Osadnicy obserwowali zbliżających się wojowników czas zaczął wolniej płynąć co raz wolniej jakby ta chwila ciągła się w nieskończoność. Zapanowała cisza przerywana przez podmuch wiatru, który ochładzał ciała osadników. To była cisza przed burzą. Konie wojowników zbiły się w powietrze kilka centymetrów przed barykadą. Jednocześnie ich miecze zanurkowały wbijając się w czaszki osadników. Gdy konie wojowników przeskoczyły barykadę. Wojownicy rozdzielili się. Przywódca kierował swojego konia w stronę chaty wodza tej osady. Wódz stał obok wejścia do swojego domu. W ręce trzymał miecz i obserwował zbliżającego się jeźdźca. Który ciął mieczem obrońców osady. Pierwszemu odciął głowę gdy próbował z rzucić toporem przywódce z konia. Drugiego przebił brzuch mieczem, zaś łucznikowi poderżnął gardło. Osadę ogarnął pożar wzniecony przez najeźdźców. Odgłosy walki rozchodziły się  po okolicy. W osadzie pełno było poległych i rannych obrońców osady lecz przywódca parł naprzód. Podtrzymując konia w ciągłym galopie. Zbliżał się  niebłagalnie do wodza osady. Był już blisko. Koni przywódcy zatrzymał się  kilka centymetrów od wodza osady i stanął na tylnych nogach. Przywódca wbił swój miecz w brzuch wodza osady uśmiercając go. Potem wszedł do jego chaty. Zobaczył żonę trzymającą na rękach niemowlę obok niej stali dwaj synowie wieku piętnastu i dwunastu lat. W chacie znajdował się  duży metalowy kocioł w którym gotowała się  woda. Kilka drewnianych szafek  oraz trochę pozłacanych przedmiotów. Przywódca poderżnął gardło żonie i dwóm synom wodza osady ,a niemowlę wrzucił do kotła z wrzącą  wodą. Następnie wyjął płonący kawałek drewna z paleniska i podpalił chatę wodza osady. Przywódca przechadzał się po osadzie, którą trawił pożar wokół jego rozciągały się ciała poległych mieszkańców dawnej osady. Przywódca zdjął hełm i maskę odsłaniając twarz. Była to twarz o rysach azjatyckich  pokryta licznymi bliznami. Przywódca miał duży czarny warkocz z zwisający z tyłu głowy.

 Nastała noc w pewnej drewnianej chatce gdzieś na uboczu trwała uczta. Biesiadnicy śpiewali ,krzyczeli, a niektórzy się bili. Wino lało się strumieniami. Służba wnosiła na stół przeróżne potrawy. Piękne tancerki umilały czas ucztujących. Niektórzy rzygali po kątach.  Inii spali na podłodze upojeni alkoholem. Z sąsiednich pokoju wydobywały się jęki tancerek. Przywódca wypił kubek wina i przegryzł je mięsem. Wypił kolejny kubek wina. Po pewnym czasie wstał. Rozpoczął śpiewać sprośną piosenkę. Przyłączył się do niego biesiadnik. Potem następny i po chwili wszyscy ucztujący śpiewali popijając zaschnięte gardła winem. Nagle przywódca opuścił  gliniany kubek z winem. Oparł się o stół. Zaczął charczeć. Z ust ciekła mu krew. Biesiadnicy zamilkli. Przywódca przewrócił się na podłogę. Dostał silnych dawek. Z jego ust wydostawały się przedziwne dźwięki. Biesiadnicy otoczyli przywódcę przyglądając się mu uważnie. Przywódca przestał się trząść jego oczy stały się szkliste. Twarz z siniała ,a z ust ciekła krew. Nie oddychał. Serce przestało bić. Przywódca umarł. Po śmierci przywódca wszedł do raju. Uległ jego urokowi. Przez moment towarzyszyło mu nieogarnione szczęście i zachwyt tym światem ,jego olbrzymią prze szczenią i przepięknymi barwami. Odczuwał też harmonię jedności  z tym miejscem. Jak tu pięknie, jak wspaniale myślał przywódca. Galaretowata pajęczyna świecąca jaskrawym światłem zaczęła oklejać jego ciało. Wtedy w jego sercu pojawił się niepokój ,czuł że zaraz utraci te szczęście nie wiedział dlaczego. Domyślał się że przyczyna leży po jego stronie. Myślał ,a galaretowata pajęczyna obklejała jego nogi i zaczęła obklejać brzuch. W głowie przywódcy pojawiły się  obce myśli. Bóg cię kocha i chce ci dać to co najważniejsze jest  dla ciebie. A jest to szczęście. Lecz żąda byś też kochał. Dla miłości był gotów na wyrzeczenia i cierpienia. Pragnie byś kochał bezinteresownie tak jak ciebie on kocha. Dał tobie wolność i chce by twoja miłość była wolnym wyborem. Galaretowata pajęczyna obklejała mu klatkę piersiową  i podnosiła się w stronę głowy. Bóg jest dobry. Ten świat też jest dobry. A ty jaki jesteś. Przywódca spoglądał na dotychczasowe życie. Dostrzegł w nim pełno wad. Zadał wiele cierpienia i nieraz niósł śmierć. Często ulegał chciwości zazdrości nienawiści i obojętność. W sercu przywódcy pojawiła się głęboka chęć zmiany swojego życia. W jednej chwili odrzucił on  wszystkie zło jakie narosło mu w sercu. Postanowił kierować się w stronę dobra i miłości.

 Nie sądzisz że jest już za późno na zmianę. Wystarczył tylko żebyś w życiu kierował się miłością i uczciwością względem siebie i innych – powiedział głos do przywódcy.

Wtedy przywódca zorientował się że jest otoczony przez aniołów. Przywódca padł ze łzami w oczach. Zaczął ryczeć. Galaretowata pajęczyna obkleiła jego ciało. Aniołowie rozmawiali z przywódcą przez  kilka godzin. W ostateczności pozwolono mu zostać.

 

 

– Jak to – krzyczał tłum spoglądający w przezroczysty okrąg , który ukazał losy przywódcy.

 Przecież ten człowiek miał krew na rękach ,a ja nawet muchy nie zabiłem. Pozwolono mu zostać ! Krzyczał makrel giełdowy zastrzelony przez szaleńca w 2000 roku.

 To skoro on został to czemu ja nie mogłem ? Zapytał aborygen.

 Gdzie tu sprawiedliwości. Gdzie. Gdzie ! Krzyczała kobieta. Pochodziła z arystokratycznej rodziny. Do żyła starości. Zmarła pod koniec X wieku w obecnych Indiach.

 Przecież w tym człowieku było też wiele dobrego. Był uczciwy wobec kompanów i zawsze służył im pomocną ręką. Kochał swoje dzieci. Starał się dotrzymywać słowa lub przysięgi. Był wierny ideałom jakie wyznawał. Parę razy zdarzyło mu się stanąć  po stronie uciśnionych – odezwał się murzyn pamiętający czasy starożytne.

 We mnie też było wiele dobra też byłem wierny panującym zasadą kochałem swoje dzieci pomagałem znajomym i kilka razy sprałem potrzebujących i co potępili mnie – mówił rosyjski chłop wściekłym głosem. Zginął w czasie pierwszej wojny światowej od niemieckiej kuli.

 Czy ktoś zostanie potępiony czy nie. Nie decyduje liczba ani wartość popełnionych grzechów. Tylko zło jakie zalęgło się w człowieku – powiedział hiszpański pirat żyjący w XVI wieku. Zginął na szubienicy w angielskiej koloni.

 Nie rozumiem – rzekł aborygen.

 Jeżeli w człowieku jest więcej dobra niż zła zostaje zbawiony. Jeżeli więcej zła niż dobra jest potępiony – dodał pirat.

 A co z grzechami ze złem jakie czynił  innym. Płazem mu to ujdzie ! Krzyknął makrel.

 Nie od razu dozna szczęścia. Najpierw będzie cierpiał do puki nie odpokutuję swoich grzechów. Im cieńszy grzech popełnił tym ciesze cierpienie mu zadadzą – odpowiedział pirat.

 Chyba że mu odpuszczą grzechy to wtedy nic już nie będzie musiał cierpieć – w trącił się faraon z czwartej dynastyj. Był słabym królem. Otruli go.

 Żeby człowiek miał odpuszczone grzechy musi za  nie żałować. A jeżeli nie żałuje powinien starać się z całych sił przestać grzeszyć – dodał pirat

Marcin cierpiał. Ból zarówna fizyczny jak i psychiczny wprawiał go w rozpacz. Mężczyzna czuł obrzydzenie do dotychczasowego życia. Z obrzydzeniem wspominał swoje najszczęśliwsze chwile w życiu. O Bogu i raju nie chciał myśleć. Na piekło nie mógł się patrzeć. Rozpacz zrodziła w Marcinie nienawiść, która zniszczyła resztkę dobra w Marcinie. Od tej chwili nie miał w sobie dobra. Nie był w stanie kochać okazywać współczucia. Mógł tylko nienawidzić. Stał się w całości zły. Nienawiść wprawiała Marcina w obłęd. Chciał się mścić. Nieważne na kim i na czym. Gdyby mógł zniszczył by wszystko łącznie z sobą. Chciał zadać jak najwięcej cierpienia ,jak największej liczbie osób. Teraz Marcin nienawidził jak wszyscy potępieni. Czarny ogień zaczął go trawić od środka. W tej chwili Marcin stał się źródłem tego ognia, jednym z miliardów źródeł. Bo to był ogień nienawiści.

Marcin spoglądał na pirata który wykrzywiał się z bólu. W wpatrywał się w niego przez  kilka godzin. Widział jego ciało pokryte ranami ,które się rozszerzały. Z ciała spływał tłuszcz. Pirat za ciskał zęby z bólu. Nawet nie jęknął.

 Nie jest możliwe by człowiek przestał grzeszyć za życia – powiedział Marcin.

Pirat obracał głowę  w stronę Marcina. Spoglądał na niego złowieszczym wzrokiem. Było w nim dużo wściekłości nienawiści. W końcu odpowiedział Marcinowi.

 Człowiek jest zasłabły by oprzeć się urokowi grzechów ,lecz Bóg chce dać każdemu człowiekowi siłę która pozwoli mu żyć bez grzechu. Tylko człowiek musi chcieć żyć bez grzechu. A to nie jest łatwe. Człowiek przyzwyczaja się do grzechu. Niekiedy uzależnia się od grzechu. Większość ludzi nie wyobraża sobie żyć bez grzechu. Nie chcą. A ci którzy chcą nie od razu staną się świętymi. Powoli małymi kroczkami będą z mieniać siebie swoje życie i odchodzić od grzechu.

Pirat szedł do Marcina. Każdy krok sprawiał okropny ból piratowi. Zbliżał się. Był już blisko.

 Demony chcą jak najwięcej ściągnąć ludzi do piekła – mówił pirat zbliżając się do Marcina – pragną byśmy się zabijali na ziemi. Zadawali sobie nawzajem jak najwięcej cierpienia. Żeby tego dokonać udają najlepszych przyjaciół gdy nas kuszą. Dają nam szczęście ,rozkosz ,przyjemność chwilową ,ale dają jako zapłatę za nasze grzechy. A myślisz że oni chcą to robić. Woleliby inaczej nas ściągać. Nie mogą. Bo to zostało im narzucone.

Pirat przyszedł do Marcina. Wpatrywał się mu w oczy. Z gęby ciekła mu ślina. Od jego ciała unosił się smród. Marcin odwrócił głowę spoglądając w kamienny pałac z którego wychodziły i wchodziły demony.

 Gdybyś się dobrze przyjrzał temu pałacowi dostrzegł byś kamienne wrota w kształcie okręgu które się co pewien czas otwierają  na kilka chwil – powiedział pirat Marcinowi. Szeptał te słowa w ucho tak jakby je całował.

– A za tymi wrotami jest droga. Prowadzi do miejsca z którego można uciec z tego świata. Uwolnić się od wiecznej męki. Ja tam byłem ale mi się nie udało uciec z tego świata. Lecz słyszałem że innym się udało – powiedział szeptem pirat Marcinowi.

Nagle wycie stało się głośniejsze niż zwykle. Ludzie zaczęli uciekać, taranować się , deptać po sobie. W ich oczach tkwiła panika. Biegali jak oszalali krzycząc.

 Nie , nie ratunku nie !

Z przerażeniem spoglądali w gorę. Roniąc łzy uciekali. W jednej chwili przestrzeń wokół Marcin opustoszała. Nie było w niej nikogo oprócz Marcina i pirata. Marcin spoglądał dookoła i obserwował uciekający tłum, który z każdą sekundą oddalał się od niego. Powiększając pustą przestrzeń. Marcin spojrzał w górę. Zobaczył nadlatujące demony. Wyglądały jak czarne chmury w kształcie szerokiego cygara. Zostawiały po sobie smugę ciemnej materyj. Demony nurkowały w stronę uciekającego tłumu. Leciały zawrotną prędkością. Demony wleciały w tłum ,a potem wzniosły się w powietrze zabierając  ze sobą ludzi. Kolejna grupa nadleciała z prawej strony ,a trzecia z lewej. Czwarta grupa demonów od cięła drogę uciekającemu tumowi. Demony nadlatywały i porywały ludzi jak mewy ryby. Porwani ludzie zachowywali się tak jakby zaraz miała spotkać ich najgorsza rzecz jaka może nim się tutaj zdarzyć. Pewien demon wyłonił się z tumu. Leciał w stronę Marcina. Tuż przed jego twarzą wzniósł się w górę i odleciał z tego miejsca. Kolejny demon chwycił jakiegoś mężczyznę za nogę przewrócił go i wyrzucił na środek pustej przestrzeni gdzie został porwany przez następnego demona. Marcin dostrzegł też jak demon zanurkował w środek uciekającego tłumu wyrzucił on pewnego człowieka w górę gdzie został przechwycony przez drugiego demona. Przeraźliwy głos pirata doszedł do uszów Marcina. Marcin zerknął na niego i zobaczył jak pirat ucieka przed dwoma demonami. Biegł do tłumu bo chciał się w nim ukryć. Trzeci demon wyłonił się z pod powierzchni tuż  nad twarzą pirata. Demony porwały pirata. Grupka demonów odleciała z tego miejsca. Z porwanymi ludźmi zmierzali w stronę horyzontu. Marcin obserwował odlatujące demony dostrzegł też porwanych ludzi. Byli w stanie głębokiej rozpaczy. Zobaczył też pirata jego twarz była kamienna jakby był myślami gdzieś daleko od tego miejsca. W miarę upływu czasu demony stawały się coraz mniejsze. W końcu znikły z oczów Marcina.

 

R.9

Marcin obserwował kamienny pałac. Widział dokładnie wrota o których wspominał pirat. Spoglądał na nie. Leżały na podłożu kilka centymetrów od ściany pałacu. Otwierając się przesuwały się do podłożu. Odsłaniając dziurę sięgającą głęboko pod powierzchnie. Była idealnie okrągła jak otwór w studzience kanalizacyjnej. Z niego wylatywały demony. Z bijały się wysoko w górę i rozchodziły się równomiernie po nieboskłonie. Gdy wyleciały wrota zaczęły się zamykać. Trwało to kilkadziesiąt minut. Powolnym ruchem przesuwały się po powierzchni zakrywając dziurę i wydając przy tym charakterystyczny dźwięk. Który ledwo był słyszany przez Marcina. Potem Marcin słyszał wyłącznie jęki wycia i przekleństwa. Czuł ból i zamęt w głowie. Mijały godziny. Natarczywe myśli zawładnęły głową Marcina. Słowa pirata odważane były w umyśle Marcina niczym piosenka w odtwarzaczu. Kamienne wrota, droga, miejsce z którego można uciec z tego świata. Jedynie o tym mógł myśleć. Z początku od ganiał owe myśli, potem się podał tym myślą. Na końcu uwierzył że morze uciec z tego miejsca. Mijał czas kamienne wrota otwierały się systematycznie co kilkadziesiąt godzin. Z reguły  otwierały się szybko zaś zamykały bardzo wolno. Marcin zastanawiał się czy zdążył by dobiec i skoczyć do dziury za nim wrota ją zasłonią. Myślał. Gdy stwierdził że dał by radę dobiec. Zaczął zastanawiać się czy da radę uciec z tego świata. Czy owe miejsce w ogóle istnieje i co zrobią z nim demony gdy go dostaną. Wątpliwości narastały w umyśle Marcina. Był już w stanie odrzucić natarczywe myśli, lecz w ostateczności  stwierdził że nie ma nic do stracenia. Wrota otwarły się demony wystrzeliły w górę. Marcin liczył sekundy kiedy ostatni demon o puści dziurę. Czekał a gdy nadeszła upragniona chwila stanął sparaliżowany. Przyglądał się dziurze zakrywanej przez kamienne okrągłe wrota. Sparaliżował go strach przed mękami jakie zadadzą mu demony ,gdy się dowiedzą że chce uciec. Wrota zakryły dziurę. Marcin pozostał z nowymi wątpliwościami. Które były tak samo natarczywe jak pierwsze myśli. Marcin był rozerwany. Z jednej strony  towarzyszyła mu pokusa ucieczki z tego świata. Wyrwania się od wiecznej męki. Z drugiej strony strach przed konsekwencjami jakie poniesie gdy nie uda mu się ucieczka. Strach przechylił szalę zwycięstwa. Marcin odwrócił wzrok od pałacu, by uwolnić się od natarczywych myśli. Spoglądał na miliardy ludzi palonych wiecznym czarnym ogniem. Zerkał na demony które torturowali niektórych ludzi. Wtedy doszło do Marcina że go to samo czeka. Demony przyjdą po niego. Nie wiedział tylko kiedy ,ale wiedział że jest to kwestia czasu. Marcin spojrzał jeszcze raz na pałac. Zobaczył otwarte wrota. Z dziury wyleciały demony. Było nich tak dużo ,byli tak bardzo ściśnięci że można odnieś wrażenie ,że jest to gejzer wyrzucający w niebo strumień czarnej wody która rozchodziła się na wszystkie strony piekła. Tworząc coś co przypomina grzyb. Marcin wykonał krok który sprawił mu ogromny ból. Po chwili wykonał kolejny ból był potężny lecz słabszy od poprzedniego. Marcin zaciskał zęby i zaczął iści w stronę dziury. Z łzami w oczach wykonywał małe kroki. Przedzierając się przez niezliczoną liczbę ludzi pogrążonych w cierpieniach. Demony wyleciały z dziury i szybko rozproszyły się po prze szczeni. Kamienne wrota zaczęły się zamykać. Marcin przyspieszył kroku. Makler giełdowy obserwował Marcina potem zerknął na pałac i dostrzegł dziurę zakrywaną przez kamienne wrota.

 On chce uciec ! Krzyczał makrel wskazując palcem na Marcina.

Inni potępieni za czeli zerkać na  Marcina. Marcin rozpoczął biec. Ludzie rzucali się na Marcina próbując go podtrzymać. Kopali go ,bili po twarzy pięściami, szarpali krzycząc przy tym.

 Ta kurwa chce uciec !

Marcin z łatwością odpychał ludzi. Niektórych uderzył ,innych kopnął. Gdyż ci ludzie byli spowolnieni ,słabi, wykończeni fizycznie i psychicznie przez ból jaki odczuwali. Próbowali go przewrócić ,przygniatając Marcina swoimi ciałami. Mężczyzna wykonał dwa może trzy kroki kucnął pod naporem ciężaru ich ciał. Potępieni kopali Marcina potwarzy ,żebrach ,brzuchu i plecach. Robili to zażarcie z całą swoją wściekłością. Chcieli się na nim wyżyć za wszystkie męki jakie tutaj cierpieli. Marcin zerknął na dziurę ,która była już do połowy zakryta przez wrota. Marcin zacisnął zęby ścisnął pieści i wytrzeszczył oczy. Powstał. Walczył jak lew odpychając od siebie potępionych. Parł na przód  bijąc się z rzeszą ludzi. Jego ciosy były szybkie,  celne, mocne i brutalne. Potępieni rzucali się na Marcina wrzeszcząc. Ich wrzaski pełne były nienawiści, a z ust ciekła niektórym piana. Marcin nie zważając na nich parł na przód walcząc jak lew z ludźmi którzy chcieli go podtrzymać. Jednego uderzył pięścią  w twarz. Drugiego kopnął. Pięciu popchnął. Marcin skoczył na pewną kobietę z jej barku odbił się rzucając się w garstkę ludzi oddzielających  Marcina z pustą przestrzenią rozciągającą się  wokół  kamiennego pałacu. Marcin wyrwał się z tumu. Padł na ziemie. Szybko powstał. Zaczął biec w stronę kamiennych wrót. Tłum krzyczał z ogromną siłą.

 On chce uciec !

Marcin nie zważał na ich wrzaski. Przed oczami widział dziurę zakrywaną przez kamienne wrota. Mężczyzna przyspieszył swój bieg. Pewien demon poruszony wrzaskami ludzi zerknął  w ich stronę. Zobaczył biegnącego Marcina. Demon dał znać pozostałym demonom . Kilka demonów zaczęło lecieć do Marcina. Kamienne wrota zakryły większości  dziury. Marcin biegł ścigał się z czasem. Mężczyzna nie czuł zmęczenia ani bólu. Jego wzrok skupiał się na dziurze. Demony zbliżały się do Marcina. Mężczyzna biegł najszybciej jak tylko potrafił. Już tylko skrawek dziury nie została  zakryta przez kamienne wrota. Odległości miedzy Marcinem a wrotami wynosiła kilka metrów. Marcin odwrócił się . Zobaczył demony lecące w jego stronę. Marcin  włożył  ogromny wysiłek by biec jeszcze szybciej. Mijały  sekundy a wrota zakrywały dziurę . Demony zbliżały się do Marcina. Marcin biegł zmniejszając dystans miedzy dziurą a nim. Za pleców czół  oddech demonów. Pewien demon wyciągnął rękę do Marcina. Brakowało kilka centymetrów by demon mógł pochwycić Marcina. Z każdą sekundą długość  miedzy Marcinem, a rękę demona zmniejszała się milimetr po milimetrze. Wcześniej Marcin zdołał do biec do dziury i wskoczył w nią. Kamienne wrota zakryły dziurę tuż przed twarzą demona.

 

 

R.10

Kilka demonów spotkało się w w ciemnym zamkniętym  pomieszczeniu. Na środku tej komnaty unosił się wir świecący niebieskim światłem. Ogarnął sporą części komnaty. Demony stały wokół tego wiru spoglądając w sam środek. Widzieli pewne plemię mającą swoją osadę w niedostępnej części tropikalnego lasu. Na niebie była noc. Członkowie plemienia wprawieni w trans rytmicznymi uderzeniami bębnów tańczyli wokół płonącego ogniska. Przystrojeni byli w skóry dzikich zwierząt i pióra ptaków. Pośrodku nich stał szaman śpiewał ochrypłym głosem magiczne zaklęcia. Przywoływał duchy przodków plemienia. W swych modłach prosił duchy o łaski i wsparcie dla swojego plemienia.

 Przejmijcie go – powiedział demon stojący pośrodku okręgu.

Dwóch demonów stojących na wprost niego włożyły głowy w wir. Po chwili szaman plemienia zawarczał przeraźliwym głosem. Podobny był odgłosowi ryczącego zwierza. Plemię przeraziło się szamana. Zaczęło uciekać od jego oblicza. Demony się śmiały z tych ludzi Część z nich po przewracała się na podłogę i nie mogła powstać. Jakiś demon próbował opanować swój śmiech, męczył się przez kilka minut. Nie zdołał. Drugiemu się  udało na chwile nawet powstał.

 Ryknij jeszcze raz – powiedział śmiejąc się w połowie zdania.

 Nie bo nie wytrzymam ! Krzyczał inny demon.

Szaman ryknął kolejny raz. Dźwięk był jeszcze bardziej głośniejszy i przerażający. Członkowie plemienia po wybiegali z kryjówek i oddawali pokłon szamanowi nie ośmielając zerkać na jego nogi.

 Co oni robią co oni robią ha ha ha ! Krzyczał demony.

Demony jeszcze mocniej się śmiali. Bawiło nich to że tanimi sztuczkami mogą spowodować takie przerażenie wśród tej społeczności. Zrobią i uwierzą wszystko co się nim powie. Kpili z ich mentalności ich wiedzy o otaczającym ich świecie i inteligencji. Demony powstały niektóre próbowały przestać się śmiać z różnym skutkiem. Przez moment zapanowała grobowa cisza. Demony wpatrywały się w plemię bez żadnych emocji. Do czasu kiedy kolejny demon zaczął się śmiać. Najpierw z jego wnętrza wydobywał się delikatny chichot. Potem zaczął wyć ze śmiechu. Po chwili przyłączyli się do niego reszta demonów.

 Dość dość starczy już tej rozrywki ! Krzyczał jeden z demonów.

 Weźmy się wreszcie za robotę – dodał.

 To skoro nas tak rozbawili może byśmy im w czymś pomogli – odezwał się kolejny demon.

 Czego im trzeba ? Zapytał demon stojący na sirotka okręgu.

 Kilka kilometrów od wioski przez busz przemieszcza się dość liczne stado. Dotarcie do niego zajęło myśliwym niecałe dwa dni – odpowiedział demon.

 Naprowadzicie ich ! Rozkazał demon stojący w środkowej części tego okręgu.

Szaman plemienia wyszedł z transu. Mężczyzna przewrócił się i leżał na ziemi przez kilka minut. Członkowie plemnia powstali i wolnym krokiem zbliżali się do szamana mając jeszcze niepokój swoich sercach. Szaman powstał wyciągnął ręce ku niebu ,a oczy ku gwiazdą. Zaczął mówić do plemienia doniosłym głosem.

 Duchy przodków okazały nam dzisiaj łaskę. Z prowadzą do nas dorodną zwierzynę. Która nad brzegiem wielkiej rzeki matki będzie na nas czekać.

Demony spoglądały w środek wiru. Ujrzeli wnętrze starożytnej świątyni zdobionej rożnymi malowidłami. Przy ścianie stał olbrzymi posąg przedstawiający boga wojny. Rzeźba ta miała tułów człowieka zaś głowę byka z dużymi ładnymi rogami. Obok posągu stał kamienny ołtarz zaplamiony krwią. Za ołtarzem stał rząd młodych pięknych kapłanek. Ubrane były w drogie szaty. Pośrodku ich stała staruszka wpatrywała się w króla który stał  pośrodku tej komnaty. Ubrany był w śliniącą zbroję.

 Czego on chce ? Zapytał demon stojący pośrodku okręgu.

 Chce iści na wojnę.

 Ile cierpienia przyniesie ta wojna ? Padło kolejne pytanie z ust demona stojącego pośrodku.

 Jeżeli on zwycięży to sporo – odpowiedział demon.

 Ale szanse na zwycięstwo są pół na pół – wtrącił się kolejny demon.

 Do czego zmierzasz – powiedział demon stojący pośrodku patrząc na niego.

 On i jego przeciwnik dysponują podobnym uzbrojeniem i porównywalną liczbą wojska. Mają wyrównane szanse. O zwycięstwie może przesądzić pogoda. Jeżeli ruszy na wojnę przez północ na potka burzę ,która spowolni go o kilka dni. Wtedy jego przeciwnik osiądzie dogodne pozycje strategiczne i gdy dojdzie do bitwy. Jego armia zostanie zdziesiątkowana. Jeżeli pójdzie przez południe będzie wędrował wiele dni przez spaloną słonicę pustynie. Pustynie słonice osłabi zdolności bojowe jego żołnierzy i gdy dojdzie do starcia jego armia będzie zbyt osłabiona by sprostać wojsku jego rywala.

 Co ty mówisz jeżeli wyruszy od razu zdąży przed burzą i wtedy zdziesiątkuje armie rywala – wtrącił się inny demon.

 A jak coś innego go spowolni – powiedział demon któremu przerwano wypowiedzi.

 Niby co ? Zapytał demon który mu przerwał.

 Tysiące rzeczy może go spowolnić nawet wiatr – odpowiedział demon demonowi.

 A co się zdarzy jeżeli jego rywal zwycięży – wtrącił się trzeci demon.

 Pójdzie dalej a na podbitych ziemiach wprowadzi krwawy terror – powiedział demon.

 To co za różnica który z nich wygra. To o co nam chodzi i tak osiągniemy – rzekł trzeci demon.

– Przejmuje tą starą – powiedział czwarty demon który zaczął wkładać głowę w niebieski.

 Wir.

 Stój. Co mu powiemy ! Wrzasnął  drugi demon.

 To co zwykle. Bogowie cię wybrali na pana świata. Rzucą tobie na kolana wszystkie narody. Dadzą wszelką ziemie na którą spojrzysz którą zapragniesz. Napełnią po sam sufit twoje skarbce spichlerze. A twoja armia będzie jak błyskawica niszcząca wszystko co na potka – powiedział pierwszy demon.

 A jak przegra to co mu wtedy powiemy ? Zapytał drugi demon.

 Królu królów bogowie ci błogosławili z chwilą twych narodzin. A tyś królu z gardził ich błogosławieństwem. Przez to odwrócili się od ciebie ich błogosławieństwo stało się przekleństwem ,a twój rywal stał się twoją plagą. Powody takiego przekleństwa zawsze się znajdzie. To złożył za małą ofiarę, albo nie złożył jej wcale. Źle świętował jakieś tam święto ,albo o nim zapomniał. Jak chce się uderzyć psa to kij się zawsze znajdzie – odpowiedział pierwszy demon.

 Gdyby powiedzieć coś dwuznacznego. Żeby dotyczyło zarówno jego jak i jego rywala – powiedział trzeci demon.

 Nie myślcie już o tym. Ja wiem co mam powiedzieć – powiedział czwarty demon wkładając głowę w niebiesko świecący wir.

Król stał dumnie spoglądał na posąg. Czuł się kimś wyjątkowy ,wybranym, powołanym do najwyższych rzeczy. Uważał się równy bogom. Myślał że sam jest bogiem na ziemi. Staruszka która stała na wprost króla, nagle zaczęła mówić mocnym ochrypłym męskim głosem. Od razu spostrzec można że coś ją opanowało.

 Z wojny zwycięstwom wróci ten któremu bogowie błogosławią – powiedziała staruszka.

Król przekonany o swojej wyjątkowości ,był pewny że to on jest ten któremu bogowie błogosławią. Jeszcze dzisiejszego dnia ruszył z armią na wojnę. Demony spoglądały w niebieski wir, wpatrując się w jego środek. Widzieli pewien pusty dom. Nagle niebieski wir znikł. Do pomieszczenia wszedł przez ścianę kolejny demon mówiąc.

 Many problem.

 Co jest – powiedział ze złością demon stojący pośrodku okręgu.

 Jakiś człowiek wdarł się do wielkiego pałacu chyba zmierza do zakazanego miejsca – odpowiedział demon który przed chwilą wszedł do pomieszczenia.

 Skąd on o tym wie ? Zapytał demon stojący pośrodku okręgu.

 Pewnie pirat mu powiedział – odpowiedział demon który przed chwilą wszedł do pomieszczenia.

 Mamonie – zawołał demon stojący pośrodku okręgu.

Z okręgu wyłonił się jeden z demonów. 

 Zajmij się tym – odpowiedział demon stojący pośrodku okręgu.

 

 

 

R.11

Marcin znalazł się w olbrzymiej hali. Panował w niej półmrok  i potworny niedotrzymania mróz. Z podłogi wydobywały się wodorosty które wznosiły się w górę na wysokość piersi Marcina. Wodorosty fałdowały tak jakby znajdowały się podwodą i oddziaływał na nie prąd morski. Nad ich czubkami unosiły się kryształowe kulę. Cała podłoga hali była gęsto pokryta  owymi roślinami. Marcin z trudnością przedzierał się po miedzy nimi. Na końcu hali był podest ,na którym znajdowała się kryształowa kula pokaźnych rozmiarów. Z łatwością z mieścił się w jej wnętrzu człowiek. Marcin rozglądał się dookoła  przyglądał się ścianą ,sufitowi ,podłodze i kryształowym kulą. Był zdezorientowany. Jego wzrok przykuła pewna kryształowa kula. Marcin wpatrywał się w nią od dłuższego czasu dostrzegł niebieskie iskry pojawiające się na powierzchni kuli. Marcin zaczął zbliżać się do niej. Niebieskie iskry stawały się coraz bardziej widoczne zmieniły się w pulsujące niebieskie światło. Marcin przybliżył twarz do owej kuli i wtedy wydobył się z niej  niebieski błysk który uderzył Marcina. Mężczyzna powstał po pewnym czasie spostrzegł że znajduje się w jakimś ciemnym pokoju. Ściany tego pokoju wytapetowane zostały niebieską tapetą na wprost niego znajdowała się mała szafka do której przymocowane było lustro. Marcin leżał na łóżku oglądał ręce które niebyły jego. Marcin w stał i poszedł do lustra. Zobaczył w jego odbiciu zupełnie inną męską twarz. Przeraził się i natychmiast wybiegł z pokoju. Biegł po klatce schodowej oświetlonej przez jarzeniówki, zamontowane na suficie tego budynku. W biegł na schody. Zrobił to odruchowo jakby był pod wpływem adrenaliny. Piął się schodami ku górze wbiegając z jednego pietra na drugie. Nim się ogarnął był już na ostatnim pietrze tego budynku. Znajdowały się tam tylko jedne drzwi prowadzące na dach. Marcin przeszedł przez nie i osłupiał zobaczył tysiące latających maszyn poruszających się po niebie. Zobaczył też metalowy most ciągnący się daleko poza horyzont miejskiej aglomeracji. Marcin wskoczył na most i szedł nim. Latające maszyny latały miedzy wieżowcami które były tak wysokie że sięgały do chmur. Ludzi których zobaczył ubrani byli syntetyczne ubrania. Usłyszał głośny metaliczny dźwięk wydobywający się z tyłu głowy. Marcin odwrócił się. Zobaczył nadjeżdżający pojazd który przypominał pociąg. Reflektory maszyny oślepiły Marcina. Nic nie widział prócz białego światła. Nagle niewidzialna siła uniosła go w powietrze, a potem rzuciła jego o ziemie. Marcin od razu odzyskał wzrok. Znajdował się w hali leżał obok wodorostu z kryształową kulą. Na wprost niego stał demon oddalony od Marcina o kilka metrów. Demon na imię miał Mamon. Z jego ciała oderwał się kawałek ciemnej materii która przybrała postać węża. Wąż ten był szeroki na trzy metry a jego grubości wynosiła pięćdziesiąt centymetrów. Marcin odpychał się nogami cofając się w tył zaś wąż rozpoczął się klonować. Najpierw podzielił się na dwa węże z dwóch podzielił się na cztery ,a z czterech na osiem wężów. Marcin powstał wykonał trzy duże kroki w tył. Odwrócił się i zaczął biec. Węże za syczały ukazując swoje kołnierze, czerwone ślipia , duże kły i ruszyły w pogoń za Marcinem. Marcin biegł najszybciej jak tylko potrafił. Węże przebyty przez Marcina dystans z łatwością pokonały w kilka chwil. Szykowały się do zatopienia swoich kłów w jego ciało. Lecz mężczyzna niespodziewanie skręcił w lewo. Węże rozdzieliły się próbując okrążyć Marcina. Zatoczyły olbrzymie koło. Marcin nie zauważył tego biegł na wprost siebie. Koło zaczęło się zaciskać wokół niego. Jeden z ośmiu wężów chciał się wgryź mu w nogę lecz i tym razem Marcin niespodziewanie skręcił w prawo. Kolejny wąż skoczył na twarz Marcina lecz mężczyzna w porę odskoczył w bok. Padł na ziemie przeturlał się kilka razy powstał i zaczął biec zygzakiem. Zatrzymał się gdy zobaczył zbliżające się węże ze wszystkich stron. Wtedy dotarło do Marcina że został przez nie otoczony. Jeden z ośmiu węży wyłonił się tuż przed twarzą Marcina. Otworzył paszcze odsłaniając  swoje kły i głośno za syczał. Marcin instynktownie wykonał krok w tył chwycił jedną z kryształowych kul i rzucił ją w węża trafiając prosto w głowę. Kula potłukła się. Niebiesko świecący pyłek który był wnętrzu  kuli pokrył ciało węża i zaczął je palić. Wąż miotał się z bólu przez pewien czas. Potem przestał leżał nieruchomo jak by był martwy. Niebieski pyłek rozpuścił ciało węża. Marcin rozglądał się dookoła obserwując zbliżające się węże. Potem zerknął na kryształowe kule. Rozpoczął na powrót bieg. Zmierzał do upatrzonego w wcześniej węża. Po drodze chwycił dłonią kryształową kulę. Marcin był już blisko celu. Za toczył półokrąg wokół  wodorostu i rzucił kulą w węża. Trafił w jego lewy bok. Kula potłukła  się. Niebieski pył wytworzył małą chmurę ,która pochłonęła i unieszkodliwiła węża. Marcin wydostał się z okrążenia. Chciał jak najszybciej wydostać się z tej hali. Zaczął odczuwać słabe zmęczenie. Jeden z wężów zorientował się że ofiara uciekła z zasadzki. Poprzez charakterystyczne sykniecie powiadomił pozostałe węże. Marcin biegł zmęczenie stawało się coraz silniejsze. Zaczął odczuwać kolkę. Z prawej strony dostrzegł węża. Wąż szykował się do ataku. Marcin chwycił kryształową kulę i rzucił w nią w węża, gdy ten próbował chwycić go szczękami. Kula w padła do gardła. Wąż odruchowo zacisnął paszcze miażdżąc kryształową kulę. Od razu się zatrzymał i zaczął charczeć.  Pozostałe węże wyprzedziły go. On zaś charczał po chwili jego ciało stało się całe niebieskie. Na końcu wąż padł. Marcin biegł po drodze zabierał kryształowe kule. W pewnym momencie zatrzymał się i zaczął rzucać nimi w najbliższego węża. Wąż przed pierwszą kulą odsunął głowę. Przed drugą ogon. Przed trzecią przeturlał się w tył. Czwarta kula leciała prosto na tułów węża. Wąż napiął bardzo mocno wszystkie mięśnie i w jednej chwili je puścił odskakując w ten sposób przed czwartą kulą. Wylądował w wodorostach. Marcin rzucił ostatnią kule w stronę węża. Kula się potłukła wytwarzając niebieską chmurę ,z której wydobywał się przeraźliwy syk węża. Inny wąż rzucił się na Marcina. Wyskoczył z boku i przewrócił ciężarem swojego ciała mężczyznę. Wąż otworzył paszcze odsłaniając swoje długie kły. Zaczął przybliżać je do głowy Marcina. Marcin zacisnął pieści nabierając w ten sposób garści niebieskiego pyłu. Wpatrywał się w paszcze węża. Obserwował  jak przybliżał się do jego głowy. Czekał. Gdy głowa Marcina znalazła się w paszczy węża i wąż zaczął ją zaciskać. Wtedy Marcina sypnął pyłem prosto w wężowe oczy. Wąż odskoczył od Marcina. Zaczął miotać głową na wszystkie strony. Jego  ciało zmieniło kolor na niebieski, po czym się  rozpuściło. Marcin wstał i zaczął biec. Goniły go trzy węże. Marcin wziął kule i rzucił  ją  za siebie. Pierwszy wąż uniknął trafienia odsuwając się w bok. Drugi wąż na nią wpadł rozbijając ją swoim ciałem. Niebieski pył rozpuścił węża. Trzeci wąż przyspieszył napiął wszystkie swoje mięśnie i skoczył na Marcina. Marcin kucnął. Wąż przeleciał nad jego głową uderzając w wodorosty.  Swoim ciałem stuk kilka kul. Niebieski pyłek od razu rozpuścił węża. Marcina gonił już tylko jeden wąż. Mężczyzna czuł jego oddech za plecami. Był już prawie na drugim końcu hali. Marcin jeszcze raz zmienił kierunek. Teraz zmierzał do największej kryształowej kuli. Wąż za nim. Zmęczenie dawało mu się we znaki. Kolka nasiliła swe działanie ,a pot zalewał oczy Marcinowi. Odległości miedzy podestem a Marcinem wynosiła trzy może cztery metry. Wąż napiął swoje mięśnie i skoczył na Marcina. Mężczyzna w ostatniej chwili padł na ziemie tuż przed podestem. Wąż leciał w prost na dużą kryształową kulę. Owa kula w jednej chwili wytworzyła białe światło, które przemieniło węża w czarny niegroźny dym. Białe światło wydobywające się z największej kryształowej kuli oświetliło całą halę i zarazem oślepiło na moment  Marcina. Gdy Marcin odzyskał wzrok zobaczył przed oczami raj z którego wychodziły aniołowie. Najpierw ukazała się sylwetka jednego anioła. Potem ujrzał ich mnóstwo. Całą armie aniołów ,które szły za tym jedynym. A on prowadził ich do nowego obcego świata.

 Na początku w Bogu zrodziła się miłość przez którą to wszystko się stało i którą posłał później na krzyż – mówił nieznany głos do Marcina – stworzył nas doskonałych pod każdym względem. Byliśmy wdzięczni Bogu za to jakim nas stworzył. Dlatego oddawaliśmy mu cześć i chwałę. Kochaliśmy go a im bardziej go kochaliśmy tym więcej od niego otrzymywaliśmy. A najwięcej z nas wszystkich otrzymał szatan. Otrzymał tak wiele że był pełen podziwu dla samego siebie. Zaczął szczycić się samym sobą. Bogu się to nie podobało bo ograniczało miłości Szatana wyłącznie do samego siebie. Bóg chciał by Szatan kochał nie tylko siebie ale wszystkich żyjących w raju. Dlatego kazał poniżyć się Szatanowi. Szatan nie chciał powiedział. Chce być panem własnego losu. Nie chce słuchać Boga i przestrzegać jego nakazów. Chce mieć własny świat w którym to ja będę panem własnego losu. Będę w nim robił co będę chciał. Jak powiedział tak się stało. Bóg specjalnie dla niego uczynił nowy świat w którym mieszkał Szatan inni aniołowie którzy poszli za nim.

Marcin zobaczył ten świat. Był piękny piękniejszy od raju. Szatan i pozostali aniołowie mieszkali w nim. Lecz żaden z nich nie zachwycał się owym pięknym światem. Wpatrywali się oni w pewną ciemną materie. Która była małą dziurą w owej przestrzeni.

 J  tak Bóg uczynił piekło ,które wtedy było piękniejsze od raju. Więcej szczęścia i radości znalazł byś wtedy w piekle niż w raju. Szatan i aniołowie którzy za mieszkali w piekle zdecydowali że nie będą tacy jak Bóg staną się jego odwrotnością. Będą w odwrotności do wszystkiego czym Bóg się kieruje i co tworzy. A odwrotnością tworzenia jest zniszczenie. Odwrotnością światłości piękna jest ciemności brzydota. Odwrotnością szczęścia radości rozkoszy jest smutek i cierpienie. Odwrotnością miłości jest nienawiść. Odwrotnością dobra jest zło.

I wtedy owa dziura wybuchła. Wybuch ten pochłonął cały ten świat. Marcin leżał na podeście obok dużej kryształowej kuli. Blask zaczął słabnąć. Obok jego stał Mamon który mówił do Marcina. Jego głos był taki sam jaki słyszał podczas wizji. A mówił Mamon do Marcina owe słowa.

 Potem  zaproponowaliśmy pozostałym aniołom by przeszli do nas stali się jego przeciwieństwem. Aniołowie byli ciekawi zła którego nie znali i niektórzy z nich przeszli do nas. Wtedy Bóg przestał tworzyć istoty doskonałe stworzył człowieka. Stworzył was słabych ograniczonych umysłowo jak i fizycznie. Tak wiele rzeczy jest was wstanie zabić tam na ziemi. Uczynił was takich by was chronić przed złem. Bo gdyby byliście jak aniołowie mielibyście taki sam wybór miedzy dobrem a złem jak aniołowie a tak nie wiecie co jest dobre a co złe. Coś co dla ludzi jest  dobre dla Boga jest złe. Coś co dla ludzi jest złe dla Boga jest dobre. Na początku byliście całkowicie wolni od zła. Bóg z wami mieszkał mogliście go widzieć a my mogliśmy o tym marzyć. Patrzyliśmy na was zazdrością i spoglądalibyśmy do tej pory gdyby nie pewna furtka jaką Bóg nam zostawił została otwarta.

Mamon przyłożył głowę Marcina do kryształowej kuli. Marcin zobaczył dwóch ludzi kobietę i mężczyznę. Byli nadzy a ich skóra była czarna zęby mieli wysunięte do przodu ,a czoła szersze. Przypominali bardziej małpy niż ludzi. Stali  na  wprost drzewa . Zamiast gałęzi miało węże które fałdowały poruszane przez wiatr. Z ich pysków wystawały owoce. Kształtem przypominające brylanty w których we wnętrzu znajdowała się niebieska ciecz. Owi ludzie zerwali jeden z tych owoców. Splunie go skosztowali. Niebieska ciecz spływała po ich policzkach.

 Grzech pierworodny – mówił Mamon do Marcina – Biblia przedstawiała go jako historie z zakazanym drzewem. Zakazanym owocem. Ale tak naprawdę jest to chęć poznania zła ,przez pierwszych ludzi którzy wtedy go niezlani. Nawet sama nazwa mówi drzewo wiadomości dobra i złego. Usuniemy drzewo to zostanie wiadomości dobra i złego. Dobro znali Bóg stworzył świat jako dobry ale zła nie znali bo go wtedy nie było na świecie. Usunąć dobro to pozostanie zło. Pierwszy grzech to chęć poznania zła. Biblia przedstawiła go jako historie z zakazanym drzewem. Zakazanym owocem ale jak naprawdę ludzie go popełnili to tylko Bóg wie – mówił Mamon Marcinowi.

Marcin zacisnął pieść i uderzył w kryształową kulę. Kula się zachwiała i poleciała prosto na demona. Uderzyła w niego i od razu pękła. Potężny błysk jaki wydobył się z potoczonej kryształowej kul wyrzucił Mamona na drugi koniec hali. Zaraz potem Marcin powstał i jeszcze szybciej opuścił halę.

 

 

R.12

Marcin opuścił halę. Znalazł się  w korytarzu który przypominał miejski kanał tylko nieczystości w nim nie pływały. W korytarzu panował mrok. Marcin biegł najszybciej jak tylko potrafił. Uciekał przed Mamonem. Wyobrażał sobie że jest za jego plecami i wyciąga go niego ręce. Prawie czuł ich  dotyk na swoich plecach. Chciał już krzyczeć ,lecz w ostatecznej chwili owe uczucie odeszło od niego. Znikło. Marcin z niepokojem w sercu obejrzał się za siebie. Spostrzegł że nie ma za nim nikogo prócz pustej przestrzeni. Zatrzymał się. Oparł swoje ręce o kolana. Mocno oddychał wykonując głębokie wdechy i głębokie wydechy. Trwał w tej pozycji przez chwilę nabierając siły przed dalszym wysiłkiem. Gdy zmęczenie przestało dręczyć Marcina. Mężczyzna  rozpoczął bieg. Korytarz prze który biegł Marcin był długi. Ściany tego korytarza zagłuszały dźwięki jakie wydawał biegnący Marcin. Na suficie znajdowały się okrągłe otwory. Z niektórych  otworów wydobywały się przeraźliwe dźwięki wydawane przez demony. Z niektórych nie. Marcin zbliżał się do jednego z tych otworów. Odgłosy jakie wydobywały się z tej dziury były bardzo głośne. Marcin z początku nie zważał na nie. Stawał się biec jeszcze szybciej. Nie mógł. Gdy jednak Marcin był bardzo blisko tego otworu, przez moment przykuł uwagę do tych dźwięków. Przebiegając wokół otworu odruchowo spojrzał w niego. Zobaczył Szatana na końcu otworu. Na ten widok serce Marcina podeszło mu do gardła. A on natychmiast się przewrócił. W miejscu  w  którym upadł Marcin leżała kość wyrwana przez demony jakiemuś nieszczęśnikowi. Owa kości jeden koniec miała tępy ,a drugi mocno zaostrzony. Wbiła się Marcinowi w kolano gdy mężczyzna padł na podłogę. Ogarnął  Marcina silny ból. Marcin zacisnął zęby a usta zatkał rękami. Wkładał teraz ogromny wysiłek by nie wydać w tej chwili żadnego dźwięku ,który domagał się instynkt jako reakcja na odniesiony uraz. Marcin trwał w tej pozycji. Po jakimś okresie szok minął. Mężczyzna zdoił ręce z ust i zaczął się czołgać. Chciał jak najszybciej oddalić się od tego otworu. Gdy Marcin ukrył się w mroku. Oparł plecy o ścianę korytarzu. Lewą rękę wsadził miedzy zębami. Prawą chwycił kość która przebiła jego kolano. Marcin mocno oddychał z jego oczów spływały pojedyncze krople łez. Nagle szybkim i mocnym ruchem prawej ręki wyciągnął kość ze swojego kolana. Potem przyszedł jeszcze mocniejszy ból. Zęby odruchowo zacisnęły się na prawej ręce. Krew ciekła z poranionego kolana i z miejsca w które w gryzły się zęby Marcina. Marcin przez pewien czas siedział oparty o ścianę  ,zaciśniętymi na prawej ręce zębami. Potem  położył się na brzuchu i zaczął się czołgać. Dźwięki wydawane przez Szatana słabły z każdą chwilą.  Stawały się coraz cichsze aż w końcu znikły. Marcin czołgał się przez dziesięć  ,piętnaście  minut. Nie słyszał nic prócz  głuchej ciszy. Wtedy powstał. Zaczął iści kulejąc. Ból osłab  po pewnym czasie szedł normalnie. Ból jeszcze osłab to zaczął biec. Na początku biegł truchcikiem potem normalnie. Na końcu sprintem. Korytarz był długi jakby ciągnął się w nieskończoność. Ciemność w korytarzu stawała się inna z każdym przebiegniętym  krokiem przez  Marcina. Była bardziej widoczna. Epicentrum tej ciemności znajdowało się bardzo daleko ,lecz Marcin mógł je dostrzec swoim wzrokiem. Mijał czas. Marcin zaczął odczuwać ból miedzy żebrami. Chwyciła go kolka. Epicentrum stawało się coraz bardziej wyraźne dla wzroku Marcina. Najpierw wyłoniły się kraty. Jakby były one z metalu który od wieków pokrywa rdza. Stanowiły one barierę która nie pozwalała do trzeć do epicentrum. Potem ukazał się oczom Marcina rozległa  przestrzeń  trawiona przez czarny ogień, w którym smażyli się  ludzie. Ujrzał też pałace z ludzkich kości ,które rozciągały się daleko poza zasięg wzroku Marcina. Marcin zrozumiał że zbliża się do końca owego korytarzu. Kolka była już bardzo dokuczliwa. Marcin zatrzymał się. Kucnął wykonał kilka głębokich wdechów i wydechów. Potem powstał. Powolnym krokiem  zbliżał  się  do  krat. Ciemność pochodząca z tej  przestrzeni  wypełniła  koniec  korytarza. Ukazując Marcina  który  był widoczny dla każdego kto zerknął w ten otwór. I wtedy pojawiły się demony. Byli tak liczni jak  ryby znajdujące się  w ławicach. Wznosili się w górę i zmierzali w północną części piekła. Jeden z demonów zerknął w otwór. Marcin odruchowo skoczył w tył kryjąc się  w mroku korytarzu. Demon podniósł wzrok w górę i odleciał od tego miejsca. Marcin czekał ukryty w mroku korytarza aż wszystkie demony odlecą. Po pewnym czasie demony znikły z oczów Marcina. Marcin rozglądał się uważnie. Nie zobaczył żadnego demona  w zasięgu swojego wzroku. Podszedł do krat i oparł się o nie. Jeden z prętów wyłamał się i poleciał w dół odbijając się od  ścian pałacu uderzył o powierzchnie piekła. W  kratach powstała wyrwa. Marcin czuł się przez coś obserwowany. Odczuwał czyjąś obecności za plecami. Odwrócił się. Ujrzał wyłaniającego się z sufitu Mamona. Marcin  na ten widok przecisnął  połowę tułowia przez wyrwę w kratach. Teraz próbował przecisnąć głowę. Demon najpierw wyłonił głowę potem zaczął wyłaniać tułów. Marcin na wszystkie sposoby próbował przecisnąć głowę przez wyrwę w kratach. Udawało mu się. Następnie  przecisnął drugą połowę swojego ciała. Znalazł się po drugiej stronie krat. Marcin mocno trzymał się rękami krat . Nogami stał na krawędzi podłogi korytarza która wystawała o kilka centymetrów poza kraty. Przez chwile spoglądał Marcin na Mamona ,który stał po drugiej stronie krat. Potem Marcin puścił kraty i poleciał w dół. Spadając odbijał się o ściany budynku. Podrapał sobie plecy o chropowatą ścianę budynku. Głową uderzył o wystający kamień zaś rękami próbował chwyć się jakiejś nierówności. W ten sposób wyrywając sobie paznokcie. Marcin uderzył o podłoże jego kość zostały pogruchotane. Sekundę później uzdrowione. Czarny ogień dopadł go od razu popalił skórę że pojawiły się na niej bąble i rany z których spływał tłuszcz. Marcin chciał wrzeszczeć z bólu ,lecz nie miał siły. Leżał na plecach i spoglądał w górę. Zobaczył czarną mgłę która rozsadziła kraty wydając zarazem głośny huk. Z tej mgły wyleciał Mamon zostawiając po sobie smugę ciemnej materyj. Pręty leciały na Marcina lecz żaden go nie trafił. Powbijały się w podłoże tuż obok niego. Nagle energicznym ruchem zerwał się Marcin na równe nogi. Obserwował Mamona który leciał zawrotną prędkością zostawiając po sobie smugę ciemnej materyj. Mamon zatoczył półokrąg nad rzeszą cierpiących ludzi i zaczął lecieć w kierunku Marcina. Marcin spojrzał na tumy oddalone od pałacu o kilkadziesiąt metrów. Rozpoczął zmierzać do nich szybkim sprintem. Tum za obserwował lecącego demona i biegnącego Marcina. Zaczął wrzeszczeć kibicować demonowi. Marcin nie zważał na nich. O niczym nie myślał tylko biegną. Jego umysł działał jak komputer w którym zaprogramowany był cel. Do niego zmierzał nie zważając na wszystko co się wokół jego dzieje. Mamon zbliżał się do Marcina znajdował się na pustej przestrzeni. Obniżył swój lot na wysokość klatki piersiowej Marcina. Część jego ciała wbiła się w podłoże tworząc na nim nierówności ,która podobna była płytkiemu rowowi.  Ta nierówność ciągła się za Mamonem równomiernie ze smugom ciemnej materyj. Mamon zbliżał się do Marcina. Odległości jaka ich dzieliła z każda sekundą stała się coraz bliższa. Marcin widział lecącego zawrotną szybkością Mamona. W pierwszej chwili chciał zmienić kierunek swojego biegu ,lecz się  z  trzymał. Przeczuł że Mamon skoryguje swój lot i jego manewr na nic się z dał. Postanowił biec nadal prosto w jego objęcia. Mamon wystawił swoje ręce by pochwycić Marcina. W miarę zbliżania się do niego stawały się coraz bardziej widoczne detale ciała Marcina. Mamon i Marcin pędzili prosto na siebie. Już tylko kilka centymetrów dzieliło ich od zderzenia. Czasu pozostało jeszcze mniej  sekunda morze dwie albo trzy sekundy. Wtedy Marcin odskoczył w bok. Mamon był zbyt blisko Marcina by zmienić kierunek lotu ominął go. Próbował się zatrzymać lecz nie mógł. Tuż przed ścianą pałacu wzbił się pionowo w górę. Marcin przeturlał się kilka razy po podłożu. Powstał i bieg dalej. Masa ludzi wrzeszczała na Marcina. Nie ludzkim a zwierzęcym głosem. W którym pełno było wściekłości nienawiść swoistego szału. Marcin nie zważając na wrzaski ludzi pędził w stronę  rozwścieczonego tłumu. Mamon wzbił się wysoko ponad  pałac i zaczął zapadać prosto na Marcina. Marcin dobiegł do tumu. Próbował się w nim ukryć przed wzrokiem Mamona ,który leciał  do niego niczym jastrząb do padliny. Ludzie odpychali Marcina nie pozwalając wtopić mu się w tum. Marcin po raz drugi w biegł w tum. Odpychając ludzi parł na przód. Ludzie go pochwycili i z powrotem wyrzucili na pustą przestrzeń. Marcin spojrzał w górę. Ujrzał zbliżającego się Mamona który spadł na Marcina pionowym lotem. Mężczyzna w porę odskoczył w bok, zaś demon uderzył w podłoże pozostawiając po sobie nieznaczny krater. Z owego krateru wyłoniło się wybrzuszenie które zaczęło podążać na leżącego Marcina. Marcin leżąc na plecach odpychał się  nogami przesuwając się do tyłu. Obserwował zbliżające się wybrzuszenie, które poruszało się ze znaczną prędkością. Obrócił swój wzrok w stronę ludu który stał równo w szeregu jak żołnierze na mutrze. Lecz jego bystry wzrok dostrzegł nieznaczną  wyrwę w rzędzie. Marcin ponownie spojrzał na wybrzuszenie które znalazło się miedzy jego nogami i zbliżało się do krocza. Marcin odepchnął się rękami wykonał  duży krok i po raz kolejny rzucił się w tum. Rozwścieczeni ludzie rzucali się na niego chcąc go pochwycić i wyrzucić z tumu. On zaś walczył kopał, deptał, skakał, bił ich pięściami, łokciami ,otwartymi rękami, drapał gryzł i parł naprzód. Pewna kobieta skoczyła na głowę Marcinowi. Oplotła swoimi nogami jego szyje. Zaczęła drapać mu twarz. Marcin miotał się jak oszalały. Próbował z rzucić ze swojego ciała ową kobietę. Kolejne osoby rzucały się na Marcina. Kładli się na jego plecach i barkach. Chcieli go przewrócić wagą swoich ciał. Mężczyzna obserwował jak coraz więcej ludzi podchodzi do niego. Nagle poczuł silny ból w nogach który zwalił go z nóg. Kleknął. Marcin ujrzał kobietę która z ogromną agresją kopała go po brzuchu. Czuł wyraźne ciosy zadawane przez kobietę która sprawiały mu dość mocny ból. Kolejny cios otrzymał w jądra ,a jeszcze jeden w odsłonięta części pleców. Marcin padł. Ludzie chwycili go za ręce i nogi. Nagle puścili i odskoczyli od niego. Marcin leżał bezruchu przez kilka sekund. Odtworzył oczy. Zobaczył tum dookoła i trochę pustej przestrzeni ,w której się znajdował. Marcin leżał na ludzkich kościach które ustawione były idealnie wszędzie i posklejane ze sobą. Zasłaniały one krater który był bardzo głęboki i trochę szeroki. Marcin próbował się podnieść i wtedy z postrzegł że jakaś ręka trzyma jego lewą dłoń. Marcin odwrócił  wzrok. Zobaczył rękę demona którą wychodziła spod kości. Była to ręka Mamona. Marcin macał prawą dłonią konstrukcie z ludzkich kości. Spostrzegł że klej mocujący kości jest słaby i bez trudu można wyjąć dowolną kość z konstrukcji. Marcin najpierw wyrwał jedną z kości. Potem  trzymając ją uderzył pięścią z całej siły w podłogę. Rozległ się trzask pękających kości. Spora części konstrukcji oderwała się  i poleciała na dno krateru. Powstała wyrwa która  zaczęła się powiększać. W dość szybkim czasie połowa konstrukcji została pochłonięta przez krater a wyrwa ciągle się powiększała. W przeciągu kilku sekund od  powstania wyrwy Marcin stracił grunt pod nogami. Wtedy Mamon zaczął ciągnąć Marcina do tyłu. Ręka Mamona przesuwała się po jeszcze nienaruszonej konstrukcji ciągnąc Marcina za sobą który łamał elementy konstrukcji swoim ciałem. Ciało Marcina uderzyło o ścianę krateru. Chwile później konstrukcja runęła. Marcin obserwował jak drobne i duże kawałki ludzkich kości toną w otchłani krateru. Ze ściany krateru zaczęła wyłaniać się sylwetka Mamona. Marcin zacisnął kość którą wcześniej wyrwał z konstrukcji. Pod wpływem wcześniejszego uderzenia kość pękła tworząc ostry jak brzytwa kąt. Marcin uderzył owym kątem w swoją lewą rękę. Ręka została obcięta Z kikuta wytrysnął strumień krwi. Marcin  natychmiast poleciał w dół po wykonanym ciosie. Ginąc w ciemnościach krateru w przeciągu paru sekund.

 R.13

Marcin uderzył o dno krateru ,miażdżąc przy tym wszystkie  kości. Po krótkim czasie jego ręka odrosła. Kości się pozrastały ,a wszelkie rany pogoiły się. Wtedy mężczyzna powstał. Znajdował się w olbrzymiej podziemnej pieczarze. Z której zwisały ciemne stalaktyty. W oddali widniały olbrzymie bloki skalne o łukowatym kształcie. Które podtrzymywały sufit pieczary. W suficie były też otwory ,przez które wydobywały się potworne hałasy. Marcin podszedł do najbliższego otworu, jaki znajdował się wokół jego. Stanął na wprost niego . Spojrzał w górę. Zobaczył pomieszczenie zbudowane z ludzkich kości. Do ścian poprzebijani byli ludzie. Mieli porozcinane brzuchy. Na środku sali stał stół ,na którym leżał człowiek. Wokół stołu stali demony ,które torturowali  człowieka. Zdzierali z niego skórę. Chłop się darł ze wszystkich sił. Oni zdzierali z niego skórę. Robili to powolnym ciągłym ruchem. Odsłaniając mięśnie i kości nieszczęśnika. Zadając przy tym jak najwięcej jemu bólu. Potem zaczęli obcinać mu palce. Obcinali jeden po drugim. Najpierw cieli tuż za paznokciem. Potem obcięli połowę palca. Na końcu cały. W ten właśnie sposób obcięli mu wszystkie palce u rąk i u nóg. Do cewki moczowej w sadzili cienki drut. Do odbytu  rozgrzaną do czerwoności kość. Przepuścili przez niego energie. Zachowującą się niczym prąd. Energia ta stopiła drut i spaliła kość. Marcin odszedł od otworu. Szedł prosto przed siebie ,za bardzo nie wiedząc dokąd idzie. Słyszał przeróżne wrzaski charczenie i krzyki. Niektóre zrozumiałe ,inne wcale. Wszystkie spowodowane były wyniku bólu ,lub wściekłości.

 Nienawidzę – krzyczał pewien demon – jak ja nią tu ściągnę. Wybije jej wszystkie zęby. Zeszpecę twarz. Wyrwę piersi i zaszyję pizdę. Będę ją torturować latami jak tylko się da. By zadać jak najwięcej bólu. Jak najwięcej cierpienia. Za to że przez całe lata musiałem jej dokazywać. Chlebic przeróżne pochwały. Wmawiać jej jaka to ona jest wspaniała, wielka, mądra. Budować iluzje że cały świat wokół niej się kręci.

Marcin szedł dalej. Omijając otwory z których wychodziły przeraźliwe dźwięki. Ominął też pierwszy z kamiennych bloków. Na kolejnym przysiadł i trochę odpoczął. Nad jego głową znajdował się otwór ,za którym była komnata. W której nie było nikogo. Oprócz  kilku ludzi przybitych do ścian. Patrząc na nich miało się wrażenie że są nieprzytomni ,lecz niebyli. Odczuwali ogromny ból. Zmęczenie było tak silne że miało się wrażenie iż nic nie czuli. Jeden z nich wyprostował swoja głowę. Zrobił to z wielkim wysiłkiem i rzekł.

 O co chodzi z tym seksem czy trzeba czekać z tym do ślubu ?

 Bóg chce byś zrobił to z partnerką którą najbardziej kochasz i chcesz z nią być na stałe– odpowiedział  drugi  człowiek który nie wyprostował głowy.

 A z gejami ? Padło kolejne pytanie z ust pierwszego.

 Mogą ze sobą mieszkać jak mąż z żoną. Nie mogą się kochać jak mąż z żoną – odpowiedział  drugi.

 A  co się z nimi stanie jak odrzucą abstynencje.

 Jeżeli tylko w tym zawinili to nich za to nie potępią. Gdyby jednak zdecydowali się trwać w abstynencji i wytrwali by. To by im za ten trud wynagrodzili. Bo im więcej poświecisz się  dla Boga tym większą otrzymasz za to nagrodę. Jak nie w tym świecie to w następnym.

 Cicho ! Przerwał trzeci człowiek przybity do ściany.

 Co jest – powiedział pierwszy. 

 Ktoś tu jest – dodał trzeci.

 Gdzie ! Krzyknął  drugi.

 Na dole – odparł trzeci.

Wszyscy trzej mężczyźni spojrzeli na duł prosto w dziurę.  Dostrzegli Marcina. Gdy go dostrzegli zaczęli wrzeszczeć. Marcin od razu zerwał się na równe nogi. Natychmiast zaczął uciekać  stamtąd. Przebiegł kilka metrów ,potem padł na ziemie. Podczołgał się pod inny kamienny blok. Zamarł w bezruchu. Trwał w takiej pozycji mniej niż kwadrans. Może trochę więcej. Czekał aż owe hałasy ustaną. Gdy ustały wstał. Cichym prawie niesłyszalnym krokiem oddalił  się  z tego miejsca. Podłoże pieczary zaczęło się delikatnie piąć ku powierzchni. Otworów w suficie z każdym przebytym metrem przez Marcina ubywało. Przeraźliwy zaś hałas bladł. Marcin zbliżał się do wyrwy ,z której wydobywały się wrzaski. Rozumiał je. Mężczyzna gdy przechodził pod nią spojrzał w górę. Zobaczył demona który bije kobietę. Marcin nie wiedział z którego okresu ta kobieta pochodzi. Czuł wyraźnie że za życia zajmowała się okultyzmem. Demon bił kobietę tak mocno ,tak intensywnie, że jej krew pokryła wszystkie ściany pomieszczenia w którym się znajdowała. Bijąc ją wrzeszczał.

 Za to że mi rozkazywałaś. Kazałaś mi przenosić rożne rzeczy, uzdrawiać, przepowiadać przyszłość. Musiałem udawać zmarłych, charczeć ,stukać ,a gdy miałem przestać przestałem. Bawiło cię to jebano kurwo. Myślałaś że maż na dem nom władzę głupia byłaś bo nikt niema. Nikt.

Marcin przeszedł pod wyrwom i poszedł dalej. Chwile potem nastała martwa cisza. Marcin zaczął odczuwać ból i gorąco. Był to znak że zbliża się do wyjścia z pieczary. Marcin zatrzymał się na chwile zacisnął zęby i stał. Gdy jego ciało przyzwyczaiło się do bólu ,ruszył dalej. Pieczara zaczęła maleć. Jej podłoże pięło się ku górze ,po którym Marcin szedł. Sufit zaś się  obniżał. Belki skalne zmalały. Stalaktytów już wcale nie było. Mrok z pieczary zaczął się mieszać z mrokiem z powierzchni. Do wnętrza pieczary w dał się czarny ogień. Od razu pojawiły się bąble i rany na skórze Marcina. Marcin siadł przechodził miedzy dwoma ,już nielicznymi otworami. W tej części jaskini. Słyszał wyraźnie  i  zrozumiale słowa jakie  wydobywają się  z owych otworów.

 Trzeba nich tu ściągnąć ściągnąć. Jak najwięcej żeby ich tu było. A mielibyśmy wszystkich. Każdego człowieka gdyby nie ta śmierć na krzyżu – Krzyczał demon z prawego otworu. W jego głosie pełno było wściekłości ,lecz z lewego otworu jeszcze więcej wychodziło nienawiści.

 Nie idź tam. Nie słuchaj go. Odejdź od niego. Nierób tego. Nierób. Nie. Nie. Ja pierdole. Straciłem ją. Już  jej nie ściągniemy. Nie .Wszystko przez tą śmierć – wrzeszczał demon z lewego otworu.

Marcin nie zawracając sobie  głowy tymi wrzaskami ,szedł dalej. Oddalając się od otworów dźwięki wydawane przez demonów i ludzi cichły. Aż w końcu ucichły. Zapanowała głucha grobowa cisza. Marcin pod  wpływem rosnącego bólu stanął. Spoglądał na swoje ciało patrząc jak z ran skapuje tłuszcz przemieszany z krwią. Spojrzał na wprost siebie . Zobaczył wyjście z pieczary. Oddalone było od niego o kilkadziesiąt metrów. Marcin ruszył. Idąc nie spuszczał wzroku z wyjścia, przypominające krecią norę. Mrok pieczary całkowicie  ustąpił. Mrokowi z powierzchni. Na drodze Marcina stanęły głazy, które z każdym przebytym metrem stawały się coraz większe. Tuż przed wyjściem były wstanie dorównać wysokości ciała Marcina. Wyjście z pieczary zaczęło się powiększać, z każdym metrem przebytym przez Marcina. Wzrok Marcina był już wstanie zobaczyć powierzchnie. Marcin widział wyraźnie ludzi smażonych w piekielnym ogniu i demony unoszące się nad ich głowami. Po chwili do jego uszów zaczęły dochodzić wrzaski cierpiących ludzi. Z początku były ciche niemrawe Gdy Marcin zbliżył się odpowiednio blisko do wyjścia. Wrzaski i jęki nabrały mocy. Marcin podbiegł do jednego z głazów. Kucnął przed nim i skrył się za nim. Wychylił na chwilę głowę. Widział wyraźnie tłum jaki stoi przed  wyjściem z pieczary. Odgłosy słowa wydobywane z ust tłumu dochodziły do uszów Marcina. Niebyły zbytnio zrozumiałe. Marcin chciał ich słyszeć lepiej. Zorientował się  że będąc w pieczarze jest  niewidoczny dla oczów tłumu. Natychmiast podbiegł do kolejnego głazu. Leżącego na prawym końcu pieczary tuż przy ścianie. Skrył się za nim. Marcin był wystarczająco blisko wyjścia z pieczary ,by dokładnie usłyszeć i zrozumieć każde słowo jakie wyszło z ust ludzi. Będących na powierzchni. Widoczność miał kiepską. Gdyż nie mógł wychylić głowy ,by nie został zauważony przez tłum. Do strzegł jednak że na równoległym głazie jest mała szparka. Przez którą będzie mógł obserwować tłum. Nie będąc w obawie że zostanie przez kogoś zauważony. Marcin ustawił się w dogodnej pozycji do skoku. Zacisnął zęby napiął mięśnie i czekał. Gdy wyczuł odpowiedni moment skoczył. Wylądował na powierzchni pieczary. Przeturlał się po niej i podbiegł do głazu. Całe zajście trwało niecałą sekundę. Marcin poruszał się zgrabnie  niczym kot ,a szybko jak błyskawica. Od razu kucnął kryjąc się za nim. Marcin nasłuchiwał. Gdy stwierdził że nie został za uwarzony. Przybliżył oko do szpary. Obserwował tłum który był tak liczny że nie mógł ogarnąć go wzrokiem. Ludzie których obserwował wrzeszczeli jęczeli i darli się. Jedni z bólu a inii z nienawiści.

 

 

 

 

R.14

Marcin zaczął rozróżniać poszczególne słowa. Już niebyły jednym hasłem krzyczanym przez tłum. Tylko każde słowo każdy wyraz wychodził z ust pojedynczych osób.

 Ty chuju jebany. Żeby cię  demony wzięły. Żeby cała twoja rodzina tutaj się znalazła. By cię  torturowano latami – krzyczała kobieta w stronę  mężczyzny którego za życia nigdy nie znała nie widziała.

 Jak ja bym chciała zobaczyć tu taj męża syna córkę matkę i ojca – wrzeszczała ina kobieta.

 Matko ty kurwo. Czemuś mnie urodziła – darł się czarnoskóry chłopiec.

 Żeby ci twoje ślipia  wyszarpali ! Krzyczał pewien Latynos do białego mężczyzny.

 A ciebie w dupę wyruchali ! Odpowiedział mężczyzna i zaczęli się bić miedzy sobą.

 Gdy byś wiedział jak ciebie teraz nienawidzę. Nie potrafię się na twojego ryja patrzeć. Jesteś obrzydliwy, niemiły, brzydzę się tobą. A za życia nie mogłam się doczekać chwili kiedy wreszcie zdechniesz – krzyczała pewna hinduska na swojego męża – dlaczego musiałam z tą męska kurwą większość mojego ziemskiego życia spędzić. Teraz muszę z nim być przez całą wieczność ! Dodała.

 Przypomnij sobie jak cię posuwałem każdej nocy. A ty  jęczałaś z bólu. Gdybyś wiedziała ile razy cię zdradziłem. Wszystkim znajomym rozpowiadałem co z tobą robię w nocy . Że śmiechu ustać na nogach nie potrafili – odpowiedział mąż żonie.

Potem małżeństwo rzuciło się na siebie. Zaczęli się  bić niemiłosiernie. Marcin widział jak ludzie biją się nawzajem. Przeklinają wszystko co wokół ich się znajduje. Ich głosy przesiąknięte były nienawiścią. Nie mogli na siebie patrzeć. Wszyscy byli razem. Demony celowo dobierali ze sobą osoby które najbardziej się  nienawidzili. Często owe osoby się biły i wyzywały. Wyzwiska kierowane były też do osób które za życia kochali. Jednak najwięcej wyzwisk padało pod adresem nieba i Boga. Szatana i demonów równię mocna nienawidzili jak Boga. Lecz żaden z potępionych nie odważył się ich wyzwać z powodu strachu jakich do nich czuli.

 Nienawidzę !  Krzyczał mężczyzna z pochodzenia Żyd.

 Boże czemuś mnie stworzyła ! Wrzasnęła kobieta amerykanka o białej jak śnieg skórze.

 Żeby tutaj trafiali. Żeby jak najwięcej ściągali. Jak najwięcej. By wszyscy ludzie do piekła poszli ! Krzyczał mężczyzna o rysach arabskich.

 Skoro on uważa się za dobrego to dlaczego nas tu trzyma.

 Sami żeśmy to wybrali. Poszlibyśmy inom drogą. Byliśmy gdzie indziej. Poszliśmy tą a nie inom to jesteśmy tutaj – rozmawiali ze sobą kobieta z mężczyzną.

 Inni też robili to co ja i nie zostali potępieni – rzekła kobieta.

 Bo nie o czyny tylko o zło jakie jest w tobie chodzi. Każdy grzech zabija w człowieku dobro a pustkę zastępuje złem. Czy  zostaniesz potępiona czy nie decyduje ile dobra zbiły twoje grzechy – odparł mężczyzna.

 To w takim razie co trzeba robić żeby nie zostać potępionym ? Padło kolejne pytanie z ust kobiety.

 Żyć uczciwie i kierować się miłością w swoim życiu  – odpowiedział mężczyzna.

 Czyli ?

 Nie zabijać. Nie kraść.  Nie kłamać przeciw drugiemu człowiekowi. Nie działać na szkodę drugiemu człowiekowi. Bo te grzechy niosą cierpienie. Im większe cierpienie będą niosły ,tym ciężej obciążą twoją duszę. Spojrzyj z partnerem z którym chcesz być na stałe. Bo rozwiązłość nie pozawala stworzyć rodziny. Nie gardzi nikim. Nie wywyższaj się nad innych. Nie poniżaj innych. Bo masz być uczciwa. Starać się pokochać wszystkich ludzi ,a nie tylko wybranych. Nie kieruj  się w życiu wyłącznie konsumpcją i pogonią za pieniędzmi. Zaspokajaniem swoich potrzeb, nie bacząc na potrzeby innych. Bo to  rodzi egoizm. Ty masz kochać innych. Egoista kocha wyłącznie siebie. Nie zakładaj na tych miast że wszystkie twoje czyny, mowa, myśli są zawsze słuszne sprawiedliwe. Bo wtedy jesteś kłamcą, a okłamujesz sam siebie.

 Gdzie na ziemi można się tego dowiedzieć ?  Przerwał kobieta.

 Każda wiara pochodząca od Boga niesie takie przesłanie. Oprócz tego wierzący w Boga mogą nawiązać z nim wieź już za życia. Muszą się tylko modlić ale modlitwa ich musi pochodzić z serca. Człowiek tak naprawdę musi chcieć tej więzi. To wtedy skutki jego grzechów nie zdołają w jego sercu za siać tyle zła by mógł być potępiony.

 A co z tymi którzy nie znają Boga ? Padło pytanie z ust kobiety.

 Mają sumienie i one jest ich drogowskazem – odpowiedział mężczyzna.

 Niebo niebo niebo – wtrącił się inny mężczyzna – ciągle o nim słyszę ,a wolał bym ogłuchnąć żeby o nim nie słyszeć. Ciągle je widzę ,a wolałbym oślepnąć żeby je nie widzieć. Ciągle je czuje ,a wolałbym stracić węch żeby je nie  czuć. Nienawidzę – wtedy się rozdarł – wszystkiego co w niebie jest i wszystkiego co wokół niego jest !

 Jej matka się za nią modli ! Krzyknął mężczyzna wskazując palcem na pewną kobietę.

Spora cześć ludzi będąca w tłumie spoglądała na nią groźnym wzrokiem. W którym pełno było pogardy obrzydzenia dla tej osoby.

 Jej matka się za nią modli – powtarzali te zdanie półszeptem ludzie którzy wokół niej się znajdowali nie spuszczając z niej wzroku.

 Modli się ? Zapytała  kobieta.

 Tak modli się – odpowiedziała ina kobieta.

 Jak często się modli ? Zapytał mężczyzna.

 Nie wiem teraz się modli – odpowiedział iny mężczyzna.

 Jej matka się za nią modli ! Krzyknęła kobieta.

 Po chwili wszyscy wokół niej zaczęli krzyczeć.

 Jej matka za nią się modli !

Ludzie zaczęli się na nią rzucać. Bić ją i wyzywać. Za to że jej matka się za nią modliła.

 Ona się za nią modli ! Krzyknęła pewna kobieta i uderzyła ją z całej siły pięścią w twarz. 

Ina kobieta chwyciła ją za głowę. Nachyliła nad krocze. Zaczęła ją bić kolankiem po twarzy. Pewien czarnoskóry mężczyzna podbiegł do niej i zaczął ją kopać. Krzycząc przy tym.

 Ty kurwo !

 Matka tej kurwy za nią się modli ? Zapytał krzycząc przy tym młody Azjata.

 Tak – odpowiedziało mu kilka osób.

Młody Azjata rozbiegł się i skoczył kobiecie na plecy łamiąc jej kręgosłup. Potem zaczął skakać po jej głowie i brzuchu. Do owej kobiety podszedł krzepki hindus spoglądał na nią przez chwile. W końcu na sikał jej na twarz. Chwyciło ją dwóch białych mężczyzn. Rozhuśtali ją i rzucili z całej siły o podłoże. Latynos podbiegł do niej i kopnął ją w twarz.

Marcin obserwował jak do owej kobiety coraz więcej osób się zbliża. Byli rożnej rasy i narodowości i pochodzili z rożnych okresów. Bili ją zarówno kobiety jak i mężczyźni. Próbowali wyładować na niej całą swoją wściekłość zaspokoić nienawiść. Marcin widział w jakim szale ją bili ile na ich twarzach było wściekłości. Już tysiąc osób chciało dostać się do owej kobiety. Z tysiąca zrobiło się po kilku minutach dziesięć  tysięcy. Owi ludzie utworzyli dość dużą kulę. Kula utworzoną z ludzkich ciał która przygniotła swym ciężarem nieszczęsna kobietę.

W  tedy zobaczył Marcin Mamona który przelatywał wokół tego zamieszania. Marcin kucnął. Z przerażeniem patrzył się na otwór w skale. Przez długi czas wpatrywał się w niego i zastanawiał się czy spojrzeć. Rozum podpowiadał mu że demon nie zauważył go i dawno już odleciał. Serce mówiło mu co innego. Bał się.  W  końcu się Marcin zdecydował. Przybliżył oko do otworu lecz nie dał rady spojrzeć. Oparł głowę o skałę. Po pewnym czasie ponowił próbę. Niepowodzenie. Za trzecim razem przybliżył zamknięte oko do otworu lecz nie dał rady je otworzyć. Do pero za czwartym razem znalazł w sobie wystarczająco odwagi by mógł z powrotem obserwować tłum na powierzchni. Po Mamonie nie było już śladu zaś dziesięć tysięcy osób nadal bije tą kobietę. Wydając najróżniejsze obelgi pod adresem owej kobiety. Marcin nie mógł dużej obserwować tłumu z powodu strachu jaki powstał w jego sercu gdy zobaczył Mamona. Marcin odwrócił wzrok od tłumu. Spoglądał teraz w głąb pieczary w której się znajdował. Dostrzegł że głazy znajdujące się dalej od niego są ledwo widoczne dla jego wzroku. Od razu domyślił się że na pewno nie będą widoczne dla ludzi będących na zewnątrz. Marcin jeszcze raz spojrzał na tłum. Zorientował się że ma duże szanse wbiec w głąb pieczary. Nie będąc przy tym niezauważony. Gdyż ludzie będący wokół  pieczary spoglądają na ową kobietę i atakujących ją ludzi. Marcin odwrócił się w tył. Wziął kilka głębokich wdechów. Zerwał się jak strzała. Biegł. Przebiegł kilka metrów. Padł na ziemie. Pod czołgał się pod głaz leżący obok niego. Z krył się za nim.. Po  krótkim czasie wychylił głowę. Zobaczył jakiegoś mężczyznę który spogląda w pieczarę. Marcin bacznie obserwował tego człowieka. Gotowy był w każdej chwili uciec w głąb pieczary. Owy człowiek odwrócił się tyłem do wejścia do pieczary. Oddalił się stamtąd. Gdy owy człowiek zniknął z oczów Marcin. Marcin powstał. Nie spuszczając wzroku z wyjścia szedł w głąb pieczary. Starał się poruszać bez najmniejszego szelestu. Jak najciszej. Jego kroki były wolne starannie zaplanowane. Poruszał się na palcach. Oddalając się od wyjścia z pieczary. Które stawało się coraz mniejsze w miarę upływu czasu i przebytych metrów przez Marcina. Gdy Marcin stracił z oczów wyjście z pieczary. Odwrócił się i normalnymi krokami szedł w głąb pieczary.  

 

 

 

R.15

Marcin szedł w głąb pieczary. Napotykał coraz mniejsze głazy. Które stały przed wyjściem z pieczary. W końcu nie było po nich śladu. Marcin przechodził pod pierwszymi otworami w suficie ,z których wychodziła wyłącznie cisza. Nawet najmniejszego dźwięku nie słyszał Marcin. Nic tylko ciszę. Marcin szedł dalej. Pieczara ciągle się powiększała. W miarę poruszania się Marcina w głąb pieczary. Sufitu zaczęły wystawać stalaktyty. Czarny ogień zaczął się cofać a mrok z powierzchni na powrót mieszał się z mrokiem z pieczary. Wyjście z pieczary znikło mu z oczów. Marcin ominął pierwszy rząd bloków skalnych które podtrzymywały sufit pieczary. Marcin napotykał coraz więcej otworów w suficie na swej drodze. Z których wydobywały słowa które nasiąknięte są nienawiścią. Przeważnie przekleństwa jakie tylko można wymyślić. Były to odgłosy przeważnie demonów. Marcin spojrzał odruchowo w jeden z otworów. Zaobserwował kilka demonów stojących wokół dość dużej kryształowej kuli. Która unosiła się nad podłogą. Demony spoglądały w nią. Z ich twarzy wyłaniały się niebieskie prądy które wtapiały się w kule. Marcin szybko odwrócił wzrok od tego otworu. Szedł dalej. Rozmowa wydobywająca się z tego otworu jeszcze przez długi czas była słyszalna dla Marcina. Grzmiała ona tak:

 Jakie są szanse by go ściągnąć ? Zapytał demon który stał pośrodku nich.

 Spore – odpowiedział inny demon znajdujący się naprzeciw demona który stał pośrodku nich.

 Można by z niego zrobić morderce ,gwałciciela ,złodzieja ,oszusta – dodał demon będący po prawej stronie.

 To nie przejdzie – odparł demon będący po lewej stronie.

 Dlaczego ? Zapytał demon będący pośrodku nich.

 Żeby zrobić z niego morderce potrzebne jest cierpienie związane z krzywdami jakich doznał od innych. Wtedy pojawia się chęć zemsty którą można rozszerzyć na cały świat. A on nie był przez nikogo maltretowany – odpowiedział demon będący po lewej stronie.

 Można podrzucać mu przeróżne pokusy do gwałtu zabijania żeby kradł oszukiwał wykorzystywał innych – powiedział demon będący po prawej stronie.

 Odrzuci je. Jego molarność odrzuca takie zachowania. Człowiek który tak postępuje traci szacunek w jego oczach. Nie będzie chciał myśleć o takich rzeczach – powiedział demon będący po lewej stronie.

 To będziemy gnębić go tymi pokusami aż do skutku ! Krzyknął demon będący po prawej stronie.

 Na to Bóg  nie pozwoli – rzekł demon będący po lewej stronie – jedynie morze dopuści się drobnych sporadycznych wykroczeń ,lub skusić się na dużą machloje która przyniesie mu duży zysk. Najpierw będzie musiał je pogodzić ze swoją molarnością i sumieniem. Jeżeli chodzi o małą sprawę to najlepiej żeby ją zbagatelizował. Pomyślał to nie takie zło co ja robie inni robią gorsze rzeczy. Jak chodzi o dużą sprawę wmówić mu że robi to dla szczytnych celów – dodał.

 A niech sobie jest taki prawy ściągniemy go przez co inne – wtrącił się demon znajdujący się naprzeciw demona który stał pośrodku nich – gościu jest bogaty. Cieszy się powszechnym szacunkiem. Łatwo będzie zrobić z niego egoistę. Wprowadzić w niego pychę wszczepić zazdrości. Trzeba tylko sprawić by myślał wyłącznie o sobie. Wtedy stanie się nieczuły obojętny – dodał.

 To nie będzie trudne wystarczy podsunąć myśl po co się będziesz nimi przejmował jak nikt tobą się nie przejmuje. Pokazać mu szczęście jakie niosą korzyści materialne a egoizm jako drogę do owego szczęścia – rzekł demon który stał pośrodku nich.

 Potem będzie można nakierować lekom nienawiść na ludzi którym zazdrości. Żeby im złorzeczył. Podsunąć mu pewną odpowiednią myśl gdy ją przyjmie będzie złorzeczył. A jak osobie której coś złego się  przydarzy dać mu satysfakcje. Żeby się cieszył z nieszczęścia drugiej osoby – powiedział demon znajdujący się naprzeciw demona który stał pośrodku nich.

 On jest praktykującym chrześcijaninem wiara go uratuje – dodał demon będący po prawej stronie.

 Przeklęta ta wiara ile ludzi przez nią tracimy a wszystko przez tą śmierć na krzyżu gdyby nie ona nie było by tej wiary ! Krzyczał demon będący po lewej stronie.

 Gówno prawda. On jest wierzący bo inii są wierzący. Modli się bo tak go nauczono Nie wkłada w te modlitwy ani trochę swojego serca. Dlatego nic nie zdziała ! Krzyczał demon będący pośrodku nich.

 A jak go uratuje ? Powiedział demon będący po lewej stronie.

 Morze uratować – dodał demon będący po prawej stronie.

 Nigdy nie wiadomo – rzekł demon znajdujący się naprzeciw demona który stał pośrodku nich.

 To chce ta zaprzestać kuszenia ? Zapytał demon który stał pośrodku nich.

 Nigdy ! Krzyknęły demony – Będziemy kusić zawsze każdego i wszędzie. By jak najwięcej zasiać w nich zła. By jak najwięcej popełnili zła. By jak najwięcej nich ściągnąć – dodali.

Rozmowa demonów stawała się cisza dla uszów Marcina. Bladła w pieczarze aż w końcu znikła. Marcin szedł dalej. Pieczara osiągnęła monstrualną wielkość.  Dalej się już nie rozszerzała. Jej sufit na przemian pokryty jest stalaktytami i otworami które prowadzi do wnętrza pałaców z budowanych z ludzkich kości. Marcin z trudnością dostrzegł olbrzymie bloki  skalne ,które podtrzymywały sufit. Oddalone były od Marcina o kilkadziesiąt metrów. Czarny ogień już dawno ustąpił z pieczary. Mrok z powierzchni wyparty został przez mrok z pieczary. W pieczarze panował potworny mróz. Którego Marcin nie był wstanie znieś. Marcin staną pośrodku pieczary. Zaczął wsłuchiwać się w odgłosy demonów. Były przeróżne. Przeważnie odnoszące się do śmierci krzyżowej ale też rozpaczali nad utraconymi duszami. Nieudanymi przedsięwzięciami na ziemi. Marcin wsłuchiwał się w te głośne pełne nienawiści krzyki. Czuł się zdezorientowany zbytnio nie wiedział gdzie iść. Co robić. Kucnął. W jego umyśle pojawiło się zagubienie. Wsłuchiwał się w owe krzyki przez nieokreślony czas ,z piekielną obojętnością. Większość zdani jakie się pojawiały i jakie najczęściej były powtarzane to :

 Wszystko przez tą śmierć !

 Żeby jak najwięcej ich tutaj ściągnąć.

 Żeby jak najwięcej cierpienia sobie zadawali tak jak na ziemi jak i tutaj !

 By utrudnić życie na ziemi jak tylko się da !

 Przeklęta ta wiara. Wszystko przez tą śmierć !

Marcin za uwarzył że demony na początku próbują zachęcić do przyjęcia idei ,albo stylu życia, lub popełnienia czynów które nie niosą ze sobą widzialnego zła. Osoba która się skusić w nagrodę otrzymuje dużą dawkę szczęścia satysfakcji która ma ją zachęcić do trwania w tej idei lub stylu życia i do dalszego popełniania owych czynów. Po pewnym czasie owa osoba zostanie całkowicie zniewolona nie będzie potrafiła inaczej żyć a szczęście i satysfakcja stopniowo zostanie jej zmniejszana. W końcu wo gulę nie będzie tej osobie dawana. W końcowym efekcie części dobra tej osoby zostanie wyparta przez zło . Osobę tą zaczyna się namawiać do popełnienia czynów przyjęcia idei lub stylu życia który niesie już widzialne zło. 

Marcin odwrócił wzrok do tyłu. Zobaczył przed sobą dwóch demonów które spoglądały na niego. Marcin energicznym ruchem rzucił się do ucieczki. Demony od razu go chwyciły i uniosły w górę. Demony leciały z dużą prędkością potęgując odczucie zimna Marcinowi. Zmierzali do jednego z otworów w suficie. Marcin widział ten otwór stawał się coraz większy w miarę zbliżania się demonów z Marcinem. Odległość miedzy nimi a sufitem wynosiła dwa metry. Z tej wysokości Marcin widział całą  pieczarę dostrzegł jej wszystkie wyjścia oraz zakamarki których wcześniej nie widział. Demony wleciały w otwór był spory. Z łatwością zmieściło by się w nim pięciu ludzi. Po chwili wylecieli z otworu. Znaleźli się w jednym z pałaców zbudowanym ,z ludzkich kości. Jakich było miliony w piekle. Pomieszczenie w którym się znajdowali było wysokie na pięć metrów. Szerokie na dwadzieścia. Podłoga zrobiona została z ludzkich kości i przylegała do ścian tworząc okrąg. Ściany pomieszczenia pokryte były ludźmi przybitymi do nich z rozprutymi brzuchami. Na środku tego pomieszczenia znajdował się otwór prowadzący w głąb pieczary. Obok otworu stał kamienny stół przypominający ołtarz. Dwa demony położyły Marcina na stole i zaczęli zdzierać mu skórę z głowy odsłaniając czaszkę. Marcin wył z bólu przewracając się na wszystkie boki. Drugi demon chwycił jego stopę i zaczął rwać. Łamać kości.  Zmiażdżył nią. Następnie demony posmarkały Marcina zieloną mazią, która wywołała na skórze Marcina bąble i rany podobne do poparzenia. Marcin czuł się jakby ktoś rzucił go do gotującej się wody. Odczuwał okropny ból. Chciał się drzeć nie miał już siły. Maź wtopiła się w ciało Marcina. Po chwili płaty jego skóry zaczęły odchodzić od ciała. Spływały z niego jak roztopiony ser, spływa z bułki odsłaniając mięśnie. Na rozkaz demona z mazi wyłoniły się ostre kolce, które zaczęły się obracać wokół ciała Marcina. Siekając je jak sokowirówka. Kawałki ciała  i krwi Marcina porozrzucane zostały po całym pomieszczeniu. Marcin leżał na półprzytomny niemogący wytrzymać bólu. Na koniec wyrwali mu dwa żebra i jeden piszczel u nogi. Gdy tortura się skończyła. Ciało Marcina wyzdrowiało. Wtedy jeden z demonów chwyciły Marcina za szyje. Podniósł go i przycisnął jego do ściany. Drugi demon wziął kilka kości piszczelowych. Zaczął przybijać nimi Marcina do ściany. Sześć kości w bił w prawą rękę. w lewą pięć. W prawą nogę w bił cztery kości. W lewą trzy  Jedną wsadził w klatkę piersiową. Gdy pierwszy demon puścił szyje Marcina drugi rozpruł jemu brzuch odsłaniając wszystkie narządy. Potem dwa demony wskoczyły w otwór znajdujący się na środku pomieszczenia który prowadzi w głąb pieczary.

 

 

 

 

R.16

Marcin spoglądał na innych ludzi. Zostali przybici do ścian tak samo jak on. Na ich twarzach widoczny był grymas bólu, wyczerpania i rozpaczy. Potwornie wszyscy cierpieli. Żaden nie krzyczał. Ponieważ strach z wyczerpaniem zatykał nim usta. Marcin odwrócił wzrok w prawą stronę. Wpatrywał się w pewną kobietę ,która przybita była obok niego. Kobieta ta nie miała włosów. Piersi jej były sflaczałe. Narząd płciowy po raniony. Brzuch miała rozpruty. Nogi połamane. Kości na których spoczywało jej ciało były stare jakby skamieniałe. Kobieta owa dostrzegła że jest obserwowana. Spojrzała na Marcina i patrzyli w siebie wzajemnie. Ona i on niczym nastoletni kochankowie.

 Jak długo tu jesteś ? Zapytał Marcin przesiąkniętym bólem głosem jakby zaraz miał się rozpłakać.

 Kiedy jeszcze mamuty chodziły po świecie ja już przybita tutaj byłam – odpowiedziała kobieta cichym prawie niesłyszalnym głosem ,w którym była rozpacz i wyczerpanie.

Marcin w wpatrywał się w jej oczy. Były duże i bardzo szkliste. Jej źrenice mocno się rozszerzyły zasłaniając niemal całe białko. Marcinowi zdawało się że są całkowicie czarne. W jej oczach zobaczył Marcin ziemie. Przyglądał się przeróżnym plemionom ,które pochodziły z rożnych zakątków ziemi. Od amerykańskich lasów deszczowych po azjatycką dżungle. Wszystkie te plemiona wsłuchiwały się w słowa szamana. Ogarnięty transem tańczył wokół ogniska wpatrując się  w nocne niebo. Potem zobaczył Marcin tą salę w której się znajduje. Była ona inna nowsza jakby niedawno co zbudowana. Na jej ścianach znajdowało się dwóch albo trzech ludzi. Kamiennego stołu nie było. Nad otworem który prowadzi w głąb pieczary unosił się ogromny niebieski wir. Sala wypełniona była przez demonów. Znajdował się w niej ta grze Szatan. Z twarzy demonów wyłoniły się niebieskie prądy które parły do niebieskiego wiru. Marcin widział dokładnie jak demony wyzywały się wzajemnie. Darli się byli wściekli ,lecz nie słyszał co mówią. A chciał słyszeć. Wtedy  kobieta ta otworzyła usta i Marcin dokładnie słyszał to co się wtedy wydarzyło.

 Jaką nim dał Bóg łaskę. Jak ich wszystkich wywyższył. Kim oni są po śmierć ! Krzyczał Szatan jego głos pełen był oburzenia zazdrości i niedowierzania – Myśmy o takim wywyższeniu nie śmialiśmy marzyć. Mamy się bezczynie przyglądać jak ich tak wywyższa. Nigdy ! Trzeba ich tu ściągnąć jak najwięcej ściągnąć. By jak najmniej do niego ich poszło – dodał.

 Będziemy ich w ogniu smażyć, torturować, męczyć. Zadawać przeróżne bóle jak fizyczne tak i psychiczne. Od pierwszych chwil kiedy tutaj się pojawią aż po samom wieczność ! Krzyczał inny demon głosem pełnym wściekłości.

 Na ziemi uczynimy drugie piekło. Będziemy namawiać ich do czynienia zła. Zabijania, zadawania nawzajem najróżniejszych cierpień. By jak najbardziej upodobnić ich do nas ! Wrzeszczał jeszcze inny demon.

 Z niektórych plemion uczynimy narody i wyślemy je na podbój. By podbijały inne plemiona inne narody. A siebie przedstawimy jako bogów. Karzemy nim składać nam pokłony. Wmówimy nim że powstali wyniku błędu. Że są niczym całkowicie od nas zależni. Żeby mogli istnieć muszą składać nam ofiary. Przeróżne a najlepiej żeby to byli ludzie ! Krzyczał Szatan.

 Ale jak to uczynimy ? Zapytał Mamon.

W  komnacie zapanowała cisza. Przez pewien moment demony spoglądały na siebie z dziwnym spokojem.

 Trzeba się nim dobrze przyjrzeć – odezwał się jeden z nich – z badać ich psychikę, mentalność ,zachowanie społeczne. Muśmy wiedzieć co czują w rożnych sytuacjach jak się zachowują. Zorientować się co zawdzięczają duszy a co ciału. Będziemy musieli przyjrzeć się innym stworzeniom i wszelkiej materyj jaka jest na ziemi i wokół ziemi.

Demony spoglądały w niebieski wir. Z ich twarzy wychodziły niebieskie prądy które parły do tego wiru. Mijał czas a demony wpatrywały się w owy wir. Zdobywając i analizując coraz więcej informacji o ludziach i wszechświecie w którym była ziemia.

 Ich inteligencja muśmy się rozwijać. My stworzeni zostaliśmy w pełni rozwiniętą inteligencją mogącą pojąć najróżniejsze rzeczy ,a ich inteligencja muśmy się rozwijać – powiedział Mamon.

 Trzeba się zastanowić do jakiego stopnia ich inteligencja może się rozwinąć i ile potrzeba czasu zanim się rozwinie – powiedział inny demon.

 Posiadając odpowiednie dane jesteśmy w stanie przewidzieć z dużą dokładnością ich przyszłość. Zarówno dużego narodu jak i pojedynczej osoby – wtrącił się kolejny demon.

 Jak ich inteligencja rozwinie się od odpowiedniego poziomu ,wiecie jak będą umieli zagospodarować się materią – wtrącił się jeszcze inny demon.

 Jakie macie propozycje odnośnie do nich ? Zapytał Szatan.

 Mówicie że ich inteligencja morze ciągle się rozwijać to trzeba sprawić żeby jak najmniej się rozwijała – odpowiedział Mamon.

 Co masz na myśli ? Zapytał jeden z demonów.

 Ich inteligencja jest w początkowej fazie. Są ciekawi świata którego nie znają i niewiedzą jak on działa. A mu im powiemy jak on działa w sposób prosty obrazkowy i niekoniecznie zgodny z prawdą.

 Czyli ? Przerwał Mamonowi demon będący pod samom ścianą.

 Na początku panował mróz. Gdy zawiał ciepły wiatr lód zaczął topnieć. Z tych kropli powstał pierwszy bóg. Z jego potu powstały kolejni bogowie i boginie. Z ich kazirodczych związków narodzili się kolejni bogowie. Aż w końcu potomstwo pierwszego boga zabiło go. Z jego ciała zrobili ziemie. Z krwi wodę. Z włosów trawę. Z kości góry. Z czaszki niebo ,które oparli na olbrzymim drzewie. Potem rzucili mózg w powietrze i tak powstały chmury. Z ognia stworzyli słońce księżyc i gwiazdy. Pewnego dnia gdy bogowie przelatywali nad morzem. Zobaczyli dwie kłody drzewa unoszone przez fale oceanu. Stworzyli z nich pierwszych ludzi. Drugi bóg dał im dusze i życie. Trzeci mądrości i chęć działania.  Czwarty mowę słuch i wzrok. Takie przedstawienie świata jest proste malownicze.  Przedstawione jako dogmat, absolutna prawda ,która nie ulega żadnej dyskusji. Zahamuje w nich pewien etap rozwoju inteligencji – dokończył Mamon.

 Do tych bajek można podczepić nas. Jako władczych zazdrosnych i bezlitosnych bogów. Lubiących oddawać się przeróżnym rozkoszą. Często interweniują w życie ludzi, przeważnie królów, lub ludzi o wysokim statusie społecznym. Z powodów politycznych ,wszelakich intryg, a nawet dla zwykłej rozrywki. Od ludzi żądali totalnego poddaństwa. Największej chwały ,wyrażanej przez składanie ofiar. Różnego rodzaju czynności rytualnych ,do których  należy podchodzić z najwyższą powagą. Taki obraz bogów jest w sprzeczności z miłosiernym Bogiem. Który stworzył świat i człowieka z miłości. Dał mu możliwość poznania zła i wyboru miedzy złem i dobrem – dodał inny demon który stał za Szatanem.

 Czy oni uwierzą ? Zapytał demon będący pod ścianą.

 Jak to nie uwierzą. Przez tyle lat naprowadzaliśmy ich na zwierzynę. Fundowaliśmy prognozę pogody na całe tygodnie. Niektórych nawet uzdrawialiśmy. Oni nie wyobrażają sobie bez nas życia. Odnoszą się do nas z najwyższym szacunkiem. Uwierzą we wszystko co im powiemy – powiedział demon stojący od prawej strony od niebieskiego wiru.

 Po co to robiliście ! Prawie krzyknął demon będący pod ścianą.

 Żeby wiedzieć. Poznać ich świat, ich mentalność, zachowanie, psychikę. Wysunąć przypuszczenia ich rozwoju. To wszystko muśmy wiedzieć żeby cokolwiek coś zdziałać Żeby cokolwiek móc się dowiedzieć to oni muszą do nas się zwrócić. Przywołać nas i muszą mieć z tego jakąś korzyść. Bo inaczej nie będą się do nas zwracali ! Krzyczał demon stojący od prawej strony od niebieskiego wiru.

 To jakie działania wreszcie chce ta podjąć ? Zapytał z niecierpliwiony Szatan.

 Wybierzmy kilka najsilniejszych plemion na ziemi. Objawmy się nim jako bogowie. Opowiemy im prostą malowniczą historie. Nauczymy ich jak budować budowlę z drewna ,lub kamienia. Wytapiać niektóre metale. Uprawiać rośliny i hodować zwierzęta. Powiemy nim jak zarządzać sprawnie i szybko dużą liczbą ludzi na dużym obrzeże. Na uczymy wytwarzać prostą broń. Wyślemy ich na podbój innych plemion a gdy ich zacznie brakować to narodów – powiedział Mamon.

 Podzielmy ludzi na dwie grupy. Ludzi uprzywilejowanych i nieuprzywilejowanych. W ten sposób zbudujemy nieprawość społeczną. Grupie uprzywilejowaną podzielimy na jeszcze kilka grób i tak samo zrobimy z grupą nieuprzywilejowaną. W ten sposób z budujemy hierarchie społeczną. Najwyższe  miejsce zajmie w niej władca który będzie posiadał niemal boski stan. Najniższą warstwę zajmą osoby które będą uważani za podludzi. Przez resztę społeczeństwa. Nie będą mieli żadnych praw. Tylko obowiązki i gnębienie bicie okaleczanie nawet zabijanie tych ludzi. Będzie uważane za punkt honoru dla reszty społeczeństwa. Oczywiście grupa uprzywilejowana musi być w mniejszości w stosunku do grupy nieuprzywilejowanej. Musi się wyróżniać przeróżnymi na pół rytualnymi zachowaniami czynnościami ,które mają podkreślić wyższość grupy uprzywilejowanej w stosunku do ogółu społeczeństwa – rzekł demon znajdujący się po prawej stronie od niebieskiego wiru.

 No to do dzieła ! Krzyknął Szatan.

Demony zaczęły spoglądać w niebieski wir. Z ich twarzy  wychodziły niebieskie prądy które parły do wnętrza wiru. Potem zobaczył Marcin w jej oczach przeróżne plemiona znajdujące się w rożnych regionach świata. Starszyzna owych plemion wpatrywała się w nocne niebo. Najdzielniejsi myśliwi pogrążeni w transie tańczyli wokół ogniska ,w rytm rytmicznych uderzeni w bębny. Szaman trzymając w ręce długi kij rysował coś po piasku wołając przy tym demonicznym głosem.

 Jesteśmy wybrańcami bogów. A ty wodzu jesteś  synem bogów. Bogowie dali nam w posiadanie te ziemie. Mamy ją podbić a inne plemiona uczynić naszymi niewolnikami. Bo jesteśmy wybrańcami stworzeni by zdobywać i rządzić. Bogowie będą nas wspierać gdzie my pójdziemy tam oni pójdą. Z kim my będziemy walczyć to oni też z nim będą walczyć w zamian żądają wyłącznie ofiar.

Gdy skończył wołać szaman. Jego kij wyrysował pentagram. W którym znajdował się  szaman. Nocne niebo rozjaśnił blask błyskawic a ich grzmot rozchodził się po tropikalnym lesie. Szaman spojrzał w niebo a krople deszczu zaczęły padać na jego twarz.

Następnie zobaczył Marcin w oczach kobiety młodą kobietę trzymającą na rękach niemowlę. Kobieta przedzierała się przez stepy porośnięte kilka metrową trawą. Uciekała przed wojownikami którzy ją gonili. Kobieta  uciekała przednimi potykając się o korzenie wystające z ziemi. Chciała uciec przed nimi za wszelką cenę. Z mimiki jej twarzy wyczytać można że pochwycenie ją przez tych ludzi to najgorsza rzecz jaka może ją spotkać. Chciała za wszelką cenę  uniknąć tej chwili. Kobieta z niemowlę osłabła chwaciła ją korka ,lecz słyszała zbliżających się wojowników.  Zahartowani w boju w pełni sił biegli szybko doganiając kobietę. Kobieta z niemowlę przewróciła się. Gdy powstała spostrzegła że została otoczona przez wojowników. Jeden z wojowników wyjął miecz z pochwy i zabił kobietę a potem niemowlę.

Kolejna wizja jaką zobaczył Marcin w oczach kobiety przedstawiała świątynie. W której kapłan odprawiał przeróżne rytuały kadząc i kłaniając się posągowi przedstawiającego jakieś  bóstwo. Przed posągiem stał kamienny ołtarz na którym położono nagiego mężczyznę. Dwóch silnych ludzi trzymało mężczyźnie ręce i nogi zaś kapłan podniósł najwyżej jak potrafił nóż. Wymówił magiczną formułkę i zabił mężczyznę. Potem  Marcin nie dostrzegł niczego w jej oczach. Kobieta wpatrywała się przez moment w Marcina i rzekła.

 Demony w mówili ludziom. Że pewnymi gestami, czynnościami ,wypowiadanymi ,lub wykrzykiwanymi słowami ,,wierszami ,czy rymami można opanować siły nadprzyrodzone. Diabelskimi sztuczkami ludzie uwierzyli demonom. Tylko pewnego dnia Bóg zamkną moc demonów w tych rytuałach. Od tego dnia demony nie mogą nic zrobić bez tych rytuałów. Które zostały nazwane później magia.

 

 

R.17

Mamon leciał z dużą szybkością wzdłuż rzeki z ludzkiej krwi która płynęła miedzy ciałami potępionych. Owa krew wrzała. Nagle demon się  zatrzymał. Zawisł przez moment w powietrzu przyglądając się pałacowi w którym przebywał Marcin. Wpatrywał się w pałac przez około pięć może dziesięć minut. Potem ruszył w stronę tego pałacu.

 

Marcin widział przez szparę w ścianie przestrzeń i wrzącą od gorąca rzekę z ludzkiej krwi ,która płynęła tuż pod stopami pałacu. Marcin wyczuł że ściana jest krucha.  Był by wstanie przebić się przez nią tylko nie miał już sił. Wpatrywał się w szparę. Powieki jego oczów stawały się coraz cieńsze. Z ledwością utrzymywał oczy otwarte. Wtedy na horyzoncie dostrzegł demona lecącego w stronę pałacu. Marcin z zimną obojętnością przyglądał się mu. Po pewnym czasie sylwetka demona stała się przejrzysta dla wzroku Marcina.. Ten demon to Mamon. Marcin poczuł chłód na swoim ciele pomieszanym ze strachem. W jednej sekundzie powróciły wszystkie siły Marcinowi. Z całych swoich sił zaczął Marcin napierać na ścianę. Kości z których zbudowana była owa ściana zaczęły pękać jak zapałki. Jedna po drugiej. Wreszcie kawałek ściany runął a Marcin razem z nią. Marcin leciał w dół. Rzeka stawała się co raz większa w miarę utraty wysokości przez Marcina. Kości z kawałka ściany zaczęły się oddzielać uwalniając skrepowanego Marcina. W końcu Marcin był wolny. Wtedy runął do rzeki. Pod wpływem gorąca na jego ciele pojawiły się bąble. Mężczyzna wypłynął na powierzchnie. Silny nurt rzeczny zaczął ciągnąć Marcina. Jego rozpruty brzuch się zrósł. Marcin płynął w stronę brzegu krew zalewała mu usta ,nos i wlewała się do płuc dusząc Marcina. Silny prąd obracał nim wokół własnej osi ciągnąc na same dno. Mężczyzna walczył z rzeką. Co chwile tonął a potem wypływał lecz był już blisko brzegu. Na którym nie było miejsca nie zajętego przez tłum. Marcin parł naprzód zmagając się z nurtem rzecznym, który osłabł przed brzegiem. Tłum zaczął wrzeszczeć na Marcina nieludzkim głosem podobnym do zwierzęcego ryku. Marcin do płynął do brzegu. Próbował wydostać się z rzeki. Lecz tłum mu to nie umożliwiał. Rozwścieczona masa ludzka z pełną zaciekłością wpychała Marcina w głąb rzeki bijąc go przy tym. Marcin próbował trochę dalej wyjść z rzeki, lecz tłum nie ustępował. Ostatecznie wskoczył w tłum. Wdzierał się ze wszystkich stron w głąb tłumu. Ludzie przydusili Marcina ciężarem swoich ciał. Kilka osób chwyciło Marcina za ręce i nogi. Następnie wrzucili go z powrotem do rzeki. Marcin postanowił płynąć na drugi brzeg. Po drodze wpłynął w wir. Który ciągnął jego na same dno. Marcin walczył z wirem lecz jego wysiłki były nadaremne. Wir wciągnął Marcina na same dno. Marcin dostrzegł że prąd wiru na dnie stracił na śle. Wtedy to Marcin odepchnął się nogami od dna i wyrwał się z zasięgu wiru. Potem Marcin wypłynął na powierzchnie. Płynął dalej w stronę brzegu. Prądy rzeczne rzucały Marcina na wszystkie strony topiąc jego w krwi. Marcin tracił siły z walką z wrącą rzeką. Tłum będący po drugiej stronie brzegu zauważył Marcina. Głośno wrzeszczał w jego stronę.

 Ty kurwo ! Pierdolony huju ! Skurwysyn płynie ! Jebać tą kurwę ! Jebać i zajebać ! Wrzeszczał tłum w stronę Marcina.

Marcin nie zważając na ich obelgi płyną dalej. W stronę brzegu zmagając się z silnym prądem. Co chwile został przez wiry wciągany pod wodę by po chwili na powrót wypłynąć. Krew wlewała mu się do ust i nosa zalewając płuca i przesłaniając oczy. Lecz mino przeciwności ,Marcin płynął dalej. Gdy był wystarczająco blisko brzegu. Tłum rzucił się do rzeki. Masa mężczyzn i kobiet pochwyciła Marcina. Wyciągała go na brzeg. Tam zaczęli bić Marcina. Kopali go. Okładali pięściami. Pluli na niego oraz drapali go i gryźli. Pewna kobieta odgryzała Marcinowi ucho. Inna wydrapała mu oczy. Dwóch silnych czarnych mężczyzn i jeden biały skakali mu po głowie. Pewien chińczyk żyjący pewnie w okresie starożytnych Chin. Wyrwał Marcinowi wszystkie palce u rąk i nóg. Potem tłum zdarł z Marcina skórę. Wyrzucił go na środek rzeki. Marcin płynął jak kłoda z nurtem rzeki. Rany które zadał Marcinowi rozwścieczony tłum szybko wyzdrowiały. Mężczyzna płynął w stronę wodospadu. Był ogromny. Szerokość miał setek kilometrów, a wysokości jego była jeszcze dwa razy większą. Pod stopami tego wodospadu rozciągało się jezioro z ludzkiej wrzącej krwi. Było tak ogromne że nie widać było brzegu. Marcin próbował uciec ,lecz prąd był zbyt silny. Szybko stracił siły zmagając się z rzecznym prądem. Marcin był coraz bliżej wodospadu. Obserwował krawędzi wodospadu do której zbliżał się  Marcin. Huk spadającej masy krwi ogłuszał Marcina. Owa krawędzi stawała się coraz bliższa aż w końcu pochłonęła Marcina. Marcin leciał w dół. Strumień spadającej krwi przygniatał mężczyznę. Zwiększając zarazem jego prędkość spadku. Marcin zmierzał do tafli krwi. Z każdą sekundą był coraz bliżej. Zbliżał się nie ubłagalnie w stronę ogromnego jeziora krwi. Marcin szedł na dno. Marcin odzyskał świadomość. Zaczął rękami i nogami machając. Próbował w ten sposób wypłynąć na powierzchnie. Zmagał się z silnym prądem powstałym pod wpływem wodospadu. Marcin zaczął wypływać skośnym torem. Oddalając się w ten sposób od wodospadu. Silny prąd słabł. Gdy Marcin był wystarczająco daleko od wodospadu. Prąd osłabł zupełnie. Wtedy to Marcin wypłynął na powierzchnie. Marcin płynął dalej. W jeziorze nie występowały  żadne wiry, ani silne prądy. Tafla była gładka niczym powierzchnia lustra. Po pewnym czasie Marcin wpłynął na płyciznę. Mężczyzna powstał i szedł po dnie naprzeciw siebie. Krew obniżała swój poziom do poziomu kolan Marcina. Marcin był sam nie wyczuwał wokół siebie żadnego bytu ani żadnego demona w górze. Marcin widział wyłącznie jezioro krwi, sięgające daleko poza horyzont. Na horyzoncie pojawiło się tysiące kobiet i mężczyzn. Z różnego okresu i różnej narodowości. Z obciętymi nogami, rękami. Wydłubanymi oczami. Owi ludzie płynęli swobodnie na plecach. Po chwili wypełnili całe jezioro. Marcin przechadzał się miedzy nimi. Owi ludzie wyczuwali go lecz nie mieli siły nic mówić. Marcin szedł miedzy nimi spoglądając w horyzont ,na którym pojawił się  zarys lądu. Marcin szedł w stronę lądu który stawał się coraz bardziej wyrazisty. Marcin dostrzegł pirata który zachęcił go do ucieczki. Pirat płynął na plecach. Miał obcięte ręce, nogi i wydłubane oczy. Pirat wyczuł Marcina i zaczął wrzeszczeć.

 Chcesz uciec z piekła. Szukasz miejsca które nie istnieje. Stąd nie ma ucieczki. Nie ma. Oszukałem cię. Te miejsce nie istnieje ha ha ha ha !

Marcin ominął pirata i szedł dalej. Zmierzał w stronę lądu. Ląd był wolny od ludzi a w powietrzu nie krążył żaden demon. Podłoże lądu było ciemne wyłaniało się z jeziora i wznosiło się w górę. Tworząc pagórek spowity czarnym ogniem. Jezioro tuż nad brzegiem było wolne od ludzi. Marcin podszedł do brzegu i opuścił jezioro. Wszedł na ląd.

 

 

 

 

R.18

Szedł wąską ścieżką która prowadziła w górę. Marcin obrócił się parę razy do tyłu obserwując jezioro. Z tej wysokości owe jezioro wyglądało jak czerwony płatek róży wtopiony w ten ciemny krajobraz. Marcin szedł dalej. Ominął dwa duże głazy które zastawiały widok na jezioro. Marcin dostrzegł białe światło które swoje źródło znajdowało się  po drugiej stronie szczytu. Marcin ogarnął dziwny spokój. Nie pamiętał kiedy ostatni raz był tak spokojny. Marcin zbliżał się do szczytu. Ścieżka stawała się coraz bardziej stroma. Marcin wspinał się po stromej powierzchni pagórka. Wkładając stopy i ręce w szczeliny które pokrywały cały szczyt. Marcin wkładał w szczeliny ręce i nogi ,zaś nogami podciągał się w górę. Po pewnym czasie Marcin wdrapał się na szczyt. Białe światło ogarnęło całą powierzchnie, na której znajdował się Marcin. Wzrok  Marcina przykuł pewien starzec siedzący na kamieniu. Wpatrywał się w epicentrum tego światła. Marcin obrócił się do tyłu i spojrzał w epicentrum znajdujące się na horyzoncie. Zobaczył niebo. Pokryte było przeróżnymi barwami. Rożnymi odcieniami kolorów wydające przenikliwy blask, którym Marcin nie mógł się nasycić. Z nieba wychodziła przepiękna muzyka, która wprawiała Marcina w zachwyt. Wzrok Marcina dostrzegł też grupkę ludzi którzy wznosili ręce  twarze w górę w stronę białego światła. Owi ludzie oddawali cześć i pokłon Bogu. Robili to z wdzięczności i wielkiej miłości obdarzyli Boga. Za to że dał im życie pozwolił zamieszkać w niebie. Dał im wybór miedzy złem a dobrem. Bóg zaś odwdzięczał się nim dając szczęście i radość jakiej nigdy na ziemi by nie doznali. Aniołowie i ludzie byli miedzy sobą jak małe dzieci a Boga traktowali jak ojca. Im bardziej się modlili tym większe szczęście doznawali. Marcin obserwował ludzi wznoszące wzrok i ręce w stronę białego światła. Marcin widział wyraźnie ich twarze ,które pełne były miłości radości oraz wielkiej wdzięczność jaką obdarzyli Boga. Marcin spoglądał na szesnastoletniego chłopca który stał pośrodku innych ludzi. Ręce i twarz trzymał w górze w stronę białego światła. Chłopiec miał szczupłą budowę ciała. Jego wygląd był przeciętny. Twarz miał piegowatą a jego włosy były krótkie i kręcone.

 Od tysięcy lat tutaj siedzę i muszę się patrzeć na ich radosne twarze – powiedział starzec który siedział na kamieniu – nienawidzę ich a najbardziej tego chłopca. Za życia on był królem a ja jego generałem. Wmawialiśmy mu że jest synem boga. Że bóg go wybrał. Żeby rządził królestwem. Że jest półbogiem. Że jest najwyższy. Że nawet demony  mu się kłaniają. Że jest równy bogom. Wywyższał się tak samo jak ja Gdy umarł poznał prawdę i zaczął płakać. Mówiąc wywyższałem się tylko bo mi kazali. Gdybym znał wtedy prawdę nigdy bym się wywyższał i został. Gdy ja umarłem powiedzieli mi on się wywyższał bo kazaliście się wywyższać. A ty się wywyższałeś bo sam tego chciałeś. Gdybyś znał prawdę uznałbyś za kłamstwo. Wtrącili mnie do piekła. Demony pozostawili mnie przy tym głazie żeby na wieki patrzył się na jego szczęście, którego nienawidzę. Za życia też go nienawidziłem – dodał starzec.

Marcin oddalił się od starca . Schodząc ze szczytu zaczął tracić niebo z oczów. Przez moment widział białe światło, które pochłonięte zostało przez mrok piekła. Droga którą szedł Marcin pokryta była dziurami i głazami wystającymi z powierzchni. Marcin omijał po kretom ścieżką która w miarę utraty wysokości stawała się coraz mniej stroma. Marcin ominął dwa posągi. Jeden w kształcie węża. Drugi w kształcie smoka. Marcin zatrzymał się na chwile przyjrzał się dokładnie owym posągom. Poszedł dalej. Po drodze napotkał dość duże urwisko. Obszedł je i kierował się w dół. Marcin dostrzegł tłum ludzie znajdujący się u zboczu pagórka. Marcin z obawy rekcji ludzi z mienił kierunek. Okrążał pagórek. Szukając na dole wolnej przestrzeni ,na którą spokojnie mógł wejść. Spokojnie podążać do mitycznego wyjścia z piekła. Po drodze na potkał mniejsze lub większe przeszkody z którymi bez trudu sobie radził. Marcin okrążając pagórek dostrzegł wolną przestrzeń na której nie było żadnego człowieka. Marcin zatrzymał się. Przyglądał się przez moment tej przestrzeni, którą ze wszystkich stron ogrodzona była klifami. Marcin obrócił głowę do tyłu. Zobaczył Mamona. Zaczął biec w stronę wolnej przestrzeni. Biegł przeskakując dziury i głazy. Ludzie dostrzegli biegnącego Marcina i zaczęli zajmować wolną przestrzeni. Marcin nie zważał na ludzi biegł dalej. Masa ludzi zalewała pustą przestrzeni. Mamon ze spokojem przyglądał się owemu zjawisku. Marcin biegł już był blisko urwiska oddzielającego pagórek od wolnej przestrzeni którą w ciągu kilku sekund została wypełniona przez rzesze kobiet i mężczyzn rożnej narodowości z rożnego okresu. Marcin potknął się o wystający głaz. Przewrócił się uderzając głową o wystający głaz. Marcin szybko powstał i biegł dalej mając przed oczami krawędzi urwiska. Mamon dostrzegł upadek Marcina. Demon obrócił się tyłem do Marcina i odleciał. Marcin był już blisko krawędzi, która udostępniła oczom Marcina różne głazy i dziury. Marcin przeskoczył trzy dziury. Ominął jeden głaz. Po równym podłożu dobiegł do urwiska. Skoczył w przepaść. Gdy uderzył o podłoże został natychmiast przygnieciony przez rzesze ludzi którzy wypełnili wolną przestrzeń.

 

 

R.19

Demony znajdowały się w kamiennym pałacu. Zajęły na większe pomieszczenie . Wpatrywały się w niebieski wir który znajdował się pośrodku sali.

 To już koniec Chrześcijaństwo za szybko się rozwija. Wciągu paru wieków o panuje świat i wtedy już nikogo nie ściągniemy – powiedział jeden z demonów.

 Zwiększyć prześladowanie – odparł drugi demon.

 To na nic. In bardziej to prześladujemy tym szybciej się to rozprzestrzenia – dodał jeden z demonów.

 Musimy coś zrobić – odparli wszystkie demony.

 A wszystko przez tą śmierć ! Krzyknął jeden z demonów.

 Mam pomysł – wtrącił się Szatan – stwórzmy swój własny kościół Chrystusowy.

 Jak to . Ja kto. Co chcesz zrobić ! Krzyknęły demony.

 Przedstawimy w tej religij Boga okrutnego który karze ludzi na wieczne potępienie do piekła. Stworzymy w tej religij szereg rytuałów oraz świąt zaczerpniętych z dawnych starożytnych religij. Przesłanie chrześcijańskie zamkniemy w tych rytuałach tak by stało się nieczytelne dla ludzi.

 Trzeba zrobić tak by ludzie widzieli w chrześcijaństwie wyłącznie rytuały – przerwał demon Szatanowi.

 Religie tą rozprzestrzenimy nad całą Europą, a zbiegiem czasu nad całym światem. Nasi chrześcijanie będą grabili ,mordowali ,torturowali  i prowadzili wszelakie wojny w imię Chrystusa.

 Dobra jeżeli to stworzymy ludzie będą się bali piekła. To spowoduje że zaczną zastanawiać się nad swoimi grzechami i skutkiem tego zaprzestaną czynić zło.

 W mówimy im że ten kościół ma moc odpuszczania grzechów – powiedział Szatan.

 Można im wmówić że pewne modlitwy chronią ich przed pokusami. Inne mają moc uzdrawiania. Jeszcze iny rytuał ma moc wypędzania demonów – dodał.

 Jak zamierzasz przedstawić nas ? Zapytał jeden z demonów.

 Jako wygnańców. Okrutny Bóg wygnał nas z nieba i wtrącił do piekła za niesubordynacje – odparł Szatan.

 Ty chcesz to tworzyć ! Krzyknęli demony. 

 Mamy iny wybór – odpowiedział Szatan.

 Nie ! Krzyknęły demony.

 No to do dzieła – powiedział Szatan.

Demony zamilkły. Równocześnie odwróciły swój wzrok w stronę serca niebieskiego wiru. Z ich twarzy powychodziły niebieskie energie które podążyły do niebieskiego wiru. Zobaczyłem pewnego człowieka ubranego w białą tonikę. Mężczyzna siedział przy stole w swoim pałacu. Był to duchowny wysoko postawiony. Demony pod szyły się pod jego myśli i zaczęły mu szeptać .

Oddział rycerzy podążał w stronę osady. Demony w mówiły tak owym ludziom. To są niewierni. Bóg każe takich zabijać. Rycerze wyjęli miecze z pochwy i wyrżnęli cała wieś.

Potem zobaczyłem kościół pełen ludzi w okresie średniowiecza. Ludzie w wpatrywali się w ołtarz i kapłana. Kapłan po skończonym rytuale obrócił się w stronę ludzi i zaczął mówić.

 Wszelaka herezja która jak chwast otoczyła zewsząd lud boży. Słudzy Szatana próbowali wam namącić w głowach, ale my lud boży odeprzemy ich niecne zamiary. Ogniem i mieczem zabijemy każdego heretyka ,innowierce ,poganina ,oraz maga i czarownice. Ogniem i mieczem będziemy walczyć z tą zaraza ,gdzie ktokolwiek się pojawi. Uderzymy i złamiemy każda potęgę. Każdą siłę. Gdyż my jesteśmy ludem bożym. Chrystus nas wybrał. Nas wywyższył. Dał nam władze nad światem. Obiecał nam że każdy kto zabije heretyka, innowierce ,czy poganina zostanie zbawiony. Będzie zażywać  wiecznej rozkoszy w ogrodach rajskich – potem kapłan się obrócił w stronę ołtarza. Uniósł opłatek do góry i powiedział – ciało Chrystusa.

Wtedy z opłatka wyszła biała energia która ogarnęła cały kościół. 

Pewien człowiek zaczął się modlić. Jak wierzył modlitwa ta miała ochronić go przed pokusami. Tak się stało demony niebyły wstanie go kusić. Pewien człowiek podszedł do spowiedzi i jego grzechy zostały odpuszczone.

Jest rok 2000 nad polaną która zapełniona jest ludźmi. Stoi scena. Na tej scenie stoi kapłan. Mężczyzna podszedł do mikrofonu i zaczął mówić.

 Drodzy wierni. Chciał bym ogłosić radosną nowinę. Chrystus z martwych stał. Bóg który nas kocha wydał się na mękę. By mogliśmy być zbawieni. Człowiek jest grzeszny z natury i nie ma człowieka który nie popełnił choć jednego grzechu. Ale ukarz się przed Bogiem. Zacznij żałować za grzechy spróbuj się zmienić. A Bóg ci przebaczy. Wiele osób pyta czego żąda od nas Bóg. To ja wam odpowiem. Pomagajcie biednym. Przebaczaj winowajcą. Co dziennie módl się do Boga. Kochaj matkę ,ojca żonę i dzieci. Nie kradnij. Nie zabijaj. Nie oszukuj. Żyj uczciwie ,a żony nie zdradzaj. Bóg nas kocha i ze swojej miłości. Dał człowiekowi możliwość wyboru miedzy dobrem a złem. Modle się do Boga by jak najwięcej osób wybrało ścieżkę dobra – powiedział kapłan potem podniósł opłatek do góry mówiąc – ciało Chrystusa.

Wtedy z tego opłatka wyszła łaska Boża która ogarnęła całą polane.

 To koniec. Bóg odebrał nam ten kościół nasze dzieło i obrócił przeciwko nam. Zrobił tak po pierwsze dając moc tym wszystkim rytuałom i zaczął powoływać w szeregi tego kościoła świętych którzy to co miało być zakryte  wyciągnęli na światło dzienne ! Krzyczał demon.

 Jest jeszcze szansa – powiedział Szatan – trzeba dać im technologie i zacząć tworzyć demokratyczne rządy. Wprowadzić ideały wolnościowe które mówiły by o wolności słowa wyznania wszelakiej tolerancji. Po prawic jakoś życia ludzi. Zachęcać do konsumpcji i korzystania z wszelakiej gamy rozrywek jakie zafunduje im technologia zniszczyć podział stanowy na arystokracje i pospólstwo. Wyzwolić niewolników. Z naszych dawnych rytuałów trzeba zrobić rozrywkę. Ludzie mają żyć w dostatku i czerpać z życia ile się da. Technologia ma zaś dać lekarstwa na wszelakie choroby. Poprawić komunikacje sprawić że świat stanie się globalna wąską.

 Co ! Co ! Krzyczały demony.

 Dać im technologie i wprowadzić takie zmiany ! Krzyczał demon.

 Ja tam bym wolał żeby ludzie żyli jak plemiona. Czcili nas jako bezwzględnych bogów. Nawzajem się zabijali i po śmierci szli do piekła – dodał drugi demon.

 Ja też bym tak chciał ale mamy inny wybór – powiedział Szatan.

 Nie – odparli demony.

 No to do dzieła – powiedział Szatan.

Demony zerknęły w niebieski wir. Z ich twarzy wyszły niebieskie energie które podążyły w stronę niebieskiego wiru.

 

R.20

Marcin leżał na ziemi przygnieciony przez rzesze ludzi. Dusił się. Ludzkie ciała leżały jeden na drugim wypełniając najmniejszą szparę. Wznosiły się piętnaście metrów w górę.  Piekielny ogień ogarniał wszystkich, tak że ci ludzie wyli z bólu. Marcin próbował wydostać się na powierzchnie. Leżąc na brzuchu próbował wspinać się po ciałach lecz było tak ciasno że jego wysiłki poszły na marne. Po rzucił ten pomysł. Leżał na ziemi zmagając się z okropnym bólem jaki wywoływał czarny ogień.  Na ciałach ludzi pojawiły się bąble ,które pękały tworząc otwarte rany. Z ran wypływała krew pomieszana z tłuszczem. Gdy ich ciała się zwęgliły a rany  osłoniły kości. Zostali uzdrowieni tak by ogień na nowo mógł ich trawić. Ludzie ci okropnie wyli z bólu ich jęki i wrzaski rozchodziły się po ciemnej przestrzeni jakie jest piekło. Marcin leżał na ziemi. Przygnieciony przez miliony ludzi kobiet i mężczyzn Marcin leżał bez możliwości wykonania najmniejszego ruchu. Przygnieciona rzesza ludzi czuła okropny ból.  Marcin leżał przez dalszy czas. Nie wiedział ile czasu tak leży stracił rachubę czasu. Do Marcina dochodziły odgłosy jęków ale tragały się też przekleństwa skierowane do Boga rodziny jak i do całego świata za równo ziemskiego jak i pozagrobowego. Marcin swoimi oczami dostrzegł zarysy ludzkich postaci, którzy próbowali się wydostać na powierzchnie. Lecz ludzie będący wyżej utrudniali im wręcz uniemożliwiali. Każdy człowiek który znalazł się w piekle odczuwał okropny ból fizyczny, psychiczny ,oraz seksualny. Był podawany najróżniejszym torturą. Ale targała im nienawiści tak wielka tak okropna że nie był wstanie kochać odczuwać litość czy współczucie. Czuł jedynie drobną satysfakcje z cierpienia innych osób i chciał by jak najwięcej osób trafiało do piekła. Ludzie którzy gnietli się w tej przestrzeni próbowali ucie . Uciekali ci co byli na powierzchni, lecz zaraz zostawali pochwyceni przez demony. Które odlatywały w nieznanym kierunku. Ludzie którzy chcieli uniknąć tego losu zostali na miejscu i z nienawiści wypychali innych prosto w szpony demonów. A tych co byli pod nimi nie pozwalali wydostać się na powierzchnie. Tymczasem pod spodem ludzie nie mogli wykonać żadnego ruchu a targała ich energia tak jakby byli pod wpływem amfetaminy. Wymiotowali i dusili się. Zapach wymiocin wchodził w ich nozdrza. Marcin słyszał jak dwóch hindusów. Jeden z okresu szesnastego wieku . Drugi z dwudziestego wieku rozmawiali miedzy sobą.

 Jeżeli jest dwóch ludzi. Jeden ma dobry charakter jest uczynny skory do pomocy bezinteresowny. Drugi jest jego przeciwieństwem i oby dwaj popełnili dobry uczynek to który się bardziej zasłużył u Boga ? Zapytał hindus z dwudziestego wieku.

 Ten który ma zły charakter bo większy trud sprawił mu dobry uczynek – odpowiedział hindus z szesnastego wieku.

Po ten do uszów Marcina doszła rozmowa dwóch murzynów. Jeden żył w okresie cesarstwa rzymskiego a drogi w epoce brązu.

 Czy wiesz że Szatan może zaprowadzić grzesznika do spowiedzi – opowiedział żyjący w epoce brązu.

 Jak to po co ?  Zapytał murzyn z epoki cesarstwa rzymskiego.

 Żeby grzesznik podchodził do grzechów jak do zakupów w sklepie. nazbierało mu się grzechów pójdzie do spowiedzi. Będzie myślał że ma czyste konto. To zaś mu się nazbiera zaś pójdzie. Rzeczywistości żaden z jego grzechów niezostanie odpuszczony. Bo żeby grzechy były odpuszczone trzeba za nie żałować, a jak się nie żałuje to trzeba się starać zmienić. Starać się nie grzeszyć – powiedział murzyn z epoki brązu.

Do uszów Marcina doszła kolejna rozmowa. Rozmawiali dwaj biali mężczyźni. Jeden żył w czasach średniowiecza a drugi umarł niedawno.

 Dlaczego większości ludzi bogatych wpływowych idzie do piekła ? Zapytał mężczyzna który umarł niedawno

 Bo nie żyją jak trzeba. Targani ziemskimi sprawami zapominają o Bogu. W ich sercach gnieźdź się z reguły chciwość, pycha i chęć władzy. A po winili pomagać biednym. Stać w obronie pokrzywdzonych. Swojej władzy nie powinni wykorzystywać do krzywdzenia i wyzyskiwania ludzi. Zamiast dzielić się powinni się zjednoczyć w walce o lepszy byt dla lepszego życia podanych im ludzi – powiedział mężczyzna żyjący w średniowieczu.

Marcin usłyszał jeszcze jedną rozmowę.

 Jeżeli dwóch ludzi którzy za życia się bardzo nienawidzą i po śmierci trafią do piekła jaki czeka ich los – powiedział mężczyzna Indianin żyjący w czasach majów.

 Będą ze sobą przez całą wieczność – odparł drugi Indianin żyjący w czasach prehistorycznych.

Nagle jedna osoba zerknęła w stronę Marcina. Jednak szybko się obróciła by po chwili z powrotem przykuć w niego wzrok. W wpatrywała się w Marcina owa kobieta Koreanka umarła gdy miała dwadzieścia cztery lata  żyła w dziewiętnastym wieku. Nagle krzyknęła 

 To ten co go demony ścigają.

Oczy ludzi umęczonych cierpieniami zaczęły spoglądać w stronę Marcina. Marcin usłyszał ten krzyk i zaczął obserwować jak coraz więcej osób odwraca wzrok w jego stronę. Marcin zląkł się nie wiedział co owi ludzie z nim zrobią 

 Wydajmy go demonom – te zdanie rozchodziło się po ustach wszystkich do których dotarł krzyk Azjatki.

Marcin słysząc to zdanie powtarzaną przez ludzi niczym mantrę. Załamał się wszystko stracone. Nie mógł przeżyć że tyle wysiłku jaki włożył w odszukaniu wrót które umożliwią ucieczkę z piekła i przedostania się do świata żywych poszły na marne. Po chwil załamanie przerodziło się w strach przed reakcją Mamona gdy go dostanie. Ludzie krzyczeli jednocześnie pochwycili Marcina i zaczęli ciągnąć go w górę. Pozycja leżąca ludzi sprawiała im niemałe trudność w wypychaniu go w górę ,lecz nienawiść jaką odczuwali do wszystkich była tak silna że pomimo trudności jakie sprawiało ciągniecie Marcina ku górze tłum dawał sobie z tym rade. Tłum wypychał Marcina. Ludzie którzy byli pod Marcinem w pierwszej chwili próbowali uniemożliwiając mu iść w gore. Lecz gdy doszło do nich że demony go ścigają szybko go pochwycili i zaczęli szarpać go w górę. Marcin skrepowany przez ludzi brutalnie szarpany parł w górę. Gdy był pośrodku rzeszy ludzkiej został przejęty przez kolejną grupkę ludzi. Gdy oni chcieli go podnieś w górę. Jeden z nich krzyknął.

 Stop !

Oni się zatrzymali i spojrzeli na niego zdziwionymi minami twarzy. On zaś nie zważając na ich zdziwienie zadał Marcinowi pytanie.

 Zanim cie wydamy demonom powiedz nam dlaczego cie tak ścigają ?

Ludzie spojrzeli na niego z ciekawością i zaczęli krzyczeć bijąc go drapiąc i gryząc jednocześnie dusząc.

 Powiedz nam ! Krzyknęła kobieta jednocześnie uderzając go pięścią w twarz.

 Dlaczego cie ścigają – krzyknął mężczyzna i w gryzł się w szyje tak mocno że pojawiła się krew.

 No mów dlaczego cie ścigają ! Krzyknęła kobieta drapiąc go po twarzy.

Po pewnym czasie nieustanego bicia ludzie ci dali od sapnąć Marcinowi jednocześnie go trzymając. Marcin wtedy zaczął się zastanawiać czy im powiedzieć. Z początku był przeciwny ale po chwili zdał sobie sprawę że zaraz zostanie wydany mamonowi dostrzegł minimalną szanse że jak owi ludzie się dowiedzą może nie wydadzą go demonom tylko przyłączą się z nim. W końcu zawładnęła im ciekawości na reakcje ludzi gdy im to powie. Zdecydował się powiedzieć.

 Szukam wrót które umożliwią mi ucieczkę z piekła – powiedział Marcin.

 Ha Ha Ha ! Roześmiali się ludzie.

 Z piekła nie da się uciec – powiedział jeden z ludzi biały żył w siedemnastym wieku arystokrata.

 Niby gdzie te wrota miały by prowadzić do nieba ? Zapytał drugi człowiek chińczyk żył w dwudziestym wieku komunista wysoko postawiony urzędnik partyjny.

 Na ziemi – odparł Marcin.

 Ha Ha Ha – ludzie ryknęli jeszcze większym śmiechem.

 A powiedz mi gdzie są te wrota my też byśmy je poszukali – powiedział trzeci człowiek z ironicznym uśmiechem za życia był pułkownikiem w armii Hitlera zginął na froncie wschodnim.

 Nie wiem – odparł Marcin.

 Nie wie ha ha – przewracał się tłum ze śmiechu.

 Pewien pirat mi powiedział – rzekł Marcin

 ha ha ha! Krzyczeli ludzie.

 A nie przyszło tobie do głowy że ten pirat mógł cie okłamać – powiedział trzeci człowiek.

 Dosyć tych bredni czas go wydać demonom ! Krzyknął drugi człowiek.

Ludzie ci podali Marcina ludziom którzy byli nad nim. Marcin był wyciągany coraz wyżej ludzie parli go w górę. Aż w końcu znalazł się na powierzchni morza z ludzkich ciał. Sześciu ludzi trzymało Marcina i mieli już wołać mamona gdy nagle na horyzoncie pojawiła się przepiękna tęcza. Tęcza była widoczna przez wszystkich mieszkańców piekła. Zaciekawiła ich nagle owa tęcza zbliżyła się do podłoża była duża ogromna zasłaniająca cały horyzont. Po pewnym czasie  tęcza zaczęła tracić kolory ich miejsce wypełniał obraz. Z początku był niewyraźny lecz z czasem nabrał przejrzystości. Mieszkańcy piekła zobaczyli w tęczy obraz nowego yorku nocą z okresu 2012 roku. Marcin przyjrzawszy się tęczy i jej obrazowi krzyknął. 

 To są wrota które prowadzą do świata żywych !

Krzyk Marcina usłyszało kilka osób które bez zastanowienia powtarzali tym którzy nie słyszeli lub nie zrozumieli owego zdania. Zaś owi ludzie powtarzali te zdania następnym a ci następnym. Zdanie Marcina wędrowało od ucha do ucha zataczając coraz to szersze kręgi. Aż po pewnym czasie wszyscy ludzie będący w piekle wiedzieli czym tak naprawdę owa tęcza jest. Wtedy zaczął się bunt.

R.21

Ludzie zaczęli podążać w stronę wrót. Z wież z kości ludzkich powychodzili ludzie i zaczęli podążać w stronę wrót. Tak samo ludzie z jeziora. Wszyscy ludzie którzy byli w piekle porzucili swe miejsce bycia i ruszyli w stronę wrót. Szatan z demonami wyszli na dach kamiennego pałacu i spoglądał na wrota i na biliardy ludzi którzy parli w stronę wrót.

 Co to jest? Zapytał Szatan.

 Wrota – odpowiedział jeden z demonów

 Kto im te wrota wskazał ? Padło kolejne pytanie

 Ten człowiek którego poluje mamon – odpowiedział drugi demon.

 Oni nie mogą dotrzeć do tych wrót ,a ty mamonie masz pochwycić i przyprowadzić do mnie tego człowieka ! Rozkazał Szatan.

Ludzie biegli w stronę wrót które znajdowały się na wolnej przestrzeni. Tuż na tymi wrotami przeleciał demon. Z jego tułowia sypał się czarny pył który osiadał na podłożu.  Tam gdzie osiadł ten pył wyrósł ogromny mur który otoczył wrota ze wszystkich stron. Biliardy ludzi dobiegli do owego muru i zaczęli napierać na niego swoimi ciałami. Demony przelatywały nad biegnącymi ludźmi. Z ich tułowia wydobywał się czarny pyl który osiadł na ludzi i ich paraliżował. Demony wzbiły się w powietrze i nurkując porywali sparaliżowanych ludzi. Inna armia demonów nadleciała z zachodu z ich ciał powychodziły potężne pająki. Które rzuciły się na ludzi zadając im okropny ból. Lecz wysiłki demonów szły na marne bo niebyli wstanie powstrzymać biegnących ludzi. Dwa miliony ludzi wdarło się do kamiennego pałacu. Zaczęli wydobywać niebieskie kule które natychmiast odrastały. Tymi kulami rzucali w demony. trafione demony dostawały paraliżu i natychmiast padali na podłoże. Marcin biegł z rzeszą ludzi w stronę wrót słyszał jak pewna kobietę która krzyczała.

 Jak dostane się do świata żywych będę zabijała. Jeśli ojciec będzie miał dwoje dzieci każe mu wybrać które mam zabić. Które zostawić jeżeli nie wybierze w ciągu pięciu minut zabije obydwoje.

Po ten Marcin usłyszał kolejnego mężczyznę który krzyczał.

 Jak się dostane do świata żywych będę polował na dzieci. Jedno upiekę w piekarniku. Drugiemu obcinam ręce i nogi wydłubie tez oczy. Trzeciemu rozetnę brzuch a wnętrzności przybije do ściany.

Marcin zauważył mamona na horyzoncie który zbliżał się do niego. Marcin biegł starał się biec coraz szybciej. Gdy nagle do strzegł czterech demonów ,które uderzyły w podłoże. Zaraz po uderzeniu podłoże za czelo unosić w powietrze. Marcin biegł starał się nie zwalniać biegł. W ostatniej chwili zeskoczył z unoszącego się skrawka podłoża. Marcin padł na plecy. Widział jak demony podniosły skrawek podłoża na wysokości kilkunastu metrów i obróciły je na druga stronę zrzucając z niego miliardy ludzi. Mamon który ścigał Marcina leciał w stronę jego. Zahaczył o krawędź skrawka i wpadł w wyrwę jaka powstała w podłożu. W tym samym czasie demony rzuciły skrawek w wyrwę zagrzebując w niej miliardy ludzi łącznie z mamonem. Marcin biegł dalej dotarł do muru na który napierało biliardy istniej ludzkich. Wtedy z miejsca gdzie byli pogrzebani ludzie powstały cztery szczeliny przez które ludzie wydostały się na powierzchnie i zaczęli biec w stronę wrót. Mamon wstrzelił jak gejzer w gore tworząc mała wyrwę. Wzbił się w powietrze gdy stracił na prędkości zaczął zbliżać się do Marcina. Marcin obserwując go spostrzegł niebieską kule która miał pewien mężczyzna. Odebrał mu ja i rzucił w mamona. Trafił zauważyło to kilka ludzi którzy tez mieli niebieskie kule. Rzucali oni je w mamona i za każdym razem trafiali. Sparaliżowany Mamon padł na podłoże .Biliardy ludzi napierało na mor aż w końcu mur nie wytrzymał i runą. W tedy rzesza ludzka podążyła w stronę wrót. Biliardy ludzi biegło w stronę wrót widział to Szatan który zmienił się w mgłę i zaczął podążać w stronę wrót i pochłaniać ludzi którzy stali mu na drodze. Marcin biegł w stronę wrót Szatan przeszedł przez mur i miał już pochłonąć Marcina lecz w ostatniej chwili przeszedł przez wrota wraz kilkoma biliardami istniej ludzkich. Ludzie owi unieśli się w gore. Tajemnicza siła parła ich w stronę nowego yorku gdy nagle w górze dostrzeli aniołów. Aniołowie zmieniły się w białe jasno  świecące mgły które strąciły wszystkich ludzi z powrotem do piekła. Marcin strącony przez aniołów leciał w dół gdy spadł wtedy wszystko zaczął rozumieć i zrozumiał wszystko Marcin uderzył o kamienny pałac. Zaraz został otoczony został przez wszystkie demony. Marcin po pewnym czasie wstał. Obrócił się dookoła. Spojrzał w górę i rzekł.

 Już wszystko zrozumiałem. Najbardziej ze wszystkich bytów jakie mają istnienie nienawidzicie Boga. Pragniecie zdać mu jak najwięcej bólu, lecz nie jesteście wstanie tego zrobić. Wiecie że Bóg daje istnienie człowiekowi z miłości i dla tego nas tutaj ściągacie. Tak okrutnie meczycie chcecie w ten sposób zmusić Boga żeby przestał nas tworzyć. Wyszliście z taką kalkulacja skoro taką populacje uda się ściągnąć i tak męczyć przez wieczności to lepiej przestać tworzyć człowieka niż dopuści żeby tak wiele ludzi poszło do piekła. Jeżeli ta kalkulacja się sprawdziła zadalibyście Bogu ogromny ból. Gdy zaczęliście się jawić ludziom jako bogowie. Bóg zaczął powoływać proroków którzy mieli ostrzec ludzi przed wami. lecz ludzie nie posłuchali. Wtedy Bóg zesłał kataklizmy na pewną liczbę osób. Nie chodziło o żadną kare Bożą tylko by przestraszyć po zastałą części ludzi by przestali was słuchać. Chciał w ten sposób uratować ich od piekła. Lecz i to nie pomogło wtedy postanowił zniszczyć całą populacje. Wybrał tylko jednego człowieka i jego rodzinę która miała przetrwać kataklizm. I po kataklizmie na nowo zaludnić ziemie wolną od demonów. Dla tego zesłał Bóg na ziemie potop. I ten ruch stał się bezużytecznych .Wtedy Bóg zmienił taktykę. Z jednego człowieka stworzył jeden naród. Wpoił im zasady moralne podobne zasadą jakie wy wpajaliście innym narodom. Zrobił to po to byście w przyszłości musieli wpajać zasady moralne podobne do woli Boga reszcie świata. Na koniec wysłał na męki część siebie. Swoją miłości która stała się człowiekiem i zginęła na krzyżu. Zrobił tak bo wiedział jak bardzo pragniecie żeby Bóg przez chwile cierpiał. Dał wam tą chwile ale za to zażądał ogromnej ceny. Wyście go jeszcze bardziej znienawidzili i pragnienie wasze zrastało i cena też wzrosła aż w końcu nienawiść wasza z ceną Bożą wzrosła do takiego stopnia że straciliście wszystko. Za kare musieliście stworzyć kościoły chrześcijańskie i przedstawiać Boga tak samo jak przedstawialiście siebie. Gdy ta kara minęła Bóg odebrał wam władze nad tymi kościołami. Kazał wam dać technologie ludziom poprawić im byt wpajać im ideologie związane z tolerancją wolnością słowa wyznania stworzyć system pomocy społecznej w prowadzić demokratyczne rządy. Kryzys wiary jaki żeście wywołali w dwudziestym wieku to kara Boża na kościołach chrześcijańskich za palenie na stosach krucjatach nawracaniem ogniem i mieczem i innych przekrętach. Gdy ta kara się skończy wasze panowanie na ziemi do biegnie końca. Ale wiedźcie że ta kara nie wychodzi ze śmierci Chrystusa tylko z cierpienia proroków i wszystkich dobrych ludzi których Bóg nie chronił od nieszczęścia za życia. Chrystus tak naprawdę umarł za nas za ludzi potępionych, żebyśmy mieli możliwość odcierpienia grzechów i wyjścia z piekła.

Wtedy jasności pojawiła się w piekle. Niebieskie kule zaczęły wybuchać jedna po drugiej w końcu wszystkie wybuchły. Kamienny pałac runą a po nim wszystkie pałace zbudowane z ludzkich kości. Czarny ogień zgasł.  Ludzie doznali uzdrowienia. Ludzie od chwili pojawienia się światła nieczuli już bólu, zaś demony poczuły potężny strach przed ową światłością. Owy strach był tak wielki że wszystkie demony pochowały się w zakamarkach piekła. Światłość dosięgła dna piekła. Ludzie zaczęli się zbliżać do światłości. Doznali szczęścia uczucia zapomnianego. Marcin prowadził tłum do światła ,a podążało za nim całe piekło. Nagle ze światła wyszło dwóch aniołów. Aniołowie zerknęli na rzesze ludzi i rzekli.

 Ludzie wasze grzechy zostały odkupione przez śmierć Chrystusa. Możecie opuści piekło i iść z nami do nieba i trwać w niebie przez wieczność z Bogiem współistnieć i zażywać jego radości.

Na to odpowiedział Marcin.

 Niepotrzebnie Chrystus umarł na krzyżu gdyż nie chcemy tego raju. Mamy trwać z Bogiem przez wieczność którego tak bardzo nienawidzimy. Odejdzie stąd. Nie Bóg jest naszym panem tylko Szatan Szatan jest  naszym panem ! Krzyczał Marcin a zaraz po nim wszyscy potępieni którzy byli w piekle krzyczeli

 Szatan jest naszym panem !

Aniołowie znikli w świetle które uniosło się do góry a potem znikło. W mroku piekła radość szybko znikła z mózgów ludzi. Czarny ogień na powrót zaczął palić ludzi razem z demonami które wyły z bólu. Unosiły się w gorę by na powrót paść na dno. Pozostali ludzie demony w takim stanie na wieczności

Koniec

Komentarze

Przykro mi Anonimie, ale tego co napisałeś, nie da się czytać. Błąd na błędzie i błędem pogania. Każde kolejne zdanie jest napisane gorzej od poprzedniego. Ogłupia natłok niepotrzebnych informacji.

Przejrzałam cały tekst, szczegółowiej potraktowałam tylko fragmentem oznaczonym R1.

Tego opowiadania nie da się poprawić. W tym opowiadaniu nie można wskazać błędów, bo należałoby zająć się każdym zdaniem. Jeśli liczyłeś, że ktoś to zrobi, przykro mi, ale się zawiedziesz.

Chcę jeszcze dodać, Anonimie, że mam pewne podejrzenie, że to nie jest moje pierwsze spotkanie z tym tekstem. Przynajmniej z jego początkowym fragmentem.

 

Czło­wie­ka prze­bra­ne­go za świę­te­go Mi­ko­ła­ja roz­da­ją­ce­go ulot­ki prze­chod­nią. – Czym jest przechodnia i jak rozdaje się nią ulotki? ;-)

Czło­wie­ka prze­bra­ne­go za świę­te­go Mi­ko­ła­ja roz­da­ją­ce­go ulot­ki prze­chod­niom.

 

Ulicz­nych sprze­daw­ców  han­dlu­ją­cy­mi ozdo­ba­mi cho­in­ko­wy­mi.Ulicz­nych sprze­daw­ców, han­dlu­ją­cy­ch ozdo­ba­mi cho­in­ko­wy­mi.

 

Dwóch po­li­cjan­tów wrę­czy­ło man­dat pi­ja­ko­wi , który spo­ży­wał tani napój al­ko­ho­lo­wy. – Zbędna spacja przed przycinkiem. Ten błąd powtarza się wielokrotnie, w całym opowiadaniu.

Skąd Marcin, patrząc przez okno, wiedział, że spożywany napój był tani?

 

…gro­ma­da dzie­ci ob­rzu­ca­ła się śnież­ka­mi. Stał tam też bał­wan ule­pio­ny z trzech du­żych kul śnież­nych. – Powtórzenie.

Czy lepi się bałwana z czegoś innego niż śnieżne kule?

 

Po­szedł do ła­zien­ki. Ro­ze­brał się i wszedł pod prysz­nic. Od­krę­cił wodę. W mokre ciało wcie­rał mydło, które pie­ni­ło się na jego skó­rze. Po paru se­kun­dach stru­mień cie­płej wody zmył pianę z jego ciała. Mar­cin za­krę­cił kurek z wodą i opu­ścił ka­bi­nę prysz­ni­co­wą. – Anonimie, czy naprawdę sądzisz, że gdybyś napisał: Marcin poszedł do łazienki i wziął prysznic, czytelnik nie wiedziałby, w jaki sposób Marcin się mył? ;-)

 

Mar­cin za­krę­cił kurek z wodą i opu­ścił ka­bi­nę prysz­ni­co­wą. Zna­lazł się w kuch­ni. – Czy wychodząc z kabiny prysznicowej trafiało się od razu do kuchni? ;-)

 

Ukro­ił też pięć kro­mek chle­ba Po­sma­ro­wał je mar­ga­ry­nom – Brak kropki na końcu pierwszego zdania.

Naprawdę smarował chleb margarynom, a nie sobie. ;-)

Winno być: Po­sma­ro­wał je mar­ga­ry­ną

 

Po chwi­li mocne rytmy hard­co­ro­we ogar­nę­ły po­miesz­cze­nie. – Rytmy mogą wypełnić pomieszczenie, ale go nie ogarną.

 

W któ­rej umył zęby, ogo­lił się i w per­fu­mo­wał  dez­odo­ran­tem. – Co Marcin zrobił dezodorantem???!!!

Dezodorant nie służy do perfumowania.

 

Mar­cin na łożył na sie­bie płaszcz…Mar­cin nałożył na sie­bie płaszcz

 

…był to star­szy męż­czy­zna opie­ra­ją­cy się o lasce. – …był to star­szy męż­czy­zna opie­ra­ją­cy się na lasce.

 

Na pierw­szym pitrze do­strzegł ob­ści­sku­ją­cą się parę… – Literówka.

 

Zbli­żyw­szy się do niej usu­nął śnieg z ka­ro­se­ryj i szyb.Ile karoserii miała skoda Marcina? ;-)

 

Potem  od­pa­lił auto i roz­po­czął ze­skro­by­wać lud z szyb. – Nie wiem co w skodzie Marcina uwiodło lud, że przylepił się do szyb, ale widać zrobił to z całych sił, skoro Marcin musiał lud zeskrobywać? ;-)

Potem  od­pa­lił auto i roz­po­czął ze­skro­by­wać lód z szyb.

Ejkum kejkum.

Zgadzam się z Regulatorzy prawie we wszystkim, tylko fragmentu nie kojarzę.

No to ja mam kilka słów o R2:

 

Teczkę położył na stolę ,a płaszcz  powiesił na wieszaku.

Zamień miejscami przecinek i sąsiednią spację. Błąd się powtarza.

Jego pierwszą czynnością jaką wykonał  było włączenie komputera.

Albo “jego pierwszą czynnością było”, albo “Pierwszą czynnością, jaką wykonał”.

Chwycił długopis i rozpoczął je wypełniać. Najpierw wypełniły drugi z urzędu skarbowego.

Powtórzenie. Zaczął wypełniać albo rozpoczął wypełnianie. Literówka. Drugi czy druki?

biznes planu => biznesplanu

Mężczyzna podniósł słuchawkę

Kropka.

 Marcin przyszedł byś szybko do mojego biura bo mam dla ciebie pilną robotę– powiedziała szefowa.

– Marcin, przyszedłbyś szybko do mojego biura, bo mam dla ciebie pilną robotę – powiedziała szefowa.

 Za ras tam przyjdę– odpowiedział Marcin odkładając słuchawkę.

– Zaraz tam przyjdę – odpowiedział Marcin, odkładając słuchawkę.

Na końcu tego korytarzu znajdowała się klatka schodowa i winda. Do której wszedł Marcin.

Literówka. To by lepiej brzmiało jako jedno zdanie.

Na nogi założyła żółte rajstopy i czarne buty z opasem.

Naprawdę miała buty z tucznikiem? Oryginalne…

W pomieszczeniu postawione były stoiska komputerowe przy których zasiadali pracownicy.

Przecinek po “komputerowe”. Zwykle przed “którym”.

Zapukał w nie następnie otworzył drzwi i wszedł do środka zamykając po sobie drzwi.

Powtórzenie. Przecinki po “nie” i “środka” (zawsze w zdaniach z imiesłowem, ten błąd się powtarza). Jeżeli używasz imiesłowu współczesnego, to obydwie czynności odbywają się w tym samym czasie. Naprawdę facet wchodził do pokoju i zamykał drzwi jednocześnie?

Miła trzydzieści cztery lata. Była rozwódką samotnie wychowuję córkę. Z wyglądu nie jest atrakcyjną osobą jest gruba ma krótkie włosy szpiczasty nos i wystające zęby.

Literówki. Dlaczego nagle zmienia się czas? Przecinki po “osobą”, “gruba”, “włosy”.

Choć byś => Choćbyś

Z mimiki twarzy szefowej można w tej chwili od czytać stanowczość i zdenerwowanie wymierzone w twarz Marcin.

Powtórzenie. Czy istnieje mimika inna niż twarzy? Czy stanowczość można wymierzyć komuś w twarz? Odczytać. Literówka.

 Po staram się to zrobić szefowo.

Postaram. Wołacze, Autorze, oddzielamy przecinkami od reszty zdania. Ten błąd się powtarza.

Najpierw wyszedł rudowłosy mężczyzna, po nim młoda kobieta ,po ten kolejna osoba przeszła przez  próg windy i kolejna, kolejna , kolejna i jeszcze kolejna. Aż w końcu drzwi windy się zamknęły. 

Potem. I oni wszyscy zmieścili się do windy? To była towarowa? Chyba dość długo stała i czekała.

na pijesz => napijesz

 Ja zostaję bo mam robotę – odpowiedział Marcin.

Zgubiony przecinek.

Czekali aż drzwi do kabiny wreszcie się odtworzą.

Zgubiony przecinek.

 Ap ropo –  powiedział mężczyzna z powrotem kierują swój wzrok na Marcina –  jak się czuje twoja mama.

A propos. Zgubiony przecinek, literówka, pytajnik na końcu.

 Co robisz w ten weekend ? Zapytał Marcin

– Co robisz w ten weekend? – zapytał Marcin.

A co chciałbyś się na pić –  powiedział mężczyzna.

– A co, chciałbyś się napić? –  powiedział mężczyzna.

To morze na następny weekend. A akurat Majka wyjeżdża w delegacje dzieci się za wiezie do dziadków  i bez żadnych przeszkód spokojnie mogę się napić.

Może. Po co to “A”? Literówka, przecinek, zawiezie.

w biega => wbiega

Z sześćdziesięciu metrów wysokości przypominało galaktykę zawieszoną w prużyć kosmicznej.

Czyli chyba coś koło dwudziestego piętra. A do szefowej, na osiemnaste, jechał w górę. Próżni.

Potem mopem wymieszała wiadro i rozpoczęła myć podłogę.

A z czym wymieszała wiadro? Zaczęła.

Podsumowując: piszesz tak, jak kilkulatki rysują – nie to, co widać, nie to, co jest istotne, ale wszystko, co wiesz. Te szczegóły zabijają jakąkolwiek przyjemność z lektury. Monotonia krótkich zdań bardzo męczy, ale w dłuższych z kolei leży interpunkcja. Jeszcze mnóstwo pracy przed Tobą.

"Po ten do uszów Marcina doszła rozmowa dwóch murzynów. Jeden żył w okresie cesarstwa rzymskiego a drogi w epoce brązu.

 Czy wiesz że Szatan może zaprowadzić grzesznika do spowiedzi – opowiedział żyjący w epoce brązu.

 Jak to po co ?  Zapytał murzyn z epoki cesarstwa rzymskiego.

 Żeby grzesznik podchodził do grzechów jak do zakupów w sklepie. nazbierało mu się grzechów pójdzie do spowiedzi. Będzie myślał że ma czyste konto. To zaś mu się nazbiera zaś pójdzie. Rzeczywistości żaden z jego grzechów niezostanie odpuszczony. Bo żeby grzechy były odpuszczone trzeba za nie żałować, a jak się nie żałuje to trzeba się starać zmienić. Starać się nie grzeszyć – powiedział murzyn z epoki brązu."

 Przeczytaj to, błagam Cię i pomyśl przez chwilę. To kawałek Twojego tekstu i jednocześnie mój komentarz. Pozdrawiam.

Bardzo mi przykro, ale tego nie da się czytać bez bólu oczu i głowy. Pomijam długość tekstu, bo nie raz i nie dwa “łykałem” jednym ciągiem powieści po czterysta stron – ale w nich było tak zwane “coś” i napisane były z ikrą, z jajem, jeśli wolisz. Tu natomiast, przynajmniej w tych partiach, które z samozaparciem jednak przeczytałem, nie ma niczego poza nużącymi czytelnika wyliczankami, co wypełnił, gdzie odwiesił płaszcz… Sprawozdanie, policyjny raport z chronologii wydarzeń, upstrzony chyba wszystkimi możliwymi do popełnienia pomyłkami pisarskimi. Chyba, bo całości nie dałem rady przebrnąć…

Nowa Fantastyka