- Opowiadanie: pecado - Upadek

Upadek

Proszę o komentarz i wrażenia po przeczytaniu fragmentu książki.

Oceny

Upadek

Prolog

 

Przyszłość jest, co najmniej podwójnie indeterministyczna: z jednej strony niedookreślona przez to, co stanowi obszar realnej swobody decyzyjnej wielkich ugrupowań społecznych Ziemi (…); z drugiej strony jest niedookreślona przez to, co wcale nie od nas zawisłe, zależy od nierozpoznanych jeszcze, obiektywnych własności materialnego Kosmosu.

 Stanisław Lem

 

Odległy sektor Drogi Mlecznej.

 

Komputer pokładowy, za pomocą stereowizyjnego obrazu, wyświetlił treść wiadomości, którą otrzymał Vardo – dowódca mandragoriańskiego krążownika klasy Egron. Czym prędzej podszedł do kokpitu sterowniczego. Zlokalizował źródło sygnału: pobliski system gwiezdny. Jak się okazało, wiadomość została wyemitowana dość dawno, tak jakby zagubiła się pośród kosmicznego szumu…

 

>>>>> <<<<<

 PRIORYTET ALPHA

PROŚBA O NATYCHMIASTOWĄ EWAKUACJĘ

 

Lokalizacja: Ramię Sagittariusa Carina, planeta Interia, koordynaty: AV56-oY8 – CU42-b78.

 

Środowisko: Biosfera o surowym klimacie. Brak możliwości stałego życia w pierwszym świecie, na powierzchni. Planeta zamieszkana głównie w drugim świecie, położonym głęboko pod ziemią.

 

Inteligentne życie: Tak. Wysoko rozwinięta cywilizacja typu humanoidalnego – Interacta.

 

Liczebność: 12 miliardów wcielonych istot na trzeciej gęstości fizycznej.

 

Cel: Zjednoczenie wszystkich mieszkańców w jednym procesie ewolucyjnym.

 

Specjalizacja i główne kierunki rozwoju: Budowa tuneli między-przestrzennych, poznawanie i indeksowanie położenia portali międzygalaktycznych.

 

Czas: 23 417. cykl galaktyczny, 231. cykl gwiezdny.

 

 KONIEC WIADOMOŚCI

>>>>> <<<<<

– Połącz mnie z dowództwem floty – wydał rozkaz Vardo.

Komputer pokładowy natychmiast wykonał jego polecenie. Kapitan poczekał chwilkę, ale łączność nie została nawiązana. Ponowił próbę. Nadaremnie.

 – Dowódco – odezwała się SI statku – piony galaktyki są przeciążone. Rozchodzenie się fali po sieci świadomości powoduje tymczasową blokadę połączenia. Cały sektor jest odcięty.

– Odcięty? – zdziwił się kapitan.

 – Potwierdzam. Wygląda na to, że cały układ gwiezdny Interacty poddano kwarantannie.

Kto blokuje sygnał? Spróbuj ich wywołać.

– Procedura nawiązania kontaktu została przeprowadzona. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

– Zatem pozostaje nam jedynie czekać.

Vardo zamyślił się. Patrolował rubież ramienia Oriona, jego zadaniem było monitorowanie przepływu informacji przez pasma sieci strukturalnych kosmosu. Liczne anomalia dochodzące z Ramienia Węgielnicy zaburzały układ i pracę wszystkich systemów okrętu i pobliskich kolonii. Otrzymał rozkaz zbadania sytuacji i ustalenia przyczyny nieprawidłowości, – ale system Interacty leżał daleko poza pasem rozpoznania.

 – Skieruj flotę w kierunku Interacty – zdecydował po chwili. Zdawał sobie sprawę, że nie postępuje zgodnie z otrzymanym rozkazem, ciekawość jednak wzięła górę.

– Proces w toku. Szacowany czas przybycia: jedna druga TiSE.

– Czy zdążymy?

– Siedemdziesiąt osiem procent szans na przybycie w dokładne miejsce i o czasie.

„Oby się udało” – pomyślał.

 

Iniri upadła na kolana. Nie miała siły dłużej uciekać. Rozejrzała się, ale dostrzegła jedynie ciemność, narastająca z każdą kolejną sekundą. Ból przeszywał jej ciało, krępował i paraliżował. Nie mogła się jednak poddać – pościg był tuż za nią. Wytężając resztki sił, ruszyła przed siebie. Okręty ewakuacyjne powinny znajdować się gdzieś niedaleko.

Początkowo wszystko przebiegało po jej myśli: wtulając się w ścianę, popękaną i pokrytą pyłem, brnęła do przodu. Kazali jej biec i nie oglądać się za siebie – tak też uczyniła. Kolejny wstrząs zachwiał fundamentami tunelu. Tym razem nie zdołała utrzymać równowagi. Potknęła się o wystające fragmenty zbrojenia i runęła w nieznane. Desperacko starała się złapać czegokolwiek, lecz rozpaczliwy uścisk zmiażdżył jedynie powietrze. Ciemność zakryła jej umysł, myśli leniwie osiadły na dnie i wywołały przed zamkniętymi oczyma zapomniane, wydawałoby się, wspomnienia. Wkrótce i one wyblakły, przytomność całkowicie ją opuściła.

 

Wszystko się zmieniło. Zamiast ciemności ujrzała jasny tunel. Dookoła niej grupa istot z cywilizacji Interacty gorliwie nad czymś debatowała. Przyjrzała się im dokładniej, ale kolory i kształty – podobnie jak wszystko, co ją otaczało – były inne, obce, nieznane. Czuła, jakby powoli się wznosiła. Wypływała wolno z ciemnego zapomnienia, z rzeczywistości bez miejsca, bez dźwięków i bez obrazów.

Środowisko rozpływało się, by ustąpić miejsca zamazanemu, poszarzałemu, ogromnemu oceanowi, leniwej mieliźnie snu. Czuła się tak, jakby brodziła w głębokim rozgrzanym piasku. Takim samym, jaki pokrywał całą Interię – jej dom. Im bardziej próbowała przebrnąć przez bolesne obrazy, wizje przeszłości, tym bardziej zapadała się i grzęzła. Rozpacz, którą próbowała wymazać z pamięci, ponownie wdzierała się gwałtem do jej umysłu. Musiała się temu poddać.

Ponad nią z prędkością impulsu świetlnego pojawiła się mapa gwiazd. Jej umysł wyrzucał informacje, jedna po drugiej. Niczym serwer zasilała model galaktyki nowymi informacjami, tkwiącymi głęboko w jej duszy. Wiedza rozrywała umysł, wydostawała się każdą możliwą szczeliną podświadomości. Kiedy Iniri przeniosła wszystko na galaktyczną mapę, która wypełniała pomieszczenie, upadła.

– Mamy aktualizacje – w umysłach zebranych rozległ się głos. – Jest gorzej, niż myśleliśmy. Impuls jest już blisko, a zniszczenia, które za sobą zostawia, pozbawiają nas wszelkiej nadziei. Proszę was o całkowite zaangażowanie, pełną pomoc i wsparcie, ponieważ zbliżają się ciężkie czasy. Czasy niestabilne, z niewiadomym zakończeniem – wybrzmiał doniośle głos w głowach przedstawicieli rządu.

Iniri przypomniała sobie przemowę Wielkiego Interiusa, najpotężniejszego przywódcy cywilizacji. Jednak to było dawno temu, w czasach, gdy była jeszcze nadzieja… Czyżby śniła?

– Trzeba z godnością przyjąć nadchodzące zmiany, z umysłem czystym i wolnym od fałszywych złudzeń czy nadziei – kontynuował Interius. – Pragniemy wprowadzić naszą cywilizację w nowy czas, w nową epokę. Interianie! Potrzebujemy wielkiej wiary w naszych twórców – Cywilizacji Pierwszej. Siewcy! – powiedział to głęboko i dumnie. – To oni zdecydowali o takim naszym losie. I tylko oni ten los mogą zmienić. Czymże jest nasz koniec bądź odrodzenie? Jak śmiemy wątpić w słuszność tak wielkiego wydarzenia, jakim jest impuls? Kto miałby odwagę oceniać postępowanie najstarszych? Czyż nie jest prawdą, że istniejemy i istnieć będziemy, bo taka jest wola Rdzenia?

Zapadła cisza. Czas wstrzymał oddech, a pytania zawisły w przestrzeni.

– Nie możemy przecież czekać! – krzyknął ktoś z tłumu. – Musimy poczynić przygotowania do przyjęcia fali.

– Nasze struktury mogą nie wytrzymać! – wtrącił się Malachet.

Pamiętała go: jego wygląd, barwę głosu, spojrzenie smolistych, nic niewyrażających oczu. W tamtych czasach wydawał się jej roztropnym mędrcem. Był starszym rady Valconu, zgromadzenia najmądrzejszych władców Interacty.

Zewsząd zagrzmiały głosy sprzeciwu.

– Uciszcie się! – krzyknął Interius. – Jesteśmy silni i pełni woli przetrwania! Sieć świadomości jest aktualizowana i synchronizowana. Skoro przenosi impuls, jesteśmy bezpieczni. Obliczyliśmy, że zanim nadejdzie fala, sieci strukturalne wytworzą nowe wartości, tak aby cywilizacja mogła się do tych zmian przygotować. Stwórzmy jeden, lojalny krąg. Ufajmy zmianom. Nie pozostaje nam nic innego.

– Ufajmy zmianom!? – zadrwił Malachet. – Wierzycie w to? Interianie! Obawiam się, że nie stać nas na przywilej, jakim jest zaufanie! Chcecie oddać los naszej cywilizacji niepewnej nadziei?! O, matko wszystkich nieszczęść! Gdybym nie był jednym z nas, istotą o sercu przepełnionym odwagą i siłą, pomyślałbym, żeście głupcy i nieudacznicy. Spojrzałbym na was i cóż bym ujrzał? Karłowatość dawnej chwały i nikczemność w życiu przepełnionym lękiem.

– Oszczędź nam tych metafor, Malachecie. Co sugerujesz? – zapytał Interius, podchodząc do niego. – Jakaż jest twoja rada?

Wymienili się spojrzeniami, badając swoje intencje i pragnienia. Odkąd pamiętała, rywalizowali ze sobą. Ale nigdy się nie zdarzyło, aby, szczególnie podczas obrad Wysokiego Valconu, otwarcie stanęli naprzeciw siebie.

Malachet nie odpowiedział. Rozejrzał się. Zatoczył koło, patrząc zebranym w oczy, jakby badał nastroje.

– Co powiesz? – ponaglił go Interius.

Malachet za nic miał jego nawoływania. Wskazał palcem na mapę galaktyki, na sam jej środek, gdzie zagęszczenie gwiazd dominowało nad pustą przestrzenią kosmosu.

– Użyjmy daru! – rzekł z pełną powagą.

– To bluźnierstwo! Hańba! – wykrzyczeli chórem zebrani.

– Zdrada! – przypominali inni.

– Niegodziwość! – pomstowali.

Obrady zamieniły się w rykowisko. Interius przyjrzał się Malachetowi, ten jednak nie odwzajemnił spojrzenia. Wpatrywał się w wirtualny obraz galaktyki – w skupieniu, a może w szaleństwie? Gdyby ktoś postanowił podejść do niego bliżej, usłyszałby cichy szept, jakby melodię wygwizdywaną pod nosem.

– Głosujmy! – zarządził Interius.

Wrzawa ustała.

– To uczciwe i szlachetne – odezwał się po chwili Malachet. – Zagłosujmy, czy oddamy los naszej cywilizacji NADZIEI – podkreślił ostatnie słowo, wypowiadając je dokładnie, miarowo i pewnie – czy wykorzystamy dary ofiarowane nam przez Najwyższych! Co będzie bardziej rozsądne?

– Czyż nie ostrzegli nas przed konsekwencjami użycia technologii, która przewyższa nas o setki tysięcy lat? – wyraził swoje obawy jeden z mędrców.

– Dali ją nam po to, aby sprawdzić, czy w odpowiednim czasie zdołamy jej użyć! TO JEST TEN CZAS! – warknął Malachet.

– Nie zgadzam się! – To była ona.

Pamiętała siebie taką młodą, odważną i ambitną. Strzegła darów i artefaktów widząc, że pokusa ich użycia od zawsze nęciła młode cywilizacje. Dary dawały moc, potęgę, rozwój – wszystko, co potrzebne do dominacji i władzy. Któż by nie uległ pokusie? Mając do wyboru drogę pełną nierówności, niewiedzy, upadków i cierpienia oraz szansę na wielką wiedzę, nieograniczony dostęp do tajemnic kosmosu – cóż wybrałby każdy z nas?

– Czy te obrady nie są zamknięte dla strażników? – zapytał Malachet, nie kryjąc złośliwości.

– Korzystam z prawa Olarka tego, który podarował nam artefakt! Nie wolno wam omawiać spraw związanych z technologią Turraków bez strażnika! Czyżbyście o tym zapomnieli?

– Iniri. – Skłonił się Interius, a wraz z nim cała rada. – Oczywiście, pamiętamy o dawnych prawach. Proszę, pozostań z nami. – Wskazał ręką miejsce.

– Dziękuję. Nie przyszłam tutaj, aby przysłuchiwać się waszej kłótni. Jestem tu, aby przypomnieć wam o waszej powinności względem turrackiego porozumienia. Jeśli zdepczecie najważniejsze Prawo Postanowień; dostępu do swobodnej i niezachwianej ewolucji srogo tego pożałujecie. Siewcy jasno wyrazili warunki otrzymania i przechowywania starożytnej technologii. Pozostawiam tą wiadomość do waszej dyspozycji. Uczynicie wszystko, co dyktuje wam roztropność i wielka mądrość Interii, o której tyle słyszałam…

Nagle zorientowała się, że ma otwarte oczy. Ktoś lub coś pochylało się nad nią. Istota wykrzywiała minę w dziwnym grymasie. Tak jakby chciała jej coś powiedzieć.

– Idzieeemyyy! Wstaaawajjj! – głos przeciągał się. Kolejny wstrząs zachwiał ścianami tunelu, a tumany kurzu jeszcze bardziej przysłoniły okolicę.

– Gdzie jest… – próbowała mówić, ale usta wypełniły się krwią. Wyciągnęła do niego rękę.

– Jest bezpieczny! Nic nie mów! Patrz się na mnie! – wydarł się jeden ze Strażników.

Poczuła mocne szarpnięcie, a potem lekkość i ulgę. Obrazy przelatywały jej przed oczami. Spojrzała na swoje nogi, a raczej pozostałości tego, co z nich zostało. Skarłowaciałe, na wpół pocięte, a na wpół zmiażdżone kikuty. Jej ciało, dawniej piękne i silne teraz przypominało zbitek krwistego mięsa. Torturowana, obdarta ze skóry, wyzwana od zdrajców musiała dokończyć zadanie. Jasny blask Interiusa – 4, rodzimej gwiazdy oślepił ją. Musieli wybiec na powierzchnię.

– Już niedaleko! – wrzasnął nie znany jej głos. – Szybciej!

– Są za nami! – ktoś krzyknął ostrzegawczo.

Spojrzała ostatnimi siłami za siebie, gdy wzrok przyzwyczaił się do światła. Jej dom, jej miasto płonęły, a wokół tańca ogni leżały ciała mieszkańców. Kolejna eksplozja, trzaski, rozsuwanie się ziemi oraz wytrysk gorącej lawy. Potężne ścieranie się płyt tektonicznych planety. Nad nią ciemne punkty na niebie, uciekające ku gwiazdom. Prawdopodobnie ostatnie wolne okręty, które nie uległy zniszczeniu wskutek działania impulsu, nieznanej ponadczasowej fali. Wszystko działo się tak szybko.

Usłyszała wwiercający się w uszy pisk, a zaraz po tym nastąpiła cisza. Dowlekli się do jednego z ostatnich transporterów. Przez ten cały czas nieśli ją na rękach niczym niemowlę. Nie minęła chwila a silniki zawyły wzbijając ich w przestworza. Iniri spojrzała na apokaliptyczny krajobraz Interii, wypalone i zburzone miasta pokrył czerwonawy pył. Wiatr wyśpiewywał ostatnią melodię cywilizacji. Robił to tak cicho, że niewielu z tych, co żyli, mogło to usłyszeć.

– Wszyscy są? – zapytał pilot.

– Tak – odparł jej wybawiciel.

Szarpnęło, ale tylko na chwilę. Spojrzeli na dół, ich oprawcy zostali w dole. Prawdopodobnie już nigdy się stąd nie wydostaną.

– Czemu nastała taka cisza?

– Jądro planety zasysa wszystko. Niedługo to potrwa. Potem… – zawiesił głos. – Potem, nasza planeta zniknie.

– Lepiej, żeby nas nie było jak to się stanie – odparł szorstko pilot. – Lecimy na Telios – 3. Podobno jest tam flota, która ewakuuje wszystkich do systemu Dareth.

– Na Interiusa – wyszeptał jeden z ocalałych, – co nas teraz czeka?

Iniri próbowała usiąść. Połamane nogi, okaleczone, zakrwawione ciało utrudniło jej ten zamiar, mimo to nie poddawała się. Współtowarzysze niedoli zauważywszy jej starania, czym prędzej jej pomogli.

– Będziesz żyła – rzekł jej wybawiciel. – Jestem Ozum. Nie dotykaj ciała. Ci dranie… – wyszeptał.

– Co się stało? – wyjąkała. – Gdzie jest Dar?

– Ciii – uciszył ją Ozum. – To opowieść na inną okazję.

– Proszę…, muszę wiedzieć – nie dawała za wygraną. – Nie pamiętam – ponownie zakrztusiła się krwią – tak niewiele pamiętam.

– Jest bezpieczny. Wyrzucony daleko, na nieznaną bezimienną planetę. Ludzie Malacheta torturowali cię, okaleczali, oni…, oszpecili cię – odwrócił wzrok. – Przykro mi, że przybyliśmy tak późno. Rada popełniła wielki błąd ufając Malachetowi.

– To nieistotne – wyszeptała. – W jej oczach iskrzyła się resztka życia. – Nie… – nie zdążyła dokończyć.

Wstrząs wyrzucił ją z siedzenia rzucając na podłogę. Jęknęła przeraźliwie, a ból rozdarł jej całe ciało. Pilot próbował robić wszystko, co w jego mocy, lecz jego umiejętności okazały się niewystarczające. Nastąpiło ponowne szarpnięcie, a chwilę po tym… cisza. Dryfowali w nieznane.

 

Mandragoriański krążownik klasy Egron wyszedł z nadświetlnej opuszczając jądro gwiazdy Interius 4. Zaraz z za nim pojawiały się kolejne ogromne statki ewakuacyjno-transportowe. Na co dzień służyły do transportu minerałów, lecz obecnie nie miało to znaczenia. Obrały kierunek na trzecią planetę w systemie gwiezdnym.

Uwaga! System niestabilny – rozbrzmiał komputer. – Wykryto okręty Turrakka Exitalis. Nawiązują połączenie!

– Pierwsi tutaj? – Vardo zadał pytanie bardziej do siebie, niż do załogi. Nie zdążył odpowiedzieć, a na ekranie hol projektora ukazała się sylwetka Turrackiego dowódcy.

– Witajcie Mandragorianie! System Interacty objęty został kwarantanną poziomu dziesiątego! Zawróćcie swoje okręty i pozostawcie losy układu w naszych rękach. Życzymy wam bezpiecznego powrotu do domu.

– Pierwszy – rozbrzmiał Vardo głosem pełnym szacunku i poddaństwa – otrzymaliśmy wołanie o pomoc.

– Tworze! To sprawa Rady Galaktycznej. Zawróćcie okręty!

– Zrozumiałem twą wolę Pierwszy.

– Kapitanie – wtrącił się nawigator okrętowy – mamy odczyty, że Turracka flota niszczy statki ewakuacyjne. Tam trwa… rzeź. Co robimy? Dowódco?

Vardo nie chciał o tym dyskutować. Mimo to, nie podobało mu się działanie Siewców Życia. Jednakże, kim on był, aby podważać decyzję najstarszej cywilizacji w tym sektorze galaktyki.

– Dowódco? – ponaglił pytanie nawigator.

– Zawróć flotę.

– Zrozumiałem.

Vardo podszedł do centrali sterowniczej okrętu, spojrzał na wirtualną mapę przestrzeni gwiezdnej. Jego uwagę przykuła pewna zadziwiająca anomalia. Malutki czerwony punkcik migotał leniwie niedaleko pasa asteroidów.

– Namierzcie mi ten obiekt – rozkazał.

Załoga z trudem ukrywając zdziwienie popatrzyła się po sobie. Według ich odczytu poza wypełniającą to miejsce próżnią, niczego innego nie należało się spodziewać.

– Dowódco, odczyt jest negatywny.

Vardo przyjrzał się uważnie. Faktycznie Virtu-Com, trójwymiarowy skaner przestrzeni wokół statku niczego nie wskazał. W miejscu gdzie jeszcze przed chwilą migotało światełko, tym razem widniała pustka.

– Wyślijcie sondę. Przeskanujcie mi to miejsce – wskazał palcem podając koordynaty.

Nie trwało to długo, jak nawigator potwierdził tezę kapitana.

– To zakrzywienie przestrzeni po niedawno wykonanym skoku w czwartą. Udało nam się odczytać współrzędne.

– Dokąd prowadzą?

– Odległy obszar Ramienia Oriona. Co robimy?

– Wprowadźcie te koordynaty. Wyruszamy natychmiast.

 

Iniri ponownie spojrzała na otwartą przestrzeń kosmosu. Tylko ona była przytomna. Planeta Interia pozostała daleko za nimi. Potężne gwiezdne okręty Turrackiej floty otoczyły cały układ nie wpuszczając ani nie wypuszczając nikogo. Dopiero teraz zrozumiała, że prawo do życia nie przysługuje każdemu. Jest darem, który otrzymujemy w celach niezachwianej ewolucji. Ewolucji, którą jej cywilizacja spróbowała oszukać…

– Prawo Postanowień, ostrzegła ich – pomyślała. – Dlaczego jej nie słuchali. Spojrzała na ogromny Turracki okręt gwiezdny, który przelatywał tuż obok.

Ostatnimi siłami podniosła się z podłogi i spojrzała przed siebie.

– Mieliście nam pomóc – wyszeptała. – Ostrzegłam was…

Masę wysiłku kosztowało ją podczołganie się do kokpitu sterowniczego.

– Jestem jedną z was. Jestem strażnikiem – szeptała do siebie. Kolejne centymetry zakrwawionej podłogi pozostawiła za sobą. Z dwóch serc, jakie posiadała, już tylko jedno pompowało życiodajny płyn w jej żyłach. Zwiotczałe mięśnie nie pomagały w tej heroicznej podróży. Była tuż, tuż, zaledwie kilka centymetrów od swego celu, gdy… coś chwyciło ją za rękę. Niegdyś biała i szlachetna dłoń Ozuma uniemożliwiła jej dalszą podróż.

– Nie – rzekł cicho, ledwie słyszalnie. – Siewcy… oni, – mówienie sprawiało mu niebywałą trudność – oni, nas wszystkich oszukali Iniri.

– Co? – spojrzała na niego. – Nie rozumiem?

– Nie kontaktuj się z nimi. Dar nie może trafić w ich ręce.

Podczołgała się bliżej, tuż do jego twarzy. Chciała coś powiedzieć, lecz Ozum położył jej palec na ustach.

– Jest bezpieczny – szepnął. – Odrodzimy się, daleko stąd i dokończymy zadanie…, ale nie teraz… jeszcze nie teraz – jego głos cichł z każdym kolejnym wyrazem.

– Ozum! – wykrzyczała ostatnie słowa w nadziei, że to cokolwiek zmieni. Łzy ciekły jej po policzkach, a smutek rozdzierał wnętrze jej wrażliwej duszy. – Ozum!

Kolejny błysk rozerwał lecący obok nich prom. Przypomniała sobie dawne słowa jej opiekuna, nauczyciela i brata:

Wielu umiera za późno, niektórzy umierają zbyt wcześnie. Obco brzmi jeszcze nauka: umieraj w porę! Umieraj w porę; tak pouczam was. Oczywiście, kto nigdy w porę nie żył, jakżeby ten miał w porę umrzeć? Oby raczej nie był się narodził! – Tak radzę zbytecznym. Lecz i zbyteczni ważą sobie wielce swą śmierć; nawet najbardziej pusty orzech pragnie, aby go wyłuskano.

– Tak… – kaszlnęła ponownie. – Obym umarła w porę… obym moja śmierć nie była zbyteczna.

Rozrywający wszystko na swej drodze promień przypieczętował jej los. Tym razem cisza zagościła w jej umyśle na zawsze. Umarła szybko i bezboleśnie.  

 

KONIEC

Koniec

Komentarze

Kozackie.  Tylko ta "Interia"… Ewidentnie kojarzy mi się z portalem informacyjnym. Masz już gotową całość czy jesteś jeszcze w trakcie procesu twórczego?

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Dzięki.  Gotowa cała książka. Czeka jedynie na redakcję. Wstawiłem fragment bo ciągle coś mnie “uwiera” w tekście.

 

Interacta… hmm, rozumiem, ewentualniepomyślę nad  inną nazwą. 

Wybacz autorze, ale nie byłem w stanie doczytać do końca. Stężenie patosu i nadmiaru terminów niby astronomicznych, niby informatycznych powoduje, że tekst jest straszliwie nużący. Wybacz.

Wybaczam. Co kraj to obczyaj.

Gotowa cała książka. Czeka jedynie na redakcję.

– Pierwszy – rozbrzmiał Vardo głosem pełnym szacunku i poddaństwa […]. ---> sporo pracy przed osobą, która podejmie się redakcji…

<><><>

Wstawiłem fragment bo ciągle coś mnie “uwiera” w tekście. ---> Nie “coś”, a trzy czwarte tego fragmentu ma prawo “uwierać” czytelników, interesujących się SF. Nazwij swoje dzieło space operą – i bliżej prawdy, jeśli o gatunek i styl chodzi, i moc stracą argumenty takie, jakie podał ryszard. SO daje autorom więcej “luzu”…

Opowieść a la wczesne Star Trek, wielki patos i zamieszanie – takie są moje pierwsze skojarzenia/odczucia po przeczytaniu tego fragmentu. Niestety, w mojej skromnej opinii, nie jest dobrze i choć jest to tylko wyimek większej całości, nie umiem wypowiedzieć się o nim optymistycznie. Dlaczego? Nie wystarczy wrzucić do opowieści kilkudziesięciu skomplikowanie brzmiących nazw i określeń, aby móc powiedzieć – tak, oto science fiction. Trzeba to wszystko jeszcze zrobić z sensem i z dużym wyczuciem, w przeciwnym razie w wyobraźni statystycznego czytelnika powstanie chaos, którego później już żadna siła nie zdoła opanować. Ponadto trzeba dbać o szczegóły natury technicznej, naukowej, językowej. Bez tego nie ma dobrego SF. Przykłady?

 

→ wiadomość została wyemitowana dość dawno, tak jakby zagubiła się pośród kosmicznego szumu… – w jaki sposób mogła się zagubić? Co najwyżej mogła zostać zakłócona lub rozproszona.

→ (…) krążownik klasy Egron wyszedł z nadświetlnej opuszczając jądro gwiazdy Interius 4 – no, tu już stężenie nielogiczności jest o wiele większe. Nic nie może poruszać się z prędkością większą niż światło. Obiekt poruszający się szybciej od światła, zacząłby cofać się w czasie. Przemierzanie jądra gwiazd pominę milczeniem.

→ Załoga z trudem ukrywając zdziwienie popatrzyła się po sobie – do uśmiechnięcia.

 

Wnioski? Niestety (a może na szczęście) pisanie sci-fi wymaga żelaznej dyscypliny i dużej wiedzy ogólnej/technicznej. Jeśli popełniłeś tekst objętościowo równy książce, trzeba pomyśleć o przeredagowaniu całości, poprawieniu błędów stylistycznych i dopasowania współcześnie znanych teorii naukowych do ogólnej koncepcji świata przedstawionego w opowieści, albo o zmianie gatunkowej – co sugeruje Adam KB (to, istotnie, byłoby łatwiejsze). Każdy tekst jest do uratowania. Pytanie tylko, czy starczy Ci sił i odwagi, żeby się tego podjąć.

...always look on the bright side of life ; )

Szanowni krytycy,  musimy sobie coś ustalić. Dostrzegam, że głównym zarzutem jest sposób widzenia i postrzegania astrofizyki, która w mojej książce odbiega od przyjętych standardów. Jako autor mam prawo, i robię to z pełną premedytacją, wprowadzić własne prawa fizyki. Co więcej mój sposób myślenia nie jest wcale tak daleki od współczesnych koncepcji w nauce:

Oto kilka przykładów:

Czy można dotrzeć do pozasłonecznych systemów planetarnych szybciej niż z prędkością światła?

Według Harolda White’a tak. Ze swoim zespołem w NASA opracowuje ponadświetlny (superluminal) silnik do podróży międzygalaktycznych. Zapraszam do zapoznania się z teorią Alcubierre’a.

Wykorzystanie masy gwiazd, również jest brane pod uwagę. Ponadto według rejestrów satelity SOHO, takie obiekty wlatują i wylatują z gwiazd.  Nie są to teorie spiskowe, ale faktyczny zapis teleskopu SOHO. Zapraszam do zapoznania się. 

Ponadto jestem doktorantem piszącym pracę z zakresu zmian technologicznych i cywilizacyjnych na przełomie XX i XXI wieku.  Podróżowanie z wykorzystaniem gwiazd, jest rozważane również przez NASA. W chwili obecnej trwają prace nad materiałem, który wytrzymałby takie temperatury. Zresztą nie obce jest to w fantastyce, pamiętacie Stargate?

Co więcej o prędkości światła: zapraszam do zapoznania się z projektem OPERA dotyczącego prędkości neutrin mionowych. 

Ponadto, prolog jest opisem obcej, dalece bardziej zaawansowanej cywilizacji od aktualnej cywilizacji ziemskiej, która zapewne odkryła możliwości przekroczenia prędkości światła. Zatem stosowanie znanym nam zasad do opisu, obcej, co za tym idzie, INNEJ cywilizacji jest po prostu nie na miejscu i dalekie od zasad logiki. 

Jest to tekst roboczy, zatem redakcja jest wskazana, właśnie, dlatego tutaj go umiejscowiłem. Teoretyzowanie na temat fizyki, możemy praktykować, ale pod warunkiem, że najpierw krytyk zapozna się z aktualną teorią na temat prac badawczych, jakie prowadzi ESA oraz NASA lub inne instytucje naukowe. Ostatecznie jest to science fiction, zatem nie wolno pisać nic o obcej cywilizacji, bo… nie będzie to science, proszę was…

Autorze.

Nikt nie odbiera Ci prawa do rozwinięcia fantazji. Problem polega na tym, że masz nie tylko zaspokoić swoją potrzebę przelania pomysłów na papier, ale musisz zainteresować swą prozą czytelników. Możesz odbiec w swoim tekście od obowiązującej dzisiaj fizyki,ale musisz zabrać do swojego wykreowanego świata nie tylko siebie, ale i czytającego. Krótko pisząc – musisz pisać ciekawie.

Utrzymywanie poglądu, że można stworzyć materiał wytrzymujący temperaturę wnętrza gwiazd, nadaje się, wybacz szczerość, do kabaretu. Oczywiście nie zniechęcam cię do pisania, ale proponuję zapoznanie się z dziełami mistrzów tego gatunku. Pozdrawiam i życzę sukcesów wydawniczych.

Szanowny Autorze. Odsyłasz do White’a, Alcubierre’a, obserwacji SOHO i projektu OPERA. OK, załóżmy że pomimo braku linków zechce mi się łazić po Internecie, że znajdę, że przeczytam i dam się przekonać. Ale nadal na przeszkodzie, wielkiej, nie do przeskoczenia przeszkodzie pozostanie kwestia etyki tak wysoko rozwiniętych cywilizacji. Przedstawiciele jednej chcą udzielić pomocy, przedstawiciel jeszcze starszej i potężniejszej zabrania wtykania nosa w nie swoje sprawy i zabawy… Współgra to ze sobą?

Nie zadawałbym tego pytania, gdybyś nie napisał: Ponadto jestem doktorantem piszącym pracę z zakresu zmian technologicznych i cywilizacyjnych na przełomie XX i XXI wieku.

Podkreślenie moje.

Szanowny Adamie,

 

Aby odpowiedzieć na to pytanie, należy rozważyć dwie hipotezy, czy wysoki poziom rozwoju technologicznego  cywilizacji równoważony jest równie wysokim poziomem moralności oraz czy kryteria moralne, a co za tym idzie, normy etyczne rozumiane przez nas, jako właściwe i pożądane, są również, w ten sam sposób odbierane przez obcą kulturę lub cywilizację.

Profesor Konieczny twierdzi, że  cywilizacja to swego rodzaju styl życia, system organizujący życie zbiorowe oraz przede wszystkim zagadnienie moralne mierzone etyką. 

Jeśli cywilizacja, mierzy swoje zagadnienia innymi normami etycznymi, dążąc do zagłady innej mniej rozwiniętej cywilizacji, to zapewne wykonuje to z jakiegoś powodu, który, może być zgodny z ich kodeksem moralnym lub niezgodny, ale wynikający z faktu poczucia zagrożenia i co za tym idzie, działaniami prewencyjnymi.

Ponadto, wysokim poziom rozwoju technologicznego, nie musi implementować wysokiego poziomu rozwoju moralnego, a ponadto, zniszczenie innej cywilizacji, niekoniecznie musi być odbierane, jako “zło” moralne. 

Odwołując się do „ziemskich” filozofów:

Według Kanta cywilizacja jest tym, co istnieje poza człowiekiem i bytuje w materii, jako jego wytwór. Kultura (moralność) natomiast to odseparowana od zewnętrznego świata duchowa rzeczywistość człowieka obejmująca wytworzone przez niego wartości (powinności). Jednakże zarówno cywilizacja, jak i kultura mają swoje źródło w człowieku. Kant wyróżnia dwie kultury: kulturę zręczności oraz kulturę karności. Pierwsza z nich odpowiada za ucywilizowanie człowieka poprzez dostęp i rozwój nauki, sztuki oraz ogłady życia towarzyskiego, wyrabiając w nim zdolność realizacji zadań w zakresie kultury materialnej, druga zaś, podporządkowuje jednostkę celom wyznaczonym przez postęp ludzkości w zakresie rozwoju kultury duchowej. Uczy, bowiem człowieka poskramiania własnych żądz i namiętności tak, aby dokonywał wyborów zgodnie z prawem moralnym i poczuciem obowiązku.

Oddzielenie cywilizacji od kultury mimo wszystko nadal pozostaje otwartą kwestią wzajemnych odniesień i interpretacji. Jednakże stanowisko całkowitej separacji i neutralności kultury (moralności) i cywilizacji jest jak najbardziej zrozumiałe i logiczne. Cywilizacja to jednie zespół technicznych środków i sposobów panowania nad naturą. Jej rozwój dokonuje się na płaszczyźnie technologicznej i polega na doskonaleniu właściwych jej funkcji sprawności.

Alfred Weber przyjął podobny pogląd, oddzielając kulturę (moralność) od cywilizacji, pojmując ją, jako ogólnoludzki proces oświecenia, odkrywając obiektywną prawdę na temat rzeczywistości. Kultura według A. Webera jest nierozłącznie związana z kontekstem historycznym, skutkiem, czego rodzi się, rozwija, starzeje, a na końcu umiera, jako niezależny świat symboli i treści. Podczas gdy cywilizacja, z rozumianym przez to słowo rozwojem technologicznym, brnie nieprzerwanie przed siebie, zachowując swoją tożsamość wszędzie jednakową z warunkującym ją jedynie poziomem rozwoju, tak kultura (moralność) realizuje się poprzez swoją różnorodność, stwarzając światy, takie jak: chiński, japoński, arabski, babiloński czy zachodni. Twierdzenie A. Webera doskonale koresponduje ze słowami Edwarda Sapira, że cywilizacja, jako całość idzie naprzód nieprzerwanie, kultura (moralność) jest tym, co przychodzi i odchodzi.

 

Podsumowując, według tradycji niemieckiej (jaką zastosowałem w mojej książce definiując pojęcie cywilizacji wysoko rozwiniętej), cywilizacja charakteryzuje się wysokim poziomem rozwoju technologicznego. Moralność oraz kultura pozostaje poza definicją cywilizacji. Zniszczenie młodszej cywilizacji przez potężniejszą cywilizację Turraków wynikało z tego, że ich poziom technologiczny nie szedł w parze z rozwojem moralnym czy kulturowym.

 

Jeśli odpowiedź jest za mało wyczerpująca, to zapraszam na priva (nie będziemy zaśmiecać forum).

 

 

 

Drogi autorze. Przeczytałem Twój wykład o etyce i jej związku z cywilizacją. Ale pies jest pogrzebany gdzieś indziej. Twój prolog aż ocieka patosem, mamy tam patetyczne sceny, rozmowy o problemach cywlizacji, pełne rozmachu sceny apokaliptyczne, drastyczne sceny pokazujące okrwawione Ciało, jak rozumiem biologiczne. Jak piszesz, to są cywilizacje “humanoidalne. z dalekiej przyszłości. Ale taka krwawa jatka na wstępie powieści jako żywo przypomina grę komputerową, a nie początek ciekawej historii.

Jeżeli chwalisz się, że jesteś doktorantem, to ja pochwalę się, że jestem absolwentem przedszkola nr. 8 w Krakowie i jestem z tego dumny. Stanisław Lem był tylko niedoszłym lekarzem, a nie przeszkodziło mu to być wielkim pisarzem. I na odwrót, ludzie z dyplomami tworzą literackie gnioty. Ja piszę Ci jasno: Według mnie początek Twej powieści nie zachęca do dalszej lektury. Pozdrawiam.

Apelowałem jedynie, aby krytykując formalizm naukowy, najpierw sprawdzić aktualne nowości w nauce, a następnie zabierać głos.  Wykształcenie nie jest istotne w pisarstwie,  również jestem tego samego zdania. 

 

Oczywiście, szanuję Ryszardzie twoje zdanie i dziękuję za poświęcony czas.

 

O stylu się nie dyskutuje, część osób mówi, że nie zachęca do dalszej lektury, a jest już kilka osób, które chcą abym im dosłał dalszą część, bo ich wkręciło. Jak to mówią rynek oceni, jak pojawi się w księgarniach.

Mimo to, zgadzam się, że coś jeszcze muszę poprawić. Prolog ma być patetyczny i taki jak w grach komputerowych. Taki miał być i taki jest.

 

Kilka zmian już wprowadziłem, dzięki uprzejmości krytyków. 

Różnimy się, i to krańcowo, w ocenach zależności / niezależności kultury / etyki od poziomu rozwoju technologicznego, którego nie można osiągnąć bez uprzedniego rozwoju intelektualnego.

Powoływać się na poglądy tych czy innych, dawnych czy obecnych filozofów nie będę, ponieważ żaden z nich, moim zdaniem, nie może stanowić autorytetu poza swoim czasem i swoimi uwarunkowaniami – a także swoimi zainteresowaniami, wszak nie wszyscy spekulowali o wszystkim.

Moim zdaniem odpowiednio wysoki poziom rozwoju intelektualnego zaczyna wykluczać negatywny stosunek do, najogólniej, otoczenia. I to wszystko, całe uwarunkowanie…

Siewcy Życia niszczą cywilizację, która weszła na niewłaściwą, zdaniem Siewców, drogę rozwoju. Nie wdając się w jakiekolwiek rozważania, czy i co daje Siewcom prawo do oceniania tego typu zjawisk, zadaję proste pytanie: czy nie mogli załatwić tego bezboleśnie dla skazanych na zagładę? Na pewno mogli, ale postąpili jak banda prymitywów, sadystów. Nie postuluję, że powinni być aniołami, ale nie powinni być, powtórzę, prymitywami.

W tamtym okresie rozwoju cwyilizacyjnego (właściwa fabuła książki zaczyna się kilka milionów lat później na planecie Ziemia), wartości jakimi kierowały się cywilizacje, kodeks moralny, postępowanie oparte były o proste instynkty przetrwania. Siewcy Życia, dokonali zagłady w najszybszy i najbardziej brutalny sposób w jednym celu, jako ostrzeżenie dla innych cywilizacji.

Pojęcie humanitaryzmu, nie jest im znane, jak również empatyczne podejście do innych istot. Ponadto, jest tam również, jeszcze jeden czynnik, oparty o fizykę świata jaki wykreowałem. 

 

Jednak ciężko mi tłumaczyć, zachowanie Turraków, nie zdradzając fabuły książki, a tego nie chcę robić. Jeśli zainteresowany jesteś postępowaniem obcych, zapraszam w przyszłym roku do przeczytania książki.

Niechże i ja się wtrącę, by głos człowieka prostego i nieokrzesanego zabrzmiał. Szczerze podziwiam Twoje przygotowanie, drogi Pecado, Twą wiedzę i erudycję, tylko, że w zaprezentowanym tekście ich nie widać. Wydaje mi się on być fragmentem space opery w jej klasycznym, przygodowo – awanturniczym wydaniu (taka "Zapomnij o Ziemi" C.C. MacAppa, na przykład). Nie jest to wada, szczególnie dla mnie, gościa, który lubi teksty retro, ale powoduje również, iż powyższa dyskusja traci nieco na zasadności. Nie sądzę bowiem, by w przypadku space opery istniała potrzeba zżymania się na niemożność podróży nadświetlnych, istnienia materiałów, mogących wytrzymać temperaturę i ciśnienie wnętrza gwiazdy, czy motywów działania obcej cywilizacji (wredne s…..le są i tyle). Po prostu historiom takim bliżej do fantasy, niż hard SF. Mniemam oczywiście, że poruszanie się w takiej konwencji było Twoim zamiarem, Drogi Autorze. Lub też element Science nie zdążył się ujawnić w tak krótkim fragmencie. Co do samego tekstu, to niestety, nie porwał mnie, Twój wykład z historii filozofii znajduję dalece ciekawszym. Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

A dziękuję, pozostaje mi jedynie zastanowić się nad potrzebą wprowadzenia prologu do książki. Może skupię się, na właściwej fabule, a prolog, jakoś podzielę lub po prostu go pominę. 

 

Miało być patetycznie (toż, wielka cywilizacja została zniszczona), nieco Hoolywodzko, gamingowo.  I tak, jest. Najwidoczniej, ten sposób nie sprawdza się (aczkolwiek, ogólny bilans układa się po równo na tak jak i na nie). Poczekam na kolejne opinie.

 

Dzięki za komentarz, wzbudził we mnie konflikt poznawczy i podsunął kilka pomysłów.

 

Tekst niestety wydaje mi się trochę chaotyczny. Zwykły czytelnik nie przyswoi szybko wszystkiego, o czym piszesz, bo wielu rzeczy nie tłumaczysz tylko lecisz dalej. My nie znamy Twojego świata, więc przydałoby się trochę więcej wyjaśnień (najlepiej wplecionych w opisy). Zwłaszcza że klasyfikujesz tekst jako sf.

Nie zgodzę się z Jackiem, że osiąganie prędkości większej od prędkości światła w tekście sf jest niepożądane (w końcu Einstein mógł się mylić, nawet jeśli istnieje na to niewielka szansa), ale wrzucenie wiedzy technicznej w tekst, napisanie czegoś o używanych technologiach jest konieczne, żeby utrzymać element science. A jeśli tworzysz własną fizykę, nie może być tak, że tylko Ty ją roumiesz, a czytelnik musi po prostu przyjąć do wiadomości kilka założeń. Ty wiedzy technicznej nie wlałeś w prolog według mnie praktycznie wcale.

Ogólnie tekst da się czytać, ale ja zrezygnowałbym z tych patetycznych wypowiedzi. Dialogi od razu skojarzyły mi się bardziej ze starożytnymi zgromadzeniami… W dodatku proponowałbym wepchnąć trochę luzu w bohaterów. I skupić się na porządnej korekcie, bo jest sporo niezręczności do poprawy.

Pozdrawiam i życzę powodzenia ;)

 

Okej, dzięki.

 

Fizyka świata, jak i wszystkie nowe terminy tłumaczone są w trakcie książki. To tylko prolog do całości. 

 

Postacie to obcy, zatem przyjąłem zasadę, że powinni różnić się od ludzi zachowaniem, wypowiedzią itd.

 

 

Nowa Fantastyka