- Opowiadanie: derwenqueen - Retrospekcje

Retrospekcje

Nie wiem w zasadzie co napisać. Proszę o opinie :)

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Retrospekcje

– Wiesz, że musisz uciekać? – spytała leżąca w jego ramionach naga kobieta. Wciąż spleceni w uścisku, ciężko oddychając, wracali powoli do ich głównego problemu. Jej ukochany nie mógł tutaj zostać. Służba już od dawna plotkowała o romansie królowej z dowódcą straży. Później jej rzekomym kochankiem stali się kucharz i jego brat. „Taka natura personelu” – myślała wiele razy i z uśmiechem zbywała to machnięciem ręki, tak samo jak jej mąż. Teraz jednak sytuacja się zmieniła, bo odległe myśli o zdradzie, niespodziewanie stały się prawdą. Xantian o tym wiedział i nie będąc pewny, komu ufać, zwrócił się do szkaradnego mężczyzny, z którym przyjaźnił się w dzieciństwie, a który teraz czyścił pałacowe wychodki. Król uznał, że jego piękna, wrażliwa na brzydotę żona nie zbliżyłaby się do takiego mężczyzny, więc ze spokojem dzielił się z nim swoimi podejrzeniami co do romansu Lauren. Dorbigan, bo tak było na imię dawnemu przyjacielowi, który był średniego wzrostu, umięśniony, miał ciemną karnację. Z pozoru zwyczajny mężczyzna, jednak problem pojawiał się, gdy zobaczyło się jego twarz. Lewe oko było ludzkie, natomiast prawe rozrosło się na czoło i policzek oraz zmieniło w coś podobnego do muszego aparatu wzroku w przerażającym szkarłatnym kolorze. Dodatkowo, jego usta nie miały warg tylko były sztywne, jakby kościste. Kolejne obrzydliwe wytwory ciała odkrywało się, gdy obnażył korpus. W najdziwniejszych miejscach był porośnięty pięciocalowymi grubymi, czarnymi włosami, z pleców wystawał mu porośnięty błoną kikut, a ręce opanowała wysypka podobna do rybich łusek. Mimo to, właśnie w jego ramionach leżała teraz najpiękniejsza kobieta w państwie, królowa Lauren.

– Nie chcę – odpowiedział, jednocześnie głucho stukając przy próbie zaciśnięcia ust. Lauren uwielbiała ten dźwięk. Przypominał jej delikatny szmer uderzających o siebie kości rzadkich zwierząt, które nosiła w naszyjnikach. Kochała to uczucie, że ma na pęczki czegoś, na co inni nie mogą sobie pozwolić, nie znosiła pospolitości i często brała to, co nie podobało się poddanym, czyniąc z tego nową modę lub towar luksusowy. Dorbigan idealnie pasował do tego wzoru: odrzucony przez społeczeństwo, niechciany przez kobiety, wyrzutek czekający, aby ktoś oświecił go swoim blaskiem. Miał szczęście, sama królowa zakochała się w nim, po części przez chęć posiadania kolejnego białego kruka w swojej unikatowej kolekcji, a po części przez to, że był uroczym mężczyzną, który prostym gestem zdobył jej serce.

 

W Pasurynie bardzo rzadko padał deszcz, więc przy budowie stajni, pięć lat temu, nikomu nie przeszło nawet przez myśl, żeby wykopać system odprowadzania wody, albo chociaż postawić dach. A jednak, deszcz bił w okna i siekł mocno mury pałacu. Królowa stała przed karetą zaprzężoną w konie i gotową do drogi, kaprysząc, że nie wejdzie do środka dopóki ktoś nie zrobi z siebie żywego stopnia. Król siedząc już w karecie, instruował ją, że ma trochę wyżej podnieść nogę i da radę sama, a on nie będzie kazał służbie brudzić dopiero wypranych uniformów. Lauren jednak nie ustępowała i Xantian chciał odwołać wyjazd. Już otwierał usta, żeby poinstruować swojego głównego doradcę, jak należy postąpić wobec mieszkańców wioski, której jednak nie odwiedzą, kiedy usłyszał głośne dyszenie i zobaczył biegnącego w ich stronę czyściciela wychodków. Dorbigan. Nigdy nie zapomniał tego imienia. Jego jedyny prawdziwy przyjaciel, którego zostawił, gdy ojciec kazał mu wybierać pomiędzy „kolegami z gorszej rasy” a „władzą, prawdziwą władzą, synu. Powiesz, chcę siedem jednorożców i dwie tarantule i za godzinę masz je pod nosem”. Był młody i wybrał coś, co wydawało mu się wtedy lepsze, a tak naprawdę wydawał na siebie wyrok śmierci. Rok później był już tyranem bez serca i bez osobowości, pamiętającym jak przez mgłę, że spędził wspaniałe dzieciństwo z Dorbiganem, kolegą gorszego gatunku.

Na nowo jego uczucia poruszyła Lauren, piękna dworzanka, którą zobaczył podczas spaceru po ogrodach królewskich. Spędził wiele czasu, zdobywając jej serce, później wykosztował się, żeby przekonać przyszłych teściów o swojej wyższości nad resztą kandydatów. Po pięknym ślubie i hucznym weselu przyszedł czas na miesiąc miodowy i spłodzenie potomka. Pierwsze wyszło im wspaniale. Tropikalna wyspa zaspokoiła w pełni ich wymagania. Natomiast syn przez wiele lat się nie pojawiał. Lauren zaczęła być kapryśna i łasa na błyskotki, podobnie jak jej ojciec przed ślubem. Brak dziecka nie umocnił ich więzi, a to, że Xantian w dzieciństwie wyzbył się większości uczuć i nie umiał powiedzieć głupiego „kocham Cię” z przekonaniem, nie polepszało sytuacji. Mimo to Lauren nigdy go nie zdradziła i za to był jej wdzięczny. Zdawał sobie sprawę, że go kocha i czuł to samo do niej, jednak on w przeciwieństwie do swojej pięknej żony, nie potrafił tego okazać.

Dorbigan rzucił się pod nogi królowej i ukląkł „na czworaka”. Lauren wewnętrznie doznała wstrząsu, ale ukryła to za fasadą spokoju, wręcz znudzenia i obojętności. Kiedy zobaczyła biegnącego służącego, dawnego przyjaciela Xantiana, poczuła współczucie. Mężczyzna był obrzydliwy, to oko i usta przerażały ją, a jedyna osobą, która kiedykolwiek go akceptowała, nie chciała o nim pamiętać. Mąż opowiedział jej kiedyś jak wyglądała jego relacja z Dorbiganem i jak on sam zmienił się, kiedy ich przyjaźń się rozpadła, a raczej kiedy Xantian brutalnie ją zakończył. Często zastanawiała się, czy służący chowa do nich urazę o to, że są szczęśliwi, że się kochają, że nie jest częścią ich życia, a powinien być. Zdecydowała, że spojrzy w jego oko, żeby dowiedzieć się prawdy, bo takich uczuć nie można ukryć. Nie było tam ani nienawiści, ani wyrzutu tylko uwielbienie. Wielbił ją i kochał. Wewnętrznie upadła. Wiedziała, że Xantian darzy ją wielką miłością, ale jego uczucie było wątłym płomyczkiem w porównaniu do ognia płonącego w oczach Dorbigana. Chciała tego spróbować. To było tak, jakby miała wszystko, czego pragnęła na wyciągnięcie ręki i, żeby to dostać, musiała się tylko ruszyć. I ruszyła.

 

Jedwabna kołdra przyjemnie muskała jej ciało, kiedy Lauren obróciła się w stronę Dorbigana.

– Musisz – powiedziała mu prosto w usta – wiesz, że tego nie chcę, ale musisz. Inaczej Xantian Cię zabije.

– Nie będę przed nim uciekał – powiedział stanowczo mężczyzna, jednocześnie rozproszył uwagę królowej, delikatnie dotykając jej ud swoją dłonią.

– Błagam – szepnęła w rozpaczy Lauren.

Wolała, żeby Dorbigan żył. Gdzieś daleko, ale żeby wciąż oddychał. To trzymałoby przy życiu i ją. A gdyby umarł? Nic nie miałoby już sensu. Być może przez lata zamykania w sobie gorących pragnień i uczuć, zdołałaby odbudować miłość do Xantiana, ale wątpiła. Kiedy była młoda wydawał się panem świata, schlebiał jej, był obyty, bogaty i zakochany. Nie chciała niczego więcej. Nie wierzyła w prawdziwą miłość, a przyszły król Pasurynu był świetną partią. Wyszła więc za mąż i wbrew swojej woli pokochała tego niskiego, ale przystojnego młodzieńca. Teraz jednak wolałaby być zwykłą mieszczką z Dorbiganem u boku, niż królową, ale bez niego. Spojrzała w jego niezwykłe oczy i spostrzegła, że lustruje ją wzrokiem.

– O czym myślisz? – zapytała.

– Nieważne – skłamał.

Rozważał wszystkie opcje, które mógł wybrać. Jeśli tu zostanie, to prędzej czy później Xantian dowie się prawdy. „Szczerze powiedziawszy, raczej nastąpi to wcześniej” – myślał, gdyż od jakiegoś czasu był obserwowany. Każde spotkanie z Lauren było ryzykowne, a mimo to nie mógł sobie tego odmówić. Kochał ją od chwili kiedy Xantian oficjalnie przedstawił ją ludowi jako swoją przyszłą żonę.

 

– Przyklęknij o ludu gdyż nadchodzi Król Pasurynu Wielki Adamew. Na placu zapanował szum, gdy ludzie starali się usadowić na niewygodnych kamieniach. Trębacz zadął, a lud pokłonił głowy, gdy na królewskim balkonie ukazał się mężczyzna o ostrych rysach twarzy i delikatnych białych tatuażach na odkrytych rękach. Nie uśmiechnął się, ani nie kazał powstać. Dorbigan, klęczący w jednym z pierwszych rzędów, pomyślał, że to okrutny człowiek. Dyskretnie podniósł głowę i spojrzał na mówiącego tyrana. Wtedy miał jeszcze oboje oczu. Jego mutacje były dziwne. Urodził się zupełnie normalny, a od reszty dzieci odróżniał go tylko brak ekspresji przynależności. Każdy dzieciak miał gdzieś jakiś niespodziewany biały znak, tak żeby było wiadomo, że jest dzieckiem Powietrza, mieszkańcem Pasurynu. Podejrzewał, że takie same zasady dotyczyły pozostałych trzech państw mieszczących się na wyspie. Ludzie Wody mieli niebieskie znaki, Ognia czerwone, a Ziemi-czarne.

-…przedstawi dziś swoją przyszłą żonę, Lauren. Żegnam.

Adamew uśmiechnął się z pogardą i zszedł z balkonu żegnany gromkimi brawami. Po chwili jego miejsce zajął Xantian oraz nieznana kobieta. Jego przyszła żona, piękna jak księżyc. Jasnoskóra o delikatnych rysach twarzy i wydatnych koralowych ustach. Miała na sobie zwiewną sukienkę z najdroższego materiału, z Wiatru. Jego tkanie było trudną sztuką łapania i splatania, znaną tylko kilku czarodziejkom mieszkającym za wzgórzami. Odgarnęła z czoła białe włosy, które na plecach sięgały jej aż do zgięć kolan. Uśmiechnęła się. Chciała zostać zaakceptowana przez społeczeństwo. Była piękna, młoda i radosna. Czegóż więcej wymagać od przyszłej królowej? Spojrzała w tłum z wyrazem dobroci w oczach i Dorbigan poczuł się jakby oślepiło go światło. Wtedy postanowił, że zrobi dla niej wszystko, bez względu na konsekwencje. Zakochał się pierwszy i ostatni raz w życiu. Ostatni dlatego, iż wiedział, że ta miłość jest prawdziwa.

 

– Dlaczego chcesz, żebym wyjechał, wtedy nie będziemy mogli się spotykać? – zapytał ze szczerym bólem w głosie. Lauren była najlepszym, co przytrafiło mu się w życiu, pełnym poniżenia, wyśmiewania, pogardy… Nie chciał rezygnować z jedynego sensu swojego życia.

– Wolę, żebyś wyjechał i gdzieś tam żył, niż umarł na moich oczach w publicznej egzekucji. Jestem przekonana, że Xantian nie pozwoliłby mi umrzeć razem z Tobą. Chociaż z drugiej strony zdałam sobie sprawę, że właściwie nic już o nim nie wiem. Nie znam go i być może ukarałby nas dla przykładu. Oboje uśmiercił. A jeśli wyjedziesz, to jest szansa, że wszystko rozejdzie się po kościach. Nie chciałabym cierpieć przez twoją śmierć. To by było dla mnie zbyt wiele – zagryzła nerwowo wargę. – Rozumiesz? Nie chcę, żebyś tracił życia, bo kocham Cię tak mocno, że dla mnie też nie byłoby już przyszłości.

Dorbigan pocałował ją. Była królową w każdym calu. Nie umiała inaczej wyrażać swoich uczuć niż jako egoistycznych pragnień, ale on potrafił czytać między wierszami. Powiedziała mu, że bez niego nie ma życia dla niej i woli wiedzieć, że gdzieś tam jest niż cierpieć przez nieodwracalną stratę.

– Zgoda, kocham Cię i zrobię to. Jutro rano już mnie tu nie będzie, ale najpierw chcę jeszcze raz poczuć twoje ciało.

Lauren desperacko rzuciła się na niego i zaczęła całować. Postanowiła w tę ostatnią namiętność włożyć całe swoje uczucie. Uwielbiała jego ciało, znała na pamięć wszystkie jego wytwory i ta zmienność faktur zachwycała ją za każdym razem. Wiedziała, gdzie dotknąć, jak może się na nim położyć, co będzie przyjemne, a co nie. Tak samo Dorbigan znał swoją ukochaną na pamięć i idealnie współgrał z jej pragnieniami. To była perfekcyjna miłość, pełna desperackiej namiętności i niewyrażonego pragnienia drugiej osoby. Kochali się jak nikt przedtem, ani nikt potem. Badali się na nowo, rozkoszowali swoim dotykiem, pewni, że to jest to. Uzupełniali się we wspaniały sposób idealnym uczuciem, które nie miało granic. Yin i Yang jak Dorbigan i Lauren.

Koniec nie przyszedł szybko, ale był najbardziej erotyczny i sensualny. Czuli jedność. On nią, ona nim. Na wieczność. Potem było już tylko słodkie zmęczenie i powolne opadanie wirującej wkoło wielkiej namiętności. Lauren wtuliła się w Dorbigana i tak leżeli, ciesząc się swoją obecnością.

Jednak każda bajka się kończy. O północy trzech żołnierzy w pełnym uzbrojeniu oraz ich król szli do kwatery czyściciela wychodków. Niewielki domek jedną ścianą połączony ze stajnią mieścił się spory kawałek od pałacu, a mimo to Xantian szedł żwawo, jakby chciał mieć to już za sobą. Widać było jego desperacje i pragnienie, żeby przypuszczenia okazały się kłamstwem. Przez ostatnie ćwierć mili prawie biegł.

Król zarządził, żeby nie pukać, tylko wyważyć drzwi i natychmiast zapalić światło. Oczy Lauren i Dorbigana były otwarte, wpatrzone w siebie, nawet się nie poruszyli, kiedy w pomieszczeniu zapanowała jasność i obcy, z butami, wkroczyli w ich miłosną przestrzeń. Xantian miał łzy w oczach, nie rozumiał, co się stało z jego małżeństwem, przecież kochał żonę ponad życie. Podejrzewał, że nie był miłością jej życia, lecz dobrą partią. Mimo to, z czasem zrodziło się w niej uczucie, widział to, niezdarnie go uwodziła, okazywała czułość, a w jej oczach dostrzegał jeziora miłości. Nie oceany, ale myślał, że to dużo, że to wystarczy. Gdyby nie poznała Dorbigana, to tak by było. Może z czasem udałoby im się w końcu spłodzić dziecko, obojętnie czy syna czy córkę. Teraz jednak wszystko było stracone, ona już nigdy go nie pokocha, a jego przyjaciel z dzieciństwa zawiódł. Nie powinien tak myśleć przez wzgląd na to, że on sam, zdegradował go do zwykłego czyściciela. Jednak teraz, stojąc i patrząc na nich leżących razem, czuł się zdradzony przez najbliższe osoby. Żałował, że tamtego dnia wybrał władzę. Przestraszył się ojca czy świadomie zrezygnował z Dorbigana? Nie miało to znaczenia, nie powinien tego robić. Stracił wtedy i jego i siebie na zawsze. To życie byłoby inne, gdyby nie jedno niewinnie wypowiedziane słowo „władza”.

 

Nie możemy się już przyjaźnić. Było fajnie, ale teraz ja zostanę królem, a ty jesteś nikim i tylko byś przeszkadzał. Nie gniewasz się, prawda? Znajdź sobie kogoś innego, bo więcej nie będziemy rozmawiać. To do nigdy.

 

Był okrutnym człowiekiem, zawsze. Z premedytacją sprawiał przykrość ludziom i robił to z przyjemnością. Nawet wtedy powiedział to z uśmiechem, żeby jeszcze bardziej upodlić Dorbigana.

 

Upodlij go jak psa, synu, jak psa. Bo kim innym on jest jak nie podrzędnym rasowo kundlem? Zmieszaj go z błotem, a potem wytarzaj w gównie, synu. Tak musi się stać, bo ty będziesz wielki, a on jest nikim.

 

W rzeczywistości on stał się nikim, a Dorbigan miał wszystko, miał Lauren.

– Leff, Rinnog i Ceven, czyńcie swą powinność – powiedział.

Ceven natychmiast stanął za Xantianem i przyłożył mu nóż do gardła. Bez słowa. Był jedynym na tyle posłusznym żołnierzem, który zgodził się to zrobić. Nienawidził Xantiana i z przyjemnością zabiłby go jeśli dostałby taki rozkaz.

Leff stanął tak samo za Dorbiganem, a Rinnog za Lauren. Byli nadzy, oblepieni potem, ale nikt się tym nie przejmował. Xantian płakał. Łzy ciekły mu strumieniem przez brodę i skapywały na jedwabną szatę. Kochankowie patrzyli na niego butnie, pewni, że zrobili dobrze i gdyby dało się cofać czas, powtarzaliby to w nieskończoność. Gdy w końcu przemówił, głos miał drżący, pełen bólu.

– Za chwile wskażę na kogoś z nas i ta osoba zginie. Jeśli to będę ja, to w wewnętrznej kieszeni mam przypieczętowaną zgodę na pozbawienie życia króla na jego prośbę i dekret przekazujący władzę w wasze ręce, a jeśli zabiję kogoś z was, to drugie będzie blisko mnie, żebym mógł widzieć wasze cierpienie.

Dorbigan zaczął wpatrywać się smutno w jakiś punkt na ścianie. Był z nich najlepszy. Lauren miała wiele wad, pragnęła błyskotek i zawsze widziała wszystko w perspektywie własnego egoizmu, on był sadystą o niezaspokojonych ambicjach, a Dorbigan po prostu kochał niewłaściwą kobietę.

Nie zastanawiał się nad tym, kogo wskazać. Po prostu zrobił to, co postanowił już dawno w zaciszu swojej komnaty. Wyciągnął spoconą dłoń i uczynił swoją powinność.

Poderżnął gardło, kiedy Xantian tak rozkazał. Dostał wyraźne polecenie. Dziś wieczorem, na ruch królewskiego palca to on miał wykonać czarną robotę. Przycisnął nóż mocniej i przeciął tchawicę. Puścił bezwładną postać tak, aby nie ubrudzić munduru krwią. Potem, jak król wcześniej rozkazał, żołnierze opuścili pomieszczenie.

 

Bez względu na to kto zginie, macie wyjść i zapomnieć o wszystkim.

Koniec

Komentarze

Hmmm. Niby pomysł ciekawy, ale końcówka niewiarygodna. Znaczy, opcja odcinania rogów razem z głową do mnie nie przemówiła. Stworzyłaś społeczeństwo z różnych żywiołów, ale tego nie wykorzystałaś.

Królowa stała przed karetą zaprzężoną w konie i gotową do drogi kaprysząc

Przecinek przed ostatnim słowem.

władzą, prawdziwą władzą synu.

Tu też. W ogóle nad interpunkcją powinnaś popracować.

„Kocham Cię”

Dlaczego dużą literą? To się jeszcze później powtarza.

tamte-go dnia

Niepotrzebny dywiz.

Babska logika rządzi!

Nie wiem czemu tak tam jest. Tak jest w publikacji. A jesli chodzi o koncowke, to nie jest powiedziane kto zginal, takze kazdy moze to sobie zinterpretowac jak chce.

A co do spoleczenstwa to uniwersum jest ksiazkowe i bedzie rozwiniete w dluzszej formie.

Opowiadanie pisalam wlasciwie rok temu wiec wiele sie zmienilo w tym stworzonym wtedy przeze mnie swiecie. 

Dzieki Finkla za opinie i komentarz. smiley

Nie, nie jest i ostro kombinujesz, żeby nie było. Ale samo rozpatrywanie opcji zabicia króla wydaje mi się dziwne. Jeśli jest taki wredny, jak go przedstawiasz, to przez myśl by mu coś takiego nie przeszło.

Babska logika rządzi!

Teraz jest niezdolnego do okazywania emocji. Kiedyś był wredny, ale Lauren go zmieniła i to jest jedyne uczucie jakie on ma i wszystko co robi robi pod nią. Moim zdaniem, on jest załamany swoją osobą i tym kim aktualnie jest. Przynajmniej tak go chciałam przedstawić. 

Zdaniem Finkli końcówka jest niewiarygodna, zdaniem moim taki romans od początku jest niewiarygodny.

Cóż, dlatego takie rzeczy ubiera się w fatałaszki fantasy i baśni. By niewiarygodne romanse miały szanse zaistnieć ;-)

A z punktu widzenia amatora i szeregowego czytacza – przedstawiłaś postacie jako osoby skomplikowane i wielowymiarowe – to plus. Minus – pogubiłem się nieco w emocjonalnych relacjach wierzchołków owego miłosnego trójkąta. W pewnym momencie nie wiedziałem kto kogo kocha bardziej, a kto mniej, za co, dlaczego, z jakich powodów i co z tego wynika.

A tak w ogóle to gratuluję odwagi. Popełniłaś tekst, którego głównym bohaterem jest miłość. To szalenie trudna sprawa, niezykle ciężko jest sprawić, by czytelnik w ową miłość uwierzył, by przyjął ją jako rzecz naturalną, wynikającą z zachowania postaci, dialogów, wydarzeń… Nie ciągłych zapewnień narratora o tym, jak ona go kocha, a jakim on z kolei uczuciem pała, jakaż to miłość między nimi wielka i gorąca…

Zapewne nie wyrażam się specjalnie jasno, użyję więc przykładu hollywoodzkiego:

Oglądając “Przeminęło z Wiatrem” widać od razu, że oni się kochają. Bez dwóch zdań. Ekran aż świeci ich uczuciem. Patrząc na “Titanica”, trzeba twórcom i postaciom wierzyć na słowo. Całej tej wielkiej i wspaniałej miłości po prostu nie widać…

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

“które na plecach sięgały jej aż do zgięć kolan“ – Lauren miała kolana na plecach? ; )

 

Tekst zupełnie nie w moim stylu, nie kupuję podobnych rozterek miłosnych. Postać króla, podobnie jak Finkli, wydaje mi się nieco niewiarygodna – niby tyran, niby znienawidzony, niby bez uczuć, ale jednak kilkukrotnie podkreślasz, jak bardzo kochał swoją żonę, a w końcówce wyraża gotowość do samobójstwa, by żonie i jej kochankowi zrobić dobrze…

Przyznam, że nie kupuję też tego, że Lauren zakochała się od pierwszego wejrzenia w zmutowanym czyścicielu szamba. Chyba, że uczyniłabyś konwencję bardziej baśniową, bo w baśniach różne rzeczy przechodzą, ale ta taka nie jest.

Poza tym król musi przekonywać rodziców dwórki, że jest dobrą partią…?

I w sumie dla opowieści, którą przedstawiasz, te wynalazki typu Wiatr, Powietrze, Ziemia, znaki itp. są kompletnie bez znaczenia. Tylko mącą, a równie dobrze mogłabyś umiejscowić wydarzenia w przeciętnym średniowieczu.

 

I, jak Finkla zauważyła, w podobnych tekstach słowa typu “ty”, “ci”, “twój” zapisujemy małymi literami.

 

Podsumowując – Twój tekst jest bardzo, hm, szesnastoletni w wydźwięku ; ) To broń boże nie zarzut, po prostu obserwacja.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Szału nie ma dupy nie urywa. Jest szesnastoletni, to prawda. Ale w sumie niczego innego się po sobie nie spodziewam.

Dzięki joseheim :)

 

Cieszę się, że moje postaci są wielowymiarowe. Temat trudny, ale dzięki za opinię thargone.  :)

 

Cóż, nie spodobało mi się. Przypuszczam, że opowieść o miłości cudnej królowej i paskudnego czyściciela wychodków miała wzruszyć czytelnika, lecz w moim przypadku spowodowała jedynie wzruszenie ramionami.

Wykonanie pozostawia wiele do życzenia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No, niestety, mało wiarygodne.

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka