Marianna Sprzęgło, z zawodu gospodyni domowa, biegła ile sił po nierównym chodniku. Co rusz oglądała się za siebie, a na jej pucołowatym obliczu tańczył strach. Kobieta próbowała przyspieszyć, lecz spora nadwaga nie pozwalała na rozwinięcie przyzwoitej szybkości.
Mimo to prześladowca nie potrafił skrócić dzielącego oboje dystansu. Kulał i przebierał nieporadnie nogami, zataczając się jak pracownik budowlany w piątkowe popołudnie. Miał na sobie podziurawiony szary drelich, na którym widniały plamy zakrzepłej krwi, a z jego pomarszczonej czaszki zwisał pukiel białych włosów.
– Brain !!! – wrzeszczał na całe gardło, ukazując szeregi nierównych i przeżartych szkorbutem zębów.
Na co kobieta przeżegnała się po raz kolejny, piszcząc na całą ulicę:
– Ło Jezu, ło Jezu kochany! A czego ten diabeł wcielony ode mnie chce? Ludzie, pomóżta!
Nikt nie odpowiadał na płacz i błagania. Gdyby pani Marianna bardziej interesowała się sprawami miasteczka niż gotowaniem bigosu, to znałaby przyczynę wyludnionej ulicy. Wiedziałaby, że w centrum, na niewielkim ryneczku, kręcą film. Właśnie tam udali się mieszkańcy, chcąc śledzić pracę amerykańskiej ekipy.
***
Marianna Sprzęgło powoli traciła dech. Do tego rozbolały ją uda, a serce biło z szybkością młota pneumatycznego. Nie była w stanie dłużej uciekać. W swojej torbie pełnej zakupów wypatrzyła butelkę piwa. Energicznym ruchem wyciągnęła przedmiot, po czym stanęła w rozkroku. Czekała na zbliżającego się napastnika.
– Brain!!!
Zombie nadchodził, a nawet eufemistycznie można by rzec, że nadbiegał. Trzymał przed sobą ręce niczym lunatyk i nienaturalnie przekrzywiał głowę pokrytą strupami i wrzodami.
– Brain!!! – ryknął po raz kolejny.
– No dawaj! – odpowiedziała pani Marianna, wymachując brązowym orężem. – Tanio mojej skóry nie sprzedam.
Rzucona butelka trafiła napastnika idealnie w czoło. Ten zatrzymał się. Dotknął dłonią krwawiącej rany i spojrzał zaskoczonym wzrokiem na kobietę.
– What the fuck? – wybełkotał.
Po chwili runął na plecy, uderzając głową o chodnik.
Marianna Sprzęgło tylko na to czekała. Natychmiast ruszyła do powalonego napastnika.
Nie szczędziła kopniaków, dodatkowo uderzając torbą z zakupami, a każdy zadany cios przeplatała zmyślnymi inwektywami. Tłukła go, dopóki nie przestał się ruszać.
Na koniec, dla pewności, uniosła blaszany kosz na śmieci, który moment potem wylądował na nieprzytomnym prześladowcy.
***
– I co ja teraz zrobię? – pytał załamany Steven Spielberg. – Johny idealnie pasował do tej roli.
– Pozostanie w szpitalu co najmniej przez miesiąc – tłumaczył agent Johny'ego Deppa. – Mocno ucierpiał.
– Jak to w ogóle się stało? – dociekał reżyser.
– Cóż… Johny to ambitny gość. Chciał perfekcyjnie przygotować się do zdjęć, więc postanowił poćwiczyć rolę. Wyszedł na ulice w pełnej charakteryzacji i został napadnięty.
– Wszędzie na ulicach panoszą się przestępcy. – Spielberg nie krył oburzenia. – Nawet tutaj.
– Tak, racja. – Agent głośno przełknął ślinę.
Nie rozbawiło mnie . Puenta wydaje mi się dosyć toporna i raczej łatwa do przewidzenia.
Chyba: przyczynę wyludnienia ulic. No, chyba że w miasteczku była aż jedna ulica… :-)
Brawa dla pani Sprzęgło. Co prawda w afekcie, ale odpór dała straszącemu ludzi cymbałowi należyty.
Inna sprawa, że po wzmiance o kręceniu filmu ciąg dalszy był do przewidzenia.
Mnie również nie rozbawiło, a puenta rzeczywiście dość przewidywalna.
Depp ma na imię Johnny. I jakoś zamiast Spielberga bardziej (ze względu na tematykę i Deppa) pasowałby mi Burton. :)
Faktycznie puenta była przewidywalna, ale tekścik i tak nieco mnie rozbawił…
Ale co ja tam wiem… Chora jestem :)
Ciekawam, co też nadgorliwy aktor sobie myślał. Nie lubię, kiedy bohaterami tekstów są idioci.
Tak Deppa szkalować! :) Uśmiechnęłam się, najwyraźniej mnie łatwo rozbawić (Emelkali, teraz Ty piąteczkę przybij i zdrowiej!). Jednak zgodzę się z poprzednikami – przewidywalne było.
Pomysł jest, ale trzeba było pomyśleć nad jego bardziej udaną realizacją. Bo końcówka rzeczywiście łatwa do odgadnięcia.
No, gdyby przyszło mi przed zombi umykać, to torbę z zakupami raczej bym rzucił w cholerę…
No, nie wiem. Jakbym tam miała jakieś ważne zakupy, to może bym nie rzuciła, a jeszcze nawet piersią osłaniała :)
Tak. To jedna z podstawowych różnic pomiędzy kobietą a mężczyzną: relacja ja – zakupy ; ) Thargone, rooms – przybijcie piątkę na zgodę ; )
He, he, jest piątka!
Zresztą, pójdźmy na kompromis – wśród zakupów zawsze może znaleźć się coś o walorach zaczepno-obronnych. Zero siedem żytniej, na przykład. Ale wszystko inne napewno bym wywalił.
Pewnie, piątka!
Bardzo mocno takie sobie, by nie rzec, cieniutkie. :-(
Marianna Sprzęgło, z zawodu gospodyni domowa… – Gospodyni domowa – to nie zawód.
…ukazując szeregi nierównych i przeżartych szkorbutem zębów. – Szkorbut powoduje stan zapalny dziąseł i wypadanie zębów. Szkorbut nie przeżera zębów.
No – nie łapie za serce. Już prezentacja bohaterki wskazuje, że tekst pójdzie w stronę jakiejś cepelii. No a dalej jest przewidywalne.